Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bramy raju - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2007
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Bramy raju - ebook

Wade ma do wykonania ważną misję - odnaleźć w ogarniętym rozruchami Hazaristanie córkę przyjaciela i przywieźć ją bezpiecznie do Stanów. Jednak Chloe słabo pamięta i Amerykę, i ojca, więc nie chce wyjeżdżać z kraju, w którym ma wielu oddanych przyjaciół. Nie przeraża jej nawet to, że pomagając miejscowym kobietom, codziennie ryzykuje życie. Dopiero konflikt z przyrodnim bratem zmusza ją do zmiany decyzji. Podczas szalonej ucieczki ona i Wade stają się sobie niezwykle bliscy. Czy to prawdziwe uczucie, czy tylko namiętność spotęgowana życiem w ciągłym zagrożeniu?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-7625-0
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Chloe Madison po raz pierwszy zobaczyła tego wysokiego Amerykanina po publicznej egzekucji na stadionie w Kaszi. Tłum, pełen uzbrojonych talibów, właśnie wylewał się na zewnątrz. Program egzekucji był urozmaicony: obcięcie dwóm złodziejom prawych dłoni, chłosta dziewczyny, która odmówiła poślubienia mężczyzny wybranego dla niej przez ojca, a na koniec powieszenie na poprzeczce bramki człowieka, który śmiał uderzyć mułłę, czyli świątobliwego męża. Wśród widzów znajdowała się nieliczna grupka kobiet, najpierw siedziały razem w wydzielonym sektorze, zaś po wszystkim czekały nieopodal niego, zbite w gromadkę, aż przyjdą po nie członkowie rodzin. Stojąca razem z przyrodnią siostrą Chloe usłyszała, jak przyrodni brat woła je ostrym głosem. Do głębi wstrząśnięta barbarzyństwem, jakie właśnie oglądała, oraz myślą, że została tu przyprowadzona specjalnie, by ujrzeć właśnie chłostę, obróciła się gniewnie.

W tym momencie ktoś na nią wpadł. Potknęła się, zaczepiła sprzączką sandała o dolny szew czadoru spowijającego ją od stóp do głów i upadła na kolana. Nieznajomy natychmiast znalazł się przy niej, ujął ją pod ramię, na ile pozwalały na to utrudniające ruchy i kontakt zwoje krepującej ją tkaniny.

– Ogromnie przepraszam. Nie zrobiła sobie pani krzywdy? Pomogę pani wstać. – Naraz zniżył głos do szeptu, który tylko ona mogła usłyszeć. – Twój ojciec wysłał mnie, żebym cię wyrwał z tego piekła. Spotkaj się jutro ze mną na bazarze w Ajzukabadzie.

Chloe przeżyła szok, słysząc ojczysty język po tylu latach spędzonych w Hazaristanie, po latach mówienia po pasztuńsku. Podniosła oczy, skryte za gęsto tkaną siatką, wypełniającą niewielki prostokątny otwór w czadorze i napotkała wzrok mężczyzny. Według zasad, które wbijano jej go głowy przez ostatnie lata, odkąd talibowie doszli do władzy, był to z jej strony akt wielce nagannej prowokacji. Nie potrafiła się jednak powstrzymać.

Wpatrywał się w nią intensywnie, bardzo amerykański w obcisłych dżinsach, białej koszuli i skórzanych kowbojkach. Jego szerokie bary robiły wrażenie. Miał ogorzałą od słońca twarz o wyrazistych rysach, gładko ogoloną, a nie brodatą, jak twarze otaczających ją mężczyzn, na której teraz malowała się determinacja. W jego zielonkawobrązowych oczach widniała autentyczna troska, która zupełnie zbiła Chloe z tropu.

Mijały sekundy, każda zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Ostatni raz, gdy Chloe znajdowała się tak blisko mężczyzny, nie należącego do rodziny, miał miejsce prawie dwanaście lat wcześniej, gdy była nastolatką i mieszkała w Kalifornii. Czuła się oszołomiona jego obecnością, dotyk jego dłoni wydał się jej niezwykle intymny. Doleciała ją delikatna woń zachodniego mydła, wody kolońskiej, świeżo wyprasowanej koszuli. Ta mieszanka zapachów dotarła do pokładów głęboko pogrzebanych wspomnień i gwałtownie wydobyła je na powierzchnię. Naraz Chloe przypomniała sobie głośną muzykę o hipnotyzującym rytmie, samochody we wszystkich odcieniach tęczy, gorący piasek plaży, lody w stożkowych waflach, pachnący kokosem olejek do opalania i rześki zapach oceanicznej bryzy. Bez ostrzeżenia zalała ją fala wspomnień z czasów, gdy była bardzo młoda i wolna. Po tylu latach niemal przestała wierzyć w istnienie takiej wolności. Nim się spostrzegła, łzy napłynęły jej do oczu.

– Chloe, ty głupia suko, natychmiast się podnieś!

Ostry głos przyrodniego brata smagnął ją niczym bicz i przywrócił do rzeczywistości. Spuściła wzrok, szybko schowała nogę pod turkusowy czador, ponieważ wystawała jej cała stopa. Wyrwała ramię z uścisku Amerykanina i próbowała wstać sama, nieco niezdarnie, gdyż metry ciężkiego materiału krępowały jej ruchy. Nieznajomy znów wyciągnął rękę, pragnąc jej pomóc, lecz Chloe odsunęła się szybko i pospieszyła ku swej rodzinie. Treena, przyrodnia siostra, pociągnęła ją szybko ku sobie i Ismaelowi, swemu mężowi, w ten sposób trzymając ją z dala od Ahmada. Chloe zadrżała. Mogły jej grozić baty za pokazanie kawałka skóry i za zachęcanie mężczyzny spojrzeniem.

Amerykanin ruszył za nią, jakby chciał uzyskać odpowiedź na swoją propozycję.

– Precz, niewierny psie – warknął Ahmad, zastępując mu drogę. Położył dłoń na rękojeści zatkniętego za pas noża.

– Chciałem tylko przeprosić tę damę. Przykro mi, jeśli przeze mnie coś sobie zrobiła.

Ahmad bardzo słabo znał angielski, gdyż nigdy nie chciał się uczyć języka wrogów nasłanych przez szatana. Trochę rozumiał, lecz mówić nim nie zamierzał, odpowiedział więc po pasztuńsku:

– Ona nie potrzebuje przeprosin i nie stała jej się krzywda, prócz tego, że zbrukałeś ją swym dotykiem. Jesteś tu obcy, więc nie wiesz, że naszych kobiet nie wolno bezcześcić wzrokiem, a co dopiero zbliżać się do nich. To jest surowo zakazane. Jak zrobisz to jeszcze raz, twoja niewiedza już cię nie uratuje.

– Od patrzenia nic nikomu nie ubędzie.

Zaskoczona Chloe gwałtownie wciągnęła powietrze. Amerykanin rozumiał pasztuński, a w dodatku rzucił Ahmadowi wyzwanie.

– Możemy cię oślepić, psie – zaczął rozjuszony Ahmad, lecz w tym momencie Treena, drobna i zgarbiona pod ciężarem czadoru, nachyliła się ku mężowi.

– Źle się czuję… Ten upał, ten kurz, te straszne rzeczy, które widzieliśmy… Proszę, zabierz mnie do domu.

Siostra Ahmada w ogóle nie powinna była uczestniczyć w tym przerażającym spektaklu, gdyż spodziewała się dziecka, czwartego w ciągu sześciu lat. Władze wymagały jednak, by wszyscy mieszkańcy Kaszi i okolic stawili się na egzekucję. Rozporządzenie dotyczyło mężczyzn, lecz Ahmad z całą satysfakcją przywiózł z Ajzukabadu również siostry, a z jego poleceniem nie wolno było polemizować, gdyż pełnił rolę głowy rodziny, odkąd ojca powołano do wojska i wysłano na północną granicę.

Ismael skinął głową, wyprostował się i spojrzał na szwagra.

– Ahmadzie, drogi bracie mojej małżonki…

– Słyszałem – uciął. – Zgadzam się. Przez ten tydzień Chloe będzie wykonywać obowiązki Treeny, gdyż musi zostać ukarana za swoją niezdarność. Idziemy.

Minął Amerykanina, jakby ten był powietrzem i poprowadził rodzinę w stronę wyjścia. Chloe nie odważyła się obejrzeć na swego rodaka, lecz uczyniła to Treena, a potem zerknęła na przyrodnią siostrę.

– Patrzy za nami. – Jej głos był niewiele głośniejszy od tchnienia.

– Nie dbam o to – odparła Chloe w taki sam sposób, ponieważ kobiety w Hazaristanie, gdzie stanowiły mniejszość, do perfekcji opanowały niemal bezgłośne mówienie. – Ale jestem ci wdzięczna za pomoc.

– Mój brat zapewne też. Czasy są niespokojne. Co innego wziąć odwet na Amerykaninie w ciemnym zaułku, a co innego zaatakować go publicznie. Ahmad ma więcej dumy niż rozumu. Ceni sobie swoją pozycję, a dyplomacją gardzi.

Chloe zacisnęła dłonie na fałdach czadoru, by ukryć ich drżenie.

– Nic takiego nie powiedziałam.

– Toteż ja mówię to w twoim imieniu. On chowa się za swoim statusem jak mały chłopczyk za nogami ojca i udaje odważnego – stwierdziła ze znużeniem Treena. Jej oczy błysnęły zza wyglądającej jak krata siatki w czadorze. – Czy ten twój Amerykanin był przystojny?

– Nie zauważyłam.

– Oczywiście, że zauważyłaś. Wyglądał jak aktor z hollywoodzkich filmów, które oglądałam w młodości. Wiesz, zanim przyszli talibowie, zanim pozamykano kina, zanim… Zanim to wszystko się stało.

– Nie obchodzi mnie ten człowiek.

– Allah słyszy, jak kłamiesz. Ale po co to robisz, skoro już nigdy nie ujrzysz tego mężczyzny? Chyba że w snach.

A jeśli przyrodnia siostra usłyszała słowa nieznajomego i zrozumiała je? Nie, to raczej niemożliwe, gdyż nie posiadała żadnego wykształcenia. Z drugiej strony zżyła przez lata pod jednym dachem z dwiema Amerykankami, Chloe i jej matką, którą ojciec Treeny poślubił, gdy wyjechał do Stanów po utracie pierwszej żony, zmarłej w połogu. Chloe próbowała uczyć przyrodnią siostrę swego ojczystego języka, lecz wkrótce nawet i takie lekcje zostały zakazane, gdyż kobietom nie wolno było pobierać żadnych nauk.

– I tak widziałam go o raz za dużo – zadeklarowała Chloe. – Przez niego mogła mnie spotkać chłosta lub nawet śmierć.

– To prawda. – Treena odwróciła wzrok i zamilkła.

Kiedy tak milczały, Chloe poczuła przypływ oczyszczającego, pokrzepiającego gniewu, który odegnał strach i sprawił, że przestała drzeć. Powitała go z ulgą, jak powracającego starego przyjaciela. Od dawna gościła go w swoim sercu, bez niego gubiła się, gdyż wskazywał jej drogę postępowania.

Wszystko zaczęło się w chwili, gdy jej matka, wykładająca na Uniwersytecie Kalifornijskim, oznajmiła, że wychodzi za hazarskiego wykładowcę, którego niedawno poznała. Imam znalazł się w Stanach dzięki specjalnemu programowi stypendialnemu, kiedy jego ojczyznę infiltrowali Rosjanie okupujący sąsiedni Afganistan. Chloe polubiła tego cichego człowieka o łagodnym uśmiechu, lecz ani przez moment nie podejrzewała, że jej matka bez reszty zaangażuje się w ten związek. Trzy lata wcześniej rozwiodła się, co było prawdziwą tragedią dla Chloe, która cały czas pragnęła, by rodzice wrócili do siebie. Próbowała odwieść mamę od jej pomysłu, lecz nadaremnie.

Nie minął rok od ślubu, gdy Rosjanie wycofali się z Afganistanu, sytuacja w Hazaristanie ustabilizowała się i Imam zaczął coraz częściej mówić o powrocie w ojczyste strony. Czternastoletnią Chloe ogarnęła zgroza na myśl o wyjeździe z Ameryki, o rozstaniu ze wszystkimi przyjaciółmi i z Kalifornią. Nie chciała mieszkać w zacofanym kraju, gdzie bieżącą wodę i elektryczność uznawano za luksus, gdzie Nowy Rok obchodzono w pierwszy dzień wiosny, zgodnie z kalendarzem księżycowym, w kraju, gdzie wciąż żyli koczownicy, przemierzający konno pustynne równiny i mieszkający w namiotach. Czuła niechęć do tego wszystkiego, jeszcze nim postawiła stopę na tamtejszej ziemi, jeszcze nim spotkała swe przyrodnie rodzeństwo.

Treena okazała się całkiem miła, czego nie dało się powiedzieć o Ahmadzie. Czekał na lotnisku, lecz wyraźnie jedynie na swego ojca. Gdy Chloe i jej matka zostały mu przedstawione, przeżył prawdziwy szok, oczy mu się dziwnie zaszkliły, a potem jego twarz stężała w maskę nienawiści. Bez choćby jednego słowa powitania odwrócił się i odszedł. Ojciec zawołał za nim gniewnie, zaś nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi, chciał biec za synem, lecz zona powstrzymała go, kładąc mu dłoń na ramieniu.

– Nie napisałeś swoim dzieciom o nas? – spytała z troską i niepokojem.

– Chciałem im to powiedzieć osobiście, wydawało mi się to najlepszym sposobem. Jak widać, pomyliłem się.

– Na to wygląda.

Imam potrząsnął głową.

– Popełniłem wiele błędów wychowawczych, zwłaszcza wobec Ahmada.

– Nie mogłeś przewidzieć, jak się sprawy ułożą – rzekła ze współczuciem matka Chloe.

– Nie, ale on i tak wini mnie za wszystko. Przykro mi, że teraz i ciebie będą spotykały przykrości z tego powodu.

Czule oparła policzek na jego ramieniu.

– To nie ma znaczenia. Jakoś to przeżyję.

Ale to oczywiście miało znaczenie. I nie przeżyła.

Ahmad, starszy od Chloe o siedem czy osiem lat, właśnie ukończył studia na uniwersytecie i miał się za dorosłego mężczyznę. Nie zamierzał okazywać żadnego szacunku dwóm Amerykankom, które weszły do rodziny i choć po tym pierwszym spotkaniu zachowywał się w stosunku do nich w miarę grzecznie w obecności ojca, to we wszystkich innych sytuacjach natychmiast dawał im odczuć, co naprawdę o nich myśli. W ogóle traktował kobiety jak istoty niższego rzędu, niewiele tylko lepsze od zwierząt. Jego szczególną niechęć wzbudzała Chloe, jego zdaniem krnąbrna i zepsuta. Głowę nosiła wysoko, ośmielała się patrzeć mężczyznom w oczy, nie odzywała się z należytą pokorą i miała zwyczaj iść równo z mężczyzną, a czasem nawet go wyprzedzać, zamiast podążać kilka kroków z tyłu. Ahmad twardo wpajał jej zasady obowiązujące w Hazaristanie, z satysfakcją wytykał wszelkie uchybienia oraz z upodobaniem szydził z błędów językowych, gdy zaczęła się uczyć pasztu.

Wydawał jej też polecenia, których na początku nie chciała słuchać, lecz wtedy matka spełniała je za nią, by w rodzinie nie dochodziło do awantur. Ahmad wykorzystał to i w krótkim czasie zrobił z nich praktycznie swoje służące. Chloe kilka razy próbowała się zbuntować, wtedy jednak wydarzał się jakiś nieszczęśliwy wypadek, w wyniku którego chodziła posiniaczona albo, co znacznie gorsze, podczas którego ulegało zniszczeniu coś szczególnie cennego, na przykład ukochana książka czy wisiorek otrzymany od taty.

Imam miał świadomość tego, co się dzieje, lecz nie próbował okiełznać syna, ponieważ nie pozwalało mu na to dręczące poczucie winy. Zawiódł swoje dzieci, przebywając tak długo w Stanach i pozwalając, by wychowywali je dziadkowie ze strony matki. Jedyne, co mógł zaproponować Chloe, to małżeństwo, które pozwoliłoby jej przejść spod kurateli przyrodniego brata pod kuratelę męża. Dla piętnastoletniej Amerykanki takie rozwiązanie było absolutnie nie do przyjęcia, odrzuciła je z oburzeniem. Za nic nie mogła wyjść za kogoś zupełnie obcego i żyć z nim bez miłości, chociaż w tym dziwnym kraju i tak nie miała większych szans na normalny związek. Ojczym westchnął, wzruszył ramionami i przestał na nią naciskać. Ostatecznie to Treena poślubiła owego człowieka podobającego się Imamowi, swego kuzyna, którego przed ślubem widziała parę razy podczas wielkich rodzinnych uroczystości, a i to z daleka.

Zdesperowana Chloe napisała w końcu do taty, błagając, by przyjechał i zabrał ją stąd lub przynajmniej przysłał pieniądze, które umożliwiłyby jej powrót do kraju. Słała list za listem, czekając na odpowiedź, która nigdy nie nadeszła. Tymczasem Ahmad poczynał sobie coraz swobodniej, jakby posiadał jakieś moralne prawo do sprawowania władzy nad członkami rodziny. Zycie stałoby się zupełnie nie do zniesienia, lecz szczęściem w nieszczęściu często przebywał poza domem, wyjeżdzając za granicę w jakichś tajemniczych misjach.

Cały rejon, który po wycofaniu się wojsk sowieckich miał cieszyć się stabilizacją i pokojem, cierpiał z powodu ciągłych walk partyzanckich. W sąsiednim Afganistanie w siłę rośli talibowie, kierowani przez mułłów, przywódców religijnych. Fanatyczni i zaciekli, okazali się skuteczniejsi od weteranów zmęczonych wojną z Rosjanami, pokonali ich, przejęli rządy i natychmiast przystąpili do narzucania wszystkim dookoła swojej wizji świata, tak samo jak ich poprzednicy próbowali narzucić innym komunizm.

W Hazaristanie bardziej ortodoksyjni sunnici poparli talibów. Stworzyli własne zbrojne oddziały, które napadały na wojska rządowe i przeprowadzały akty sabotażu. Chloe dałaby głowę, że Ahmad siedzi w tym po uszy, ale stopniowo poświęcała temu coraz mniej uwagi, ponieważ ciągłe walki nie zmieniały sytuacji w kraju. Przypominało to pomruk odległej burzy, w końcu przywykła do tego.

Któregoś dnia wracała z mamą z bazaru i naraz spostrzegła, że przed ich niskim domem z kamieni płonie wysoki stos. Znalazły się na nim jej dżinsy, wszystkie szorty, wszystkie bluzeczki z krótkim rękawem. Plakatów z muzykami rockowymi użyto jako podpałki, w ogniu topił się sprzęt grający, kasety i płyty CD. Zniszczono jej książki, kosmetyki i każdy przedmiot osobistego użytku, który był w jakikolwiek sposób powiązany z Zachodem. Krzycząc, rzuciła się na palącego jej rzeczy Ahmada. Powalił ją na ziemię, stanął nad nią i wyjaśnił, co zaszło.

Oddziały talibów, w których był starszym rangą oficerem, zdobyły Kaszi i obaliły prezydenta. Od tej pory obowiązywał szariat, stare prawo koraniczne. Mężczyźni muszą nosić brody. Okna zostaną pomalowane na czarno, by nie można było przypadkiem ujrzeć przebywającej w domu kobiety. Kobietom nie wolno pokazywać się na ulicy bez czadoru i eskorty męskiego krewnego, który będzie pilnował, by zachowywały się stosownie. Te, które nie posłuchają zakazu, będą bite przez członków straży porządkowej. Poza tym każdy mężczyzna, zgorszony zachowaniem jakiejkolwiek kobiety, ma prawo ją wychłostać. Kobietom grozą kary również za zbyt głośne rozmowy, śmiech w miejscach publicznych, ukazanie skóry powyżej nadgarstka lub kostki, noszenie makijażu – ta lista ciągnęła się jeszcze długo. Powinnością ojców, mężów i braci jest częste stosowanie kar fizycznych, by utrzymać córki, zony i siostry w ryzach. Seks przedmałżeński i cudzołóstwo będą karane śmiercią jednej lub obu stron. Koniec ze szkołami dla dziewcząt. Wszystkie pracujące kobiety zostają odesłane z powrotem do domu, ich miejsce zajmą mężczyźni.

Chloe sądziła, że już nic gorszego nie może jej spotkać, ale myliła się. Ojczyma powołano do wojska i wysłano na północną granicę, zaś Ahmad objął całkowitą władzę nad domem, a szczególnie nad Chloe oraz jej matką, gdyż zgodnie z prawem Treena znajdowała się pod kuratelą męża.

Warunki życia w kraju pogarszały się z tygodnia na tydzień. Brakowało żywności, znikły wszystkie towary importowane. Kobiety pozbawione męskich krewnych musiały zebrać na ulicach, gdyż inaczej nie miały się z czego utrzymać. Prostytucja, chociaż surowo zakazana, stała się wszechobecna. Zwiększała się liczba przestępstw, po ulicach biegały hordy wygłodzonych bezpańskich psów. Elektryczność dostarczano tylko do budynków rządowych oraz paru hoteli. Nie działała sygnalizacja świetlna ani latarnie. Wyglądało to jak powrót do średniowiecza.

Minął rok. Któregoś dnia matka Chloe usłyszała krzyk na ulicy, wyjrzała przez uchylone okno w kuchni i zobaczyła, jak sfora psów atakuje małą dziewczynkę. Z krzykiem wyskoczyła z domu, uzbrojona w kij od szczotki, by odgonić psy. Hałas zwabił jednego ze strażników, lecz nie dbał on zupełnie o poranione dziecko, ponieważ był świadkiem przestępstwa – kobieta opuściła dom bez czadoru. Kiedy zaczął ją okładać ciężką pałką, pojawiło się dwóch gapiów, podjudzających go okrzykami przeciw zamorskiej czarownicy, która śmiała wzgardzić świętym prawem Koranu. Natychmiast zgromadził się tłum. Chloe chwyciła czador i wypadła na ulicę, by pomóc mamie, lecz pochwycono ją i nie pozwolono jej podejść. Poleciał kamień, potem drugi i następny, coraz więcej. Gdy było już po wszystkim, syci krwi oprawcy rozeszli się, zostawiając pod murem domu zmasakrowane ciało grzesznej kobiety i jej skamieniałą ze zgrozy córkę.

W tym momencie wokół Chloe ostatecznie zatrzasnęły się stalowe zęby pułapki. Rozpoczęły się straszliwe migreny, tak męczące, że chyba tylko obcięcie głowy przyniosłoby jej ulgę. Spędzała całe godziny, dnie i tygodnie, leżąc w swoim pokoju, gdzie z powodu zamalowanych okien panował wieczny półmrok. Czasem spała, czasem leżała ze wzrokiem wbitym w sufit, lecz najchętniej wyglądała przez maleńką dziurkę wyskrobaną w farbie. Widziała jałowy krajobraz, budynki w kolorze ochry, spaloną słońcem, brunatną ziemię, nieliczne rośliny, szarozielone od upału i skryte za błękitnawą mgiełką odległe góry. Nie wychodziła, gdyż nie miała dokąd pójść. Rzadko dołączała do pozostałych członków rodziny we wspólnych pomieszczeniach, ponieważ nie miała o czym mówić. Schudła, przestała czesać włosy, których nie wolno było obcinać, pozwoliła, by stały się pozbawione zżycia i matowe. Czasem podczas bezsennych nocy, gdy dobiegało ją szczekanie psów, a potem pianie kogutów, rozmyślała o samobójstwie, ponieważ tylko ono mogło jej przynieść wyzwolenie.

Ocaliła ją Treena, łagodna, potulna Treena o wielkich oczach i cichym głosie, wiecznie rodząca, karmiąca i doglądająca dzieci. Treena, która pod pozorami pełnej uległości skrywała dzielność lwicy. To ona szeptała przyrodniej siostrze wieści o Rewolucyjnym Stowarzyszeniu Kobiet Afganistanu, nazywanym RAWA od pierwszych liter angielskiej nazwy. Była to tajna organizacja, która początkowo walczyła z sowieckim najeźdźcą, a obecnie próbowała przeciwstawiać się władzy talibów. RAWA działała najpierw w Afganistanie, potem przeniknęła również do Hazaristanu. Przede wszystkim poszukiwała kobiet, które mogłyby potajemnie uczyć dziewczynki, którym przecież odmówiono wszelkich praw do otrzymania edukacji. Brak wykształcenia skazywał je na rolę niewolnic. Czy Chloe nie mogłaby pójść w ślady matki i zająć się kształceniem innych?

Nie pamiętała, ile lat minęło, odkąd po raz pierwszy spotkała te dzielne kobiety. Pięć? Sześć? Może więcej? Czas wydawał się stać w miejscu, gdy nie dawało się odróżnić jednego dnia od drugiego, a kolejne lata zlewały się w jedną całość. Odnosiła wrażenie, jakby od zawsze uczyła małe dziewczynki, w największym sekrecie wykradając się na godzinę czy dwie do domów, w których dzielne kobiety próbowały walczyć z talibami za pomocą wszelkich dostępnych sposobów. Te potajemne lekcje, uśmiechy jej uczennic oraz przyjaźnie z członkiniami RAW-y utrzymywały ją przy zdrowych zmysłach. Czasem myślała, że nie znalazła się w tej części świata przypadkowo, że to przeznaczenie przywiodło ją do tego kraju, by mogła dzielić się wiedzą zdobytą w amerykańskich szkołach i przekazaną przez matkę. Tu jej potrzebowano, tu odnalazła cel i sens swego życia – niesienie pomocy innym. Cóż wspanialszego mógł jej zaoferować ten obcy, który namawiał ją do wyjazdu?

Samo jego pojawienie się i nawiązanie z nią kontaktu wystawiło ją na poważne niebezpieczeństwo, zaś ponowne spotkanie byłoby niezwykle ryzykowne nie tylko dla niej. Gdyby wzbudziła podejrzenia i zaczęto ją śledzić, odkryto by jej powiązania z RAW-ą, a to mogłoby stanowić zagrożenie również dla jej przyjaciółek, bliskich jej niczym rodzone siostry. Ich działalność zostałaby potraktowana jak najgorsza zbrodnia, zapewne spłonęłyby na stosie, a uprzednio poddano by je prawdopodobnie torturom, gdyż kary były coraz surowsze, coraz bardziej barbarzyńskie.

Nie, Chloe nie mogła udać się na wyznaczone spotkanie, to byłoby czyste szaleństwo! Nie wolno jej było samotnie pójść w żadne miejsce publiczne, a więc także i na bazar. Nawet gdyby namówiła Ismaela na towarzyszenie jej, nadal byłoby to ogromnie ryzykowne, bo jak miałaby porozmawiać z wyróżniającym się w tłumie

Amerykaninem bez zwracania na siebie uwagi? Zresztą i bez tej przeszkody kontakt z nim był niewskazany, gdyż Chloe nie mogła być pewna jego dyskrecji. Nie znał warunków jej życia, nie wiedział o czyhających na nią zagrożeniach, więc nie zachowywałby niezbędnej ostrożności.

Nie, nie zobaczy się z Amerykaninem. W żadnym wypadku.

Kiedy tego samego dnia wieczorem kąpały dzieci przed położeniem ich do łóżek, Treena wróciła do spotkania na stadionie.

– Ten przystojny zamorski diabeł coś ci powiedział. Powtórzysz mi co, czy mam może zgadywać?

– On tylko mnie przeprosił.

– I to od tego zamieniłaś się w kamień? Na filmach tacy mężczyźni jak on mówili zazwyczaj bardzo zuchwałe rzeczy. Czy to było coś nieprzyzwoitego?

– W żadnym wypadku.

– To może powiedział ci komplement? Oni na tych filmach potrafili też…

– Nie prawił mi żadnych komplementów! – Chloe poczuła, jak się rumieni, więc czym prędzej pochyliła głowę i zajęła się rozczesywaniem włosów pięcioletniej Umy.

– Chciał się z tobą spotkać?

Chloe podniosła wzrok na przyrodnią siostrę.

– Zrozumiałaś go więc.

– Częściowo – przyznała Treena. – Równie dobrze możesz więc wyjawić mi resztę, prawda?

– To, co powiedział, było głupie.

– A jednak wywarło na tobie wielkie wrażenie, gdyż milczałaś przez całą drogę powrotną. Zdradź mi to, proszę! To takie ekscytujące, że w ogóle się do ciebie odezwał.

Chloe wiedziała, że Treena nie ustąpi, dopóki nie wyciągnie z niej wszystkiego. Właściwie czemu jej nie wtajemniczyć, skoro i tak z tego spotkania nic nie wyjdzie?

– Podobno przysyła go mój ojciec – rzekła, starannie zaplatając warkocz Umy.

– W jakim celu?

– Żeby zabrał mnie z powrotem do Stanów.

– Och!

– Nie wierzę w to – oznajmiła ponuro Chloe. – Czemu ojciec nagle miałby kogoś przysłać, skoro nawet nie odpowiedział na żaden z moich listów?

– Zdarzenia mogą mieć różne przyczyny.

To była jedna z tych zagadkowych odpowiedzi, tak typowych dla tej części świata. Kiedyś doprowadzały Chloe do rozpaczy, aż wreszcie pojęła, że niekoniecznie muszą oznaczać unik, gdyż rozmówca równie dobrze może w ten sposób wyrażać zachętę do rozwinięcia tematu.

– Na przykład jakie?

– Może twój ojciec dopiero teraz otrzymał twoje listy?

– Mój kraj znajduje się bardzo daleko stąd, lecz nie na innej planecie.

Treena skończyła myć niespełna trzyletnią córeczkę, ucałowała ją czule i ubrała w czystą koszulkę.

– Kiedyś myślałaś inaczej.

– Doświadczenie jest cenną rzeczą – odparła, gdyż Hazarowie nie mieli wyłączności na enigmatyczne stwierdzenia. – Szkoda, że nie wiem, czy ten Amerykanin rzeczywiście ma jakieś wieści o moim ojcu. Byłoby cudownie dowiedzieć się, gdzie teraz mieszka, co robi.

– Myślałam, że nie byłaś z nim blisko. Nigdy o nim nie wspominasz. Zupełnie jakbyś wyrzuciła go z pamięci.

– Nie – ucięła Chloe i zamilkła.

Była jego oczkiem w głowie, jego księżniczką i jego kompanem. Wspólnie budowali domki dla ptaków, jeździli na rowerach, chodzili na ryby, a kiedy miała dziesięć lat, pojechali tylko we dwójkę na wakacje i zaszyli się na kempingu nad brzegiem jeziora gdzieś w Luizjanie. Czasem, gdy od gór wiał zimny wiatr lub gdy niebo robiło się białe od upału, a deszcz nie chciał padać, wracała w snach do tego cudownego lata spędzonego nad rozmigotaną wodą. Śniła o tamtym powietrzu, łagodnym jak jedwab, o lasach przypominających dżunglę, gdzie padające przez niemal szmaragdowe liście światło też zabarwiało się na zielono, o tych rozkosznie leniwych dniach, z których każdy był pełen spokoju. Budziła się i nie rozumiała, gdzie jest, miała wrażenie, że znajduje się nie tam, gdzie powinna. I ogarniała ją ogromna tęsknota za ojcem, który ją kochał i tak często jej powtarzał, że jest śliczna, aż ośmieliła się w to uwierzyć. Jak mogłaby kiedykolwiek o nim zapomnieć?

– Przykro mi – odezwała się cicho Treena.

Chloe odwróciła wzrok, by ukryć łzy.

– Zastanawiałam się, czy moje listy w ogóle kiedykolwiek dotarły do taty. To by tłumaczyło, czemu nie pisał. Nie znał adresu.

Siostra nie odpowiedziała. Wzięła średnią córeczkę na ręce i ułożyła ją na sienniku lezącym w rogu pokoju, który służył za posłanie jej i Ismaelowi. Pewna sztywność jej ruchów przykuła uwagę Chloe.

– Treena?

– Wszystko jest możliwe.

Chloe ściągnęła brwi.

– Chcesz mi powiedzieć, że ktoś przechwytywał moje listy?

– Czy ty zawsze musisz być taka dosłowna?

– Nie zawsze. – Cóż, jeśli chciała uzyskać odpowiedź, musiała grać w tę typową dla Wschodu grę aluzji, ponieważ zawoalowane sugestie pozwalały rozmówcy przekazać pewne informacje i jednocześnie uniknąć oskarżenia o zdradę. – Czy istniał powód, dla którego ktoś pragnąłby nie dopuścić do mojego kontaktu z ojcem?

– Żaden rozsądny powód nie przychodzi mi do głowy.

Chloe z łatwością dopowiedziała sobie resztę. Istniał powód, który z rozsądkiem nie miał nic wspólnego – czysta złośliwość. Znała tylko jedną osobę, zdolną do czegoś podobnego.

– Byłoby to łatwe zadanie dla kogoś, do kogo należało wysyłanie korespondencji.

– To prawda.

Cała korespondencja przechodziła przez ręce Ahmada, gdyż był to jeden z obowiązków głowy domu. Chloe dostała furii na myśl, że do tego stopnia wykorzystał swoją uprzywilejowaną pozycję.

– Mogłabym go za to zabić – syknęła.

Treena potrząsnęła głową.

– A jeśli myślał, że to dla twojego dobra?

– Chyba żartujesz!

– Za dużo w tobie gniewu, Chloe. Nie pozwól, by spalał cię tak samo jak Ahmada. Jedna taka osoba w rodzinie wystarczy aż nadto.

Chloe parsknęła krótkim śmiechem pozbawionym wesołości.

– Jakie on w ogóle ma powody, żeby się wiecznie złościć? Przecież zawsze stawia na swoim.

– Kiedy nasza matka zmarła po urodzeniu mnie, ojciec zostawił nas pod opieką jej rodziców, a sam wyjechał do tego dalekiego kraju jak z bajki, do Ameryki. Dziadkowie wychowali nas najlepiej, jak umieli, lecz nie byli już młodzi, w dodatku wyznawali tradycyjne i surowe poglądy. Szczególnie dziadek bardzo poważał dawne obyczaje i prawa, za to nienawidził wszystkiego, co nowoczesne, zwłaszcza amerykańskie. To on wysłał mojego brata do Afganistanu, żeby pobierał nauki u mułłów. Ahmad wrócił zupełnie odmieniony, zniszczono w nim wszelkie ludzkie uczucia, uczyniono z niego miecz Allaha.

– A co z tobą?

– Ja byłam młodsza, w dodatku byłam tylko dziewczynką, więc powierzono mnie opiece babki. Uznano, że nie warto mnie kształcić. Czasem, gdy patrzę na mojego brata, wcale tego nie żałuję. – Treena urwała gwałtownie.

– Wybacz, siostro mego serca! Nie chciałam mówić o sprawach, które sprawiają ci ból.

– Wiem, ale pragnę, byś mnie dobrze zrozumiała. Gdyby ojciec wrócił do domu wcześniej, gdyby nie zastąpił naszej zmarłej matki dumną Amerykanką, piękniejszą, lepiej wykształconą i pod każdym względem silniejszą od niej, wszystko mogłoby się jeszcze jakoś ułożyć. I gdyby nie przywiózł do domu nowej córki, tak bardzo podobnej do matki, córki, którą pokochał bardziej niż swoje rodzone dzieci…

– To nieprawda.

– Ale Ahmad tak myślał, to wystarczyło. To podsyciło gniew, który go zżerał jak ogień od czasu powrotu z Afganistanu. No i wtrącanie się obcych w sprawy naszego kraju…

– Ach, mówisz o CIA.

Wszędzie powtarzano sobie pogłoski o napływie agentów oraz o pieniądzach przysyłanych z zagranicy, by wesprzeć tę czy inną frakcję biorącą udział w niekończącej się wojnie o władzę.

– I o Sowietach, Chińczykach, Pakistańczykach, chociaż ci ostatni najmniej się w tym wszystkim liczą. Ahmad obrócił ostrze swej nienawiści przeciw Amerykanom, w których widzi demony pragnące zniszczyć jego kraj. Mówię ci to, żebyś lepiej zrozumiała powody jego dawnych i przyszłych działań.

Chloe wyczuła w tych ostatnich słowach jakieś ukryte znaczenie.

– Przyszłych? – spytała z niepokojem.

– Dwa dni temu Ahmad rozmawiał w hadrze z przyjacielem, młodym człowiekiem imieniem Zahir.

– Słyszałam, jak przyszedł.

Oczywiście Chloe nie mogła go zobaczyć, ponieważ kobiety nie miały prawa wstępu do tego pomieszczenia, kiedy podejmowano w nim gości. Tylko mężczyzn, rzecz jasna.

– Kiedy przechodziłam koło kraty, zorientowałam się, że rozmawiają przyciszonymi głosami i to zwróciło moją uwagę. Zaczęłam słuchać, mówili o pieniądzach z posagu.

Chloe wbiła w nią zdumiony wzrok.

– Co próbujesz mi powiedzieć?

– Na pewno nie dotyczyło to Ahmada, gdyż przysiągł nigdy się nie ożenić, ani o moją Umę, gdyż jest jeszcze za mała. – Czule dotknęła policzka córki siedzącej na kolanach Chloe.

– Przecież… przecież nie może chodzić o mnie. Jestem za stara!

Obawiała się tego przez całe lata, od momentu gdy ojczym po raz pierwszy poruszył z nią temat małżeństwa. Na szczęście nie wracano już do tego, toteż z czasem uwierzyła, że jest bezpieczna.

– Tak, ale chociaż mężczyźni wolą młodsze żony, bo łatwiej je przyuczyć i ułożyć po swojemu, to i ty będziesz w cenie ze względu na swoją jasną skórę i błękitne oczy.

– Ahmad chce się mnie pozbyć…

– Dostanie za ciebie pieniądze.

– No tak, oczywiście.

– Nie martw się, moja najdroższa Chloe.

Każdy mąż, jakiego dla ciebie wybierze, pokocha cię, bo nie może być inaczej. Jesteś dobra i mądra, urodzisz mu równie mądre dzieci. I piękne, bo ty jesteś piękna. Masz oczy tak niebieskie jak góry widziane z dali i włosy miękkie jak jedwab. – Dotknęła swego brzucha, mało jeszcze wypukłego, gdyż była dopiero w czwartym miesiącu ciąży. – Dzieci będą twoją radością i pociechą, przekonasz się.

Dzieci… Chloe mocniej otoczyła ramionami drobne ciałko Umy i pocałowała czubek małej główki, czując ogromną miłość do dziewczynki, której pomogła przyjść na świat, którą codziennie się opiekowała i którą zdążyła już sporo nauczyć. O posiadaniu własnych dzieci nawet nie śmiała myśleć.

– Nie mogę – rzekła nieswoim głosem. – Nie mogę tego zrobić.

Treena spojrzała na nią z lękiem, po czym wzięła Umę i ułożyła ją do spania.

– Nie próbuj odmawiać. Widziałaś dzisiaj, co grozi za podobne nieposłuszeństwo.

– Ahmad zadbał, bym to zobaczyła, prawda?

– Właśnie.

Przykrywszy Umę, Treena pochyliła się nad najmłodszą, zaledwie dziewięciomiesięczną córeczką. Delikatnie dotknęła dłonią maleńkiego czółka i zamarła.

– Co się stało? – zaniepokoiła się Chloe.

– Jest cała rozpalona. Och, wiedziałam, że nie powinna zostawać z tą głupią służącą, bo ona tylko siedzi z założonymi rękami, gdy moja mała Anaszita pełza po ziemi i pakuje wszystko do buzi.

Chloe aż zaklęła cicho, podrywając się z miejsca. Służącą była świeżo owdowiała kobieta, która zapukała niedawno do tylnych drzwi domu, błagając o miskę strawy i kąt do spania w zamian za służbę. Ahmad zgodził się ze skąpstwa, rad z posiadania służby tak tanim kosztem, Treena zaś z litości. Pogrążona w rozpaczy kobieta nie wywiązywała się jednak należycie ze swoich obowiązków.

Chloe była równie przerażona jak Treena, za nic nie chciałaby utracić żadnej z trzech dziewczynek. Niestety, dzieci umierały bardzo często, ponieważ brakowało szczepionek oraz antybiotyków i nie było praktycznie żadnych leków, które pozwalałyby zwalczyć zatrucie pokarmowe i gorączkę. Kobiety rodziły dużo dzieci, ponieważ antykoncepcja została najsurowiej zakazana, ale również po to, by przynajmniej niektóre przeżyły i osiągnęły dojrzałość. Rodziły, choć porody odbywały się w prymitywnych warunkach zagrażających życiu położnic i ich potomstwa. Chloe uważała, że odwaga tych kobiet znacznie przewyższa odwagę ich despotycznych mężczyzn.

– Ismael musi natychmiast iść po lekarza.

Treena potrząsnęła głową.

– Ahmad się nie zgodzi.

No tak, nie pomyślała o tym.

– Módl się, żebyś teraz urodziła syna – rzekła z goryczą. – On będzie wart, by opłacić lekarza.

– Stare kobiety mówią, że tym razem to chłopiec, one się nie mylą. To nam pomoże! Będziemy mogły mówić, że to on jest chory i sprowadzać doktora do dziewczynek. Na razie musimy jednak radzić sobie same.

Zbudziły służącą i poleciły jej zagotować wodę, a same zaczęły łagodnie zanurzać chore dziecko w chłodnej kąpieli, by obniżyć gorączkę. Potem dodały do wrzątku soli, cukru i soku z cytryny, ostudziły go i delikatnie wlewały maleńkie porcje między rozchylone usta dziewczynki. I ani na moment nie przestawały się modlić.

Kwestia małżeństwa chwilowo poszła w niepamięć, a Chloe postanowiła na razie do tego nie wracać. Po co się martwić na zapas, może Treena coś źle usłyszała lub zrozumiała? A nawet jeśli nie, to jeszcze nic nie jest przesądzone. Wybrany przez Ahmada mężczyzna mógł nie chcieć takiej starej żony. Albo na przykład strony nie osiągną porozumienia co do wysokości posagu lub też przyrodni brat z czystej złośliwości w ostatniej chwili zmieni zdanie. Na razie nic nie było pewne, nic nie zostało jej oznajmione. Nie ma potrzeby rozpaczać nad okrutnym losem. Zamiast obawiać się przyszłości, lepiej skupić się na dniu dzisiejszym.

ROZDZIAŁ DRUGI

Następnego ranka nie mogła przestać myśleć o mężczyźnie, który miał na nią czekać na bazarze. Wyobrażała go sobie, jak chodzi pomiędzy osłoniętymi płótnem straganami pełnymi kolorowych przypraw, przywiędłych warzyw, ręcznie tkanych dywanów, srebrnychi mosiężnych talerzy. Wyższy od otaczającego go tłumu, od razu rzuca się w oczy, więc zauważono by go nawet wtedy, gdyby nie chodził z gołą głową, ogolony i w zachodnich ubraniach. Jeśli zatrzyma się gdzieś z boku, oprze o mur i zacznie obserwować przechodzące kobiety, może mieć poważne kłopoty, ludzie szybko wezwą straż. Ale on pewnie nie będzie się kręcił po bazarze zbyt długo, najwyżej po godzinie wróci do swojego hotelu, a potem do swojego zżycia w Stanach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: