Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go
Wydawnictwo:
Data wydania:
10 października 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W amoku - ebook

„W amoku” Stefani Jagielnickiej - Kamienieckiej to opowieść o skomplikowanych losach trojga bohaterów uwikłanych w przemiany ustrojowe w Polsce, przeżywających miłość jako uczucie zarówno niszczące jak i budujące.

Główni bohaterowie to kochająca się para Edward – student politologii oraz Justyna – studentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dziewczyna zostaje porwana przez antyreżimową walkę podczas „solidarnościowego karnawału”. Justyna zakochuje się niespodziewanie w Mateuszu – jednym z przywódców Niezależnego Związku Studentów. Zamieszkują razem. Edward, czując się zdradzony, oszukany i bezsilny, szaleje z rozpaczy za ukochaną. Ta zwraca się do niego z prośbą o pomoc, kiedy jej nowa miłość zostaje internowana. Edward jest synem sekretarza partii i z uwagi na niesłabnące uczucie do dziewczyny postanawia jej pomóc. Po zwolnieniu Mateusza, młodzi pobierają się i emigrują do Monachium. Tymczasem Edward, wciąż szalejący za Justyną, postanawia ją odzyskać. Nie chce też dalej służyć reżimowi. Po otrzymaniu paszportu wyjeżdża do Niemiec, szukając ukochanej. Zdobywa pozycję asystenta na uniwersyteckim wydziale politologii i walczy o odzyskanie dziewczyny. Po dokonaniu się przemiany ustrojowej w Polsce, następują tragiczne dla trojga bohaterów powieści wydarzenia.

Historie tych trzech postaci łączy zagadka dramatycznych czasów, w jakich żyją. Autorka stworzyła ich portrety z pełnym wyobraźni współczuciem, co sprawia, że powieść czytamy w napięciu graniczącym z fascynacją.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-447-8
Rozmiar pliku: 802 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

„W takiej ciszy można dotrzeć do takiego miejsca w głębi duszy, gdzie łzy zamieniają się w perły” – przyszło jej do głowy.

Zapadający zmierzch, magiczna pora między dniem a nocą, otulał łagodnie kształty i barwy, nadając miękkość kanciastym konturom mebli wspaniałego salonu. Za dużym oknem majaczyła grafika zimowego pejzażu. Młoda kobieta siedziała bezczynnie na kanapie, chłonąc ciszę brzmiącą tak czysto tylko o zmroku. Przyjrzałam się jej uważnie. Nie wyglądała zbyt dobrze. Jej zmatowiałe od płaczu, ogromne sarnie oczy wyrażały rezygnację. Widać było, że zabrakło w nich już łez. Nic jednak nie było w stanie przyćmić jej urody. Była zjawiskowo piękna.

Wygodnie oparta, z założonymi długimi nogami, siedziała na biedermeierowskiej kanapie z zielono-żółtym obiciem. Burza jej długich, mahoniowych włosów harmonizowała z głębokim brązem podkreślonych oczu i alabastrową karnacją subtelnej twarzy, tworząc wraz z jej ubiorem i kanapą ciekawą kompozycję kolorystyczną. Miała na sobie pomarańczowy sweterek i liliowe spodnie. Przed nią na ludwikowskim stoliku z marmurowym blatem stał kieliszek z niedopitym koniakiem, popielniczka i otwarta paczka Marlboro. Duży pokój umeblowany był antycznymi meblami z różnych epok, zaś dwie nowoczesne stojące lampy, obrazy i inne elementy jego wystroju, zestawione ze sobą i z meblami w szokujący, awangardowy sposób, odzwierciedlały indywidualizm zamyślonej artystki, która go w ten oryginalny sposób urządziła.

Centralne miejsce salonu stanowił ogromny żyrandol z górskiego kryształu. Jego klosze przypominały kule obracające się we wnętrzu maszyny losującej. Z obu stron okna wychodzącego na taras stały zielone rośliny w dużych donicach. Z jednej strony palma, z drugiej ogromny fikus. Całości dopełniały dwa tureckie dywany w brązowej tonacji.

– Nic mi się nie chce – szepnęła Justyna, sięgając po papierosa. – Trzeba by zjeść kolację, ale tak dobrze mi się siedzi.

„W takiej ciszy można dotrzeć do takiego miejsca w głębi duszy, gdzie łzy zamieniają się w perły” – przyszło jej do głowy. „Do sejfu, do którego klucze posiadają anioły. To miejsce kojącego spokoju. Są tam skarby ciężkich doświadczeń, gdyż nic lekkiego nie jest w stanie wpaść tak głęboko”.

Zdawało się jej, że od tragicznej śmierci Mateusza upłynęła wieczność. Nie czuła rozpaczy, lecz uszła z niej energia, jak powietrze z przekłutego balonu. Odnosiła wrażenie, że gdy ostrze cierpienia przebiło jej serce, wypłynęła z niego cała krew.

Patrząc niewidzącymi oczyma na ośnieżone kikuty drzew za oknem, paląc jednego papierosa po drugim, pogrążyła się we wspomnieniach szaleństwa, jakie przeżyła z Mateuszem.

Postanowiłam to opisać, cofając się wraz z nią do początku tej dramatycznej historii:

Oboje studiowali w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Poznali się, kiedy była na trzecim roku, a on na ostatnim. Śliczna dziewczyna nigdy nie zwróciłaby uwagi na niepozornego mężczyznę, gdyby nie euforia, jaka ogarnęła uczelnię po powstaniu „Solidarności”. Przed jej oczami przesuwały się obrazy z tamtych lat.

Była „polska złota jesień” 1980. Leniwie snuł się pogodny październik, nieprzystający do nerwowej atmosfery „solidarnościowego karnawału”. Wraz z zapachem zeschłych liści w powietrzu unosiła się aura niezwykłej, ekscytującej, acz ryzykownej, przygody. Na uczelni odbywały się burzliwe dyskusje. Głównie na temat samorządności i działalności służb specjalnych w Akademii. Okazało się, że cały czas miały dostęp do teczek personalnych pracowników i studentów. Domagano się nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, dopuszczenia reprezentacji młodzieży akademickiej do ciał kolegialnych, zaprzestania indoktrynacji ideologią komunistyczną. Nie zapominano także o kwestiach ekonomicznych: o zwiększeniu stypendiów, o przyznawaniu nagród wyłącznie za wyniki w nauce, a nie za zaangażowanie polityczne po stronie władzy.

W dyskusjach brylował Mateusz, który żarliwie występował przeciw rozpracowywaniu przez Służbę Bezpieczeństwa struktur powstałego we wrześniu Niezależnego Zrzeszenia Studentów, w którego działalność był zaangażowany. Mówił o rozbudowaniu agentury w szeregach Zrzeszenia, o jej posunięciach nękających i dezintegrujących organizację. Jego entuzjazm i elokwencja zafascynowały Justynę. Nie wstąpiła dotąd do NZS-u, bo jej chłopiec, który właśnie ukończył politologię, odradzał jej to gorliwie. Jego ojciec był pierwszym sekretarzem komitetu wojewódzkiego w Tarnowie, a on sam też należał już do partii. Wiedziała, że nie powinna zadawać się z takim „partyjniakiem”, lecz zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, bowiem stanowił uosobienie jej wymarzonego typu męskiej urody. Był bardzo wysoki i barczysty, ognisty brunet z zielonymi, kocimi oczyma, które ją zafascynowały. Jej rodzice, antykomunistycznie nastawieni repatrianci ze Wschodu, byliby zrozpaczeni, gdyby się o tym dowiedzieli.

Pod wpływem wystąpień Mateusza, Justyna zapragnęła wstąpić do NZS-u. Długo jednak nie potrafiła zdobyć się na ten krok. Ciągnęło ją do Zrzeszenia, nie chciała jednak narazić się ukochanemu. Obawiała się, że z nią zerwie. A przy tym miała słaby charakter. Była płochliwa i nieśmiała. Zebrała się jednak na odwagę i postanowiła w końcu skontaktować się z Mateuszem.

Po pewnym zebraniu z drżeniem serca podeszła do niego.

– Czy mógłbyś mnie wciągnąć do NZS-u? – spytała niemal szeptem, bo z wrażenia zaschło jej w gardle. – Nie jestem tak całkiem zdecydowana, więc chciałabym z tobą o tym porozmawiać. Wiesz, nigdy dotąd nie interesowałam się polityką, a poza tym... jestem podszyta tchórzem.

– Przyjmiemy cię z otwartymi ramionami – odrzekł ucieszony.

Dawno już zwrócił na nią uwagę i czekał tylko na okazję, by zbliżyć się do niej.

– Może wpadłabyś do mnie teraz, bo w publicznych miejscach taka rozmowa jest niebezpieczna. Wszędzie pełno szpicli i podsłuchów. Mieszkam tu w pobliżu, przy Basztowej.

– Mieszkasz przy Basztowej? Z rodzicami?

– Nie. Sam. Wynajmuję małe mieszkanko od takiej starszej pani, która przeniosła się do córki.

Wytrzeszczyła na niego oczy, zdumiona, skąd go stać na wynajmowanie mieszkania na Starym Mieście. Sama bytowała w akademiku, podobnie jak inni studenci spoza Krakowa.

– Ale... – zająknęła się. – To musi być strasznie drogo.

– Moi starzy mają forsę. Ojciec ma dobrze prosperujący zakład zegarmistrzowski, a matka... handluje dolarami – uśmiechnął się pobłażliwie.

Zawahała się przez chwilę, czy pójść do niego, zastanawiając się, czy on aby nie chce jej uwieść. Miał opinię podrywacza. Fama niosła, że jest świetny w łóżku. Przyjrzała mu się uważnie. Mimo niewysokiego wzrostu i drobnej budowy był bardzo męski. Jego fizjonomia wyrażała wybitną inteligencję. Wyglądał raczej na intelektualistę niż na artystę. Nosił czarny golf i szare dżinsy. Miał jasne, krótko ostrzyżone włosy, błękitne oczy o bystrym, przenikliwym spojrzeniu i olśniewający uśmiech. Z jego twarzy emanowała energia i pewność siebie. Wzbudzał jej sympatię, lecz mimo to nie podobał się jej jako mężczyzna. Przede wszystkim dlatego, że był od niej niższy.

Przeciskali się w tłumie wychodzących z zadymionej sali studentów.

– Widzę, że dałaś się poderwać Mateuszowi – zauważyła jej przyjaciółka Maryla. – Myślałam, że pójdziesz z nami.

Justyna zaczerwieniła się, lecz nic nie odpowiedziała. Wyszli z uczelni na plac Matejki, gdzie grupki rozdyskutowanej młodzieży paliły papierosy. Parę metrów dalej skręcili w prawo i znaleźli się na Basztowej. Po przejściu paru metrów Mateusz zatrzymał się przed jedną z kamienic.

– Tutaj mieszkam – oznajmił niemogącej otrząsnąć się z oszołomienia dziewczynie. Była niesamowicie podekscytowana. Ledwo mogła za nim nadążyć na uginających się nogach, gdy wbiegał po wysokich schodach. Na ostatnim piątym piętrze otworzył drzwi mieszkania po prawej stronie korytarza.

– Musisz obejrzeć moje obrazy – rzekł, gdy weszli do środka.

Po przejściu przez ciemny przedpokój z lustrem w złoconych ramach i garderobą, znaleźli się w dużym, wytapetowanym w brązowe wzorki salonie z przedwojennymi, solidnymi meblami z dębowego drzewa. Stał tam dwuczęściowy bufet, komoda, kanapa i okrągły stół przykryty szydełkowym koronkowym beżowym obrusem. Wokół niego stały cztery krzesła z przybrudzonym żółtym obiciem. Na ścianach wisiały ciemne pejzaże. Zniszczony parkiet pokrywał niemal w całości ogromny, wysłużony turecki dywan. Na stole leżały porozrzucane broszury i gazety. Obok kanapy, na podłodze stały trzy sterty książek prymitywnie wydanych w drugim obiegu. W pokoju panował artystyczny nieład. Meble były pokryte kurzem, a na dywanie można było zauważyć okruchy.

– Wolałbym, kurcze, urządzić mieszkanie nowocześnie – skrzywił się Mateusz. – Ale cóż – rozłożył bezradnie ręce – właścicielka mieszkania nie pozwoliła mi niczego zmieniać. Ma nadzieję na sprzedanie tych gratów.

– Mnie się tu podoba. Lubię takie stare meble i przedwojenną atmosferę – rzekła zdyszana Justyna, rozglądając się po pokoju. – A co, wolałbyś meblościankę, żeby mieszkanie straciło indywidualny charakter? To po prostu obłęd. Do jakiego mieszkania wejdziesz, wszędzie taka sama meblościanka... A tutaj...Wystarczy odkurzyć meble, wyczyścić obicia kanapy i krzeseł, kupić nowy dywan, wstawić jakiegoś dużego fikusa albo palmę i parę doniczkowych kwiatów – lustrowała uważnie pokój. – Powiesiłbyś jeszcze jakieś ładne zasłony, białe, muślinowe firanki, i byłoby całkiem przytulnie.

– Jestem strasznie zajęty działalnością. Nawet na malowanie nie mam czasu, kurcze. Zacząłem ciekawy obraz i nie wiem, kiedy go skończę...

– A te fajne pejzaże ona ci zostawiła? – przerwała mu.

– Sam je namalowałem. Ona miała na ścianach rodzinne portrety... Na razie musi zostać tak, jak jest... Na szczęście starsza pani zabrała do córki meble z sypialni, w której urządziłem pracownię. Pokój jest duży, więc wstawiłem do niego tapczan, szafę na ubrania i półkę z książkami. Nie ma tam najlepszego światła do malowania, ale ujdzie. Mam tu też kuchnię i łazienkę. Chcesz zobaczyć? Musimy wrócić do przedpokoju.

– Nie, nie – zaprzeczyła. – Odsapnę trochę na kanapie. Wykończyły mnie te schody.

– Dzięki nim mam to mieszkanie. Jego właścicielka nie miała już siły po nich wchodzić... Zmęczyłaś się, co? Okay. Najpierw napijemy się piwa, obrazy pokażę ci potem.

„Ten sobie żyje. Nie ma to, jak zasobni rodzice.” – pomyślała z zazdrością. Sama musiała się gnieździć w małym pokoiku w akademiku, wspólnie z koleżanką. U niej w domu się nie przelewało. Ojciec był księgowym w spółdzielni rzemieślniczej, a matka pracowała jako sekretarka w szkole podstawowej.

Mateusz wyszedł do kuchni. Po chwili przyniósł na tacy butelkę piwa z lodówki i dwie szklanki. Postawił je na stole, otworzył butelkę i opróżnił, wlewając jej zawartość do szklanek. Usiadł naprzeciw niej na krześle. Patrzył na nią poważnym wzrokiem. Nic nie wskazywało na to, że chce ją uwieść. Uspokoiła się, łyknąwszy nieco piwa.

– Pochodzę z Katowic, a ty? – spytał.

– Wyobraź sobie, że też – odpowiedziała spokojnym tonem, ponieważ zdążyła już ochłonąć.

Popijali piwo i prowadzili rozmowę o ostatnich wydarzeniach.

– Wiesz, moi rodzice strasznie się przejmują, co wieczór słuchają „Wolnej Europy”, całe dnie tylko o tym rozmawiają... Ale ja... tak jakoś... nie jestem specjalnie zaangażowana – mówiła niepewnie. – To znaczy nie byłam... do czasu, kiedy usłyszałam cię na zebraniu – zaczerwieniła się z powodu tego wyznania. – Koleżanka mnie tam zaciągnęła, bo ja... trochę na przekór rodzicom, zawsze z daleka trzymałam się od polityki.

– Naprawdę? Dopiero teraz cię to poruszyło? – zdziwił się, patrząc jej przenikliwie w oczy. „Jaka ona śliczna” – myślał zafascynowany jej urodą. „Co za twarz! Wszystko duże: słodko-czekoladowe oczy, nos, usta. A całość taka subtelna, łagodna, ciepła. Ten... anielski uśmiech. No i te wspaniałe, rudawe włosy! Kiedyś namaluję jej portret”.

– No, ja to już jestem starym konspiratorem – rzekł z dumą. – Zacząłem się angażować przed czterema laty. Ciebie jeszcze nie było w Krakowie, kiedy przeżyliśmy tu, kurcze, wstrząsające wydarzenie w maju siedemdziesiątego siódmego, zamordowanie z inspiracji Służby Bezpieczeństwa Stanisława Pyjasa, studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego zaangażowanego w działalność opozycyjną. Chyba słyszałaś? Wziąłem wówczas udział w „Czarnym marszu”, który na znak protestu przeszedł ulicami Krakowa. Zaraz po nim powołaliśmy niezależny Studencki Komitet Solidarności, którego jednym z celów było dążenie do zainicjowania prac nad utworzeniem autentycznej i niezależnej reprezentacji studenckiej. Udało się dopiero po sierpniowych strajkach. Powstało wtedy Niezależne Zrzeszenie Studentów. Jego zalążki pojawiły się już w połowie września na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w ciągu następnych pięciu dni także na kolejnych krakowskich uczelniach, między innymi w naszej Akademii. Teraz walczymy o rejestrację Zrzeszenia...

– Wiem, słyszałam twoje bojowe wystąpienia – przerwała mu. – Właśnie pod jego wpływem chciałabym wstąpić do NZS-u.

– To ryzykowne. Mamy wciąż na karku bezpiekę. Spotykają nas niesamowite szykany. Nie boisz się?

– Trochę tak, jednak z drugiej strony rodzice od dzieciństwa wpajali mi niepodległościowe tradycje i nienawiść do komunistów, którzy im zmarnowali życie. Zdawało mi się, że to do mnie nie dociera, teraz jednak pobudziło do działania. Strasznie długo się wahałam... Przyznam ci się, że to nie tylko chodziło o tchórzostwo... – umilkła, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o Edku.

– A o co jeszcze? Powiedz – nalegał.

– Mój chłopiec jest... jakby tu powiedzieć... no, komunistą.

– Rozumiem. Musisz z nim natychmiast zerwać. Inaczej nie będziemy mogli przyjąć cię do NZS-u. Żebyś mu, broń Boże, nie zdradziła swoich zamiarów.

Spojrzał jej surowo w oczy i wstał z miejsca. – No, to teraz pokażę ci obrazy.

Wyszli do przedpokoju, z którego do sypialnio-pracowni prowadziły odrapane drzwi. Zauważyła ciemny obraz na sztalugach i parę stojących na podłodze płócien. Zaczął jej je kolejno pokazywać. Były to atakujące jaskrawymi kolorami, abstrakcyjne malowidła. Zrobiły na niej duże wrażenie.

– Naprawdę masz talent! – rzekła z zachwytem.

– Nie przesadzaj. Nie są zbyt dobre. Ten na sztalugach, to dopiero będzie mój pierwszy prawdziwy obraz. Takie będę teraz malować! – wykrzyknął z dzikim błyskiem w oczach.

Przez moment spojrzała na niego zdziwiona. Zauważyła z niepokojem, że on ciężko dyszy z podniecenia. Odsunęła się od niego i zaczęła przyglądać się niedokończonemu dziełu, lecz było tak ciemne, że nie mogła na nim niczego rozpoznać. Może dlatego, że drżała na całym ciele.

– Domyślasz się, co on będzie przedstawiał? – spytał podekscytowany.

– Nie mam pojęcia – odpowiedziała niepewnie.

– Dopiero nad nim pracuję. Pokażę ci, jak skończę.

– Powiedz, co to będzie – rzekła, starając się opanować.

– No dobrze. Przypomnij sobie, po jakim wydarzeniu zaangażowałem się w walkę z komuną.

– Ach, wiem! – wykrzyknęła. – Malujesz ten „Czarny marsz!”.

W tym momencie rzucił się na nią i zaczął się do niej dobierać.

– Oszalałeś?! Co ci się stało?! – krzyczała, usiłując się wyrwać z jego ramion.

– Nie opieraj się, bo będę cię musiał zgwałcić, a to boli. – Ściskał ją w objęciach jak w kleszczach. Mimo drobnej postury był silny. Przestała się wyrywać, bo bała się bólu. Przeraziła się nie na żarty. Wówczas wziął ją na ręce i zaniósł na tapczan. Zaczął ją całować i pieścić z niesłychaną czułością.

– Pokochaj mnie! – rzekł stłumionym głosem.

Poddała się rozkoszy, gdy ją posiadł. Kochali się długo i namiętnie. To było nie do opisania, co się z nią działo. Nigdy nie przypuszczała, że seks może być czymś tak cudownym! Nigdy nie przeżyła czegoś takiego z Edwardem, chociaż był świetnym kochankiem. To była... prawdziwa miłość!

– Już cię pokochałam – szepnęła wzruszona i uszczęśliwiona.

Choć tak wiele czasu upłynęło od tego wydarzenia, jego wspomnienie wywołało w niej burzę uczuć, z których długo nie mogła się otrząsnąć. Rozpamiętywała każdy szczegół tego wieczoru, a po policzkach spływały jej łzy wzruszenia. Nie przyszło jej do głowy ani wówczas, ani teraz, że owo upojne przeżycie spowodowane było niezwykłą sytuacją i zaskoczeniem brutalnym wstępem do stosunku. Edward długo ją przygotowywał do oddania mu się. I później, za każdym razem to ona decydowała, czy będą mieli seks.

ROZDZIAŁ 2

Przygasł blask jego lazurowych oczu obramowanych rzęsami marzyciela, doprowadzającymi dziewczyny do wzdychań.

Nazajutrz przeprowadziła się z domu studenckiego do mansardy przy Basztowej. W tym samym dniu w akademiku zjawił się Edek.

– Ona wyprowadziła się – oznajmiła mu już od drzwi z tajemniczą miną Maryla, przyjaciółka Justyny, z którą dzieliła akademicki pokoik.

– Pokłóciłyście się? Co się stało? A z kim teraz mieszka? – pytał zdziwiony.

– Z pewnym... rewolucjonistą, działaczem NZS-u – odpowiedziała z kpiącym uśmieszkiem.

– Co ty opowiadasz?! Wyprowadziła się z akademika? – krzyknął osłupiały. – Chyba żartujesz!

– Mówię poważnie. Zakochała się.

– Wygłupiasz się! Daj spokój z takimi żartami. – Zbladł jak ściana i usiadł na pustym łóżku Justyny. Regularne rysy jego pięknej twarzy wydłużyły się. Przygasł blask jego lazurowych oczu obramowanych rzęsami marzyciela, doprowadzającymi dziewczyny do wzdychań. Siedział zgarbiony i mierzwił czuprynę swych kręconych, czarnych włosów.

Maryli zrobiło się go żal. „Jak ta idiotka mogła zamienić tego wspaniałego, potężnego mężczyznę na takie chuchro? Piękna z nich była para!”. Usiadła obok niego i objęła go. – Strasznie mi przykro, Edku. Ona... po prostu oszalała.

– Naprawdę? Mówisz poważnie? Jak to możliwe? Tak z dnia na dzień? Przed dwoma dniami była u mnie. Spaliśmy ze sobą – wymamrotał. – Kochała mnie! – rozłożył bezradnie ręce.

– Prosiła, żeby ci nic nie mówić.

– Chyba zwariuję! – Mężczyzna wstał z łóżka, złapał się za głowę i zaczął chodzić tam i z powrotem po pokoiku. Po chwili zatrzymał się i rzekł zdecydowanym tonem: – Idę do tego faceta. Skuję mu mordę! Kto to jest? Powiedz mi, gdzie mieszka.

– Nie wiem. Uspokój się. Myślę, że ona wkrótce oprzytomnieje i wróci do ciebie. Zobaczysz, że tak będzie – pocieszała go.

Spojrzał na nią rozpaczliwie, spuścił głowę i wyszedł skulony jak zbity pies.

Gdy zjawił się w swym pokoju, w akademiku, mieszkający z nim Adam przeraził się jego ponurą miną.

– Stało się coś złego? – spytał zaniepokojony.

– Chodź na wódkę. Stawiam.

Adam włożył kurtkę i, o nic nie pytając, podążył za nim do najbliższej podłej knajpy. Wypili setkę czystej z czerwoną kartką, zakąsili obowiązkowym śledzikiem. Edward wciąż milczał, jego kolega też, czekał cierpliwie na wyjaśnienie.

– Idziemy dalej – odezwał się w końcu zgnębiony nieszczęśnik. Zapłacił przy barze i udali się do następnej speluny. Obeszli w ten sposób parę podłych restauracji. W ostatniej, gdy mieli już dobrze w czubie, Edward wycedził przez zęby:

– Justyna mnie zdradziła! Koniec świata!

– Przecież gziliście się przed dwoma dniami.

– Nie ma o czym mówić – wybełkotał zdradzony mężczyzna. – Zabiję tego skurwysyna! Chodź, idziemy spać. Mam już dość tego zasranego życia.

Gdy wrócili do akademika, zdjęli tylko buty i kurtki, po czym zwalili się na swe łóżka w ubraniu. Natychmiast usnęli.

Rano Adam obudził się pierwszy. Potrząsnął kolegą:

– Wychodzę na zajęcia. Bądź szczęśliwy, że już obroniłeś magisterkę. Możesz jeszcze spać, ale uważaj, żebyś nie zrobił jakiegoś głupstwa.

Edward przetarł oczy. – Muszę się dzisiaj policzyć z tym skurwysynem, który sprzątnął mi sprzed nosa Justynę – powiedział.

– Jak to sprzątnął?

– Ona przeprowadziła się do niego.

– W takim razie to skończona sprawa. Daj sobie z nią spokój. Mało to dziewczyn szaleje za tobą? Możesz przebierać jak w ulęgałkach.

Edward podniósł się z pościeli. – Co mi z tego? – wzruszył ramionami. – To są dziwki, same pchają się człowiekowi do łóżka. A ją musiałem przez pół roku zdobywać. Nie wyobrażasz sobie, stary, jaka ona jest wspaniała! Z żadną nigdy nie było mi tak dobrze jak z nią.

– Jeszcze ci będzie. Z niejedną. Zapomnij o niej. Pies jej mordę lizał.

– O nie! Drugiej takiej nie ma. Ona musi być moja! – krzyknął z desperacją. – Nie ustąpię, rozumiesz? Nie ustąpię. Będę za nią chodził jak pies. Tak długo, aż do mnie wróci. Byłem jej pierwszym mężczyzną i muszę zostać ostatnim.

– To nie ma sensu. To się na nic nie zda, skoro z nim zamieszkała.

– Tak myślisz? – zastanowił się zdesperowany mężczyzna. – Chyba masz rację. Robienie scen, nachodzenie ich nie ma sensu. Nie będę się poniżał. Muszę przeczekać, aż ona oprzytomnieje i zrozumie, że kocha mnie, a nie jego. Przecież jesteśmy dla siebie stworzeni. Pasujemy do siebie idealnie. Ona z pewnością oprzytomnieje i wróci do mnie skruszona... On jej zawrócił w głowie tą... poronioną walką z komunizmem, bo jest jakimś działaczem NZS-u. Ale ona się opamięta. Wróci do mnie – pokiwał głową z przekonaniem. – Zresztą... – wydął wzgardliwie wargi. Tylko patrzeć, jak partia zabierze się ostro do tej całej „Solidarności”.

– Co ty powiesz? To dobrze, że nie wstąpiłem do Zrzeszenia, a przyznam ci się, że mnie ciągnęło.

Edward nie słuchał już kolegi.

– Jak jej kochaś wyląduje w więzieniu, to przyleci do mnie z płaczem – bełkotał dalej. – Mój ojciec mu to załatwi... Przeczekam, przeczekam tego skurwysyna.

*

Tymczasem Justyna instalowała się w mieszkaniu Mateusza. Oboje byli podekscytowani, nawzajem sobą oczarowani. Nigdy dotąd, z nikim innym, nie przeżyli takiej rozkoszy i uniesienia. Bezładnie opowiadali o sobie, poznawali swe ciała, umysły i serca. Odkrywali przed sobą nawzajem swe wnętrze. Raz po raz przerywali rozmieszczanie rzeczy Justyny i kochali się namiętnie. Nie mogli się sobą nasycić. To było istne szaleństwo, obłędny seks. I docieranie do najskrytszych zakątków duszy.

Kiedy w końcu uporali się z przeprowadzką, usiedli wyczerpani na kanapie i oprzytomnieli.

– Jak my to powiemy rodzicom? – zmartwiła się Justyna. – A co mam zrobić z Edwardem? On mnie chyba zabije.

– Nie przesadzaj. Poradzimy sobie, i z nim, i z rodzicami – uspokoił ją Mateusz. – Ja z moimi nie będę miał problemu. Stać ich na utrzymywanie nas do czasu, gdy zacznę sprzedawać obrazy. A twoi... będą zadowoleni, że związałaś się z kimś takim, jak ja.

– No a Edward? Może mścić się na tobie. Donosić na ciebie. Nie da się ukryć, kim jesteś.

– To jest problem – Mateusz westchnął ciężko. – Przez jakiś czas będziemy go mieć na karku, w końcu jednak się odczepi.

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: