Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klątwa opali - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
17 kwietnia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Klątwa opali - ebook

Beka wychowała się w najbiedniejszej części miasta, z dala od pałaców i posiadłości możnych, w towarzystwie łajdaków i złodziei. Życie nie było dla niej łaskawe, a wrodzona nieśmiałość sprawiła, że dziewczyna nigdy nie miała przyjaciół. Miała jednak odwagę. Być może zbyt wiele odwagi.
Teraz Beka ma szesnaście lat i terminuje w straży pod czujnym okiem swego nauczyciela. Jest jednym ze „szczeniąt”, dopiero zaczyna pracę na ulicach miasta. Nieśmiałość skrywa pod uniformem. Staje się coraz twardsza, coraz bardziej odporna…. Aż któregoś dnia staje oko w oko z intrygą, która może przerosnąć nawet najbardziej doświadczonych członków straży – w slumsach grasuje bezwzględny morderca!

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-202-6
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

18 marca 406 (EL – Ery Ludzi)

Czy podczas tych wszystkich lekcji, zamiast wpajania mi bezużytecznych pieśni i modlitw, nasza świątynna kapłanka nie mogła udzielić mi jednej – tylko jednej! – nauki: co robić z chłopcem, który jest zbyt sprytny jak na swój wiek?

Odchodzę od zmysłów! Mój George został przyłapany na kradzieży i musiałam iść na posterunek gwardii przy ulicy Jane.

Myślałam, że umrę ze wstydu. Wiem, że to wszystko przez to miejsce i przez kolegów, których tutaj ma. Ich rodzice, jeśli nawet nie uczą swoich dzieci tajników kradzieży, to udają, że niczego nie widzą, bo dzięki temu mają jedzenie na stole. A ja mieszkam tu zbyt krótko. Nie mogę do nich iść i powiedzieć: „Trzymajcie swoje dzieci z dala od mojego syna. Nie pozwólcie, żeby uczyły go kraść”.

Chcę, by dorastał w wielkim świecie. Teraz jesteśmy biedni, ale modlę się, by to się zmieniło. Na razie nie stać mnie na mieszkanie w lepszym miejscu. Rodzina nie przyjmie mnie z powrotem, nie po naszym ostatnim spotkaniu. Zostałam więc tutaj i próbuję jakoś wychować chłopaka, który za dużo widzi, słyszy i myśli, w najnędzniejszej okolicy w całym mieście.

Na posterunku czekał mój urwipołeć. Siedział na ławce obok gwardzisty, który go schwytał.

– To była tylko garść monet, pozostawionych na ladzie, pani Cooper – powiedział gwardzista. – I odzyskałem je wszystkie. To jego pierwszy występek, no i mam wobec pani dług, bo tak bardzo ułatwiła pani poród mojej żonie. – Spojrzał na George’a. – Następnym razem pójdziesz do klatki albo na roboty do gospodarstwa – ostrzegł. – Nie dawaj mamie powodów do płaczu.

Złapałam George’a za ramię i wyciągnęłam go stamtąd. Ledwie wyszliśmy z bramy na ulicę, a on powiada do mnie:

– Jeszcze sto lat temu gadali na nich Psy, mamo. – Używał mocnego akcentu Niższego Miasta, wiedząc, że doprowadza mnie tym do szału. – Wiesz, czemu to zmienili? Uznali, że nikt nie będzie ich szanować, jeśli dalej będzie się gadało o nich jak o kundlach, tak jak przez trzy setki…

Trzepnęłam go w ucho.

– Nie życzę sobie od ciebie żadnych lekcji historii, nicponiu! – krzyknęłam, bo uraził moje poczucie godności. – Trzymaj język za zębami! – Wszyscy, których mijaliśmy, uśmiechali się drwiąco. Znali naszą historię, wiedzieli, że zostałam usunięta ze świątyni. Sądzili, że uważam się za lepszą od nich, bo starałam się utrzymywać swój dom i dziecko w jak największej czystości i uczyłam je pisać. Niech myślą, co chcą. Nie będziemy zawsze żyli w Szambie. Mój George jest przeznaczony do lepszych rzeczy.

Złodziejstwo do nich nie należy, słowo daję.

Kiedy dotarliśmy do naszego mieszkania, puściłam go. Patrzył na mnie orzechowymi oczami, tak podobnymi do moich. Orli nos i kwadratowy podbródek ma po ojcu, wiernym ze świątyni, którego widziałam tylko przez jedną noc. George wyrośnie na mężczyznę uważanego przez kobiety za tak nieładnego, że aż przystojnego, o ile przeżyje. Musiałam dopilnować, żeby przeżył.

– Wstyd! – rzuciłam mu prosto w twarz. – George’u Cooperze, jak ja mam stanąć przed ludźmi? Kradzież! Mój syn dopuścił się kradzieży!

Śmiało spojrzał mi w oczy.

– Nie wzbogacamy się na twoim uzdrawianiu i czarowaniu, mamo, a ja nie chcę być ciągle głodny.

To mnie zraniło. Wiedziałam, że jest głodny, i choć dzieliłam swoją porcję, by dostawał więcej, to i tak nie wystarczało. Nie chciałam, by zobaczył mnie we łzach, a zresztą musiałam postąpić tak, jak postąpiłam, więc usiadłam na krześle i przełożyłam sobie łobuza przez kolano. Dostał największe lanie w swoim młodym życiu.

Szarpnięciem postawiłam go na nogi. Podbródek mu się trząsł, ale powstrzymał płacz. Kłopot w tym, że mój syn i ja jesteśmy zbyt do siebie podobni.

– Są rzeczy ważniejsze niż bogactwo – stwierdziłam, starając się, żeby mnie słuchał. – Na przykład nasze nazwisko. Przede wszystkim, George, nie zajmujemy się kradzieżą. – Zamierzałam poczekać z opowieścią o Rebecce Cooper, aż będzie starszy, żeby zrozumiał, ale głos Bogini we mnie mówił, że chyba już czas. On musiał to usłyszeć. Zdjęłam kapliczkę z szafy. Trzymałam tam rodzinną pamiątkę, by uchronić ją przed małymi chłopcami. Otworzyłam przód, by pokazać mu maleńkie figurki przodków.

– Widzisz, jak wielu twoich pradziadów nosiło mundur Gwardii Starościńskiej? Co by powiedziała nasza sławna przodkini, gdyby się dowiedziała, że jeden z jej potomków wyrósł na pospolitego złodzieja?

– Mamy sławną przodkinię? – spytał George, pocierając zadek.

Podniosłam mały, sfatygowany posążek Rebecki. Często go wyjmowałam, gdy byłam mała, bo była jedyną kobietą pośród tych wszystkich przodków, noszących czarną tunikę i spodnie gwardii. U jej stóp siedział kot, lecz kropki fioletowej farby, będące jego oczami, już się wytarły, podobnie jak bladoniebieski barwnik z jej własnych oczu. Kapliczka była stara, dała mi ją cioteczna babka, gdy poświęciłam się służbie w Świątyni.

Pokazałam synowi figurkę.

– Rebecca Cooper – powiedziałam. – Twoja pra pra pra pra praprababka. W swoich czasach sławna Gwardzistka Starościńska. Zawzięta, praworządna i lojalna. Tego samego chcę dla ciebie. I była postrachem złoczyńców, zwłaszcza złodziei. Kradnąc, przynosisz jej hańbę.

– Tak, mamo – odrzekł cicho.

– Zapamiętaj ją – powiedziałam, lekko potrząsając go za ramię. – Szanuj ją. I szanuj mnie.

Objął mnie rękami w talii.

– Kocham cię, mamo – powiedział. Teraz mówił już bezbłędnie, tak jak go uczyłam. Pomógł mi posprzątać po przygotowaniu lekarstw i przyrządzić kolację.

Dopiero opisując ten dzień, uświadamiam sobie, że nie wspomniał nawet słowem o kradzieży.

Będzie mi posłuszny. To dobry chłopiec. A ja złożę ofiarę swojej Bogini, by poprowadziła go ścieżką Rebecki Cooper.13 listopada 240

Mojemu sercu lepiej po tym dniu. Kiedy Becca powiedziała mi, że rozmawiała z gołembiami, ja sie bała, że ona zwariowała. Ja sie bała, że Jaśnie Pani zamknie jom, bo pani nie lubi Becki. Przez Beccę muj pan za bardzo lubi być zwykłym Psem.

Myślała ja, żeby zabrać Beccę do matki mojego menża. Babcia Fern bendzie wiedziała, czy w tej krwi jest obłend. Więc zabrała ja tam dziś Beccę i zostawiła maleństwa z Myą.

Becca miała w kieszeniach chleb i przez całom droge na Koniczynowom karmiła gołembie. Podobno ptaki opowiadajom, jak niekturzy poumierali. Ja sie bała, że ktoś z Domu Starosty zobaczy chleb i powie, że go ukradła.

Jak powiedziałam Babci Fern, dlaczego my przyszły, Babcia sie śmiała.

Nie jest bardziej szalona niż ja, muwi. Becca ma magiczny dar. Chociaż niektuży muwiom, że to wcale nie jest dar. Nie da sie go używać na zawołanie. Albo go masz, albo nie. Miał go ojciec Becki, a wcześniej jego siostra i wuj.

Modliłam sie do Bogini. Moja curka nie jest szalona. Taki dar to nic dobrego, ale lepszy niż szaleństwo.

Babcia Fern kazała Becce ubijać masło. Becca tak mocno waliła w maselnicę! Babcia Fern powiedziała jej: możesz troszke rozruszać magie. Musisz, dziewczyno. Inaczej duchy, jeżdżonce na ptakach, pomieszajom ci zmysły gadaniem, kture słyszysz tylko czenściowo. Gołembie noszom zmarłych. Takich, co zginęli nagle i mieli sprawy do załatwienia.

Takich, co ich zamordowano, muwi Becca.

Gołembie to posłańcy Czarnego Boga, muwi Babcia. Zbierajom dusze, żeby je zabrać do Spokojnych Krajin, ale niekture nie chcom iść. Trzymajom sie ptaka, aż zobaczom, co sie z nimi stało. I muwiom. Czasem to, co muwiom, sie przydaje, Becco. Dlatego musisz sie nauczyć słyszeć ich głosy. Słyszałaś inne głosy, Becco? Może na rogach ulic?

Nie wiem, muwi Becca.

Chodźmy zobaczyć, muwi Babcia.

Najpierw skończyły my masło, bo nie mogło czekać. Potem Babcia zabrała nas na rug ulicy o dwa domy od swojego. Był tam pyłowy krent i rozrzucał wokuł liście i ziemię jak mała tromba powietrzna.

Twuj ojciec nazywał go Hasfush, muwi Babcia. Tak muwił. To jeden z pyłowych krentuw, kture nigdy nie odchodzom. Wejdź i słuchaj, Becco.

Becca nigdy sie nie kłuci z Babciom Fern. Tylko ze mnom. Weszła do krenta.

A co, jak sie udławi? – spytała ja.

Nie buj sie, muwi Babcia. Ona ma Dar Powietrza.

Krent zrobił sie mały. Becca wyszła strasznie brudna.

Musze ją umyć, muwie. Jaśnie pani dostanie szału.

Becca spojrzała na Babcie. Hasfush żyje. Powiedział mi wszystko, co słyszał. Potem był szczenśliwy.

Nastempnym razem przynieś mu kurz z innych czenści miasta, muwi Babcia. Twuj ojciec muwił, że to lubił. Ilony, przyślij ją do mnie po południu. Naucze Beccę, jak słyszeć duchy i pyłowe krenty. To jest zapisane w rodzinnej ksiendze.

Ona może to opanować. Słuchanie. Nie jest szalona.

Bardzo sie ja bała o mojom Beccę. Wiem, że umre od tej rozedmy płuc. Moje dzieci bendom musiały radzić sobie same. Becce bendzie najtrudniej. Za długo była w Niższym Mieście. Magia pomoże. Nawet przyjaciele – ptaki, wiatr na ulicy i kurz – też pomogą.13 listopada 244

Dzisiaj Jaśnie Pan Gershom zabrał Clary i mnie na kolację w Delicjach Naxena. W ten sposób chciał nam podziękować za pokonanie Krwawego Jocka. (Ja bym nie poprzestał na związaniu go i doprowadzeniu przed sąd. Łajza obrabował parę, zabił mężczyznę i pocałował kobietę, kiedy tamten leżał obok.)

Była to nasza trzecia kolacja w Delicjach Naxena. Ja i Clary nigdy nie moglibyśmy sobie na to pozwolić, ale kiedy zamykamy ważne sprawy, możemy liczyć na elegancką kolację z Jaśnie Panem. Wino się lało, a po posiłku podano też brandy. Wszyscy dobrze się czuliśmy, gdy Clary zadała pytanie, które od dawna interesowało nas oboje: w jaki sposób Jaśnie Pan zdołał ujarzmić bandę Śmiałego Brassa sześć lat temu? Banda przez jakiś rok wałęsała się po dzielnicach Ładnakość, Góropola i Jednorożca, dobierając się do skarbców ludzi, którzy płacą Łotrowi, żeby ich nie okradano. Powiadano nawet, że Jego Wysokość szuka nowego pana starosty. A potem nagle cała banda była już w kajdanach, Jaśnie Pan dostał w nagrodę nowe włości od króla, a wicestarostę przeniesiono na stanowisko dowódcze na granicy scanrańskiej.

– Jakie opowieści słyszeliście? – pyta Jaśnie Pan z nieznacznym uśmiechem, jakby znał bardzo dobry dowcip.

Opowiadamy te, które słyszeliśmy najczęściej. Jedna z kobiet związanych z grupą przyłapała swojego męża z inną. Pałacowy mag zniżył się do pracy Psa, żeby zemścić się na bandzie za to, że został obrabowany. Banda zabiła konia, uwielbianego przez jakiegoś księcia, a ten sam zapłacił magom.

Jaśnie Pan zaczyna się śmiać.

– Nic z tego nie jest prawdą – mówi. – To była mała dziewczynka, ledwie ośmioletnia.

Patrzę na swoją szklankę brandy.

– To lepsze niż pomyje, do których przywykłem – mówię. – Mógłbym przysiąc, że powiedziałeś, iż banda Śmiałego Brassa została pokonana przez ośmiolatkę.

Jaśnie Pan kiwa głową.

– Żywiła urazę do jednego z nich. Mieszkał z jej mamą. Kiedy się dowiedział, że kobieta ma rozedmę płuc, pobił ją i zabrał wszystko, co miała wartościowego. Dziewczyna go tropiła. Tak jak wy byście to robili, trzymając się poza zasięgiem jego wzroku. Jeśli go zgubiła, po prostu znajdowała go później w jego ulubionych miejscach.

– Skąd wiedziała, że będzie wart tego wysiłku? – chce wiedzieć Clary. – Czemu po prostu nie poczęstowała go nożem?

Jaśnie Pan na to:

– Ten świński syn dawał jej mamie biżuterię, której nie mógł posiąść w uczciwy sposób, a potem wszystko zabrał, kiedy odchodził.

– Tak – mówi Clary. – Musiała być z Szamba. Te maluchy z Szamba wiedzą, które świecidełka mogą być stamtąd, a które nie.

Jaśnie Pan ciągnie swoją opowieść:

– No i Becca, bo tak się nazywa, Rebecca Cooper, w końcu tropi zbira aż do miejsca, w którym spotyka się on z kolegami. Obserwuje ich i po chwili wie, że natrafiła na kryjówkę bandy Śmiałego Brassa. Potem idzie do najbliższego Psa, tyle że ten jej nie wierzy.

– Pewnie Straż Dzienna – bąka Clary. Moja partnerka uważa, że jedyne Psy warte uwagi to Straż Wieczorna, na przykład my.

– Więc Becca idzie do swojej budy – ciągnie Jaśnie Pan – ale tam się z niej śmieją. Próbuje nawet powiedzieć mojemu wicestaroście. Ten każe ją wyrzucić na ulicę. Myśli, że próbowała go zaczarować. Becca nie jest magiem, ale ma te ich jasne, niebieskoszare oczy. Kiedy się gniewa, czujesz się, jakbyś patrzył w lodową studnię. A wtedy już się gniewała. Takie oczy u dziewczynki budzą lęk, ale ona nic nie może na to poradzić. Pewnego dnia jadę przez Targ Dzienny, a ta kruszyna łapie mojego Oso za uzdę. Znacie Oso, nie lubi niespodzianek. Omal nie wyciągnąłem broni, ale zobaczyłem, że to dziecko, a Oso się uspokoił, gdy do niego przemówiła. Powiedziała, że jeśli chcę dopaść bandę Śmiałego Brassa, powinienem jej posłuchać. Mój wicestarosta jest już gotowy wyciągnąć na nią bicz. A tymczasem ja czuję się, jakbym patrzył w oczy tysiącletniego ducha. W przeciwieństwie do wicestarosty nie boję się. Słucham jej. A ona daje mi bandę Śmiałego Brassa na tacy. A potem myśli, że może zniknąć, ale ja też znam parę sztuczek. Odnajduję jej dom i rodzinę. Teraz Cooperowie mieszkają u mnie.

– Z całym szacunkiem, panie, ale po co? – pytam. – Garść złota wystarczy jako dowód wdzięczności.

Kręci głową.

– Matka ma rozedmę płuc, a moi uzdrowiciele twierdzą, że nie można jej pomóc. Choroba za bardzo się rozwinęła. Pięcioro ślicznych, obiecujących maluchów, Becca jest najstarsza. I jakieś gnojowisko przy Uliczce Psich Sików. Matka jest zielarką, kiedy dobrze się czuje, ale to zdarza się coraz rzadziej. Miałem wrażenie, że Becca już uczy się kraść. Jego Wysokość chciał szukać nowego starosty. Byłem coś winien tej lodowookiej kruszynie. Becca Cooper uratowała mnie przed hańbą. Myślę, że będzie dobrym Psem, kiedy już dorośnie. Jej bracia i siostry dobrze sobie poradzą w świecie, jeśli dostaną szansę. A jej matka umrze w dobrych warunkach. Wierzę, że lepiej podziękować bogom za ocalenie mojej pozycji. – Jaśnie Pan unosi szklankę. – Uwielbiam być starostą.

My też wznosimy naczynia.

– Cieszymy się, że cię mamy, panie – mówi Clary. – Któż inny zwraca uwagę na Psy, które wykonują tyle pracy?

Nie mogę wyrzucić tej historii ze swojej głowy. Dziewczynka, która wytropiła kryjówkę szajki, mając tylko osiem lat. Mam nadzieję, że jeśli rzeczywiście trafi do Gwardii Starościńskiej, nie będzie myślała, że wie już wszystko na temat tego, co robimy. Wtedy szybko by zrezygnowała. Liczę, że Jaśnie Pan nie wychowa jej w taki sposób. Umarłaby z nudów i odpadła w pierwszym miesiącu pracy. Może też uznać, że skoro raz jej się udało, i to w dzieciństwie, to oznacza, że wszystko już potrafi. Wtedy po prostu czeka ją śmierć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: