Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Aktea: powieść na tle dziejów rzymskich - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Aktea: powieść na tle dziejów rzymskich - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 238 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

Któż nie znał w Rzy­mie Mar­ce­lu­sa Pe­tro­niu­sa, jed­ne­go z naj­za­moż­niej­szych oby­wa­te­li pań­stwa, nie­gdyś try­bu­na, po­tem se­na­to­ra, na­ko­niec przy­ja­cie­la ce­za­ra Tra­ja­na; któż nie wie­dział, gdzie wzno­si się ka­mien­ny jego dom z pysz­nym ogro­dem… Do domu wcho­dzi­ło się od uli­cy, przez tak zwa­ne ve­sti­bu­lum, czy­li przed­sio­nek, a da­lej znaj­do­wa­ło się atry­um, ro­dzaj we­wnętrz­ne­go dzie­dziń­ca, oto­czo­ne­go ko­lum­na­dą. Na środ­ku szem­ra­ła fon­tan­na, a na wiel­kim jej ba­se­nie pły­wa­ły ła­bę­dzie, wko­ło zaś ro­sły kwia­ty i krze­wy.

Atry­um sta­no­wi­ło w do­mach rzym­skich głów­ną część domu, tu­taj zwy­kle zbie­ra­ła się ro­dzi­na na wspól­ną roz­mo­wę, tu­taj sia­dy­wa­ły pa­nie domu z ro­bo­tą, oto­czo­ne cór­ka­mi i służ­bą, tu­taj pan domu klien­tów przyj­mo­wał. Oko­ło atry­um mie­ści­ły się sy­pial­nie, sa­lo­ny, kuch­nie, miesz­ka­nia nie­wol­nic i nie­wol­ni­ków, łaź­nie i t… p.

For­tu­na sprzy­ja­ła Mar­ce­lu­so­wi, wzra­stał on z każ­dym ro­kiem w za­moż­ność i zna­cze­nie, lecz inne bogi tak ła­ska­we dlań nie były: oto zło­śli­we Par­ki prze­cię­ły zbyt wcze­śnie nić ży­cia ubó­stwia­nej przez Mar­ce­lu­sa żony, ode­bra­ły mu ją w chwi­li, kie­dy była naj­bar­dziej po­trzeb­ną ma­leń­kiej dzie­ci­nie, któ­rą ich nie­bo ob­da­rzy­ło.

Mar­ce­lus dłu­go nie mógł po­cie­szyć się po stra­cie uko­cha­nej Łu­cyi. Nie wpro­wa­dził do swe­go domu no­wej pani, lecz upro­sił swą sio­strę Wa­le­ryę, za­cną nie­wia­stę, aby prze­nio­sła się do jego domu. Wa­le­rya uczy­ni­ła za­dość proś­bie bra­ta, gdyż po śmier­ci męża swe­go, któ­ry zgi­nął w jed­nej z wo­jen, zna­la­zła się w trud­nem po­ło­że­niu, wraz z dwoj­giem dzie­ci.

Chcąc, aby sio­strze u nie­go było jak naj­le­piej, Mar­ce­lus Pe­tro­nius od­stą­pił jej na wła­sność część swo­je­go domu; żyli więc ra­zem, lecz każ­de z nich mia­ło swo­je ogni­sko osob­ne. Wa­le­rya tro­skli­wie czu­wa­ła nad ca­łym do­mem bra­ta i nad jego dziec­kiem, gdy zaś za­pra­gnę­ła prze­by­wać tyl­ko ze swe­mi dzieć­mi, wów­czas usu­wa­ła się, a nad małą Łu­cyą czu­wa­ły nie­wol­ni­ce; cza­sa­mi pro­wa­dzi­ła swą cór­kę Ak­teę i bra­ta jej, Wi­cy­niu­sza, do Łu­cyi; dzie­ci ba­wi­ły się wów­czas ra­zem, lecz Ak­tea i Wi­cy­niu­sa wo­le­li sami ze sobą igrać, niż z sio­strą cio­tecz­ną. Lata mi­ja­ły w ci­szy i zgo­dzie. Mar­ce­lus Pe­tro­nius, wy­rze­kł­szy się szczę­ścia oso­bi­ste­go, od­dał się gor­li­wie spra­wom pu­blicz­nym; tam szu­kał je­dy­nie za­do­wo­le­nia, do­bro kra­ju było je­dy­nym ce­lem jego ży­cia; na­wet cór­ka ze­szła na dru­gi plan; spo­koj­nym był zresz­tą o nią, czu­wa­ła nad dziec­kiem tak za­cna nie­wia­sta, jak jego sio­stra. Mniej wszak­że spo­koj­ną była o dziew­czę Wa­le­rya: wi­dzia­ła ona bu­dzą­ce się w ma­leń­kiem ser­dusz­ku Łu­cyi skłon­no­ści, któ­re ją trwo­gą przej­mo­wa­ły; trzy­ma­ła je w ta­jem­ni­cy, przed ob­cy­mi; przed wła­sne­mi dzieć­mi nie mó­wi­ła nig­dy o wa­dach cór­ki Mar­ce­lu­sa, uj­mo­wa­ła się za nią, ile­kroć coś złe­go ktoś o niej po­wie­dział. Wpraw­dzie z bra­tem chcia­ła nie­raz po­mó­wić o tem, co ją nie­po­ko­iło, lecz ile­kroć przy nim imię cór­ki wspo­mnia­ła, brał za­wsze obie jej ręce w swe dło­nie i mó­wił: "Od­da­łem ci ją w opie­kę, ufam ci, czyń co chcesz, nie mam cza­su o spra­wach do­mo­wych my­śleć". Wa­le­rya zdwa­ja­ła bacz­ność w czu­wa­niu nad dziew­czyn­ką, prze­stróg nie szczę­dzi­ła, pra­wie nig­dy nie spusz­cza­ła jej z oka, lecz wszyst­ko to nie zmie­nia­ło Łu­cyi: była ona upar­tą, dum­ną i za­ro­zu­mia­łą, zło­śli­wą i sa­mo­lub­ną; nie­wol­ni­ce, ule­ga­jąc jej we wszyst­kiem, schle­bia­jąc na każ­dym kro­ku, roz­wi­ja­ły jesz­cze te smut­ne wady. Dziew­czyn­ka skoń­czy­ła lat czter­na­ście i Wa­le­rya przy­znać mu­sia­ła ze smut­kiem, iż nic się w Łu­cyi ku lep­sze­mu nie od­mie­ni­ło, a ku gor­sze­mu wie­le, nie tra­ci­ła wszak­że jesz­cze na­dziei. Je­den ze sta­rych przy­ja­ciół jej męża, były try­bun De­cy­usz, ma­wiał jej za­wsze: "Kto pil­nie i z mi­ło­ścią sie­je, próż­no nig­dy nie sie­je; wcze­śniej, czy póź­niej ziar­no plon wyda". Tym sło­wom Mała.

Był to dzień dusz­ny, go­rą­cy, taki upal­ny, o ja­kim miesz­kań­cy pół­noc­nej i środ­ko­wej Eu­ro­py po­ję­cia nie mają. Zmę­czo­na nim Ak­tea na­mó­wi­ła bra­ta, aby po­szu­kał chło­du w ogro­dzie, ota­cza­ją­cym dom wuja. Na koń­cu cie­ni­stej alei, któ­ra od sa­me­go domu pro­wa­dzi­ła, znaj­do­wa­ła się al­ta­na, a pod ścia­na­mi tej al­ta­ny były urzą­dzo­ne sie­dze­nia z mięk­kiej dar­ni; w po­środ­ku szem­ra­ła fon­tan­na, do­da­jąc chło­du, w mar­mu­ro­wym zaś jej ba­se­nie ką­pa­ły się zło­te ryb­ki. Ak­tea lu­bi­ła nie­zmier­nie to ci­che ustro­nie. Wszedł­szy tu­taj, rzu­ci­ła się na jed­no z zie­lo­nych sie­dzeń, Wi­cy­niusz siadł obok niej i chwi­lę, cie­sząc się chło­dem, wsłu­chi­wa­li się w mil­cze­niu w szmer fon­tan­ny. Wi­cy­niusz, star­szy o całe dwa lata od sio­stry, ko­chał ją bar­dzo i szu­kał jej to­wa­rzy­stwa, Było im we dwo­je bar­dzo do­brze, jed­nej my­śli ta­jem­nej jed­no przed dru­giem nie mia­ło.

– Więc ty na­praw­dę chcesz zo­stać żoł­nie­rzem? – zwró­ci­ła się na­raz z temi sło­wy Ak­tea do bra­ta, kła­dąc drob­ną swą rącz­kę na jego ra­mie­niu. – Nie­do­bry, ob­ra­łeś za­wód, któ­ry nas roz­dzie­li… Gdy zbro­ję przy­wdzie­jesz, ce­zar po­śle cię do Ga­lii lub Ger­ma­nii, a ja tę­sk­nić tu­taj będę za tobą.

– Ty bę­dziesz tę­sk­ni­ła, a ja będę wal­czył z bar­ba­rzyń­ca­mi, po­ko­nam ich i ce­zar w na­gro­dę wo­dzem ar­mii mnie uczy­ni, ka­wał zie­mi po­da­ru­je. Wte­dy zbu­du­je so­bie dom ka­mien­ny, oto­czę go ogro­dem cie­ni­stym i mat­kę wraz z tobą spro­wa­dzę do tego domu – od­parł chło­piec. – Łu­cya już dziec­kiem nie jest, bez opie­ki się obej­dzie.

Bia­ła twa­rzycz­ka Ak­tei za­kwi­tła ru­mień­cem, nie­bie­skie oczy po­ciem­nia­ły z ra­do­ści, oplo­tła szy­ję bra­ta i po­ca­ło­wa­ła go w czo­ło.

– Jacy by­li­by­śmy wów­czas szczę­śli­wi – rze­kła zni­żo­nym gło­sem, jak gdy­by się lę­ka­ła, aby kto, usły­szaw­szy ją, nie skradł jej tego szczę­ścia. – By­li­by­śmy u sie­bie, nie­za­leż­ni od ka­pry­sów ob­cych lu­dzi. Czy ty nie spo­strze­gasz, bra­cie, że mat­ka na­sza jest co­dzień smut­niej­sza?…

– Co boli, a cze­go na­ra­zie od­mie­nić nie moż­na, o tem le­piej nie mó­wić – od­parł Wi­cy­niusz. – Nie zmie­nisz skar­gą złe­go na do­bre, a po­gor­szyć je mo­żesz; lak mówi Au­lus, sta­ry mój na­uczy­ciel.

Lecz Ak­tea in­ne­go była zda­nia.

– Skar­ga ulży ser­cu – od­par­ła – prócz nas dwoj­ga nie­ma tu­taj ni­ko­go wię­cej. – Rze­kł­szy to, po­czę­ła ma­rzyć gło­śno o szczę­śli­wej przy­szło­ści.

– Co­dzień Jo­wi­szo­wi skła­dać będę ofia­ry i wo­łać do nie­go: "Gro­mo­wład­ny pa­nie! spraw, aby Wi­cy­niusz zdo­był wie­niec lau­ro­wy i wszedł do Rzy­mu, wio­dąc tłu­my nie­wol­ni­ków za sobą".

Chłop­cu po­do­ba­ły się te sło­wa, nie prze­ry­wał więc sio­strze, słu­chał jej na­wet z uśmie­chem.

– O, Wi­cy­niu­szu! coby to za szczę­ście było mieć swój wła­sny dom, mieć swo­je wła­sne ogni­sko i nie wi­dzieć wię­cej zło­śli­wej twa­rzy, nie spo­ty­kać gniew­li­wej Łu­cyi, cią­gnę­ła da­lej Ak­tea, oży­wia­jąc się co­raz bar­dziej. Czy ty wiesz, że ile­kroć mi się przy­śni ta nie­do­bra dziew­czy­na, spo­ty­ka mnie za­wsze coś złe­go. Ja się jej boję, nie­na­wi­dzę jej, jak nie­na­wi­dzę wszyst­kie­go, co jest brzyd­kie, szka­rad­ne, wstręt­ne,..

Twa­rzycz­ka dziew­czę­cia pło­nę­ła, jak róża pon­so­wa, błę­kit­ne oczy w sza­fi­ry się prze­mie­ni­ły.

– Cyt! – szep­nął na­raz Wi­cy­niusz.

Ona umil­kła i po­czę­li się wsłu­chi­wać; ja­kiś sze­lest do­cho­dził ich uszu.

– To mama – to­nem uspa­ka­ja­ją­cym ode­zwa­ła się po chwi­li Ak­tea.

U wej­ścia do al­ta­ny sta­nę­ła śred­nich lat nie­wia­sta, w ciem­nej sza­cie, któ­ra w swo­bod­nych fał­dach spły­wa­ła jej od ple­ców, tuż za nią wi­dać było star­szą ko­bie­tę, któ­ra strój nie­wol­ni­cy mia­ła na so­bie; ze­rwaw­szy się z dar­ni, dzie­ci do mat­ki po­spie­szy­ły; ona uca­ło­wa­ła je z ko­lei.

– Ak­teo – rze­kła, zwró­ciw­szy się do cór­ki – zmar­twi­łaś mnie: o bliź­nim źle mó­wić nie przy­stoi ni­ko­mu, a tem bar­dziej dziew­czę­ciu mło­de­mu, któ­re­go ser­ce od­zna­czać się po­win­no sło­dy­czą, ty zaś mó­wi­łaś źle o sio­strze swo­jej.,. To zwięk­sza winę.

Mała, za­wsty­dzo­na, spu­ści­ła oczy, pró­bo­wa­ła jed­nak się uspra­wie­dli­wić.

– Al­boż ona nie mówi o nas źle – od­par­ła, ścią­ga­jąc z gnie­wem brwi – nie daw­niej, jak wczo­raj, na­zwa­ła nas przy­błę­da­mi.

– Kto na cie­bie ka­mie­niem, ty chle­bem na nie­go – ode­zwa­ła się sto­ją­ca za Wa­le­ryą nie­wol­ni­ca, Gerą tu­taj zwa­na, sta­ra pia­stun­ka Wi­cy­niu­sza i Ak­tei.

Dzie­ci roz­śmia­ły się gło­śno.

– Wolę do­brem za do­bre pła­cić, a złem za złe – od­par­ła dziew­czyn­ka, har­do czo­ło pod­no­sząc.

– Bo nie masz w ser­cu po­ko­ry, tej naj­pięk­niej­szej z cnót ludz­kich – rze­kła Gera.

Tym ra­zem ujął się za sio­strą Wi­cy­niusz.

– Do wol­nych na­le­ży­my, po­ko­ra nie na­szą jest cno­tą.

– Im kto wy­żej stoi, tem wię­cej cnót po­sia­dać po­wi­nien – ode­zwa­ła się Wa­le­rya – lecz prze­rwij­my tę roz­mo­wę, kie­dy­in­dziej po­sta­ram się prze­ko­nać Ak­teę, iż źle po­stą­pi­ła, te­raz po­wiem wam, z czem przy­szłam do was. Oto z do­brą wie­ścią, wie­czo­rem, gdy słoń­ce ża­rem pa­lić prze­sta­nie, wy­bie­rze­my się na prze­chadz­kę; mó­wią, iż zwy­cię­ska ar­mia po­wra­ca dzi­siaj do Rzy­mu, że Da­cya upo­ko­rzo­na; łuk try­um­fal­ny już stoi na Fo­rum ro­ma­num. Chcę, aby Wi­cy­niusz przy­pa­trzył się ry­ce­rzom, wszak to przy­szli jego to­wa­rzy­sze.

Dzie­ci kla­snę­ły w dło­nie z ra­do­ści i rzu­ci­ły się z po­dzię­ko­wa­niem.

– Z tego pro­jek­tu nic nie bę­dzie – ode­zwał się nie­spo­dzie­wa­nie głos ostry, nie­mi­ły.

Wszy­scy w tę stro­nę zwró­ci­li spoj­rze­nia. Do al­ta­ny we­szła mło­da dziew­czy­na, w błę­kit­nej tu­ni­ce, sre­brem ha­fto­wa­nej. Na ob­na­żo­nych jej ra­mio­nach błysz­cza­ły zło­te opa­ski, na no­gach zło­te san­da­ły; wło­sy jej two­rzy­ły zło­ci­stą ko­ro­nę nad czo­łem; kro­czy­ła dum­nie, wy­nio­śle, jak kró­lo­wa; na dnie piw­nych jej oczów tkwi­ła zło­śli­wość.

Siadł­szy na dar­nio­wem sie­dze­niu, spoj­rza­ła naj­przód po wszyst­kich, ja­kie wra­że­nie spra­wi­ły jej sło­wa, a wi­dząc twa­rze za­smu­co­ne, do­da­ła z wi­docz­nem za­do­wo­le­niem:

– Mam za­miar po­wi­tać zwy­cięz­ców, mu­sisz mi prze­to to­wa­rzy­szyć, ciot­ko; oj­ciec po­zwo­lił nam wziąć naj­pięk­niej­szy ry­dwan, naj­pięk­niej­sze ko­nie ze staj­ni; Wi­cy­niusz, je­śli ze­chce, może nam za woź­ni­cę słu­żyć, lecz co do Ak­tei, ta sta­now­czo w domu zo­sta­nie…

Dzie­ci spoj­rza­ły nie­spo­koj­nie na mat­kę, mia­ły wszak­że jesz­cze na­dzie­ję, że od­mó­wi Łu­cyi. Lecz Wa­le­rya od­par­ła:

– Je­śli taką jest wola ojca twe­go, speł­nię ją nie­za­wod­nie, lecz pój­dę go za­py­tać, cze­mu sam nie za­bie­rze cię z sobą.

To rze­kł­szy, po­dą­ży­ła ku do­mo­wi, a po niej Łu­cya za­raz spu­ści­ła al­ta­nę.

– Nie­na­wi­dzę, nie­na­wi­dzę jej – szep­nę­ła przez za­ci­śnię­te zęby Ak­tea i drob­ne piąst­ki z gnie­wem za­ci­snę­ła.

Gera spoj­rza­ła na nią ze smut­kiem.

– Ufam, iż za­cna two­ja mat­ka, od­mie­ni twe ser­ce – rze­kła, – złe uczu­cia w niem kieł­ku­ją.

Ak­tea rzu­ci­ła się na dar­nio­we sie­dze­nie i szlo­chać po­czę­ła; Wi­cy­niusz stał zda­la, po­nu­ry i mil­czą­cy; nie umiał sio­stry po­cie­szać, on tak­że był roz­ża­lo­ny.

– Dla­cze­go mat­ka za­wsze pierw­szeń­stwo od­da­je Łu­cyi przed nami? – py­tał sie­bie i bu­rza wrza­ła mu w ser­cu.

Mło­dy nie­wol­nik od­su­nął z usza­no­wa­niem przed Łu­cyą i Wa­le­ryą ko­ta­rę, kry­ją­cą wej­ście do sy­pial­ni swe­go pana. Bo­ga­to się ta kom­na­ta przed­sta­wia­ła, po­sadz­ka była w niej mo­zai­ko­wa, ścia­ny z bia­łe­go mar­mu­ru, ozdo­bio­ne ma­lo­wa­niem, wy­obra­ża­ją­cem ja­skra­we pta­ki, w ro­gach po­ko­ju sta­ły wy­ku­te ze spi­żu po­pier­sia przod­ków Mar­ce­lu­sa. On sam spo­czy­wał w tej chwi­li na wy­god­nej, mięk­kiej so­fie, w togę bia­łą owi­nię­ty. Zda­wał się drze­mać. Był to sta­rzec już sześć­dzie­się­cio­let­ni, z gło­wą przy­pró­szo­ną si­wi­zną, lecz krzep­ki jesz­cze i sil­ny; wo­bec nie­go Wa­le­rya czu­ła się za­wsze nie­śmia­łą.

Są­dząc, iż brat śpi, za­trzy­ma­ła się u wnij­ścia i już cof­nąć się chcia­ła, gdy Mar­ce­lus rzekł, po­wsta­jąc:

– Cze­ka­łem na cie­bie.

– Nie­wol­nik przy­su­nął po­śpiesz­nie dwa krze­sła, a gdy Wa­le­rya i Łu­cya sia­dły, Mar­ce­lus tak za­czął:

– Przy­strój się wspa­nia­le, Wa­le­ryo, że­byś dom mój god­nie za­pre­zen­to­wa­ła; do­łóż też sta­rań, żeby Łu­cya tak pięk­ną była, jak tyl­ko być może. Wsią­dzie­cie do lek­ty­ki i uda­cie się na Fo­rum ro­ma­num, gdzie za­trzy­ma­cie się w po­bli­żu łuku try­um­fal­ne­go, aże­by dziew­czę cały po­chód do­brze wi­dzia­ło. Ja mam to­wa­rzy­szyć ce­za­ro­wi, któ­ry chce po­wi­tać zwy­cięz­ców ra­zem z ca­łym se­na­tem, więc to­wa­rzy­szyć wam nie mogę.

– Wola two­ja speł­nio­ną bę­dzie, bra­cie – od­par­ła Wa­le­rya.Łu­cya uśmiech­nę­ła się z try­um­fem.

– Ak­tea i Wi­cy­niusz roz­pa­czać będą – rze­kła – mie­li obie­ca­ną tę samą przy­jem­ność.

– Wi­cy­niusz może być z wami – od­parł Mar­ce­lus – przy­da się tam nie­za­wod­nie wśród ści­sku, bo na to się przy­go­tuj­cie… Lecz co do Ak­tei, to pą­czek jesz­cze; nie­chaj w cie­niu roz­kwi­ta, a roz­kwit­nie pięk­niej,..

Wa­le­rya po­wsta­ła i po­dą­ży­ła do ogro­du. Łu­cya po­śpie­szy­ła do sie­bie wy­bie­rać sto­sow­ną sza­tę na tak wiel­ką uro­czy­stość; zwo­ła­ła swo­je nie­wol­ni­ce i oglą­da­ła z nie­mi wszyst­kie suk­nie, py­ta­jąc, w któ­rej naj­pięk­niej jej bę­dzie: ta pur­pu­ro­wą ra­dzi­ła, tam­ta błę­kit­ną, inna bia­łą, zło­ci­stą; zgo­dy w zda­niach nie było. Łu­cya po­czę­ła się nie­cier­pli­wić, na­resz­cie po ciot­kę po­sła­ła jed­ną ze swych nie­wol­nic, ja­sno­wło­są Gu­ni­kę.

Wró­ciw­szy do al­ta­ny, Wa­le­rya za­sta­ła we łzach Ak­teę, a gdy jej po­wtó­rzy­ła sło­wa wuja, mała roz­ża­li­ła się bar­dziej jesz­cze. Dla uspo­ko­je­nia przy­tu­li­ła cór­kę do ser­ca i okry­wa­ła po­ca­łun­ka­mi, tłó­ma­cząc jed­no­cze­śnie, dla­cze­go musi speł­nić wolę Mar­ce­lu­sa. Piesz­czo­ty mat­ki osu­szy­ły łzy w oczach Ak­tei, wy­po­go­dzi­ła czo­ło i na­wet oka­za­ła skru­chę.

– Nie gnie­waj się na mnie, mat­ko – mó­wi­ła – za­po­mi­nam za­wsze, ile win­ni je­ste­śmy wu­jo­wi; a gdy za­po­mnę, zda­je mi się wów­czas, że le­piej ko­chasz Łu­cyę. Tym­cza­sem ty, bied­na, cier­pisz, gdy mu­sisz zra­nić nam ser­ca… Nie martw się, mat­ko, wkrót­ce prze­sta­nie­my być za­leż­ni, Wi­cy­niusz od­zna­czy się jako ry­cerz, ce­zar go hoj­nie zie­mią ob­da­rzy i miesz­kać ra­zem bę­dzie­my… Jesz­cze lat parę cier­pli­wo­ści.

Wa­le­rya uśmiech­nę­ła się do dziec­ka i po­ca­ło­wa­ła je w czo­ło.

– Ot, wi­dzisz, że le­piej być po­kor­ną i ci­chą – rze­kła – te­raz roz­pacz nie szar­pie twe­go ser­ca i mnie nie ra­nisz nią…

– Je­stem po­kor­ną, bo mam na­dzie­ję, że nie­wo­la na­sza nie­dłu­go się skoń­czy – od­par­ła Ak­tea.

Nie­wol­ni­ca uka­za­ła się wła­śnie w al­ta­nie. – Wa­le­ryo! pani na­sza was wzy­wa – rze­kła. Ta pod­nio­sła się na­tych­miast.

– Cóż, Wi­cy­niu­szu, je­dziesz z nami? – spy­ta­ła, zwró­ciw­szy się do syna.

– Sta­now­czo nie po­ja­dę – od­parł chło­piec har­do. – Łu­cya pro­po­no­wa­ła mi, abym jej woź­ni­cą był, ubli­ży­ła mi, więc nie my­ślę uła­twiać jej spo­tka­nia ze zwy­cię­ski­mi woj­ska­mi, a przy­tem Ak­tei sa­mej nie zo­sta­wię.

– Gero, czu­waj nad dzieć­mi – rze­kła Wa­leya, zwró­ciw­szy się do pia­stun­ki; po­czem uści­skaw­szy syna i cór­kę, po­dą­ży­ła za nie­wol­ni­cą.

– Opo­wiedz nam, Gero, jaką baśń – po­czę­ła pro­sić Ak­tea i po­cią­gnę­ła pia­stun­kę na zie­lo­ną dar­ni­nę.

Wi­cy­niusz siadł obok nich.

– Opo­wiedz – po­wtó­rzył za sio­strą – prę­dzej do­cze­ka­my po­wro­tu mat­ki.

– Ba­śni opo­wia­dać nie umiem, tyl­ko praw­dę – rze­kła Gera.

– Nie­chaj bę­dzie praw­da – od­par­ła Ak­tea.

– Tem le­piej, wolę praw­dę – do­rzu­cił Wi­cy­iusz.

– Lat wie­le już temu, w mie­ście Be­tle­em, ścisk był wiel­ki – po­czę­ła opo­wia­dać sta­ra – ce­zar Au­gust ka­zał ob­li­czyć i spi­sać wszyst­ką lud­ność w wiel­kiem swo­jem pań­stwie. Przy­by­ła z tego po­wo­du do Be­tle­em mło­da nie­wia­sta, z rodu kró­la

Izra­eli­tów, Da­wi­da, a na imię jej było Ma­rya, mę­żo­wi zaś Jó­zef. Cho­ciaż z kró­lew­skie­go rodu po­cho­dzi­ła, była ci­chą i po­kor­ną, szat kosz­tow­nych nie no­si­ła, tyl­ko pro­ste, lnia­ne, a gdy po­wie­dział jej, że wszyst­kie domy w Be­tle­em za­ję­te już są przez na­pły­wo­wą lud­ność, że tyl­ko w jed­nej je­dy­nej sta­jen­ce jest jesz­cze miej­sce do na­ję­cia, po­szła po­kor­na do owej sta­jen­ki, aby od­po­cząć po dro­dze.

I nocy owej na­ro­dził się Sy­na­czek, a pa­stusz­ko­wie pierw­si po­wi­ta­li ową dzie­ci­nę, gdyż Anioł z Nie­ba ze­sła­ny oznaj­mił im o tem. Wszedł­szy do staj­ni, czo­łem przed Nim ude­rzy­li, ja­ko­by przed kró­lem Czo­ło­bit­ność ich nie wbi­ła w py­chę mat­ki Ma­leń­kiej… go, wdzięcz­ną tyl­ko była pa­stusz­kom za cześć oka­za­ną jej Sy­nacz­ko­wi.

Wieść o na­ro­dze­niu cu­dow­nej Dzie­ci­ny, Któ­rej przy­by­cie na zie­mię Anioł lu­dziom zwia­sto­wał, szyb­ko ro­ze­szła się w róż­ne oko­li­ce świa­ta i trzech kró­lów ze stron da­le­kich przy­by­ło do Be­tle­em zło­żyć hołd i dary No­wo­na­ro­dzo­ne­mu. Przy­byw­szy, po dzie­li Ma­ryi, że im mó­wio­no, iż Król świa­ta się na­ro­dził, więc za­pra­gnę­li go po­znać, lecz nie wie­dzie­li w któ­rą zwró­cić się stro­nę, aż oto za­ja­śnia­ła gwiaz­da na nie­bie i do­pro­wa­dzi­ła ich do Be­tle­em…

I hołd kró­lów nie wbił Ma­ryi w py­chę: w po ko­rze i ubó­stwie cho­wa­ła Sy­nacz­ka i rósł On w mą­drość wyż­szą od ludz­kiej mą­dro­ści, w cno­ty pięk­niej­sze od tych, ja­kie do­tych­czas zna­li miesz­kan­cy zie­mi. Gdy wi­dział słab­sze­go od sie­bie, to ser­ce jego nie po­gard?!, nie py­chą biło, ale li­to­ścią i spie­szył z po­mo­cą sła­be­mu, a przed po­tęż­nym, lecz grzesz­nym, nie zgi­nał się i czo­łem przed nim nie, bił, bo On ko­la­no zgi­nał tyl­ko przed Bo­giem swo­im Bo­giem praw­dy, do­bro­ci i spra­wie­dli­wo­ści… Gdy spo­tkał trę­do­wa­te­go, nie ucie­kał od nie­go, lę­ka­jąc się za­ra­zy, lecz za­po­mi­na­jąc o so­bie, le­czył go i po­cie­szał; gdy grzesz­ne­go wi­dział, to nie od­wra­cał się od nie­go z po­gar­dą, szy­der­stwem go nie ka­rał, ani okrut­nym dlań nie był, lecz po­pra­wić go usi­ło­wał, a kie­dy bu­rzy­li się nań za to inni, py­tał ich:

"Któż z was jest bez grze­chu?"

Bo­gactw nie łak­nął, na moż­nych Wo­łał, aby tem, co po­sia­da­ją, dzie­li­li się z tymi, któ­rzy łak­ną z gło­du umie­ra­ją… Więc chci­wi, dum­ni, za­zdro­śni znie­na­wi­dzi­li Tego, któ­ry wo­łał gło­śno:

"Naj­uboż­szy, naj­nędz­niej­szy jest two­im bra­tem, wszy­scy­śmy rów­ni w ob­li­czu Boga, Pana wszech­świa­ta, wszyst­kich, jak bra­ci, ko­chać na­le­ży i do­bro m świad­czyć. "

Znie­na­wi­dzi­li Go i zgu­bić po­sta­no­wi­li; oskar­ży­li, iż za­mie­rza ogło­sić się kró­lem ży­dow­skim, że wśród po­spól­stwa, zdo­by­wa so­bie stron­ni­ków. Wkrót­ce też wy­rok śmier­ci wy­da­nym zo­stał na nie­win­ne­go, krzy­żo­wa­no Go; za­nim jed­nak umę­czo­no, na­igra­wa­no się zeń bo­le­śnie: ko­ro­nę cier­nio­wą wbi­li mu na czo­ło, krew spły­wa­ła kro­pla­mi z jego skro­ni; pur­pu­ro­wy płaszcz wło­ży­li na jego ra­mio­na: "Król! król!" – krzy­cze­li, szy­dząc i po­ka­zu­jąc Go pal­ca­mi. On z po­ko­rą, bez skar­gi zno­sił szy­der­stwa i wzrok w górę pod­no­sząc, szu­kał tam Boga swe­go i mó­wił:

" Bądź wola two­ja, Pa­nie!"
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: