Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Joanna d'Arc – jej historia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Joanna d'Arc – jej historia - ebook

W swej najnowszej książce uznany historyk Helen Castor w odmienny sposób prezentuje porywające życie Joanny d’Arc. Zamiast ikony, widzimy energiczną, młodą kobietę, która walczyła z Anglikami i miała odwagę zająć własne stanowisko w krwawej wojnie domowej, która wyniszczała piętnastowieczną Francję. Oto niezwykła prawda ukryta za legendą o Dziewicy Orleańskiej – prostej, wiejskiej dziewczynie, która usłyszała głos Boga. Nastoletniej wojowniczce, która poprowadziła swoją armię do zwycięstwa w epoce, w której uważano, że kobiety nie są zdolne do walki. Dziewiętnastoletniej męczennicy spalonej na stosie i ogłoszonej świętą pięćset lat później. Nowa, przejmująca opowieść barwnie przedstawia Joannę i świat, w którym żyła. Helen Castor wprowadza nas w sam środek akcji, ów burzliwy moment w dziejach Francji, w którym nikt – ani Joanna, ani ludzie, wśród których żyła ani książęta, biskupi, żołnierze czy wieśniacy – nie wiedział, jaki los czeka ich kraj.

Spis treści

Główne postaci

Drzewa genealogiczne

Wprowadzenie

Prolog

 

CZĘŚĆ PIERWSZA. Wcześniej

1. Ta przeklęta przez Boga wojna

2. Niczym drugi Mesjasz

3. Osamotnienie i rozłam

 

CZĘŚĆ DRUGA. Joanna

4. Dziewica

5. Jak anioł od Boga

6. Serce mężniejsze niż u mężczyzny

7. Kobiece stworzenie

8. Wkrótce będę z wami

9. Prosta dziewczyna

10. Strach przed ogniem



CZĘŚĆ TRZECIA. Później

11. Ci, którzy nazywali siebie Francuzami

12. Była zupełnie niewinna



Epilog

Rozwinięcie skrótów użytych w przypisach

Bibliografia

Podziękowania

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-89981-24-0
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Bywało w tamtym czasie, że rankiem Anglicy odbierali Armaniakom jedną twierdzę, a wieczorem tracili dwie. I tak toczyła się ta przeklęta przez Boga wojna.

– ANONIMOWY MIESZKANIEC PARYŻA, ROK 1423

Wam, poddanym króla angielskiego, którzy nie macie żadnych praw do ziemi francuskiej, Król w niebiosach nakazuje za moim, Joanny Dziewicy, pośrednictwem, opuścić zajęte na tej ziemi przyczółki i wrócić do waszej ojczyzny. Jeśli mnie nie posłuchacie, mój okrzyk bojowy zapamiętany zostanie na wieki.

– JOANNA D’ARC DO ANGLIKÓW POD ORLEANEM, 5 MAJA 1429 ROKUWprowadzenie

Joanna d’Arc

Gwiazda Joanny d’Arc świeci na firmamencie dziejów jaśniej niż jakiejkolwiek innej postaci żyjącej w owych czasach i w jej ojczyźnie. Historia tej młodej kobiety jest wyjątkowa, a jednocześnie uniwersalna w swoim przesłaniu. Joanna stała się ikoną grup i ruchów społecznych tak różnych, jak nacjonaliści, monarchiści, liberałowie, socjaliści, prawicowcy, lewicowcy, katolicy, protestanci, tradycjonaliści, feministki, państwo Vichy i renesans¹. Jej postać niczym refren przewija się w sztuce, literaturze, muzyce i filmie, a sam proces opowiadania jej historii i budowania wokół niej legendy trwa nieprzerwanie, odkąd po raz pierwszy dała się poznać opinii publicznej. W ciągu krótkiego życia stała się przedmiotem fascynacji dla jednych i żarliwej krytyki dla innych, do dziś budząc skrajne emocje. W biografii tej młodej wiejskiej dziewczyny jest coś znajomego i bliskiego, a zarazem poruszającego. Gdzieś na polach w Domrémy usłyszała ona głos z nieba – orędzie o wyzwoleniu Francji uginającej się pod jarzmem angielskiej okupacji. Wbrew przeciwnościom zdołała potem dotrzeć do delfina Karola, wydziedziczonego następcy tronu Francji, i przekonać go, że Bóg powierzył jej misję wypędzenia Anglików z królestwa. Z krótko obciętymi włosami, w pełnej zbroi, niczym mężczyzna, stanęła na czele wojsk, przełamując angielskie oblężenie miasta Orlean. Francuzi, podniesieni na duchu i wzmocnieni nową wiarą w opiekę Boga, w ciągu kilku tygodni przedarli się w głąb zajętego przez wroga terytorium, docierając do Reims, gdzie Joanna uczestniczyła w koronacji delfina na króla. Wkrótce potem porwali ją sojusznicy Anglików i postawili przed sądem, oskarżając o herezję. Joanna broniła się z niezłomną odwagą, lecz jej los był przesądzony. Została spalona na rynku w Rouen, jednak jej legenda okazała się nieśmiertelna. Niemal pięć stuleci później Kościół rzymskokatolicki docenił nie tylko heroizm, ale i świętość Joanny d’Arc. Jej losy znamy tak dobrze, ponieważ zostały dokładnie udokumentowane, co w ówczesnych czasach należało raczej do rzadkości. Na opisy życia Joanny d’Arc zużyto wtedy tyle samo atramentu i pergaminu, co tuszu i papieru w następnych stuleciach. Wspominały o niej kroniki, listy, wiersze, rozprawy, dzienniki i księgi rachunkowe. A nade wszystko powstały dwie grube teki obejmujące zapiski z procesu o herezję w roku 1431, włącznie z notatkami z jej długich przesłuchań, oraz dokumentacja z jego rewizji zwanej „procesem unieważniającym”, która odbyła się dwadzieścia pięć lat później z inicjatywy Francuzów pragnących rehabilitacji Joanny. Dokumenty te zawierają świadectwa nie tylko ludzi, którzy znali Joannę, ale także jej własne wyznania. Z nich wiemy, że opowiadała o przemawiających do niej głosach, o swojej misji, dzieciństwie na wsi i wyjątkowych przeżyciach po opuszczeniu Domrémy. Oprócz portretu psychologicznego Joanny z tekstów wyłania się również obraz jej rodziny i przyjaciół. Są zatem wyjątkowym skarbem, który przetrwał od czasów średniowiecza. Bo czy można sobie wyobrazić świadectwo bardziej wiarygodne lub kompletne?

A jednak nie wszystko jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. I nie chodzi wyłącznie o to, że zeznania spisano w oficjalnym języku łacińskim, a nie francuskim, którym świadkowie posługiwali się na co dzień. Fakt, że ich wypowiedzi przetłumaczono, każe zachować czujność i mieć na uwadze fakt, że nie są to zeznania z pierwszej ręki, na jakie z pozoru wyglądają. Pozostaje ponadto kwestia nieuchronnego wpływu, jaki Joanna wywierała na osoby zeznające w procesie unieważniającym, oraz cześć, którą otoczono ją po śmierci. Ci, którzy w 1456 roku opowiadali o jej dorastaniu i misji, wiedzieli już, za kogo została uznana i czego dokonała. I jak to bywa w przypadku wspomnień, w ich relacjach zdarzenia i rozmowy sprzed ćwierćwiecza często ulegały zniekształceniu. Zwłaszcza że nie tylko mieli świadomość tragicznego losu Joanny, ale także ostatecznej klęski poniesionej przez Anglików we Francji w latach 1449–1453. Fakt ten, bardziej niż wydarzenia rozgrywające się za jej życia czy wkrótce po jej śmierci, przysłużył się windykacji zapewnień Joanny o otrzymanym od Boga posłannictwie. Pod wieloma względami historia Joanny d’Arc, która wyłania się z akt procesu unieważniającego, jest historią życia opowiedzianą od końca.

To samo można powiedzieć o wszystkim, co mówiła podczas procesu „skazującego” w 1431 roku. Niezachwiane przekonanie o słuszności swojej sprawy i nadzwyczajne opanowanie, które pozwoliły jej trafić przed oblicze delfina w Chinon w lutym 1429 roku, z czasem jeszcze się nasiliły. Dziś na przykład nazywamy ją Joanną d’Arc, choć było to nazwisko ojca, a ona sama nigdy go nie używała². Już kilka tygodni po przybyciu na dwór delfina przedstawiała się jako „Jeanne la Pucelle” – Joanna Dziewica. Jest to tytuł wieloznaczny, nawiązujący nie tylko do młodego wieku i czystości, ale także do statusu wybranej służebnicy Boga i bliskiej relacji z Najświętszą Dziewicą, której Joanna była szczególnie oddana. Również podczas procesu charakter bohaterki nie ujawniał się na podstawie jej „neutralnych” relacji, lecz żarliwej obrony własnych przekonań i postępowania. Obrony, będącej odpowiedzią na powtarzane w nieskończoność i pełne wrogości pytania prokuratorów, którzy chcieli ją przedstawić jako zakłamaną heretyczkę. Jest to więc tekst bezcenny, niezwykle bogaty, fascynujący i wielowarstwowy, a przy tym trudny do interpretacji³.

Jak można się spodziewać, siła legendy Joanny i elektryzujący magnetyzm jej samookreślającej się misji są widoczne również w naukowych rozprawach na temat jej życia. Historycy najczęściej zaczynają od opowieści o długiej i okrutnej wojnie, pustoszącej Francję, zanim Joanna przyszła na świat, i o tym, jak potem usłyszała głosy w rodzinnej wiosce Domrémy leżącej na wschodnich krańcach królestwa. W ten sposób na dwór delfina w Chinon przybywamy wraz z Joanną i nie przeżywamy wstrząsu, jaki w rzeczywistości wywołało to wydarzenie. Trudniej nam również zrozumieć w pełni ówczesny kontekst polityczny czy reakcję ludzi na jej słowa. A ponieważ wszystko, co wiemy o życiu Joanny w Domrémy, pochodzi z jej ust bądź relacji przyjaciół i rodziny, źródła historyczne powstałe na ich podstawie nie mogą być obiektywne. Są bowiem przesiąknięte refleksjami podobnymi do tych, które wpłynęły na formę zeznań składanych w obu procesach.

Jedną z pułapek dla badacza jest zatem ryzyko zniekształcenia faktów. Innym natomiast pozostaje to, że trudno dziś stwierdzić, co stanowi kwintesencję legendy Joanny d’Arc. Szukając odpowiedzi na to pytanie, można dojść do mało optymistycznego stwierdzenia, że gwiazda Joanny znajduje się niebezpiecznie blisko czarnej dziury. Patrząc na transkrypcję zeznań zebranych podczas procesów, niemal na każdym kroku napotykamy rozbieżności między relacjami poszczególnych świadków, a nawet opowieściami jednej i tej samej osoby, w tym również Joanny. Nieścisłości te dotyczą okoliczności zdarzeń, ich czasu i interpretacji. Punktem wyjścia do rozważań na temat bohaterki powinno być więc stwierdzenie, że świadectwa epoki nie dają obrazu prostej i spójnej historii. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, skoro zeznania naocznych świadków mogą się różnić nawet w przypadku wydarzeń z niedawnej przeszłości, a obserwatorzy zeznają we względnie komfortowych warunkach. Joannę natomiast poddawano wielodniowym przesłuchaniom i oskarżyciele za wszelką cenę dążyli do wykazania jej winy, czego przecież miała świadomość. Z kolei proces unieważniający miał na celu oczyszczenie jej imienia poprzez powołanie na świadków ludzi, którzy ją znali, i ustalenie porządku wypadków, które rozegrały się przed dwudziestu pięciu laty.

Lecz nawet jeśli wspomniane rozbieżności nie są niczym zaskakującym, to wciąż aktualne pozostaje pytanie, w jaki sposób należy odczytywać takie dowody. Niektórzy historycy wybierali z poszczególnych relacji wątki i szczegóły, z których można było ułożyć spójną całość, a elementy do niej niepasujące zatuszować bez konieczności wyjaśniania, dlaczego akurat te fakty uznali za nieistotne. Inni z kolei opierali się na zeznaniach jednych osób, odrzucając świadectwa pozostałych, zapewne kierując się własną oceną ich wiarygodności. (Z informacji udzielonych przez Joannę podczas procesu za prawdziwe uznano na przykład stwierdzenie, że przemawiające do niej głosy należały do świętych Michała, Małgorzaty i Katarzyny, natomiast opis anioła, który miał się jej ukazać w komnacie delfina w Chinon, by przekazać przyszłemu królowi koronę, uznano za niewiarygodny). Na ogół też niewiele uwagi poświęcano pytaniom zadawanym świadkom, a przecież w ogromnej mierze wpływały one na kształt odpowiedzi. Celem obu procesów było ustalenie granicy pomiędzy prawdziwą wiarą a herezją. Na ogół więc nie pozwalano świadkom rozwodzić się zbytnio nad opisem wrażeń, jakie wywarła na nich Joanna (tak jak i jej ograniczono możliwość zobrazowania własnych przeżyć), lecz wymagano od nich precyzyjnych odpowiedzi na pytania związane z kolejnymi punktami oskarżenia opartego na dogmatach wiary. I to bez względu na fakt, czy zeznający je rozumieli czy nie.

To zresztą i nam nastręcza trudności: nie sposób bowiem, przy dzisiejszym sposobie myślenia, zrozumieć w pełni niuansów średniowiecznej teologii oraz istoty wiary Joanny i ludzi jej współczesnych. Bezcelowe wydają się na przykład próby wytłumaczenia głosów, które słyszała, zaburzeniami fizycznymi lub psychicznymi, jeśli diagnozę postawimy w oderwaniu od systemu ówczesnych wierzeń. Dla Joanny i otaczających ją osób oczywistym był przecież fakt, że byty pozaziemskie porozumiewają się z ludźmi zdrowymi na umyśle. Nie była też ani pierwszą, ani ostatnią osobą we Francji w pierwszej połowie XV wieku, która miewała objawienia albo słyszała głosy. Problemem więc nie była potrzeba ich wytłumaczenia, ale rozstrzygnięcie, czy pochodziły z nieba czy z piekła. I dlatego doświadczenie oraz wiedza teologów powinny być punktem wyjścia dla zrozumienia ówczesnych reakcji na jej deklaracje.

Podobnie może się nam wydawać, że charyzma Joanny po części miała swe źródło w tym, że potrafiła wpleść element boski w kontekst toczącej się wojny i że przekonując Francuzów o błogosławieństwie danym im przez samego Boga, tchnęła w nich ducha walki i podbudowała ich morale po latach niepowodzeń. Tymczasem w średniowieczu wojna zawsze była wyrazem woli Boga. Przygnębienie Francuzów w latach dwudziestych XV wieku brało się natomiast z faktu, że krwawe walki domowe i druzgocząca klęska zadana przez Anglików zachwiały ich głęboką wiarą w to, iż są poddanymi „królestwa arcychrześcijańskiego”. Jak inaczej zresztą mogli wytłumaczyć sobie klęskę pod Azincourt (ang. Agincourt) i następujące po niej ponure lata, jeśli nie tym, że Bóg się od nich odwrócił? W tym kontekście orędzie Joanny o ratunku z niebios zabrzmiało z całą mocą i najważniejszą sprawą stało się ustalenie, jaki to był głos: anielski czy demoniczny.

To również jest powodem, dla którego postanowiłam rozpocząć opowieść o Joannie d’Arc nie w roku 1429, ale czternaście lat wcześniej – od klęski pod Azincourt. Nie chcę bowiem ograniczać się wyłącznie do świata, w którym żyła, ani nawet tego, który widziała. Zamierzam przedstawić historię Francji w owych burzliwych latach i zrozumieć, dlaczego nastoletnia dziewczyna odegrała w niej tak znaczącą rolę. Rozpoczynając narrację w roku 1415, mogłam pokazać zmianę postaw bohaterów owego dramatu po angielskiej i francuskiej stronie oraz podkreślić, że przekonanie o tym, co znaczy być Francuzem, nieustannie się zmieniało. Wojna domowa wstrząsnęła poczuciem tożsamości narodowej Francuzów i niewielu z nich podzielało jej poglądy na temat tego, kim są i komu Bóg postanowił przyznać zwycięstwo w walce.

W dalszej części opowiadam o Francji Joanny d’Arc i o niej samej chronologicznie. Jest to historia ludzi, którzy podobnie jak my, próbowali zrozumieć sens wydarzeń rozgrywających się w świecie, i nie mieli pojęcia, co ich za chwilę spotka. Oczywiście i ja musiałam dokonać selekcji materiałów źródłowych, skupiając się na tych, które dały się ułożyć w spójną całość. W przypisach na końcu książki próbuję jednak wyjaśnić, w jaki sposób i dlaczego dokonałam określonych wyborów, oraz wskazać błędy zawarte w tekstach z epoki lub powstałe w trakcie przekładu z łaciny i francuskiego, bo w tych językach większość z nich została spisana. Spośród wyzwań, związanych z analizą tak dużej ilości materiału, najwięcej trudności nastręcza interpretacja dokumentacji z procesów, która jest zapisem wydarzeń z życia Joanny i tego, co się działo po jej śmierci. Jednocześnie akta te są dowodem, na podstawie którego dokonywano prób objaśnienia faktów. Moim zamiarem było, na ile to możliwe, wykorzystać je do przedstawienia życiorysu Joanny. Innymi słowy, pragnęłam zaprezentować zeznania Joanny i świadków zgodnie z chronologią, w jakiej zostały złożone i spisane, zamiast wczytywać się w późniejsze relacje tych ludzi, ich wspomnienia i komentarze na temat przeszłości.

Wynikiem moich starań jest historia Joanny d’Arc odmienna od tych, które znamy. Historia, w której przez pierwszych czternaście lat Joanna w ogóle się nie pojawia i w której jej rodzinę i dzieciństwo poznajemy dopiero na pewnym etapie tej opowieści. Dotychczas wielu historyków wybierało – i zapewne nadal będzie wybierać – inny sposób opracowania owych cennych źródeł wiedzy o życiu tej wyjątkowej dziewczyny. Ja jednak tylko w ten sposób potrafiłam zrozumieć rolę Joanny w świecie, w którym żyła – dostrzec ów szczególny związek osobowości z sytuacją i wiary z polityczną kalkulacją, które uczyniły ją wyjątkiem od reguł rządzących życiem kobiet epoki.

To nadzwyczajna historia, po której zakończeniu gwiazda jej bohaterki nadal lśni niesłabnącym blaskiem.

1 M. Warner, Joan of Arc: The Image of Female Heroism, London 1981.

2 W XV-wiecznej Europie nazwiska nie były jeszcze dość powszechne. Nazwisko ojca Joanny – podawane przez współczesne źródła jako Darc, Tarc, Day albo Dars – wydaje się pochodzić od nazwy jakiegoś miejsca. Matkę Joanny, Izabelę, czasem nazywano Vouthon od nazwy miejscowości położonej niedaleko Domrémy, gdzie mieszkała jej rodzina, a czasem jako Romée, być może dlatego, że odbyła pielgrzymkę do Rzymu. Na początku swojego procesu w 1431 roku Joanna powiedziała, że nie zna swojego nazwiska. Potem wymieniła nazwiska rodziców, dodając, że w jej okolicy dziewczynki zwykle przyjmowały nazwisko matki (R. Pernoud i M.-V. Clin, Joan of Arc: Her Story, tłum. i red. J. DuQuesnay Adams, New York 1998, s. 220–221; Tisset, Condamnation, II, s. 39–40).

3 Każdy, kto interesuje się losami Joanny d’Arc, wiele zawdzięcza Julesowi Quicheratowi, znakomitemu uczonemu, który w latach 40. XIX wieku zredagował transkrypcję procesów Joanny z 1431 i 1456 roku i zebrał je w pięciu księgach, wzbogacając o całą masę innych materiałów związanych z życiem świętej, w tym kroniki, wiersze, listy i dokumenty urzędowe. Od tamtego czasu materiały z procesów Joanny wielokrotnie redagowano i tłumaczono. Stenogramy z procesu w roku 1431 sporządzono w języku francuskim, lecz ich oryginały się nie zachowały. Dysponujemy natomiast dwiema częściowymi kopiami – jedną z końca XV, a drugą z XVI wieku. Niedługo po zakończeniu procesu francuskie stenogramy przetłumaczono na łacinę i połączono z innymi istotnymi dla sprawy dokumentami, tworząc oficjalny stenogram, którego trzy z pięciu kopii sporządzonych i podpisanych przez notariuszy zachowały się do dziś. W swojej pracy posłużyłam się stenogramem w opracowaniu Pierre’a Tisseta i Yvonne Lanhers z lat 1960–1971. W pierwszym tomie przedstawiono równolegle łaciński stenogram wraz z francuskim, sporządzonym podczas procesu, a w drugim znajduje się współczesny przekład francuski. Od tamtego czasu główna część przesłuchań świadków została przetłumaczona na angielski przez Daniela Hobbinsa, a wyjątki z procesu przetłumaczył Craig Taylor w opracowanym przez siebie wydaniu materiałów na temat życia Joanny. Zapiski z procesu unieważniającego z roku 1456 sporządzono w całości po łacinie, poza jednym zeznaniem świadka, giermka Joanny, Jeana d’Aulona, które spisano po francusku. W tym wypadku korzystałam z opracowania Pierre’a Duparca wydanego w latach 70. i 80. XX wieku, którego pierwsze dwa tomy zawierają pełny tekst łaciński, a kolejne dwa tomy – współczesny przekład francuski. Nie istnieje pełny przekład tekstu procesu unieważniającego, lecz u Craiga Taylora można znaleźć przetłumaczone fragmenty. Korzystałam ze wszystkich powyższych źródeł (ich pełna lista wraz z informacjami wydawniczymi znajduje się w Rozwinięciu skrótów użytych w przypisach, s. 239) i jestem ogromnie wdzięczna redaktorom i tłumaczom tych tekstów. W niniejszych przypisach starałam się przedstawić źródła opisujące konkretne wydarzenia, koncepcje czy postacie w taki sposób, aby czytelnikowi pragnącemu dowiedzieć się o nich czegoś więcej łatwiej było znaleźć właściwy tekst w danym języku. Ze względu na różnorodność i wielowarstwowość materiałów, z których czerpiemy wiedzę o życiu Joanny, przekład stanowi element kluczowy dla jej funkcjonowania w historycznej świadomości. Przy przekładzie tekstów, które zdecydowałam się przytoczyć, nieocenione okazały się wiedza i kompetencje językowe moich rodziców, Grahame’a i Gwyneth Castor.Prolog

Krwawe pole

25 PAŹDZIERNIKA 1415 ROKU

To był dzień zwycięstwa.

Pierwsze promienie słońca przesuwały się nad obozem, nie dając ani ciepła, ani wytchnienia od przenikającej do kości wilgoci mężczyznom wyczerpanym wielotygodniowym marszem, odpieraniem ataków wroga wzdłuż brzegów Sommy i szaloną gonitwą do tego oto miejsca. Wyczerpanym po dniu wypełnionym strachem, świadomością bliskości wroga i czekaniem na bitwę, która miała się rozegrać dopiero o zmierzchu. Wyczerpanym po deszczowej nocy spędzonej w namiotach na otwartym polu albo w domach przerażonych wieśniaków z Tramecourt i Azincourt. Wyczerpanym, lecz pełnym nadziei⁴.

Tego dnia przypadało wspomnienie braci Kryspina i Kryspiana, którzy przed ponad tysiącem lat głosili w Soissons Ewangelię⁵. Świętych męczenników, którzy oddali życie za to, aby kraj ten stał się „najstarszą córą Kościoła”, rządzoną przez le roi très-chrétien, króla arcychrześcijańskiego⁶. Pewność boskiej przychylności nie opierała się jednak wyłącznie na ich uświęconej ofierze.

Zmęczeni rycerze, z trudem podnoszący obolałe stopy z rozmokłej ziemi, wiedzieli, że wróg cierpi jeszcze bardziej. Tam, za polami, niedaleko wioski Maisoncelle – właściwie w zasięgu głosu, choć oni sami niewiele mówili pośród smaganej deszczem ciemności – czekali Anglicy zanurzeni w błocie. Przeniknęło ono na wskroś ludzi i to, co ze sobą przywieźli. Krwawa biegunka – dyzenteria – była ceną za zwycięskie oblężenie Harfleur. Wprawdzie angielska flaga powiewała nad miastem, gdzie stacjonował garnizon okupacyjny, lecz Anglicy zostawili tam setki chorych żołnierzy czekających na okręty, które miały ich zabrać do domu. Tu, w obozie, znaleźli się tylko ci, którzy jeszcze potrafili utrzymać się na nogach. Dotarli tak daleko pod dowództwem okrutnego i bezwzględnego króla. Ciało miał poorane wojennymi bliznami – od grota strzały, która na kilka centymetrów wbiła mu się w twarz, kiedy miał szesnaście lat. Był naznaczony również bliznami innego rodzaju, jakie zostawił na nim grzech ojca, który odebrał angielską koronę swojemu kuzynowi Ryszardowi II⁷. A teraz, we Francji, zawisła nad nim ręka sprawiedliwości bożej.

Wyczerpanej armii francuskiej, szykującej się do starcia z zuchwałym najeźdźcą, nie prowadził do walki monarcha. Niemal sześćdziesiąt lat wcześniej, w bitewnej zawierusze niedaleko Poitiers, dziadek obecnego króla Francji został porwany przez Anglików, mimo iż na polu walki znajdowało się wówczas dziewiętnastu identycznie ubranych sobowtórów. Starania o jego uwolnienie zajęły cztery lata, a tymczasem królestwo ogarnął pogłębiający się kryzys polityczny. Nic więc dziwnego, że jego syn i następca nie chciał potem osobiście stawać na czele francuskiej armii, której ruchami kierował z bezpiecznego miejsca za linią frontu⁸.

Obecny król, Karol VI, nie mógł zrobić nawet tyle. Pamiętnego sierpniowego dnia w roku 1392 jechał konno w pełnym słońcu w eskorcie żołnierzy, na których rzucił się z nagłym obłędem w oczach, i nim zdołano go obezwładnić, zabił pięciu z nich⁹. Oczy wywracały mu się w czaszce, a w dłoni kurczowo ściskał złamany miecz. Wkrótce jego ciało wyzdrowiało, ale umysł pozostał zaburzony. Okresy spokoju, gdy zdawał się myśleć racjonalnie, były przerywane niespodziewanymi atakami obłędu, podczas których nie uważał się za Karola, króla Francji, a żonę i dzieci brał za obcych ludzi. Czasami nawet twierdził, że jest zrobiony ze szkła i w każdej chwili może się rozpaść na tysiąc kawałków. Ów udręczony człowiek o rozbieganych oczach i jasnych włosach, które zaczesywał do przodu, aby zakryć łysinę, nie mógł więc poprowadzić swoich ludzi do walki. Lecz nadal był dla Francuzów le bien-aimé, najukochańszym¹⁰. Na szczęście nie brakowało książąt królewskiej krwi, którzy byli godni stanąć w jego imieniu na czele armii. Nie brano wszakże pod uwagę najstarszego z królewskich synów, osiemnastoletniego delfina, Ludwika. Był to chłopak przystojny, choć otyły, mający słabość do pięknych strojów i nieźle zorientowany w sprawach polityki, który absolutnie nie zasługiwał na miano żołnierza. Poza tym od niego zależała przyszłość królestwa, więc nie można go było narażać na jakiekolwiek ryzyko¹¹. Ze względu na wiek, nie brano także pod uwagę niemal siedemdziesięciopięcioletniego królewskiego stryja, księcia de Berry, szarej eminencji (éminence grise) w rządzie. Również kuzyn króla, książę Burgundii, został wykluczony z grona potencjalnych dowódców z powodów, o których przykro mówić i które trudno wytłumaczyć. Czterdziestoczteroletni Jan Burgundzki zdecydowanie przewyższał króla talentami wojskowymi i podczas jednej z wcześniejszych bitew zdobył przydomek Jean Sans Peur – Jan bez Trwogi¹². Problem z przyznaniem mu dowództwa w obecnym starciu nie był więc natury personalnej, lecz politycznej. Ojciec Jana, stary książę Filip, aż do śmierci w 1404 roku był najważniejszą postacią we francuskim rządzie. Wraz ze swoim bratem, księciem Berry, przejął obowiązki – i hojne uposażenie – regenta do czasu uzyskania pełnoletności przez ich królewskiego bratanka, co nastąpiło w latach osiemdziesiątych XIV wieku, a także potem, kiedy ów popadł w obłęd. Po śmierci ojca Jan Burgundzki miał nadzieję przejąć po nim rolę monarszego doradcy, lecz na przeszkodzie stanął mu królewski brat, Ludwik, książę Orleanu. Ów, zmuszony tłumić własne ambicje i dumę pod wieloletnimi rządami stryja, po jego śmierci sam postanowił przejąć ster władzy¹³.

Konflikt pomiędzy kuzynami, książętami Orleanu i Burgundii narastał przez trzy lata. Kiedy Ludwik Orleański za herb przybrał groźny emblemat drewnianej maczugi, Jan Burgundzki w odpowiedzi obrał swoim symbolem motyw hebla, który mógł zetrzeć maczugę w stos trocin¹⁴. Pycha i próżność księcia Burgundii były tak wielkie, że wkrótce jego heble widniały niemal wszędzie – haftowano je na szatach, grawerowano na zbroi, a dworzan i sojuszników obdarowywano bibelotami w kształcie hebla ze złota i srebra, inkrustowanymi diamentami i ozdobionymi wiórami ze złota. Jan Burgundzki przystąpił do ataku na władzę z podobną starannością, z jaką kuzyn zdobył zwierzchnictwo nad rządem. Uczynił się orędownikiem ludu w walce przeciwko nakładanym przez konkurenta podatkom i doprowadził królestwo na skraj wojny domowej. Udało się jej uniknąć tylko dzięki podpisaniu niepewnego traktatu pokojowego, który w rzeczywistości nikogo nie zadowalał i niczego nie rozstrzygał. W roku 1407 Jan Burgundzki uznał, że nadszedł czas, by ostrze jego hebla przestało być jedynie prześmiewczą metaforą. Wieczorem 23 listopada Ludwik Orleański wracał ze spotkania z królową, z którą wspólnie sprawowali dozór nad królem niezdolnym do samodzielnych rządów. Kiedy wraz ze świtą przemierzał ulicę Vieille-du-Temple we wschodniej części Paryża, panował głęboki mrok. Pochodnie trzymane przez eskortę oświetlały wprawdzie bruk, lecz nikt nie zauważył zamachowców, którzy rzucili się na świtę, zanim ktokolwiek zdążył rozeznać się w sytuacji. Książę rozpaczliwie osłaniał się lewą ręką, która została pokiereszowana pod wpływem szybkich i silnych ciosów. Po kilku chwilach osunął się na ziemię, a z jego rozłupanej czaszki wypłynął mózg¹⁵. Kiedy członkowie rady królewskiej dowiedzieli się o straszliwej zbrodni, nie mieli wątpliwości, że stoi za nią książę Burgundii.

Lecz jeśli sądził, że jednorazowym aktem przemocy pozbędzie się rywali, stojących mu na drodze do realizacji własnych celów politycznych, bardzo się pomylił. Zamiast tego uwikłał się w niekończący się łańcuch krwawych rodowych waśni. Żona i młodzi synowie Ludwika Orleańskiego zapałali bowiem żądzą zemsty na jego mordercy. Jan Burgundzki wziął co prawda na siebie odpowiedzialność za zabójstwo, lecz stwierdził – za pośrednictwem Jeana Petita, teologa z Uniwersytetu Paryskiego, który przez cztery godziny odczytywał przed członkami królewskiego dworu napisaną przez siebie formalną obronę racji swojego patrona – że zamach był czynem nie tylko uzasadnionym, ale i szlachetnym, gdyż książę Orleanu stał się tyranem i zdrajcą. Okazało się to doskonałym narzędziem manipulacji, dzięki któremu – oraz za sprawą uzbrojonych żołnierzy, którzy stanęli po stronie księcia Burgundii, i poparcia mieszkańców Paryża – otrzymał on przeprosiny od przedstawicieli niestabilnego i rozdartego rządu. Pod koniec 1409 roku udało mu się pojednać z dworem i całe przedstawienie zakończyło się przejęciem przez niego kontroli nad królem i królową oraz władzy nad stolicą. Opozycja zaczęła mu zagrażać już w 1410 roku. W Gien nad Loarą zawiązano koalicję, w ramach której piętnastoletni Karol, nowy książę Orleanu, uzyskał obietnicę wsparcia wojskowego od starzejącego się księcia Berry i silnego sojuszu innych możnowładców, w tym teścia, potężnego hrabiego Armagnac (od niego swoją nazwę przyjęło stronnictwo antyburgundzkie). Księcia Burgundii, niegdyś nazywanego Janem bez Trwogi, ogarnął tak wielki strach przed losem równie krwawym jak ten, który zgotował rywalowi, że w swojej paryskiej rezydencji zbudował potężną wieżę ozdobioną – a jakże – emblematem hebla, i odtąd sypiał na jej szczycie pod czujnym okiem osobistego strażnika¹⁶. Latem 1411 roku, kiedy wszyscy opowiedzieli się po którejś ze stron konfliktu, wrogie armie spotkały się na polu walki. Nazwy przeciwnych stronnictw: Burgundczyków i Armaniaków, wymawiano teraz z lękiem i pogardą. Jedni nazywali drugich zdrajcami oraz obrzucali plugawymi oskarżeniami o bezprawie, korupcję i okrucieństwo. Na zmianę wszczynano walki i zawiązywano rozejm aż do lata 1413 roku, gdy Jan Burgundzki został ostatecznie wypędzony ze stolicy. Kontrolę nad rządem objęli wówczas możni ze stronnictwa Armaniaków, co bynajmniej nie zakończyło konfliktu. Pewien rozgoryczony paryżanin w prowadzonym przez siebie dzienniku, w którym spisywał wszystkie burzliwe wypadki, podsumował ponuro, że „wszyscy wielcy wzajemnie się nienawidzą”¹⁷.

Latem 1415 roku mogło się zatem wydawać, że angielski król Henryk V wybrał idealny moment inwazji na podzielone królestwo, do którego uzurpował sobie prawa. Nie przewidział jednak tego, jak niepokorni potrafią być francuscy książęta. Zarówno książę Burgundii, jak i szlachta ze stronnictwa Armaniaków zabiegali o wsparcie Anglików w walce z rodakami z przeciwnego obozu, dopóki król Anglii i jego armia pozostawali po swojej stronie Kanału. Kiedy jednak ośmielili się pożeglować ku wybrzeżom Francji, więzy krwi okazały się ważniejsze i stronnictwa pojednały się w obronie królestwa. Portu Harfleur nie udało się wprawdzie uchronić przed angielską okupacją, lecz gdy armia Henryka przybiła do brzegu Normandii, w północnej Francji zabrzmiało wezwanie do broni.

12 października zarówno delfin Ludwik, jak i król Karol – skompromitowany, lecz wciąż uważany za symbol królestwa – dotarli do normandzkiej stolicy, Rouen. Tam pozostali niczym marionetki, podczas gdy ich wojska wkraczały na pole bitewne. Część podążała za wojskami Anglików przesuwającymi się wzdłuż rzeki Sommy, a część szykowała się do nieuchronnego starcia. Oddziałami francuskimi dowodzili książęta Bourbon, Bar i Alençon, hrabiowie Richemont, Vendôme, Vaudémont, Blâmont, Marle, Roucy i Eu oraz najznakomitsi rycerze królestwa, konetabl i marszałek Francji – Karol d’Albret i Jean le Meingre, znany jako Boucicaut. Książę Burgundii wystawił własne siły, lecz sam trzymał się z dala od bitwy na prośbę rady królewskiej, mającej na względzie rolę, jaką odegrał w zaciekłym konflikcie z lat poprzednich. Do walki mieli stanąć za to jego młodsi bracia: obecny już na miejscu hrabia Nevers i książę Brabancji, który był w drodze. Początkowo prośbę o powstrzymanie się od udziału wystosowano również do zagorzałego wroga Burgundczyków, Karola Orleańskiego. Kiedy jednak się okazało, że ani król, ani jego syn nie będą obecni na polu bitwy, młody książę otrzymał nieco spóźnione wezwanie, by stawić się tam jako ich najbliższy męski krewny i przedstawiciel¹⁸.

I oto teraz, w słabym świetle wilgotnego poranka, wyczerpani żołnierze szykowali się do starcia, przepełnieni wiarą w opiekę Opatrzności. Świadomi znacznej przewagi liczebnej nad przetrzebioną armią angielską wierzyli, że to im należy się cześć i chwała. W obliczu groźniejszego wroga, podczas wyznaczania linii bitwy, niektórzy – i szlachta, i niżej urodzeni – pod wpływem chwili padali sobie w objęcia i w obliczu wroga odkładając na bok zadawnione urazy, całowali się na zgodę¹⁹. Książę Burgundii nie uczestniczył w tym pojednaniu, lecz sam był sobie winien. Kwiat francuskiego rycerstwa czekał niecierpliwie. Odziani w stal mężczyźni i konie przepychali się stłoczeni w pierwszej linii ataku, gotowi stratować niedobitki angielskiej armii²⁰. Blade słońce wzniosło się wyżej i czas na chwilę stanął w miejscu. Kiedy na horyzoncie załopotały sztandary Anglików i zabrzmiał ich okrzyk bojowy, szeregi Francuzów ruszyły do ataku, rozdeptując ziemię, której wspólnie zamierzali bronić. Rozległ się brzęk i niebo nagle poczerniało. Nad polem walki świsnęły niezliczone ilości strzał o ostrych jak brzytwa grotach, przebijając napierśniki, przyłbice, mięśnie i kości. Pośród śmiercionośnego deszczu pocisków Francuzi zaciekle wbijali ostrogi w ciała przerażonych koni, próbując stratować łuczników winnych tego pogromu. Lecz i tam czekała ich okrutna śmierć, co zauważyli dopiero po chwili. Przy pozycjach łuczników z ziemi wystawały zaostrzone pale, na które nabijali się w pędzie albo ginęli pod kopytami koni napierającej szarży, gdy otumanieni próbowali szukać ratunku.

Martwi i żywi padali jednako, wgnieceni w rozdeptaną ziemię, jeden na drugim na wznoszących się coraz wyżej stosach ludzkich ciał, i żaden już nie miał się podnieść. Przez ponad dwie godziny francuscy żołnierze przedzierali się przez linię wroga, ociężale stawiając stopy w rozmokłej ziemi albo potykając się o powykręcane kończyny poległych, sieczeni i dźgani angielskimi ostrzami. Nadzieję na ratunek rozbudził w nich dopiero odgłos nadchodzącej odsieczy, ledwie słyszalny pośród śmiercionośnej kakofonii. Okazało się jednak, że pędzący na koniu książę Brabancji znacznie wyprzedził główny oddział i wozy z ekwipunkiem. Przedarł się do centrum walk i w ciągu kilku minut został ścięty, a krew bryznęła na sztandar, który uprzednio wyrwał swemu trębaczowi, wyszarpał w nim dziurę na głowę i nałożył na siebie jako prowizoryczny herb²¹. Kiedy po zakończonej bitwie odgrzebano z błota ciała poległych, okaleczone zwłoki księcia Brabancji ułożono obok zwłok brata, hrabiego Nevers, oraz książąt Alençon i Bar, konetabla d’Albreta i hrabiów Vaudémont, Blâmont, Marle i Roucy. Na liście poległych znalazły się nazwiska wielu przedstawicieli znakomitych rodów, których liczbie dorównywała ilość pojmanych. Wśród tych ostatnich byli: książę Bourbon, hrabiowie Richemont, Vendôme i Eu, weteran marszałek Boucicaut i młody Karol, książę Orleanu. W chwili gdy ci znakomici jeńcy, pobladli na twarzach i wciąż oszołomieni przegraną, zostali zabrani w długą podróż na północ w stronę Calais i dalej, do Londynu, gońcy udali się do położonego na południu Rouen, by przekazać smutne wieści czekającemu w napięciu królowi.

Tak oto zakończył się nieszczęsny dzień zwycięstwa dla pokonanej i skąpanej we własnej krwi Francji²².

4 Konkretne ruchy wojsk podczas bitwy pod Azincourt nadal są przedmiotem dyskusji, zamiast więc opisywać jej przebieg krok po kroku, starałam się pokazać, jakim przeżyciem była ona dla Francuzów. O szczegółach bitwy i kampanii oraz zawiłościach związanych z dostępnymi źródłami: A. Curry, Agincourt: A New History, Stroud 2005 i 2010. Opracowanie fragmentów materiałów źródłowych: A. Curry, The Battle of Agincourt: Sources and Interpretations, Woodbridge 2000. Opis bitwy: J. Barker Agincourt: The King, the Campaign, the Battle, London 2005. Omówienie trudności w zrozumieniu perspektywy żołnierzy: J. Keegan, The Face of Battle: A Study of Agincourt, Waterloo and the Somme, London 1976, s. 87–107.

5 We Francji powszechne było przekonanie, że święci Kryspin i Kryspian (pochodzący prawdopodobnie z Rzymu) działali w Soissons, choć w Anglii uważano, że mieszkali w Faversham w hrabstwie Kent: D. H. Farmer (red.), The Oxford Dictionary of Saints, Oxford 2003, s. 124–125.

6 C. Beaune, Birth of an Ideology: Myths and Symbols of Nation in Late-Medieval France, Berkeley 1991, s. 172–180.

7 Więcej o życiu i karierze wojskowej Henryka V w: C. T. Allmand, ODNB, Henry V (1386–1422); C. T. Allmand, Henry V, London 1992; G. L. Harriss, Shaping the Nation: England, 1360–1461, Oxford 2005, s. 588–594. Oraz, ze szczególnym naciskiem na religijność władcy, w: I. Mortimer, 1415: Henry V’s Year of Glory, London 2009.

Więcej o okolicznościach, w jakich Henryk został ranny w twarz podczas bitwy pod Shrewsbury w 1403 roku, w: S.J. Lang, ODNB, Bradmore, John (d. 1412); Barker, Agincourt, s. 29–30.

8 R. Vaughan, Philip the Bold: The Formation of the Burgundian State, London 1962, przedruk Woodbridge 2002, s. 2, 7.

9 F. Autrand, Charles VI, Paris 1986, s. 290 –295, 304–317; R. C. Gibbons, The Active Queenship of Isabeau of Bavaria, 1392–1417 – rozprawa doktorska, University of Reading 1997, s. 24–40.

10 E. Taburet-Delahaye (red.), Paris 1400: Les Arts sous Charles VI, Paris 2004, s. 29; Beaucourt, Charles VII, I, s. 55.

11 Journal de Nicolas de Baye, greffier du parlement de Paris, 1400–1417, 2 tomy, Paris 1885–1888, II, s. 231; R. Vaughan, John the Fearless: The Growth of Burgundian Power, London 1966, przedruk Woodbridge 2002, s. 209.

12 Księcia Burgundii nazywano Janem bez Trwogi z powodu odwagi i męstwa, jakim wykazał się, prowadząc Burgundczyków do zwycięstwa przeciwko wojskom z Liège w bitwie pod Othée w 1408 roku: Vaughan, John the Fearless, s. 63; Monstrelet, Chronique, I, s. 371, 389.

13 Vaughan, Philip the Bold, s. 40–45, 56–58 i John the Fearless, s. 30–44.

14 Vaughan, John the Fearless, s. 234–235; Taburet-Delahaye (red.), Paris 1400, s. 140.

15 Więcej współczesnych opisów zabójstwa Ludwika Orleańskiego (wraz z zeznaniem naocznego świadka) w: Vaughan, John the Fearless, s. 45–46; o konflikcie, jaki po tym nastąpił: tamże, s. 67–102.

16 Vaughan, John the Fearless, s. 85; Taburet-Delahaye, Paris 1400, s. 138.

17 Journal, s. 43 (przetłumaczone w: Parisian Journal, s. 80).

18 Curry, Agincourt: A New History, s. 150–151, 218–220.

19 O pokoju, jaki zapanował we francuskich szeregach, piszą Waurin i Le Févre de Curry, Battle of Agincourt: Sources and Interpretations, s. 157.

20 O skromnej (zamiast szekspirowskiej „szczęśliwej”) angielskiej gromadzie czytamy w przemówieniu Henryka V przed bitwą, przytaczanym w: Gesta Henrici Quinti tłum. i red. F. Taylor i J. S. Roskell, Oxford 1975, s. 78–79. „Wobec Boga w Niebiosach, na którego łasce polegam i z którego czerpię niezachwianą wiarę w zwycięstwo, nie chciałbym – choćbym nawet mógł – mieć przy sobie ani jednego człowieka więcej niż mam. Stoją bowiem przede mną wojownicy Boga, których Nasz Pan raczył odstąpić mi na tę bitwę. Czyżbyście wątpili, że Wszechmocny mocą tej skromnej gromady potrafi złamać opór Francuzów, którzy tak się chełpią liczebnością swej armii i jej siłą?”.

21 Curry, Agincourt: A New History, s. 221, 276–277.

22 „Nieszczęsny dzień” – la mauvaise journée albo la malheureuse journée – tak w ówczesnej Francji wkrótce zaczęto nazywać bitwę: Curry, Battle of Agincourt: Sources and Interpretations, s. 279, 345.

Określenie „krwawe pole” (agrum sanguinis) pochodzi z: Gesta Henrici Quinti, s. 92–93.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: