Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Alfabet szyfru - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Alfabet szyfru - ebook

Byłem w piekle, na samym jego dnie. Nie szukałem tam niczego, a znalazłem wszystko.

W szpitalu zaczyna się kolejny zwyczajny dzień. Doktor Vitio przyjmuje kolejny poród, nic nie wskazuje na to, że mogą pojawić się jakieś komplikacje. Niestety, sytuacja szybko się zmienia. Dziecko najprawdopodobniej nie przeżyje, jeżeli nie otrzyma przeszczepu płuca, ale potrzebny jest dawca. Odnaleziony z trudem ojciec malucha, zamiast pomóc, domaga się badań genetycznych. Chce mieć pewność, że to jego syn. Czasu jest coraz mniej.

Tymczasem w innym wymiarze kolejny poczęty człowiek próbuje zrozumieć siebie. Jeszcze nie wie, kim jest i co go czeka... W ten sposób zaczyna się opowieść o walce dobra ze złem, tocząca się w dwóch wymiarach: realnym i duchowym. Kolejne wybory doktora Vitio będą za sobą pociągać nieprzewidziane konsekwencje i stanowić zaproszenie dla niezwykłych gości, z którymi los zetknie go podczas dramatycznej podróży, w którą wyruszy.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-822-9
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa, bardzo ważna

Bóg istnieje! I co z tego skoro jesteś człowiekiem? Każdy, kto poświęci trochę czasu, błyskawicznie to sobie udowodni. W Boga wierzyli wszyscy najwięksi, istnienie Absolutu dla wszystkich myślących było czymś oczywistym. Jest wiele argumentów filozoficznych, etycznych, psychologicznych na to, że istnienie Pana Boga jest bardziej oczywiste od istnienia twojej praprababci… Dla Platona, Arystotelesa, Kartezjusza, Kanta, Tomasza, Pascala, Newtona, Augustyna, Leibniza, Kierkegaarda i setek innych najpotężniejszych umysłów, chluby gatunku homo sapiens, motorem napędowym był Bóg, oni to udowodnili dla siebie. Ale co z tego?

Co z tego, że kiedy usuniemy Boga z życia, wszystko staje się absurdem… Co z tego, że z perspektywy ziemskiej, jak mawiał Sartre, „absurdem jest, żeśmy się narodzili, i absurdem, że pomrzemy”, bo bez Boga nic nie ma najmniejszego sensu… Zastanów się nad tym, poświęć kilka minut, aby pomyśleć, po co żyć, skoro w każdej chwili wszystko może się definitywnie skończyć? Bóg musi istnieć, bo jest jedynym gwarantem wszystkiego, co doskonałe, sprawiedliwości, dobra, miłosierdzia… Bóg istnieje! To oczywistość dla każdego, kto ma rozum.

Ważniejsze i dużo bardziej sensowne jest pytanie: co się z tym wiąże? Najważniejszą kwestią, która nie odstępuje myśli o Bogu, jest sam Bóg, czyli miłość. Miłości do Boga nie mierzy się uczuciami. To Bóg jest miłością. Najważniejszy przekaz, jaki otrzymujemy, to przekaz miłości Boga i człowieka. O ile potrafimy sobie wyobrazić intuicyjnie, na czym polega miłość do człowieka, to jak to jest w tym pierwszym przypadku? Nikogo nie można zmusić do miłości. Jedno z najważniejszych zdań, jakie kiedykolwiek usłyszałem, brzmiało: „W religii Pan Jezus nakazuje nam miłować Boga. Człowiek musi wykazać chęć miłowania Pana Boga, a On zmienia człowieka”. Przemyśl to. Chodzi o to, aby pozwolić się kochać Panu Bogu. Aby czynić wszystko, co w naszej mocy, aby móc otrzymać tę łaskę. Może nie otrzymamy tego daru tutaj (pozornie, przez naszą ułomność), ale to życie to jedynie ułamek sekundy. Śmierć to jedynie przystanek. Najważniejsze, aby zaufać Panu Bogu, kiedy brakuje nadziei. Zaufać do bólu, zaufać do końca, zaufać mimo wszystko! Dzisiaj życie jest pozornie łatwe, wystarczy podążać za powszechnie panującą modą czy ideologią, aby zagłuszyć sumienie. Nie możemy być tak naiwni, walczmy o to, co ma sens, o to, co jest potęgą, o to, bez czego nie możemy mówić o czymkolwiek, że nie jest absurdem. Chcę wyrazić coś, czego nie można powiedzieć słowami, nie da się tego zdefiniować i podać jego fizycznych atrybutów. Jesteś wolny, Pan Bóg szanuje twoje wybory bardziej niż ty sam.

Cierpienie? Dobry, sprawiedliwy Bóg i wszechogarniający ból? Dlaczego? Powinniśmy zapamiętać jedno, dziewięćdziesiąt pięć procent cierpień zgotowaliśmy sobie sami. Wszystkie wojny, obozy to nasz wybór. Pan Bóg dał nam dar, który jest naszym przekleństwem, dał nam wolną wolę. Cóż to byłaby za wolność, gdyby za każdym razem, gdy człowiek robi coś złego, wkraczał i porządkował wszystko? Pan Bóg szanuje złożone człowiekowi obietnice, jest im wierny. Pozostawia nam wybór. Zwyciężamy, kiedy mimo skłonności do zła wybieramy dobro. Wystarczy się nad tym zastanowić. Ktoś może zapytać, ale pozostaje wciąż te pięć procent, powodzie, huragany czy inne klęski naturalne. Musimy uświadomić sobie, że świat nie jest doskonały! Nie jest Bogiem, aby działał bezbłędnie. W takich przypadkach nie znajdziemy odpowiedzi, musimy po prostu zaufać i wierzyć, że to wszystko ma sens, którego może jeszcze nie dostrzegamy. Wiara jest wyzwaniem ogromnym i najważniejszym.

Czuję, że wciąż czegoś brakuje. Przedmowę piszę na końcu, ale mam świadomość, że bardzo wiele nie zostało napisane. To, co stworzyłem, zawiera jedynie skrawek myśli, które chcę przekazać. Ta myśl jest bardzo ważna, czuję to. Poprowadzę Cię, przyjacielu, spójrz…Prolog

Ciekawe, że każda historia ma swój początek… A gdyby tak zacząć od środka? Pominąć ciężką pracę nad pierwszym zdaniem i uchylić rąbka tajemnicy? Gdyby opowiedzieć coś, co nie miało początku, bo taki nie istniał? Nie wiem, na ile mogę zaufać własnym słowom. Nie wiem, jak zdołam wyrazić to, czego nie potrafię zrozumieć. Czasami coś niemożliwego staje się dla nas normalnością, a codzienność ciężarem, który niesiemy z coraz większą obawą. To, co wydaje się nam ważne, musi być spektakularne, tak jak z reklamą, która jednych kusi, a drugich odpycha. Dobro jest cichutkie, bezszelestne, krzyczące jedynie w lekkim powiewie wiatru. Jest ubogie, żebrze ciągle o jutrzejszy dzień. Jest pokorne, podobne do jaskółek siedzących zimą na gałęziach, oczekujących z cierpliwością chociażby najmniejszego odruchu serca. Może dlatego druga strona monety jest tak częstym wyborem. Nie każdy może zmieniać czas, nie każdy jest wystarczająco silny, aby móc zmienić ludzkie schorowane dusze. Osiągnięcia techniki sprawiają, że świat wciąż się rozwija, ale nie ludzkie serca. Prawdy moralne są niezniszczalne, bo świat nie ma znaczenia, a przynajmniej nie powinien mieć. Dzisiaj to on daje nam motywację do walki o nasze marzenia, daje coś fałszywego, ciągle kłamiąc i oszukując. Czyż nie my jesteśmy ważniejsi niż cokolwiek innego na tym padole anielskich łez? Czy afrykańskie dziecko umierające z głodu jest mniej ważne od nas? Ktoś chce codziennie udowadniać, że każdy z nas może uczynić coś więcej, niż tylko przeżyć swój czas. Zaproponował nam wzięcie z życia tyle, ile tylko zdołamy, aż wreszcie zaproponował nam śmierć, ale nie taką, jakiej dostąpili Achilles czy bohaterowie wojen. Zaproponował nieśmiertelność, coś prawdziwego, coś istniejącego naprawdę, a nie jedynie w opowieściach. Oddał nam coś więcej niż tylko poetyckie opowiadanie, dał to, czego najbardziej potrzebujemy… nadzieję! Wszyscy jej potrzebujemy. Potrzebujemy wiary, że to, co robimy, ma sens, że każda nasza porażka, choroba… ma sens! Pragnęliśmy tej nadziei i prawdy, a gdy ją otrzymaliśmy, została odrzucona, zepchnięta na margines. Postanowiliśmy sądzić, przestaliśmy tak zwyczajnie wybaczać. Rzucamy kamieniami, bo jesteśmy lepsi… Bo możemy decydować. Nie ma już sensu szukać piekła i demonów, wystarczy, że spojrzymy na siebie. Czym jesteśmy? Czym będziemy jutro? Gdy na obrzeżach rzymskiego imperium, w miejscu zapomnianym przez Boga podniesiono ponad ziemię Prawdę, wtedy to Życie postanowiło umrzeć, aby rozpocząć walkę. Jeżeli ziarno wrzucone w ziemię nie obumrze, nie wyda plonu… Przyszedł więc ktoś, kto postanowił spłacić dług, którego nie zaciągnął, za ludzi, którzy nie byli w stanie wyrównać rachunków. Podobało się… Zmiażdżyć go cierpieniem. Okazał pokorę wobec wyroku, jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca wobec strzygących. Stanął przed oprawcami, lecz nie otworzył ust swoich, został skazany i zabity. Któż się przejmuje jego losem? Złożył ofiarę ze swego życia, aby wydała owoc, aby zmiękczyć ludzkie serca. Należy powtórzyć głośniej: „Kto się dzisiaj tym przejmuje?”. Ty, który niszczysz świątynię i w ciągu trzech dni ją odbudowujesz… Właśnie…

– Gabrielu! Najcichszy głos, który poruszył całe niebo i ziemię, błyskawicą jest Pana Jego słowo. Pan zmartwychwstał, swoją mocą nieskończoną i miłosierną miłością powstał z grobu. Zwyciężył śmierć dla człowieka, odkupił go bez niego w swej nieskończonej łaskawości. Teraz nadszedł czas, aby został posłany ten, który będzie lampą nadziei dla człowieka. Człowieka pozostającego w mrokach śmierci. Właśnie dla ludzi posyła archanioła Michała, aby ten zakończył w imieniu Pana jej władzę nad narodem, który sobie wybrał, i aby każdy, kto zasłużył na wieczne szczęście, mógł przejść przez granicę życia spokojnie i bezpiecznie.

– Tak, Panie! Jestem! – Przed kamienną płytą stanęła postać, żywe światło przenikające każdą ciemność.

– Już czas! – Gabriel wraz z dwoma pomocnikami odsuwają płytę grobowca. Głaz ogromny nie jest przeszkodą dla wojowników króla.

– Michał jest gotowy – stwierdził z dumą jeden z aniołów, najjaśniejszy serafin, opiekun wszystkich żyjących.

– Więc przyprowadź go! – Pan wezwał sługę. Archanioł, wieczny stróż, który nie popadnie w szpony znużenia ani nie ulegnie pokusie pychy. Bronili bramy nieba, gdy Lucyfer wzniecił bunt przeciwko Bogu.

Anioł Boga w służbie Syna został napełniony Duchem pochodzącym z tchnienia. Trzyma włócznię przeznaczenia wskazującą kierunek człowiekowi, każdemu z nas. Ma przy boku zamkniętą w okręgu tarczę. Kuta zbroja powstała z najszlachetniejszych kawałków szmaragdu, jaspisu, chalcedonu i szafiru. Wspaniały, niezniszczalny wojownik! Jedyny godny marszałek wojska niebieskiego. Natchniony przez Boga. Postawiony wśród niebian jak perła wśród najszlachetniejszych kamieni. Perła, która swój urok czerpie z ubóstwa.

– Panie, oto jestem, poślij mnie! Pozwól mi spełnić wolę Twego Ojca! Namaść mnie Duchem z tchnienia jedności! – słowa Michała były odważne i przepełnione mocą, mimo że stał na przeciwko Tego, który trwa na wieki.

– Przyjmij Ducha, bądź Bożą włócznią sprawiedliwości, bądź Bożą tarczą pokory! Aby bramy zostały otwarte, a noc już nigdy nie miała władzy! Zapisani zostali i opieczętowani, koniec jest bliski!

– Wychodzę naprzeciw śmierci z Twoim Duchem Bożym, który mnie osłania i wzmacnia, który zwycięża wszystkie przeszkody, który potężny jest i mocarny, wieczny i miłosierny! Pozwolił mi istnieć, wychwalać Jego imię będę przez wieczność!

– Michale Archaniele, godzina chwały jest bliska!

Po tych słowach Michał założył na głowę hełm wykuty w niebieskich kuźniach. Był cudowny, przez wieki czekał na starcie potęg i doczekał wreszcie swojego czasu. Czasu, o który modliły się pokolenia. W hełmie, którego nagłowie było przyozdobione włosiem koni z każdego zakątka świata, wyglądał jak legendarny Leonidas z Termopil. Włócznia z grotem połyskiwała kolorami przymierza i promieniami słońca. Na wstęgach wiszących u jego nasady widniały imiona sprawiedliwych: Kefas, Andrzej, Jakub, Jan, Filip, Bartłomiej, Tomasz, Mateusz, Jakub Alfeuszowy, Tadeusz, Szymon Gorliwy i Maciej. Wszyscy oni byli współuczestnikami tworzenia i kształtowania pani pustyni, uciekającej na piaszczystą przystań przygotowaną dla niej w miejscu pobłogosławionym przez Boga. Tarcza była prosta, mocna jak diament bez skaz, doskonała i ogromna. Dopasowana i skomponowana ze zbroją, była najpiękniejszym widokiem dla ludzkiego oka. Zbroja natomiast, twarda, gruba, która nie podda się żadnej strzale, miała wyrzeźbione mięśnie brzucha i klatki piersiowej, polepszające dynamikę, dopasowywała się idealnie do tułowia. Rękawice założone powyżej nadgarstka. Do tego zbrojne spodnie za kolana, a niżej nagolenniki i buty. Wszystko opasane rubinem, co w połączeniu ze szkarłatną peleryną na plecach dawało blask wszystkich odcieni czerwieni. Tak właśnie uzbrojony ruszył rzecznik ludu, przystając po kilku krokach. Odwrócił wzrok na grotę i skinął głową w geście pokory przed Panem. Rozpoczął swój marsz. Poruszał się dostojnie i płynnie. Każdy z jego ruchów podkreślał grację i cudowność postaci. Na ziemi zaczynało świtać. Gdzie znajdzie dobre miejsce na walkę? Gdzież to się może stać? Duch prowadzi go w miejsce, które wyznaczył jeszcze zanim powstał świat. Na piaszczystej pustyni, gdzie kuszono Potęgę, gdzie modliły się tysiące, które wzywały pomocy, stanął Michał Archanioł ze swym majestatem. Wśród piasków, w ciemności odmętach, czekając cierpliwie. Spokojny i pewny. Słońce próbowało wyrwać się zza horyzontu włócznie oparł o ziemię, a tarczy dał odpocząć na plecach. Spojrzenie anioła obejmowało wszystko, śledziło całą przestrzeń. Nie ma jej? Spóźnia się. Często ma taki kaprys… Przed oczyma jego pojawia się człowiek oparty o skałę, jedyną widoczną na horyzoncie. Wąż też tam jest i tak jak w raju pełznie w jego stronę. Nie chce już rozmawiać, zmienił się. Teraz potrafi inaczej ich niszczyć. Kilka tysięcy lat przebywania wśród ludzi nauczyło go jeszcze większej przebiegłości. Zwykły pasterz śpi nieświadomy, lecz wąż jest inteligentny. Wsuwa się wprost do gardła. Dusi i pełznie w głąb, szukając człowieczego serca. Przedziera się przez tchawicę i rozdziera przewód pokarmowy. Jest coraz bliżej celu, dociera! Pożera i trawi centrum biedaka. Pasterz podnosi się powoli z ziemi, niesiony siłą przeszywającą ludzkie istnienia. Bestia chce przemówić przez jego usta. Oczy zdradzają rozmówcę i jego nędzę. Nazywane zwierciadłem duszy są nim naprawdę.

– Witaj, Michale! Pozdrowiony bądź największy wojowniku nieba, obrońco ludu – słowa kpiny i szyderstwa pan piekła kieruje przeciwko temu, który rozgromił jego bunt. – „Aniołom swoim rozkażesz, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień…”, czyż nie tak na tej pustyni mówiłem trzy lata temu? Próbowałem, lecz na nic się zdały moje starania. Dlaczego nie stanąłeś po mojej stronie, cóż uczynił twój Pan? Postawił proch wyżej nas, wiecznych?! To nie nasza walka. Pamiętaj, że spotkamy się pod Har-Maggedon.

Anioł nie otworzył ust, bo Duch był w nim. Wąż wyszedł z ciała, a pasterz dotąd podtrzymywany siłą diabła upadł na ziemię. Ciemność go ogarnęła, zdążała do niego ze wszystkich stron świata. Jak mgiełka unosząca się ponad wodą stanęła przed nim, przyjmując postać kobiety o bardzo delikatnej twarzy. Wyglądała młodo, miała na sobie czarny płaszcz niemal do ziemi, okrywający ją całą. Jej włosy były brązowe, splecione w odwróconą ósemkę, symbol nieskończoności i atrybut najwyższej sprawiedliwości, której podporządkowany został każdy człowiek. Usta miała namiętne, pałające czerwienią, jak świeża krew. Oczy przenikały człowieka, widząc każde jego tchnienie i myśl. Widziały pulsującą w żyłach posokę. Rejestrowały, jak każda z tętnic ciała się rozszerza. Dostrzegały podniecenie i kłamstwo, zmęczenie fizyczne i każdą funkcję ludzkiego organizmu. W jej oczach wszyscy ludzie mogli odnaleźć to, czego szukali – odpowiedź… Odpowiedź na każde pytanie drzemiące głęboko w ludzkiej duszy, krzyczące w każdą noc. Ukrywane głęboko. Właśnie na tę odpowiedź czekamy od urodzenia. Od pojawienia się w miejscu, gdzie jesteśmy. Każdy uczynek, czy to zły czy dobry, staje się pretekstem do tego, aby człowiek zadał sobie za każdym razem to samo pytanie, na które staramy się ciągle nie dawać odpowiedzi. Tłumiona pozostaje echem przerażenia naszej duszy. Stanęła przed pastuchem, spoglądając jedynie na niego. Potraktowała go jak przynętę, wiedziała, że jej koniec wkrótce nadejdzie. Miała jedynie nadzieję, że niezbyt szybko. Odwróciła się w stronę archanioła, pozostawiając leżącego pasterza bez reakcji.

– Moja misja powoli się kończy… Wiem, że to musi się stać, chociaż, jak sam wiesz, nie byłabym sobą, gdybym nie utrudniła trochę twojego zadania. Pamiętam moment, w którym odchodził Adam. Przyszłam wtedy do niego, lecz on nie był sfrustrowany ani smutny. Powtarzał w koło tylko jedno zdanie. Wtedy naprawdę żałowałam, że istnieję. Żałowałam, że to właśnie mnie stworzyli, żałowałam, że wykreowany jest potężniejszy od kreatora. – W jej głosie wyczuwalny był ton pretensji. Wyglądała na zrozpaczoną i zmęczoną. – Konał w męczarniach, ale nie mówił już nic. I właśnie wtedy uwierzyłam, że ludzie będą potrafili umierać… Tak… umierać. Pomyliłam się i dlatego mimo wszystko cierpię. – Głos Mortii stawał się coraz bardziej chrapliwy i powolny, a z jej oczu spłynęła kropelka wody, mała łezka. Archanioł spojrzał na nią z politowaniem, ciągle milcząc. – Tutaj zaczyna się początek końca końców. Rozpoczyna się mój koniec. Pamiętaj jednak, że to ja pozostanę jedynymi drzwiami do wieczności. Ciekawe, przez ile jeszcze lat będę potrzebna ludziom? Pewnie za jakiś czas będę musiała wynająć kogoś do pomocy – zażartowała ironicznie. Mimo wszystko jej słowa niosły lęk. Śmierć znudziła się umieraniem. Najwyższą władzą, jaką dzierżyła nieprzerwanie, władzą dawania życia, a przede wszystkim władzą odbierania go. Ludzie sami sobie są wrogiem. Gdy lwy prowadzą wojnę między stadami, są żądne krwi wrogów, zawsze pozostają wierne swoim rodakom. Cierpienie zadajemy sobie sami, a winniśmy być braćmi. Jesteśmy poszukiwaczami zła, nie znajdziemy go, ono jest w nas, więc po co nam śmierć? Po co piekło? Przecież to wszystko mamy na co dzień.

– Chociaż podjąłeś już decyzję i chociaż jesteś świadomy tego, jak wiele cierpień wyrządziły i wyrządzą twojemu Panu te niewierne, odrażające istoty, i tak chcesz ze mną walczyć? – złożyła ręce do braw i zaczęła klaskać – brawo!!! Brawo!!! Wierność godna pozazdroszczenia. Brawo!!! – ukłoniła się, lewą rękę przykładając do piersi, a prawą unosząc do góry jak po spektaklu w teatrze. – Kurtyna w górę? Aktorzy gotowi? – Podniosła się, a jej czarny płaszcz rozbił się na miliony małych części materii, które zaczęły układać się, tworząc poszczególne elementy zbroi. Ręce pokrywały się czarnymi atomami, formując karwasze, uderzające o siebie chmary wyłoniły powoli białe pasy wyglądające jak pojedyncze żebra, po jednym na każdej ręce, od nadgarstka po łokieć. Czarne latające mgły zbiły się w kulę i zawisły tuż przed piersią Mortii. Po chwili ciszy uderzyły strumieniem przedziwnej siły, przenikając jej postać, oplatając ją i tworząc zbroję. Zamknęły ją w środku jak w pudełku. Opuszczona do tej pory głowa podniosła się z zimnym jak lód spojrzeniem. Obok uda wystawiła rozłożoną dłoń wnętrzem skierowaną do góry, na której po chwili uformował się piękny szyszak. Nabierał on kształtów przez dłuższy czas, jakby był najważniejszy, pełen szczegółów i wzorów.

– Popatrz na włosy, które są w nim umieszczone, nie pochodzą od koni, lecz od ludzi, każdy od jednego, którego musiałam żegnać. – Założyła go, ręce ułożyła na wysokości brzucha po swojej prawej i lewej stronie. Proste, krótkie ostrza zaczęły wyłaniać się z ciemnej mgły, gdy miała już broń w rękach, zrobiła nimi obrót, pełne koło w powietrzu, poruszając jedynie nadgarstkami. Spojrzała na nie uważnie i z zadowoleniem zwróciła się najpierw do pierwszego: – witaj, Bellum! – potem do drugiego – pozdrowiony bądź, Fames! – Podniosła wzrok, spoglądając na Michała. Stał w bezruchu, z twarzą bez wyrazu. Czekał, nie otwierając ust, wzrokiem uważnie śledził każdy ruch przeciwnika.

– Aktorzy gotowi, więc spektakl czas zacząć! – wypowiadając te słowa, rzuciła Bellum przed siebie w kierunku anioła, który natychmiast zasłonił się tarczą i podparł na niej włócznię. Ostrze, które mknęło jak błyskawica, podczas lotu zmieniło się w węża potężnego, który nacierał z impetem, kontynuując drogę pędzącego sztyletu. Zaatakował na oślep, celując wprost w tułów wojownika. Michał usunął się z drogi, robiąc unik w lewo i obracając się o dziewięćdziesiąt stopni. Gdy wąż nie mógł już powstrzymać impetu natarcia, archanioł tarczą uderzył w jego bok z ogromną siłą. Odrzucił go na kilka metrów. Jednocześnie wystawił włócznię, wyciągając rękę w kierunku, z którego nacierał wąż. Grot jego broni zatrzymał się kilka centymetrów od gardła pędzącej na niego kobiety, nie odwrócił wzroku, który spuścił w dół, przeciwnik musiał się zatrzymać, jeżeli nie chciał nabić się na ostrze.

– Nieźle… Tak szybko miałoby się to zakończyć? Niestety, musisz włożyć w to jeszcze trochę wysiłku. Kiepski prolog, ale ruszamy z aktem pierwszym. – Michał podniósł wzrok i spojrzał w stronę wojowniczki. Mortia natychmiast uderzyła Famesem w bok włóczni, ratując się z niewygodnej sytuacji. Jej uderzenie popchnęło grot nieco w lewo, jednak anioł natychmiast wyprowadził uderzenie w przeciwnym kierunku, na wysokości jej głowy. Michał szarpał ataki, które nie przynosiły żadnego skutku. Mortia schyliła się, robiąc przewrót w lewo, po czym wyprowadziła atak na nogi. Anioł zablokował uderzenie ruchem tarczy trzymanej nadal w prawej ręce. Zrobił lekki uskok w tył, a Mortia wyprowadziła kolejną serię cięć, celując w tułów i okolice klatki piersiowej. Pierwsze kilka ciosów zablokował włócznią, odrzucając nieco miecz przeciwnika. Wyprowadzona ze stabilnej pozycji nie była w stanie precyzyjnie wykończyć drugiego natarcia, które miało przebić pancerz archanioła. W konsekwencji i ten atak został bez trudu odbity tarczą. Wojownik nieba, wykorzystując sytuację, zrobił zamach prostopadły do podłoża i wyrzucił atakującą rękę przeciwnika za plecy. Kontynuując natarcie, Michał wykonał natychmiastowe kłucie w brzuch. Mimo słabej równowagi Mortia zrobiła unik za plecami i za pomocą swojej nieludzkiej zręczności zdołała wymierzyć, niecelny, cios w głowę anioła. Ten dzięki szybkiemu susowi w lewo uniknął potężnego uderzenia. Michał, nie zastanawiając się, zaatakował jej nogi. Pociągnął cios włócznią tuż nad ziemią. Mortia przeskoczyła zbliżający się do niej grot, w międzyczasie broniąc się przed kolejnym cięciem z góry. Obróciła się. Anioł musiał poprawić swoją pozycję. Mortia w jakimś dziwnym szale wyprowadzała kolejne niszczycielskie ataki. Następny był prostopadły do ciała, przerzucony z lewej do prawej. Gdy tylko jej miecz zbliżył się w stronę włóczni, Michał wbił ją w ziemię. Uderzenie Mortii odbiło się od wbitej twardo i głęboko broni, odrzuciło ją do tyłu. Zyskujący przewagę taktyczną archanioł bez jakiegokolwiek zawahania złapał lewą ręką jej odrzucony do tyłu nadgarstek z bronią. Uniemożliwił Mortii atak. Uderzył tarczą w tułów zdezorientowanej wojowniczki, a następnie kilkakrotnie w twarz. Nie była w stanie zareagować, lecz nadal szukała ratunku w Bellum. Jej towarzysz ciągle w postaci węża leżał oszołomiony na piasku. Odzyskując minimum świadomości, rzucił się na pomoc. Po chwili z ciemnej chmury ku uciesze Mortii pojawił się w jej ręce. Uderzyła nim w kierunku brzucha, anioł puścił jej rękę, wymierzając pięścią cios w twarz. Odepchnięta dała archaniołowi czas na sięgnięcie po włócznię wbitą przed chwilą w ziemię. Gdy tylko ją złapał, odwrócił się i przyjął pozycję obronną, taką jak na początku starcia. Czekał zasłonięty tarczą, pochylony, z bronią położoną na szczycie puklerza, skierowaną w stronę wroga.

– Jesteś doskonałym wojownikiem! – mówiąc to, z uśmiechem przechadzała się w jedną i drugą stronę, robiąc powolne obroty bronią w powietrzu. Anioł stał w bezruchu, niewzruszony niczym, cierpliwy i odporny na słowa.

– Akt drugi? – odezwał się do niej po raz pierwszy niskim, cichym głosem, który wzbudzał grozę wśród demonów. W tej walce przeciwnika nic nie było w stanie sprowokować. Wiedza o przesądzonym z góry wyniku nie była dla Mortii powodem do zniechęcenia czy strachu. Wręcz przeciwnie, wiedząc, że poniesie klęskę, zachowywała się tak, jakby to była zabawa. Może w ten sposób chciała wyprowadzić z równowagi cheruba, może w takich poczynaniach szukała nadziei. Michał był nieczuły na wszelkie wpływy. Po krótkim namyśle spojrzał na nią, przeanalizował wszystkie możliwe scenariusze i przystąpił do kontrofensywy. Ruszył przed siebie powoli, robiąc zamach i ciskając włócznią ze sporej odległości. Pędził dalej, widząc, że jego rzut został przez przeciwnika strącony uderzeniem miecza, który odbity poleciał metr za Mortię. Podbiegając do niej, wykonał równoległy do podłoża cios tarczą w kierunku głowy. Wróg natychmiast uskoczył z linii ataku. Michał, wracając po niecelnym uderzeniu, oparł cały bark na Mortii. Uderzył bardzo mocno. Odepchnięta wojowniczka upadła na plecy, dokładnie obok włóczni. W ręce trzymała ciągle Bellum i Fames. Czekając na zbliżającego się archanioła, udając jeszcze przez chwilę oszołomienie, cisnęła w niego najpierw jednym, później drugim. Obydwa ciosy odbił tarczą na boki. Mortia podniosła się bardzo szybko i uderzyła pustą ręką w kierunku stojącego nad nią wojownika. W trakcie wykonywania ruchu kolejny raz z ciemnej mgły wyłonił się Bellum. Anioł złapał atakującego wroga za rękę i natychmiast uderzył tarczą w brzuch kobiety. Wykręcił jej dłoń za plecy. Mortia znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Stała odwrócona plecami do archanioła, ze skrępowaną prawą ręką. Śmiertelny cios ze strony Michała już zmierzał w jej stronę. Miała zaledwie kilka setnych sekundy na decyzję. Złe posunięcie oznaczało koniec walki. Nie chciała tego. Nie mogła znieść myśli, że okazałaby się tak słabą. Chciała czegoś więcej niż kilku chwil walki. O szaleństwo przyprawiała ją myśl, że będzie teraz na usługach ludzi… Zwykłych, prostych, nic dla niej nieznaczących ludzi. Tych ludzi, którzy ją stworzyli. Ukształtowali ze swojej pychy i przewrotności. Stworzyli, bo chcieli być bogami, a zyskali wiecznego towarzysza. Towarzyszkę każdej niedoli i choroby, oswoili ją w swoim sercu, zakrywając czarnym płaszczem. Patrzyli na nią, lecz nigdy nie chcieli jej widzieć. I ten wszechpotężny twór ludzkich słabości miał być tak malutki? Istnienie mające władzę nad ludzkimi ciałami, mogące zatrzymywać krążenie krwi i stopować serce? Mogące odbierać oddech i przelewać krew z otwartych ran miało się okazać tak nikłym przeciwnikiem? Trawą, którą depcze słoń, przechadzając się po swojej ziemi?

– Witamy państwa w akcie trzecim! – krzyknęła, po czym natychmiast chwyciła Fames lewą ręką, uderzając w kierunku swojej głowy. Pochyliła ją w ostatnim momencie, po czym zrobiła obrót, stając twarzą w twarz z aniołem. Michał odchylił głowę i podbił sztylet nieco w prawo, parując zmierzające w jego stronę uderzenie. Archanioł przeszedł do głębokiej defensywy. Kolejny cios Mortia wymierzyła w prawe płuco. Bez najmniejszych problemów został on zablokowany tarczą. Michał zmuszony przez spryt Mortii puścił jej rękę. I tak stanęli naprzeciw siebie jak Dawid i Goliat, jak Hektor i Achilles. Patrząc przed siebie, rozmawiali, nie używając słów. Rozegrali już tę walkę w swoich spojrzeniach, w swoich głowach… Jak w szwajcarskiej twierdzy Holmes i Moriarty, tak i oni czekali na ostateczne potwierdzenie założeń. Natarli na siebie, wymieniając setki ciosów i bloków, spektakularnych ruchów i niesamowitych uników. Natura Mortii, natura śmierci, postanowiła o sobie przypomnieć. Symbol niezmienności i równości poległ w walce z samą sobą. Śmierć, odwieczny wojownik czasu i przestrzeni, rzuciła wszystkie siły na szalę. Ruszyła z pędem, rzucając Bellum, który ominął anioła. Gdy ten przesunął się, w jego stronę zmierzał kolejny, tym razem Fames. Mortia w imponujący sposób kontrolowała swoje ostrza. Za każdym razem po niecelnym ciśnięciu broni miecz pojawiał się w jej ręce niemal w tej samej sekundzie. Dobiegła i przystąpiła do dzieła, zadając dwa szybkie cięcia w lewe ramię. Błyskawiczny unik pozwolił aniołowi na atak w odsłonięty bok. Wbił grot włóczni, przebijając zbroję i nabijając jej ciało na szpiczastą końcówkę.

– Chyba już czas na epilog? – stwierdził, patrząc na nią. Walka była już niemal skończona. Mortia nawet przez chwilę nie myślała o poddaniu się. Ostatkiem sił, nie mogąc przebić się przez blok archanioła, wbiła Bellum w ziemię, włożyła rękę pomiędzy zbroję a tarczę anioła i natychmiast przywołała miecz. Michał rozłożył ręce i uderzył pięścią prosto w jej twarz, odrzucając Mortię do tyłu na plecy. Na pół świadoma ocknęła się, gdy stanął nad nią posłaniec, i włócznią, a dokładnie jej zakończeniem, powoli zsuwał jej hełm z głowy.

– Więc sztuka dobiegła końca? Chyba nie wypadłam aż tak źle, prawda? – wykrztusiła z błyskiem w oczach i ogromną dumą.

– Znasz swój los. – Anioł odwrócił się i zaczął odchodzić. Ona, gdy tylko poczuła odrobinę siły w ciele, odeszła, przybierając postać pyłu, który uniósł się ponad ziemią, rozchodząc się w każdą ze stron świata. Anioł na tym miejscu wbił w ziemię włócznię i zawiesił na znak zwycięstwa Ducha swój hełm. Po tym uklęknął i wzywał Boga.

– Panie mój! Narzędzie, którym się posłużyłeś, wykonało polecenia i zachowało Twoją wolę, bądź litościwy w łaskawości Swej dla mnie. – Po tych słowach wstał i chciał odejść, lecz z ziemi podniósł się pasterz, który zawołał:

– Michale! Serafinie! Dowódco cherubów, wielbiący Jedynego, który jest! Zatrzymaj się i posłuchaj słów starca! – Anioł wiedziony jakimś dziwnym nakazem zatrzymał się w miejscu, w którym stał, pokazując, że ma na uwadze jego słowa.

– Czy myślisz, że to ich zmieni? Myślisz, że cokolwiek zdoła ich przekonać? Po co twój Bóg tak bardzo pragnie mieć ich blisko? Może wszystko… a chce tylko…

– …miłości – anioł, wypowiadając to słowo, odwrócił się i spojrzał na pasterza. Lecz jego już nie było, zobaczył za to stojącą przed nim postać przepasaną białym płótnem, z czerwonym sztandarem w ręce. Ubogą, wychudzoną, poszarpaną, z wieloma siniakami i ranami. Twarz miała opuchniętą, promieniejącą.

– Michale! Dlaczego twój Bóg tak bardzo jej pragnie? – donośnym głosem zapytał, wyciągając rękę w stronę archanioła, pokazując odniesione rany. Serafin przyglądał się dłuższy czas, przejęty do granic możliwości, pełen szacunku i oddający chwałę. Gdy uwielbił Boga, zawołał jak żołnierz po zwycięskiej walce do swojego dowódcy… więcej niż dowódcy.

– Bo sam nią jesteś, mój Panie!

– Ruszam pożegnać się z moimi. A ty jesteś błogosławiony na wieki. Jeszcze chwila i znów będę cieszył serce twymi hymnami, lecz najpierw muszę uratować kogoś, kogo stworzyłem, kogoś, komu obiecałem ratunek. – Jego rany zaczęły znikać, jakby gojenie zostało przyśpieszone tysiąckrotnie. Pięć z nich pozostało, aby dać świadectwo słowom: „W Jego ranach jest nasze zdrowie”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: