Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Adlen - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,90

Adlen - ebook

„Adlen” Joanny Jankiewicz to literatura fantasy. Fabuła osnuta jest wokół intrygi polegającej na rodzącym się w księstwie spisku, który ma doprowadzić do przejęcia w nim rządów przez sąsiedniego władcę. Spisek zostaje jednak przypadkowo wykryty przez młodą prostytutkę Ninę, która wracając do domu jest świadkiem brutalnego ataku na młodego mężczyznę. Dziewczyna podchodzi do niego chcąc udzielić mu pomocy, a on będąc w ciężkim stanie przekazuje jej kartkę z tajemniczą wiadomością. Nina nie potrafi czytać, dlatego musi dopuścić do tej tajemnicy inne osoby, co całkowicie zmieni jej i ich dotychczasowe życie. Zadaniem bohaterki i jej przyjaciół jest udaremnienie tego spisku. W tym czasie okazuje się, że zaginął następca tronu księstwa Adlen. Na ulicę miasta ruszają więc książęcy szpiedzy – agenci specjalni, wśród których prym wiedzie tajemnicza Meredith. Wkrótce trop zaprowadzi ją do Niny i jej przyjaciół. Tymczasem bohaterom powieści zaczyna deptać po piętach jeden z miejscowych gangów.

Świat w Adlen jest światem fikcyjnym, jednak znajdziemy w nim sporo odniesień do współczesności: nieudolność władzy, korupcja, zorganizowana przestępczość czy wszechobecne służby specjalne. W te znane nam wątki, autorka wplata elementy fantasy, w tym przypadku ludzi posiadający magiczne umiejętności, ale nie zawsze wykorzystujący je w szlachetnych celach. Książka jest wielką pochwałą przyjaźni, ale też dowodem wiary w to, że dobro zawsze zwycięża.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-281-8
Rozmiar pliku: 865 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1. I w nieszczęściu zachowuj spokój umysłu

Nina nigdy nie wierzyła w istnienie czegoś takiego jak przypadek. Przypisywanie niektórych zdarzeń czemuś takiemu jak przeznaczenie wyśmiewała z całą stanowczością, na jaką było stać kobietę samotną z wyboru i złośliwą z natury.

Urodziła się i wychowała w miasteczku, w którym tylko cwaniactwo, pewna doza organizacji i przewidywania oraz spora dawka cynizmu i sarkazmu pozwalała przeżyć dzień za dniem. Posiadanie tych cech, co prawda nie sprawiało, że jednego dnia człowiek znikąd staje się kimś, ale za to znacznie ułatwiało egzystencję na minimalnym poziomie.

Jeśli chodzi o hierarchię społeczno-ekonomiczną Nina znajdowała się w pozycji, która uniemożliwiała jej wykonanie wielu ruchów w jakąkolwiek stronę. Jako córka prostytutki i nieznanego ojca była przyzwyczajona do brodzenia po najbardziej grząskim gruncie, do obcowania z mężczyznami, na których w normalnych warunkach nigdy nie zwróciłaby uwagi, do spania w najdziwniejszych miejscach, jedzenia czego i gdzie popadnie oraz liczenia tylko i wyłącznie na siebie i swój spryt, podobno odziedziczony po matce.

Zanim jej matka zdecydowała się pewnego pięknego ranka odebrać sobie życie i zostawić ją samą, nauczyła ją kilku przydatnych rzeczy, które wykorzystała nie tylko w zawodzie prostytutki, do którego matka ją przygotowywała nie pytając wcześniej o zdanie (tak jakby jej zdanie kiedykolwiek miało dla kogokolwiek znaczenie. Zapewne szanowna matka wyszła z założenia, że Nina wyżej nie zajdzie, biorąc pod uwagę piętnujący system społeczny panujący w ich miasteczku). Matka nauczyła ją mianowicie trzech rzeczy - po pierwsze, że zdecydowana większość mężczyzn myśli, że jest mądrzejsza od kobiet, a rolą kobiety jest ich w tym zazwyczaj błędnym przekonaniu utrzymywać jak najdłużej, ponieważ to przynosi dochód albowiem mężczyzna doceniony to mężczyzna hojny. Po drugie – nigdy nie powinna mężczyźnie pokazywać, że to ona jest mądrzejsza, sprytniejsza czy odważniejsza od niego albowiem mężczyzna ośmieszony to mężczyzna w najlepszym wypadku obrażony, a w najgorszym wypadku groźny. Po trzecie i najważniejsze – jeśli Nina chce przeżyć w Adlen choćby jeden dzień musi zachowywać się jak na prostytutkę przystało – być odważna i pokorna, kiedy sytuacja tego wymaga, zarabiać na mężczyznach jak najwięcej jak najmniejszym kosztem własnym oraz zawsze i w każdej sytuacji przewidywać zdarzenia nieprzewidziane. Nie znaczy to oczywiście, że matka jej nic więcej nie nauczyła, jednakże te trzy rzeczy powtarzała aż do znudzenia i w różnych konfiguracjach o każdej porze dnia i nocy.

Patrząc na poczynania Niny aż do pewnej feralnej nocy, można było stwierdzić, że szanowna matka odwaliła kawał dobrej roboty zanim zdecydowała się opuścić ten nędzny padół. Nina doskonale wiedziała, że jest atrakcyjna i o wiele bardziej inteligentna niż większość mężczyzn, z którymi musiała się zadawać. Oczywiście starała się to ukrywać najlepiej jak umiała, choć czasem przychodziło jej to z trudem. Wiedziała również, że żeby przeżyć w tym zapomnianym przez bogów miasteczku, musi być przewidująca. Jak dotąd nie przewidziała tylko jednej rzeczy – że szanowna matka zapragnie któregoś dnia skoczyć z mostu prowadzącego do głównego szlaku handlowego między Adlen a Warterianem, wprost do rzeki Adleren, i że złamie sobie kark, a w konsekwencji zostawi ją, niespełna szesnastoletnią, całkiem samą, zdaną tylko i wyłącznie na siebie. Jak na osobę, która uczyła ją od najmłodszych lat przewidywać rzeczy nieprzewidywalne, jej matka wykazała się w tej decyzji swoistym poczuciem humoru.

Od tego momentu Nina obiecała sobie trzy rzeczy. Nigdy więcej nie pozwoli na to, żeby jej życie było zależne od kogoś innego, zawsze będzie ufać tylko sobie i nikomu innemu. Oraz, że od tej pory będzie o wiele bardziej przewidująca.

Udało jej się dotrzymać tej obietnicy przez 8 lat. Do momentu, w którym ujrzała człowieka w czarnym, pokrwawionym płaszczu, który na zawsze miał odmienić jej życie. Nawet wtedy wierzyła jeszcze, że uda jej się wszystko zaplanować…

***

Tego dnia pogoda nastrajała nader optymistycznie. Słońce świeciło bardzo mocno, odbijając się od szyb wystawowych sklepów, dając mieszkańcom odrobinę wytchnienia od pory deszczowej, która trwała przez dwa miesiące i narobiła zbyt wiele szkód. Ciepłe powietrze sprawiło, że przyroda w Adlen obudziła się ze snu. Zakwitły kwiaty i niektóre owoce, pszczelarze pracowali w pocie czoła przy zbiorach miodu, złote łany zboża pochylały się lekko pod wpływem chłodnego wiatru z gór Osterii. Jezioro Jersenhad, położone kilka mil od Adlen, tak czyste i spokojne, zachęcało rybaków do połowu. Dookoła jeziora rozciągały się dębowe lasy, w których kryło się wielkie bogactwo południowej fauny – od jeleni, dzików i zajęcy po dzikie koty, wilczury oraz spotykane tylko w tych stronach kraju żółte niedźwiedzie, z których skór byli tak dumni adleńscy kupcy i handlarze. Adlen, położone na południu Królestwa Lystanii, było co prawda tylko średniej wielkości miastem handlowym, jednakże jego urok na pierwszy rzut oka mógł porażać. Położone niedaleko gór Osterii i jeziora Jersenhad miasto korzystało z dóbr naturalnych, o których niejedna większa aglomeracja mogła tylko pomarzyć, co sprawiało, że stało się dogodnym punktem handlowym na szlaku między dwoma największymi miastami Lystanii – Westerianem i Kesstem, stolicą królestwa.

Dla nowo przybyłej osoby, zwłaszcza z okolic północy, gdzie temperatura w nocy sprawiała, że zamarzała ślina na języku, Adlen wydawało się ostoją ciepła, ładu i rozkoszy. To tutaj kwitły najbardziej dorodne i smaczne owoce, malownicze, wąskie i czyste uliczki zachęcały mieszkańców do wieczornych spacerów, a świeże, górskie powietrze napełniało płuca niczym nieskażonym powietrzem.

Każdy, kto po raz pierwszy odwiedzał Adlen, niezależnie od powodów wizyty, był urzeczony prostotą i spokojem tego miejsca. Równo przystrzyżone drzewka owocowe, dobrze utrzymane kamienice, czyste uliczki i częste patrole służb bezpieczeństwa dawały wrażenie, że w tym miasteczku każdy może czuć się bezpiecznie, obojętnie czy przyjeżdża w interesach czy w celach turystycznych. Tak wyglądały najważniejsze dzielnice miasta – Dzielnica Gminu, Dzielnica Książęca i Dzielnica Portowa. Zarządzająca nim Rada Miasta, zgodnie z rozkazem księcia Petara I, miała dbać, aby te trzy dzielnice były utrzymane w jak najlepszym porządku. To tuta przewijali się ambasadorzy, kupcy pochodzący z obcych krain oraz ludzie, którzy spędzali życie na podróżowaniu w nieznane. Książę chciał, aby każdy, kto postawił swoją stopę w stolicy jego księstwa czuł się dobrze. Na porządki w mieście szły rozliczne fundusze, radni zatrudniali rzesze ludzi, których głównym zadaniem było utrzymanie porządku w tych dzielnicach.

Dopiero gdy człowiek osiadł na stałe lub przyjechał na dłużej dostrzegał to, czego wcześniej nie chciał widzieć lub rzeczywiście nie dostrzegał – hałaśliwych oszustów, mieniących się kupcami, którzy oszukują nie tylko na jakości towaru ale i na ilości, byle tylko wyjść na zero. Brudne, głodne i zaniedbane dzieci z Cytadeli i Zamurza, dwóch najbardziej ubogich dzielnic Adlen, gdzie nikt nie dba ani o czystość ulic, ani o byt mieszkańców. Dzieci biegają między straganami, kradną co popadnie, byleby tylko przeżyć kolejny dzień i nie dostać lania od niezadowolonych lub pijanych ( albo to i to) rodziców czy opiekunów. Człowiek przebywający w Adlen tylko chwilę nie dostrzeże przekupnych urzędników, którym się wydaje, że skoro piastują ważne stanowisko, to są mądrzejsi i ważniejsi od większości ludzi w całym mieście, o ile nie w kraju. Nie dostrzeże także wszechobecnych pracowników służb porządkowych, którym się wydaje, że skoro mają w ręku bicz czy miecz, to mogą go używać na kim popadnie, w celach rozrywkowych. Nie będzie mu dane także zapoznać się z bandytami z dwóch największych, konkurujących ze sobą organizacji przestępczych w mieście – gangu z Cytadeli i gangu z Zamurza, którzy wymuszają na kupcach, handlarzach, dziwkach, politykach olbrzymie haracze za tzw. „ochronę”, która w ich ustach tak naprawdę nic nie znaczy, bo każdy człowiek w Adlen w razie kłopotów może liczyć tylko i wyłącznie na siebie. A haracz płacić i tak trzeba.

Nina myślała o tym wszystkim wracając późnym wieczorem do gospody, w której wynajmowała pokój od wielu lat. Gospoda znajdowała się na drugim końcu miasta, na granicy Cytadeli i Dzielnicy Gminu. Dziewczyna była zmuszona pokonać ten dystans pieszo. Szła równym krokiem zastanawiając się nad swoją obecną sytuacją materialną. Była wściekła, co okazywała strzelając na boki stalowymi oczami i fukając na pobliskie, zbłąkane ptactwo. Jej policzki przybrały różową barwę, co działo się zawsze, gdy buzowały w niej emocje. Czarne, długie włosy rozsypały się niesfornie na plecach potęgując wrażenie przeżywanych przez kobietę uczuć. Przed chwilą spostrzegła, że klient, u którego ostatnio była oszukał ją i ukradł jej pieniądze przeznaczone na czynsz za pokój wynajmowany w Gospodzie u Babeth. Jak to się mogło stać, tego Nina do tej pory nie mogła odgadnąć, zawsze pilnowała swoich pieniędzy jak oka w głowie, a klient nie był ani tak urodziwy, ani tak bogaty, by mogła się aż tak zapomnieć. Doprowadzało ją to do szału i zamiast zastanawiać się nad rozwiązaniem, cały czas rozpamiętywała, w którym miejscu popełniła błąd. Myślała także nad tym, co powie jej gospodyni.

Gospodyni, pani Babeth Buttler, oprócz tego, że była cudowną, pełną ciepła i rozczulającej surowości kobietą, była też bardzo konkretna i przedsiębiorcza. Nie przeszkadzała jej profesja Niny pod warunkiem, że płaci na czas określoną sumę za wynajem i nie sprowadza klientów do gospody. Większość gospodarzy, a zwłaszcza mężczyzn, nie byłaby tak bardzo wyrozumiała. Nie znaczy to, że prostytucja w Adlen była zabroniona. Który polityk odważyłby się zarżnąć kurę znoszącą złote jaja? Oczywistym było, że domy publiczne stanowią znaczący udział w budżecie miasta i nikt o zdrowych zmysłach nie wpadłby na pomysł wprowadzenia zakazu. Jednakże prostytucja i same prostytutki były w Adlen traktowane jak zło konieczne. Największy raban podnosili żonaci urzędnicy i duchowni (na samą myśl o nich Nina parskała śmiechem. Żonaci stanowili największą część jej klientów, duchowni sytuowali się zaraz po nich) oraz zamężne, bogobojne kobiety, bojące się o wierność swoich własnych mężów.

Nina, przechodząc przez kolejne nieoświetlone alejki, zadawała sobie pytanie co powie Babeth i jak usprawiedliwi brak środków na opłatę za pokój, kiedy zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, że przez tę wściekłość stała się nieuważna i zaszła kilka przecznic za daleko znajdując się na nieznanej sobie uliczce. Po drugie, że niecałe pięćdziesiąt kroków przed nią leży ranny mężczyzna.

– Co do cholery… zaczęła, jednakże nie było jej dane zbyt długo się nad tym faktem zastanawiać.

Chwilę później usłyszała kroki kilku ludzi. Zadziałała instynktownie i schowała się w najbliższych krzakach, które jak się okazało strasznie kłuły, starając się nie wydawać żadnych dźwięków. Jej oczom ukazało się trzech największych mężczyzn jakich w życiu widziała. Wszyscy byli ubrani w czarne długie płaszcze, do których mieli przyczepione niewielkie miecze. Byli bardzo umięśnieni, co dało się zauważyć nawet w ciemnościach. Jeden z nich kucnął przy leżącym na ziemi mężczyźnie, chcąc sprawdzić czy ten oddycha. Nina wciągnęła cicho powietrze, gdy zobaczyła, że tamten nagle podniósł się i wymierzył bandycie zamaszysty cios w podbródek, po czym odskoczył od niego na kilka metrów.

– I co Ramirez, nie spodziewałeś się tego, co? – spytał kpiąco uciekinier i wyjął zza pazuchy długi, lśniący miecz.

– Jeszcze będziesz się modlił o śmierć! Na co czekacie łachudry, łapcie go! – wrzasnął

Ramirez do swoich kompanów.

Dwóch mężczyzn rzuciło się na niego. Pierwszy nie stanowił wielkiego wyzwania dla szermierza. Chłopak skoczył na pobliską skrzynię, z całej siły odbił się od niej i wpadł na jednego z oprawców, przewracając go. Mężczyzna podniósł się szybko i ponownie skierował swoje kroki w stronę chłopaka, jednocześnie wyjmując miecz zza pazuchy. Nina z przerażeniem patrzyła jak szermierz odgania się od obydwu mężczyzn, jakby to były złośliwe muchy. Żaden nie potrafił tak dobrze wyprowadzić ciosu aby przełamać jego obronę.

Jeden z napastników upadł na plecy, gdy chłopak podciął mu swoim mieczem nogi. Drugi z oprychów chciał chwycić chłopaka za płaszcz, lecz ten wyrwał się i zranił mężczyznę w prawy bok. Ten, mimo odniesionych obrażeń, nie pozostał mu dłużny. Wykonał długi krok do przodu i zaskoczył chłopaka, trafiając go w lewy bok. Nina patrzyła z przejęciem jak mężczyzna, nazywany przez chłopaka Ramirezem, wzdryga się ze złości na zachowanie swoich ludzi.

– To wszystko na co cię stać? Parę dupolizów, którzy nie potrafią odróżnić szpady od kołka? – powiedział szermierz i ruszył w stronę Ramireza.

Nina wstrzymała oddech, ponieważ ten Ramirez okazał się dużo lepszy od swoich kolegów. Patrzyła jak mężczyzna z dużą pewnością siebie wyprowadza ciosy. Zwróciła także uwagę na to, że ten waleczny chłopak jest ranny, poruszał się z coraz większym trudem. Ramirez również to zauważył. Udało mu się podejść do chłopaka, pchnąć go pod żebra, a następnie kopnąć w brzuch. Zanim Nina zdążyła zrobić choćby krok, drugi z bandytów złapał za leżący w pobliżu kamień i rzucił go w kierunku szermierza. Kamień trafił w tył głowy i chłopak osunął się bezwładnie na ziemię. Nina cicho pisnęła. Wiedziała, że nie może się odezwać, rozsądek nakazywał jej siedzieć cicho i nie wtrącać się. Wymyślała sobie od najgorszych, że znalazła się w tak niekomfortowej sytuacji. Siedzi w jakichś krzakach, które ją niemiłosiernie kłują, ogląda jak jacyś bandyci, pewnie z Cytadeli bądź z Zamurza, mordują nieznanego jej mężczyznę, nic nie może zrobić, bo ją też zabiją i wyrzucą do rzeki albo w najlepszym wypadku zgwałcą. Nie ma co, mamusia byłaby z niej dumna.

W tym czasie Ramirez podszedł do chłopaka i zaczął przeszukiwać mu kieszenie.

– Gdzieś to musi być... – zamruczał do siebie, obszukując kolejne kieszenie.

– Nie mamy czasu szefie, zaraz strażnicy nas zobaczą! – syknął jeden z jego towarzyszy.

Ramirez uciszył go gestem dłoni. – Już się zlałeś w gacie, tchórzu? Zamiast biadolić może byś pomógł, co? – zakpił drugi mężczyzna i zajął się obszukiwaniem spodni.

Nagle Nina usłyszała stukot końskich kopyt. Ramirez, ku przerażeniu Niny, nie tracił czasu. Wbił szpadę w ciało szermierza na wysokości serca.

– Chodźmy, zanim straż tu przyjedzie. Wrócimy jeszcze po niego i go obszukamy, przecież nigdzie już nie pójdzie – powiedział mężczyzna, śmiejąc się pod nosem i dał znak swoim towarzyszom żeby się pospieszyli.

Chwilę później już ich nie było. Stukot kopyt również się uciszył, a Nina walczyła ze sobą, nadal ukrywając się w krzakach. Wiedziała, że chłopak umiera i że tamci zaraz po niego wrócą. Wiedziała również, że jak teraz nie wyjdzie i mu nie spróbuje pomóc, to nie wyjdzie już nigdy i zostanie w tych krzakach do rana. Wszystko w jej wnętrzu mówiło, że ma odejść i nie interesować się nie swoimi sprawami. Cały czas tak właśnie postępowała. Wiele razy widziała bójki na ulicach, niejednokrotnie zakończone śmiercią. Czasaami była świadkiem, jak strażnicy bili ludzi na śmierć. Ani razu w tym czy innym wypadku nie reagowała. Co w takim razie działo się z nią teraz? Wiedziała, że chłopak umrze, cios, który zadał mu Ramirez był zbyt precyzyjny, aby mógł to przeżyć. Powinna odejść w swoją stronę, udać, że nigdy jej tu nie było. Chłopak jednak miał w sobie coś, co ją przyciągało. Nie wiedziała, czy była to odwaga, z jaką stanął do walki z oprychami, czy może to, że był bardziej niż przystojny? A może zainteresowało ją to, czego szukał Ramirez? W tym momencie nie wiedziała dlaczego wyszła z kryjówki łamiąc wszystkie swoje zasady i podeszła do konającego chłopaka. Rzeczywiście był bardzo przystojny. Z bliska nawet bardziej niż jej się wydawało. Miał czarne, krótko przystrzyżone włosy, śniadą karnację i ładne, pełne usta. Nie mógł mieć więcej niż 25 lat. Tak, jak ci rabusie, był ubrany w czarny płaszcz, sięgający do kolan i czarne, zrobione ze skóry spodnie. Buty, również skórzane, miał odpowiednio wypolerowane. Sięgnęła pod suknię i wyjęła mały, składany nożyk. Nosiła go na wszelki wypadek, gdyby zdarzyło jej się pracować w trudniejszych warunkach. Jakby na to nie patrzeć, takie właśnie miały miejsce. Rozcięła płaszcz w miejscu, gdzie Ramirez wbił szpadę.

Zauważyła, że mężczyzna stracił dużo krwi. Próbowała nim potrząsnąć, a gdy to nic nie dało, podeszła szybko do pobliskiego wiadra z wodą i oblała mu twarz.

Chłopak częściowo odzyskał świadomość, próbował coś powiedzieć, lecz Nina mu przerwała

– Nic nie mów, straciłeś dużo krwi. Zaraz sprowadzę pomoc… - nie zdążyła dokończyć, poczuła, że szermierz wsuwa jej w dłoń zmiętą kartkę pergaminu.

– S…schowaj… i … u – uciekaj. Natychmiast! – wysyczał, a jego oczy rozszerzyły się.

Nina w pierwszym odruchu chciała się sprzeciwić, wyrzucić kartkę, uciekać gdzie pieprz rośnie i nigdy tutaj nie wracać. Albo jeszcze lepiej, wezwać kogokolwiek na pomoc, może zdołają uratować chłopaka. Ona sama niewiele mogła dla niego zrobić. Wbrew temu co czuła i myślała, schowała kartkę za dekolt swojej sukni i jeszcze raz próbowała zatamować krwawienie, przykładając do rany swój szal. Bezskutecznie. Rana była tak głęboka, że cudem było to, że chłopak jeszcze żyje.

– Jak ci na imię? – zapytała Nina i w duchu od razu się za to zganiła.

Co ją to obchodzi na litość boską, co ją obchodzą ludzkie problemy, co ona tutaj robi, czemu naraża życie dla kogoś nieznajomego, który zaraz umrze? Co to za głupie zachowanie?!

– R-robert… uciekaj…mi już nie pomożesz… zabierz to, co ci dałem… j-jak będziesz bezpieczna to przeczytaj… umiesz czytać, prawda?

– Tak, umiem – powiedziała i od razu zaczęła sobie wymyślać od idiotek ostatniego rzędu. Przecież nie umiała! Na wszystkich bogów, w Adlen mało kto umiał czytać! Co on sobie myślał, że trafił na uczoną, która zabłądziła wieczorem w ciemną alejkę?!Ani jej strój na to nie wskazywał, ani pora, o której przebywała poza domem. Nina stwierdziła w myślach, że obydwoje musieli oszaleć z tych nerwów.

– Dobrze… t-teraz musisz już iść! – wydyszał Robert ostatkiem sił.

Nina z najwyższym trudem wstała, założyła kaptur na głowę i odeszła, starając się nie oglądać za sobą. Zdała sobie sprawę, że idzie za szybko. Mimo, że ulice były praktycznie wyludnione i nie wzbudziłaby niczyich podejrzeń, to jednak zdecydowała się zwolnić i iść bardziej naturalnym krokiem. Była już niedaleko od gospody Babeth. Tej nocy miasto mogłoby się wydawać spokojne dla kogoś, kto nie widział przed chwilą tego co ona. Nina wiedziała, że taka sytuacja jak ta, której była świadkiem, nie jest niczym niezwykłym w Adlen. Ludzie z gangów bardzo często mordowali, była niemal pewna, że do jednego z nich zaliczali się Ramirez i jego dwaj goryle. W biedniejszych dzielnicach, w których Nina mieszkała kiedyś z matką, śmierć była na porządku dziennym. Ludzie umierali przez choroby, z głodu, z zimna, od zdobytych ran. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego przejęła się tak bardzo śmiercią jednego chłopaka. Narażała własne życie, żeby mu pomóc. Przyjęła od niego jakiś liścik, który nie wiadomo co zawiera i na pewno wpędzi ją w jakieś kłopoty. Nie wiadomo czy ktokolwiek jej nie widział, było tak ciemno, że równie dobrze ktoś mógł im się przyglądać.

– Głupia kretynka! – rzuciła Nina w przestrzeń, ponownie odczuwając gniew. Znów bezwiednie przyśpieszyła marsz.

Chciała znaleźć się jak najszybciej w gospodzie. Nagle zatrzymała się w pół kroku i złapała się za głowę.

– Jasna cholera, co ja powiem Babeth… - jęknęła, przypominając sobie, że nie ma z czego zapłacić miesięcznego czynszu.

***

Ramirez z uwagą nasłuchiwał, czy tętent końskich kopyt już ucichł. Powiedzieć, że miał nietęgą minę byłoby niedopowiedzeniem. Nie lubił, gdy przeszkadzano mu w pracy. A Robert był jego zadaniem priorytetowym. Gówniarz zbyt wiele razy mu uciekał, aby tym razem miał mu na to pozwolić.

Razem z Arno i Edwardem odeszli kilka uliczek dalej od miejsca, w którym zostawili rannego chłopaka. Ramirez spojrzał na swoich ludzi i prychnął z niedowierzaniem. Obaj wyglądali jak chodzące nieszczęścia. Arno miał rozcięty policzek. Rana ciągnęła się od ust aż po łuk brwiowy. Cud, że chłopak nie uszkodził mu oka. Edward z kolei trzymał się za prawy bok, próbując zatamować krwawienie z rany. Ramirez pomyślał chwilę, po czym warknął

– Wracajcie do Cytadeli, ja sam zajmę się chłopakiem

– Ale szefie, może będzie trzeba pomóc… - zaczął nieskładnie Edward i umilkł pod miażdżącym spojrzeniem swojego pracodawcy.

– Czy ty naprawdę uważasz Edi, że po tym, co mi przed chwilą pokazaliście, będę chciał żebyście mi pomogli? On poszatkował was jak kapustę! Najlepiej zejdźcie mi z oczu póki jeszcze mam do was cierpliwość!

Arno z wyrzutem spojrzał na swojego szefa. Nie należał do tych, co lubią, gdy ktoś nimi poniewiera. Był zdecydowanie ulepiony z twardszej gliny niż Edward, który gdyby tylko mógł, wszedłby Ramirezowi w dupę. Ramirez również o tym wiedział, dlatego wolał nie prowokować Arno bez potrzeby.

– Dobra, Arno idzie ze mną. Ty, Edi leć do Cytadeli i czekaj na sygnał od nas. Podejrzewam, że ten karzełek będzie czekał na jakieś wiadomości. Nic mu nie mów, dopóki ci nie pozwolę, jasne? – spojrzał spode łba na mężczyznę, który gorliwie pokiwał głową i powoli ruszył w kierunku wschodniej dzielnicy. Ramirez splunął ze złością na myśl, że ten idiota dał się tak łatwo sponiewierać. Miał nadzieję, że nie wykrwawi się, zanim tam dotrze. Nie dlatego, żeby jakoś specjalnie go lubił. Po prostu czasy były trudne, wiernych ludzi, gotowych oddać życie za swojego przywódcę, było coraz mniej. Dużo więcej za to cwaniaczków, którym się wydawało, że karierę w przestępczości buduje się w jeden dzień.

– Idziemy – rzucił krótko w kierunku Arno, który cichym burknięciem dał znak, że słyszy.

Starali się iść jak najciszej, w obawie, że patrol, który ich wcześniej przestraszył, nadal gdzieś się tutaj kręci. Nie odzywali się do siebie. Ramirez miał nadzieję, że straż nie odnalazła chłopaka. Byłoby to wysoce niefortunne. Uspokajał się jednak tym, że gdyby tak się stało, całe miasto byłoby postawione na nogi. W końcu ten gówniarz to nie byle kto.

Gdy weszli w uliczkę, na której zostawili chłopaka, Ramirezowi zabrakło tchu. Miejsce, w którym leżał Robert było puste. Na jego miejscu widniała wielka, czerwona plama. Arno podbiegł do miejsca, na którym wcześniej leżał chłopak.

– Przecież nie mógł daleko odejść, nie z taką raną… - Ramirez słyszał jak Arno mówi do siebie, jakby to miało komukolwiek pomóc.

– Zamknij się i szukaj go! Skoro był tak ranny nie mógł daleko zajść!

– Ale tu nie ma żadnych śladów krwi! Tak, jakby wzniósł się w powietrze…

– Czyś ty zdurniał?! Przecież to człowiek, a nie jakiś ptak! Nie mógł sobie odlecieć! On musi gdzieś tutaj być!

Arno rozejrzał się ponownie wzdłuż uliczki szukając jakiś śladów obecności chłopaka. Skoro był tak ranny, na jakiego wyglądał, to nie mógł iść. Musiał się czołgać. Ale gdyby się czołgał, to zostawiłby po sobie jakiś ślad. Chyba, że…

– Szefie, ja myślę, że ktoś mu pomógł – powiedział z całym przekonaniem Arno, przyglądając się wściekłej twarzy Ramireza. W tej chwili jego szef był jak wulkan – gotów do wybuchu w każdej chwili. Ramirez już miał mu coś brzydkiego odpowiedzieć o jego inteligencji, gdy ponownie usłyszeli tętent kopyt i przyciszone głosy strażników patrolujących tę część dzielnicy. Mężczyzna z wściekłości zacisnął pieści i zwrócił się cicho do swojego towarzysza, któremu na dźwięk głosu szefa przeszły ciarki po plecach:

– Znajdź mi kogoś, kto pomoże nam szukać. Nikt nie będzie spał, dopóki nie odnajdziemy tego szczura, rozumiesz Arno? Nikt!!

***

O tej porze w gospodzie zawsze było pełno zapijaczonych ludzi. Nie inaczej było tym razem. Nina weszła do knajpy wnosząc za sobą podmuch chłodnego powietrza. Poczuła tyle różnych zapachów, że zakręciło jej się w głowie – od zapachu spoconych, niemytych ciał, piwa rozcieńczanego wodą, po słynne na całe miasto ciasteczka Babeth. Dostrzegła właścicielkę i jej pomocnika Thomasa. Nina próbowała wybadać, w jakim stanie ducha jest obecnie jej gospodyni i ze smutkiem zdała sobie sprawę, że jest to nastrój jak najbardziej daleki od dobrego.

Babeth poganiała Thomasa do roboty, sama okręcając się na wszystkie strony, roznosząc piwo, uśmiechając się krzywo do klientów i starając się nie popaść w obłęd. Nina wiele razy mówiła jej, że potrzebuje dodatkowego pomocnika ale kobieta nie chciała o tym słyszeć. Twierdziła, że z Thomasem ma już i tak siedem światów i jeden taki pomocnik jej wystarczy za wszystkich innych półidiotów.

Mimo tych słów Nina wiedziała, że gospodyni uwielbia tego jasnowłosego urwisa i nigdy nie pozwoliłaby go skrzywdzić. Nawet wtedy, kiedy wpadał na idiotyczne pomysły i trzeba było go ratować przed strażnikami. Ostatni taki numer wywinął nie dalej jak miesiąc temu – razem ze swoimi kolegami uznał, że to wspaniała zabawa, podrzucać liściki miłosne do domów panien na wydaniu. Porządnie się ubawili, gdy panienki i ich przyzwoitki biegały w tę i we w tę na umówione w liścikach spotkania i czekały po parę godzin na dworze, niezależnie od pogody, w oczekiwaniu na swoich tajemniczych wielbicieli.

Oczywiście jedna z nich zorientowała się w końcu, że ktoś sobie z niej żartuje i doniosła o tym strażnikom, którzy co prawda mieli z tego ubaw, lecz postanowili przymknąć młodzież na kilkanaście godzin w lochu, ot tak, dla przykładu.

Babeth była wściekła. Nie dość, że straciła na kilkanaście godzin pomocnika, to jeszcze musiała za niego poręczyć własnym honorem, że już nigdy podobne idiotyzmy nie przyjdą mu do głowy. Thomas obiecał, Babeth poręczyła, a strażnicy mieli się z czego śmiać przez tydzień. Co do Niny, to najbardziej w tej całej historii zadziwiło ją to, że którykolwiek z kolegów Thomasa umie pisać – była to umiejętność iście deficytowa w Adlen, podobnie jak czytanie.

Babeth przeszła obok niej z szaleńczym wyrazem twarzy bez jednego słowa. Nina stwierdziła, że skoro gospodyni jest zbyt zajęta, to najlepiej szybko ewakuować się do swojego pokoju i nie przeszkadzać w robocie. O sprawach finansowych mogły zawsze porozmawiać kiedy indziej, na przykład za tydzień, miesiąc, kiedy Nina w końcu wymyśli jak w szybkim tempie zarobić na pokój.

Już, już była na ostatnim schodku prowadzącym do korytarza, gdzie znajdował się jej pokój, gdy usłyszała donośny kobiecy głos

– Nie tak szybko moja panno!

Nina z wrażenia o mało się nie przewróciła. Babeth potrafiła idealnie kamuflować brak zainteresowania twoją osobą. Niby udaje, że cię nie widzi, a tu nagle bum! I spada na ciebie lawina pretensji, zadań do zrobienia i trudnych pytań, na które nie masz najmniejszej ochoty odpowiadać.

– O co chodzi Babeth? – Nina zrobiła najbardziej niewinną minę, na jaką w danym momencie ją było stać.

Pełne, czerwone usta wygięła w wyraz zdziwienia, stalowe oczy, normalnie przeszywające na wylot, patrzyły z życzliwym niepokojem. Niestety, gospodyni znała ją od lat i te gierki, na które dawało się nabrać wielu mężczyzn, u niej nie miały szans powodzenia.

– Ty nie udawaj dziewczyno, że nie wiesz o co mi chodzi! To, że jestem zarobiona jak jakiś chłop na roli nie oznacza, że straciłam pamięć! Wisisz mi za ten miesiąc za pokój!

– Oddam Babeth, słowo honoru, po prostu dzisiaj miałam zły dzień, naprawdę zły dzień…

– Słowo honoru u dziwki? Nie bądź śmieszna, jutro rano chcę widzieć u siebie pieniądze. Co ty myślisz, że pieniądze rosną na drzewach, a ja tylko chodzę z grabiami i je zbieram jak nikt nie patrzy? Nie moja panno, każdy pieniądz zarobiłam tymi ciężko spracowanymi dłońmi, a ty mi tu przychodzisz i mówisz, że miałaś zły dzień?! Ja też mam zły dzień, a czy ktoś na to patrzy? Czy klientów przez to będzie więcej? Czy będę miała mniejszy czynsz do zapłacenia?! Nie, nie ma taryfy ulgowej. I dla ciebie też nie będzie. Jak każdy wynajmujący masz płacić w terminie albo cię wywalę na zbity pysk na ulice, zrozumiano? - skończyła wściekłym tonem, ujmując się pod bok jak przekupka na bazarze. Wyglądała jak mały, rozwścieczony byczek.

Nina wiedziała, że ta złość jest tylko chwilowa, że jeśli odpowiednio to rozegra, to Babeth wydłuży jej termin płatności, mimo wcześniejszych słów. Nastąpiła chwila ciszy, w której jedna i druga kobieta stały naprzeciw siebie. Obie doświadczone przez życie, obie na swój sposób zniszczone przez mężczyzn, obie próbujące sobie radzić w tym zdominowanym przez nich świecie.

Nina podeszła do Babeth, schodząc kilka stopni w dół i położyła jej ręce na ramionach.

– Dobrze Babeth. Postaram się dla ciebie zdobyć te pieniądze na jutro. Tylko nie krzycz już na litość bogów, bo ci taki wyraz twarzy zostanie i co wtedy zrobisz, jak będziesz wyglądać? Jak ten twój świętej pamięci suczy syn mężulek. A teraz powiedz mi co się stało? Thomas coś znowu nabroił?

– A czy to musiało się coś stać, żebym dbała o swoje finanse? – zaczęła gorąco Babeth, po czym spojrzała jeszcze raz w te stalowe oczy, na tę życzliwą jej, młodą twarz bez jednej skazy.

Powinna ją nienawidzić za tę urodę. Prawda była jednak taka, że ją lubiła.

Nina może i była prostytutką, może i wykorzystywała ludzi, którzy mogli jej coś dać w zamian na wszelkie możliwe sposoby, ale któż tak teraz nie robi? Każdy stara się jak najwięcej zarobić jak najmniejszym kosztem. Gospodyni wiedziała, że ta dziewczyna jest dobrą osobą, mimo że była cyniczna i złośliwa do granic możliwości. Zbudowała dookoła siebie solidny mur, który można było rozłupać tylko dużą dozą cierpliwości, dobroci i zrozumienia. Ale Babeth nie miała w danym momencie siły na zrozumienie, ani tym bardziej na dobroć i cierpliwość.

– No powiesz mi w końcu co się stało, czy mam lecieć po wieszcza? - zirytowała się Nina.

Wyglądała przy tym jak mały, drapieżny chochlik – włosy w nieładzie, mina nadęta i usta zaciśnięte tak mocno, że zamiast nich pojawiła się tylko biała kreska. Wystukiwała nogą bliżej nieokreślony rytm w oczekiwaniu na informacje.

Babeth westchnęła, osunęła się na drewnianą podłogę i powiedziała jednym tchem.

– Byli dzisiaj u mnie ludzie Brasavy. Żądają większej opłaty za ochronę. Tak, jakbym nie płaciła im wystarczająco dużo – prychnęła i pokręciła głową.

Brasava był przywódcą gangu z Zamurza i, w mniemaniu Niny, największą łajzą, jaką nosiła kiedykolwiek ta ziemia. Stale podnosił haracz na swoim terytorium, nigdy nie było mu dosyć. Gnojek korzystał z tego, że wszyscy bali się jego ludzi i nikt, kto chciał przeżyć, nie śmiał się upomnieć o swoje. Ostatni, który tak zrobił, skończył z podciętym gardłem, w biały dzień, na Wielkim Placu. Brasava uwielbiał takie widowiska. Babeth miała swoją gospodę na jego terenie i to jego ludziom musiała płacić za ochronę. Oni w zamian za to trzymali się od jej interesów z daleka.

Nina zrobiła wielkie oczy i również pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć, że Brasava znowu podniósł Babeth haracz. Nie dalej jak kilka miesięcy temu sytuacja była podobna. Przyszło dwóch zbirów, rzuciło Babeth ofertę nie do odrzucenia w postaci świętego spokoju za 50 ruenów i poszło w cholerę.

– O ile tym razem? - spytała rzeczowo Nina tak, jakby ta informacja mogła komukolwiek poprawić samopoczucie.

– O kolejne 50 złotych ruenów – Nina zagwizdała przeciągle. Ta suma wystarczyłaby na utrzymanie się w Adlen przez co najmniej dwa miesiące, bez specjalnych luksusów, ale za to o pełnym żołądku.

– Co planujesz?

– Co ty za durne pytania mi zadajesz, a jak sądzisz, co mogę planować?! Chyba nie myślisz, że się im przeciwstawię, przecież chcę żyć i chcę prowadzić w spokoju moje interesy!

– Rzeczywiście, głupie pytanie. No to im zapłać i miej to z głowy. Przecież cię stać – szepnęła Nina rozglądając się, czy nikt ich nie podsłuchuje. Zbędny trud. W gospodzie było tak tłoczno i głośno, że mogłaby równie dobrze ryczeć przez trąbę, a i tak nikt by jej nie usłyszał.

– Zapłać, zapłać. Czasami jak cię słyszę, to mam wrażenie, jakbyś się wczoraj urodziła. Nie wiesz ile to pieniędzy?

– Wiem ile to pieniędzy, wyobraź sobie, że zarabiam, tylko trochę inaczej niż ty. A co, wolisz umrzeć? Jak nie zapłacisz, to cię sprzątną, a w najlepszym wypadku zaczną tutaj robić burdy. Chcesz tego?

Babeth wykrzywiła wargi w odpowiedzi i prychnęła. Nie lubiła kiedy Nina mówiła jej co ma robić ze swoimi pieniędzmi. Nie była skąpa. Po prostu szanowała to, co z takim trudem zdobyła.

Dziewczyna spojrzała na Babeth z irytacją. W głowie jej się nie mieściło, że tak konkretna kobieta może się przejmować czymś takim jak pieniądze. Gospoda prosperowała dobrze, może nie na tyle, żeby żyć w luksusach, ale odpowiednio, aby nie głodować. Nina wiedziała, że Brasava przegina, ale trudno było się mu dziwić. Jest szefem gangu, na którego terenie Babeth ma knajpę. Trudno od niego oczekiwać, że przyjdzie i będą się do siebie przymilać.

Nina przyjrzała się gospodyni oceniająco. Babeth nigdy nie spowiadała się jej ze swojego wieku, ale Nina wiedziała, że ma około czterdziestu pięciu lat. Jak na te lata i tak nieźle się trzymała, jednakże ostatnie wydarzenia mocno nadszarpnęły jej zdrowie. Jasne włosy spinała byle jak, ubranie na niej wisiało, co wskazywało na to, że znowu schudła. Nigdy nie była jakoś specjalnie puszysta, jednakże zawsze miała trochę ciała. Znikła także jej niezmordowana energia i cierpliwość, którą zarażała wszystkich dookoła. Brasava stawał się coraz bardziej chciwy, urzędnicy przeprowadzali w jej gospodzie coraz bardziej szczegółowe kontrole, a klienci nigdy nie zaliczali się do najbardziej eleganckiej i pełnej ogłady części adleńskiego społeczeństwa. Niejednokrotnie urządzali w jej gospodzie burdy czyniące masę strat, które często były pokrywane przez Babeth.

– I co twoim zdaniem mam zrobić? Pójść do niego i mu powiedzieć, że jest śmieszny w tych swoich żądaniach? Że macał się z głupim przez ścianę? Jak tak zrobię, to będziesz mnie oglądała na Placu, tak jak starego Vincenta. Chociaż może i jest to jakieś wyjście…

– Przestań gadać głupoty tylko zastanów się co można zrobić. Thomas wie?

– Może i się domyśla, a nawet gdyby wiedział to i tak ta jego durna głowa nic mądrego by nie wymyśliła. Jeszcze mi potrzebne, żebym jemu musiała się tłumaczyć…

Nina w duchu przyznała jej rację. Thomas może i przydawał się jako pomocnik, ale w życiowych sprawach byłjak księżniczka przewalająca gnojówkę – kompletnie do niczego. Gdyby nie interwencje Babeth, jej opieka i zajęcie w gospodzie, które dawało mu możliwość przeżycia, pewnie by już dawno leżał w jakiejś uliczce, w najlepszym wypadku z poderżniętym gardłem.

Z dołu rozległy się pijackie okrzyki i odgłos przewracanych mebli oraz tłuczonego szkła. Babeth szybko wstała, okręciła się w kółko z nerwów i powiedziała, że jutro jeszcze o tym porozmawiają, ale teraz ona musi lecieć na dół, bo Thomas sobie na pewno nie radzi.

– Nie przejmuj się mną, Nina. Bardzo mi pomożesz, jak wpłacisz swoją część za pokój. Masz swoje problemy. My kobiety zawsze sobie jakoś dajemy radę, nie? – rzuciła na odchodne z wymuszonym uśmiechem, podwinęła swoją odwieczną, niebieską suknię i przeskakując po dwa stopnie ruszyła na dół ku rozwrzeszczanemu tłumowi.

Nina wzruszyła ramionami. Nie nawykła do przejmowania się cudzymi problemami. Bała się jedynie o to, że gospoda Babeth zostanie przejęta przez Brasavę, a ona będzie musiała się wynieść. Jeśli Babeth się uprze i nie będzie chciała mu zapłacić, taki scenariusz jest wysoce prawdopodobny.

Mimo wszystko Nina zastanawiała się, skąd weźmie pieniądze, żeby oddać Babeth za pokój. Nie była ostatnią świnią i wiedziała, że zobowiązania regulować trzeba. Zwłaszcza, że gospodyni pomogła jej w życiu niejednokrotnie. Nina wolała o tym nie myśleć. Nie lubiła mieć u kogokolwiek długu wdzięczności. A już tym bardziej nie lubiła wracać do złych wspomnień, z którymi wiązał się ten dług. Nie znaczy to, że nie lubiła Babeth. Lubiła ją i szanowała. Wolała jednak nie przywiązywać się zanadto.

Nagle dziewczyny przypomniała sobie o kartce, którą wciąż trzymała za dekoltem sukni. Wstrzymała oddech i pobiegła szybko do swojego pokoju.

Pokój może nie był duży, ale posiadał wszystko, czego Nina potrzebowała do swojej szarej egzystencji. Małe drewniane łóżko, komodę na kilka ubrań, świecznik i obdrapany stolik z krzesłem. Dodatkowo znajdowała się w nim mała cynowa balia na kąpiel. Nic więcej do szczęścia nie było jej potrzebne.

Nina podchodząc do łóżka zauważyła, że Babeth zmieniła jej pościel. Ogarnęły ją cieplejsze uczucia wobec gospodyni i zrobiło jej się żal. Babeth traktowała ją trochę jak córkę. Kiedy Nina miała szesnaście lat to właśnie Babeth przygarnęła ją pod swój dach, mimo, że ta nie miała jej nic do zaoferowania. Dopiero po kilku miesiącach zaczęła zarabiać jako prostytutka, najpierw na ulicy, jak wszystkie początkujące dziewczyny, potem w jednym z wielu domów publicznych. Bywały dni, kiedy bardzo brakowało jej matki, pomimo jej chwiejnego sposobu bycia, totalnej nieodpowiedzialności, przez którą nieraz miały kłopoty i braku stabilizacji, której nie potrafiła jej nigdy zapewnić. Babeth starała się wtedy jak mogła, by poprawić Ninie samopoczucie. Co prawda, takie sytuacje nie zdarzały się często, ponieważ Nina nie należała do osób, które rozczulają się nad sobą, jednakże prawdą jest, że bywały i takie dni, kiedy najchętniej poszłaby za przykładem matki i rzuciła się z mostu do rzeki.

Było już naprawdę późno gdy dziewczyna, już po zimnej kąpieli w miedzianej balii, wyjęła zmechaconą kartkę, rozwinęła ją i położyła na stole. To co zobaczyła nie poprawiło jej samopoczucia. Na poplamionym krwią pergaminie widniały różne dziwne słowa, które mogły znaczyć wszystko i nic. W danym momencie dla Niny stanowiły jedną wielką niewiadomą:

Pxuwrj pxbi tf saxfhm Bfxyd, zxejhnf wutfi hebfxzf, bzjid pnjid byhmuiei

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: