Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Afrykańska love story - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
31 lipca 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Afrykańska love story - ebook

 

 

Barwny obraz niezwykłego życia w buszu.

Daphne, urodzona w Kenii w rodzinie brytyjskich osadników, zawsze czuła się ściśle związana z naturalnym dla niej światem afrykańskiej sawanny i zamieszkujących ją dzikich zwierząt. Kiedy wychodziła za mąż za Davida, jednego z prekursorów ochrony przyrody i pracownika nowo powstałego Parku Narodowego w Tsavo, było dla niej jasne, że chce poświęcić swoje życie opiece nad afrykańską fauną, coraz bardziej zagrożoną przez człowieka.
Założyła między innymi jeden z pierwszych zwierzęcych sierocińców, gdzie do dziś przysposabia do samodzielnego życia na wolności porzucone słoniątka, małe antylopy oraz nosorożce. Ponadto wraz ze strażnikami parku prowadzi pionierskie badania nad komunikacją i obyczajami zwierząt.
Życie Sheldrick, opisane przez nią samą szczerze i otwarcie, jest również podróżą przez cały XX wiek, tak rzadko oglądany przez nas z afrykańskiej perspektywy; od ugruntowywania się europejskiego osadnictwa, przez niełatwy okres dwóch wojen światowych, aż po równie burzliwe czasy dekolonizacji. Wszystkie te wydarzenia w mniejszym lub większym stopniu odbiły się również na niemych świadkach historii – dzikich zwierzętach Afryki – które dla Sheldrick i jej bliskich zawsze pozostaną pełnoprawnymi mieszkańcami Czarnego Lądu.

Opowiadane przez Sheldrick historie są niesamowite. Z tego właśnie słynie Afryka; zarówno radości, jak i tragedie osiągają mają tu skalę większą niż gdziekolwiek indziej. Czytelników ostrzegamy: po przewróceniu ostatniej strony odczujecie pokusę, żeby sprzedać cały dobytek i dołączyć do bohaterów książki.

BostonGlobe.com

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7881-079-7
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Dzień za­czął się do­brze. Ra­zem z ko­le­gą szu­ka­li­śmy Ele­anor, klu­cząc wśród splą­ta­nych ro­ślin i stad dzi­kich zwie­rząt w Par­ku Na­ro­do­wym Tsa­vo. Bar­dzo mi za­le­ża­ło na od­na­le­zie­niu naj­uko­chań­szej z wy­cho­wa­nych prze­ze mnie sło­nio­wych sie­rot. Po tylu la­tach zaj­mo­wa­nia się sło­nia­mi nie mia­łam żad­nych wąt­pli­wo­ści: od Ele­anor do­wie­dzia­łam się naj­wię­cej o jej po­bra­tym­cach. Prze­ży­ły­śmy wspól­nie wie­le wzlo­tów i upad­ków. Była moją sta­rą przy­ja­ciół­ką.

Mie­li­śmy kło­pot z jej od­szu­ka­niem. Tsa­vo roz­po­ście­ra się na ob­sza­rze prze­szło dwu­dzie­stu ty­się­cy ki­lo­me­trów kwa­dra­to­wych. Roz­glą­da­li­śmy się za nią tam, gdzie ktoś po­noć ją wi­dział za­le­d­wie dzień wcze­śniej. Daw­niej, kie­dy spo­dzie­wa­łam się zna­leźć Ele­onor w sta­dzie dzi­kich sło­ni, wy­star­czy­ło za­wo­łać ją po imie­niu, żeby spo­koj­nie odłą­czy­ła się od gru­py i po­de­szła do mnie. W chwi­lach czu­ło­ści obej­mo­wa­ła mnie de­li­kat­nie za szy­ję po­tęż­ną szorst­ką trą­bą, uno­sząc na po­wi­ta­nie wiel­ką sto­pę, że­bym mo­gła ją uści­snąć obu­rącz.

Zna­łam Ele­anor, od kie­dy zo­sta­ła sie­ro­tą w dru­gim roku ży­cia – te­raz była już po czter­dzie­st­ce, nie­mal w tym sa­mym wie­ku, co moja star­sza cór­ka Jill – i łą­czy­ła nas zdu­mie­wa­ją­ca więź, opar­ta na przy­jaź­ni i za­ufa­niu, któ­ra prze­trwa­ła na­wet po jej po­wro­cie na wol­ność.

Wresz­cie – we wska­za­nym miej­scu – wy­pa­trzy­li­śmy dzi­kie sta­do. Nig­dy nie było ła­two od­róż­nić Ele­anor w skłę­bio­nej ciż­bie do­ro­słych osob­ni­ków; nig­dy też mi na tym nie za­le­ża­ło, bo mia­łam pew­ność, że sło­ni­ca sama mnie po­zna. W prze­ci­wień­stwie do in­nych dzi­kich sło­ni z Tsa­vo, któ­re nie mu­sia­ły ani nas lu­bić, ani nam ufać, za­wo­ła­na po imie­niu Ele­anor za­wsze pod­cho­dzi­ła, żeby się ze mną przy­wi­tać, choć­by przez wzgląd na sta­re do­bre cza­sy. Wie­le się na­uczy­łam o sło­nio­wej pa­mię­ci i ude­rza­ją­cych po­do­bień­stwach w od­czu­wa­niu emo­cji przez sło­nie i lu­dzi – bądź co bądź, spo­tka­nie ze sta­rą przy­ja­ciół­ką świet­nie wpły­wa na sa­mo­po­czu­cie, spra­wia, że czu­jesz się chcia­na i pa­mię­ta­na.

Ogrom­na sło­ni­ca piła wodę z za­mu­lo­nej sa­dzaw­ki; jej po­bra­tym­cy wy­co­fy­wa­li się już w za­ro­śla. Z tej od­le­gło­ści nie­szcze­gól­nie przy­po­mi­na­ła Ele­anor: była rów­nie wiel­ka, ale bar­dziej krę­pa. Po­dzie­li­łam się swo­ją ob­ser­wa­cją ze zna­jo­mym.

– Jaka szko­da – po­wie­dział. – Tak chcia­łem ją po­znać.

– Za­wo­łam ją – od­par­łam. – Je­śli to Ele­anor, po­win­na za­re­ago­wać.

Za­re­ago­wa­ła. Po­pa­trzy­ła na mnie za­cie­ka­wio­na i odro­bi­nę od­sta­wi­ła uszy. Ode­szła od sa­dzaw­ki i ru­szy­ła pro­sto na nas.

– Cześć, Ele­anor – rze­kłam. – Przy­bra­łaś na wa­dze.

Spoj­rza­łam jej w oczy, któ­re mia­ły dziw­ny od­cień bla­de­go bursz­ty­nu. Za­świ­ta­ło mi w gło­wie, że Ele­anor ma ciem­niej­sze oczy, ale na­tych­miast od­rzu­ci­łam tę myśl. To musi być Ele­anor. Dzi­kie sło­nie z Tsa­vo po pro­stu tak się nie za­cho­wu­ją, nie pod­cho­dzą do lu­dzi z taką uf­no­ścią. Tu­tej­sze sta­da od­no­szą się do nas z wro­dzo­ną re­zer­wą, bez­li­to­śnie prze­śla­do­wa­ne przez kłu­sow­ni­ków, któ­rzy od lat sie­dem­dzie­sią­tych aż do po­cząt­ku dzie­więć­dzie­sią­tych do­ko­na­li ist­nej he­ka­tom­by tych zwie­rząt.

– Tak – po­wie­dzia­łam zna­jo­me­mu. – To Ele­anor.

Się­gnę­łam do po­licz­ków sło­ni­cy i po­czu­łam chłód szkli­wa jej cio­sów, dra­piąc ją na po­wi­ta­nie pod bro­dą. Mia­ła do­bre, ła­god­ne oczy, oko­lo­ne dłu­gi­mi ciem­ny­mi rzę­sa­mi. Za­cho­wy­wa­ła się przy­jaź­nie.

– Jest pięk­na – wy­szep­tał mój zna­jo­my. – Stań koło niej, zro­bię wam zdję­cie.

Usta­wi­łam się przy po­tęż­nej przed­niej no­dze i wy­cią­gnę­łam dłoń, żeby po­gła­skać sło­ni­cę za uchem. Uwiel­bia­łam tak pie­ścić Ele­anor. Spód ucha sło­nia jest mięk­ki i gład­ki jak je­dwab, poza tym roz­kosz­nie chłod­ny w do­ty­ku.

By­łam zu­peł­nie nie­przy­go­to­wa­na na to, co zda­rzy­ło się po­tem.

Sło­ni­ca cof­nę­ła się odro­bi­nę, wstrzą­snę­ła po­tęż­nym łbem, chwy­ci­ła mnie trą­bą i wy­rzu­ci­ła wy­so­ko w po­wie­trze jak piór­ko – z taką siłą, że ude­rzy­łam w ol­brzy­mią ster­tę ka­mie­ni ja­kieś dwa­dzie­ścia kro­ków da­lej. Od razu się zo­rien­to­wa­łam, że strza­ska­ła mi pra­wą nogę. Kie­dy pró­bo­wa­łam usiąść, usły­sza­łam i po­czu­łam chrzęst ła­ma­nych ko­ści. Zo­ba­czy­łam też, że krwa­wię ob­fi­cie z otwar­tej rany na udzie. O dzi­wo, nic mnie nie bo­la­ło – przy­najm­niej na ra­zie.

Zna­jo­my pod­niósł krzyk. Sło­ni­ca – te­raz już wie­dzia­łam, że to nie Ele­anor – za­szar­żo­wa­ła wprost na mnie, wzno­sząc się jak góra nad moim po­kie­re­szo­wa­nym cia­łem. Spo­dzie­wa­łam się ry­chłe­go koń­ca. Za­mknę­łam oczy i za­czę­łam się mo­dlić. Mia­łam za co dzię­ko­wać w ży­ciu, ale nie chcia­łam jesz­cze scho­dzić z tego świa­ta. Wez­bra­ła we mnie pa­ni­ka, bez­ład­ne my­śli prze­mknę­ły mi przez gło­wę. Wtem za­pa­dła kom­plet­na ci­sza – jak­by Zie­mia prze­sta­ła się na­gle ob­ra­cać – a kie­dy otwar­łam oczy, po­czu­łam, że sło­ni­ca de­li­kat­nie wsu­wa cio­sy mię­dzy ka­mie­nie a mój tu­łów. Uświa­do­mi­łam so­bie, że nie za­mie­rza mnie za­bić; wręcz prze­ciw­nie, pró­bu­je mnie pod­nieść na nogi i po­móc mi wstać. Trak­tu­je mnie jak swo­je mło­de, po­my­śla­łam.

Gdy­by mnie jed­nak pod­nio­sła w tym sta­nie, mo­gło­by to się źle skoń­czyć.

– Nie! – krzyk­nę­łam i pla­snę­łam dło­nią w wil­got­ny czu­bek cio­sa, któ­ry do­tknął mo­jej twa­rzy.

Spoj­rza­ła na mnie ła­god­nym, sku­pio­nym wzro­kiem i roz­po­star­ła uszy, przy­po­mi­na­ją­ce kształ­tem za­rys kon­ty­nen­tu afry­kań­skie­go. Po­tem unio­sła wiel­ką nogę i za­czę­ła mnie de­li­kat­nie ob­ma­cy­wać, le­d­wie trą­ca­jąc po­de­szwą sto­py. Ol­brzy­mie uszy trzy­ma­ła pro­sto­pa­dle do po­tęż­ne­go łba, przy­pa­tru­jąc się, jak leżę bez­rad­nie, kil­ka cen­ty­me­trów od czub­ków dwóch dłu­gich, ostrych cio­sów. Już wie­dzia­łam, że nie chce zro­bić mi krzyw­dy – sło­nie stą­pa­ją ostroż­nie i dep­czą tyl­ko po swo­ich ofia­rach. Je­śli mają mor­der­cze za­mia­ry, klę­ka­ją, żeby za­ata­ko­wać czo­łem i na­sa­dą sie­ka­czy.

I w tej wła­śnie chwi­li – z za­dzi­wia­ją­cą ja­sno­ścią umy­słu, któ­rą pa­mię­tam do dziś – zda­łam so­bie spra­wę, że je­śli oca­le­ję, mu­szę wy­peł­nić zo­bo­wią­za­nie, ja­kie zło­ży­łam Na­tu­rze i wszyst­kim zwie­rzę­tom, któ­re wzbo­ga­ci­ły moje ży­cie. Choć czu­łam każ­dą zła­ma­ną kość w po­gru­cho­ta­nym cie­le, choć ból pa­lił mnie te­raz jak ogień, choć przy­czy­ną mo­jej nie­do­li było jed­no z mo­ich uko­cha­nych stwo­rzeń, po­ję­łam w mig, że mam bez­względ­ną po­win­ność po­dzie­le­nia się swo­ją naj­skryt­szą wie­dzą i do­świad­cze­niem z pra­cy wśród afry­kań­skich dzi­kich zwie­rząt. Mu­szę się też wy­tłu­ma­czyć z po­czu­cia przy­na­leż­no­ści do Ke­nii.

Je­śli prze­ży­ję, za­cznę pi­sać, po­my­śla­łam. Prze­ka­żę moje dzie­dzic­two. Opi­szę wszyst­ko, cze­go się na­uczy­łam, pró­bu­jąc się przy­czy­nić do ochro­ny i za­cho­wa­nia dzi­kiej przy­ro­dy w tej ma­gicz­nej kra­inie.

Sło­ni­ca jak­by usły­sza­ła moje my­śli. W peł­nej na­pię­cia ci­szy zer­k­nę­ła na mnie raz jesz­cze i po­wo­li ode­szła. Mia­łam żyć da­lej. Wstrzą­śnię­ty ko­le­ga zdo­łał ja­koś do­trzeć do na­sze­go kie­row­cy i spro­wa­dzić po­moc.

Po wie­lu go­dzi­nach le­że­nia pod ska­łą, szar­pa­na bó­lem, ja­kie­go nig­dy przed­tem nie do­świad­czy­łam, zo­sta­łam ura­to­wa­na przez le­ka­rzy z or­ga­ni­za­cji Fly­ing Do­ctors. Nie był to ko­niec mo­ich cier­pień. Prze­szłam mnó­stwo ope­ra­cji, groź­nych in­fek­cji, prze­szczep ko­ści i wie­lo­mie­sięcz­ną re­ha­bi­li­ta­cję, pod­czas któ­rej mu­sia­łam od nowa na­uczyć się cho­dzić. Ale prze­ży­łam i zo­sta­łam w Afry­ce. Oca­la­łam dzię­ki nie­zwy­kłej umie­jęt­no­ści, z jaką sło­nie po­tra­fią wy­mie­niać się bar­dzo zło­żo­ny­mi ko­mu­ni­ka­ta­mi, któ­re nie­jed­no­krot­nie by­wa­ją sprzecz­ne z ich na­tu­ral­nym in­stynk­tem. Prze­ko­na­li­śmy się bo­wiem, że Ele­anor zna­ła Ca­the­ri­ne – jak póź­niej na­zwa­li­śmy dzi­ką sło­ni­cę, któ­ra mnie za­ata­ko­wa­ła – i w ja­kiś spo­sób prze­ka­za­ła jej in­for­ma­cję, że mam przy­ja­zne za­mia­ry.

Wra­ca­jąc do ów­cze­sne­go ob­ja­wie­nia – że mu­szę spi­sać hi­sto­rię swo­je­go ży­cia i swo­jej pra­cy: oto i jego owoc, któ­ry doj­rze­wał przez kil­ka lat. To opo­wieść o mo­ich przod­kach osad­ni­kach; o do­ra­sta­niu w go­spo­dar­stwie ro­dzi­ców; o sa­fa­ri i no­cach pod gwiaz­da­mi; o Da­vi­dzie, mo­jej brat­niej du­szy, mo­ich cór­kach Jill i An­ge­li, po­cząt­kach na­sze­go sie­ro­ciń­ca dla sło­ni i moim wła­snym ży­ciu – prze­ple­cio­na fa­scy­nu­ją­cy­mi ga­wę­da­mi o nie­zli­czo­nych zwie­rzę­tach, któ­re wzbo­ga­ci­ły mnie o tyle no­wych do­świad­czeń. Zwie­rzę­tach, któ­re od­cho­wa­łam, po­ko­cha­łam i na­uczy­łam się ro­zu­mieć, wcho­dząc w rolę ich mat­ki za­stęp­czej.

Tak roz­po­czy­na się moja hi­sto­ria: na tle ma­je­sta­tycz­ne­go pej­za­żu Afry­ki, ko­leb­ki ludz­ko­ści.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: