Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bestseller - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
15 czerwca 2016
Ebook
24,99 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Bestseller - ebook

Poznaj ciemną stronę sukcesu.

Emilia Sienkiewicz, 35-letnia niepozorna księgowa, wygrywa telewizyjny literacki talent show. Z dnia na dzień zyskuje ogromną sławę i popularność.

Kilkanaście dni przed premierą swojej książki zostaje odnaleziona martwa we własnym mieszkaniu.

Podczas śledztwa, które ma ustalić przyczynę śmierci pisarki, policyjny duet – Burzyński i Majewski – zagląda za kulisy telewizyjnego talent show i odkrywa pełen cynizmu, intryg i nieczystych gier świat popkultury.

Tymczasem tajemnicza kobieta, która wie zbyt dużo, zaczyna bać się o swoje życie. Pracę policjantom utrudniają zainteresowanie opinii publicznej oraz obecność drobiazgowej antropolog sądowej Anity Broll.

Joanna Opiat-Bojarska – kobieta, która rozumie świat mężczyzn. Z wykształcenia ekonomistka, od kilku lat uzależniona od pisania autorka poczytnych kryminałów. Historie, które opisuje mogły wydarzyć się naprawdę. Ich siłę stanowią niespodziewane zwroty akcji, wysoki ładunek emocjonalny oraz trzymanie się realiów. Bestseller jest jej dziewiątą powieścią.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-236-6
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ DRUGA

– Szefie!

Jerzy Lipiński sunął korytarzem w stronę drzwi oznaczonych tabliczką z trójkątem. Spotkanie, które przed chwilą zakończył, trwało zbyt długo, a pęcherz moczowy domagał się opróżnienia. Początkowo wysyłał mu dyskretne sygnały, potem zaserwował nieustający ból, aż w końcu wytoczył najcięższą broń – groźbę. Tego dyrektor nie mógł zlekceważyć. Parcie było tak silne, że mocz w każdej chwili mógł się wydostać na zewnątrz. Lipiński zakończył rozmowę biznesową. Pożegnał gości zdawkowym: „Pomyślę i dam znać, panowie wybaczą, jestem już spóźniony” i nie czekając na ich reakcję, opuścił swój gabinet.

– Nie teraz, Mirek – rzucił w stronę pracownika, nie zmieniając obranego wcześniej kierunku.

– Proszę!

– Mam wolną chwilę o trzynastej, wpadnij do mnie.

– Ale ja muszę teraz…

– Ja też muszę!

Lipiński naciskał już klamkę do drzwi toalety. Chciał zatrzasnąć je przed nosem Wilczyńskiego i wreszcie opróżnić pęcherz. Jednak Mirek spoglądał na niego tak, że nie można go było zlekceważyć. Dyrektor widział desperację w jego oczach.

– Dobra, nawijaj. – Lipiński wszedł do środka i poczuł ogromną ulgę, gdy strumień moczu popłynął do pisuaru.

– Szefie, chciałem prosić o urlop.

– Znowu? Przecież dopiero co miałeś jeden dzień.

– Potrzebuję…

Jerzy Lipiński miał pięćdziesiąt cztery lata. Dziesięć lat wcześniej pochował żonę, która umarła na raka. Pamiętał dobrze pierwsze tygodnie po jej śmierci, gdy próbował utopić żałobę w wódce. Sam by się utopił, gdyby nie praca.

Zapiął rozporek i uważnie przyjrzał się Wilczyńskiemu. Chłopak był jeszcze młody. Stracił piękną i mądrą narzeczoną. Miał prawo się zalewać. Nie tylko łzami. Jednak on jako szef nie mógł dopuścić, by Mirek stracił kontakt z rzeczywistością.

– Oczywiście. Rozumiem cię – powiedział. Wypatrywał u Mirka śladów długotrwałego stosowania alkoholu, trzęsących się rąk, dziwnych reakcji, przekrwionych oczu i charakterystycznego zapachu potu, ale nic takiego nie zauważył. – Po raz kolejny przyjmij ode mnie wyrazy współczucia. Wiem, że nie przynoszą one ukojenia, ale pamiętaj, nie jesteś sam. Możesz na nas liczyć.

– Dzięki, szefie. Potrzebuję urlopu. Dzień, dwa, najlepiej pięć.

– Mirek! Praca poczeka, ale czy ty dasz radę bez pracy?

– Tak. Muszę ogarnąć temat pogrzebu. Wszystko jest na mojej głowie.

– Dobra, niech będzie moja strata. Za trzy dni masz wrócić, świeży, nieskacowany! Gotowy do pracy, rozumiemy się?

Wilczyński doskonale rozumiał się z szefem. Nie żeby się przyjaźnili. Po prostu traktowali się nawzajem z szacunkiem. Każdy z nich dysponował czymś, czego nie miał drugi. Jerzy Lipiński miał pieniądze, kontakty i świetny pomysł na biznes. Nosił drogie garnitury, jeździł dobrymi samochodami, a do knajp przychodził w towarzystwie niezłych lasek. Mirosław Wilczyński jak nikt inny potrafił lawirować między przepisami i dyrektywami, a poza tym kochał liczby. Dzięki temu nie tylko wiedział, jak zdobyć środki pomocowe z Unii Europejskiej, ale fizycznie je zdobywał i miał doświadczenie w zarządzaniu projektami, które otrzymały takie wsparcie.

Jeszcze jedna rzecz łączyła pracownika i szefa: utrata kobiety. Wilczyński wiedział, że Lipiński jest wdowcem. Wiedział o tym i wykorzystując tę wiedzę, załatwił sobie właśnie kilka dni relaksu. Uszczęśliwiony wszedł do sklepu monopolowego. Pooglądał szklane flaszki i wybrał taką, na jaką zawsze miał ochotę. W końcu miał co świętować.

* * *

– Kuźwa, ale to trzeba mieć tupet, nie? – Młody próbował wciągnąć Przemka w rozmowę, ale bezskutecznie.

Burza nie był tym zainteresowany. Od kilku dni widocznie się alienował. Odzywał się właściwie tylko wtedy, kiedy musiał. Nie reagował na zaczepki, żarty, uśmiechy.

– „Fiiiidel, Fideeeel”. Nie wkurza cię to?

– Co?

– No ta baba! Biega pod komendą i drze ryja. No kuźwa, dzień w dzień! Ale ma tupet.

– Pies czy baba?

– Psu się nie dziwię, że spierdala takiej babie. Babie się dziwię. Wrzeszczy pod oknami. Nie boi się, że zaraz wyskoczą mundurowi i ją zgarną? Za zakłócanie porządku, utrudnianie pracy, za nieobyczajne zachowanie…

Majewski miał ochotę na codzienną wymianę złośliwości, na stymulację umysłu i śmiech w dobrym towarzystwie. Prowokował Burzę, ale ten był myślami zupełnie gdzie indziej. Kobieta wołająca psa mogłaby stać obok jego biurka i wołać: „Fidel!”, a on nawet by tego nie zauważył.

– Burza, co się dzieje? – Pytanie zawisło w powietrzu.

– Co?

– Pytam, co się z tobą dzieje?! – Michał ograniczył się do krótkiego pytania, choć chciał wyrzucić z siebie o wiele więcej.

Najpierw chciał powiedzieć, że rozumie rezerwę partnera. Sytuacja, w której twój kumpel spotyka się z twoją byłą żoną, nie jest łatwa. Potem chciał się wytłumaczyć. Przecież kiedy poznał Anitę Broll, nie zdawał sobie sprawy, że pani antropolog jest byłą żoną Przemysława. Wreszcie chciał złożyć deklarację przyjaźni. Znajomość z Burzą była dla Młodego czymś cennym, o wiele ważniejszym niż zwyczajna zawodowa relacja. Na końcu dodałby nieśmiałe wyznanie. Nigdy wcześniej nie spotkał kobiety takiej jak Anita. Nie chciałby zranić Przemka i gdyby chodziło o jakąś tam pannę, zwyczajnie odpuściłby taką znajomość. Sytuacja była jednak bardziej złożona. Anita była wolna i samotna. Burzyński miał żonę, a Młody czuł, że wypływa na dotąd nieznane mu wody. Chciał poprosić partnera o rozgrzeszenie i akceptację albo przynajmniej milczącą zgodę.

– Nic się nie dzieje, skup się na pracy.

– Jak chcesz. À propos pracy, jakie mamy dziś plany?

– Najpierw pojedziesz zweryfikować alibi partnera denatki z Rataj, a potem zaliczysz sekcję zwłok.

– Sam mam jechać? – W sumie Młody nie miał nic przeciwko samotnej wizycie w Zakładzie Medycyny Sądowej. Mógł po sekcji zajrzeć do Anity i namówić ją na szybki seks. – A ty?

– O mnie się nie martw. Coś sobie znajdę, nie będę się nudził. – Mina Burzyńskiego informowała wyraźnie: „Zostaw mnie w spokoju”.

Do Młodego powoli docierało, że Burzyński ma jakiś problem i ewidentnie nie chodzi mu o Anitę. Nie nalegał jednak na zwierzenia. Pokazał, że jest gotowy pomóc. Teraz mógł tylko czekać, aż partner zechce podzielić się z nim swoimi problemami. Na razie zabrał z biurka kilka przydatnych rzeczy, obrócił się na pięcie i opuścił ich wspólny pokój.

Podkomisarz poczuł ulgę, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Został sam i mógł bez skrępowania wrócić do poprzedniego zajęcia. Odszukał w komputerze zakładkę do strony internetowej, na której znalazł interesujący go wywiad.

* * *

– Zacznijmy może od naszej niezrównanej mistrzyni pióra. Pani Lucyno – prezenter zwrócił się do siedzącej na kanapie starszej kobiety – wczoraj z zapartym tchem oglądaliśmy finał programu Bestseller. Pani była jurorką w tym programie. Proszę nam powiedzieć, jak ten finał wyglądał z pani perspektywy.

Królowa literatury kobiecej, zwana czasem złośliwie „fabryką romansów dla gospodyń domowych”, uśmiechnęła się szeroko. Nienaturalnie białe zęby ładnie kontrastowały z karminową czerwienią jej ust. Wargi były mięsiste i zbyt idealne, by mogły być prawdziwe. Lucyna Cichoszewska należała do tych kobiet, które nie potrafiły godnie się starzeć. Wciąż próbowała zatrzymać uciekającą kobiecość i w rezultacie stała się karykaturą samej siebie, choć nadal skupiała na sobie spojrzenia. Kobiet i mężczyzn. Tych ostatnich łaknęła jak powietrza. Te pierwsze odbierała jako atak.

– Witam państwa – skinęła głową. – Witam telewidzów. Rzeczywiście wczoraj zakończyły się zmagania ludzi walczących o tytuł najlepiej zapowiadającego się pisarza. Finał to była eksplozja emocji…

– Na castingach pojawiło się bardzo dużo chętnych – wtrącił się prowadzący. Program telewizyjny rządził się swoimi prawami. Rozmowa musiała toczyć się szybko i dynamicznie. Proste pytania. Szybkie odpowiedzi. – Nagle okazało się, że przynajmniej pół Polski chce wydać książkę.

– To mnie zupełnie nie zaskoczyło. Od lat podróżuję po Polsce – wszechwiedząca mina zapowiadała dłuższy monolog. – Miewam spotkania autorskie w dużych miastach i małych miejscowościach. Wszędzie spotykam ludzi, którzy mówią: „Ja też chciałbym napisać książkę”. Ale zaraz po wstępnej deklaracji pojawiają się setki wymówek. Nie mam czasu, nie wiem o czym, nie wiem, czy dobrze piszę, nie wiem, czy ktoś to wyda…. Ludzie! Gdybym ja tak się do tego zabierała, nie wydałabym ani jednej książki.

– Czyli uważa pani, że śpiewać każdy może, ale pisać już nie.

– Pisać każdy może, ale wydawać już nie – odpowiedziała Cichoszewska. – Dlatego cenię tych wszystkich ludzi, którzy przeszli przez castingowe sito i pojawili się w programie.

– Emilio – prowadzący zwrócił się do dziewczyny siedzącej obok królowej literatury kobiecej – ty nie tylko przeszłaś przez to sito, ale również pokonałaś wszystkich rywali.

– Tak, jestem przeszczęśliwa.

Emilia Sienkiewicz wyglądała jak przeciwieństwo Cichoszewskiej. Skromna, młoda, speszona dziewczyna z pięknym uśmiechem. Nie musiała mówić, że jest szczęśliwa. To było widać.

– Jaka jest twoja recepta na sukces? Jak tego dokonałaś? A może to kwestia nazwiska?

– No tak. Znajomi czasem żartują, że takie nazwisko zobowiązuje. Jak tego dokonałam? Byłam po prostu sobą. Jest mi niezmiernie miło, że uzyskałam pozytywne opinie członków jury oraz że głosowali na mnie widzowie. Dziękuję bardzo.

– Nagrodą główną był kontrakt na wydanie pierwszej książki w bardzo dużym jak na debiutanta nakładzie dwudziestu tysięcy egzemplarzy. Kiedy, Emilio, zobaczymy twoją książkę?

– Jestem bardzo dumna z tego, że pojawi się w księgarniach już w środę. Została dopieszczona w każdym, nawet najmniejszym szczególe, więc jestem pewna, że się państwu spodoba.

– Zachęcamy wszystkich również do lektury najnowszej powieści Lucyny Cichoszewskiej. Książki, która już stała się bestsellerem.

Królowa romansów, ewidentnie znudzona, ożywiła się nagle.

– Dokładnie. Moje najnowsze dziecko: Zatoka uczuć trafiło do księgarni dwa tygodnie temu i bije wszelkie rekordy sprzedaży. To ostatnia część sagi.

– Ostatnia? W takim razie niech pani nam zdradzi, czy miłość zwycięży?

– Nie odpowiem na to pytanie. Proszę przeczytać Zatokę uczuć.

* * *

Ostatnim punktem na liście prac do wykonania na ten tydzień było przygotowanie wytycznych dla policji. Anita długo się do tego przymierzała. Nie dlatego, że miała zbyt mało danych. Dysponowała materiałem źródłowym oraz niezbędnymi dokumentami. Ponad rok temu w jednym z miejskich autobusów pewien mężczyzna okradł kobietę. Dokładnie w momencie, gdy autobus podjechał na przystanek i otworzyły się drzwi, sprawca zerwał z uszu kobiety kolczyki. Oczywiście nie była to byle jaka biżuteria, ale kolczyki z białego złota z brylantami. Wartość strat oszacowano na dwanaście tysięcy złotych, a obrabowana kobieta długo nie mogła dojść do siebie. Tego dnia zepsuł jej się samochód, żal jej było kilkunastu złotych na taksówkę, więc skorzystała z komunikacji miejskiej.

Policja zabezpieczyła film z monitoringu, na którym widać całe zdarzenie. Na podstawie zeznań świadków znalazła osobę, która mogła dokonać kradzieży, i doprowadziła do jej oskarżenia. Oskarżony nie przyznawał się do winy. Alibi dała mu matka, z którą podobno spędzał czas w to feralne środowe przedpołudnie.

W międzyczasie okazało się, że zabezpieczony film z monitoringu nie jest jednoznaczny. Kamera umieszczona z tyłu autobusu nie zarejestrowała twarzy sprawcy. Zadaniem Anity było sprawdzenie, czy film przedstawia oskarżonego. Musiała przeprowadzić eksperyment, by porównać cechy antropologiczne ciała oskarżonego i sfilmowanego sprawcy. I na tej podstawie stwierdzić, czy to jest ta sama osoba.

Od lat przygotowywała wytyczne dla policji i zawsze cały proces przebiegał tak samo. Ona podchodziła do tematu dokładnie i rzetelnie, a policji zależało jedynie na szybkim i możliwie najtańszym potwierdzeniu udziału oskarżonego w jakimś zdarzeniu. Ona przedstawiała kilkunastostronicowe wytyczne, niezbędne do nagrania materiału porównawczego, a oni traktowali ją jak wyjątkowo upierdliwą, chorobliwie dokładną i podwójnie wredną babę, utrudniającą im pracę. Ona, dla spokoju sumienia, zawsze badała sprawę z takim samym zaangażowaniem. Nie zwracała uwagi na większą czy mniejszą szkodliwość czynu. Nie sporządzała opinii na kolanie. Opierała się naciskom i sugestiom. Liczyły się dla niej twarde fakty. Liczby! To dzięki nim mogła porównać dwie osoby i potwierdzić lub wyeliminować ich udział w przestępstwie. A policjanci zawsze chcieli potwierdzenia, czyli opinii, która zostanie przedłożona w sądzie: „Tak, wszystkie cechy wskazują na to, że to ten mężczyzna jest sprawcą”.

Do wydania opinii Anita potrzebowała materiału porównawczego. Filmu z autobusu, na którym oskarżony stoi dokładnie w tym samym miejscu, w takiej samej pozycji jak sprawca. Filmu, który będzie nakręcony w wiernie odtworzonych warunkach otoczenia. W tym samym autobusie, o tej samej porze dnia i najchętniej o tej samej porze roku. Kamera musi znajdować się dokładnie w tym samym punkcie, w którym znajdowała się w dniu zdarzenia, i powinna to być ta sama kamera.

Anita Broll zdawała sobie sprawę, że zmiana jakiegokolwiek czynnika wpłynie na rzetelność jej opinii. Policjanci wręcz przeciwnie. Najchętniej ustawiliby oskarżonego w pierwszym lepszym autobusie, nagrali go od tyłu byle jaką kamerą, dostarczyli taki materiał antropologowi sądowemu i poprosili o opinię potwierdzającą, że sprawca jest tożsamy z oskarżonym. Z wymowną sugestią: „Na wczoraj”.

– Dasz się porwać na szybką kawę? – Głos Młodego oderwał Anitę od spisywania warunków niezbędnych do odtworzenia obrazu z monitoringu.

– Michał?

– Tęskniłem.

– Michał… – Nie wiedziała, co powiedzieć. W pracy była lodowata. Profesjonalna. Gdyby podszedł do niej gdzieś na mieście, pewnie rzuciłaby mu się na szyję.

– Spokojnie, żartowałem z tą kawą. Wiem, że się mnie wstydzisz.

– Nie wstydzę…

Podskoczył do niej jak nieśmiały gimnazjalista. Ukradł jej całusa i odskoczył. Nie zdążyła zaprotestować.

– Tego było mi trzeba. Lecę na sekcję. Widzimy się wieczorem, prawda? – Zniknął tak szybko, jak się pojawił.

* * *

Majewski spotkał się z Burzyńskim na parkingu przed firmą. Obaj dopiero co zamknęli samochody i kierowali się w stronę budynku.

– Partner ofiary ma alibi. W czasie zdarzenia montował z kolegą meble w jego mieszkaniu. Szafa stoi, kartony też jeszcze są.

– Wyczuwam, Młody, rozczarowanie w twoim głosie.

– Kuźwa, nie satysfakcjonuje mnie takie alibi.

– No zobacz, jaki cham. Jak on śmiał cię rozczarować? Nie zabił narzeczonej, szkoda, co?

– Dobra, bez jaj. Z mieszkania zginął wartościowy sprzęt fotograficzny, laptop, komórka denatki i kasa. Motyw rabunkowy jest.

– I pasuje do lokalnych złodziei. Wchodzą do mieszkań pod nieobecność domowników, w środku dnia, i zabierają cenne rzeczy. Ostatnią ofiarą, o której wiadomo naszym chłopakom, jest nauczyciel chemii. Wymienił kasę w kantorze. Miał wyjechać z rodziną do Madrytu. Wyżywienie we własnym zakresie, więc przygotował się konkretnie. Trzy tysiące euro schował do szafki z bielizną. Następnego dnia pojechał do pracy i został gruntownie oskubany.

– Pamiętasz, Wilczyński też wspominał, że wypłacił kasę. To by się zgadzało. Ktoś zauważył, że wypłaca kasę, śledził go i ustalił, gdzie mieszka.

– A denatka przyszła do domu zupełnie nieoczekiwanie i nakryła złodzieja. To wyklucza inne hipotezy. Trzeba tylko złapać tych gnojków i możemy zamykać sprawę.

* * *

Majewski siedział przy biurku i wpatrywał się w Burzyńskiego. Wyglądało na to, że chce coś powiedzieć, ale czeka na odpowiedni moment.

– No?

– Co no?

– No mów! Przecież widzę, że musisz.

Burzyński celebrował swój rytuał parzenia czarnej herbaty. Uwielbiał jej smak. Zalewał właśnie wrzątkiem liście i pąki herbaty cejlońskiej.

– Naprawdę chcesz zamknąć sprawę?

Młodemu odpowiedziała cisza. Przez ponad trzy minuty Burzyński skupiał się na zaparzaniu fantastycznej herbaty ze Sri Lanki. Czekał, aż susz uwolni wyrazisty smak i zapach. Następnie posłodził napar i usiadł przy swoim biurku.

– Spoko, nasi chłopacy zrobią za nas czarną robotę. Złapią złodziei. My ich przesłuchamy. Sprawa będzie dobrze wyglądała w statystykach.

– Statystyki, statystyki… Kuźwa, ja czuję…

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: