Byłaś moja - ebook
Byłaś moja - ebook
Miłość silniejsza niż rozstanie i śmierć!
W Rosemary Beach plotki rozchodzą się szybko, ale Bethy i Tripp zdołali zachować dla siebie pewną tajemnicę.
Osiem lat temu życie Trippa Newarka zostało dokładnie zaplanowane – dziewczyna, studia, praca. Wszystko zgodnie z wolą rodziców. Tylko w jeden sposób mógł tego uniknąć – wyrzec się ich pieniędzy i uciec jak najdalej stąd.
Tak planował, dopóki nie poznał Bethy Lowry… To miał być tylko wakacyjny flirt. Nikt nawet nie wiedział, że są znajomymi, a co dopiero kochankami. A przecież tamtego lata stali się dla siebie całym światem.
Tripp jednak wyjechał, a kiedy wrócił, było już za późno. Serce Bethy należało już do kogoś innego…
- Czy miłość Bethy i Trippa ma jeszcze jakieś szanse?
- A może ich uczucie nigdy nie wygasło?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7642-849-9 |
Rozmiar pliku: | 710 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tripp
Każdy ma w życiu przełomowy moment, kiedy musi dokonać wyboru. Ja też miałem taki moment i do dziś nie daje mi to spokoju. W takiej przełomowej chwili człowiek albo toruje sobie drogę do szczęścia, albo żałuje każdego kroku, jaki postawił od tamtej pory. Jeśli o mnie chodzi, nie potrafię powiedzieć, która droga byłaby najlepsza, ponieważ żadna z tych dwóch, które miałem do wyboru, nie uwzględniała jej. Byłem młody i tak cholernie się bałem. Tego, że rodzice chcą mnie zmusić, bym stał się kimś, kim nie chciałem być. Że dokonam złego wyboru. Bałem się ją zostawić. Przede wszystkim jednak bałem się, że ją stracę.
Cierpiałem z powodu naszego rozstania. Wyjazd z Rosemary Beach na Florydzie zmienił mnie.
Z chwilą, gdy wsiadłem na motocykl i ruszyłem w drogę, wyrzekłem się prawdziwej radości. Spędziłem z nią tylko jedno lato, trzy miesiące, które naznaczyły mnie na zawsze. Nigdy natomiast nie wybaczę sobie tego, że ona została naznaczona jeszcze dotkliwiej. I teraz była zdruzgotana. Nie mogłem do niej dotrzeć.
Patrzenie na jej ból rozdzierało mi duszę. Utrata mojego kuzyna Jace’a dotknęła głęboko nas oboje. Nie chciałbym już nigdy przeżywać podobnej tragedii. Jace na zawsze pozostanie w moim sercu. Nigdy nie zapomnę jego śmiechu i naturalności, z jaką kochał i żył. On, w przeciwieństwie do mnie, nie żył w świecie strachu. Wybrał własną drogę i podążał nią śmiało. Był lepszym człowiekiem. A ja zdołałem się wycofać i pozwoliłem, żeby ją miał. Zasługiwała na kogoś lepszego ode mnie.
A teraz Jace odszedł i zarówno mój świat, jak i jej uległ zachwianiu. Bo teraz nie mogłem już trzymać się z daleka. Nie miała nikogo, kto by ją chronił. Nikt jej nie przytulał, ale ona nie dopuszczała mnie, kurde, do siebie. Nie chciała mi pozwolić, żebym naprawił przeszłość. Zniszczyłem wszelkie swoje nadzieje, kiedy wyjechałem i zostawiłem ją, nie pozostawiając jej innego wyboru, niż być z Jace’em.
Gdybym tylko mógł się pogodzić z tą pustką. Ale nie mogłem. Nie, kiedy widziałem wyraz zagubienia na jej pięknej twarzy. Potrzebowała mnie tak samo, jak ja jej. Nasza historia jeszcze się nie skończyła. Nigdy się nie skończy. Jeśli będę musiał tu zostać i czuwać nad nią, mimo że ona nie pozwalała mi się do siebie zbliżyć, tak właśnie zrobię. I będę tak robić do końca mojego pieprzonego życia. Zostanę tutaj. I będę pilnować, czy mojej Bethy nic nie grozi.Tripp
Osiem lat wcześniej
To nie było zwyczajne lato. To było moje ostatnie lato w Rosemary Beach. Już czułem duszącą obecność mojego ojca i jego planów wobec mnie. Był taki pewny, że jesienią wyjadę do Yale. Dostałem się tam dzięki jego koneksjom. Kazał mi zwiedzić cały kampus, a kiedy już się dostałem, zmusił mnie, żebym zdecydował się na ten właśnie uniwersytet. „Nikt nie odrzuca Yale”. Nie mówił już o niczym innym. Yale to, Yale tamto. Cholerne Yale.
Chciałem jeździć moim harleyem. Miałem, kurde, ochotę na kolejny tatuaż. Pragnąłem czuć wiatr we włosach i mieć świadomość, że nic nie muszę. Takie życie oznaczało wolność. Byłem wolny. Zanim to lato się skończy, zamierzałem wyjechać bez słowa. Zostawić pieniądze i władzę związane z przynależnością do rodziny Newarków i odnaleźć własną drogę. To nie był mój świat. Nigdy nie będę do niego pasował.
– Cześć, kotku, nie zauważyłam, jak wchodzisz – powiedziała London Winchester, chwytając mnie obiema rękami za łokieć i uwieszając się na mnie.
To był kolejny powód, dla którego musiałem stąd spadać. London. Moja matka już planowała nasz ślub. I fakt, że zerwałem z nią w zeszłym miesiącu, niczego nie zmieniał. London, jej matka i moja matka, wszystkie trzy były przekonane, że po prostu mam taki kapryśny okres albo coś. Matka oznajmiła mi, że jeśli będę chciał się wyszumieć tego lata, to nie ma sprawy. London cierpliwie poczeka. – Gdzie Rush? – spytałem, rozglądając się po domu pełnym ludzi.
Skoro Rush Finlay znowu urządzał imprezy, w takim razie jego matka i młodsza siostra, Nan, musiały wyjechać z miasta. Rush miał cały dom dla siebie. Jego ojciec był perkusistą legendarnego zespołu rockowego Slacker Demon. Matka i siostra korzystały z pieniędzy Rusha, które miał dzięki ojcu. Matka Rusha była kiedyś groupie i chociaż tacie Rusha, Deanowi Finlayowi, wyraźnie zależało na synu, to jego matka niewiele go obchodziła. Nigdy nie wzięli ślubu. Nan miała innego ojca, który także nie mieszkał z nimi.
– Na zewnątrz, przy basenie. Zaprowadzić cię do niego? – zapytała London słodko. Ta słodycz w jej głosie była tak fałszywa, że chciało mi się śmiać. Ta dziewczyna była wredna. Widziałem ją w akcji.
– Sam go znajdę – odparłem. Wyrwałem rękę z jej uścisku i odszedłem, nie oglądając się na nią.
– Naprawdę? A więc taki teraz będziesz? Nie będę czekać na ciebie w nieskończoność, Trippie Newarku! – zawołała za mną.
– I dobrze – rzuciłem spokojnie przez ramię, po czym wmieszałem się w tłum, w nadziei, że w ten sposób się od niej uwolnię. Spotykałem się z nią przez dwa lata. Była naprawdę dobra w łóżku i przez pewien czas myślałem nawet, że to dziewczyna dla mnie. Ale nie mógłbym jednak powiedzieć, że kiedykolwiek byłem w niej zakochany. W ciągu minionego roku uświadomiłem sobie, że właściwie z trudem ją znoszę. Na myśl o kolejnej randce ogarniało mnie przerażenie, aż w końcu dotarło do mnie, że umawiam się z nią wyłącznie po to, żeby uszczęśliwić rodziców. Ale teraz miałem już tego dość. Koniec z uszczęśliwianiem rodziców. Czas pomyśleć o moim szczęściu.
– Tripp! – zawołał Woods Kerrington, jak zwykle otoczony wianuszkiem dziewcząt. Pieprzony Romeo. Dawał im wszystkim do zrozumienia, że mają u niego szanse.
Powstrzymując chichot, kiwnąłem głową w jego stronę.
– Co tam?
– Miejmy nadzieję, że dużo różnych rzeczy i to już wkrótce – odparł. Teraz musiałem się już roześmiać. – Jace jest na zewnątrz z Rushem i Grantem, jeśli go szukasz.
– Dzięki.
Jace był moim młodszym kuzynem i najlepszym kumplem Woodsa. Obaj byli w moim życiu, odkąd sięgałem pamięcią.
Przepychając się przez tłum, skierowałem się w stronę tylnych drzwi.
– Przestań! Powiedziałam: nie, Jonathon. Nie jestem zainteresowana.
Zatrzymałem się w pół kroku. To nie brzmiało dobrze.
– Przywiozłem cię tutaj i nie dostanę za to podziękowania? – Koleś wydawał się wściekły i na moje ucho był kompletnym palantem.
Dziewczyna nie odpowiedziała od razu. Ruszyłem w stronę ich głosów i zatrzymałem się przed wejściem do kuchni. Rozpoznałem tego Jonathona, do którego zwracała się dziewczyna. Był instruktorem tenisa w Kerrington Country Club, należącym do rodziny Woodsa. Był także znanym dupkiem i przeleciał większość starszych od siebie bywalczyń klubu. Jeśli zamierzał teraz wykorzystać tę dziewczynę, to wyrzucę go stąd na zbity pysk.
– Ja tylko… Nie wiedziałam… Chcę już wracać… – Dziewczynie łamał się głos, była wyraźnie przerażona.
– Ja pierdolę. Ty dziwko! Nie dbam o to, jak seksowne masz cycki, nie zamierzam się z tobą cackać. Chyba sama trafisz do drzwi – warknął Jonathon.
Zrobiłem krok w stronę drzwi, przez które właśnie wychodził Jonathon. Głupi skurwiel.
Jednym mocnym pchnięciem cofnąłem go do kuchni. Będzie musiał przeprosić za swoje zachowanie, zanim go stąd wyrzucę. Nie sądziłem, że Rush w ogóle wie, że on tu jest. Jonathon nie należał do kręgu naszych znajomych. Wśród starszych bywalczyń klubu, z którymi spał, było parę naszych matek. Nie mieliśmy powodów, żeby go lubić.
Dobrze mu zrobi, jak go zmuszę do przeprosin. Swoją drogą ta biedna dziewczyna powinna wiedzieć, że zadawanie się z pracownikami klubu to nie najlepszy pomysł. Może wyciągnie wnioski z tej dzisiejszej przygody.
– Co jest, kurwa!? – wykrzyknął, po czym otworzył szeroko oczy, kiedy uświadomił sobie, kim jestem. Mój ojciec był w zarządzie Kerrington Club i wystarczyłoby jedno moje słowo, żeby Jonathon stracił pracę. Dobrze o tym wiedział.
– Też się nad tym zastanawiam, Jonathon. Co jest, kurwa? Co ty, kurwa, robisz w domu Finlaya i dlaczego tak źle traktujesz swoją towarzyszkę? Jest chyba dla ciebie dużo za młoda. Wiem, że wolisz babki po czterdziestce – wycedziłem drwiąco. Chciałem, żeby stąd spadał. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch z jego strony, a dopilnuję, żeby wyleciał z roboty i nie będę miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
– Ja nie… to znaczy, zostałem zaproszony. Mam zaproszenie. To tylko dziewczyna, której ciotka pracuje w klubie. Ona nie jest nikim ważnym.
Zerknąłem na dziewczynę i natychmiast ją rozpoznałem po tych wielkich brązowych oczyskach. To była bratanica Darli, Bethy. Nieraz ją już widziałem. Cholera, trudno było jej nie zauważyć. Jonathon miał rację co do jej cycków. Rzucały się w oczy. Ale jej słodka buźka i niewinne spojrzenie powstrzymywały mnie od zrobienia z tego użytku. Poza tym Darla budziła strach. Od lat była kadrową w klubie.
– Bethy, zgadza się? – zwróciłem się do dziewczyny.
Jej oczy zrobiły się jeszcze większe, po czym kiwnęła głową.
– Ten koleś to łajza, słonko. Nie powinnaś mu ufać. Musisz bardziej uważać, komu pozwalasz się gdzieś zapraszać.
– Znasz ją? – spytał Jonathon z niedowierzaniem, jakby uważał, że Bethy nie jest godna mojej uwagi.
Głupi gnojek coraz bardziej działał mi na nerwy. Odwróciłem się do niego.
– Tak. Znam jej ciotkę. Kobietę, która dała ci pracę. Ciekawe, co by sobie pomyślała, gdyby wiedziała, jak podle potraktowałeś jej bratanicę?
Strach Jonathona był teraz wyraźny. Miał dobrą posadkę w klubie i nie chciał jej stracić.
– Spadaj. I nie pokazuj się tu więcej. Jak Finlay się o tym dowie, nie ograniczy się do ostrzeżenia. Skopie ci tyłek. On lubi Darlę. Jak my wszyscy. Więc trzymaj się, kurwa, z daleka od jej bratanicy.
Jonathon przeniósł wzrok na Bethy i wbił w nią wściekłe spojrzenie. Bethy skuliła się i wycofała pod samą ścianę. Straszenie jej rajcowało tego palanta.
Stanąłem między nimi i zmierzyłem Jonathona wzrokiem.
– Spadaj. Ale już.
Widziałem, że powstrzymuje się ze wszystkich sił, żeby mi nie odpyskować. Nie zrobił tego jednak. Wymamrotał tylko pod nosem jakieś przekleństwo, po czym odwrócił się do wyjścia.
– Nie zatrzymuj się, dopóki nie znikniesz z posiadłości Rusha – krzyknąłem jeszcze za nim.
Po jego wyjściu odwróciłem się do Bethy. Wykręcała ręce i wyglądała na zdenerwowaną. Pozbyłem się tego fiuta. Czym jeszcze się martwiła?
– Już wszystko dobrze? – spytałem ją.
Przygryzła dolną wargę, po czym wzruszyła ramionami.
– Ja… mhm… sama nie wiem.
Sama nie wiedziała? Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Była, cholera, słodka. Ale też młoda.
– Jak to nie wiesz? – spytałem. Podobał mi się jej sposób mówienia. Głos miała schrypnięty, a przy tym słodki.
Westchnęła cicho i wbiła wzrok w podłogę.
– On mnie tu przywiózł. Nie mieszkam w pobliżu.
Jakbym po tym wszystkim mógł jej pozwolić wsiąść do samochodu z tym skurwielem. Musiał być ze cztery lata starszy od niej. Był starszy ode mnie.
– Odwiozę cię. Ze mną będziesz bezpieczna. Z Jonathonem nie. Poza tym on jest dla ciebie dużo za stary. Koleś trafiłby za kratki, gdyby cię tknął.
Podniosła wzrok, żeby na mnie spojrzeć.
– Mam prawie siedemnaście lat – powiedziała, jakby to czyniło ją pełnoletnią. Chociaż okazała się trochę starsza, niż sądziłem. Była taka ekspresyjna. Podobało mi się to. Nie usiłowała trzepotać rzęsami ani wydymać ust, żeby wyglądać seksownie. Była autentyczna. Kiedy ostatnio spotkałem taką dziewczynę? Ale też Bethy była młoda i wychowywała się w środowisku zupełnie innym od mojego.
– Tak, słonko. Ale on ma prawie dwadzieścia. Nie powinien się do ciebie zbliżać.
Niepewnie kiwnęła głową. Chyba nie chciała z nim chodzić? Jasna cholera, czego Darla uczyła tę dziewczynę?
– Przepraszam, że go przegoniłem, ale nie traktował cię jak należy.
Jej oczy znów się rozszerzyły, a w policzku pojawił się dołeczek.
– Och, nie przepraszaj. On chciał, żebym poszła z nim do sypialni i… – urwała. Nie musiała mi niczego tłumaczyć. Dobrze wiedziałem, co on chciał z nią robić w tej sypialni.
– Chodź. Odwiozę cię do domu – powiedziałem, ruchem głowy wskazując drzwi.Bethy
O Boże, o Boże, o Boże, Tripp Montgomery, czy też Newark – nie byłam pewna; słyszałam, jak nazywano go oboma tymi nazwiskami – rozmawiał ze mną. Patrzył na mnie i rozmawiał ze mną. Nie mogłam oddychać. Kiedy pchnął Jonathona z powrotem do kuchni, wyglądając przy tym niczym anioł zemsty, moje serce zupełnie oszalało.
Był najpiękniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek widziałam. Miałam dziesięć lat, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam go w klubie. Usiłowałam załadować wózek z drinkami dla cioci Darli, bo była na mnie wściekła za to, że biegałam na zewnątrz przed członkami klubu, zamiast siedzieć w jej biurze i czekać, aż skończy spotkanie. Więc pomyślałam, że jeśli jej pomogę, znowu będzie ze mnie zadowolona.
Problem polegał na tym, że skrzynki z drinkami były dla mnie za ciężkie, więc nosiłam z lodówki do wózka po cztery napoje naraz. Na zewnątrz było ponad trzydzieści stopni i po pięciu takich kursach zaczynałam czuć się zmęczona. Na chwilę przestałam uważać i potknęłam się o schodek, upuszczając wszystkie butelki piwa, które trzymałam w objęciach. Szkło rozprysło się wszędzie wokół mnie.
Byłam pewna, że ciocia Darla nigdy nie pozwoli mi już przyjechać do niej do klubu. Będę musiała siedzieć u wstrętnej staruchy z mieszkania obok, która cały czas na mnie wrzeszczała, kiedy tata pracował. A on bez przerwy pracował.
Tripp podszedł i zobaczył, co się stało. Bez słowa zaczął zbierać potłuczone szkło. Stałam i wpatrywałam się w niego z zachwytem; w szortach khaki i białej koszulce polo wyglądał jak nastoletni model z jakiegoś ilustrowanego magazynu. Kiedy podniósł na mnie wzrok i mrugnął, moje dziesięcioletnie serce było stracone na wieki.
Wtedy po raz ostatni mieliśmy bezpośredni kontakt, chociaż przez te wszystkie lata obserwowałam go z daleka. Był ulubionym bohaterem moich snów na jawie. A teraz stał tu przy mnie i znów mnie ratował.
Kiedy wyszedł z kuchni, ruszyłam za nim. Widząc tłum ludzi kłębiący się w salonie, wyciągnął za siebie rękę i chwycił moją dłoń. Utraciłam zdolność oddychania. Tripp Montgomery Newark trzymał mnie za rękę. Dotykał mnie. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdybym tamtego dnia umarła. Dzięki tej jednej chwili moje życie stało się spełnione.
Przeciskał się przez tłum, trzymając mnie cały czas za rękę. Ludzie wołali go po imieniu, a wiele osób spoglądało na mnie z ciekawością, widząc, że ciągnie mnie za sobą. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Przez całe życie przyglądałam się tym ludziom, ale oni nigdy nie zwracali na mnie uwagi.
– Co ty wyprawiasz? – spytała London z oburzeniem w głosie, kiedy wreszcie wydostaliśmy się z tłumu gości. To nie wróżyło dobrze. Tripp i London byli parą od lat. Wszyscy o tym wiedzieli. Kiedy usłyszałam, że z nią zerwał, byłam taka szczęśliwa, że przez tydzień uśmiechałam się jak idiotka. Co tak naprawdę było głupie. Sam fakt, że Tripp nie chodził już z London, nie oznaczał przecież jeszcze, że nagle przypomni sobie o moim istnieniu.
– Wychodzę – odparł Tripp, nie patrząc na nią.
– Wychodzisz? Z nią? – spytała z jeszcze większym oburzeniem.
Tripp puścił moją rękę i otworzył frontowe drzwi. „Tak” – odpowiedział.
– Kim ona jest? – zapytała London ze wściekłą miną.
– Nie twoja sprawa – odparł, po czym spojrzał na mnie. – Chodź, słonko.
Już trzeci raz tak mnie nazwał. Byłam naprawdę bliska zemdlenia. Jeszcze chwila, a osunę się na tę marmurową posadzkę.
– Tripp, nie waż się wyjść przez te drzwi! – zagroziła London, a Tripp odsunął się, puszczając mnie przodem. Szybko wyszłam na zewnątrz, zanim London postanowi rzucić się na mnie.
– Nie zwracaj na nią uwagi – szepnął Tripp, kiedy go mijałam.
Zupełnie jakbyśmy mieli wspólną tajemnicę. Przeszedł mnie dreszcz.
Zamknął za nami drzwi, zostawiając po drugiej stronie London, która cały czas nadawała, i westchnął z ulgą.
– Cholera, męcząca babka.
Nie wyglądało na to, że specjalnie przeżywa ich rozstanie. I dobrze. Nie przychodziło mi do głowy nic, co mogłabym mu powiedzieć, a co nie zabrzmiałoby głupio. Żałowałam, że nie stać mnie na jakąś błyskotliwą uwagę, dzięki której chciałby ze mną przebywać.
– Jechałaś kiedyś motorem? – zapytał, zatrzymując się przy swoim harleyu. Wiedziałam, że jeździ harleyem. Wszyscy to wiedzieli. Ale nigdy nie myślałam, że mogłabym jechać razem z nim. Ten wieczór stawał się coraz bardziej podniecający.
– Mmm, nie – odparłam, starając się nie okazywać mojego oszołomienia.
– Więc będę twoim pierwszym. Słodkie – stwierdził i puścił do mnie oko.
Moje serce zamarło. Tripp puścił do mnie oko. Tak się denerwowałam tym dzisiejszym wieczorem. Nie byłam pewna co do Jonathona, ale chciałam zobaczyć, jak bawi się lepsza połowa miasta. Wiele o tym słyszałam, ale nigdy nie miałam okazji przekonać się osobiście. Nigdy bym nie pomyślała, że Tripp będzie trzymać mnie za rękę, puszczać do mnie oko i wozić mnie swoim harleyem. To będzie najbardziej niesamowity wieczór w moim życiu. Byłam tego pewna.
– Aha – tylko tyle zdołałam wykrztusić.
Uśmiechnął się szeroko. Miał piękny uśmiech. Uwielbiałam go. Podał mi kask.
– Włóż go – polecił.
Nigdy nie wkładałam kasku motocyklowego, więc wzięłam go i przyglądałam mu się przez chwilę. Nie chciałam czegoś sknocić. Byłam prawie pewna, że należało zaciągnąć pod brodą wiszący pasek.
Nagle Tripp wyciągnął rękę i odebrał mi kask. Podniosłam wzrok, przestraszona, że za długo się zastanawiałam i Tripp zmienił zdanie.
– Wybacz. To było niegrzeczne. Powinienem sam ci go włożyć. Nigdy wcześniej nie jeździłaś motorem – powiedział po prostu, po czym włożył mi kask na głowę i wyregulował paski.
Stał tak blisko, że czułam jego zapach. Używał jakiejś cudownej wody kolońskiej, której woń mieszała się z morską bryzą. Wzięłam głęboki wdech, podczas gdy on zapinał mi kask.
– Gotowe. Teraz ta twoja śliczna główka będzie w pełni bezpieczna – oznajmił, po czym odsunął się ode mnie i przerzucił nogę nad motorem. – Złap mnie za ramiona i usiądź za mną. Trzymaj się mnie tak mocno, jak tylko chcesz.
Powiedział, że mam śliczną główkę. W tej chwili nie mogłam myśleć o niczym innym. Byłam zbyt skupiona na tym. Czy ja śniłam? Czy to był jeszcze jeden z tych moich snów? Jeśli tak, był naprawdę cudowny. Tyle że jeszcze się nie całowaliśmy. Najbardziej lubiłam te sny, w których się całowaliśmy.
Podeszłam do motoru, położyłam Trippowi ręce na ramionach tak, jak mi kazał, po czym przełożyłam nogę nad siedziskiem i usadowiłam się za nim. Powiedział, że mam się go mocno trzymać, ale czy chodziło mu o to, że za ramiona? Widywałam ludzi na motorach na tyle często, by wiedzieć, że pasażerowie na ogół obejmują kierowców w pasie, nie wiedziałam jednak, czy Tripp chce, żebym też tak zrobiła. Ale nie mogłam zastanawiać się nad tym zbyt długo, bo Tripp złapał mnie za ręce i otoczył się nimi w pasie.
– Mocno, słonko. Trzymaj się mocno – powtórzył, i tak właśnie zrobiłam.
Cudownie było przyciskać piersi do pleców Trippa. Przy każdym oddechu czułam jego zapach. Od ciepła bijącego z jego twardych pleców przechodziły mnie ciarki. Cieszyłam się, że jest ciemno i Tripp nie może zobaczyć, jak bardzo moje ciało upaja się jego dotykiem.
Harley ożył pod nami i ruszyliśmy. Gdy pędziliśmy w stronę głównej drogi, odruchowo objęłam Trippa mocniej. Serce waliło mi tak szybko – byłam pewna, że on to czuje. To było upajające. Nigdy nie robiłam nic niebezpiecznego. Byłam odpowiedzialna. Musiałam. Ojciec rzadko bywał w domu, a nawet kiedy był, nie chciał mnie widzieć. Przypominałam mu moją matkę, która zostawiła go z dzieckiem, a sama uciekła z innym facetem. Nienawidził jej za to, że go porzuciła. Nie nas. Tylko jego. Myślał wyłącznie o sobie, ale moja matka była jeszcze większą egoistką. Więc robiłam, co mogłam, by mu udowodnić, że nie jestem taka jak ona.
Ciocia Darla byłaby rozczarowana moim dzisiejszym zachowaniem, ale nie mogłam nic na to poradzić. Taka przygoda trafia się raz w życiu. Dziewczyny mojego pokroju nie jeździły motorem Trippa. On był poza zasięgiem. Ale dzisiaj zobaczył mnie. I uratował. Znowu.
Byłam pewna, że żaden mężczyzna nigdy nie będzie mógł się równać z Trippem. On był chodzącym ideałem. A ja tylko zwykłą dziewczyną z osiedla domów na kółkach. Kimś, kogo on by w ogóle nie zauważył, gdyby nie ciocia Darla. Lubił ją. Robił to dla niej.
Chociaż powinnam to sobie cały czas przypominać, to w tej chwili wolałam o tym nie myśleć. Wolałam upajać się dotykiem jego ciała. Twarde mięśnie jego brzucha napięły się, kiedy skręcił w ulicę prowadzącą do klubu i okalającą bogatszą część miasta. Do mnie jechało się w przeciwnym kierunku. W całym tym podnieceniu, że Tripp mnie odwozi, zapomniałam mu powiedzieć, gdzie mieszkam. Moja przyczepa nie znajdowała się w Rosemary Beach. Tutaj w ogóle nie było osiedli domów na kółkach. Przeciętny dom w Rosemary Beach kosztował co najmniej pięć milionów dolarów. Mieszkaliśmy z tatą trzydzieści minut na północ od miasta.
Tripp mógł mnie zawieźć do klubu. Ciocia Darla na pewno jeszcze pracowała. Mieszkała bliżej, bo pan Kerrington zapewnił jej mieszkanie na terenie należącym do klubu. Będzie na mnie zła, kiedy wyjaśnię, co się stało, ale nie mogłam prosić Trippa, żeby odwiózł mnie aż do domu. To było za daleko.
– Zawieź mnie po prostu do biura cioci Darli – powiedziałam, nachylając się do jego ucha, żeby mnie usłyszał przez świst wiatru.
Obrócił lekko głowę w prawo.
– Wiem, gdzie jest jej mieszkanie. Myślałem, że tam właśnie mieszkasz.
Chciałabym. Życie byłoby dużo prostsze, gdybym mieszkała z ciocią. Ona jako jedyna znana mi osoba kochała mnie bezwarunkowo.
– Nie, ale to nie szkodzi. Mieszkam zbyt daleko za miastem. Przenocuję dziś u niej.
Tripp nie odpowiedział od razu, a po chwili zwolnił i skręcił na stację benzynową. Kiedy się zatrzymał, przeżyłam moment paniki, bo nie wiedziałam, co powinnam zrobić z nogami. Nie chciałam, żeby przeze mnie motor się przewrócił. To byłoby straszne.
Tripp postawił obie nogi na ziemi. Jego umięśniona sylwetka oświetlona sklepowym neonem, gdy tak siedział okrakiem na harleyu, to był kolejny obraz, który zachowam w pamięci.
– Czy Darla będzie na ciebie zła za tę wyprawę do Rusha? – zapytał Tripp, odwracając się do mnie.
Mogłam go okłamać, ale w jego spojrzeniu było coś takiego, że człowiek miał ochotę wyznać mu wszystko. Wzruszyłam więc tylko ramionami i milczałam.
Na jego idealnie wyrzeźbionych wargach pojawił się złośliwy uśmieszek, a ja całą uwagę skupiłam na jego ustach. Dolna warga była nieco bardziej wydatna niż górna, jednak różnica była na tyle niewielka, że większość osób nie zauważyłaby tego. Miałam na jego punkcie obsesję, więc dostrzegałam wszystko. W niektórych moich fantazjach ssałam tę jego dolną wargę. Wydawała się wprost do tego stworzona.
– Bethy? – Jego głos wyrwał mnie z tych rojeń i uniosłam wzrok ku jego oczom. Już się nie uśmiechał, choć nadal wydawał się rozbawiony.
– Hm? – mruknęłam jak idiotka. Przyłapał mnie na wpatrywaniu się w jego usta.
– Pytałem, czy wolałabyś, żebym odwiózł cię do domu. Odległość nie gra roli. Miałaś ciężki wieczór. Nie chcę, żebyś musiała jeszcze stawiać czoła wściekłej Darli.
Będzie wściekła. Nie byłam pewna, z którego powodu bardziej: tego, że wybrałam się na imprezę w domu Rusha Finlaya z Jonathonem, czy tego, że jechałam na motorze z Trippem. Czułam, że będzie równie wkurzona z obu tych powodów.
– Mieszkam pół godziny drogi stąd – wyjaśniłam, opuszczając wzrok na poplamioną olejem nawierzchnię stacji. Wolałam nie patrzeć mu w oczy, bałam się, że odpłynę w kolejny sen na jawie.
– Z rodzicami? – spytał.
– Z tatą.
Gwizdnął cicho.
– Tata czy Darla? Kto z nich dwojga będzie bardziej wkurzony?
Westchnęłam. Taty nie będzie dzisiaj w domu. W większość piątków i sobót nie wracał do domu, skoro nie musiał następnego dnia wstawać do pracy.
– Darla. Taty nie będzie w domu.
Tripp nie odpowiedział od razu, więc wpatrywałam się w ziemię, czekając, aż podejmie decyzję. Powrót do naszej przyczepy byłby dla mnie najlepszym rozwiązaniem, ale miałabym wyrzuty sumienia, że Tripp zmarnuje tyle czasu i paliwa, odwożąc mnie tam.
– Często jesteś sama w domu wieczorem? – spytał. Troska w jego głosie zaskoczyła mnie. Podniosłam wzrok i oczywiście zobaczyłam, że marszczy brwi.
– Tylko w weekendy – odparłam, a mars na jego czole jeszcze się pogłębił.
– To niebezpieczne – westchnął i potrząsnął głową. – Zawiozę cię do Darli. Z tym będę czuł się lepiej. Nie powinnaś zostawać sama w domu w weekendy.
Miałam prawie siedemnaście lat! Dlaczego traktował mnie tak, jakbym miała dziesięć? Czy wyglądałam jak dziecko?
– We wrześniu skończę siedemnaście lat. Nie jestem dzieckiem. Przez większość życia w weekendy zostawałam sama w domu. – Trochę mnie teraz zezłościł. Nie chciałam, żeby widział we mnie dziecko. Jesienią pójdę do trzeciej klasy liceum.
Na jego ustach pojawił się uśmieszek, który wyraźnie usiłował powstrzymać. Gdyby nie był taki cholernie piękny, zlazłabym z jego motoru i wróciła do domu stopem. Robiłam to już zresztą wcześniej.
– Nie powiedziałem, że jesteś dzieckiem, Bethy. Wcale nie to miałem na myśli, mówiąc, że to niebezpieczne.
Wystarczyło jedno jego seksowne spojrzenie i dźwięk ciepłego głębokiego głosu, żebym znów poczuła, że jestem zdana na jego łaskę i niełaskę, kompletnie oczarowana. Pojechałabym z nim wszędzie, gdzie tylko chciałby mnie zabrać.
– W porządku – powiedziałam.
Tym razem się roześmiał, po czym odwrócił, żeby znów uruchomić motor.
– Trzymaj się mocno – przypomniał mi.
Kiedy już objęłam go w pasie, śmignęliśmy dalej ciemną drogą prowadzącą do klubu. Będę jednak musiała stawić czoła złości Darli. Ale było warto bez dwóch zdań.Tripp
Czasy obecne
Siedziałem na harleyu i czekałem, aż Bethy wyjdzie z budynku klubu. Woods co dwa tygodnie przesyłał mi esemesem godziny pracy Bethy, a ja czuwałem, żeby co wieczór bezpiecznie dotarła do domu. Nie śledziłem jej w ścisłym sensie tego słowa. Po prostu tylko w ten sposób mogłem pozostać przy zdrowych zmysłach.
Nie mogłem zrobić nic więcej, jak tylko czuwać nad nią z daleka. Jeśli za bardzo się zbliżałem, dostawała szału. Ostatnim razem, gdy próbowałem z nią porozmawiać, zaczęła wrzeszczeć. Nie byłem w stanie jej uspokoić. Patrzyłem, jak stopniowo zatraca swoją osobowość. I dręczyło mnie to okropnie.
Każdego dnia rano jeździłem więc za nią do pracy, a wieczorem do domu. Kiedy była już bezpieczna w swoim mieszkaniu, często parkowałem motor po drugiej stronie drogi i obserwowałem jej okno, dopóki nie zgasiła światła. Nigdy na mnie nie patrzyła, chociaż wcale nie ukrywałem, że za nią jeżdżę. Nie było sensu ukrywać tego przed nią.
Ostatnio odezwała się do mnie – w odróżnieniu od wrzeszczenia na mnie, bo to zdarzało się często – półtora roku temu na plaży, kiedy straciliśmy Jace’a. Mojego kuzyna, najbliższego przyjaciela, a dla Bethy – miłość życia. Utonął, ratując jej życie, kiedy pijana wypłynęła za daleko na ocean i zagarnęły ją fale przyboju. Wraz z Jace’em utraciłem część własnej duszy. Był dla mnie jak młodszy brat. To on był godnym dziedzicem Newarków. Był tym wszystkim, czym ja powinienem być, ale nie byłem.
No i kochaliśmy tę samą dziewczynę. Chociaż on nigdy się o tym nie dowiedział.
Obserwowanie, jak Bethy z każdym dniem coraz bardziej wycofuje się z życia, było dla mnie potwornie trudne. Jace nie chciałby tego. Kochał Bethy bardziej niż samego siebie. Byłby zdruzgotany, widząc ją w takim stanie.
Wychodząc z budynku klubu, Bethy odrzuciła na plecy swoje długie ciemne włosy. Szorty, które miała na sobie, kiedyś były obcisłe i opinały jej idealny krągły tyłeczek. Ale wraz z utratą woli życia traciła także kolejne kilogramy. A już i tak schudła za bardzo.
Ogromnie pragnąłem ją przytulić i pomóc jej się pozbierać, ale ona mnie nie chciała. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mnie nienawidzi, dopóki nie wróciłem do Rosemary Beach trochę ponad dwa lata temu. Przed ośmiu laty uciekłem stąd w popłochu od życia, które mnie przytłaczało. Ojciec zaplanował dla mnie przyszłość, której nie chciałem, i nie widziałem innego rozwiązania.
Miałem osiemnaście lat i byłem przerażony, ponieważ przez trzy krótkie miesiące pewna szesnastoletnia dziewczyna stała się całym moim światem. Tamtego lata, kiedy spotkałem ją na imprezie u Rusha, Bethy skradła moje serce. I gdy już byłem gotów odrzucić życie, które planowałem w ciągu minionego roku, po to, by móc z nią być, ojciec przypomniał mi, w jakim stopniu ma nade mną kontrolę.
Gdybym został, nie mógłbym zatrzymać Bethy. On nie pozwoliłby mi na takie życie. Więc uciekłem, mając nadzieję, że kiedy wrócę za dwa lata, gdy Bethy osiągnie pełnoletniość, będę mógł zabrać ją ze sobą. Najpierw jednak musiałem uciec.
Patrzyłem, jak Bethy otwiera drzwiczki swojego starego poobijanego forda taurusa i wsiada do środka. Jej sztywny sposób poruszania i wzrok odwrócony ode mnie jasno uzmysławiały mi, że wie, że tu jestem. Spodziewała się mnie.
Swego czasu na jej twarzy pojawiłby się najszerszy i najpiękniejszy uśmiech na świecie, a ona sama rzuciłaby się w moje ramiona. To jednak należało do przeszłości. Zniszczyłem to. Zniszczyłem tamtą Bethy, chociaż wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Zapaliłem silnik motoru i wypchnąłem go na drogę, zostając trochę w tyle za Bethy, gdy jechałem za nią do domu. Rzadko wybierała się teraz gdziekolwiek indziej. Czasami odwiedzała Granta i Harlow oraz ich małą córeczkę. Zdarzało jej się też składać wizytę Blaire i Rushowi. Ale poza tymi nielicznymi wizytami wracała po prostu do domu.
Ten jej dom był kolejną sprawą, która zżerała mnie żywcem. Nienawidziłem tego miejsca. Nie znosiłem zostawiać jej na noc w mieszkaniu oddalonym piętnaście mil od miasta i położonym w szemranej okolicy. Swego czasu miała przyjemny apartament na terenie należącym do klubu, całkowicie opłacony, ale po śmierci Jace’a wyprowadziła się stamtąd. Blaire twierdziła, że Bethy chciała uciec od wspomnień, widok plaży był dla niej zbyt bolesny.
Ale, Boże, nienawidziłem tego. Bethy zasługiwała na lepsze życie. Ta młoda dziewczyna o wielkich jasnobrązowych oczach, tak ufnych i niewinnych, nie dawała mi spokoju. Przeze mnie ta dziewczyna przestała istnieć. Zniszczyłem tę ufność i niewinność.
Samochód Bethy skręcił na stację benzynową na skraju miasta. Nie potrzebowała jeszcze paliwa. Byłem tego pewien, bo wiedziałem, kiedy ostatnio tankowała. To było dwa dni temu. Paliwa wystarczy jej więc jeszcze na kilka kolejnych dni. Zaparkowałem po drugiej stronie drogi i obserwowałem ją.
Patrzyłem, jak parkuje samochód i wysiada. Trzymając drzwiczki, odwróciła się i spojrzała w moją stronę piorunującym wzrokiem, po czym zatrzasnęła je. Przynajmniej tym razem na mnie popatrzyła. Spodziewałem się jednak, że na tym koniec, teraz nadal będzie mnie ignorowała i wejdzie po prostu do sklepu, ale tak się nie stało.
Nadal wbijała we mnie wściekłe spojrzenie i sztywnym krokiem ruszyła przez parking w moją stronę. O, cholera. Sprawiała wrażenie wkurzonej, a w pobliżu nie było nikogo, kto by ją uspokoił, kiedy na mnie napadnie. Może to i dobrze. Kiedy ostatnim razem naskoczyła na mnie, Grant i Woods odciągnęli ją ode mnie i zawieźli do domu. Kiedy próbowałem coś do niej powiedzieć, tylko wrzeszczała głośniej. Samo brzmienie mojego głosu działało jej na nerwy.
Aż do tamtego dnia na plaży nie zdawałem sobie sprawy z pogardy, jaką do mnie czuła. Ukrywała ją przed Jace’em i okazywała mi tylko wtedy, kiedy nikt nie widział. Wspomnienie jej słów przeszyło mnie niczym sztylet i aż się wzdrygnąłem. Zawsze będą mnie prześladować. Nigdy nie zdołam ich zapomnieć.
Zsiadłem z motoru i czekałem na to, czym dziś zamierzała mnie ugodzić. W każdym razie jakoś zareagowała na moją obecność. Starałem się brać to za dobrą monetę.
Stanęła naprzeciwko mnie i oparła ręce na biodrach. Mimo utraty wagi Bethy nadal miała biodra. Chudsze, ale jednak. Zawsze miała fantastyczne biodra.
– Przestań mnie śledzić – wycedziła, a oczy rozbłysły jej gniewem. – Jeszcze mi tego brakowało, żebyś jeździł za mną jak psychol!
Musiałem postępować z nią ostrożnie. Zależało mi na rozmowie, nie chciałem od razu jej wkurzyć.
– Upewniam się tylko, czy jesteś bezpieczna – odparłem najłagodniejszym tonem, na jaki mogłem się zdobyć.
– To przestań! – warknęła Bethy. – Nie chcę, żebyś mnie pilnował. Co cię obchodzi moje bezpieczeństwo? Nie przejmowałeś się moim losem przez wiele lat. – Starała się nad sobą zapanować. Miała ochotę mnie uderzyć. Wrzeszczeć na mnie. Chciała obwiniać kogoś innego za śmierć Jace’a, a mnie najłatwiej było jej znienawidzić.
– Obchodzi mnie twoje bezpieczeństwo – odparłem po prostu.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Oparte na biodrach ręce zacisnęła w pięści.
– Nie mam ochoty cię oglądać. Nie podoba mi się, że mnie pilnujesz. Chcę, żeby mnie zostawiono w spokoju. Przysięgam na Boga, Tripp, wystąpię przeciwko tobie do sądu o zakaz zbliżania się do mnie – zagroziła.
Oboje wiedzieliśmy, że nic jej nie zrobiłem i nie udałoby jej się zdobyć takiego zakazu. Ale gdybym to powiedział, jeszcze bardziej wytrąciłbym ją z równowagi.
– Wiem, że mnie nienawidzisz. Bardzo długo nie mogłem zrozumieć dlaczego. Ale teraz rozumiem. Cholera, Bethy, sam siebie nienawidzę – przyznałem. – To jednak nie znaczy, że nie zależy mi na tobie. Martwię się o ciebie. Rozumiem, że nie chcesz, żebym się do ciebie zbliżał. Mimo to zamierzam choć z daleka czuwać nad twoim bezpieczeństwem. Przykro mi, jeśli to cię denerwuje.
Bethy wybuchnęła histerycznym śmiechem, który tak naprawdę wcale nie był śmiechem. Uwielbiałem śmiech Bethy. Ten jej radosny śmiech. Swego czasu to on mnie właśnie w niej urzekł. Zrobiłbym wszystko, żeby usłyszeć, jak się śmieje, i zobaczyć, jak się uśmiecha. A teraz ten jej pusty hałaśliwy rechot pogłębiał jedynie dzielące nas cierpienie.
– Dlaczego wróciłeś? Świetnie sobie radziłam. Między mną a Jace’em, układało się wspaniale. Byłam szczęśliwa, Tripp. Byłam taka cholernie szczęśliwa. – Głos jej się załamał, a ja miałem ochotę ją przytulić. Ta twarda, ochronna skorupa złości, w którą Bethy się przyoblekła, zaczynała pękać. – Twoje pojawienie się wszystko zepsuło. Wszystko! A potem… ty… – nagle krzyknęła przeraźliwie i zakryła oczy dłońmi. – Starałam się jakoś nad tym zapanować. Próbowałam cię polubić. Usiłowałam pogodzić się z tym, że Jace cię kochał, i chciałam zapomnieć o przeszłości. Chciałam zapomnieć tamto lato. Miałam Jace’a. Dlaczego musiałeś mi o wszystkim przypomnieć? Dlaczego musiałeś…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej