Być jak Rich DeVos - ebook
Być jak Rich DeVos - ebook
Rich DeVos, współzałożyciel firmy Amway i właściciel klubu NBA Orlando Magic, posiada cechy rzadko spotykane wśród dzisiejszych liderów biznesu: mądrość, oddanie innym, filantropię, patriotyzm, nieustanne podkreślanie roli rodziny jako rzeczy najcenniejszej i najważniejszej w życiu.
Każdy rozdział tej książki wypełniają historie ludzi, którzy mieli okazję przyglądać się życiu Richa DeVosa z bliska.
„Podczas dosłownie setek rozmów, które przeprowadziłem, nie usłyszałem o Richu DeVosie ani jednej negatywnej opinii! Każdy, z kim rozmawiałem – od kelnerki, boya hotelowego i dozorcy aż po byłego prezydenta USA – mówił o Richu jedynie z podziwem i wdzięcznością” pisał w posłowiu do książki jej coautor, Pat Williams.
Rich DeVos z pewnością zostanie zapamiętany jako jeden z największych współczesnych przedsiębiorców. On i jego partner, Jay Van Andel, zaczęli praktycznie od zera, budując firmę, która umożliwia prowadzenie działalności gospodarczej dosłownie milionom ludzi na całym świecie. Stworzyli korporację, która dała początek zupełnie nowej formie indywidualnego przedsiębiorstwa, i wciąż jest jednym z najbardziej niezwykłych, społecznych i kulturowych fenomenów naszych czasów.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64437-61-8 |
Rozmiar pliku: | 692 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bardzo ucieszyła mnie informacja, że Pat Williams pracuje nad książką o Richu DeVosie. Rich to jeden z najznamienitszych i najbardziej podziwianych ludzi, jakich w życiu spotkałem. Poznałem go w 1975 roku, podczas bankietu Gospel Communications International w Michigan, na który zostałem zaproszony jako mówca – w tamtym czasie nie wiedziałem jeszcze zbyt wiele o Amwayu (chociaż gdy pewnego razu gościłem w Białym Domu, szofer, odwożący mnie wieczorem do domu, okazał się niezależnym dystrybutorem tej marki i kupiłem wtedy od niego kilka produktów).
Jako chrześcijanin, Amerykanin i przedsiębiorca, Rich DeVos to wyjątkowa osobowość.
WILLIAM F. BUCKLEY Jr.,
ZAŁOŻYCIEL „NATIONAL REVIEW”
Przez lata utrzymywałem z Richem kontakt, spotykając się z nim przy różnych okazjach i korespondując od czasu do czasu. Kiedyś przeczytałem w gazecie, że Rich trzyma na łodzi – na tej samej, którą pływał po rzece Potomak i na której gościło wielu polityków – moją książkę Narodzony na nowo¹. Wysłałem mu list z podziękowaniem i od tamtej pory dość często do siebie pisaliśmy.
Gdy z czasem coraz lepiej poznawałem Richa DeVosa, byłem pod coraz większym wrażeniem jego pokory i szczodrości, którym towarzyszyła niezwykła, osobista charyzma. W najmniejszym stopniu nie odpowiadał moim wyobrażeniom na temat typowego przywódcy obracającej miliardami dolarów korporacji. A gdy usłyszałem, jak przemawia, nabrałem przekonania, że to jeden z najlepszych mówców naszych czasów.
Gdy któregoś razu byłem w West Michigan, postanowiłem zajrzeć do siedziby firmy. Podczas tamtej wizyty dowiedziałem się o Richu czegoś niesamowitego. Gdy rozmawialiśmy, akurat przyjechała grupa dystrybutorów i czekała w holu na odbiór produktów. Rich przerwał nasze spotkanie, żeby się z nimi przywitać. Zszedłem z nim na dół i patrzyłem, jak podchodzi do każdego z osobna i wita się jak z najlepszym przyjacielem. Chwile, które im poświęcił, wcale go nie zmęczyły, wręcz przeciwnie – napełniły energią i zainspirowały! Z ogromnym podziwem obserwowałem, jak przez cały czas emanuje szczerością, entuzjazmem i miłością.
Rich już od dawna hojnie wspiera naszą organizację Prison Fellowship. W 1996 roku on i jego żona Helen zaprosili mnie do siebie do Manalapan na Florydzie. Gdy weszliśmy do salonu, uderzyła mnie skromność i prostota wystroju, związana z ich holenderskim pochodzeniem. Obok całego swego entuzjazmu i natchnienia, i pomimo całego majątku i sukcesu, jaki stał się jego udziałem, Rich wciąż jest tym samym człowiekiem, którym był na początku swojej kariery – osobą o chłopięcym sercu, pełną zapału i marzeń, a także miłości do Boga i ludzi. Ciężko pracował na wszystko, co w życiu osiągnął, dlatego ma mnóstwo szacunku i życzliwości dla każdego, kto również nie boi się ciężkiej pracy.
Rich i Helen ofiarowali wtedy sporą sumę na potrzeby Prison Fellowship, za co szczerze im podziękowałem. Oboje natychmiast zaprotestowali.
– O nie! Nie dziękuj nam! To my dziękujemy tobie za to, co robisz! Poświęcasz się czemuś bardzo ważnemu. My tylko wypisaliśmy czek i jedynie spełniliśmy w ten sposób naszą powinność.
Helen wspomniała, że już jako nastolatka nauczyła się oddawać „dziesięcinę”.
– U nas w domu zawsze oddawaliśmy dziesięcinę – przyznała. – Pierwsze dziesięć procent wszystkich przychodów przeznaczaliśmy na wsparcie pracy czynionej w imię Pana.
Helen, urocza i pełna życzliwości była nauczycielka, chce tylko oddawać Bogu część tego, co sama otrzymuje. A gdy przyjmujesz od niej czek, czujesz się tak, jakbyś sam robił jej przysługę, dając jej sposobność praktykowania wiary! To naprawdę niesamowite.
Bogaci, wpływowi ludzie często wykorzystują posiadany majątek, by osiągnąć jakąś osobistą korzyść – nawet gdy wspierają pożyteczny cel. Ale nie Rich i Helen. Nigdy nie posługują się pieniędzmi w celu zdobycia władzy nad innymi. Sięgają po nie po prostu po to, by służyć Bogu i ludziom.
Nasza organizacja prowadzi program o nazwie Angel Tree, w ramach którego troszczymy się o potrzeby dzieci osób osadzonych. Kiedy oznajmiłem Richowi, że fundusz Angel Tree, przeznaczony na letnie obozy wakacyjne, nazwiemy „Stypendium Richa i Helen DeVosów”, przyjaciel wzruszył się do łez.
– Naprawdę, nie zasługuję na ten zaszczyt – powiedział z autentyczną pokorą.
I wciąż nie może się nadziwić, że Bóg tak obficie mu błogosławi, że ciągle może pomagać innym.
W 1997 roku zatelefonowałem do Richa, by złożyć mu życzenia noworoczne. Powiedział, że wyjeżdża do Anglii, gdzie podda się operacji przeszczepu serca. W jego głosie usłyszałem smutek – chyba bał się, że nie wróci z tej podróży. Ja też zastanawiałem się, czy dane mi go będzie jeszcze zobaczyć na tym świecie. Zanim się rozłączyłem, przypomniałem mu:
– Chrześcijanie nigdy nie mówią – „Żegnaj!”, dlatego -Au revoir!, Rich. Do zobaczenia.
Najlepsze w mojej pracy jest to, że dzięki niej poznałem Richa DeVosa. To absolutnie najważniejsza osoba, którą w życiu spotkałem. Człowiek wielkiego formatu, który wywarł na mnie ogromny wpływ. Nazywam go „kometą Halleya”, bo tacy jak on pojawiają się na tym świecie raz na siedemdziesiąt pięć lat. Ludzie mnie pytają: „Jaki on jest? Naprawdę jest tak wspaniały?”. Owszem, naprawdę.
JOE TOMASELLI,
WICEPREZES I DYREKTOR GENERALNY
AMWAY GRAND PLAZA HOTEL
Siedem miesięcy później z radością odwiedziłem Richa w jego londyńskim apartamencie. Był już po operacji. Bardzo się razem cieszyliśmy, że Bóg pozwolił mu wyjść z tego cało i przedłużył jego ziemskie bytowanie. Rich był jak nowy – jak Łazarz, którego sam Jezus wezwał, aby powstał z grobu. W pełni odzyskał całą swoją siłę, determinację i optymizm. Zdobył też nowe, głębsze pojęcie sensu życia.
– Bóg nie zatrzymał mnie tu bez powodu – powiedział. – Resztę życia zamierzam poświęcić temu, co jest dla Niego naprawdę ważne.
Rich DeVos z pewnością zostanie zapamiętany jako jeden z największych współczesnych przedsiębiorców. On i jego partner, Jay Van Andel, zaczęli praktycznie od zera, budując firmę, która umożliwia prowadzenie działalności gospodarczej dosłownie milionom ludzi na całym świecie. Stworzyli korporację, która dała początek zupełnie nowej formie indywidualnego przedsiębiorstwa, i wciąż jest jednym z najbardziej niezwykłych, społecznych i kulturowych fenomenów naszych czasów.
I choć Rich osiągnął już tak wiele, to jestem przekonany, że w kwestii czynienia dobra nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wydanie tej książki bez wątpienia podziała na niego mobilizująco. Dziękuję Patowi Williamsowi, że postanowił przybliżyć nam jego sylwetkę, a także samemu Richowi – za to, że jest tak hojnym, pokornym i prawym człowiekiem, ale też przyjacielem i liderem.
Charles W. ColsonRozdział pierwszy Mój przyjaciel Rich DeVos
Nigdy nie zapomnę chwili, gdy po raz pierwszy spotkałem Richa DeVosa. Przeleciałem pół kraju tylko po to, żeby spędzić z tym człowiekiem czterdzieści pięć minut. Wyciągnąłem rękę, mówiąc:
– Panie DeVos, ogromnie mi miło pana poznać.
Mocno uścisnął moją dłoń, szeroko się uśmiechnął i powiedział:
– Pomińmy „panie DeVos”. Mów mi „Rich”. Pomyślałem: Tak, wiem, że jest pan bogaty!² Właśnie
dlatego się spotykamy. I była to najszczersza prawda. Przyleciałem z Orlando na Florydzie do West Michigan, żeby porozmawiać z jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Ale w tamtej chwili nie miałem pojęcia, jak bardzo ten pierwszy uścisk dłoni, to pierwsze spotkanie, odmieni moje życie. Przyjaźń z Richem okazała się dla mnie czymś tak bardzo ważnym, że aż trudno mi to sobie wyobrazić. Ale zacznijmy od samego początku, czyli od tego, jak w ogóle dowiedziałem się o istnieniu „pana DeVosa”.
Był rok 1990 i drużyna koszykarska Orlando Magic, zrzeszona w National Basketball Association, właśnie zakończyła swój pierwszy sezon pierwszoligowych rozgrywek, ja zaś byłem jej pierwszym prezesem. Wkroczywszy w świat sportu zawodowego, pomyślałem: A może by tak założyć w Orlando pierwszoligową drużynę bejsbolową? Właściciele Orlando Magic (najważniejszym z nich był wówczas Bill DuPont z Wilmington w Delaware) wykazali zainteresowanie tym pomysłem, dlatego przystąpiliśmy do działania.
Stworzenie pierwszoligowej drużyny to przedsięwzięcie niewyobrażalnie kosztowne. Sama opłata wstępna wynosiła wtedy dziewięćdziesiąt pięć milionów dolarów – co i tak nie obejmowało wszystkich kosztów początkowych. Wniosek o przystąpienie do ligi musieliśmy złożyć do wtorku, 4 września 1990 roku, dzień po Święcie Pracy. W lipcu, zaledwie sześć tygodni przed ostatecznym terminem, Bill DuPont przyszedł do mnie do biura.
– Postanowiliśmy wycofać się z tworzenia drużyny bejsbolowej – zakomunikował.
Serce mi zamarło.
– Ale dlaczego? – wykrztusiłem.
Bill wyjaśnił, że jego firma handlująca nieruchomościami poczyniła pewne inwestycje, które okazały się niewypałem. Dlatego obecnie nie jest w stanie zaangażować się w żaden nowy projekt – a szczególnie w coś tak kosztownego, jak tworzenie pierwszoligowej drużyny bejsbolowej.
Zacząłem szukać nowego głównego inwestora – niestety, nikt nie był zainteresowany. Była już połowa sierpnia i ostateczny termin złożenia wniosku zbliżał się wielkimi krokami. Po głowie chodziło mi jeszcze jedno nazwisko – Rich DeVos, współzałożyciel Amwaya i jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Znałem go tylko ze słyszenia i nie miałem pojęcia, jak do niego dotrzeć.
Postanowiłem spotkać się z moim przyjacielem Bobbym Richardsonem, byłym zawodnikiem Yankees, i opowiedzieć mu o moim problemie.
– Bobby – powiedziałem – muszę się skontaktować z Richem DeVosem.
– Och, to bardzo proste – usłyszałem. – Skontaktuj się z Billym Zeolim.
Billy Zeoli! Od lat znam Billy’ego – to mówca, autor książek i w owym czasie prezes Gospel Communications International. Okazało się, że Rich DeVos pełnił wtedy funkcję przewodniczącego zarządu tej organizacji, a Billy – zwany „Zi” – był jego zaufanym powiernikiem.
Zatelefonowałem do Billy’ego i wyjaśniłem całą sprawę.
– Jak sądzisz, Zi – zapytałem – czy Rich DeVos byłby zainteresowany posiadaniem drużyny bejsbolowej?
Zi to człowiek bardzo poważny i nigdy nie rzuca słów na wiatr.
– No nie wiem… – zawahał się. – Wiesz co, oddzwonię do ciebie.
Przez tydzień obgryzałem paznokcie, umierając z niecierpliwości. W końcu Billy się odezwał.
– Rich jest zainteresowany – oznajmił. – Umówię was na spotkanie.
Zorganizowanie spotkania zajęło kolejne kilka dni. Znów telefon od Zi.
– Wszystko załatwione – powiedział. – Widzisz się z Richem 30 sierpnia w Grand Rapids w Michigan.
Trzydziestego sierpnia! To niemal w ostatniej chwili…!
– Zatrzymasz się w Amway Grand Plaza Hotel w centrum Grand Rapids.
– Świetnie, Zi – odetchnąłem. – Tylko powiedz mi, co dalej.
Decyzja warta dziewięćdziesiąt pięć milionów dolarów
Rzuciłem wszystko i poleciałem do Grand Rapids. Billy Zeoli odebrał mnie z lotniska i zawiózł do hotelu. Wczesnym rankiem następnego dnia pojechaliśmy do siedziby Amwaya w Ada w Michigan. Spotkałem się tam z Billem Nicholsonem, dyrektorem operacyjnym korporacji i wielkim fanem sportu. Przez około godzinę opowiadałem mu o moich zamiarach i wszystko wydawało się być w porządku. W pewnym momencie do pokoju wszedł Billy Zeoli. Był bardzo blady.
– Mamy problem – powiedział. – Rich jest teraz w swoim letnim domu w Holland i dzisiaj już raczej nie przyjedzie.
– W Holandii? – zapytałem zdumiony.
– Holland w Michigan – wyjaśnił Zi.
– Aha.
Zi zaczął gorączkowo działać. Chwycił za telefon, zadzwonił do Richa DeVosa i dosłownie go zrugał! Pomyślałem, że chyba jednak przesadził. Czy nie powinniśmy obchodzić się z nim bardziej delikatnie? – pomyślałem.
– Rich – nalegał Zi – musisz przyjechać! Ten facet pofatygował się tutaj aż z Orlando!
Billy Zeoli odłożył słuchawkę i odetchnął z ulgą.
– Przyjedzie – powiedział. – Tylko słuchaj. Kiedy już tu będzie, trzymaj się na uboczu. I gdy wejdzie do holu, postaraj się, by cię nie zauważył.
– Dlaczego? – zdziwiłem się.
– Bo Rich DeVos kocha ludzi i uwielbia z nimi rozmawiać – poinformował mnie Zi. – I jeśli cię zauważy, od razu zacznie cię zagadywać, a wtedy nigdy nie dotrzemy na górę na spotkanie.
Około pierwszej po południu Zi zaprowadził mnie do holu i kazał stanąć w rogu, za pokaźnych rozmiarów rośliną doniczkową. Kilka chwil później usłyszałem charakterystyczny warkot. Wyjrzałem zza liści – na trawniku przed hotelem właśnie lądował helikopter. Nagle powstało spore poruszenie – wszyscy zerwali się z miejsc, chcąc zobaczyć, kto z niego wysiądzie.
Około tuzina japońskich dystrybutorów Amwaya, którzy po długiej podróży właśnie przybyli do siedziby korporacji, stłoczyło się w pobliżu helikoptera, gdy tylko drzwi się otworzyły i stanął w nich sam Rich DeVos – ich bohater. Zaczęły błyskać flesze aparatów, a szeroko uśmiechnięty Rich witał wszystkich uściskiem dłoni.
Postępując zgodnie ze wskazówkami Billyego, ukryłem się za rośliną, czekając, aż słynny lider Amwaya przejdzie przez hol, pokona schody i zniknie w swoim biurze na drugim piętrze. Kilka minut później Zi przedstawiał mnie już prezesowi.
Usiedliśmy przy stole konferencyjnym i przeszliśmy do interesów. Normalnie, gdy rozmowa dotyczy inwestycji wartej dziesiątki milionów dolarów, wykonuje się multimedialną prezentację i przekazuje dokumenty pełne wyczerpujących danych marketingowych i badań demograficznych. Ja tymczasem przyniosłem ze sobą tylko jedno – notatnik z narysowanym odręcznie kołowym diagramem, przedstawiającym strukturę proponowanych udziałów własnościowych w przyszłej drużynie. I to była moja cała wizualna pomoc. Wciąż mam ten rysunek – oprawiłem go i powiesiłem u siebie w biurze. Wisi tam do dzisiaj.
Tamta rozmowa trwała najwyżej czterdzieści pięć minut. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale był to początek długiej i serdecznej przyjaźni. Rich uważnie mnie wysłuchał, po czym powiedział:
– Może zróbmy tak: wyjdź na chwilę na korytarz, a ja porozmawiam z moimi wspólnikami i potem dam ci odpowiedź.
Zostawiłem ich samych, jednak nie musiałem długo czekać. Jakieś dziesięć minut później Rich, Zi i Bill Nicholson wyszli z pokoju.
– Poinformuj ligę, że w to wchodzę – zwrócił się do mnie Rich. – Miłego weekendu.
I tyle. Przez kilka sekund stałem kompletnie osłupiały. W końcu wykrztusiłem:
– Zi, o co chodzi? Co się dzieje?
– Słyszałeś – odparł mój przyjaciel. – Rich powiedział, że w to wchodzi.
– To znaczy, że Rich DeVos właśnie podjął decyzję wartą niemal sto milionów dolarów? Tak po prostu? – nie mogłem wyjść ze zdumienia.
– Zgadza się, tak po prostu – potwierdził Zi. – Masz jego pełne poparcie.
– Nieprawdopodobne! – wykrzyknąłem. I tak oto poznałem Richa DeVosa.
Cała drużyna, łącznie ze mną, wszyscy lubimy Richa DeVosa. Organizacja Orlando Magic to rodzina, a Rich jest dla nas jak dziadek. I kiedy do nas mówi, słuchamy, bo w jego słowach jest mądrość.
PAT GARRITY,
ZAWODNIK ORLANDO MAGIC
Od prezydentów po parkingowych
Zi zawiózł mnie na lotnisko. Rozpierała mnie taka energia i radość, że całą powrotną drogę mógłbym pokonać pieszo! Jak się jednak okazało, nasze plany dotyczące utworzenia pierwszoligowej drużyny bejsbolowej z Orlando nigdy nie zostały zrealizowane. Liga pominęła nasz okręg na rzecz Denver i Miami.
Moje wysiłki nie spełzły jednak na niczym. Rich DeVos i jego rodzina byli tak zachwyceni Orlando na Florydzie – i samą drużyną – że w sierpniu 1991 roku stali się pełnoprawnymi właścicielami Orlando Magic, a Rich został moim pracodawcą i przyjacielem. Kiedy teraz piszę te słowa, właśnie mija trzynaście lat, odkąd mogę z bliska przyglądać się życiu tego niesamowitego człowieka.
Zanim przyjechałem do Orlando, pracowałem dla NBA jako dyrektor generalny drużyn z Filadelfii, Chicago i Atlanty. Wśród moich pracodawców, czyli właścicieli tych drużyn, było wielu wspaniałych, mądrych ludzi, których szczerze podziwiałem i szanowałem. Ale muszę przyznać, że Rich DeVos to klasa sama w sobie. Nie tylko wywarł ogromny wpływ na sport zawodowy, ale przede wszystkim głęboko wpłynął na moje życie. Jestem dumny, że mogę nazywać go moim przyjacielem.
Jesienią 2001 roku wydałem książkę How to Be Like Mike. Przedstawiłem w niej sylwetkę Michaela Jordana, jego cechy charakteru i tajemnicę sukcesu. Książka sprzedała się tak świetnie, że mój wydawca Peter Vegso podsunął mi pomysł kontynuowania serii How to Be Like i poprosił o zastanowienie się, o kim jeszcze chciałbym napisać podobną książkę. Spotkałem się z Peterem i pokazałem mu listę osiemdziesięciu sławnych ludzi, którzy prowadzili niezwykłe, godne naśladowania życie. Peter przyjrzał się moim propozycjom i wybrał kilka nazwisk – po czym wskazał szczególnie na jedno.
– Ten. Chcę wydać książkę o tym człowieku – oznajmił. – Dasz radę?
Osobą, którą wskazał, był Richard M. DeVos.
Pomyślałem: Czy dam radę przedstawić sylwetkę Richa DeVosa? Czy dam radę napisać książkę o kimś, kto jest nie tylko moim pracodawcą, ale też mentorem i przyjacielem?
– Peter – powiedziałem – jeśli Rich poprze ten pomysł, będę wręcz zaszczycony.
Rich był wtedy świeżo po przeszczepie i właśnie wydał Nadzieję z głębi serca³ Pojechałem do niego, by zapytać, czy nie ma nic przeciwko temu, bym napisał o nim książkę. Zgodził się bardzo chętnie, a nawet zrobił coś więcej – dał mi pełen dostęp do swojego świata. Wskazał osoby, które dobrze go znają – zarówno byłych prezydentów USA, prezesów największych firm, figurujących w rankingu Fortune 500, przywódców chrześcijańskich, gwiazdy NBA, jak i dozorców i parkingowych. Lista przyjaciół Richa jest naprawdę długa i odzwierciedla najbardziej szczegółowy przekrój społeczny, jaki można sobie wyobrazić.
Rich DeVos to człowiek jedyny w swoim rodzaju, szczery i autentyczny. Jest dokładnie tym, na kogo wygląda. Niczego nie udaje i zawsze postępuje etycznie. Jego charakter i wartości są niewzruszone, dlatego jego przesłanie jest zawsze aktualne.
DONALD BUSKE,
LIDER BIZNESU Z GRAND RAPIDS
Spędziłem wiele miesięcy na docieraniu do setek ludzi mających bliski kontakt z Richem DeVosem i wszyscy chętnie dzielili się ze mną opowieściami o naszym wspólnym przyjacielu. W efekcie powstała książka, która bez wątpienia wywrze ogromny wpływ na każdego, kto ją przeczyta – podobnie jak przyjaźń z Richem wpłynęła na mnie. Dzięki jej lekturze czytelnik pozna sylwetkę niezwykłego Amerykanina, jednego z najbardziej szanowanych i wyjątkowych ludzi wszech czasów.
Dlaczego Rich DeVos jest tak wyjątkowy? Zaczynał od zera i sam doszedł do wszystkiego. Od niemal sześćdziesięciu lat przyjaźni się i współpracuje z tym samym partnerem biznesowym Jayem Van Andelem. Już od ponad pół wieku jest wierny swojej żonie Helen. Swoją działalność gospodarczą zbudował na fundamencie pomocy innym ludziom. Mimo wielu przeszkód i przeciwności losu nigdy nie zwątpił w Boga i wciąż głęboko w Niego wierzy. Wspinając się na szczyt sukcesu, pozostał wierny wartościom i zasadom, które przyswoił w młodości. Na cele dobroczynne przekazał już miliony dolarów i nadal jest hojnym darczyńcą. On i Jay oddali przywództwo w korporacji swoim dzieciom – po czym mądrze usunęli się na bok, pozwalając, by młode pokolenie zaczęło budować nową, własną spuściznę.
Są biznesmeni, którzy dorobili się większego majątku niż Rich DeVos. Inni stali się bardziej sławni od niego. Ale ilu spośród tych, którzy cieszą się podobnym dostatkiem i posiadają podobne wpływy, może szczerze przyznać, że od lat utrzymuje równie wspaniałe więzi z mężami czy żonami, z dziećmi, wnukami, współpracownikami i podwładnymi? Ilu z nich jest tak powszechnie kochanych i podziwianych za swoją wiarę, hojność, współczucie, odwagę i niezłomny charakter? Ilu osiągnęło w życiu taki spokój ducha i zadowolenie? Większość sławnych ludzi nie zawsze żyje zgodnie z zasadami etycznymi – reputacja Richa od lat pozostaje doskonała i nienadszarpnięta.
Gdyby zastosować wszystkie możliwe kryteria oceny ludzkiego życia, okazałoby się, że Rich mieści się w ścisłej czołówce największych życiowych zwycięzców wszech czasów. Jego charakter, postawa i postępowanie uczyniły go osobą, której warto się bliżej przyjrzeć i którą warto naśladować. Właśnie dlatego napisałem tę książkę.
Wyjątkowość Richa DeVosa nie ma nic wspólnego z jego majątkiem i władzą. To jego miłość do Boga i ludzi czyni go wyjątkowym. Rich jest wspaniałym człowiekiem o wielkim sercu.
JOYCE HECHT,
DZIAŁACZKA SPOŁECZNA Z GRAND RAPIDS
W każdym rozdziale przedstawiam jedną cechę jego charakteru, określoną zdolność, która pozwoliła mu pokonać największe przeszkody i osiągnąć sukces. Dobra wiadomość jest taka, że każdy z nas może te zdolności w sobie rozwinąć. Każdy może być jak Rich DeVos – i dzięki temu również doświadczyć podobnie wspaniałego życiowego spełnienia.
Przyjrzyjmy się zatem temu niezwykłemu człowiekowi. Pozwólcie, że przedstawię – oto mój dobry przyjaciel Rich DeVos.