Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Barca. Złota dekada - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Barca. Złota dekada - ebook

Fenomen najlepszej drużyny świata.

Siedem tytułów mistrza Hiszpanii, czterokrotny triumf w Lidze Mistrzów, sześć Superpucharów Hiszpanii i trzy zwycięstwa w Copa del Rey, Klubowych Mistrzostwach Świata oraz Superpucharze Europy. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że FC Barcelona z lat 2006–2015 to najlepsza drużyna XXI wieku, a może nawet w całej historii futbolu.

Leszek Orłowski, największy w Polsce znawca hiszpańskiej piłki, postanowił rozłożyć poszczególne sezony „złotej dekady Barçy” na czynniki pierwsze. Opowiada o kluczowych wydarzeniach, które decydowały o sukcesach, ale wymienia też czynniki, które doprowadziły do porażek.

Zlatan Ibrahimović jako ojciec sukcesów tria MessiNeymarSuárez. Zbawienna dla Iniesty kontuzja Xaviego. Transfer Javiera Mascherano ważniejszy niż sprowadzenie Davida Villi i rekord Messiego, który wziął się z fatalnej postawy reszty zespołu.

Barça. Złota dekada to nie kronika, lecz błyskotliwa analiza dziesięciu sezonów, podczas których Blaugrana zdominowała rozgrywki piłkarskie na świecie.

I zawładnęła sercami milionów fanów.

***

Sukcesy FC Barcelony w latach 2006–2015 to dla mnie fenomen. Nie wiem, czy w dzisiejszych futbolowych realiach ktokolwiek zdoła się do nich zbliżyć. Wiem, że poprzeczka wisi niebywale wysoko. Takie osiągnięcia intrygują, przyciągają jak magnes, powodują olbrzymie zainteresowanie, wywołują pytania i podziw. A o sukcesach Barçy opowiedziano w tej książce z prawdziwą pasją. Bardzo trudno o lepsze połączenie…
Rafał Wolski, komentator piłkarski nc+

O Barcelonie pisać każdy może, lepiej lub gorzej. Nikt jednak nie robi tego z takim znawstwem jak Leszek Orłowski. Najlepszy polski komentator Primera División zaprasza w fascynującą podróż przez najwspanialsze lata Dumy Katalonii. Naprawdę trudno się tej opowieści oprzeć.
Adam Godlewski, „Piłka Nożna”

W ostatnim dziesięcioleciu Barcelona absolutnie zdominowała rozgrywki w Hiszpanii i stała się postrachem całej Europy. Leszek Orłowski doskonale pokazuje, jak rodziła się ta wielka katalońska drużyna, w jaki sposób wyszła z marazmu, w którym była pogrążona w pierwszych latach XXI wieku, i co było kluczem do sukcesu. Dla kibiców Barçy pozycja obowiązkowa.
Barbara Bardadyn, „Przegląd Sportowy”

Leszek Orłowski to nie tylko najlepszy w Polsce znawca hiszpańskiej piłki, ale również autor, który doskonale włada piórem. Jego książka to prawdziwa uczta dla kibiców i miłośników dobrej literatury. Ta opowieść o Barcelonie jest wyjątkowa, zupełnie inna niż wszystkie poprzednie.
Jacek Laskowski, TVP Sport

Tylko raz w ciągu jednej dekady jeden klub wznosił Puchar Europy częściej niż FC Barcelona; a Blaugrana osiągnęła swoje sukcesy w najbardziej konkurencyjnym okresie w historii futbolu. Fascynująca książka Leszka Orłowskiego pomaga zrozumieć, w jaki sposób jeden klub zdołał na dziesięć lat tak zdominować futbol.
Karol Chowański, redaktor FCBarca.com

BIOGRAM

Leszek Orłowski (ur. w 1971 roku w Wielbarku na Mazurach) z wykształcenia jest historykiem, z zawodu dziennikarzem i komentatorem piłkarskim. Od 1997 roku pracuje w tygodniku „Piłka Nożna”, a od 2003 roku także w stacji Canal+ Sport. Jego specjalnością jest futbol hiszpański. Jako wysłannik „Piłki Nożnej” obsługiwał finały mistrzostw świata w 2006 roku oraz finały mistrzostw Europy w 2008 i 2012 roku. Wielokrotnie odwiedzał Hiszpanię, także jako komentator meczów Primera División, Ligi Mistrzów i Pucharu Króla. Prywatnie ojciec dwóch synów, którzy uprawiają piłkę nożną i marzą o grze w FC Barcelonie.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7924-691-5
Rozmiar pliku: 8,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa Karola Chowańskiego Kronika wielkich wydarzeń

Po sześciu latach FC Barcelona odzyskała mistrzostwo Hiszpanii. Był maj 2005 roku. Od tego czasu, poza jałową kampanią 2007/08, klubową gablotę co sezon wzbogacają nowe trofea. Lśni wśród nich osiem tytułów ligowych zdobytych w ciągu 12 lat. W jednej dekadzie drużyna z Katalonii cztery razy zdobyła Puchar Europy. Za każdym razem szło to w parze z krajowym mistrzostwem. Lista trofeów jest jednak jeszcze dłuższa. Seryjne zwycięstwa Barçy spopularyzowały w futbolu takie pojęcia jak „kwartet” (zamknął sezony 2011/12 i 2015/16), „kwintet” (2009/10) czy „sekstet”. Ostatnie z nich symbolizuje sześć trofeów zdobytych przez Katalończyków w jednym tylko roku: 2009.

Wszystko to w najbardziej konkurencyjnych czasach w historii futbolu. Grupie pościgowej przewodzi Real Madryt. Świat słusznie zachwyca się dokonaniami Simeone w Atlético. Swoje ambicje mają kluby z Anglii, Niemiec, Włoch i Francji. Nie szczędzą inwestycji w drogich piłkarzy, infrastrukturę, trenerów. Mimo to ostatnimi laty nikt nie wznosi sreber w górę z częstotliwością choć w połowie dorównującą Barcelonie. Dlatego proszę nie dziwić się kolejnym opracowaniom o sukcesach klubu z Camp Nou. Są uzasadnione.

Wygrywanie przychodzi dziś trudniej niż dawniej. Jak dowodzi Autor na kolejnych stronach, osiągnięcia bohaterów tej książki zasługują na podobne uznanie, co najsłynniejsze serie w historii piłki.

To też takie czasy, że chętniej się kwestionuje niż docenia. „Koniec cyklu” zwycięstw FC Barcelony przepowiadali wielcy trenerzy i sportowi publicyści. Wielokrotnie. Mylili się za każdym razem. Barça dalej podąża ścieżką zwycięstw mimo autentycznych dramatów i przeciwności. Na zawsze w pamięci culés zostanie Tito Vilanova. Świat wstrzymał oddech na wieść o chorobie Abidala. Zakaz transferowy nie przeszkodził w zdobyciu Ligi Mistrzów i krajowego dubletu.

Gdy nęci myśl, że nie są w stanie już niczym zaskoczyć, piłkarze w bordowo-granatowych koszulkach znów znajdują sposób. Forma obrony mistrzostwa i Pucharu Hiszpanii wiosną tego roku raz jeszcze podkreśla wielki głód zwycięstw tej wyjątkowej drużyny. Takie osiągnięcia inspirują nie tylko w sportowym kontekście. Porywają Katalonię, całą Hiszpanię i resztę świata.

Każdy kraj ma swoją futbolową kulturę. Sposób opowiadania o piłce, językowy szyfr, myślowe skróty. Piłkarskie tytuły dziennikarzy zagranicznych przyjmują chwilami perspektywę, która nie zawsze bywa uchwytna dla polskiego czytelnika. W tym sensie opowieść Leszka Orłowskiego zajmuje szczególne miejsce wśród książek, które o FC Barcelonie już znamy. Jest bliższa, a przez to wiarygodna i przekonująca.

Niektóre pozycje pozwalają strona po stronie towarzyszyć Guardioli w spacerze albo Inieście w drodze na trening. Zostają w pamięci krócej od koncertu z awarią nagłośnienia. Zapewniam, że nie grozi to podróży, w którą wyrusza się w kolejnych rozdziałach.

Kroniki wielkich wydarzeń są zawsze ciekawe. Rozprawy z nimi są ciekawsze. Okres, o którym opowiada ta książka, obfitował w sytuacje, o których wyrobił sobie opinie każdy fan piłki nożnej. W analizie złotej dekady Barçy Leszek Orłowski nie unika dzielenia się własnym zdaniem. Wyraźnie zaznacza to na początku i konsekwentnie dotrzymuje słowa w trakcie lektury. To oceny, z którymi można się zgadzać lub nie, ale trudno przy nich o obojętność. Sposób przedstawienia i komentowania kolejnych wątków zachęca do rozważań. Przybliża kontekst, formuje i szlifuje poglądy.

Innym walorem tej książki jest osobiste spojrzenie, widoczne od pierwszych stron. Niejeden kibic łączy w pamięci wydarzenia życia prywatnego z towarzyszącymi im wynikami. Ci, którzy w taki sposób przeżywają futbol – w sposobie narracji Autora odnajdą samych siebie.

Nie zdziwi mnie widok tego tytułu na półkach fanów Realu. Każda książka o klubie ze stolicy Katalonii jest też książką o klubie ze stolicy. Sympatykom innych drużyn pozwala zaś spojrzeć na Barçę inaczej niż przez pryzmat informacji w trakcie sezonu. Poznać bliżej, zrozumieć lepiej. Nabrać więcej uznania?

Okres ciągłych sukcesów klubu z Camp Nou liczy już ponad 10 lat, łącznie 28 tytułów i… trwa dalej. To nie tylko podręcznik do ostatnich zwycięstw FC Barcelony. Pod wieloma względami stanowi zapowiedź kolejnych, które jeszcze przed nami.

Karol Chowański, redaktor FCBarca.com

www.FCBarca.com/w-ciszy-stadionuPrzedmowa Patryka Pulikowskiego La historia continúa

To niebywałe, że w niemal 120-letniej historii FC Barcelony zaledwie ostatnia dekada jest tą prawdziwie złotą! Przecież niemal zawsze bordowo-granatowe barwy przywdziewali piłkarze wyjątkowi. Tak niezwykli, jak miasto, region i w końcu wywodzący się zeń klub. I choć nie można powiedzieć, że półki na trofea świeciły pustkami – były przecież Puchary Miast Targowych, Zdobywców Pucharów, triumfy ligowe i w zmaganiach o Puchar Króla, w końcu również upragniony Puchar Mistrzów – to wszystko to blednie, gdy porównamy z zaledwie ostatnim dziesięcioleciem.

Jeszcze na przełomie wieków Barça doznawała zawstydzających porażek (0:3 i 0:4 z Dynamem Kijów!), w lidze oglądała plecy nie tylko Realu, wydawała astronomiczne pieniądze na piłkarskie wynalazki, o których wcześniej słyszało niewielu, a później niemal nikt. Pewnie niewielu spodziewało się, że po latach posuchy Blaugrana najpierw odzyska prymat w kraju, a później dołoży do tego tytuł w Lidze Mistrzów, i że będzie to dopiero początek najpiękniejszej historii związanej z katalońskim klubem. Dzisiejsza Barça to drużyna, która zmieniła spojrzenie na piłkę nożną.

I właśnie w tę podróż po postaciach, wydarzeniach, triumfach i świecie piłkarskiej magii zabiera nas Leszek Orłowski. Brawurowo opowiada – z typową dla siebie swadą od lat znaną telewidzom – o narodzinach, wzrastaniu, pokonywaniu zakrętów losu i wychodzeniu na prostą ekipy, z którą dojrzewa całe pokolenie piłkarskich kibiców. Jego doświadczenie i świetna znajomość tematu pozwalają w dziesięciu odsłonach wyczerpująco przedstawić to, co działo się na Camp Nou od sezonu 2005/06.

Zresztą rozgrywki, od których Leszek Orłowski rozpoczyna swą opowieść o triumfalnym pochodzie FC Barcelony, są wyjątkowe dla wielu polskich kibiców katalońskiego klubu. To właśnie w 2005 roku rozpoczęły się w Olsztynie prace nad powołaniem do życia pierwszego polskiego fan klubu Blaugrany. Natomiast w połowie lipca 2006 roku Fan Club Barça Polska zyskał akceptację włodarzy klubu i stał się oficjalną penyą.

Z przymrużeniem oka można by pewnie rzec, że fani znad Wisły odwrócili bieg dziejów katalońskiego klubu. Nie ulega natomiast wątpliwości, że podróżując po całej Europie na mecze, często są bezpośrednimi świadkami największych, najbardziej spektakularnych wydarzeń w najnowszej historii ich ukochanego zespołu. W ciągu tych dziesięciu lat towarzyszyli piłkarzom w bordowo-granatowych strojach ponad 60-krotnie na różnych, nie tylko ligowych, arenach.

Chcę wierzyć, że piękne wydarzenia ostatnich lat, będące udziałem kibiców, piłkarzy i działaczy Barcelony, będą trwać przez kolejne dekady. Tak, by jak największa liczba fanów mogła delektować się tym, co w piłce nożnej najlepsze. Ale także pamiętajmy o tym, o czym Autor pisze w prologu niniejszej książki. Zanim nadeszły lata tłuste, nie brakowało tych chudych, które zapoznały culés ze smakiem goryczy porażki i nauczyły cierpliwego czekania.

Na razie jednak przyszłość rysuje się w jasnych barwach. Bo mimo ewolucji i rewolucji, jakie Barcelona przechodziła w ciągu tego niezwykłego dziesięciolecia, drużyna zawsze utrzymywała wysoki poziom. Niezmiennie była i jest punktem odniesienia dla całego piłkarskiego świata. A skoro końca nie widać, to nie ma większego sensu go wypatrywać.

Krótko mówiąc: la historia continúa…

Patryk Pulikowski

inicjator powstania i pierwszy prezes Fan Club Barca PolskaWstęp

2 września 2015 roku – dzień, w którym zacząłem pisać niniejszą książkę. Ale to później, wieczorem. Na razie, rano, pierwszy raz odprowadzam do szkoły w podwarszawskiej miejscowości, w której mieszkam, sześcioletniego syna. Wczoraj było rozpoczęcie roku, ale ono się nie liczy, prawdziwe emocje zaczynają się dziś. Najpierw syn musi iść do szatni, potem na świetlicę, w końcu, już beze mnie, tylko ze swoją panią, na lekcje. Przed szatnią mówię, że ma worek na buty w barwach Barcelony, więc łatwo go po lekcjach znajdziemy. Ale oto konsternacja: okazuje się, że w szatni wiszą takie cztery. Przed wejściem na świetlicę, już mniej pewnie, tłumaczę, że ma plecak Barçy, więc bez kłopotów go rozpozna i na pewno na lekcje zabierze swój. Moje złe przeczucia się jednak sprawdzają: na świetlicy, na półce z tornistrami, na może trzydzieści stoi już pięć identycznych.

– O, jeszcze jeden kibic przyszedł – mówi z rozbawieniem pani świetliczanka na nasz widok.

Muszę dodać, że ani tego dnia, ani później, w całej szkole nie zauważyłem worka czy tornistra w barwach Legii, Realu czy jakiejkolwiek innej drużyny. Podobnie na pierwszym treningu sześciolatków w lokalnym klubie: jedna czwarta dzieciaków przyszła w koszulkach z Messim bądź Neymarem na plecach (dopiero po pewnym czasie zaroiło się od „Lewandowskich”). Przemknęło mi przez myśl, że gdy sześć lat wcześniej identyczną drogę – szatnia, świetlica, pierwszy trening – pokonywałem ze starszym synem, zdarzały się w wyposażeniu dzieci co najwyżej pojedyncze gadżety w barwach FCB.

Nie brak rodziców, którzy chcą, aby jedno ich dziecko zostało lekarzem, a drugie prawnikiem. Ja pomyślałem sobie kiedyś, że fajnie byłoby, gdyby jeden z moich synów został kibicem Barçy, a drugi Realu – ależ pięknie by się wtedy oglądało razem Gran Derbi! Ponieważ starszy szybko zdecydował się na Barcelonę, młodszemu przywiozłem z jednego z wyjazdów służbowych do Hiszpanii kilka gadżetów Los Blancos. Nic z tego jednak nie wyszło. Nie wiem jak ani kiedy, ale też został culé…

Fenomen eksplozji popularności Barcelony, jaki miał miejsce w ostatnich latach, spece od marketingu i PR-u łatwo wytłumaczą rozmaitymi działaniami klubu ze stolicy Katalonii na tych polach. Ale nie będą mieli racji. Młodzi kibice „wchodzący na rynek” zakochują się w Barcelonie przede wszystkim dlatego, że pięknie i unikalnie gra w piłkę i do tego przeważnie wygrywa, a dopiero w dalszej kolejności z powodu odpowiedniego obrazu zespołu i tworzących go piłkarzy wykreowanego w mediach. To właśnie styl prezentowany przez Barçę w ostatniej dekadzie oraz rezultaty przez nią osiągnięte stały się przyczyną ogólnoświatowego fenomenu społecznego, jakim jest kibicowanie zespołowi z Camp Nou i utożsamianie go ze wszystkimi pozytywnymi wartościami tradycyjnie niesionymi przez sport. W niniejszym opracowaniu skoncentrujemy się zatem na czysto sportowych aspektach historii Barcelony w ostatniej dekadzie, pozostałe, pozaboiskowe kwestie, choć fascynujące, pozostawimy fachowcom zajmującym się nimi na co dzień.

Z naszego, wyłącznie sportowego punktu widzenia trudno się barcelonomanii dziwić. I styl bowiem, i sukcesy Blaugrany są bezprecedensowe.

Real Madryt w latach 1956–1966 sześciokrotnie sięgał po Puchar Mistrzów Krajowych, z czego pięć razy z rzędu na początku rywalizacji. Od tego czasu nie zdarzyło się, by jakakolwiek drużyna w ciągu dziesięciu kolejnych sezonów triumfowała choćby czterokrotnie. Bayern Monachium i Ajax Amsterdam zdobywały po trzy trofea z rzędu, jednak potem, wraz z zestarzeniem się czy zgoła odejściem grupy czołowych piłkarzy, następowały dla nich lata chudsze. Aż w obecnym tysiącleciu nadeszła era Barcelony. W dekadzie 2006–2015 Barça wygrała Ligę Mistrzów czterokrotnie. Jeśli zaś nie wygrała, dotarła – z jednym wyjątkiem, kiedy odpadła w ćwierćfinale – do półfinału. Stale zatem pozostawała w ścisłej czołówce. A obecne czasy są o wiele trudniejsze dla piłkarskich gigantów niż pół wieku temu, kiedy Real stąpał do wymarzonego pucharu drogą usłaną różami. W sezonie 1957/58 musiał tylko wygrać dwumecze z RFC Antwerp, Sevillą i Vasasem Budapeszt, potem finał z AC Milanem – i po kłopocie. Dzisiaj podobny zestaw rywali czeka na każdego już w fazie grupowej.

Wyczyn Barcelony jest więc tak naprawdę nieporównywalny z żadnym innym osiągnięciem w europejskim futbolu klubowym. Mamy do czynienia z klubową drużyną wszech czasów, a owe dziesięć sezonów w pełni zasługuje na miano złotej dekady. Każdy taki okres winien doczekać się swojego omówienia – i tym właśnie jest niniejsza książka.

Autor stojący przed takim zadaniem, jakie postawił sobie niżej podpisany, musi, zanim włączy komputer, odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie: tworzy opowieść czy kronikę? Otóż nie miałem żadnych wątpliwości, że ma to być opowieść. Nie znajdziecie tu więc Państwo detalicznej relacji z kolejnych meczów na drodze do danego triumfu. Nie zostanie tu przypomniane – chyba że będzie to akurat niezbędne dla toku narracji – w której minucie danego spotkania Leo Messi trafił w słupek, a w której Víctor Valdés popisał się piękną paradą. Po kilku latach nie ma sensu powielanie tego, co szczegółowo relacjonowały gazety i strony internetowe, a także co opisano w licznych publikacjach książkowych. Z dwóch fundamentalnych pytań: „jak?” oraz „dlaczego?” Barça sięgała po kolejne trofea, albo ponosiła spektakularne porażki, zdecydowanie bardziej interesuje mnie to drugie.

Czytelnicy chcący sobie przypomnieć, jak to się wszystko odbywało krok po kroku, proszeni są o zajrzenie do załączników zawierających wszystkie podstawowe dane dotyczące przebiegu rywalizacji. Na pozostałych stronach postaramy się zajrzeć za kulisy wydarzeń oraz postawić tezy dotyczące ich interpretacji. Bo, powiedzmy sobie szczerze, w futbolu to i owo, owszem, zależy od tego, czy piłka akurat wpadnie do siatki, czy trafi w słupek, czy sędzia odgwiżdże karnego, czy puści grę, jednak najważniejsze dzieje się, jeszcze zanim piłkarze wybiegną na boisko, czyli wtedy, kiedy najpierw są dobierani i przygotowywani do ról, jakie przyjdzie im odegrać, a potem otrzymują zadania do wykonania na boisku. Kluczowy jest zatem wybór „reżysera”, czyli trenera. Tym zagadnieniom poświęcimy tu najwięcej miejsca.

Koniecznych jest też kilka słów na temat tego, jak powstawała ta książka. Otóż w ciągu wszystkich opisywanych tu sezonów pełniłem funkcję komentatora meczów hiszpańskiej Primera División w stacji Canal+, a później na platformie NC+ (od sezonu 2012/13 także spotkań Ligi Mistrzów), jak również pisałem teksty na temat hiszpańskiego futbolu ukazujące się w tygodniku „Piłka Nożna” oraz miesięczniku „Piłka Nożna Plus”. Szacuję, że w tym czasie skomentowałem około 70 procent ligowych spotkań FCB (czyli mniej więcej 280, plus kilkanaście w Champions League) i napisałem o niej około 100 obszernych artykułów. A przygotowanie do każdego takiego meczu czy tekstu to godziny spędzane na poszukiwaniu ważnych informacji, szczegółów, ciekawostek. Zakładam, że przez te dziesięć lat przeczytałem prawie wszystko, co na temat Barcelony napisały cztery hiszpańskie dzienniki sportowe: „Marca”, „As”, „Sport” oraz „Mundo Deportivo”, a zaglądałem też na inne strony. Z każdego przeczytanego artykułu sporządzałem notatki, z każdego wywiadu wypisywałem cytaty – by mieć je przed oczami podczas transmisji, nie zapomnieć powiedzieć widzom czegoś, co jest tego warte, albo niczego istotnego nie pominąć w artykule. Te setki zapisanych maczkiem stron, dokumentujących w istocie dzieje Barcelony w latach 2006–2015, zachowałem. To one posłużyły za kanwę niniejszej książki.

Oczywiście tezy formułowane na bieżąco przez dziennikarzy prasowych, siłą rzeczy często na podstawie szczątkowych danych, nie zawsze znajdują potem odzwierciedlenie w faktach. Wszystkie je więc weryfikowałem, szukając potwierdzenia lub zaprzeczenia w literaturze na temat najnowszej historii FCB. Sporo koncepcji się rzecz jasna nie ostało, za to pojawiło się kilka nowych.

I tak to było. Za wszystkie ewentualne nieścisłości czy przeinaczenia, także te wynikłe z błędów autorów źródeł, winę ponosi oczywiście niżej podpisany.

Leszek OrłowskiProlog

W Wigilię Bożego Narodzenia dzieci wstają bardzo wcześnie. Kiedy bowiem nastaje dzień, w którym mogą się spełnić od dawna śnione sny i zrealizować marzenia o otrzymaniu czegoś, czego pragnie się ponad wszystko, to choć Mikołaj przychodzi wieczorem, nikt przecież nie będzie się długo wylegiwał w łóżku. Na Mikołaja trzeba się porządnie naczekać, tym intensywnym, wzmożonym czekaniem dodatkowo go zmotywować do wypełnienia jego powinności tuż po zapadnięciu zmierzchu. A wygania z pościeli jeszcze przecież także niepokój, że zamiast zabawki brodaty osobnik wyciągnie z worka rózgę. Nigdy wprawdzie jeszcze do tego nie doszło, ani w naszym domu, ani w domu żadnego kolegi i koleżanki, niemniej słynący z prawdomówności rodzice zaznaczają przecież istnienie takiej ewentualności…

14 maja 2005 roku kibice Barcelony także zrywali się z łóżek bardzo wcześnie. Wieczorem miały się odbyć dwa najważniejsze mecze 36., trzeciej od końca, kolejki Primera División. Barça cieszyła się sześcioma punktami przewagi nad Realem i lepszym bilansem bezpośrednich z nim spotkań. Wystarczyło, że na boisku Levante, w meczu rozgrywanym już po zakończeniu spotkania Los Blancos z Sevillą na wyjeździe, osiągnie rezultat nie gorszy niż wielki rywal, i tytuł powędruje do Katalonii. Prawdopodobieństwo tego zdarzenia było zatem porównywalne z prawdopodobieństwem przyjścia Mikołaja 24 grudnia. (Oczywiście, należałoby tu raczej – wszak jesteśmy w Hiszpanii – napisać o otrzymaniu prezentu 6 stycznia, w dniu Trzech Króli, bo takie są w tym kraju zwyczaje. Ale ponieważ dorastaliśmy w Polsce, pozostańmy przy Mikołaju).

Posłużyliśmy się tutaj tą nieco banalną analogią z Mikołajem nie z powodu zgodności w rachunkach prawdopodobieństwa. Chodzi o oddanie intensywności oczekiwania wywołanej jego długością. Otóż Barcelona poprzednie trofeum – jakiekolwiek trofeum! – zdobyła przed sześcioma laty. Było to mistrzostwo Hiszpanii sezonu 1998/99.

Mogłoby się wydawać, że to niedużo. Jednak sześciolatka sześciolatce nierówna. Czym innym – zaledwie mrugnięciem oka – jest sześć lat bez sukcesu dla kibica, dajmy na to, Cracovii, a czymś zupełnie odmiennym, zbliżonym do wieczności, dla fana Blaugrany. Jeśli ostatnie trofeum pupile wywalczyli przed sześcioma laty, to w zasadzie zdobyli je w plejstocenie, gdy ziemia po wyginięciu dinozaurów pokryta była lodowcami.

Tak więc 14 maja 2005 roku o 20.00 wszyscy culé w Hiszpanii i w tych krajach, do których transmitowane były jej mecze, zasiedli przed telewizorami, by najpierw zobaczyć, czego dokona Real na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán – czyli jak wysoko zawiesi poprzeczkę drużynie Franka Rijkaarda. Porażka oznaczałaby dla Barcelony mistrzostwo przed wyjściem na Estad Ciutat de València. Zrazu Real przegrywał, po golu swojej przyszłej gwiazdy Sergia Ramosa, potem wyrównał i wyszedł na prowadzenie, by w końcu stracić bramkę na 2:2 w wyniku akcji Júlio Baptisty. Trafienie Brazylijczyka kibice Katalończyków przyjęli jako znak, że dziś ich męczarnie dobiegną końca.

Tak też się stało, choć było nerwowo, bo Levante osiągnęło w 34. minucie przewagę po golu Alberto Rivery. Jednak w 61. wyrównał Samuel Eto’o i w Barcelonie polała się cava. Mecz skończył się tuż przed północą, zaraz po ostatnim gwizdku sędziego tłumy kibiców wylały się na ulice z domów i barów. Radość była opętańcza, autodestrukcyjna – do szpitali w Katalonii dostarczano tej nocy rannych. Główne obchody – z przejazdem piłkarzy przez miasto – miały miejsce następnego dnia, w niedzielę 15 maja.

Z dzisiejszej perspektywy, po owej dekadzie wspaniałych triumfów, może się wydawać niewiarygodne to, co zostanie napisane za chwilę, ale tak właśnie było. Otóż na początku obecnego stulecia Barcelona uchodziła za najbardziej nieudolny klub w Europie. Cieszyła się wątpliwą sławą przedsiębiorstwa, któremu nic się nie udaje, które spotyka klęska za klęską, niezależnie od tego, kto jest jego prezydentem, kogo się zatrudni w charakterze menedżera, jakich piłkarzy się kupi i za ile. Zawsze coś wychodziło nie tak. Przed każdym sezonem rokowania były wspaniałe, a potem okazywało się, że popełniono błędy.

Za pomyłkę przez długi czas należało uważać także zatrudnienie na stanowisku trenera Franka Rijkaarda latem 2003 roku. Jeśli 14 maja 2005 roku był dniem wielkiego triumfu – czy, mówiąc ściślej, powrotu między żywych po pięcioletnim pobycie w grobie – to dna Barcelona sięgnęła niewiele wcześniej, bo 3 stycznia 2004 roku. Wtedy to, w 18. kolejce ligowej, zespół prowadzony przez Holendra, a mający świeżo na koncie porażki 1:5 na wyjeździe z Malagą i 1:2 u siebie z Realem, poległ 0:3 w Santander z Racingiem. W składzie byli Xavi, Iniesta, Ronaldinho, Puyol, Márquez, także Luis Enrique. A gra wyglądała tragicznie. Katalońscy (i nie tylko) dziennikarze dopisywali już ostatnie akapity do tekstów podsumowujących nieudaną kadencję Rijkaarda jako trenera FCB. Komentatorzy, w tym niżej podpisany, który współrelacjonował ów mecz dla stacji Canal+ Sport, wyżywali się na holenderskim nieudaczniku. Joan Laporta spędził kilka bezsennych nocy, zastanawiając się nad wręczeniem mu dymisji. Czemu tego nie zrobił? Czemu dał mu jeszcze jedną szansę? Drużyna, której przeznaczeniem jest wielkość, zajmowała przecież 11. miejsce w tabeli Primera División, mając 18 punktów straty do liderującego Realu, za to tylko siedem przewagi nad strefą spadkową. W oczy fanów Barçy zajrzało widmo iście biblijnej katastrofy.

Kto by się wtedy poważył na wywróżenie jej takiej przyszłości, jaka niebawem nadeszła? A jednak – tego dnia Barça Franka Rijkaarda odbiła się od dna. W następnej kolejce pokonała 3:0 Saragossę i potem poszło już z górki. 15 zwycięstw (w tym słynne 2:1 na Santiago Bernabéu z golem Xaviego w końcówce) przy trzech remisach i dwóch porażkach dały Barcelonie wicemistrzostwo ze stratą zaledwie pięciu oczek do Królewskich. W maju 2004 roku przyszłość Barçy rysowała się już w jasnych barwach.

Nie ma w niniejszym opracowaniu miejsca na szczegółowy opis zmagań rozgrywek 2004/05, których zwieńczeniem był ów ekstatyczny 14 maja. Natomiast warto przytoczyć kilka wypowiedzi z dnia następnego. W proroka zabawił się zwłaszcza Rafael Márquez: „Pierwszy triumf jest zawsze najtrudniejszy. Teraz przed nami pasmo zwycięstw takie, jakie było udziałem Dream Teamu Johanna Cruyffa. Zdobędziemy cztery tytuły mistrzowskie z rzędu i dołożymy zwycięstwo w Lidze Mistrzów”, powiedział. Zapewne dał się ponieść fali euforii, faktem jest jednak, że choć nie wszystko się sprawdziło, to w zasadzie wywróżył dobrze. Frank Rijkaard powiedział zaś tego dnia: „To od piłkarzy zależy, czy przyjdą kolejne triumfy” – i też miał rację, co zostanie tu jeszcze wykazane.

Styl, w jakim grała Barça w drugim sezonie pracy Holendra, zwracał uwagę także za granicą. Hiszpańskie media pisały, że na transfer do Barcelony bardzo napalił się wówczas Thierry Henry, gdyż doszedł do wniosku, że to właśnie tej ekipie pisane są wielkie sukcesy w najbliższych latach.

Przytoczmy jeszcze jeden cytat z dnia, w którym świętowano w Barcelonie pierwszy po tak długiej przerwie tytuł mistrzowski. To wtedy Samuel Eto’o wykrzyczał do mikrofonu słowa, które wywarły wpływ na kształt hiszpańskiego futbolu w następnych latach i które odbijają się czkawką do dziś: „Madrid, cabrón, saluda al campeón!” („Madrycie, rogaczu, pokłoń się mistrzowi!”). Ten obraźliwy okrzyk wznosili – po tylu latach, kiedy na finiszu rozgrywek zawsze zamierał im w gardłach – kibice FCB. Ale wówczas padły z ust piłkarza, w dodatku byłego zawodnika Królewskich. W Hiszpanii określenie kogoś mianem rogacza to wielka obraza. Słowa Kameruńczyka były jak wpuszczona do stawu kropla silnego jadu, która z czasem rozchodzi się po całej jego powierzchni, zatruwając wodę i niszcząc co wrażliwsze formy życia. Trwale odcisnęły się na wielkiej rywalizacji Barcelony z Realem.

Niełatwo było znaleźć dla niniejszej książki optymalny tytuł, będący w zgodzie zarówno z faktami, jak i logiką. Ta druga wyklucza sformułowanie „złota dekada Barçy 2005–2015”, bo dekada nie może liczyć 11 lat. Z drugiej strony owa złota dekada zaczęła się 14 maja 2005 roku właśnie, a skończyła 6 czerwca 2015 roku, w dniu triumfu w finale Ligi Mistrzów w Berlinie nad Juventusem Turyn. Czyli trwała dziesięć lat z malutkim okładem.

Te dwie daty wyznaczają ramy czasowe niniejszej książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: