Agata z Placu Słonecznego - ebook
Agata z Placu Słonecznego - ebook
Rodzice bliźniaków Matyldy i Piotrusia oraz Nieznośnych Trojaczków wyjeżdżają do Papui-Nowej Gwinei, aby badać zwyczaje tamtejszych plemion. W czasie ich nieobecności dom otworzy przed rodzeństwem swoje tajemnice, a Agata, niezwykła niania, która zna wschodnie sztuki walki, jeździ na złotej damce i jest inna od wszystkich niań, stanie się przewodniczką dzieci po różnych światach.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63656-03-4 |
Rozmiar pliku: | 4,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nadchodzi moment, kiedy odkrywasz, że świat, który cię otacza, nie jest zwyczajny. Domy mają swoje sekrety, a liście spadające z drzew szeleszczą tajemnicze słowa do ucha przypadkowym przechodniom.
Jest takie miejsce na ziemi, gdzie wszystko ma swój początek i stale się odradza. Nazywa się ono plac Słoneczny. Rośnie tam stary klon – drzewo czasu. Sam plac zaś jest wielkim zegarem. Cień rzucany przez pień drzewa pokazuje kolejne godziny. Od dawna wiadomo, że zegar ten można przestawiać, czas natomiast cofać. Nie każdy jednak potrafi sprawić, aby tak się działo. Nocą w otaczających plac willach zapalają się światła. Rozbłyskują w oknach po kolei, wskazując upływające godziny.
W pobliżu parku unosi się w powietrzu słodki zapach magnolii. Mieszkańcy nazywają go szczęściem. Przechadzają się tam i oddychają głęboko, wiedząc, że nie ma na świecie zbyt wiele szczęścia i tym bardziej należy je cenić.
W starym domu położonym w jednym z promieni placu Słonecznego, przy ulicy Fortecznej, mieszka wraz z rodzicami pięcioro rodzeństwa – bliźniaki, Matylda i Piotruś, i Nieznośne Trojaczki, Adelajda, Antoni i Albert. Stanowią oni szczęśliwą, kochającą się rodzinę.
Świat dzieci dzieli się na czas przed Agatą i po jej nadejściu.
Agata to niania, która wie więcej niż inni dorośli. Nie wiadomo, skąd przybyła, ale zwiedziła chyba cały świat. Radzi sobie świetnie ze swoimi podopiecznymi i jest najbardziej tajemniczą dziewczyną na świecie.POSZUKIWANIE NIANI IDEALNEJ
Piotruś nienawidził niań. Uczucie to dzielił z czworgiem rodzeństwa – siostrą bliźniaczką Matyldą i Nieznośnymi Trojaczkami. Nie miał pojęcia, kto wpadł na pomysł, aby znów ich uszczęśliwić kimś takim jak opiekunka do dzieci, bo sam mógł zająć się całą czwórką. Miał przecież dziewięć lat i był już dorosły. Wszystko przez to, że rodzice postanowili wyjechać do Papui-Nowej Gwinei. I teraz od rana do wieczora w ich domu pojawiały się panie w różnym wieku. Kandydatki na opiekunki zapewniały rodziców, że zdobyły najwyższe kwalifikacje.
Dzisiaj miała przybyć ostatnia w tym tygodniu niania idealna.
Od rana padał deszcz i świat za oknem wyglądał tak, jakby łkał z żalu nad losem pięciorga dzieci, które niedługo zostaną porzucone przez ukochanych rodziców. Aż na trzy miesiące! Cała piątka siedziała z twarzami przyklejonymi do szyby, wypatrując kolejnego potwora. Wiadomo było, że nadejdzie z północy.
Dom pięciorga rodzeństwa, położony na samym końcu niewielkiej uliczki Fortecznej, w pobliżu placu Słonecznego, wyglądał jak niewielki zamek. Na dwóch piętrach, z których każde miało dwa skrzydła, mieściło się osiem pokoi. Był jeszcze strych, ulubione miejsce zabawy dzieci, bo dorośli rzadko tam zaglądali. Jedynie raz na pół roku przypominali sobie o jego istnieniu i wtedy robili tam generalne porządki.
Na strychu stała skrzynia opatrzona napisem: „Nie dotykać pod żadnym pozorem!”. Zgromadzono w niej BARDZO WAŻNE RZECZY rodziców. Piotruś oznajmił rodzeństwu, iż z chwilą opuszczenia domu przez mamę i tatę wszystko się zmieni, więc skrzynia zacznie należeć do całej piątki. I że wreszcie legalnie będzie można ją otworzyć.
Tylko dlatego dzieci nie uciekły jeszcze w świat. Ciekawość była silniejsza niż złość. Chociaż ucieczka w ramach buntu wcale nie była taka głupia, bo Nieznośne Trojaczki, mimo że miały tylko po trzy lata, razem liczyły ich dziewięć, i to już było coś.
Dom na Fortecznej krył w sobie tyle zakamarków, że bawić się w nim mogło dwa razy więcej dzieci. Tak naprawdę dorośli nie zauważali, że z nimi mieszkają. Pięcioro rodzeństwa znalazło sobie przeróżne skrytki i schowki, więc mogło bezkarnie buszować po wszystkich pomieszczeniach. Sytuacja była idealna, dopóki nie pojawiały się nianie. Ich obecność wykluczała praktycznie wszystko.
– Koszmarne nianie mieszkają na północy i nic dobrego nie da się o nich powiedzieć – odezwał się Piotruś, czym niemożliwie przestraszył rodzeństwo. Dla potwierdzenia wagi wypowiadanych słów postukał palcem w szybę, co zabrzmiało niezwykle złowieszczo. – Zobaczycie, poza ich rozkazami, nakazami i wiatrem, który będzie wiać właśnie stamtąd, dopóki rodzice nie wrócą, nic ciekawego nas nie spotka.
– Nic ciekawego, same nudy, masz rację, Piotrusiu – wtórowała mu Matylda. – Dlatego już dziś powinniśmy jednak uciec z domu i zapomnieć o tej przeklętej skrzyni.
– My nie chcemy uciekać! – jęknęły Nieznośne Trojaczki. – Tu są nasze zabawki!
– Weźmiecie je ze sobą, ale tylko po jednej – zastrzegł Piotruś. – I pamiętajcie, musicie się mnie słuchać.
Nieznośne Trojaczki posmutniały, doskonale wiedząc, co to oznacza. Przynoszenie kapci, drapanie po plecach, przygotowywanie gigantycznych kanapek ze wszystkiego, co ma się pod ręką. Nikt nie wiedział lepiej niż trojaczki, z czym się wiąże złożenie takiej obietnicy.
– Nie robimy kanapek! – wrzasnęły zgodnym chórem.
– Kanapki mogę robić sobie sam – łaskawie zgodził się brat. – Ale z drapania po plecach nie zrezygnuję.
– Zobacz, Piotrusiu, zobacz! – krzyknęła Matylda, trącając go łokciem, co sprawiło, że cała piątka runęła z parapetu na podłogę.
Nieznośne Trojaczki zaniosły się płaczem.
– Widzisz, do czego doprowadziłeś? – zdenerwowała się siostra. – Znów poskarżą się rodzicom.
– To ty mnie szturchnęłaś, mądralo! – oburzył się brat.
Nie było jednak czasu na afrykański sąd, kiedy to starszyzna rozsądza w wiosce spór, a i tak wszyscy kłócą się do upadłego. Bo właśnie przed furtką pojawiła się dziewczyna z długim rudym warkoczem. Miała na sobie różową pelerynę i siedziała na rowerze w kolorze starego złota.
Piotruś zrozumiał, że tym razem nie będzie łatwo. Nie dość, że ta niania umiała jeździć na rowerze, to jeszcze jej dziwny pojazd wyglądał tak, jakby ktoś obsypał go magicznym proszkiem. Cały świecił. I choć padał deszcz, rower wydawał się suchy. Do jego bagażnika przywiązana była wielka waliza, którą zdobiły nalepki z całego świata.
Matylda skupiła wzrok na najbardziej kolorowej nalepce. Przedstawiała ona żonglera bawiącego się piłeczkami. Nagle jedna z nich wypadła z obrazka i potoczyła się po chodniku.
Dziewczynka ze zdziwieniem obserwowała piłeczkę, aż ta zniknęła z jej pola widzenia, porwana przez wartki strumień deszczu. Otworzyła usta, aby powiedzieć bratu o odkryciu, lecz w tej samej chwili kandydatka na nianię spojrzała w górę, dokładnie tam, gdzie znajdowało się okno poddasza. Chłopiec zamrugał powiekami i podjął wyzwanie. Szmaragdowe oczy nieznajomej spotkały się z błękitnymi oczami Piotrusia. Przez kilka minut mierzyli się wzrokiem.
Rozpętała się burza, lał deszcz, lecz niania nie zsiadała z roweru, tylko spokojnie wpatrywała się w dziewięciolatka, jakby chciała przejrzeć jego myśli. Niebo rozdarła błyskawica, huknął piorun i rozdzielił niebo na dwoje. Z pęknięcia w chmurach wysypał się deszcz kolorowych piłek.
Matylda przestraszyła się i złapała Piotrusia za rękę, lecz on strącił niecierpliwie jej dłoń. Nie wiedział, co się wokół niego dzieje, tylko wpatrywał się intensywnie w nową nianię. Wciąż nie odrywał oczu od dziewczyny, która uśmiechała się teraz lekko, jakby kpiła z jego złości. Piłki podskakiwały, tocząc się w dół ulicy, wpadając do ogrodów, na dachy domów, a potem prosto do kominów.
Wreszcie chłopiec prychnął pogardliwie i zeskoczył z parapetu, spoglądając niecierpliwie na rodzeństwo.
– Nie mam zamiaru wpatrywać się w nią jak sroka w gnat. To zabawa dla dzieciaków – oznajmił. – Mam lepsze rzeczy do roboty niż oglądanie kolejnej niani, która wyjdzie stąd za godzinę, i to z płaczem.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi, a wraz z nim dzieci poczuły, że coś się nieodwracalnie zmieniło. Po pierwsze, dziewczyna nadal stała przy furtce, bo Matylda tkwiła przy oknie i spoglądała jeszcze na walizę, z nadzieją, że zobaczy jakieś nowe sztuczki. Ktoś inny więc nacisnął dzwonek, gdyż kandydatka na nianię nie ruszyła się z miejsca. Po drugie, podłoga zaczęła inaczej skrzypieć.
Nieznośne Trojaczki przykucnęły i przechyliły głowy, jakby czegoś nadsłuchiwały.
– Inna? – zastanowiło się jedno z dzieci.
– I pachnie inaczej – dodało drugie, a trzecie, słysząc to, zaniosło się płaczem.
Płacz w życiu trojaczków był czymś tak normalnym, jak jedzenie śniadania, codzienna kąpiel albo wzajemne zabieranie sobie zabawek.
– Nie wąchałam podłogi przynajmniej od kilku lat – oznajmiła Matylda. – Ale jeśli maluchy tak mówią, coś w tym musi być.
– Nie podłoga – odpowiedziały, spoglądając z pogardą na starszą siostrę. – Niania.
– No, to już po nas – jęknęła Matylda i ukryła twarz w dłoniach.
Piotruś zawsze powtarzał, że im człowiek starszy, tym z nim gorzej, bo mniej jest w stanie wyczuć. Oboje z Matyldą czytali książkę o duchach i wyjątkowych zdolnościach małych dzieci. Znaleźli ją w bibliotece rodziców. Ich młodsze rodzeństwo było żywym dowodem przedstawionej w niej teorii. Teraz jednak Piotruś miał ważniejsze sprawy na głowie niż rozmyślanie o geniuszu trojaczków. Musiał bowiem wypędzić z domu kolejną kandydatkę na nianię.
W tej sytuacji Matylda wolała nie mówić bratu o dziwnej walizce, żonglerze i piłkach wysypujących się z nieba jak z rękawa. I tak by ją wyśmiał i stwierdził, że to sobie wymyśliła.
– Bliźniaki, trojaczki! – zawołała mama. – Chodźcie szybko na dół, przyszła wasza niania.
– Nieźle – mruknął Piotruś. – To się nazywa manipulacja. Mama próbuje nam wmówić, że mamy już nianię. Nie dajcie się, moi mili. Ruszamy do boju – dodał i podciągnął spodnie, chowając do nich koszulę.
Najważniejszy był wygląd. Każda niania zaczynała od tego, że zwracała uwagę na strój. Jeśli wypatrzyła jakieś niedociągnięcia czy niedoskonałości, typu plama lub wystająca ze spodni koszula, czepiała się, zyskiwała przewagę i nie było już rozmowy o wygraniu z nią wojny o władzę w domu. Walka stawała się nierówna. Wtedy jednak do akcji wkraczały Nieznośne Trojaczki.
Płacząc na zawołanie, w każdych okolicznościach i o każdej porze dnia, specjalizowały się w wypłaszaniu niań. Jedno z nich dostawało spazmów i zaczynało się dusić, drugie waliło je z całej siły po plecach, a trzecie tylko patrzyło. W obliczu takich scen kandydatka na nianię uciekała gdzie pieprz rośnie. Wizja rozhisteryzowanych dzieci z rodzicami w Papui-Nowej Gwinei stawała się koszmarem nie do zaakceptowania.
Dodatkowym problemem rodzeństwa było pierwsze wrażenie. Niestety, w przypadku tych dzieci było ono doskonałe. Lekko kręcone złotawe włosy bliźniaków i ich niebieskie oczy o niezwykłym odcieniu były całkowitym zaprzeczeniem wizji niepokornych i nieposłusznych podopiecznych. Podważały wiarygodność i kładły się cieniem na z trudem wypracowanej reputacji niegrzecznych dzieci. Matylda i Piotruś, drobni i delikatni, wyglądali niewinnie. W dodatku Nieznośne Trojaczki, ciemnowłose po tacie, o oczach w kolorze włoskich orzechów, były prześliczne i choć z reguły zalewały się łzami, ich uśmiech mógł pokonać całe zastępy groźnych niań.
Pięcioro dzieci stawiło się w salonie, wchodząc tam grzecznie jedno za drugim, bez przepychania się i poszturchiwań. Matylda zerknęła nieśmiało na szczupłą postać nowej niani.
Dziewczyna z burzą rudych włosów, wymykających się z rozluźnionego warkocza związanego niedbale czerwoną kokardą, rozsiadła się wygodnie w fotelu naprzeciwko mamy. Nie miała już na sobie różowej peleryny. Pewnie powiesiła ją w przedpokoju. Była nietypowo ubrana, niczym osoba nie z tego świata. Matylda interesowała się modą, więc wiedziała, że dorosłe dziewczyny mogą ubierać się, jak chcą.
Ta jednak miała na sobie wyjątkowy strój. Narzuciła ze swobodą na ramiona skórzaną kurtkę motocyklową w kolorze cynamonu. Spod niej wyglądała biała koszula z żabotem. Obrazu dopełniały czarne szorty, które jeszcze bardziej podkreślały jej długie nogi obute w czarne atłasowe pantofle na niewielkim obcasie, ozdobione kokardami. Na palcu prawej ręki tkwił pierścień z ogromnym szmaragdem.
„Ciekawe, czy jest prawdziwy” – pomyślała Matylda.
– Oto nasza piątka – oznajmiła z dumą mama, zwracając się do dziewczyny w cynamonowej skórze. – Wydaje się, że to dużo dzieci, ale gdyby podejść do tego naukowo, są plemiona, gdzie średnia liczba pociech w rodzinie waha się w granicach tuzina.
– Tak, to interesujące – odezwała się kandydatka na nianię. – Tuzin jest doskonałą liczbą. Szkoda.
Zapadła krępująca cisza. Nikt jeszcze w tym domu nie żałował, że jest ich za mało. Piotruś czuł rosnący niepokój. Sytuacja wymykała się spod kontroli.
– Czyli wolałaby pani, żeby dzieci było więcej? – spytała zdezorientowana mama.
– Agata – odparła krótko. – Mam na imię Agata. Liczba dzieci jest bez znaczenia.
– To doskonale. – Mama odetchnęła z ulgą. – Mówiła pani, że ma lat…
– Nie mówiłam, ale mam dwadzieścia cztery – odparła Agata.
– Czyli jest już pani po studiach. Pedagogicznych? – Mama sięgnęła po afrykańskie koraliki leżące na stole i zaczęła się nimi bawić.
Nie było dobrze. Wyglądało na to, że mama zaczyna się czuć niepewnie. Ostatnim razem zdarzyło się to w Papui-Nowej Gwinei, w wiosce ludożerców. Wtedy właśnie postanowiła nigdy już nie zabierać dzieci w podróż. Było to zbyt niebezpieczne. W końcu udało jej się przekonać czarownika, aby mieszkańcy wioski zmienili kulinarne zwyczaje, ale spędziła tam blisko trzy miesiące. Napisała swój najsłynniejszy artykuł o dobroczynnym wpływie czekolady na obyczaje papuaskich plemion, lecz przez cały czas musiała chodzić z pięciorgiem dzieci, przywiązując je do nadgarstka liną. Inaczej mogły się gdzieś zawieruszyć, a wtedy groziłoby im pożarcie przez ludożerców.
Mama czekała w napięciu na odpowiedź.
– Mam referencje od królowej brytyjskiej – oznajmiła z lekkim uśmiechem Agata. – A także od księżniczki Monako. I wszelkie możliwe kwalifikacje.
Piotruś westchnął głęboko, ale zaraz ucichł, szturchnięty łokciem przez siostrę. Pierwsza zasada to nie okazywać zainteresowania. Nawet jeśli niania zaczęłaby tańczyć, śpiewać i klaskać, obowiązkiem rodzeństwa było zachować kamienne twarze.
– Tak, to dobre referencje – odpowiedziała mama z nieco nieobecnym wyrazem twarzy, wskazującym na to, że wcale nie słucha dziewczyny. – Jak już wspominałam, wyjeżdżamy z mężem do Papui-Nowej Gwinei i nie możemy zabrać ze sobą dzieci.
– To oczywiste – oznajmiła Agata. – Dzieci w Papui-Nowej Gwinei łapią dużo infekcji. Między innymi grozi im choroba „nie myję rąk, bo mi się nie chce”. – Niania zerknęła spod oka na milczącą piątkę.
Matylda szybko schowała ręce za siebie, bo rano wylała atrament z kałamarza należącego do taty, mimo iż wiedziała, że pod żadnym pozorem nie wolno go dotykać. I choć szorowała dłonie pumeksem, wyglądały teraz tak, jakby ktoś sypnął na nie garść niebieskich piegów.
– Choroba ta ma skutki uboczne w postaci łamania zakazów i sięgania po cudze atramenty, tylko po to, aby zanurzać w nich wścibskie paluszki – z niespodziewanym uśmiechem dodała niania.
Uśmiech całkowicie odmienił jej twarz. Urocze dołeczki w policzkach i delikatne zmarszczki wokół oczu uczyniły z niej najmilszą osobę pod słońcem. Nieznośne Trojaczki podbiegły do dziewczyny, wyciągając ręce. Piotruś otworzył szeroko usta i jęknął przerażony, bo przewidywał, jak to się skończy.
– Jest pani pierwszą nianią, która wzbudziła sympatię Nieznośnych Trojaczków. – Mama się wzruszyła. – Jeśli chciałaby pani zaopiekować się naszymi dziećmi, chociaż jest ich tylko piątka, to ja nie mam nic przeciwko temu – oznajmiła uroczyście.
– Dobrze. Mogę podjąć się obowiązku pracy z dziećmi, ale najpierw chciałabym zobaczyć dom – odpowiedziała Agata.
Piotruś i Matylda zacisnęli mocno powieki, mając nadzieję, że gdy otworzą oczy, niania zniknie. Pozostanie po niej jedynie wspomnienie zdrady młodszej trójki rodzeństwa.
– Chodzenie nieodłącznie wiąże się z patrzeniem. – Usłyszeli podejrzanie radosny głos nowej niani. – Dlatego proponuję otworzyć oczy, a potem pokazać mi swoje pokoje.
Matylda otworzyła ostrożnie jedno oko i ujrzała kołyszący się przed jej nosem rudy warkocz. A potem podniosła wzrok i napotkała spojrzenie szmaragdowych oczu. Nie było w nim gniewu ani zniecierpliwienia, raczej rozbawienie, więc dziewczynka niespodziewanie dla samej siebie poczuła ulgę i prawie się uśmiechnęła. Obiecała sobie jednak, że nigdy nie przyzna się do tego Piotrusiowi, który nadal stał z zamkniętymi oczami, więc pociągnęła go za rękę i popchnęła w stronę schodów.
Ruszyli na górę, za nimi Agata, potem zaś Nieznośne Trojaczki i mama, która była prawie tak wysoka jak nowa niania i równie szczupła. Ubierała się jednak zupełnie inaczej. W eleganckich wąskich spodniach w szkocką kratę, długości trzy czwarte, w męskich półbutach i czerwonym swetrze stanowiła przeciwieństwo Agaty. Jasne włosy związała w gładki koński ogon, a na jej nosie tkwiły okulary, których zapomniała zdjąć, odkładając książkę.
Dom skrzypiał i trzeszczał, jakby chciał przed czymś ostrzec albo wręcz przeciwnie, przywitać nowego mieszkańca. Na ścianach wisiały obrazy mamy, która malowała je w wolnych chwilach, oczekując kolejnego wyjazdu. Na jednym z nich uwieczniła roześmianego czarownika z wioski ludożerców.
Gdy wspięli się po schodach na drugie piętro, niania zatrzymała się, spoglądając na stary zegar, tkwiący od niepamiętnych czasów we wnęce między pokojami dzieci. Zerknęła na jego nieruchome wskazówki i pokręciła z niezadowoleniem głową.
Drzwi pokoju bliźniaków skrzypnęły i otworzyły się na całą szerokość. Pierwsi weszli tam Matylda i Piotruś. Wcześniej zostawili w pomieszczeniu otwarte okno i teraz wszędzie fruwały rysunki dzieci, wykonane na wyrwanych z bloku kartkach. Jedna z nich opadła na ziemię, tuż przy stopach Agaty. Niania schyliła się i podniosła ją ostrożnie. Rysunek przedstawiał kobietę w koczku, z twarzą wykrzywioną grymasem przerażenia. Ubrana w żakiet w kratkę, w bluzce zawiązanej przy szyi na kokardę, wyglądała jak bohaterka filmu Uciekająca niania, który kiedyś miał zamiar nakręcić Piotruś.
– Matyldo! – zawołała mama. – Znów to zrobiłaś!
Córka bardzo lubiła rysować. Jej słabością było uwiecznianie chwili, kiedy kolejna niania ucieka gdzie pieprz rośnie. Pokaźna kolekcja takich obrazków ukryta była w szafirowej kartonowej teczce.
Każdy portret opatrzono napisem: POSZUKIWANA GROŹNA NIANIA! ZA WSKAZANIE MIEJSCA POBYTU NAGRODA MILION DOLARÓW. Był to pomysł Piotrusia. Wtedy wydawał mu się śmieszny. Teraz jednak nie był już tak bardzo o tym przekonany.
– Widzę, że prowadzicie obrazkową kartotekę niań – powiedziała spokojnym głosem Agata i rozprostowała starannie kartkę. – Ja prowadzę kartotekę dzieci.
– Przechowuje ją pani w tej walizie? – spytała Matylda i zanim wybrzmiało ostatnie słowo, już wiedziała, że popełniła największy błąd na świecie. Nie wolno było odzywać się do niań i okazywać im zainteresowania.
Piotruś miał wyraz twarzy, jakby chciał zamordować własną siostrę. Potem wbił wzrok w Agatę.
– Owszem, w tej walizie. A gdzie jest pokój Nieznośnych Trojaczków? – Niania spojrzała na mamę, lekceważąc niechętne spojrzenie chłopca.
– Zaraz obok – odparła mama. – Tylko trojaczki bawiły się dzisiaj w Indian, więc może być tam trochę… – zawahała się i dodała z niespodziewaną odwagą – …trochę inaczej niż zwykle.
Pokój Nieznośnych Trojaczków przypominał krajobraz po bitwie. Na samym jego środku zbudowany był wigwam, a na dywanie walały się wszystkie korale mamy, jakie udało się znaleźć w domu. Łatwo zgadnąć, że były to wojenne łupy.
Pod oknem stał koń na biegunach, z grzywą ozdobioną piórami wyciągniętymi z szuflady. Tata dostał je na pamiątkę od zaprzyjaźnionego wodza dawno temu, gdy prowadził badania naukowe w Ameryce Południowej. Na nocnym stoliku leżał stos czarno-czerwonych strzał, wśród których poutykane były farby w pootwieranych słoiczkach.
Piotruś wepchnął się pierwszy, chcąc zwrócić uwagę niani na to, jak bardzo źle są wychowani. Powoli tracił nadzieję na odejście Agaty, ale zawsze warto było spróbować. Gdy tylko przekroczył próg, jego noga utknęła w nakrętce słoika i przeleciał przez pokój jak rakieta.
Próbował przytrzymać się lampy, ale runął wraz z nią na ziemię, podcinając podążające tuż za nim Nieznośne Trojaczki. Chłopiec wylądował twarzą w wigwamie, rujnując skomplikowaną budowlę wzniesioną przez młodsze rodzeństwo, które oczywiście zaniosło się płaczem.
– Mówiła pani, że mam się nimi opiekować przez trzy miesiące? – spytała spokojnie Agata. – Myślę, że to wystarczy.
– Wystarczy? – wyjęczał z podłogi Piotruś. – Wystarczy na co?
Tym razem, o dziwo, niania poświęciła mu trochę uwagi.
– Wystarczy, aby wszystko zmienić – oznajmiła poważnym tonem. – A teraz, jeśli pozwolicie, chciałabym zobaczyć mój pokój i porozmawiać, ale tylko z mamą.
Mama dała znak dzieciom, że mają zostać na piętrze, i ruszyła za nową nianią, najwyraźniej zadowolona, iż udało się wreszcie znaleźć kogoś odpowiedniego.
Agata od początku wzbudzała jej zaufanie. Była lepsza od ostatniej opiekunki, która nie mieszkała z nimi na stałe, ale gdy nie było w domu rodziców, siedziała z dziećmi i nic innego nie robiła, tylko słuchała rocka, nie zdejmując z uszu słuchawek. Nie usłyszała krzyku jednego z Nieznośnych Trojaczków, który utknął głową między prętami balustrady schodów. Trzeba było w związku z tym natychmiast jej podziękować.
Tak więc Agata była dokładnie taką osobą, o jakiej marzyła mama.
Kiedy mama i niania wyszły z pokoju, Piotruś błyskawicznie podszedł do siostry. Zrobił uroczystą minę, jakby chciał ogłosić coś bardzo ważnego.
– Czeka nas wojna – oznajmił, zaciskając mocno zęby, a jego głos zabrzmiał tak, jakby w gardle utknęła mu ość. – Wojna wymaga odpowiedniej broni i strategii. Dlatego od dzisiaj ja jestem generałem, a wy macie się mnie słuchać. Zrozumiano?!
– Nie emocjonuj się tak, Piotrusiu, i nie przesadzaj, proszę – uspokajała go Matylda, która kiedyś usłyszała, jak mama mówiła w ten sposób do taty i rzeczywiście przestał się denerwować. – Poradzimy sobie. Dlaczego zaraz wojna?
– Nie widzieliście, jak ona patrzy? Nawet mamę zahipnotyzowała, niczym ten czarownik w dżungli. Pamiętacie?
Pamiętali doskonale, bo mama straciłaby na zawsze walizkę z ubraniami, gdyby nie tata, który podjął się negocjacji w sprawie zwrotu bagażu za opłatą.
– Ona nie chce walizki. Co innego chce – odezwały się chórem Nieznośne Trojaczki, które potrafiły jednym trafnym zdaniem podsumować sytuację.
– Słuszna uwaga – pochwalił je Piotruś. – Awansuję was na starszych szeregowych!
– Daj spokój, braciszku. – Matylda poczerwieniała ze zdenerwowania. – Wygląda na to, że zabawa w wojsko to poważna sprawa. Musimy wspólnie ustalić strategię.
Umówili się, że zrobią naradę tuż po kolacji, kiedy dorośli zasiadają przed telewizorem i denerwują się wiadomościami z całego świata. Nic wtedy do nich nie dociera. Gdy ustalili już plan, postanowili zakraść się pod drzwi pokoju niani, aby podsłuchać, o czym rozmawia ona z mamą.
W pokoju Agaty panowała cisza. Matylda z duszą na ramieniu zajrzała przez dziurkę od klucza. Na komodzie stały rzędem flakony perfum, a na półkach pojawiły się nowe książki. Łóżko zostało przykryte ciężką haftowaną kapą z frędzlami. U wezgłowia siedziała porcelanowa lalka i uśmiechała się, spoglądając w stronę dzieci ukrytych za drzwiami.
Nikogo poza nią tam nie było, ale uwagę Piotrusia, który też zerknął do pokoju przez dziurkę od klucza, zwróciła wielka waliza Agaty spięta starym skórzanym paskiem. Chłopiec był prawie pewien, że kryje się w niej coś strasznego i tylko czeka, aby wyskoczyć.