Bez tabu, bez tajemnic - ebook
Bez tabu, bez tajemnic - ebook
Bez tabu, bez tajemnic.
Prawo i obyczaje zawsze w jakiejś mierze regulowały zachowania seksualne ludzi, podobnie jak tabu. Istnieje w każdej kulturze, by ją chronić. Ale jak to zwykle z zakazanym owocem bywa, rzecz niedostępna kusi najbardziej. W specjalnych wydaniach miesięcznika „Focus” często piszemy o tym, co najsilniej rozpala wyobraźnię.
Z tej książki dowiecie się:
– Jak syfilis zmienił dzieje świata?
– Co się znajduje w muzeach dla dorosłych?
– Jak zagrać homoseksualistę?
– Po czym poznać prostytutkę?
– Kiedy niewierność byłą cnotą?
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7778-223-1 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Większość dzieci uczy się dziś o seksie już w szkole. Jeszcze 150 lat temu ludzie wierzyli, że onanizm wywołuje padaczkę, wielka namiętność silnie szkodzi zdrowiu. Wcześniej było jeszcze gorzej.
Aleksandra Kowalczyk
Wykładnie chińskiego taoizmu, Ars amandi Owidiusza czy Kamasutra nawet dziś zdumiewają bogactwem wyszukanych technik erotycznych i dogłębną analizą rozkoszy. Choć sztukę miłości nasi starożytni przodkowie wynieśli na wyżyny, to w teorii rozmijali się z prawdą. Wystarczyło szerzej rozsunąć sypialniane kotary, by trafić na krępujące mielizny niewiedzy.
Aż do XX wieku w edukacji seksualnej ludzkości zieje czarna dziura, której kres położyła dopiero rewolucja seksualna. Jako przedmiot nauczania ta materia wkroczyła do szkół w drugiej połowie XX stulecia. Zanim okazało się to możliwe, kolejne pokolenia z niebywałym trudem zdobywały wiedzę na temat własnej seksualności.
Test arbuza, próba czosnku
Nasi przodkowie mieli zaskakujące mniemanie na przykład o kobiecej płodności – i równie dziwne sposoby jej sprawdzania.
Dla starożytnych Egipcjan podstawowym kryterium była uroda – uważano, że kobiety brzydkie są mniej płodne od ładnych. Aby przeprowadzić „profesjonalny” test na płodność, trzeba było pokruszyć arbuz, rozmieszać go z mlekiem kobiety, która właśnie urodziła syna, i podać miksturę tej, która chce zajść w ciążę. Jeśli po wypiciu pacjentka wymiotowała – oznaczało, że jest płodna. Jeśli tylko bekała – że nigdy nie zajdzie w ciążę.
Od samego początku metody antykoncepcji szły w dobrym kierunku – nie dopuścić nasienia do macicy. Wśród rozmaitych receptur były i takie, które opierały się wyłącznie na przesądach i zabobonach.
Egipscy lekarze, zwani sun-sun, stosowali test czosnkowy. Wkładali ząbek do pochwy pacjentki na noc. Jeśli rano cuchnąca woń wydobywała się z ust kobiety, miała urodzić dziecko, w przeciwnym razie – była bezpłodna. W Grecji zaś sądzono, że jeśli mężatka przejawia ochotę do biegania, które było wówczas domeną mężczyzn, nigdy nie będzie mogła mieć dzieci.
Seks z kalendarzem w ręku
Przesądów związanych z płodnością było bez liku – stosowano amulety, mikstury wątpliwej proweniencji czy zaklęcia o podobnej skuteczności. Celowała w nich zwłaszcza średniowieczna Europa.
Starożytni z trudem kojarzyli etapy cyklu menstruacyjnego z możliwością zajścia w ciążę. Według wielu ludów, m.in. Hebrajczyków, ciąża wcale nie wykluczała ponownego zapłodnienia, które groziło uszkodzeniem rozwijającego się płodu.
Najbliższy prawdy był Dioskurides Pedanius, grecki lekarz z I wieku n.e. Opracował on w miarę nowoczesny kalendarzyk małżeński, który gwarantował bezpieczne stosunki w pierwszych pięciu dniach po menstruacji. Pozostałe dni miały być potencjalnie płodne. W Chinach za czasów panowania dynastii Tang (VII–X wiek n.e.) podobne zasady wykorzystano przy organizacji cesarskich haremów. Porządkiem odwiedzin żon i nałożnic u władcy zajmowali się zazwyczaj eunuchowie, którzy układali kalendarz wizyt uwzględniający dni menstruacji i oznaki płodności.
Ważne jajeczko
W końcu w 1672 roku holenderski chirurg Régnier de Graaf odkrył tajemnicę poczęcia. Za pomocą dopiero co wynalezionego mikroskopu odkrył w jajniku okrągłe twory, nazwane później na jego część pęcherzykami Graafa. Stwierdził, że dojrzałe jajo wędruje z jajników przez jajowód do macicy, gdzie może zostać zapłodnione. Późniejsze obserwacje pozwoliły stwierdzić, że dzieje się to pomiędzy 10. a 18. dniem cyklu, licząc od pierwszego dnia menstruacji.
Dziś owulację można prześledzić poprzez ultrasonografię wewnątrzpochwową albo jednym z domowych sposobów. Do najpopularniejszych, choć dających tylko niewielki procent pewności, należą: kalendarzyk małżeński (od czasów Dioskuridesa silnie zmodyfikowany), metoda Billingsa (polegająca na obserwacji śluzu), metoda termiczna, bazująca na zmieniającej się podczas owulacji temperaturze ciała kobiety (czwartego dnia od podwyższenia temperatury rozpoczyna się okres dni niepłodnych, który trwa do miesiączki).
W aptece można natomiast kupić tester płodności, który na podstawie składu śliny ocenia, czy kobieta jest w okresie płodnym.
Chwała mężczyzny
Dla naszych przodków nie było oczywiste, jak dochodzi do zapłodnienia. W starożytnej Grecji sądzono, że to sperma jest głównym sprawcą, a kobieta odgrywa wyłącznie rolę inkubatora.
Zaczęto więc mitologizować tę „boską” substancję, którą w I wieku n.e. Klemens z Aleksandrii nazwał wręcz istotą ludzką. Od tego był już tylko krok do stwierdzenia, że wszelkie marnotrawienie spermy jest sprzeniewierzeniem się wierze, a więc każdy jej wydatek powinien skutkować poczęciem. Stąd wzięła się niechęć Kościoła do antykoncepcji, stosunków przerywanych i masturbacji. Na poparcie tej tezy XVII-wieczny włoski medyk Sinibaldi stwierdził, że onanizm prowadzi do podagry, zaparć, skrzywienia kręgosłupa, nieświeżego oddechu i zaczerwienienia nosa. Jeszcze w XIX stuleciu lekarze uparcie twierdzili, że masturbacja wywołuje ślepotę, padaczkę i kołtun.
Podobnie niewiele wiedziano na temat składu spermy. Pod koniec XVII wieku odkryto, że nie jest jednolitą cieczą, ale zawiera miliony plemników. To, że zapłodnienie następuje przy udziale tylko jednego z nich, stwierdzono dopiero w XIX wieku (dzięki niedawnemu odkryciu japońskich naukowców z uniwersytetu w Osace wiadomo nawet, co decyduje o zapłodnieniu – to cząsteczka białka na główce plemnika, którą na cześć japońskiej świątyni poświęconej bóstwu prokreacji nazwano Izumo).
W Europie przez setki lat nie podważano nauk Ojców Kościoła, również tych dotyczących seksu. Poglądy, które tchnęły rewolucyjną myślą, skazywano na niebyt.
Gdy dostrzeżono związek między wytryskiem nasienia a poczęciem dziecka, jedną z najpopularniejszych metod regulacji urodzeń stał się stosunek przerywany. Miał on jednak zasadniczą wadę: wymagał sporego poświęcenia od mężczyzny, który był dużo mniej zainteresowany antykoncepcją niż kobieta. Wyjątek stanowiły Chiny, gdzie od VII wieku taoizm nakładał na mężczyzn obowiązek powstrzymywania wytrysku. Gdy czuli, że zbliża się decydujący moment, uciskali palcami miejsce pomiędzy moszną a odbytem i nabierali powietrza. W efekcie nasienie cofało się do pęcherza moczowego, skąd było wydalane wraz z uryną. Podobne praktyki stosowali Turcy i Ormianie.
Mielizny antykoncepcji
Damy z innych krajów, niepewne determinacji partnerów, wzięły sprawy w swoje ręce. Rzymianki lekkich obyczajów wypracowały metodę specyficznego poruszania biodrami, w wyniku czego sperma lądowała poza „strefą zagrożenia”. W egipskim papirusie z Kahun (1900 rok p.n.e.) jest mowa o kleistej substancji, składającej się z krokodylego łajna i gumy ayut – jeśli miała właściwości elastyczne, być może działała na zasadzie kapturka dopochwowego. Z kolei papirus Ebersa zalecał wsunięcie do pochwy płótna nasączonego miodem z nasionami akacji. Zawierają one kwas mlekowy, który i dziś jest najważniejszym składnikiem środków plemnikobójczych. Taka oleista mikstura mogła ograniczać ruchliwość plemników.
Starożytni Hebrajczycy zalecali wkładanie do pochwy gąbki na sznurku, co powstrzymywało dostęp nasienia do macicy. W Grecji kobiety smarowały narządy rodne olejkiem cedrowym i maścią ołowiową. W starożytnym Rzymie popularne były tampony dopochwowe z odchodów słonia – mają odczyn kwaśny, a więc zabójczy dla nasienia. W świecie islamu podobne rozwiązanie stosowano aż do XIII wieku. Były to ekstrawaganckie, choć z naukowego punktu widzenia całkiem słuszne rozwiązania.
Tego nie można powiedzieć o jednej z najpopularniejszych dawnych technik antykoncepcyjnych, jaką było... kichanie. Soranus z Efezu w II wieku n.e. zalecał ten awaryjny sposób paniom, które zapomniały się w miłosnym uniesieniu: „Gdy już dochodzi do ejakulacji, kobieta powinna wstrzymać oddech, cofnąć się nieco, aby nasienie dostało się do ujścia szyjki macicznej, a zaraz potem wstać, kucnąć i zacząć kichać”. Powstające ciśnienie miało wypchnąć nasienie na zewnątrz. Dobrze, że Soranus zalecał też płukanie pochwy wodą, co miało lepszy skutek niż kichanie. Natomiast Dioskurides proponował kichanie w miejscu najbardziej strategicznym – w szyjce macicznej po stosunku należało umieścić kilka ziaren pieprzu. Brrr...
Europejskie prostytutki jeszcze 1500 lat później energicznie skakały po zbliżeniu. Zapewne podobną skuteczność miało zalecane przez Egipcjan okadzanie pochwy dymem, praktykowane w krajach islamskich jedzenie na czczo grochu czy nacieranie członka olejem lub cebulą. Na pewno czyniło to stosunek trudniejszym, a być może nawet zniechęcało do podjęcia współżycia, co było najlepszym środkiem antykoncepcyjnym do czasu wynalezienia prezerwatywy i pigułki antykoncepcyjnej.
Nic więc dziwnego, że wstrzemięźliwość seksualna była głównym hasłem europejskich społeczeństw chrześcijańskich i przyczyniła się do rozkwitu purytanizmu.
DZIEWICE W CENIE
Popularnym sprawdzianem czystości panny młodej od najdawniejszych czasów było pojawienie się krwi z przerwanej błony dziewiczej podczas nocy poślubnej. Zakrwawione prześcieradło pokazywano zgromadzonym na weselu gościom. Rodzice średniowiecznych panien oglądali mocz swoich córek – jeśli był czysty, dziewczyna była nienaruszona. Testerem były też piersi panny – sterczące ku górze znamionowały czystość. Kobiety poddawano czasem testowi magicznego rogu. Jeśli pijąca z niego panna rozchlapała wino, przyszły mąż mógł być pewien, że została wcześniej skalana. Do dziś w krajach afrykańskich sprawdza się niewinność dziewczynek, oglądając ich błony dziewicze. Czasem robi to matka, ciotka lub znachorka, innym razem – przyszły mąż, a nawet wszyscy chętni zgromadzeni na publicznej ceremonii. To sposób niepewny, bo błonę dziewiczą łatwo stracić podczas wypadku, a nawet pracy fizycznej. Co więcej, niektóre kobiety są od urodzenia pozbawione tego atrybutu dziewictwa.
Żądze szkodzą zdrowiu
Święty Augustyn, jeden z Ojców Kościoła, głosił, że stosunek powinien być wolny od „niekontrolowanych podniet”, co rychło podchwycili potomni. Doszło do tego, że w średniowieczu uznano beznamiętny seks z prostytutką za najwłaściwszy.
Dla odmiany tłumacz Biblii święty Hieronim twierdził, że „kto nadmiernie miłuje swą żonę, pogrąża się w cudzołóstwie”. W wieku XI lekarz i tłumacz Konstantyn z Afryki ostrzegał, że stosunek może mieć niepożądane skutki uboczne – powodować smutek, wzdęcia, ból głowy, głośne szumy, drżenie, skurcze i nieprzyjemny zapach ciała. XIX-wieczni lekarze wiktoriańscy uznali więc, że namiętna kopulacja jest szkodliwa dla zdrowia.
W średniowiecznej Europie orgazm został zepchnięty na margines, właśnie wtedy jednak nasiliły się spekulacje na temat jego przyczyn. Jedni twierdzili, że „fabryka” plemników znajduje się w kręgosłupie, a lędźwie są siedliskiem męskiej żądzy. U kobiety erotyzm miał wypływać z pępka. Z kolei słynny lekarz Awicenna, ojciec medycyny islamu, wyjaśniał w Kanonie, że przyczyną wzwodu są silne wiatry, które unoszą członek. Kobiety też miały zawdzięczać swoje rozkosze wiatrom – wierzono, że panie mają szczególne zdolności w wychwytywaniu i wchłanianiu wyziewów ziemskich. Święty Albert Wielki opisał w XIII wieku przypadek kobiety, która owiana wiatrem doznawała rozkoszy.
Rozkosz obojga
Od wieków uważano, że szczytowanie u mężczyzn jest synonimem stosunku, a kobieca rozkosz nie stanowi poważanej części gry miłosnej. I tu jednak zdarzały się wyjątki. Z początkiem naszej ery medycy aleksandryjscy podczas sekcji odkryli jajniki, które uznali za kobiecy odpowiednik jąder. Bliskowschodni lekarze średniowieczni wywnioskowali stąd, że niewieście, która chciała zajść w ciążę, uprawianie seksu powinno sprawiać przyjemność. Wówczas podczas stosunku dochodziło do wytrysku tzw. kobiecego nasienia.