Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

100 zasad udanego związku - ebook

Data wydania:
30 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

100 zasad udanego związku - ebook

 

 

Nowe wydanie z nową okładką!

Jesteś jedyną osobą, którą możesz zmienić.

Szczęśliwe pary to nie te, które nigdy się nie kłócą.

Konstruktywna krytyka partnera powinna dotyczyć tylko jego czynów.

Negocjacje to jasne, spokojne, pozbawione oskarżeń i wykłócania się określenie, co powinno zmienić się w waszym układzie.

Zmierz się z problemami. To trudne, ale się opłaca.

Powiedz, co ci przeszkadza – albo sobie odpuść.

On nie chce ze mną rozmawiać, ona nie chce się ze mną kochać.

Poznaj nowe sposoby rozwiązywania odwiecznych problemów.

Sto zasad udanego związku to prawdziwa skarbnica życiowych praktycznych porad, jak dobrze funkcjonować w parze ze swoim partnerem, zachowując zdrowy rozsądek, odwagę i radość.

Znana terapeutka Harriet Lerner pomoże Ci poradzić sobie ze wszystkimi problemami w stałym związku.

Życie z drugim człowiekiem jest wielką sztuką, a dzięki tym radom może być fascynujące, przyjemne i odkrywcze, nawet po wielu latach. Autorka obala stereotypy i zaleca cudowną prostotę. To działa. Ta jedna książka śmiało zastąpi dziesiątki innych poradników. Jest tu wszystko, co trzeba wiedzieć, żeby zbudować dobrą i trwałą relację – nie tylko w małżeństwie.

Anna Luboń, „Gala”

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8053-195-6
Rozmiar pliku: 557 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autorki

Książkę tę napisałam, zainspirowana poradnikiem Jak jeść – przewodnik konsumenta Michaela Pollana. Autor pomaga czytelnikowi wprowadzić w życie proste reguły dotyczące odżywiania się. „Nie spożywaj płatków śniadaniowych, które zmieniają kolor mleka”. „Nie jedz tego, czego twoja prababcia nie uznałaby za jadalne”. Jego zasady wystarczają, by zacząć jadać dobrze i zdrowo. Pollan udowadnia, że właściwe odżywianie się nie musi być trudne.

„Tak samo jest w przypadku małżeństwa” – pomyślałam, kartkując jego książkę. Dlaczego nie miałabym napisać książki o małżeństwie (zdefiniowanym ogólnie jako stały związek) dla osób, które chcą tylko poznać zasady praktyczne, a nie interesuje ich teoria? Oczywiście bycie parą to o wiele bardziej złożona sprawa niż jedzenie. Uznałam jednak, że bez trudu zdołam spisać sto zwięzłych zasad, dzięki którym związek może się rozwijać albo przynajmniej zyskać szanse na przetrwanie.

Jestem wdzięczna Michaelowi Pollanowi, ponieważ przypomniał mi, że prostota to najlepszy sposób na rozwiązanie skomplikowanych problemów.Wstęp To nie powinno być aż tak skomplikowane

Ludzie wydają ciężko zarobione pieniądze na poszukiwanie rad u ekspertów, chociaż dobrze wiedzą, co należy robić, by małżeństwo było udane – albo chociaż stało się lepsze. Ta myśl przyszła mi do głowy niedawno, gdy słuchałam przysięgi małżeńskiej, którą młoda para składała sobie przed swoją rodziną i przyjaciółmi.

Każde z nich wypowiedziało te słowa:

Przyrzekam zawsze cię traktować z szacunkiem i uprzejmością.

Przyrzekam ci wierność, szczerość i uczciwość.

Przyrzekam uważnie cię słuchać.

Przyrzekam przepraszać cię za swoje błędy i naprawiać wszelkie krzywdy, jakie mógłbym ci wyrządzić.

Przyrzekam gotować i sprzątać dla ciebie.

Przyrzekam być twoim partnerem i przyjacielem na dobre i na złe.

Przyrzekam dać z siebie wszystko.

Przyrzekam codziennie dotrzymywać tej przysięgi.

Skąd wzięli te obietnice? Czyżby przekopali się przez setki poradników i blogów internetowych poruszających kwestie udanych związków? A może naczytali się dzieł psychologicznych i prac terapeutów rodzinnych, by poznać wyniki najnowszych badań na temat sukcesów i porażek w małżeństwie?

Oczywiście, że nie. Zajrzeli w swoje serca, przypomnieli sobie najważniejsze wartości, skorzystali ze swego życiowego doświadczenia i ze złotej zasady. Kiedy wchodzimy w wiek, w którym możemy sobie wybrać partnera życiowego, znamy już pewną liczbę małżeństw i mamy ugruntowane pojęcie o tym, co małżeństwu szkodzi, a co mu pomaga. Wiemy, że partnera należy traktować tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani.

Jeśli wspomniana para codziennie będzie dotrzymywać przysięgi (z dużym marginesem na błędy), ich małżeństwo rzeczywiście okaże się udane. Co więcej eksperci mogą tu dodać?

No dobrze, to nie aż tak proste

Z najnowszych statystyk wynika, że co drugie małżeństwo się rozpada, jest więc oczywiste, że ludzie nie dotrzymują przysięgi małżeńskiej ani nie postępują rozsądnie – tak samo jak niektórzy nie odżywiają się zdrowo, chociaż wiedzą, co jest dla nich dobre. Paradoksalnie to właśnie w najdłużej trwających i najważniejszych związkach zachowujemy się najmniej dojrzale i rozważnie.

Prawdziwe życie jest chaotyczne i skomplikowane. Kiedy z kimś mieszkasz, wspólnie zarządzacie finansami, uprawiacie seks i podejmujecie niezliczone decyzje, które narzuca codzienność, coś może nie wypalić. Do tego dochodzi bagaż doświadczeń wyniesionych z domu rodzinnego przez każdego z was, nierozwiązane kwestie z przeszłości – już nie wspominając o wszelkich stresach, które gromadzą się po drodze. Pojawienie się dziecka – czy to własnego, czy adoptowanego (albo dzieci partnera z poprzedniego związku) – jeszcze bardziej gmatwa sytuację, bo dla małżeństwa nie ma nic trudniejszego niż pojawienie się lub utrata członka rodziny. Szczerze przyznaję, zdumiewa mnie fakt, że wszystkie małżeństwa nie rozpadają się po przyjściu na świat pierwszego dziecka.

Uciekaj albo walcz

Z biegiem lat coraz pokorniej podchodzę do kwestii małżeństwa. Kiedy spirala napięcia się nakręca i trwa wystarczająco długo, nawet najbardziej dojrzałe związki mogą przemienić się w dysfunkcyjne. Parafrazując powieściopisarkę Mary Karr, małżeństwo dysfunkcyjne to takie, które składa się z więcej niż jednej osoby.

Zawsze przypominam swoim czytelnikom, że nawet najlepsze związki mogą wpaść w pułapkę rosnącego dystansu, zbyt dużego napięcia i cierpienia. Naturalna jest reakcja „uciekaj albo walcz”, a małżeństwo przypomina piorunochron, który zewsząd absorbuje lęk i stres. Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, to pamiętaj, że żyjemy w ustawicznym stresie.

Życie składa się z ciągu wydarzeń, więc to naturalne, że każde małżeństwo szamocze się między konfliktem („walcz”) i oddaleniem się („uciekaj”). A ponieważ we współczesnym świecie nie brakuje powodów do stresu, to nie oznacza, że kiedy już jesteś zdesperowana, nie przytrafi się kolejne nieszczęście. A to matka zachoruje, umrze ukochany pies, syn przerwie terapię odwykową albo mąż straci pracę – i to wszystko w tym samym roku. Wtedy na pierwszy ogień pójdzie bliskość w twoim związku – no, chyba że jesteś święta albo osiągnęłaś najwyższy poziom rozwoju duchowego.

Czy masz motywację, by poprawić swoje małżeństwo?

Zasady, które przedstawiam w tej książce, mogą wydawać się proste, ale trudno jest wprowadzić zmiany i utrzymać ten stan przez dłuższy czas. W małżeństwie – tak samo jak w nauce języka obcego albo codziennej gimnastyce – najważniejsza jest motywacja.

Jeśli chcesz praktykować zasady udanego małżeństwa, powinnaś:

1. Mieć dobrą wolę i szczerą chęć stworzenia lepszego związku.
2. Umieć skupić się na sobie (nie chodzi o obwinianie siebie, lecz o umiejętność obserwacji i zmiany zachowań, które sprawiają ci ból).
3. Zdecydować się na wprowadzenie poważnych zmian.
4. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć.

Wszystko, co wartościowe, wymaga ćwiczeń – tak samo jest z małżeństwem. Można na przykład ćwiczyć przedkładanie szczęścia nad potrzebę posiadania racji lub wygrywania w kłótni. Można ćwiczyć pogodę ducha, szczodrość i otwartość. Można ćwiczyć jednocześnie zdecydowanie i delikatność. Można ćwiczyć wprowadzanie spokojnej i serdecznej atmosfery, nawet gdy druga strona robi coś złego. Można ćwiczyć zajmowanie zdecydowanego stanowiska w ważnych sprawach – stanowiska, którego nie zmieni nawet presja partnera.

Pomoże ci znajomość pewnych zasad, które warto wziąć pod uwagę. Czasami po prostu powinniśmy odwołać się do zdrowego rozsądku. Kiedy indziej potrzebujemy wyobraźni i „niezdrowego” rozsądku, by spojrzeć na stary problem z nowej perspektywy. Przyjrzyj się więc tym sugestiom, a może zainspirują cię do wypróbowania czegoś nowego. Najlepiej zacząć od małych kroczków. Niewielkie pozytywne zmiany doprowadzają do większych i bardziej satysfakcjonujących. Twój związek ci za to podziękuje.1 Bądź serdeczny

Mam być serdeczny? Nikt nie reaguje pozytywnie na tę sugestię. Jeden z mężczyzn, który przychodził do mnie na terapię, ujął to tak: „Mam być dla niej serdeczny i sprawiać jej drobne przyjemności? Daj spokój! Przez całe życie byłem miłym człowiekiem i nie zamierzam do tego wracać”.

Upierał się, że będzie się zachowywał „naturalnie i zwyczajnie”, czyli tak jak do tej pory – wolał lecieć na autopilocie w małżeństwie, które zmierzało ku przepaści.

Spróbujmy świadomie unikać krytycyzmu i negatywnych zachowań i zamiast nich kultywować w sobie uprzejmość i wyrozumiałość. Może ci się to wydawać niemożliwe, jeśli czujesz się pokrzywdzony i zgromadziłeś wiele uzasadnionych pretensji. W rzeczywistości wcale nie jest to niemożliwe, tylko bardzo trudne.

Dlaczego miałbyś zachowywać się miło, jeśli twój partner źle cię traktuje? Celem nie jest zamiecenie problemów pod dywan i stworzenie fałszywej fasady. Uprzejmość, szacunek i wyrozumiałość stworzą podwaliny pod szczerość, prawdomówność i umiejętność skutecznego rozwiązywania problemów. Jak to ujęła moja przyjaciółka i koleżanka po fachu, Marianne Ault-Riche: „Powinieneś okazać partnerowi najwięcej serca właśnie wtedy, kiedy zachowuje się jak skończony idiota”.

Zasada nr 1

Szanuj różnice!

Małżeństwo wymaga poszanowania różnic, jakie was dzielą. Jeden z moich ulubionych żartów rysunkowych autorstwa mojej przyjaciółki Jennifer Berman przedstawia kota i psa leżących razem w łóżku.

Pies z posępną miną czyta książkę pod tytułem Psy, które kochają za bardzo.

Kot mówi: „Wcale się od ciebie nie oddalam! Do cholery, po prostu jestem kotem!”.

Uwielbiam ten żart, bo małżeństwu bardzo służy to, gdy chociaż jedna ze stron potrafi pogodnie traktować różnice. Oczywiście wszyscy w głębi ducha uważamy, że to zawsze my jesteśmy ci nieomylni i że świat byłby lepszym miejscem, gdyby wszyscy zachowywali się tak jak my. Ja sama borykam się z tym problemem. Ale dojrzały człowiek potrafi uznać, że różnice nie oznaczają, że jedna osoba ma rację, a druga się myli.

Każdy z nas patrzy na świat przez inne filtry – w zależności od pochodzenia, kultury, w jakiej się wychowaliśmy, płci, tego, którym dzieckiem w kolejności byliśmy, odziedziczonych cech osobowości i historii naszej rodziny. Prawd jest tyle, ilu ludzi na świecie. Każdy inaczej radzi sobie również z lękiem (w stresującej sytuacji ona potrzebuje bliskości, on woli nieco się odseparować).

Jeśli zależy ci na bliskości:

1. Nie denerwuj się zbytnio różnicami, jakie was dzielą.
2. Nie zachowuj się tak, jakbyś miał monopol na mądrość.
3. Nie utożsamiaj bliskości z podobieństwem.

„Poszanowanie różnic” nie oznacza, że musimy akceptować poniżające nas czy niesprawiedliwe zachowania partnera. Chodzi jedynie o to, że różnice wcale nie oznaczają, iż jedna osoba ma rację, a druga się myli. Pracuj nad emocjonalną bliskością z partnerem, który czasami myśli i czuje co innego niż ty, i nie próbuj go przekonać, że jest w błędzie.

Zasada nr 2

W stresującej sytuacji nie wywieraj presji

Jeśli należysz do gaduł, może ci trudno na co dzień być z osobą, która woli przeżywać wszystko w milczeniu. Różnica temperamentów z pewnością gra dużą rolę. Kiedy się poznaliście, może spodobały ci się dystans i małomówność partnera, ale często to, co początkowo nas pociąga, później staje się problemem.

Otwieranie się to dobry sposób na stworzenie bliskości, ale nie jedyny. Psycholog Carol Tavris wspomina:

Kilka lat temu mój mąż musiał się poddać dość stresującym badaniom lekarskim. Na dzień przed pójściem do szpitala wybraliśmy się na kolację z jednym z jego przyjaciół, który przyjechał z Anglii. Z fascynacją patrzyłam, jak męski stoicyzm w połączeniu z angielską rezerwą wprowadził zdecydowanie niekobiecą atmosferę. Panowie śmiali się, opowiadali sobie anegdotki, sprzeczali się na temat filmów, wspominali wspólne przygody. Żaden z nich ani słowem nie zająknął się o szpitalu, zmartwieniach czy wzajemnym przywiązaniu. Nie mieli takiej potrzeby.

Postaraj się docenić fakt, że każdy z nas ma inne metody radzenia sobie ze stresem i uspokajania się. Zajmij partnera rozmową na neutralny temat, pamiętając, że porozumienie w związku może przybierać różne formy, a miłość da się wyrażać na wiele sposobów. Zamykanie się w sobie niekoniecznie musi być równoznaczne z ukrywaniem się – może tak właśnie twój partner próbuje radzić sobie w trudnych chwilach. Postaraj się to zaakceptować, zamiast marnować energię na zmienianie go na siłę.

Zasada nr 3

Najpierw się uspokój, a dopiero potem mów

Rozmawianie o tym, co się myśli i czuje, to sedno bliskości w każdym związku. Wszyscy marzymy o małżeństwie, w którym mamy takie poczucie bezpieczeństwa i bliskości, że bez oporów możemy podejmować wszelkie tematy. Kto by chciał tkwić w związku, w którym musi ukrywać swoje prawdziwe „ja”? Nakaz „bądź sobą” to ideał kulturowy, do którego warto dążyć.

Ale mówienie o wszystkim i bycie „szczerym” to nie zawsze dobry pomysł. Niekiedy w imię autentyczności i prawdy zakłócamy komunikację, poniżamy i zawstydzamy partnera, w wyniku czego nie umiemy słuchać siebie nawzajem, a nawet przebywać w jednym pokoju. Wałkujemy w kółko jakiś problem albo skupiamy się na wytykaniu błędów, przez co konflikt narasta.

Mądrze i w sposób przemyślany decyduj o tym, jak, kiedy i o czym rozmawiać z partnerem. Lepiej nie zaczynaj trudnej rozmowy, kiedy jesteś zdenerwowana albo rozemocjonowana, kiedy twój partner ma zły nastrój albo po prostu nie może poświęcić ci pełnej uwagi.

Wyczucie odpowiedniej chwili i takt w małżeństwie nie są przeciwieństwem szczerości. Kiedy emocje sięgają zenitu, właśnie wyczucie odpowiedniej chwili i takt umożliwiają szczerość.

Zasada nr 4

Pamiętaj o proporcjach 5:1

W fazie zalotów – czy też „iskrzenia”, jak ją nazywam – automatycznie skupiamy się na pozytywach. Wiemy, co robić, by nasz partner czuł się kochany, wartościowy i wybrany. Różnice, które nas dzielą, uważamy za podniecające i interesujące, a na negatywy w ogóle nie zwracamy uwagi.

Im dłuższy staż związku, tym częściej zdarza nam się „uwaga wybiórcza”. Po latach bycia razem odruchowo skupiamy się na tym, co nam się nie podoba, i głównie o tym mówimy. („Po co nalewasz tyle wody do garnka z makaronem?”. „Nie wiesz, że tym nożem nie kroi się pomidorów?”). Przestajemy dostrzegać i komentować pozytywy. („Bardzo mi się podobało, jak dziś w rozmowie z bratem rozładowałeś napiętą atmosferę”).

Na jedną negatywną uwagę wypowiedz pięć pozytywnych.

Spróbuj skupić się na pozytywach, nawet jeśli czujesz złość i urazę. Jeśli chodzi o pozytywy i negatywy, staraj się zachować proporcje 5:1 (to przepis eksperta Johna Gottmana na to, jak uniknąć rozwodu). Jeżeli jesteś bardzo zła na partnera, poeksperymentuj przez tydzień i zobacz, co się stanie. Na początek wystarczą proporcje nawet 2:1.

Jeśli nie możesz znaleźć u partnera cech godnych pochwał, to znaczy, że straciłaś właściwą perspektywę. Każdy ma jakieś zalety i dobroć w sobie. Każdy jest znacznie bardziej skomplikowanym i lepszym człowiekiem, niż mogłyby na to wskazywać najgorsze rzeczy, jakie zrobił. Każdy związek może przynosić satysfakcję, nawet jeśli obie strony przestały dostrzegać swoje walory i mówić o nich.

Pamiętaj, że zainteresowanie, wyrozumiałość i miłość możesz okazywać w sposób niewerbalny – nie tylko za pomocą słów. Zwykły gest – dłoń na plecach, kiwnięcie głową, uśmiech – może sprawić, że partner poczuje się zauważony i kochany.

Zasada nr 5

Diabeł tkwi w szczegółach

Wiele par sprawia sobie drobne, rozczulające przyjemności. Na przykład mój mąż Steve co rano przynosi mi kawę, zazwyczaj robi kolację i naprawia wszystkie usterki techniczne w moim komputerze. Stale mówi, że mnie kocha i podziwia i że czuje się szczęściarzem, ponieważ ma taką żonę. Pomijając złe dni, zawsze trzyma się zasady 5:1.

Ale parę lat temu podczas lektury poradnika Ellen Wachtel We Love Each Other, But… uświadomiłam sobie, że Steve już dawno przestał wspominać o tym, co właściwie we mnie kocha i podziwia, co często podkreślał na początku naszej znajomości. Dotarło do mnie też, że i ja nie wygłaszam pozytywnych uwag na jego temat, chociaż wcale na to nie narzekał.

Mów partnerowi, co konkretnie w nim podziwiasz.

Co ciekawe, dorośli rozumieją, że dzieci w różnym wieku potrzebują pochwał za konkretne cechy i zachowania. Nie wystarczy powiedzieć: „Jesteś najlepszy” i „Bardzo cię kocham”. Dziecko powinno też czasami usłyszeć: „Uważam, że zachowałeś się bardzo dzielnie, mówiąc koledze, że zrobiło ci się przykro, kiedy nie zaprosił cię na urodziny”.

Początkowo było mi trochę głupio, że w ogóle brakuje mi takich wyrazów uznania Steve’a. Istnieje szeroko rozpowszechnione przekonanie, że jeśli masz wysokie poczucie własnej wartości, to nie potrzebujesz afirmacji i pochwał z zewnątrz. (Nawiasem mówiąc, to wierutna bzdura).

Postanowiłam najpierw sama poćwiczyć takie zachowanie, zanim poproszę o nie Steve’a. Eksperymentowałam przez parę miesięcy. Chwaliłam Steve’a za określone rzeczy, które po kilkudziesięciu latach małżeństwa przestałam dostrzegać lub które uważałam za coś oczywistego („Wczoraj na przyjęciu byłeś taki dowcipny!”). Im częściej wyrażałam uznanie dla zalet Steve’a, tym bardziej go doceniałam. Kiedy go o to poprosiłam, Steve zrewanżował się tym samym, ale najwięcej zyskałam na tym, że to ja odważyłam się na wprowadzenie zmian.

Zasada nr 6

Już wiesz, co robić

Książki i czasopisma pełne są wskazówek dotyczących tego, jak sprawić, by partner czuł się kochany, doceniany i wyjątkowy.

Nie potrzebujesz tych rad.

Nawet jeśli czujesz, że ty i partner bardzo oddaliliście się od siebie albo że w waszym związku pojawiło się ogromne napięcie, możesz w tej chwili zamknąć tę książkę i zastosować jedynie trzy techniki, dzięki którym partner zacznie traktować cię serdeczniej, a atmosfera w waszym domu się ociepli.

Żaden ekspert na świecie nie powie ci, co może rozbroić twojego partnera.

Pewien mężczyzna, który przychodził do mnie na terapię, twierdził, że „próbował już wszystkiego” i nadal nie wie, jak poprawić relacje z żoną. Pod wpływem lekkiego nacisku z mojej strony udało mu się jednak wymyślić, co może jeszcze zrobić, by jego żona czuła się kochana:

1. Mogę ugotować ulubioną potrawę żony i czekać na nią z kolacją, kiedy wróci z pracy.
2. Mogę do końca miesiąca posprzątać swoje rzeczy w piwnicy.
3. Mogę zaproponować, żebyśmy w niedzielę rano porozmawiali o jej troskach związanych z naszą córką Molly. Mogę jej wysłuchać i przedyskutować z nią problem.

Żaden fachowiec na całym świecie nie jest w stanie określić, co może sprawić przyjemność twojemu partnerowi. Najtrudniej jest zacząć i trzymać się swojego planu.

Zasada nr 7

Pamiętaj o piaskownicy

Pamiętam historyjkę o dwójce dzieci, które bawiły się foremkami i łopatkami w piaskownicy. Nagle okropnie się pokłóciły i jedno z nich wybiegło z piaskownicy, krzycząc: „Nienawidzę cię! Nienawidzę!”. A już po chwili znowu radośnie razem się bawiły.

Z pobliskiej ławki przyglądała im się dwójka dorosłych. „Widziałeś?” – spytał jeden z nich. „Takie są dzieci. Jeszcze pięć minut temu były wrogami”.

„To proste” – odparł drugi. „Wolą radość od świętego oburzenia”.

Możemy oszczędzić sobie cierpienia, jeśli spróbujemy zachowywać się jak te dzieci. Ludzie, którzy od lat są ze sobą w związku, rzadko potrafią zapomnieć o gniewie i pretensjach, bo potrzeba udowodnienia swojej racji nie pozwala im wrócić do piaskownicy, dopóki ten drugi nie przyzna, że to on zaczął i popełnił błąd. Skupiamy się na negatywach kosztem szczęścia i dobrego samopoczucia.

Natychmiast się uspokajam i czuję ulgę, kiedy po kłótni mój mąż Steve puka do drzwi mojego gabinetu, przytula mnie i mówi: „Kocham cię. To było głupie. Odpuśćmy sobie”. Przed laty wymyślił głupi rytuał „1-2-3–odpuszczamy!”, którym do tej pory potrafi mnie rozśmieszyć i rozładować mój gniew. To wielka ulga, kiedy Steve rozluźnia się i zachowuje się żartobliwie po kłótni, w której jak idioci nakręcaliśmy się we wzajemnych pretensjach.

Oczywiście zdarza się, że musimy dotrzeć do samego sedna trudnej rozmowy. Niektóre kwestie należy przedyskutować, nie wolno ich lekceważyć. Rozmawiajmy dużo, by wyleczyć rany po zdradzie, niesprawiedliwości i zerwanej więzi, ale małżeńskie szczęście w prawie osiemdziesięciu pięciu procentach zależy od tego, czy potrafimy „wrócić do piaskownicy”. Bierzmy przykład z dzieci z tej historyjki.

Zasada nr 8

Udawaj przez osiem dni

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.Podziękowania

Chciałabym podziękować wielu osobom.

Jeffrey Ann Goudie i Emily Kofron nieustannie okazują mi przyjaźń i miłość; trwają przy mnie, kiedy piszę kolejne książki, redagują maszynopisy, które im podsyłam w ostatniej chwili, i zawsze poprawiają jakość moich tekstów. Marcia Cebulska podarowała mi punkt widzenia dramatopisarza i szczerą osobistą ocenę wszystkich tekstów, które jej wysyłam. Do całej waszej trójki: nie wyobrażam sobie pisania bez waszej pomocy.

Moi synowie Matt i Ben byli jeszcze małymi dziećmi, kiedy wydałam swoją pierwszą książkę. To cudowne, że podczas pisania tej książki mogłam się do nich zwrócić po pomoc i skorzystać z ich ogromnej wiedzy. Podziękowania składam również moim cudownym synowym Josephine Saltmarsh i Arianie Mangual za cenne rady, bezwarunkową miłość i wsparcie. Mocno przytulam swoją siostrę (i współautorkę książek dla dzieci), Susan Goldhor, za cenne przemyślenia dotyczące wielu rozdziałów.

Pomogło mi również sporo innych osób. Szczególnie wdzięczna jestem swojej przyjaciółce i koleżance po fachu, Julie Cisz, za cenne rozmowy, oraz Joanie Shoemaker za wnikliwe sugestie. Dziękuję także Thomasowi Foxowi Averill, Williamowi Doherty, Monice McGoldrick, Leonore Tiefer, Esther Perel, Caryn Miriam-Goldberg i Brendzie Kissam. Ogromne wyrazy wdzięczności dla Marian Sandmeir za jej pełne entuzjazmu wsparcie i talent redaktorski.

Mam intelektualny i emocjonalny dług wobec tylu osób, że nie sposób wymienić ich wszystkich – począwszy od fundacji Menningera, w której dokończyłam przygotowania do pisania pracy podoktoranckiej i do której zespołu później dołączyłam. Podczas kilkudziesięciu lat, które tam przepracowałam jako psycholog, spotkałam się z wieloma wspaniałymi nauczycielami. Od samego początku miałam też to szczęście, że na odległość wspierały mnie znajome feministki, które pomagały mi w trudnych chwilach i stworzyły dla mnie nową definicję wspólnoty intelektualnej. Do tej pory tylu uznanych teoretyków, terapeutów i innowatorów w tej dziedzinie przyczyniło się do powstania moich książek, że nawet nie podejmuję się wymienić ich wszystkich.

Kiedy William (Bill) Shinker, założyciel i prezes Gotham/Avery zdecydował się wydać Sto zasad, poczułam się, jakbym wróciła do domu. To właśnie on – razem z Janet Goldstein – wydał moją pierwszą książkę Gniew kobiety i wspierał mnie jako pisarkę. Bill to wydawca z powołania. Dziękuję mu za uczciwość i wizjonerstwo, i za to, że kiedyś obiecał mi ugotować domowy obiad, na który wciąż liczę. Bill wyznaczył mi wspaniałą redaktorkę, Lauren Marino, która była dla mnie twarda, kiedy tego potrzebowałam, ale jednocześnie pozwalała mi na samodzielność. Świetnie pracowało mi się również z Carą Bedick, trzeźwo myślącą, bardzo utalentowaną asystentką Lauren. Judy Myers wykonała doskonałą pracę przy adiustacji ostatecznej wersji tekstu.

Nie potrafię w pełni wyrazić wdzięczności agentce i menedżerce Jo-Lynne Worley, która od jesieni 1990 roku wspiera mnie w pisaniu. Zawsze mogę liczyć na jej anielską cierpliwość, wielkie kompetencje i niezłomną przyjaźń. Nigdy nie zwątpiła, że dam radę dokończyć książkę.

I na koniec dziękuję swojemu wiecznie rosnącemu gronu rodziny i przyjaciół, które trwa przy mnie, oraz moim pacjentom i wiernym czytelnikom za to, że tak wiele mnie nauczyli. Bez was nie powstałaby ani jedna z moich książek. Mam ochotę podziękować też pięknemu, gościnnemu miastu na wzgórzu, Lawrence w stanie Kansas, które od 2002 roku jest moim domem. Doskonale mi się mieszka i pracuje z jego cudownymi mieszkańcami.

Steve’owi, swojemu dowcipnemu, kochającemu, wspaniałomyślnemu, opiekuńczemu i utalentowanemu psychologowi/muzykowi/producentowi filmowemu i mężowi, z którym jestem od ponad czterdziestu lat… cóż, jemu dziękuję za wszystko. Kiedy myślę o naszym wspólnym życiu, nie mogę uwierzyć we własne szczęście.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: