Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Assassin’s Creed: Podziemie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Assassin’s Creed: Podziemie - ebook

Zhańbiony asasyn.

Tajny agent.

Odkupicielska misja.

 

Rok 1862. W ogarniętym rewolucją przemysłową Londynie powstaje pierwsza na świecie podziemna kolej. Kiedy w wykopie zostaje znalezione ciało, rozpoczyna się kolejny morderczy rozdział odwiecznej wojny między asasynami a templariuszami.

 

Działający w tajemnicy asasyn skrywa mroczne sekrety. Jego misją jest pokonać templariuszy, którzy przejęli pełną kontrolę nad stolicą kraju.

 

Wkrótce Bractwo dowie się, że to Henry Green, mentor Jacoba i Evie Frye. Ale teraz jest on po prostu Duchem.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65315-50-2
Rozmiar pliku: 883 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Asasyn Ethan Frye stał w mroku hali Covent Garden Market oparty o skrzynię, niemal ukryty za wózkami handlarzy. Ramiona skrzyżował na piersi, podbródek oparł na dłoni, obszerny miękki kaptur skrywał mu głowę. I stał tak, cichy i nieruchomy, podczas gdy popołudnie ustępowało pola wieczorowi. Patrzył. I czekał.

Rzadko się zdarzało, by asasyn opierał w ten sposób brodę. Szczególnie, gdy nosił ukryte ostrze (a tak właśnie było), którego szpic znajdował się o niecały cal od odsłoniętej skóry jego gardła. Bliżej łokcia była umieszczona lekka, lecz bardzo silna sprężyna mająca na celu wysunięcie ostrej jak brzytwa stali; odpowiedni obrót nadgarstka i mechanizm zostałby uruchomiony. W dosłownym sensie Ethan sam umieścił się na ostrzu noża.

Ale dlaczego miałby to robić? W końcu nawet asasynom mogły się zdarzyć wypadki czy uszkodzenia sprzętu. Ze względów bezpieczeństwa członkowie i członkinie Bractwa zwykle trzymali rękę z ostrzem z dala od twarzy. Było to lepsze niż ryzyko upokorzenia lub jeszcze czegoś gorszego.

Ethan był inny. Był wytrawnym asem kontrwywiadu i oparcie podbródka na silniejszej ręce było podstępem mającym oszukać potencjalnego wroga, ale też czerpał mroczną przyjemność z igrania z niebezpieczeństwem.

I stał tak, podpierając dłonią podbródek, patrzył i czekał.

„O!”, pomyślał, „A to co?”. Wyprostował się i strząsnął opary snu z zastałych mięśni, patrząc na halę targową spomiędzy skrzyń. Handlarze się pakowali. I działo się coś jeszcze. Zaczynały się łowy.2

W uliczce nieopodal Ethana przyczaił się jegomość o imieniu Boot. Miał na sobie obszarpaną kurtkę myśliwską i zniszczony kapelusz i uważnie oglądał zegarek kieszonkowy zwędzony przed momentem pewnemu gentlemanowi.

Było jednak coś, czego Boot o swoim nowym nabytku nie wiedział, a mianowicie, że jego poprzedni właściciel tego właśnie dnia zamierzał go oddać do naprawy z powodu, który miał wkrótce wywrzeć ogromny wpływ na życie Ethana Frye’a, Boota, młodego człowieka zwanego Duchem i innych osób wplątanych w odwieczną walkę pomiędzy Zakonem Templariuszy a Bractwem Asasynów. Boot nie wiedział bowiem, że jego kieszonkowy zegarek był niemal godzinę spóźniony.

Nieświadomy tego faktu zamknął wieczko, myśląc sobie, że niezły teraz z niego elegant. Następnie wyszedł z uliczki, popatrzył w lewo i w prawo, po czym wszedł do opustoszałej hali targowej. Gdy tak szedł, przygarbiony, z rękami w kieszeniach, spojrzał przez ramię, by sprawdzić, czy nikt go nie śledzi, i zadowolony z wyniku obserwacji ruszył dalej, zostawiając Covent Garden za sobą i wchodząc do Kolonii St Giles – dzielnicy nędzy zwanej Old Nichol. Zmianę dało się wyczuć natychmiast. Wcześniej jego obcasy dzwoniły na kocich łbach, teraz zaś grzęzły w nieczystościach ulicy, wzbijając falę smrodu gnijących warzyw i ludzkich odchodów. Trotuary były ich pełne, powietrze cuchnęło. Boot uniósł szalik do ust i nosa, by choć w jakimś stopniu się od tego odgrodzić.

Podobny do wilka pies truchtał u jego nóg przez kilka kroków, z jego zapadłych boków sterczały żebra. Błagał głodnymi oczami w czerwonych obwódkach, ale Boot kopnął go tak, że pies odskoczył i zniknął za jego plecami. Nieopodal w drzwiach domu siedziała kobieta w strzępach ubrania związanych sznurkiem, z dzieckiem przyciśniętym do piersi, i patrzyła na niego szklanymi martwymi oczami, oczami slumsu. Mogła być matką prostytutki, czekającą, aż córka wróci do domu z pieniędzmi, i biada dziewczynie, jeśli przyjdzie z pustymi rękami. Albo dowodziła szajką złodziei i naciągaczy, którzy wkrótce mieli się pojawić z całodniowym łupem. A może wynajmowała kwatery. Tu, w dzielnicy nędzy, wspaniałe niegdyś domy zamieniono na mieszkania i kamienice czynszowe, które w nocy zapewniały schronienie potrzebującym: uciekinierom i ich rodzinom, prostytutkom, handlarzom i robotnikom – każdemu, kto płacił z góry za miejsce na podłodze; łóżko dostawał tylko ten, kto miał szczęście i pieniądze, lecz zwykle za posłanie musiała wystarczyć słoma lub trociny. Chociaż i tak nie można tu było liczyć na spokojny sen: zajęty był każdy skrawek podłogi, a ciszę nocy rozdzierał płacz dzieci.

I choć wielu z tych ludzi nie mogło, bądź nie chciało pracować, znaczna większość miała jakieś zajęcie. Tresowali psy i handlowali ptakami. Sprzedawali rukiew, cebulę, szproty i śledzie. Byli przekupniami, zamiataczami ulic, sprzedawcami kawy, rozklejali afisze i nosili tablice ogłoszeniowe. Zabierali do środka swoje towary, co tylko wzmagało ciasnotę i odór. W nocy domy były zamykane, wybite okna zatykano szmatami lub gazetami, uszczelniano je tak, by nie wpuszczać trującego powietrza, pełnego dymu, które miasto nocą wypluwało do atmosfery. Nocne powietrze potrafiło dusić całe rodziny. Takie przynajmniej były plotki. A jedyną rzeczą, która obiegała dzielnice nędzy szybciej niż choroby, była plotka. Więc jeśli chodzi o mieszkańców slumsów, słynna pielęgniarka Florence Nightingale mogła głosić swoje kazania do woli. I tak będą spać ze szczelnie zamkniętymi oknami.

„Trudno ich winić”, pomyślał Boot. Śmierć była zawsze blisko mieszkańców dzielnic nędzy. Szerzyły się w nich choroby i przemoc. Dzieci narażone były na zmiażdżenie przez śpiących rodziców. Przyczyna śmierci: uduszenie. Zdarzało się to częściej w weekendy, kiedy cały gin już wypito i szynki pustoszały. Ojciec i matka odnajdywali drogę do domu przez gęstą jak zupa mgłę, wchodzili po wyślizganych kamiennych stopniach do ciepłego, śmierdzącego pokoju, w którym wreszcie mogli się położyć na spoczynek…

A rano, kiedy słońce już wstało, choć smog jeszcze się nie rozwiał, slumsy rozbrzmiewają krzykami nieszczęsnych rodziców.

Boot zapuścił się w głąb dzielnicy nędzy, tam gdzie wysokie budynki zasłaniały nawet wątłe światło księżyca, a latarnie żarzyły się złowrogo otulone mgłą i ciemnościami. Słyszał wrzaskliwe śpiewy dobiegające z szynków o kilka ulic dalej. Co jakiś czas śpiew stawał się głośniejszy, kiedy zapewne otwierano drzwi, by wyrzucić jakiegoś pijaka na zewnątrz.

Przy tej ulicy nie było jednak szynków. Tylko drzwi i okna pozatykane gazetami, pranie zwisające ze sznurów nad jego głową, prześcieradła jak żagle statku. Oprócz odległych śpiewów słychać było ciurkającą wodę i jego własny oddech. Był tylko on… sam.

Przynajmniej tak mu się zdawało.

A teraz ustały nawet pijackie śpiewy. Słyszał jedynie dźwięk kapiącej wody.

Tupot stóp sprawił, że aż podskoczył.

– Kto tam? – zapytał, ale domyślił się natychmiast, że to szczur. Ładne rzeczy, kiedy człowiek jest tak przestraszony, że podskakuje, słysząc szczura. Rzeczywiście ładne rzeczy.

Ale dźwięk się powtórzył. Obrócił się i gęste powietrze zatańczyło, zawirowało wokół niego, rozchyliło się niczym zasłony i przez chwilę wydawało mu się, że coś widzi. Cień. Postać we mgle.

Potem zdało mu się, że słyszy czyjś oddech. On sam oddychał szybko i płytko, niemal dyszał, ale ten dźwięk był głośny i miarowy i dochodził… skąd? W jednej sekundzie zdawało się, że jest przed nim, w następnej – że za nim. Znów usłyszał tupot. Przestraszył go jakiś trzask, ale ten dochodził z mieszkań nad jego głową. Jakaś para zaczęła się kłócić – on znów wrócił pijany do domu. Nie, to ona znów wróciła pijana do domu. Boot pozwolił sobie na delikatny uśmiech, nieco się rozluźnił. Proszę bardzo, chce uciekać przed duchami, wystraszony przez kilka szczurów i parkę kłócących się starych lumpów. Jeszcze czego!

Ruszył dalej. W tej samej chwili mgła przed nim zgęstniała i wyłoniła się z niej postać w długim płaszczu, która chwyciła go, zanim zdążył zareagować, i zamachnęła się pięścią, jakby chcąc zadać cios, tyle że zamiast uderzyć, obróciła nadgarstek i z jej rękawa z cichym trzaskiem wyskoczyło ostrze.

Boot zacisnął powieki. Kiedy je rozchylił, zobaczył mężczyznę w płaszczu i ostrze, które znieruchomiało o cal od jego oka.

Boot posikał się ze strachu.3

Ethan Frye pozwolił sobie na krótką chwilę satysfakcji z faktu, że tak perfekcyjnie operował swoim ostrzem, a potem podciął kolana mężczyzny i rzucił go na brudny bruk. Asasyn przygwoździł go kolanami i przytknął mu ostrze do gardła.

– A teraz, przyjacielu – wyszczerzył zęby – może zaczniesz od tego, że powiesz mi, jak się nazywasz?

– Boot, sir. – Mężczyzna wił się, czując ostrze wcinające się boleśnie w jego skórę.

– Dobry chłopiec… – powiedział Ethan. – Prawda to zawsze dobry wybór. A teraz sobie pogawędzimy, co ty na to?

Leżący pod nim człowiek zaczął się trząść. Ethan uznał to za potwierdzenie.

– Masz za zadanie odebrać szklaną płytkę z fotografią, mam rację, panie Boot?

Ten zadrżał. Ethan wziął to również za przytaknięcie. Jak dotąd wszystko się zgadzało. Jego informacje miały solidne podstawy; ten Boot był ogniwem łańcucha, który prowadził do sprzedawców erotycznych fotografii w niektórych londyńskich szynkach.

– I jesteś umówiony w barze Jack Simmons, gdzie masz tę fotografię odebrać, mam rację?

Boot skinął głową.

– A jak brzmi nazwisko jegomościa, z którym się masz spotkać, panie Boot?

– Nie… Nie wiem, sir…

Ethan uśmiechnął się i nachylił jeszcze niżej nad Bootem.

– Mój drogi chłopcze, jesteś jeszcze gorszym łgarzem niż kurierem. – Nacisk ostrza nieco się zwiększył. – Czujesz, gdzie teraz jest? – zapytał.

Boot mrugnął twierdząco.

– To tętnica. Twoja tętnica szyjna. Jeśli ją otworzę, pomalujesz miasto na czerwono, mój przyjacielu. No, przynajmniej tę ulicę. Ale żaden z nas nie chce, żebym to zrobił. Po co psuć taki uroczy wieczór? Więc zamiast tego może lepiej powiesz mi, z kim zamierzasz się spotkać.

Boot zamrugał.

– Zabije mnie, jeśli panu powiem.

– To możliwe, ale jeśli nie powiesz, to ja cię zabiję, a tylko jeden z nas jest tu z nożem przy twoim gardle i nie jest to on, nieprawdaż? – Ethan zwiększył nacisk. – Wybieraj, przyjacielu. Wolisz zginąć teraz czy później?

Właśnie wtedy Ethan usłyszał coś po swojej lewej stronie. Pół sekundy później, z ostrzem wciąż przy gardle Boota, trzymał w drugiej dłoni colta, celując nim w nowe zagrożenie.

Była to mała dziewczynka wracająca ze studni. Stała z szeroko otwartymi oczami, trzymając wiadro wypełnione po brzegi brudną wodą.

– Przepraszam, panienko, nie miałem zamiaru cię przestraszyć. – Ethan uśmiechnął się. Rewolwer wrócił pod połę jego płaszcza i wysunęła się spod niej jego pusta ręka, by upewnić dziewczynkę, że nie jest zagrożeniem. – Mam złe zamiary tylko wobec opryszków i złodziei, takich jak ten tutaj. Może lepiej wróć do domu. – Gestykulował do niej, ale dziewczynka nigdzie się nie wybierała, wpatrywała się w nich wytrzeszczonymi oczami, jedynymi jasnymi punktami na brudnej twarzy, skamieniała ze strachu.

Ethan zaklął w duchu. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebował, to publiczność. Szczególnie jeśli była nią mała dziewczynka patrząca, jak trzyma ostrze przy czyimś gardle.

– W porządku, panie Boot – powiedział ciszej niż poprzednio – sytuacja się zmieniła, więc będę zmuszony nalegać, żebyś opowiedział mi dokładnie, z kim zamierzałeś się spotkać…

Boot otworzył usta. Może zamierzał podać Ethanowi informację, której ten od niego żądał, a może chciał mu powiedzieć, gdzie może sobie wsadzić swoje groźby, albo co bardziej prawdopodobne, po prostu wyjęczeć, że niczego nie wie.

Ethan nigdy się tego nie dowiedział, bo gdy tylko Boot zaczął mówić, jego twarz rozpadła się na kawałki.

Stało się to ułamek sekundy, zanim Ethan usłyszał strzał, odturlał się od ciała i wyciągnął rewolwer, kiedy usłyszał kolejny trzask, i przypominając sobie o dziewczynce, obrócił głowę. Zdążył zobaczyć, jak pada na ziemię, a krew tryska z jej piersi i wiadro leci z rąk – umarła, zanim dotknęła bruku, zabita kulą przeznaczoną dla niego.

Ethan nie odważył się odpowiedzieć ogniem, chcąc uniknąć kolejnej niewinnej ofiary skrytej we mgle. Przykucnął, oczekując następnego strzału, trzeciego ataku z ciemności.

Atak nie nastąpił. Zamiast tego rozległ się tupot stóp, więc Ethan starł z twarzy odłamki kości i strzępki mózgu, schował colta do kabury i wsunął ukryte ostrze z powrotem do karwasza, a następnie skoczył na ścianę. Z trudem znajdując na mokrych cegłach oparcie dla butów, wdrapał się po rynnie na dach kamienicy, gdzie w świetle nocnego nieba mógł podążyć za odgłosem kroków uciekającego napastnika. Tak Ethan dostał się do dzielnicy i wyglądało na to, że w ten sam sposób miał ją opuścić, wykonując krótkie skoki z jednego dachu na drugi, cicho i bezlitośnie tropiąc swoją zwierzynę, wciąż mając przed oczami małą dziewczynkę, a w nozdrzach woń resztek mózgu Boota.

Teraz liczyło się tylko jedno. Zabójca zasmakuje jego ostrza, zanim ta noc się skończy.

Ethan słyszał w dole kroki strzelca stukające o bruk i śledził go bezszelestnie, nie widział go, ale wiedział, że go wyprzedził. Dotarł do krawędzi budynku i pewien, że ma wystarczającą przewagę, zsunął się na dół, używając parapetów, by szybciej schodzić, aż stanął na ulicy, gdzie przywarł do ściany w oczekiwaniu.

Kilka sekund później usłyszał stukot butów biegnącego człowieka. Chwilę potem mgła jakby się poruszyła i rozjaśniła, zdając się zapowiadać pojawienie oczekiwanej osoby, i sekundę później zasłona mgły się rozdarła i ukazała pędzącego co sił w nogach mężczyznę w surducie z bujnymi wąsami i gęstymi bokobrodami.

Trzymał rewolwer. Z lufy nie unosił się dym. Ale równie dobrze mogło tak być.

I chociaż Ethan miał potem powiedzieć George’owi Westhouse’owi, że uderzył w samoobronie, nie była to prawda. Po stronie Ethana był czynnik zaskoczenia; mógł – i powinien był – rozbroić i przesłuchać tego mężczyznę, zanim pozbawił go życia. Zamiast tego wysunął ostrze i z mściwym warknięciem wbił je prosto w serce zabójcy, po czym bez satysfakcji patrzył, jak światło gaśnie w jego oczach.

A czyniąc to, asasyn Ethan Frye popełniał błąd.

Był nierozważny.

*

– Chciałem przycisnąć Boota, by uzyskać informacje, które były mi potrzebne, by zająć jego miejsce – powiedział Ethan asasynowi George’owi Westhouse’owi następnego dnia, kończąc zdawać relację – ale nie zdawałem sobie sprawy, że Boot był spóźniony na spotkanie. Jego skradziony zegarek się śpieszył.

Siedzieli w saloniku domu George’a w podlondyńskim Croydon.

– Rozumiem – powiedział George. – W którym momencie zdałeś sobie z tego sprawę?

– Hmm, pomyślmy. To musiał być moment, w którym było już za późno.

George skinął głową.

– Jaką miał broń?

– Colta Pall Mall, takiego jak mój.

– I zabiłeś go?

Ogień w kominku trzaskał i wyrzucał iskry, mężczyźni milczeli. Odkąd Ethan pogodził się z dziećmi, stał się refleksyjny.

– Zrobiłem to, George, i na nic innego nie zasłużył.

George skrzywił się.

– Zasługi nie mają tu nic do rzeczy. Wiesz o tym.

– Ale ta dziewczynka, George. Trzeba ją było zobaczyć. Była taka malutka. Dwa razy młodsza od Evie.

– Mimo wszystko…

– Nie miałem wyboru. Trzymał w ręku broń.

George popatrzył na swojego starego przyjaciela z troską i sympatią.

– To jak było, Ethanie? Zabiłeś go, dlatego że na to zasłużył, czy dlatego że nie miałeś wyboru?

Ethan co najmniej tuzin razy umył twarz i wydmuchał nos, ale wciąż zdawało mu się, że ma na sobie mózg Boota.

– Czy te dwie rzeczy muszą się wzajemnie wykluczać? Mam trzydzieści siedem lat i widziałem aż nadto zabijania. I wiem, że pojęcia sprawiedliwości, słuszności i kary są znacznie mniej ważne od umiejętności, a umiejętności są podporządkowane szczęściu. Kiedy uśmiecha się do ciebie fortuna i kula zabójcy chybia celu, kiedy opuszcza on gardę, chwytasz szansę, zanim jej uśmiech zniknie.

Westhouse zastanawiał się, kogo przyjaciel chce oszukać, ale postanowił kontynuować.

– W takim razie szkoda, że musiałeś przelać jego krew. Przecież potrzebowałeś dowiedzieć się o nim czegoś więcej?

Ethan uśmiechnął się i udał, że ociera pot z czoła.

– Miałem trochę szczęścia. Na fotografii, którą miał przy sobie, było nazwisko autora, więc zdołałem ustalić, że zabity przeze mnie i fotograf to ten sam jegomość nazwiskiem Robert Waugh. Ma związki z templariuszami. Jego erotyczne fotografie wędrowały w jedną stronę, do nich, ale też w drugą, do piwiarni w dzielnicach nędzy.

George cicho zagwizdał.

– Pan Waugh grał w niebezpieczną grę…

– I tak, i nie…

– Cóż, wcześniej czy później, musiał źle skończyć.

– Zdecydowanie.

– I potrafiłeś ustalić to wszystko po jego śmierci?

– Nie patrz tak na mnie, George. Jestem w pełni świadomy swojego szczęścia i tego, że każdego innego dnia fakt, że impulsywnie zabiłem Waugha, mógłby mieć fatalne konsekwencje. Tego dnia tak się nie stało.

George pochylił się, żeby rozgarnąć palenisko.

– Wcześniej, kiedy powiedziałem, że Waugh grał w niebezpieczną grę, i odpowiedziałeś: „I tak, i nie”, co miałeś na myśli?

– A to, że jego ryzykowne założenie, iż te dwa światy się nie spotkają, w pewien sposób się opłaciło. Zobaczyłem dziś slumsy nowymi oczami, George. Przypomniałem sobie, jak mieszkają biedacy. Ten świat jest tak bardzo odrębny od świata templariuszy, że trudno uwierzyć, że oba leżą w jednym królestwie, ba, w jednym mieście. Gdyby ktoś mnie pytał, przekonanie pana Waugha, że ścieżki jego pokrętnych interesów nigdy się nie przetną, było całkowicie uzasadnione. Dwa światy, w których działał, leżą na różnych biegunach. Templariusze nie wiedzą nic o dzielnicach nędzy. Mieszkają w górę rzeki od fabrycznych brudów, które zanieczyszczają biedakom wodę, a wiatr odpędza smog i dym, którym oddychają nędzarze.

– Tak jak i my, Ethanie – powiedział George ze smutkiem. – Czy nam się to podoba, czy nie, nasz świat jest światem salonów i klubów dla gentlemanów, adwokackich kancelarii i sal posiedzeń.

Ethan patrzył w ogień.

– Nie wszystkich z nas.

Westhouse uśmiechnął się i pokiwał głową.

– Myślisz o swoim człowieku, o Duchu? Jak mniemam, nie nosisz się z zamiarem, by powiedzieć mi, kim ten Duch jest i co robi?

– To musi pozostać moją tajemnicą.

– Więc co z nim?

– No cóż, stworzyłem plan dla zmarłego niedawno pana Waugha i Ducha. Jeśli wszystko pójdzie dobrze i Duchowi uda się wykonać zadanie, być może zdobędziemy artefakt, którego szukają templariusze.

Ciąg dalszy w wersji pełnejSpis postaci

Frederick Abberline: funkcjonariusz policji, współpracownik asasynów i Henry’ego Greena

Ajay: indyjski asasyn, przeszedł na stronę templariuszy

Sir David Brewster: uczony, powiązany z templariuszami

James Thomas Brudenell: templariusz, przyboczny Starricka

Cavanagh: dyrektor Kolei Metropolitalnej

Benjamin Disraeli: polityk

Mary Anne Disraeli: żona Benjamina

Rupert Ferris: głowa Ferris Ironworks, powiązany z templariuszami

John Fowler: inżynier kolejowy

Ethan Frye: asasyn i mentor Jayadeepa Mira, ojciec Evie i Jacoba

Evie Frye: asasynka, bliźniacza siostra Jacoba

Jacob Frye: asasyn, bliźniaczy brat Evie, przywódca Skoczków

Catherine Gladstone: żona Williama

William Ewert Gladstone: kanclerz skarbu

Hardy: jeden ze zbirów Cavanagha

Hardy Drugi: jeden ze zbirów Cavanagha

Leonard Hazlewood: prywatny detektyw

Pyara Kaur: wnuczka Ranjita Singha, żona Arbaaza Mira, matka Jayadeepa

Kulpreet: indyjska asasynka

Pułkownik Walter Lavelle: templariusz

Maggie: przyjaciółka Ducha

Marchant: kierownik budowy Kolei Metropolitalnej

Arbaaz Mir: indyjski asasyn, ojciec Jayadeepa

Jayadeep Mir, znany również jako Duch, Bharat Singh i Henry Green: tajny agent asasynów

Charles Pearson: radny Londynu

Mary Pearson: żona Charlesa

Aubrey Shaw: funkcjonariusz policji

Duleep Singh: maharadża i informator asasynów

Smith: jeden ze zbirów Cavanagha

Crawford Starrick: Wielki Mistrz Templariuszy

Lucy Thorne: templariuszka, specjalistka od okultyzmu

Philip „Plutus” Twopenny: szef Banku Anglii, powiązany z templariuszami

Robert Waugh: pornograf powiązany z templariuszami

George Westhouse: asasyn
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: