Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

44 dni - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 lutego 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
25,90

44 dni - ebook

Tomasz Król niby jest pianistą, niby jest rzeźbiarzem, niby wie, o co mu w życiu chodzi. Niby, bo coraz mniej rzeczy jest pewien. Zagadka numer jeden, w której się pogrąża z każdym krokiem, coraz bardziej czując jej kres, lecz coraz mniej i ją i siebie rozumiejąc: co się stanie, gdy zabije ostatnią osobę z listy? Im bliżej finału do zrealizowania czterdziestu czterech zadań, tym więcej pytań i kuriozów spada na głowę Tomasza. Zaczyna wręcz zastanawiać się, dlaczego w ogóle zabija. I to zabija ludzi, którzy – obiektywnie rzecz ujmując – ani nie mają ze sobą nic wspólnego, ani nic w ich życiorysach nie wskazuje na to, że mogliby komukolwiek aż tak zaleźć za skórę. Bo komu, na przykład, mogłoby zajść za skórę dziecko? Tomasz nie wie i choć czasem zaprząta mu to głowę, to ponad czterdzieści razy skreślił z listy stosowne nazwisko, czym zadowalał swojego przyjaciela, który powierzał mu owe "misje", nigdy nie mówiąc czemu. Czy w takim ferworze nienaturalnej determinacji możliwe jest zaprzestanie dotychczas podjętych działań? I czy w całym tym szaleństwie pochłaniającym bohatera cokolwiek dzieje się naprawdę? Na te i wiele innych wątpliwości odpowiedzi należy szukać w debiutanckiej powieści Daniela Hurlaka "44 dni", nad którą autor pracował blisko dwa lata.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-161-3
Rozmiar pliku: 974 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

– Tak, słucham?

– Gdzie jesteś?

– Już w drodze.

– Wiesz, że masz dzisiaj spotkać się z ta dziewczyną.

– Wiem, wiem. Ale trochę jestem opóźniony, bo był korek na drodze. A Jeszcze na dodatek jest gołoledź i cholernie gęsta mgła…

– ,Postaraj się nie spóźnić, bo inaczej może zrezygnować. – Robię, co w mojej mocy. Uspokój się. A tak w ogóle, gdzie jesteś?

– Jeszcze w Goussainville, ale już za chwilę jadę na samolot. Powinienem być dziś wieczorem w Warszawie.

– Przyjechać po ciebie na lotnisko?

– Nie trzeba, poradzę sobie, ale zadzwoń, jak z nią porozmawiasz.

– Dobra, zadzwonię.

– Posłuchaj, jeszcze…

– O, kurw…!

– Co się stało?! Halo! Słyszysz mnie? Co się stało!?

Rozległ się dźwięk głuchego sygnału …

Rozdział I

Jest szósta rano. To godzina, o której zaczyna się każdy dzień Tomasza Króla. Czasami można odnieść wrażenie, że nazwisko to dane mu zostało zupełnie nieprzypadkowo. Jego życie wyglądało tak, jakby posiadał pewną władzę. Był to jednak zwykły mężczyzna, ale tylko z pozoru. Dla człowieka, który go znał, był momentami chodzącą zagadką, wręcz przerażającą postacią. Jak każdy miał swój cel w życiu, a także swoją pasję, która sprawiała mu radość. Najważniejsze, aby być usatysfakcjonowanym, a Tomek taki właśnie był. Mieszkał sam w małym domku, który znajdował się na obrzeżach Tarnopola, położonego we wschodniej Polsce. Z natury nie był człowiekiem gadatliwym. Jego twarz sprawiała wrażenie ciągle zamyślonej i skoncentrowanej. Znajomość z sąsiadami polegała tylko na mówieniu ,,dzień dobry”. Czasami podejmował polemikę, lecz było to wręcz wymuszone. Na przykład w sytuacji, gdy przez przypadek potrącił siedmioletniego syna swojej sąsiadki. Wypadek był niegroźny i wina nie stała po stronie Króla, jednak musiał na przekór swoim chęciom, przeprowadzić wymianę zdań.

Tomasz był uważany w swoim mieście za dobrego człowieka, ale tak naprawdę nikt go nie znał od jego innej strony, można rzec, tej mrocznej. Budził się zawsze o szóstej rano. Musiał iść do warsztatu, aby przygotować materiał na wykonanie zamówienia. Trzydziestopięcioletni Tomasz był rzeźbiarzem. Miał małą firmę, w której sam się zatrudniał. Przyjmował zamówienia, także z poza miasta. Potrafił grać również na pianinie, którego obudowę sam wykonał. Czasami, gdy potrzebował chwili na rozmyślenie, to siadał i grał. Oddawał się muzyce tak, jakby to ona miała rozwiązać jego problemy lub zmotywować go do dalszego działania. Gry nauczył się, gdy chodził do szkoły podstawowej, jego nauczycielem był nieżyjący już pianista, Jan Dąbrowski, przyjaciel jego matki. Tomasz od urodzenia mieszkał w Tarnopolu. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miał dwadzieścia pięć lat. Śmierć ojca odczuł najmocniej, to on był jego największym przyjacielem. Król nie miał rodzeństwa, a nawet żadnej ciotki, czy wujka ani kuzynostwa. Był po prostu samotnikiem. Miał jedynie swojego przyjaciela, którego poznał niedługo po śmierci wspomnianych rodziców. Nazywał się Jacek Morawiecki. Mieszkał kilka ulic dalej. Często spotykali się w domu Tomka i grali w pokera, pijąc przy tym wódkę i paląc niezliczoną ilość papierosów. Tak naprawdę, to podczas tych spotkań, kończyło się życie pewnych osób. Podczas jednego z takich spotkań, Król wpadł w stan głębokiego zamyślenia. Odłożył papierosa, dopił kieliszek ciepłej wódki, wstał i powolnym krokiem udał się w stronę okna. Skupionym wzrokiem spojrzał przez szybę i zaczął mówić do Jacka:

– Jak myślisz, tym razem mi się uda?

– Przecież tobie zawsze się udaje – odparł Jacek ze sporym zdziwieniem.

– Wiem, ale tym razem czuję jakiś niepokój, tak jakby coś miało się wydarzyć – powiedział Tomasz, przypatrując się przez okno wiosennej zieleni.

– W barku jest lista – rzekł Jacek wypuszczając dym z ust.

– To już dziewiąta – odparł z niepokojem Tomek.

– Tak, to już dziewiąta lista – potwierdził melancholijnie Jacek.

Mężczyźni przez kilka dobrych minut byli w stanie głębokiego zamyślenia. Sprawiali wrażenie osób, które są zupełnie odłączone od świata. Ciszę przerwało stukanie do drzwi. Tomek nie wykonując żadnych ruchów ciałem, spojrzał na Jacka i powiedział:

– Nikogo się nie spodziewałem – następnie wstał i poszedł otworzyć drzwi. Okazało się, iż był to listonosz, którego Tomasz wprawdzie nie lubił, mimo, iż widział go najwyżej raz w tygodniu.

– Dzień dobry – rzekł z uśmiechem dostarczyciel listów, próbując zachęcić Króla do rozmowy.

– Nie taki dobry – odburknął Tomasz i wziął kopertę, która już czekała w dłoni doręczyciela – jeszcze coś?

– Już nic – odparł listonosz z małym grymasem na twarzy i pożegnał się. Król nie odpowiedział, zamknął drzwi, trzymając nerwowo w ręce kopertę. Następnie wszedł do pokoju, gdzie wcześniej grali w pokera i rzekł do Jacka:

– On będzie następny.

– Nie żartuj sobie, to zwykły listonosz – odparł Jacek, odkładając już wypalonego papierosa na stół.

– Powiedz mi lepiej, co do ciebie przyszło – rzekł Morawiecki. Tomasz otworzył kopertę, szybko przeszył zawartość wzrokiem i odparł:

– Ehh, pieniądze za stół i list z podziękowaniem.

– Jaki stół? – spytał z zaciekawieniem Jacek.

– Dwa tygodnie temu była u mnie jakaś starsza kobieta i chciała, abym jej zrobił stół taki, jaki był na zdjęciu, które przyniosła. Mówiła, że to dzieło jej zmarłego męża, który zginął w pożarze ich domu – mówił z przejęciem Tomasz– wszystko, co było w środku, spłonęło, nawet ten stół. Bardzo chciała, bym wykonał jej identyczny mebel, nie mogłem jej odmówić – powiedział Król, trzymając w ręce kilka polskich banknotów. Jacek nie wiedział, czy jego przyjaciel zrobił to z litości czy dla pieniędzy. Słowa ,,nie mogłem jej odmówić” wypowiedziane przez jego kolegę, który jednocześnie trzymał gotówkę w dłoni, raczej nie wskazywały na bezinteresowną przysługę. Morawiecki postanowił jednak to przemilczeć, ponieważ wiedział, że jeżeli spyta czy Tomasz zrobił to dla pieniędzy (a przykładał do nich dużą wagę), czy też z dobrego serca (choć określenie to w stosunku do Króla było wręcz kłamstwem), to ten może się zdenerwować. Następnie rzeźbiarz schował gotówkę do kredensu i zaczął kontynuować wypowiedź. – Wracając do naszej rozmowy, coraz częściej mam wrażenie, że już wystarczy. Czasami mam dosyć. Ale ciągle męczy mnie dziwne uczucie, że to jeszcze nie koniec.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał z niepokojem Morawiecki, tak jakby zaprzestanie dalszych działań jego przyjaciela miało mu zaszkodzić.

– Nie trwóż się Jacku, nie trwóż się, to jeszcze nie koniec. Ciągle siedzi we mnie jakieś dziwne uczucie, które wręcz kieruje mną, nakazuje mi, ale nie dbam o to.

– Wiedziałem, że na ciebie zawsze można liczyć – odpowiedział przejęty Morawiecki. Następnie wyjął z kieszeni marynarki jakąś kartkę, na której było coś zapisane i dał ją swojemu przyjacielowi. Na kartce były imiona i nazwiska pięciu osób. Przy każdej z nich był również adres. Każda z tych postaci miała swoją historię. Nieprzypadkowo znaleźli się na tym kawałku papieru. Jacek na każdej takiej liście składał swój podpis, który był bardzo charakterystyczny. Od tej pory nikt z tej listy nie mógł być pominięty przez Tomka. Król z koncentracją przyjrzał się pierwszej osobie na trzynastej liście i odczytał jej imię i nazwisko:

– Jerzy Wolski, ksiądz Jerzy Wolski – poprawił się Król. Następnym nazwiskom nie poświecił więcej uwagi, po prostu zostawił je na później. Następnie spojrzał na adres obok nazwiska, zapamiętał go i zgiął starannie kartkę. W tym momencie uczucie, które prowadziło go do kolejnych działań, wzmagało się. Sprawiało, iż był jeszcze bardziej bezwzględny, a jego motywacja sięgała najwyższego punktu. Po chwili podszedł do barku i tam schował kartkę. Nie musiał jej nosić przy sobie, ponieważ po każdym zrealizowanym zadaniu wracał do domu, aby spotkać się ze swym przyjacielem.

Gdy odszedł od barku, Jacek wstał. –Czas na mnie. Odprowadzisz mnie do drzwi? – spytał z życzliwym uśmiechem.

– Oczywiście – odparł Jacek i obaj ruszyli w stronę korytarza. Gdy doszli do wyjścia, Morawiecki rzekł:

– Jak skończysz z księdzem, to spotkamy się u ciebie.

– Jak zawsze – uśmiechnął się Tomasz, pożegnał się z przyjacielem i zamknął drzwi. Następnie wolnym krokiem z zamyśloną twarzą ruszył do pokoju, w którym przed chwilą trzymał w ręku listę wybrańców. W tym dniu na jego twarzy widać było prawie wszystkie możliwe uczucia, które towarzyszą człowiekowi podczas życia. Od smutku, po chwilową radość przeplataną głębokim zamyśleniem. Postanowił długo nie czekać i już następnego dnia chciał złożyć wizytę u księdza Wolskiego. Był on proboszczem w małej parafii Prochowice, odległej 20 km od Tarnopola. Aby wszystko sobie uporządkować, usiadł przy pianinie, które znajdowało się w tym samym pokoju, wziął głęboki oddech i oddał się grze. Uwielbiał grać utwory Chopina. Twierdził, że muzyka tego wybitnego kompozytora pasuje do nastrojów, które najczęściej w nim się kotłują. Jego palce sprawiały wrażenie tyranów, które swoimi agresywnymi ruchami wymuszały na klawiszach swoistą pracę. Owoc tej pracy to melodia będąca ukojeniem dla uszu. Z każdą chwilą jego gra nabierała tempa. Na czole pojawiały się krople potu, serce biło coraz szybciej, a wzrok tkwił ciągle w jednym punkcie. Palce poruszały się błyskawicznie, a każda niechciana nuta była oznajmiana wyrazistym stękaniem. Tempo gry się zwiększało. Tomasz wyglądał na kogoś, kto czegoś się boi. Sprawiał wrażenie, jakby miał przed oczami jakieś sceny, które go dręczyły. Tempo z sekundy na sekundę wzrastało, serce biło jeszcze szybciej, pot spływał z jego twarzy coraz rzęsiściej. Zaczął zaciskać zęby, wyglądał, jakby coś go bolało. Nagle zakończył grę i zaczął głośno krzyczeć. Jedną ręką trzymał się za głowę, drugą zaś mocno dociskał do górnej obudowy pianina. Przez kilka chwil głęboko oddychał. Od tej chwili czuł się trochę lepiej, jakby zrzucił z siebie jakiś ciężar. Jego piękna, a zarazem agresywna gra była pewnego rodzaju buntem przed czymś, o czym nikt nie miał pojęcia. Następnie wstał ruszył w kierunku łazienki. Włożył głowę pod kran i schłodził ją zimną wodą. Wyprostował się i spojrzał głęboko w lustro, wycierając przy tym twarz. W swoich oczach widział smutek, lecz także miłość, którą od czasu śmierci swoich rodziców nikogo nie obdarzył. Po chwili przemyśleń, ruszył do sypialni, padł jak martwy na łóżko i usnął.

Rozdział II

Gdy kładziemy się spać, mamy nadzieję, iż choć przez chwilę nie będziemy myśleć o przykrych wspomnieniach, a także o problemach, które nas dotyczą. Tomasz Król też zapewne miał taką nadzieję. Niestety, jego umysł był karmiony złymi emocjami w tak dużym stopniu, że nawet podczas snu poddawany był psychicznym torturom. Mijała minuta za minutą, a Tomasz spał spokojnie. W końcu jednak nadeszła godzina trzecia nad ranem. Król wydobył z siebie pierwszy jęk. Pewnym było to, iż śnią mu się jakieś traumatyczne sceny. Na jego twarzy, podobnie jak podczas gry na pianinie, pojawiły się krople potu. Na poduszce można było dostrzec mokre plamy. Z jego ust padały niewyraźne słowa. Najczęściej wypowiadane to: ,,Ojcze” oraz liczba ,,czterdzieści cztery”. Wyglądało na to, że rzeźbiarzowi śnił się ojciec, którego za życia traktował jak najlepszego przyjaciela. Więcej podejrzeń może wzbudzać liczba „czterdzieści cztery”, którą wykrzykiwał jak żołnierz postrzelony w kolano. Trwało to do godziny 5.00 rano. Wtedy Tomasz nagle się zerwał i po kilkunastu głębokich oddechach położył się spokojnie na łóżko. Wyglądał na człowieka, któremu podobne sceny przydarzają się regularnie. Od tej pory już nie spał. Leżał spokojnie do godziny szóstej, ponieważ, jak każdego dnia, szedł do warsztatu. Tomasz wiedział, że był to kolejny z ,,tych” dni. Równo o godzinie szóstej wstał z łóżka i ruszył w stronę łazienki. Obmył starannie twarz, umył zęby i ruszył do kuchni, aby spożyć śniadanie. W kuchni Króla, jak i w całym domu, panował harmonijny porządek. Niezauważalny był fakt nieobecności kobiecej ręki. Tomek na śniadanie jadł to, co większość ludzi. Najczęściej zwykłe płatki kukurydziane z mlekiem. Po zjedzeniu już wspomnianego posiłku, robił sobie kawę, siadał przy stole i pijąc łyk za łykiem, rozmyślał o tym, co wydarzy się tego dnia. Musiał sobie wszystko rozplanować, nie mógł pozwolić na to, żeby w jego poczynania wdarł się chaos. Zwykle picie kawy zajmowało mu nie więcej niż 15 minut, jednak tego dnia trwało to o 10 minut dłużej. Wyraźnie coś nie dawało mu spokoju. W końcu zebrał siły i wstał, obmył kubek, zrobił dwa głębokie wdechy i poszedł do warsztatu. Tam czekały na niego pokorne drewniane klocki, które bez oporu oddawały się jego dłoniom wiedząc, iż te uczynią je czymś wyjątkowym, niepowtarzalnym. Król przed rozpoczęciem pracy spoglądał do swojego notesu, który leżał na biurku. Chciał bowiem sprawdzić, jakie zlecenie musi zrealizować tego dnia. Wiedział, iż czeka go jeszcze wizyta u księdza Wolskiego, i że nie da się jej przełożyć. Ze skupieniem otworzył notes, następnie przewertował strony, aż natrafił na aktualny dzień, a był to 3. maja. Tomasz nie uważał się za jakiegoś większego patriotę, dlatego też bez skrępowania oddawał się pracy, nawet w tak ważne święto. Gdy spojrzał na stronę, na której widniała data, na jego twarzy można było zauważyć pewną ulgę. Wyglądał, jakby chciał powiedzieć: ,,nie będę musiał się śpieszyć” albo „skoncentruję się tylko na jednym”. Po chwili zamknął notes, położył go z powrotem na biurku i wręcz pobiegł do domu. Gdy przekroczył drzwi mieszkania, to już się nie spieszył. Momentami, ktoś, kto patrzył z boku mógł pomyśleć, że jest chory na umyśle, lecz takie osądy są godne pogardy, bo tak naprawdę, nikt go nie znał. Tomasz wszedł do swojej sypialni, gdzie, podobnie jak w kuchni, panował porządek. Następnie otworzył szafę i wyjął z niej swój najlepszy garnitur. Gdy go wyciągnął, jego oczy przykuł mały punkcik znajdujący się na rękawie garnituru. Była to mała plama, wyglądająca jak zeschnięta krew. Tomasz widząc to, wpadł w stan głębokiego zamyślenia, który nie był dla niego niczym obcym. Jego przemyślenia w ciągu tych kilku chwil były tak głębokie, że aż w oczach zebrały mu się łzy, lecz szybko się otrząsnął, zdrapał plamę, i przywdział galowe ubranie.

Król nie lubił krawatów, wolał chodzić z rozpiętym kołnierzykiem. Może dlatego, że często miał wspomnienia, które powodowały u niego duszności. Spojrzał ostatni raz w lustro i poszedł do pokoju, w którym grał w pokera ze swoim przyjacielem. Po chwili otworzył barek i wyjął z niego listę, którą dzień wcześniej dał mu Jacek Morawiecki. Jeszcze raz dokładnie spojrzał na adres i pod nosem powiedział: „Prochowice 66”, zgiął kartkę i z powrotem ją schował. Obmacał kieszenie, sprawdzając czy ma portfel i ruszył w stronę drzwi. W korytarzu coś mu się przypomniało i skierował się do kuchni. Podszedł do szafki, gdzie przetrzymywał lekarstwa i wziął jakąś malutką buteleczkę z pigułkami. Następnie schował ją do kieszeni od marynarki. Wtedy już z przekonaniem, iż ma ze sobą wszystkie istotne rzeczy, wyszedł z domu, zamknął starannie drzwi, a klucze schował pod doniczkę znajdującą się tuż obok. Mimo tego, iż był to maj, na dworze temperatura wynosiła nie więcej niż dziesięć stopni. Tomasz aż strzepał się z zimna i ruszył przed siebie. Jego celem był dworzec autobusowy. Ze względu na to, iż miejsce zamieszkania księdza Wolskiego nie było odległe, Król postanowił dotrzeć na miejsce autobusem. Do celu szedł spokojnym chodem. Mijał przy tym wielu ludzi, jednych znał bardziej, drugich mniej. Po kilkunastu minutach doszedł do dworca. Autobus do Prochowic wyjeżdżał o godz. 8.15. Tomek miał jeszcze w zapasie 10 minut. Postanowił kupić sobie gazetę, aby nie nudzić się podczas jazdy. Gdy już dokonał transakcji, wsiadł do autobusu, w którym prawie nikogo nie było, dzięki temu mógł spokojnie sobie usiąść w miejscu, które lubił najbardziej, czyli przy oknie. Król był przekonany również, że nikt do niego się nie przysiądzie, skoro w pojeździe jest tak dużo wolnych miejsc. Gdy już wygodnie zajął miejsce, postanowił otworzyć gazetę. Jego uwagę przykuł artykuł dotyczący zabójstwa młodej kobiety. Po około dwudziestu minutach czytania, nagle usłyszał:

– Można? – pytanie pochodziło od starszego mężczyzny.

Król, zanim odpowiedział, rozejrzał się dookoła, jakby chciał zasugerować starcowi, że autobus jest prawie pusty. Lecz gdy widział, że nieznajomy wykazuje dużą chęć aby usiąść, pozwolił mu.

– Proszę, niech pan siada – odpowiedział zniechęcony Tomasz.

Mężczyzna usiadł obok rzeźbiarza i niespodziewanie rzekł:

– Szkoda panu?

– Co mi szkoda? – odpowiedział zdziwiony posiadacz gazety.

– Tej dziewczyny– wyjaśnił starzec.

– Aa, o to panu chodzi. Wie pan, jakoś tak niespecjalnie – rzekł Tomasz z miną bardzo obojętną.

– Nie rusza pana fakt, iż młoda, niewinna dziewczyna straciła życie?

– Z całym szacunkiem, ale nie znałem jej – odparł Król.

– To była wspaniała dziewczyna, już zaręczona i planowała ślub – opowiadał nieznajomy.

– No niestety, nie wszystkim jest dane dożyć takich pięknych momentów – stwierdził Tomek i ponownie próbował wczytać się w gazetę, jednak jego rozmówca nie zaprzestawał dialogu.

– To niesprawiedliwe, że na świecie żyją ludzie, którzy są w stanie odebrać komuś marzenia, są w stanie zadać ogromny ból, zabić kogoś, krzywdząc przy tym najbardziej bliskich ofiary – starzec z przejęciem kontynuował. – Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale najbardziej poszkodowana nie jest ta dziewczyna o której pan czyta, tylko ci co ją kochają. Ona jest teraz po drugiej stronie, tam nie ma bólu, rozpaczy, cierpienia. Tu niestety to wszystko jest, i te właśnie uczucia gnębią jej bliskich.

– Mówi pan tak, jakby pan znał tę dziewczynę – odpowiedział zasłuchany Król.

– To moja wnuczka – stwierdził ze łzami w oczach starszy pan. Gdy Tomasz usłyszał te słowa, przestał spoglądać na gazetę, a jego oczy na chwilę stanęły w jednym punkcie. Następnie spojrzał na starca i rzekł:

– Przykro mi – powiedział to z wielkim zakłopotaniem, tak jakby to on był winny śmierci tej kobiety.

– Przepraszam, że to panu mówię, ale nie mam nikogo, z kim mógł bym porozmawiać, jestem samotny, pan na pewno nie wie, co to za uczucie – stwierdził starzec.

Słowa te niejako dotknęły Tomasza, ponieważ on również prowadził życie samotnika (miał jedynie przyjaciela, Jacka). Następnie z delikatnym uśmiechem odpowiedział:

– Wie Pan, bardzo dobrze rozumiem co pan czuje, lecz pan nie wie, co może czuć taka osoba jak ja – po tych słowach autobus się zatrzymał. Król szybko wstał, poprosił swojego rozmówcę, aby ten go wypuścił. Starzec podziękował mu za rozmowę i podarował mu złote pióro. Tomasz się zdziwił i w odpowiedzi rzekł:

– Tak drogo ceni sobie pan kilkuminutową rozmowę?

– Wartość każdej rzeczy to sprawa subiektywna, dla jednych zwykła rozmowa to zjawisko całkiem normalne, dla innych zaś, jest to piękna czynność, na którą nie zawsze można sobie pozwolić. Pan ze mną rozmawiał kilka minut, dla mnie to bardzo dużo, ponieważ były to pierwsze słowa wypowiedziane przeze mnie od niespełna trzech lat.

Tomasz ze zdziwienia wypuścił pióro. Szybko je podniósł i półżartem rzekł:

– Całkiem dobrze panu idzie, nie zauważyłem, żeby pan miał jakieś problemy, podczas gdy rozmawialiśmy. – Starzec uśmiechnął się i podał rękę Tomaszowi na pożegnanie. Od momentu, kiedy autobus się zatrzymał, minęło kilka chwil, w tym czasie kierowca wysiadł, ponieważ poszedł kupić gazetę, a Król i obcy mężczyzna mogli przez to jeszcze porozmawiać. Gdy Tomek zobaczył, że kierowca wraca, zwrócił się do mężczyzny:– Dziękuję za pióro, przyda mi się – i zmierzając w stronę drzwi, powiedział– do widzenia.

– Do zobaczenia – odrzekł starszy pan. Zabrzmiało to tak, jak by starzec był pewny, że obaj mężczyźni się jeszcze zobaczą.

Król wyszedł z autobusu, lecz nie patrzył w stronę swojego rozmówcy, tylko pewnym krokiem ruszył przed siebie. Przez chwile rozmyślał o rozmowie w autobusie, jednak później otrząsnął się i stanął przed rzeczywistością, jakiej musiał sprostać. Ta, krótka wymiana zdań była pewnym oderwaniem się od jego codziennego życia. Na chwilę zapomniał o tym, kim jest i co w swoim życiu robi.

Od tej chwili wszystko wróciło do normy. Celem Króla była oczywiście plebania, gdzie mieszkał ksiądz Jerzy Wolski. Niechciał on zwracać na siebie uwagi, dlatego też nie pytał nikogo, gdzie znajduje się wspomniany budynek. Po kilku minutach ciągłego chodzenia, rozejrzał się dookoła. Nagle jego wzrok zatrzymał się. Król dostrzegł wieżę kościoła i ruszył w jej kierunku, sądząc, że właśnie przy kościele znajduje się plebania, w której mieszkał Ksiądz Jerzy. Tomasz zauważył wieżę z odległości około dwustu metrów, więc droga jaką musiał przebyć, nie była zbyt długa. Gdy szedł, unikał kontaktu wzrokowego z ludźmi. W sumie było to u niego normalne. Lecz zarazem nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Nie sprawiał wrażenia człowieka, który czegoś się boi lub będzie się bał. Tę strategię miał opracowaną do perfekcji. Po pewnym czasie zorientował się, że ciągle ma w ręce złote pióro. Jeszcze raz przypomniał sobie słowa starca, z którym jechał w autobusie, a szczególnie te: ,,Wartość każdej rzeczy to sprawa subiektywna, dla jednych zwykła rozmowa to zjawisko całkiem normalne, dla innych zaś jest to piękna czynność na, którą nie zawsze można sobie pozwolić. Pan ze mną rozmawiał kilka minut, dla mnie to bardzo dużo, ponieważ były to pierwsze słowa wypowiedziane przeze mnie od niespełna trzech lat”. Te właśnie dwa zdania Tomasz zapamiętał tak dobrze, że mógłby je wyrecytować jak uczeń mówiący wiersz na języku polskim. Po tych przemyśleniach Król dotarł do kościoła. Przez chwilę przyjrzał się wieży, a następnie poszukiwał wzrokiem plebanii. Następnie spostrzegł mały dom, z którego ścieżka prowadziła wprost do bramy kościoła. Tomasz był pewny, że właśnie tam mieszka ksiądz Jerzy. Rzeźbiarz nie czekając, ruszył w kierunku domu parafialnego. Gdy dotarł do drzwi, rozejrzał się jeszcze raz i zapukał. Po pięciu minutach bezskutecznego molestowania drzwi, postanowił poszukać księdza w świątyni. Kościół w Prochowicach był bardzo duży. Przypominał małą katedrę. Gdy Tomasz wszedł na teren kościoła zauważył, że drzwi frontowe są otwarte. Miał nadzieję, że zastanie tam księdza Wolskiego. Tomasz wszedł do przedsionka, spojrzał w stronę prezbiterium i zauważył postać w czarnym ubraniu, klęczącą w pierwszej ławce. Król domyślił się, iż jest to człowiek z listy, którą otrzymał od swojego przyjaciela, następnie delikatnym krokiem podszedł bliżej ołtarza i usiadł tuż za modlącym się mężczyzną. Wolski usłyszał, że ktoś za nim jest, lecz dalej w skupieniu się modlił. Król postanowił mu nie przeszkadzać i cierpliwie czekał. Po dziesięciu minutach ksiądz Jerzy zakończył modlitwę, wstał i obrócił się w stronę Tomasza. Po chwili z uśmiechem rzekł:

– Pan do spowiedzi?

– Niezupełnie – odpowiedział Tomasz, odwzajemniając uśmiech.

– Więc chce pan zamówić mszę? – mówił z przekonaniem proboszcz.

– Chcę porozmawiać, ale nie chcę, aby to była spowiedź – zaznaczył wyraźnie Król.

– Rozumiem – odparł życzliwie Wolski. Następnie zapytał:

– Pan przyjechał z daleka, bo nie mogę skojarzyć pańskiej twarzy?

– Jestem z Tarnopola – odparł Tomek.

– A, to niedaleko – stwierdził starszy ksiądz, po chwili spytał:– a o czym chce pan porozmawiać?

Od tej pory Tomasz stał się aktorem, genialnym aktorem. Wcielił się w inną postać tak dobrze, że chwilami myślał, że jest kimś innym.

– Wie ksiądz, mam problemy rodzinne – rzekł ze smutkiem w oczach Król.

– Proszę mi o tym opowiedzieć, jeżeli pan ma takie pragnienie, postaram się panu pomóc – odparł proboszcz Prochowic, odwracając się w stronę ołtarza. Rozmowa dwóch mężczyzn wyglądała niczym spowiedź, choć nią nie była. Ksiądz siedział w jednej ławce, w drugiej zaś, tuż za nim, Tomasz, który rozpoczął opowiadać o swoich problemach. Głównie chodziło o zdobycie zaufania swojego rozmówcy:

– Widzi ksiądz, mam żonę, która jest ciężko chora. Lekarze mówią, że zostały jej dwa miesiące życia – mówił z przejęciem Król.

– Proszę kontynuować – rzekł zasłuchany proboszcz.

– Nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić, to spadło na mnie jak grom – twarz Tomasza była pełna emocji – bardzo ją kocham, a już niedługo jej nie będzie. Rozumie mnie ksiądz?

– Rozumiem, jednak uczucie, którym pan jest dręczony, jest mi obce, ponieważ nigdy nie byłem w takiej sytuacji – stwierdził kapłan.

– Wie ksiądz, czego się boję najbardziej? – zapytał Wolskiego.

– Czego?– odparł proboszcz czekając na odpowiedź.

– Gdy umrze i będzie jej pogrzeb – rzeźbiarz przestał na chwilę mówić, a w jego oczach pojawiły się łzy, następnie kontynuował – i gdy będzie leżała w trumnie, w pięknym ubraniu, ja będę prosił ją, aby powiedziała choć jedno słowo, żeby się choć uśmiechnęła, a ona będzie na to obojętna i nic nie będę mógł zrobić.

Ksiądz Wolski przejął się bardzo słowami swojego rozmówcy, chcąc mu pomóc, rzekł:

– Musi się pan modlić, a Bóg wesprze pana w trudnych chwilach, ale nie może pan zwątpić, musi pan wierzyć.

– Ja już chyba przestałem wierzyć – odparł Tomasz, a jego mina nie była już tak przejęta.

Słońce przysłoniły chmury i zerwał się silny wiatr, który sprawił, iż drzwi wejściowe zatrzasnęły się z wielkim hukiem. W kościele zrobiło się ciemno. Chwilę po tym zdarzeniu Tomasz powolnym krokiem zmierzał ku wyjściu. Miał bardzo zamyśloną twarz, lecz nie było w niej widać przerażenia. Gdy wszedł do przedsionka, umoczył rękę w wodzie święconej, odwrócił się w stronę prezbiterium, uklęknął i starannie się przeżegnał. Następnie pod nosem powiedział ,,czterdzieści” wstał i wyszedł.

Ksiądz Jerzy siedział w pierwszej ławce, wyglądał tak, jakby dalej modlił się w skupieniu, szukając odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Po wyjściu Tomasza ze świątyni można było zauważyć pewną różnicę dotyczącą kapłana. Wcześniej był to zwykły ksiądz, który całe życie poświęcił Bogu i ludziom, teraz zaś jest to ten sam człowiek, jednak jego szyja ozdobiona jest pięknym złotym piórem, po którym powoli spływał czerwony atrament. Tomasz Król po raz kolejny nie zawiódł swojego przyjaciela.

Rozdział III

Po wizycie w kościele prochowickim, Tomasz dotarł na dworzec, aby podobnie, jak przyjechał wrócić do swojego tarnopolskiego domu. Podczas tej krótkiej podróży jego twarz była martwa. Ciągle rozmyślał. Przypomniała mu się osoba, która miała numer dziesiąty na liście jego przyjaciela Jacka Morawskiego. Był to sześcioletni chłopiec. Tomasz odebrał mu życie podając truciznę, po której powoli umierał. Mały chłopiec o imieniu Jakub zaufał Królowi ponieważ ten, podobnie, jak w rozmowie z księdzem, tak i z nim stał się aktorem. Mały Kuba przed samą śmiercią, nie wiedząc, co go czeka, spytał Tomasza:

– Proszę pana, a wszyscy ludzie umierają?

Rzeźbiarz nie mógł nic odpowiedzieć, chłopiec zmarł mu na rękach po wcześniejszym zażyciu trucizny. Tomasz długo rozmyślał o tym młodym człowieku. Po chwili złapał się za głowę i hamował się, aby nie wpaść w szał, jakiemu często ulegał gdy był sam w domu. Kiedy autobus się zatrzymał, rzeźbiarz wybiegł szybko w stronę swojego domu. Znalazł się tam po niespełna kilku chwilach. Nie wyglądał już tak elegancko jak wtedy, gdy wybierał się do Prochowic. Miał rozpiętą koszulę, mokre włosy i pobrudzone pantofle wraz z nogawkami. Nerwowo otworzył drzwi i wbiegł do środka. Od tego momentu uwolnił wszelkie uczucia, jakie ukryte były w jego wnętrzu. Na czole Króla pojawiły się krople potu, które zalewały oczy, z tych zaś leciały łzy. Krople potu i łez rywalizowały ze sobą jak dwóch biegaczy. Wygra ten, który pierwszy dotrze do mety. Tomasz wbiegł do pokoju, w którym jego przyjaciel z niezrozumiałych przyczyn dał mu kolejną listę osób. Następnie podszedł do barku, otworzył go i chwycił paczkę papierosów, obok której leżała wspomniana lista. Mężczyzna, trzymając już papierosy w ręku, zatrzymał na chwilę wzrok na kartce, która była powodem śmierci księdza Wolskiego. W jego oczach można było zauważyć wielki lęk. Miał wrażenie, jakby owa kartka płonęła. Zamknął nerwowo barek i szybko usiadł na fotelu. Na stole leżały zapałki, wziął jedną i z trudem odpalił papierosa. Zrobił to za trzecim razem, ponieważ jego ręce tak bardzo się trzęsły, że połamał dwie zapałki. Gdy już odpalił papierosa, głęboko się zaciągnął, przytrzymał dym i energicznie go wypuścił. Kolejne zaciągnięcia były o wiele szybsze. Papierosa trzymał kciukiem i palcem wskazującym, co wyraźnie dawało do zrozumienia, że nie palił z odprężeniem. Tomasz tak szybko palił używkę, że w końcu poparzył się, gdyż żar doszedł do samego filtra. Król wyrzucił pozostałość kiepa, głośno przy tym klnąc. Następnie wstał i po raz kolejny podszedł do barku, aby wziąć stamtąd butelkę whisky. Otworzył mebel, lecz nie zaglądał do jego wnętrza, tylko po omacku chwycił butelkę i wyciągnął ją, po czym trzasnął drzwiczkami. Ponownie usiadł na fotelu i prosto z butelki zaczerpnął pokaźny łyk trunku. Po chwili Tomasz uspokoił się. Na jego czole nie widać było już kropli potu, a oczy choć zaczerwienione, były całkiem suche. Obróciwszy się w stronę mebli, zauważył trzy stojące obok siebie zdjęcia. Każde z nich umieszczone było w złocistych takiej samej złocistej ramce. Miłośnik pianina odłożył butelkę z whisky i podszedł do fotografii. Spojrzał na nie z wielkim wzruszeniem. Po chwili wziął je i wrócił na fotel. Na pierwszym zdjęciu, któremu się przyglądał, był młody, przystojny blondyn o piwnych oczach. Miał małe, zgrabne uszy i lekko spiczasty nos. Na jego twarzy widniał szczery uśmiech. Pod jego prawym okiem była centymetrowa blizna, która nie szpeciła jego wyglądu, wręcz przeciwnie, dodawała mu męstwa. Na fotografii tej był Tomasz Król, rzeźbiarz, miłośnik pianina i wierny przyjaciel, który potrafił przenieść innych ludzi na drugi świat. Król odłożył zdjęcie na stół i pochwycił następne. Na nim zaś był starszy mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami. Miał kilka głębokich zmarszczek na czole, lecz twarz jego nie była uśmiechnięta. Był to ojciec Tomasza, który kiedyś zginął w wypadku wraz z jego matką. Następnie rzeźbiarz z Tarnopola wziął do ręki fotografię kobiety i to jej poświęcił najwięcej czasu i nad nią rozczulił się najbardziej. Widniała na niej postać osoby w średnim wieku. Podobnie jak Tomasz, miała blond włosy i była uśmiechnięta, a w jej oczach było widać wielką miłość. Przy tej właśnie fotografii Król uronił czterdzieści cztery łzy. Jego rodzice byli ostatnimi osobami, które go kochały i którym na nim zależało. To oni go wspierali i nigdy nie zostawiali bez pomocy. Ojciec Tomasza był jego przyjacielem, któremu mógł mu zwierzyć się ze wszystkiego z czym miał problem. Matkę kochał również mocno, ale to do ojca szedł ze swoimi problemami. Teraz jednak, już ich nie było, a ich syn wpadł w pułapkę, w której dokonuje rzeczy strasznych, nie widząc tak naprawdę, co go do tego zmusza. Tomasz odłożył zdjęcia na swoje miejsce i tępym wzrokiem spoglądał na mieszkanie. Czuł, że musi się spotkać z Jackiem jeszcze dziś. Musiał się komuś wygadać, a jego przyjaciel był jedyną osobą, która mogła go wysłuchać. Po chwili bezpłodnego patrzenia się na pomieszczenie, usiadł do pianina. Obecność whisky w jego organizmie sprawiła, że jego ruchy były zdecydowanie wolniejsze. Jednak w tym dniu nie potrafił wydobyć z instrumentu żadnej sensownej melodii. Klawisze sprawiały wrażenie odważniejszych, wyglądały tak, jakby się już nie bały tyrańskich palców Tomasza. Przygnębiony mężczyzna zaczął mówić sam do siebie:

– Kim jestem? Co się stało? Dlaczego? Po co? Kiedy? Gdzie? Skąd? Dla Kogo? Codziennie szukam odpowiedzi na to pytanie – po tych słowach podparł głowę swoją ręką i wyglądał jak filozof szukający odpowiedzi na wiele pytań z natury prostych, lecz odpowiedź na nie bardzo trudno znaleźć. Przez chwilę milczał. Na jego czole znów pojawiły się głębokie zmarszczki, tętno przyspieszyło, a jego ręce drgały. Nagle uderzył ręką o pianino i zdecydowanym i zarazem zrozpaczonym głosem, rzekł:

– Życie, wszędzie życie, a we mnie śmierć. Czy już umarłem? – podniósł głowę i patrząc do góry, po raz kolejny krzyknął – Czy już umarłem!?– lecz nikt się nie odezwał. Brak owej odpowiedzi sprawił, że Tomasz wpadł w szał. Zaczął uderzać o klawisze, sprawiając, że jeden odłamał się i spadł na ziemię. Następnie podbiegł do fotografii, na których był on, jego matka i ojciec. Pochwycił je i rzucił z całej siły o ścianę. Jego oddechy były bardzo szybkie i głębokie, a powieki zaczęły drgać. Całe ciało wyglądało jak nienastrojone pianino, które przez wewnętrzny nieporządek wydaje z siebie dźwięki niepożądane, chaotyczne, wręcz przerażające

Król wybiegł do kuchni. Tam zaś po lewej stronie od drzwi znajdował się spory obraz, na którym widniało jezioro, a przy nim mężczyzna z zarzuconą wędką. Tomasz zrzucił malowidło ze ściany. Jak się okazało, za wspomnianym dziełem znajdował się sejf. Król chwycił za pokrętełko i wpisał kod do drzwiczek. Podczas, gdy Rzeźbiarz je otwierał, owe drzwi wydawały przeraźliwy pisk. W końcu światło zawitało we wnętrzu jego domowego skarbca. Znajdowała się tam spora suma pieniędzy, dużo kartek zawiniętych w rulonik i kilka dziwnych przedmiotów. Tomasz nie był zainteresowany żadną z tych rzeczy, jedyne, co przykuło jego uwagę, to wspomniane kartki zwinięte w rulonik i obwiązane materiałowym sznurkiem. Miłośnik pianina sięgnął głębiej, wyraźnie czegoś szukając. Po krótkich poszukiwaniach, jego ręka zatrzymała się i coś chwyciła. Król wyjął pożądany przedmiot. Był to prawdziwy pistolet. Tomasz spojrzał na niego ze smutkiem w oczach i padł na ziemię. Oparł się plecami o ścianę, w której był sejf i siedział. Wyglądał na osobę, która chce popełnić samobójstwo. Ręka trzymająca pistolet zaczęła pomału zmierzać ku górze. Rzeźbiarz z Tarnopola wycelował sobie w skroń. Gdy już miał pociągnąć za spust, ktoś wbiegł do kuchni i gwałtownie chwycił go za rękę. Pistolet wystrzelił …

– Tomek, co robisz, nie możesz! – krzyknął zatroskany Jacek Morawiecki – czemu chciałeś to zrobić!? – na szczęście Króla, a na nieszczęście pozostałych osób z listy schowanej w barku, kula trafiła w sufit. Jak się okazało, Jacek w ostatniej chwili chwycił rękę swojego zdesperowanego przyjaciela i oderwał lufę od jego głowy. Morawiecki wziął pistolet i położył go z powrotem do sejfu. – wstań – powiedział stanowczym głosem Jacek. – Nie możesz odebrać sobie życia, musisz wytrzymać jeszcze trochę, to niedługo się skończy – jednak słowa te nie docierały do Tomasza, który dalej przerażony leżał na podłodze.

– Wstań, proszę – powtórzył Jacek delikatniejszym głosem.

Król spojrzał na przyjaciela i niczym małe dziecko, stwierdził – ja chciałem tylko poznać odpowiedź.

– Odpowiedź na co? – zapytał Morawiecki.

– Odpowiedź na pytanie, które chce mnie zabić – słowa te zabrzmiały, jak by wypowiedział je szaleniec, jednak Tomasz był ciągle poczytalny.

– Co ty mówisz? – krzyknął Jacek.– Jakie pytanie? Co chcesz poznać? – w oczach Morawieckiego było widać pewien niepokój, lecz nie był on powodowany troską o przyjaciela, lecz czymś zupełnie innym. Król głęboko spojrzał w oczy mężczyzny i przemęczonym głosem, w którym można było wyczuć lęk, odparł:

– Ty wiesz – i zemdlał, a była godzina dwunasta.

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: