Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Barwy pożądania - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 marca 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
28,99

Barwy pożądania - ebook

 

…Weźmiesz najpiękniejszy papier i najlepszy atrament.

Opiszesz ze szczegółami swoje najbardziej erotyczne doświadczenie. Może być prawdziwe, może być wymyślone, ale masz je napisać bez błędów, najstaranniejszym charakterem pisma, bez żadnych kleksów ani literówek.

Opis dostarczysz do czwartku.

Pod spodem widniał ten sam numer skrytki pocztowej co poprzednio.

Zamrugałam, czytając list ponownie, i poczułam, że rumieniec wypełza mi na policzki. Trzymałam kartkę ze świadomością, że nie powinnam jej przeczytać, nie była przeznaczona dla mnie. (…)

Starannie złożyłam list, tak delikatnie, jakbym poprawiała kołdrę na kochanku. Pytanie, kto wysyła te listy, przyćmiła bardziej intrygująca zagadka - dlaczego to robi.

Wstałam od stołu, żeby nalać sobie wody z kranu. Choć przełknęłam ją w kilku szybkich łykach, tak jak wytrawni pijacy whisky, nic nie pomogła na gorący rumieniec, który pokrył szyję i policzki. Odwróciłam się tyłem do lady i oparłam się o nią. List wciąż leżał na moim stole.

Nie oskarżał, zapraszał.

Zaczęłam się zastanawiać, które ze swoich licznych doznań seksualnych uważam za najbardziej erotyczne. Na pewno nie pierwszy raz, kiedy…

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9481-0
Rozmiar pliku: 612 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Czasem człowiek ogląda się za siebie.

On wychodził, ja wchodziłam. Minęliśmy się, jak setki ludzi mijają się każdego dnia, i w tej krótkiej chwili zarejestrowałam grzywę ciemnych potarganych włosów oraz błysk ciemnych oczu. Dostrzegłam też bojówki w kolorze khaki i czarny T-shirt z długimi rękawami, a na koniec to, że jest wysoki i ma szerokie barki. Po paru sekundach byłam już świadoma jego istnienia. Okręciłam się na pięcie i odprowadzałam go spojrzeniem, dopóki nie zamknęły się za mną drzwi Nakrapianej Ropuchy.

– Mam poczekać?

– Co takiego? – Spojrzałam na Kirę, która zdążyła już wejść do sklepu. – Na co?

– Aż wrócisz z pogoni za tym facetem, przez którego niemal doznałaś kontuzji szyi. – Rozbawiona machnęła ręką w jego kierunku.

Zniknął już jednak, nie widziałam go nawet przez szybę.

Znałam Kirę od dziesiątej klasy, kiedy to zbliżyłyśmy się do siebie ze względu na uczucie do Todda Browninga, chłopaka ze starszej klasy. Wtedy sporo nas łączyło, między innymi okropne fryzury, beznadziejny gust i skłonność do nadużywania czarnego eyelinera. W szkole byłyśmy przyjaciółkami, teraz jednak nie byłam pewna, czy mogłabym użyć tego słowa.

– Zamknij się. – Ruszyłam w głąb sklepu. – Ledwie go zauważyłam.

– Skoro tak twierdzisz. – Kira zawędrowała do półki z tandetą, której nie wzięłabym za darmo. Uniosła pluszową żabę z sercem w łapach. A na sercu był migotliwy napis MAMA. – Może to?

– Bardzo gustowne, ale nie, dziękuję, i nie każ mi mówić, dlaczego. Chociaż trochę mnie kusi, żeby kupić jej coś w tym rodzaju. – Odwróciłam się do półki z porcelanowymi klaunami.

– Chryste, nie tknęłabym tego nawet kijem. Kup koniecznie. – Kira parsknęła śmiechem.

Mnie też to rozbawiło. Próbowałam znaleźć odpowiedni prezent urodzinowy dla żony ojca. Baba za żadne skarby nie chciała zdradzić swojego wieku i co roku obchodziła dwudzieste dziewiąte urodziny. Mówiła o tym z porozumiewawczym uśmieszkiem, no i, rzecz jasna, absolutnie nie wzbraniała się przed drogimi podarunkami. Niestety jak do tej pory nic, co dostała ode mnie, nie wywarło na niej wrażenia, uparłam się jednak, że wreszcie wręczę jej idealny prezent.

– Gdyby nie były takie drogie, pewnie bym kupiła. Przecież zbiera te różne porcelanowe duperele z Limoges. Francuskie, rozumiesz. Jest więc nadzieja, że spodoba się jej taki klaun. – Dotknęłam parasola balansującej na linie paskudy.

Kira parę razy spotkała Stellę, ale nie przypadły sobie do gustu.

– Jasne – odparła. – Idę przejrzeć czasopisma.

Nie przestając szukać, wymamrotałam coś pod nosem. Miriam Levy, właścicielka Nakrapianej Ropuchy, sprowadzała rozmaite ozdobne przedmioty, ale nie dlatego tu trafiłam. Po prezent dla Stelli mogłam pójść dokądkolwiek. Pewnie zachwyciłby ją bon podarunkowy do Neimana Marcusa, nawet gdyby kręciła nosem na skromną kwotę. Nie przyszłam do sklepu Miriam po porcelanowe klauny ani nawet nie dlatego, że znajdował się nieopodal Riverview Manor, gdzie mieszkałam.

Nie. Przyszłam do sklepu Miriam po papier.

Pergamin, ręcznie wycinane kartki okolicznościowe, zeszyty, notatniki z papieru doskonałej jakości, cienkiego niczym bibułka, papeterie, na których należało pisać wiecznym piórem, i grube solidne kartoniki, które mogły znieść każdą torturę. Papier we wszystkich kolorach i rozmiarach, każdy jedyny w swoim rodzaju, unikatowy, idealny do pisania listów z wyznaniami miłości albo zawiadomieniem o zerwaniu, a także kondolencji i poezji.

I ani jednej ryzy zwykłego białego papieru do drukarki. Miriam nigdy by nie zamówiła czegoś aż tak pospolitego.

Mam lekkiego świra na punkcie artykułów papierniczych. Zbieram papier, pióra, kartoniki. Wpuśćcie mnie do sklepu z artykułami biurowymi, a spędzę tam mnóstwo czasu i wydam więcej niż typowa kobieta na buty. Uwielbiam zapach dobrego atramentu na kosztownym papierze, kocham trzymać w palcach ciężkie czerpane arkusze. Przede wszystkim jednak ubóstwiam białą, pustą kartkę, która dopiero czeka na zapisanie. Zanim stalówka dotknie papieru, wszystko może się zdarzyć.

Najbardziej w Nakrapianej Ropusze podoba mi się to, że Miriam sprzedaje papier na sztuki, opakowania i ryzy. Moja kolekcja składa się między innymi z czerpanego kremowego papieru ze znakami wodnymi, ręcznie wyrabianych arkuszy z miazgi kwiatowej, ozdobnych kartoników z wycinankami. Mam ciężkie i lekkie wieczne pióra w każdym kolorze. Większość z nich była niedroga, ale coś – może kolor atramentu albo oprawki – wywarło na mnie wrażenie. Od lat zbieram papiery i pióra w antykwariatach, na wyprzedażach i sklepach ze starzyzną. Odkrywszy Nakrapianą Ropuchę, poczułam się tak, jakbym odnalazła mój prywatny raj.

To, co kupuję, zawsze zamierzam wykorzystać na coś ważnego, coś wartościowego. Piórem, które idealnie leży w dłoni, chcę pisać listy miłosne, przewiązywać je karmazynową wstążką i pieczętować lakiem. Kupuję i kocham papier, jednak rzadko na nim piszę. Nawet anonimowe listy miłosne wymagają odbiorcy, a ja nie jestem zakochana.

Zresztą kto w dzisiejszych czasach pisze na papierze? Komórki, SMS-y i internet sprawiły, że sztuka epistolograficzna niemal odeszła do lamusa. A jednak to w ręcznie napisanym liście tkwi potężna siła. Taki list to coś osobistego, potencjalnie głębokiego, coś więcej niż nabazgrana w pośpiechu lista zakupów albo parafka na pocztówce z nadrukowanym tekstem. To coś, czego zapewne nigdy nie napiszę, pomyślałam, dotykając jedwabistej krawędzi wytłaczanej papeterii w stylu epoki wiktoriańskiej.

– Cześć, Paige, co słychać?

Ari, wnuk Miriam, przełożył paczki na podłogę, na moment zniknął z pola widzenia i znowu się objawił, wyskakując zza lady niczym klaun z pudełka.

– Skarbie, następna partia dla ciebie. – Miriam wyłoniła się zza oddzielającej zaplecze kotary i zerknęła na wnuka. – Zajmij się tym od razu, a nie po dwóch godzinach, jak ostatnio.

Ari przewrócił oczami, ale wziął od niej kopertę i ucałował babcię w policzek.

– Dobrze, bunia.

– Grzeczny chłopiec. – Miriam oderwała od wnuka czułe spojrzenie i popatrzyła na mnie. – Paige, czym mogę ci służyć?

Jak zawsze była nienagannie umalowana i uczesana. Innymi słowy, stuprocentowa dama. Ma co najmniej siedemdziesiąt lat i klasę, której tak bardzo brakuje wielu kobietom, niezależnie od wieku.

– Szukam prezentu dla żony ojca.

– Hm... – Lekko przechyliła głowę. – Na pewno znajdziesz coś idealnego, ale jeśli potrzebujesz pomocy, daj znać.

– Dziękuję. – Wpadałam tu często, więc dobrze wiedziała, jak bardzo lubię myszkować po sklepie.

Po dwudziestu minutach, które spędziłam na oglądaniu i głaskaniu nowej dostawy papieru oraz kosztownych piór – niestety, nie na moją kieszeń – Kira znalazła mnie na tyłach sklepu.

– No dobra, Indiana Jones, czego szukasz? Zaginionej arki? – burknęła.

– Będę wiedziała, kiedy to zobaczę.

Gdy spiorunowałam ją wzrokiem, przewróciła oczami, po czym zaproponowała:

– Chodźmy do centrum handlowego. Wiesz, że Stella ma w nosie twój prezent.

– Ale ja nie mam go w nosie. – Nie potrafiłam wyjaśnić, jakie to dla mnie ważne. Wcale nie chciałam zaimponować Stelli, przecież wiedziałam, że nigdy mi się to nie uda, zależało mi jednak na tym, by jej nie rozczarować. Nie chciałam, by zyskała dowody, że nie myliła się co do mnie. Tylko tego pragnęłam – żeby nie miała racji.

– Wiesz, że czasem jesteś koszmarnie uparta?

– To się nazywa determinacja – mruknęłam, po raz ostatni spoglądając na półkę przed sobą.

– Nieprawda. To się nazywa ośli upór, choć tak bardzo próbujesz temu zaprzeczyć. Poczekam na zewnątrz.

Nawet nie podniosłam wzroku. Kira z natury była niecierpliwa, dlatego nieraz trudno było wytrzymać z nią w sklepie, ale za długo odkładałam kupno prezentu dla Stelli. Od przeprowadzki z rodzinnego Lebanon do Harrisburga rzadko widywałam Kirę. Szczerze mówiąc, przedtem też rzadko się widywałyśmy. Kiedy zadzwoniła, żeby spytać, czy chcę się spotkać, nie byłam w stanie wymyślić żadnej przekonującej wymówki.

Uznałam, że z przyjemnością wypali papierosa albo nawet dwa, czekając na mnie, więc ponownie skupiłam się na poszukiwaniach. Musiałam znaleźć odpowiedni prezent.

Po latach odkryłam, że sam prezent niekoniecznie musiał wzbudzić aprobatę Stelli. Chodziło o coś mniej konkretnego niż cena. Ojciec dawał jej wszystko, czego sobie zażyczyła, a jeśli nie dostała czegoś od niego, kupowała to sobie sama. Innymi słowy, nie sposób było podarować jej coś, co mogłoby się jej przydać. Gretchen i Steve, dzieci ojca z pierwszego małżeństwa, szły na łatwiznę i wykorzystywały własne dzieci do tworzenia prezentów w rodzaju namalowanej urodzinowej kartki. Dwaj synowie Stelli wciąż byli zbyt mali, żeby się przejmować urodzinami matki. Mojemu przyrodniemu rodzeństwu uchodziło płazem chodzenie na skróty, ode mnie jednak oczekiwano więcej.

Z drugiej strony, gdy stawia się nam wysokie wymagania, to wcale nie jest to pozbawione pewnych korzyści.

Rozglądałam się uważnie, zastanawiając się, co idealnie pasowałoby do Stelli. Wcale nie twierdzę, że żona ojca jest złym człowiekiem. Co prawda nigdy nie dokładała starań, abym poczuła się przynależna do rodziny, jak Gretchen i Steven, i na pewno nie byłam dla niej równie ważna jak jej synowie Jeremy i Tyler, jednak w przeciwieństwie do mnie moje przyrodnie rodzeństwo albo mieszkało, albo nadal mieszka z naszym ojcem.

Nagle zobaczyłam idealny prezent. Zdjęłam pudełko z półki i je otworzyłam. W środku były błękitne kartoniki zawinięte w ciemnoniebieską bibułkę. W prawym dolnym rogu każdego kartonika lśniło stylizowane S otoczone wianuszkiem subtelnie połyskujących gwiazdek. Na kopertach widniał identyczny gwiaździsty motyw, a papier przetykany był srebrnymi nitkami, które błyszczały w świetle. W komplecie znajdowało się również wieczne pióro. Wyjęłam je. Było bardzo lekkie, a przez maleńki frędzelek na końcu wyglądało banalnie, by nie powiedzieć, że tandetnie, ale przecież nie kupowałam go dla siebie. Doszłam do wniosku, że idealnie nadaje się do wymanikiurowanych palców, które będą wypisywały bileciki z podziękowaniami, a zamiast kropek nad literką „i” rysowały serduszka.

Miałam idealny prezent dla Stelli.

– A więc coś znalazłaś. – Miriam wyjęła pudełko z moich rąk i ostrożnie odlepiła cenę. – Doskonały wybór. Na pewno jej się spodoba.

– Mam nadzieję. – Naprawdę tak sądziłam, ale nie chciałam zapeszyć.

– Zawsze wiesz, czego potrzeba innym, prawda? – Uśmiechając się przyjaźnie, wsunęła pudełeczko do ładnej torebki. Dodała też ozdobną kokardę.

– No, nie jestem pewna. – Też się uśmiechnęłam, ale był to nikły uśmiech.

– Owszem – oznajmiła stanowczo. – Dobrze pamiętam klientów, zwracam na nich uwagę. Wielu przychodzi tutaj po coś, czego nie znajduje. Ty zawsze znajdujesz.

– Co jeszcze nie znaczy, że znajduję to, co trzeba – oświadczyłam, płacąc nowiutkimi banknotami, prosto z bankomatu.

– Czyżby? – Miriam popatrzyła na mnie wymownie.

Nie odpowiedziałam. Skąd ludzie mają wiedzieć, czy robią to, co należy? Prawda wychodzi na jaw dopiero wtedy, gdy jest już za późno na jakiekolwiek zmiany.

Miriam mówiła zaś dalej:

– Wiesz, Paige, czasem wydaje się nam, że dobrze wiemy, czego chcą albo czego potrzebują inni. Tyle, że potem... – westchnęła, wyciągając spod lady ładną papeterię z wieczkiem z przezroczystego plastiku – ...odkrywamy, że się myliliśmy. Odłożyłam to dla jednego ze stałych klientów, byłam pewna, że znam jego oczekiwania, a jednak wcale nie przypadło mu do gustu.

– Szkoda. Ale jestem pewna, że komuś się spodoba.

Wcale się nie dziwiłam, że facet nie chciał tej papeterii. Była za bardzo kobieca, bo na papierze wytłoczono kwiatki o złotych konturach.

– Może tobie? – Miriam spojrzała na mnie uważnie.

Odłożyłam kwiecisty papier i wepchnęłam dłonie w tylne kieszenie, rozglądając się przy tym po sklepie, a na koniec odparłam:

– To nie w moim stylu.

Miriam zaśmiała się i schowała pudełko. Pomalowała paznokcie na szkarłatny kolor, w tym samym odcieniu co szminka. Nosiłam w sobie cichą, za to gorącą nadzieję na to, że w wieku Miriam będę miała przynajmniej połowę jej klasy. Cholera, już teraz chciałam być w pięćdziesięciu procentach tak stylowa jak ona.

– Może więc znajdziesz coś dla siebie? Mam kilka nowych notatników oprawionych w zamsz, z kartkami o złoconych brzegach, przewiązanych wstążką. – Kusicielka Miriam wskazała witrynę. – Chodź, zobaczysz.

– Boże, w ogóle nie masz serca – marudziłam żartobliwie. – Przecież wiesz, że wystarczy mi tylko pokazać... Och. Och...

– Ładne, prawda?

– Tak. – Tyle że nie patrzyłam na notatniki, ale na czerwone lakierowane pudełko z pokrywką, w której wstążki zastąpiły haczyki. Polerowane drewno zdobiła fioletowo-niebieska ważka. – Co to? – Pogłaskałam gładkie wieczko i otworzyłam pudełko. W środku, na czarnym atłasie, spoczywało niewielkie gliniane naczynie, a obok pojemniczek z czerwonym atramentem i komplet pędzelków o drewnianych uchwytach.

– Chiński zestaw do kaligrafii. – Miriam obeszła ladę, żeby popatrzeć razem ze mną. – Ten jest wyjątkowy, zawiera nie tylko pędzelki i atrament, ale również papier i zestaw wiecznych piór.

Gdy uniosła dół pudełka, zobaczyłam stosik przewiązanego karmazynową wstążką papieru i komplet piór o mosiężnych stalówkach w woreczku z czerwonego atłasu.

– Wspaniały. – Schowałam za siebie ręce, chociaż marzyłam o tym, żeby dotknąć tych piór, atramentu i papieru.

– Właśnie tego potrzebujesz, prawda? – Miriam wróciła za ladę i przysiadła na taborecie. – Wprost idealne dla ciebie.

– Tak... – Sprawdziłam cenę i stanowczym ruchem zamknęłam wieczko. – Ale nie dzisiaj.

– Nie? Dlaczego dobrze wiesz, czego potrzebują inni, ale nie ty sama? Straszna szkoda, Paige. Powinnaś je kupić.

Cudowny komplet wart był tyle, ile wynosił mój comiesięczny rachunek za telefon. Pokręciłam głową, po czym spojrzałam na Miriam i spytałam:

– Dlaczego jesteś przekonana, że wiem, czego potrzeba innym? To dosyć śmiały wniosek.

Rozerwała torebeczkę miętówek i włożyła jedną do ust. Ssała ją chwilę, a następnie odparła:

– Jesteś dobrą klientką. Widziałam wiele razy, jak kupujesz prezenty, także jakieś drobiazgi dla siebie. Pochlebiam sobie, że znam się na ludziach i wiem, czego potrzebują. Niby dlaczego trzymam takie paskudztwa na półkach? Bo ludzie chcą je kupować.

Powiodłam wzrokiem za jej spojrzeniem i ujrzałam jeszcze więcej półek z porcelanowymi klaunami.

– To, że czegoś chcesz, wcale jeszcze nie znaczy, że powinnaś to mieć – oznajmiłam.

– Ujęłabym to inaczej, Paige. To, że czegoś chcesz, wcale jeszcze nie znaczy, że powinnaś sobie tego odmawiać – pogodnie skontrowała Miriam. – Kup to pudełko. Zasłużyłaś na nie.

– Ale nie wiem, co pisać na tej papeterii!

– Listy do ukochanego.

– Nie mam ukochanego. – Znów pokręciłam głową. – Wybacz, Miriam, nic z tego. Może kiedy indziej.

– Dobrze, dobrze. – Westchnęła ciężko, patrząc na mnie wymownie. – Odmów sobie przyjemności, odmów sobie czegoś ładnego. Myślisz, że właśnie tego ci trzeba?

– Myślę, że muszę zapłacić rachunki, zanim będzie mnie stać na luksusy – odpowiedziałam przytomnie. – Tak właśnie myślę.

– No tak... Jesteś rozważna, praktyczna, niezbyt romantyczna. Cała ty.

– I wszystko to wywnioskowałaś z papeterii, którą tu kupiłam? – Oparłam ręce na biodrach. – Daj spokój.

Miriam wzruszyła ramionami. Bez trudu mogłam sobie wyobrazić, jaka była w młodości. Uparta, pełna gracji, piękna...

– Wywnioskowałam to z papeterii, której tu nie kupiłaś. – Znów popatrzyła na mnie znacząco. – Kiedy będziesz staruszką, staniesz się równie mądra jak ja.

– Mam nadzieję. – No cóż, rozbawiła mnie.

– A ja mam nadzieję, że wrócisz i kupisz ten zestaw. Jest ci pisany, Paige.

– Na pewno o tym pomyślę. Dobrze? Umowa stoi?

– Jeśli kupisz ten zestaw, gwarantuję ci, że znajdziesz kogoś, do kogo warto będzie coś na nim napisać – oświadczyła Miriam.Rozdział drugi

Zaczniemy?

Oto Twoja pierwsza lista.

Jak najdokładniej wypełnij każde polecenie. Tu nie ma miejsca na błędy. Porażka oznacza, że cię odprawię.

Nagrodą będzie moja uwaga i przewodnictwo.

Stworzysz listę złożoną z dziesięciu punktów – pięciu Twoich wad, pięciu mocnych stron.

Dostarcz ją jak najszybciej na podany niżej adres.

Kwadratową kopertę zrobiono z bardzo drogiego papieru. Nie była zaklejona, podobnie jak koperty z zaproszeniami. Wyjęłam ze środka ciężką kartkę w kolorze écru i obracałam w palcach. Na moje wyczucie był to papier z włókien lnianych, też bardzo kosztowny. Szorstkawy brzeg świadczył o tym, że papier wycięto ręcznie z większego arkusza. Był zbyt lekki jak na karton, ale zbyt gruby, żeby zmieścić się do drukarki komputerowej.

Powąchałam kopertę. W gładkim, a zarazem trochę porowatym papierze zachował się ledwie wyczuwalny, jakby podchodzący piżmem zapach. Nie rozpoznałam go, ale zmieszany z wonią kosztownego atramentu i papieru sprawił, że zakręciło mi się w głowie.

Dotknęłam czarnych, okrągłych liter. Charakter pisma nic mi nie mówił, a pod listem brakowało podpisu. Każde słowo i litera zostały nakreślone z wielką precyzją, bez niedbałych pętelek, ptaszków czy zawijasów, tak typowych dla pisma większości ludzi. Te wydawały się wyćwiczone i konkretne, a także całkowicie anonimowe.

Jako adres zwrotny podano skrytkę pocztową w jednym z miejscowych urzędów pocztowych, nic więcej, tylko tyle. Odkąd pięć miesięcy temu przeprowadziłam się do Riverview Manor, otrzymałam kilka ulotek reklamowych, prośby o datki zaadresowane do dwóch poprzednich lokatorek oraz całe mnóstwo rachunków, za to żadnej osobistej korespondencji. Znowu zaczęłam obracać w palcach kartkę, przysłuchując się delikatnemu szelestowi papieru. Na kopercie nie widniało żadne nazwisko ani adres, tylko numer napisany tą samą ręką co list. Spojrzałam uważniej i dostrzegłam to, czego wcześniej w pośpiechu nie zauważyłam.

Dostrzegłam trzy cyfry składające się na liczbę sto czternaście.

No i wszystko się wyjaśniło. Ten list nie był przeznaczony dla mnie. Atrament trochę się rozmazał i pierwsza jedynka trochę się upodobniła do czwórki. Dlatego ktoś omyłkowo wsunął list do skrzynki numer czterysta czternaście, mojej skrzynki.

Przynajmniej nie było to kolejne zaproszenie na ślub albo na wieczór panieński od „przyjaciółek”, których nie widziałam od lat. Nie uśmiechało mi się kupowanie komuś drogich prezentów tylko dlatego, że w zamierzchłych czasach chodziłyśmy razem na matematykę.

– Co to? – Kira stanęła za mną w oparach papierosowego dymu i oparła brodę na moim ramieniu.

Nie wiem, dlaczego nie chciałam jej pokazać listu, ale złożyłam kartkę i wsunęłam do koperty. Szybko odnalazłam skrzynkę numer sto czternaście i wepchnęłam list przez otwór. Potem zajrzałam do środka przez szklaną szybkę i zobaczyłam, że smutna i samotna koperta leży w metalowej kasetce.

– Nic – odparłam. – To nie do mnie.

– Ruszaj się, małpo, idziemy na górę. Zorganizujemy trójkącik z Josem, Jackiem i Jimem. – Uniosła torbę z pobrzękującymi butelkami.

Każda kobieta powinna mieć zdzirowatą przyjaciółkę, dzięki której ma o sobie lepsze zdanie. Nieważne, ile wypijesz na przyjęciu, z iloma facetami zaczniesz się obściskiwać ani w jak krótkiej spódnicy paradujesz, zdzirowata przyjaciółka zawsze będzie bardziej zdzirowata od ciebie.

Kira i ja latami na przemian odgrywałyśmy tę rolę. Nie jestem z tego dumna, ale nie zamierzam się wypierać.

– Jeszcze nawet nie ma ósmej – zauważyłam. – Wieczór w klubie zaczyna się rozkręcać koło jedenastej.

– Właśnie dlatego wpadłam do monopolowego. – Rozejrzała się po holu i uniosła brwi. – No, no. Nieźle.

Też się rozejrzałam, zresztą jak zawsze, chociaż byłam w stanie odtworzyć z pamięci niemal każdą płytkę na podłodze.

– Dzięki – powiedziałam. – Chodź, złapiemy windę.

Moje mieszkanie musiało na niej wywrzeć podobne wrażenie, ale nic nie powiedziała, tylko natychmiast zaczęła po nim krążyć. Wysuwała szuflady, przetrząsnęła apteczkę, a kiedy nadeszła pora na kanapki, które kupiłyśmy na kolację, urządziła show, zastawiając mój zniszczony kuchenny stół normalnymi talerzami, a nie takimi z papieru. Mimo to ani słowem się nie zająknęła, że mieszkanie jej się podoba.

Było niemal tak jak dawniej. Chichotałyśmy nad kanapkami, jednocześnie oglądając reality show w telewizji. Nie zapomniałam, jak dziwaczne poczucie humoru ma Kira, jednak od dawna nie zdarzyło mi się ryczeć ze śmiechu tak, że bolał mnie brzuch. Nagle zaczęłam się cieszyć, że ją zaprosiłam. Miło przebywać z kimś, kto zna wszystkie twoje wady, ale i tak cię lubi, a przynajmniej nie czuje do ciebie niechęci z ich powodu.

Kira wspomniała o nowym chłopaku, Tonym Jakmutam, nazwisko nic mi nie mówiło. Nie raczyła o nim napisać w SMS-ach i okazjonalnych mejlach, teraz jednak wyraźnie zależało jej, żebym o niego spytała.

– Długo ze sobą chodzicie?

Dolałam sobie cuervo i spojrzałam na kieliszek, zastanawiając się, czy na pewno chcę to pić. Kiedyś wlewałam w siebie alkohol bez strachu przed konsekwencjami, ale ostatnio niewiele piłam. Popchnęłam ku niej kieliszek, a Kira uporała się z tequilą jednym haustem.

– Odkąd się wyniosłaś z miasta – odparła. – Dość długo.

Moim zdaniem to nie jakiś tam szmat czasu, ale dla Kiry wszystko powyżej trzech miesięcy stanowiło rekord.

– No to bardzo fajnie.

– Może być. – Zmarszczyła nos. – Jest niezły w łóżku, no i kupuje mi rozmaite pierdoły. Ma pracę i odjazdowy wóz. To nie byle frajer.

– Same zalety. – Moje oczekiwania były nieco wyższe, przynajmniej od niedawna, ale uśmiechnęłam się do Kiry i zabrałam się do sprzątania po kolacji.

– Na to wygląda. – Wstała, żeby mi pomóc. – To porządny facet.

Co oznaczało, że naprawdę jej na nim zależy. Popatrzyłam na nią uważnie, myśląc o tym, że czasy się zmieniają, podobnie jak ludzie.

Kiedy nadeszła pora, żeby się zbierać, Kira udała, że zaraz puści pawia, jęcząc przy tym:

– Jezu, nie wkładaj tego... błe.

Spojrzałam na swoje dżinsy biodrówki z lekko rozszerzanymi nogawkami. Do kompletu miałam na sobie wysokie buty i podkoszulek, żeby pokazać ramiona. Godziny męczarni na siłowni nareszcie zaczęły przynosić rezultaty.

– Co jest nie tak z moim strojem? – spytałam.

Kira otworzyła na oścież drzwi garderoby, weszła do środka i zaczęła szperać.

– Nie masz nic... lepszego?

Chciałam ją poinformować, że liceum skończyło się już dawno temu, ale patrząc na jej krótką dżinsową spódniczkę i obcisłą, odsłaniającą brzuch bluzkę, uznałam, że aluzja i tak do niej nie dotrze, więc tylko wzruszyłam ramionami.

– Wiedziałam, że masz bardziej seksowne ciuchy! – Wyłoniła się z garderoby z naręczem koszul i spódniczek, które kiedyś faktycznie kupiłam, ale nie wkładałam od niepamiętnych czasów. To, co rzuciła na łóżko, stanowiło równowartość moich miesięcznych zarobków.

Wzięłam do ręki jedwabistą bluzkę bez rękawów w odcieniu lawendy i czarną elastyczną spódnicę. Przyłożyłam je do siebie, jednocześnie przeglądając się w lustrze. Potem cisnęłam jedno i drugie z powrotem na łóżko.

– Nie, dzięki – powiedziałam. – Pójdę w tym, co mam na sobie. Jest mi wygodnie.

– Daj spokój, Paige. – Kira z dezaprobatą pokręciła głową.

– Mam dać spokój? – Znowu na siebie spojrzałam. Dżinsy ładnie opinały mi biodra i pupę, a T-shirt podkreślał płaski brzuch. Wydawało mi się, że naprawdę nieźle wyglądam. – Z czym?

– No wiesz. – Stanęła obok mnie. – Musisz pokazać trochę ciała.

Popatrzyłam na nią. Nawet w butach na obcasie byłam o dobrych dziesięć centymetrów niższa. Kira miała rude gęste włosy, które opadały na plecy. Żadna tam farbowana lisica, ten rudy kolor był naturalny. Nigdy się nie opalała, więc ciemny eyeliner wokół oczu wydawał się smolistoczarny, a szminka wręcz obscenicznie czerwona. Potem znów spojrzałam na swoje odbicie, najpierw na prawy profil, potem na lewy. Mam naturalne jasne włosy i niebieskie, niemal granatowe oczy. Jestem bardzo podobna do ojca i pewnie tylko dlatego nigdy się mnie nie wypierał.

– Chyba dobrze wyglądam – oświadczyłam, ale w moim głosie pobrzmiewała lekka zawiść.

Pieniądze wydawałam na klasyczne skromne stroje znanych marek, kupowane po sezonie albo na wyprzedażach. Przez kilka ostatnich lat kompletowałam obecną garderobę. Ubrania do pracy, a także na imprezy, wyglądały na drogie i spokojnie mogły uchodzić za stroje z klasą. Do nich dopasowywałam buty, nawet takie, na jakie nie zawsze było mnie stać. Nie zamierzałam iść w ślady Clarice Starling i mimo dobrej torebki zdradzić swoje pochodzenie tandetnym obuwiem.

Jeszcze raz popatrzyłam na mój lustrzany wizerunek, myśląc jednocześnie o szeleście atłasu na skórze. Gdybym poszła bez stanika, rozpychające się pod tkaniną piersi przyciągałyby męski wzrok.

Znowu podniosłam bluzkę bez rękawów i przyłożyłam ją do siebie, wygładzając materiał na brzuchu. Kira objęła mnie, obrzucając pełnym aprobaty spojrzeniem.

– No dawaj. – Trąciła mnie biodrem. – Przecież chcesz.

Naprawdę chciałam. Chciałam wyjść i nawalić się jak stodoła, tańczyć, palić papierosy i ocierać się o co najmniej kilku facetów. Chciałam czuć gorące męskie ciało przy swoim i widzieć pożądanie w oczach nieznajomego. Przede wszystkim jednak nie chciałam myśleć o tym, że muszę wszystkim dowieść, jak bardzo się co do mnie mylili.

Włożyłam bluzkę przez głowę i po chwili wahania rozpięłam stanik. Atłasowy top opadł do bioder, a piersi zakołysały się pod tkaniną. Sutki natychmiast stwardniały, a ja mimowolnie zadrżałam.

– A teraz cię umaluję – oznajmiła Kira.

Przyniosła ogromną torbę i zaczęła wyciągać słoiczki, tubki, pędzelki oraz brokat. Uwielbiam brokat, ale nie używałam go od wielu lat. W moim nowym życiu nie było dla niego miejsca.

– Sama się tym zajmę – powiedziałam. Oczywiście przemilczałam powód. W życiu bym nie tknęła kosmetyków, których używała Kira. Cholera wie, jakie zarazki mogłyby na mnie przeskoczyć.

Odegnałam ją gestem, poszłam do łazienki i wyciągnęłam spod umywalki pudło z kosmetykami. Patrzyłam na szminki w jagodowych kolorach i cienie do powiek w barwach tęczy, na mnóstwo zużytych do połowy czarnych ołówków i kilka butelek płynnych eyelinerów. Potrząsnęłam jednym, przekonana, że po takim czasie na pewno wysechł, ale okazało się, że rozprowadza się bez problemu.

Namalowałam sobie na twarzy maskę. Wyglądała zupełnie jak ja, tylko bardziej kolorowo, śmielej, odważniej. Kiedyś chodziłam z taką twarzą na co dzień, nie miałam innej.

Potem wcisnęłam się w obcisłą czarną spódnicę. Nie włożyłam rajstop, choć byłam świadoma, że trochę zmarznę w drodze z parkingu do klubu. Wiedziałam jednak, że rozgrzeję się na parkiecie. Po chwili wyciągnęłam z garderoby niesamowite buty.

Kira właśnie wystukiwała SMS-a, jednak na widok moich butów szeroko otworzyła oczy i wykrzyknęła:

– O rany, Steve Madden!

– Pierwsza para, którą sobie kupiłam.

Pogłaskałam lakierowaną czarną skórę i dziesięciocentymetrowe obcasy. Większość mężczyzn nie widziała różnicy między butami z dyskontu a tymi od Steve’a Maddena, za to kiedy już miałam je na nogach, oglądali się za mną czasami nawet więcej niż raz.

Wsunęłam stopy w buty i wstałam, balansując, żeby znaleźć środek ciężkości. Mama nauczyła mnie sztuki paradowania na tak wysokich obcasach. Jako dziecko lubiłam grzebać w jej garderobie i chodzić po domu w wyszperanych butach.

Wygładziłam jedwabisty materiał na brzuchu i na biodrach, po czym po raz ostatni zerknęłam w lustro i spytałam dziarsko:

– Gotowa?

– Tak – odparła nadąsana Kira. – Tyle że teraz ty wyglądasz genialnie, a ja do dupy.

– Wyglądasz supersexy – zapewniłam, bo w końcu od czego są przyjaciółki.

Wydawała się przekonana, jak sądzę głównie zresztą dlatego, że bardzo chciała w to wierzyć.

– Jazda, idziemy się schlać! – zakomenderowała.

Znów go ujrzałam, tamtego bruneta. Tym razem to on wchodził, a ja wychodziłam. Ponownie minęliśmy się jak dwa statki, z których jeden majestatycznie pruł przed siebie, a drugi wpadł na górę lodową. Nie mogłam się obrazić, że jego spojrzenie prześliznęło się po mnie bez najmniejszego zainteresowania, gdy pochylając głowę, z ożywieniem rozmawiał przez komórkę. Wyraźnie był czymś zaabsorbowany. Tak usilnie udawałam brak zainteresowania jego osobą, że wpadłam na futrynę i nabiłam sobie siniaka.

– Brawo. – Kira uśmiechnęła się szyderczo. Nawet się nie zorientowała, że to ten facet. – Dobrze wiedzieć, że masz mocną głowę.

W milczeniu roztarłam obolały bark. Gdy się mijaliśmy, rękaw jego koszuli musnął moje nagie ramię i w tej krótkiej chwili włosy na karku stanęły mi dęba, zaś w brzuchu poczułam niepokojący ucisk.

Mieszkał w tym samym budynku co ja.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: