Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Malowany człowiek. Księga 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 lutego 2011
Ebook
26,78 zł
Audiobook
37,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Malowany człowiek. Księga 2 - ebook

Czy znękana ludzkość znajdzie w sobie dość siły, by stanąć naprzeciw otchłańców z uniesioną głową?

Przecież od wieków potrafi się tylko chować za murami ochronnych runów…

Jedynie w odległej Krasji ludzie wypowiedzieli demonom otwartą wojnę. Co noc stają z nimi twarzą w twarz na ubitej ziemi – w naszpikowanym pułapkami Labiryncie. W obronie honoru przodków. Nie szczędząc ofiar i krwi.

Arlen, Leesha i Rojer są już dojrzałymi, doświadczonymi przez życie ludźmi. Odkrywają w sobie umiejętności i moce, które pozwolą im myśleć o próbie zmierzenia się z unicestwiającym świat złem. W krucjacie przeciwko potworom budzącym się do życia każdej nocy połączył ich nieubłagany ostatni dzwonek dla ludzkości, ginącej w szponach opętanych żądzą mordu bestii.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7574-530-6
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

18

Inicjacja

328 RP

Triumfalny okrzyk Jednorękiego, który niespodziewanie znalazł się tak blisko znienawidzonej ofiary, rozciął ciszę nocy w promieniu dziesiątek jardów. Arlen siłą woli zmusił się, by oddychać jednostajnym rytmem, usiłował też kontrolować bicie serca. Nawet jeśli magia włóczni zdolna była wyrządzić demonowi krzywdę – a miał jedynie taką nadzieję – nie wystarczyło to do wygrania starcia. By odnieść zwycięstwo, musiał wykorzystać całą swą pomysłowość i każdy element wyszkolenia.

Powoli rozstawił nogi, przyjmując postawę bojową. Wiedział, że piasek spowolni jego ruchy, ale dotyczyło to także Jednorękiego. Nadal utrzymywał kontakt wzrokowy i nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Otchłaniec zaś napawał się chwilą. Miał o wiele większy zasięg ramion od przeciwnika, nawet uzbrojonego we włócznię. Arlen postanowił więc zaczekać na atak.

Nagle zrozumiał, że całe jego dotychczasowe życie zmierzało właśnie ku tej chwili, a on dotąd nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie miał pewności, czy sprosta próbie, ale Jednoręki prześladował go od ponad dziesięciu lat i sama myśl o zaniechaniu starcia wydała mu się nie do zniesienia. W każdej chwili mógł się cofnąć do azylu runów, gdzie ataki skalnego demona nie wyrządziłyby mu najmniejszej krzywdy. Świadom tego, postąpił krok do przodu. Nie miał zamiaru uciekać przed wyzwaniem.

Jednoręki zmarszczył pysk, bacznie obserwując manewry przeciwnika. Jego gardziel opuściło głuche warknięcie. Kolczasty ogon śmignął szybciej, zwiastując natarcie.

Demon ryknął i zaatakował. Długie szpony ze świstem przecięły powietrze. Arlen ruszył do przodu, uniknął ciosu i odskoczył poza zasięg otchłańca. Ułamek sekundy później zanurkował między jego nogi, dźgnął włócznią w ogon i błyskawicznie odtoczył się na bok. Zdążył jednak z satysfakcją zauważyć rozbłysk magii, gdy ostrze włóczni przebiło pancerz potwora i wniknęło w jego ciało. Otchłaniec zawył z bólu.

Arlen spodziewał się, że demon odpowie uderzeniem ogona, nie sądził jednak, że tak szybko. Padł na ziemię w ostatniej chwili, a straszliwe kolce minęły jego głowę ledwie o cal. Skoczył na równe nogi, ale Jednoręki już odwracał się w jego kierunku, a ciężar rozpędzonego ogona przyspieszył tylko obrót. Jak na tak ogromne rozmiary, demon był zręczny i szybki.

Ponownie zaatakował, lecz tym razem Arlen wiedział, że nie zdąży uniknąć ciosu. Zastawił się włócznią, choć zdawał sobie sprawę, że uderzenie okaże się zbyt potężne, by je zablokować. Znów pozwolił, by emocje zatryumfowały nad zdrowym rozsądkiem; podjął wyzwanie zbyt wcześnie. Przeklął swą głupotę.

Ale gdy tylko pazury demona dotknęły włóczni, runy rozbłysły na całej jej długości. Arlen ledwie odczuł cios, a Jednoręki zatoczył się do tyłu, zupełnie jakby wpadł na zaporę. Momentalnie odzyskał jednak równowagę. Wydawał się nietknięty.

Zaszarżował w zapamiętaniu, zdecydowany pokonać i tę przeszkodę. Arlen stłumił oszołomienie i zmienił pozycję, doceniając błogosławieństwo broni i gotów wykorzystać je w pełni.

Rzucił się do biegu, wzbijając piach w powietrze. Przesadził resztki przewróconej kolumny i przygotował się do uniku w prawo lub w lewo, w zależności od tego, z której strony nadejdzie atak.

Jednoręki uderzył w kolumnę i rozłupał ją na pół, choć miała niemalże cztery stopy średnicy. Naprężył mięśnie potężnej łapy i odrzucił jedną z jej części. Ten przerażający pokaz siły sprawił, że Arlen ruszył w kierunku kręgu. Musiał odpocząć choć krótką chwilę.

Otchłaniec przewidział jednak ten ruch, napiął mięśnie nóg i wystrzelił w powietrze. Wylądował dokładnie między ofiarą a otoczonym runami obszarem.

Arlen wyhamował gwałtownie, zaś Jednoręki zawył z tryumfem. Przetestował już determinację przeciwnika i odkrył, że nie ma do czynienia z bezmyślną ofiarą. Ukąszenie włóczni nauczyło go respektu, ale w jego ślepiach próżno było szukać strachu. Ruszył w stronę młodzieńca, a Arlen celowo cofał się powoli, by nie sprowokować bestii nagłym ruchem. Dotarł tak daleko, jak to było możliwe – nie mógł przecież przekroczyć zewnętrznego kręgu kamieni runicznych i narazić się na atak piaskowych demonów, które tylko czekały na taką okazję.

Jednoręki, pewien, że przejrzał taktykę przeciwnika, zaryczał, po czym rzucił się do miażdżącej szarży. Arlen stanął pewnie, lekko uginając nogi. Tym razem nawet nie pomyślał, by unieść włócznię do bloku. Zamiast tego odrobinę ją cofnął, gotując się do pchnięcia.

Potężny cios demona z łatwością zmiażdżyłby ofierze czaszkę, ale nie mógł dotrzeć do celu. Na drodze stanął mu bowiem zapasowy krąg. Runy niespodziewanie ożyły, odpierając atak, a Arlen wykorzystał moment, skoczył przed siebie i pchnął włócznią prosto w podbrzusze oszołomionego otchłańca.

Ogłuszający wrzask Jednorękiego rozbrzmiał w ciszy nocy niczym najpiękniejsza muzyka. Młodzieniec szarpnął za włócznię, lecz ta tkwiła mocno w trzewiach bestii, uwięziona przez gruby czarny pancerz. Szarpnął ponownie i niemalże kosztowało go to życie, gdyż Jednoręki zaparł się i wyprowadził jeszcze jeden cios. Jego szpony przedarły ramię i klatkę piersiową młodego Posłańca.

Odrzucony siłą uderzenia, Arlen zakręcił się jak fryga, ale zdołał skontrolować upadek i runął z powrotem do kręgu. Zaciskając dłoń na ranach, przyglądał się bezsilności skalnego demona. Jednoręki raz za razem usiłował pochwycić włócznię i wyrwać ją z ciała, lecz wykute w niej runy odrzucały jego dłoń. Magia zaś nie przestawała pracować – rana potwora bezustannie rozbłyskiwała, a przez ciało bestii przemykały zabójcze wyładowania.

Gdy Jednoręki wreszcie zwalił się na ziemię, Arlen pozwolił sobie na lekki uśmiech. Niemniej gdy konwulsje potwora osłabły i przeszły w nieznaczne drżenie, poczuł, jak jego serce wypełnia pustka. Marzył o tej chwili niezliczoną ilość razy, wyobrażał sobie, jak się będzie czuć, co powie... Rzeczywistość jednakże wyglądała zupełnie inaczej. Zamiast uniesienia ogarnęło go jedynie przygnębienie i poczucie straty.

– To dla ciebie, mamo – szepnął, gdy olbrzymi demon wreszcie znieruchomiał. Spróbował przywołać w wyobraźni obraz matki, by poczuć jej aprobatę, ale ze wstydem i zdumieniem uświadomił sobie, że nie pamięta jej twarzy. Krzyknął z rozpaczy, czując się sponiewierany i mały w chłodnym blasku gwiazd.

Omijając ciało potwora szerokim łukiem, Arlen ruszył ku sakwojażom i zabrał się do opatrywania ran. Założył szwy niezdarnie, ale przynajmniej trzymały razem brzegi ran, a okład z rozchodnika aż palił, co najlepiej świadczyło o tym, że był potrzebny. W ranę wdało się zakażenie.

Nie zaznał tej nocy spokoju. Nawet jeśli cierpienie i ból nie wystarczyły, by odpędzić sen, z pewnością dopomogła świadomość, że kolejny rozdział jego życia został zamknięty, i niepewność, co przyniesie przyszłość.

Wreszcie rąbek słońca wynurzył się zza wydm, a światło biegło w kierunku obozowiska z szybkością niespotykaną nigdzie poza pustynią. Piaskowych demonów już dawno nie było, umknęły na widok pierwszych oznak świtu. Arlen skrzywił się z bólu, kiedy wstawał. Podszedł do ciała Jednorękiego i wyrwał włócznię.

Ledwie promienie słońca padły na truchło, czarny pancerz zadymił i zaraz potem buchnął płomieniami. W jednej chwili ogromne ciało zamieniło się w stos pogrzebowy. Młodzieniec znieruchomiał, zahipnotyzowany tym widokiem. Gdy w końcu ogień dogasł, a wiatr porwał popiół, Arlen po raz pierwszy ujrzał nadzieję dla ludzkości.20

Alagai’sharak

328 RP

O Wielki Kaji, Włócznio Everama, użycz siły naszym wojownikom! Napełnij ich serca odwagą, gdy tej nocy znów podejmą Świętą Wojnę.

Arlen wiercił się niespokojnie, gdy Damaji udzielali dal’Sharum błogosławieństwa Kajego, ich Wybawiciela. Na Północy za samo stwierdzenie, że Wybawiciel należał do zwykłych śmiertelników, można było oberwać pięścią, ale nie stanowiło to grzechu ani przestępstwa. W Krasji podobne herezje karano śmiercią. Kaji był Posłańcem Everama, który został zesłany, by przewodzić ludzkości w walce przeciwko alagai. Nazywano go Shar’Dama Ka – Pierwszym Kapłanem-Wojownikiem – i utrzymywano, że pewnego dnia wróci i znów zjednoczy ludzi, gdy ci staną się godni uczestnictwa w Sharak Ka – Pierwszej Wojnie. Każdego, kto twierdził inaczej, czekała szybka i brutalna śmierć.

Arlen nie był na tyle głupi, aby głośno kwestionować boskość Kajego, niemniej jednak Święci Mężowie działali mu na nerwy. Wyglądało na to, że dobrze pamiętali o jego pochodzeniu i wykorzystywali każdą sposobność, by sprowokować go do urażenia czyjejś czci, co w Krasji z reguły kończyło się śmiercią.

Młody Posłaniec czuł się nieswojo w towarzystwie Damaji, ale widok Sharik Hora, ogromnej, kopulastej świątyni Everama, budził w nim nabożny podziw. W dosłownym tłumaczeniu jej nazwa oznaczała „Kości bohaterów”. Każdemu, kto na nią patrzył, budowla ta przypominała, jak wspaniałe konstrukcje wznosiła niegdyś ludzkość. Nawet Książęca Biblioteka Miln przy niej wydawała się Arlenowi drobna.

Świątynia Sharik Hora budziła jednakże lęk i zachwyt nie tylko ze względu na swe rozmiary. Udekorowana wybielonymi kośćmi wszystkich wojowników, którzy polegli w alagai’sharak, stanowiła symbol bezgranicznej odwagi. Kości biegły wysoko w górę dookoła kolumn i wsporników, okalając otwory okienne. Wielki ołtarz wykonano w całości z czaszek, a ławy z kości udowych. Kielich, z którego współwyznawcy pili wodę, zrobiono z wydrążonej czaszki wspartej na dwóch kościanych dłoniach. Nóżkę kielicha stanowiły kości przedramienia, a podstawę para stóp. Każdy z gigantycznych kandelabrów składał się z dziesiątek czaszek i setek żeber, natomiast wielkie sklepienie dwieście stóp nad głowami wiernych udekorowano czaszkami przodków krasjańskich wojowników, które spoglądały w dół, wymuszając poszanowanie dla zasad honoru.

Arlen próbował kiedyś porachować, ile ciał poległych złożyło się na makabryczną dekorację świątyni, ale wkrótce tego poniechał. Wszystkie miasta, wsie i sioła w Thesie, liczące razem może nawet dwieście pięćdziesiąt tysięcy dusz, nie zapewniłyby nawet cząstki tego, czym wyłożono świątynię Sharik Hora. Swego czasu Krasjanie rzeczywiście byli niezliczonym narodem.

Teraz wszyscy krasjańscy wojownicy, w liczbie może czterech tysięcy, swobodnie wypełniali wnętrze budowli. Spotykali się tu dwa razy dziennie, o świcie i o zmierzchu, by uczcić Everama, podziękować mu za łowy poprzedniej nocy i błagać, by zechciał ich wesprzeć Swą siłą podczas kolejnej bitwy. Przede wszystkim jednak modlili się o rychłe przybycie Shar’Dama Ka i rozpoczęcie Sharak Ka. Za swym Wybawicielem gotowi byli pomaszerować choćby i w głąb Otchłani.

Wyczekujący z niecierpliwością w pułapce Arlen usłyszał wreszcie dzikie wrzaski niesione przez pustynny wiatr. Wojownicy wokół poruszyli się nerwowo, polecając swe dusze Everamowi. W Labiryncie rozgorzał alagai’sharak.

Wkrótce dobiegły ich meldunki, że rozmieszczeni na miejskich murach wojownicy z plemienia Mehnding powitali salwą nacierające piaskowe demony. W kierunku otchłańców pomknęły ogromne włócznie i ciężkie głazy. Niektóre z pocisków okaleczyły demony na tyle, że ich pobratymcy rozszarpali je na strzępy, lecz prawdziwym celem ataku było doprowadzenie napastników do obłędu. Demony z łatwością wpadały we wściekłość, a gdy do tego doszło, pozwalały się zapędzać niczym owce – wystarczyło pokazać im potencjalną ofiarę.

Rozsierdzonym otchłańcom otwierano bramy miasta, przerywając tym samym zewnętrzną barierę ochronną. Do środka wpadały wówczas piaskowe i ogniste demony, a wichrowe nurkowały tuż nad ich głowami. Zazwyczaj wpuszczano kilka tuzinów napastników, po czym zawierano bramy, na powrót uruchamiając barierę.

Na dziedzińcu oczekiwała grupa wojowników zwanych Naganiaczami, którzy głośno tłukli włóczniami o tarcze. W jej skład wchodzili najczęściej ludzie starzy bądź słabi, lecz ich honor i odwaga nie miały granic. Z głośnymi okrzykami rozbiegali się w umówiony wcześniej sposób, rozdzielając atakujące demony i zaciągając je w głąb Labiryntu.

Rozmieszczeni na murach Miotacze zarzucali na wichrowe demony obciążone sieci i bolasy. Gdy potwory padały na ziemię, z chronionych runami kryjówek wyskakiwali wojownicy. Błyskawicznie krępowali kończyny otchłańców kajdanami, które przymocowywano do runicznych pali wbitych głęboko w ziemię. Tak unieruchomione demony nie były już w stanie czmychnąć do Otchłani przed wschodem słońca.

W międzyczasie Naganiacze kluczyli w Labiryncie, wiodąc piaskowe, a czasem również ogniste demony ku zagładzie. W innych okolicznościach otchłańce bez trudu doścignęłyby biegnącego człowieka, ale wewnątrz ciasnych tuneli Labiryntu nie potrafiły manewrować z taką samą łatwością, co doskonale zaznajomiony z nimi wojownik. Gdy któryś z napastników znalazł się zbyt blisko Naganiacza, Miotacze próbowali spowolnić go sieciami. Często udawała im się ta sztuka. Nie zawsze.

Arlen i pozostali Spychacze napięli mięśnie, gdy usłyszeli wołanie Naganiaczy:

– Uwaga!

– Widzę dziewięć! – wrzasnął Miotacz z góry.

Dziewięć piaskowych demonów. Naganiacze zawsze usiłowali rozdzielić grupy szarżujących otchłańców, tak że do pułapki z rzadka docierało ich więcej niż pięć. Arlen zacisnął dłonie na runicznej włóczni. Oczy dal’Sharum płonęły dzikim podnieceniem. Śmierć w alagai’sharak oznaczała tryumfalny pochód do raju.

– Światło! – doleciał ich okrzyk.

Gdy Naganiacze wprowadzali demony do pułapek, Miotacze rozpalali namoczone olejem pochodnie przed odpowiednio rozstawionymi lustrami. Załomy Labiryntu zalewało jaskrawe światło.

Zaskoczone otchłańce skrzeczały ze strachu i cofały się, zasłaniając oczy. Światło nie mogło ich zabić, ale dawało wyczerpanym Naganiaczom czas na ucieczkę. Przygotowani na eksplozję blasku wojownicy z wprawą obiegali doły i zeskakiwali do płytkich, chronionych runami okopów. Piaskowe demony szybko odzyskały rezon i podjęły pościg, nieświadome, że niedoszła zdobycz dawno im umknęła. Trzy z nich wbiegły na płótno brunatnego koloru zakrywające dwa ogromne doły i z wrzaskiem wpadły do głębokich na dwadzieścia stóp jam.

Gdy zadziałały pułapki, z kryjówek wyskoczyli Spychacze. Zasłonięci okrągłymi runicznymi tarczami natarli włóczniami na pozostałe otchłańce, chcąc je zepchnąć do dziur.

Arlen dzikim rykiem odegnał strach i zaatakował wraz z innymi, porwany upajającym szaleństwem Krasji. Tak właśnie wyobrażał sobie wojowników z dawnych czasów, którzy wrzaskiem pokonywali lęk i pędzili na oślep do boju. Na krótką chwilę zapomniał, kim jest i gdzie się znajduje.

Ale potem ugodził włócznią piaskowego demona. Znaki na ostrzu zapłonęły, w cielsko potwora wniknęły srebrne błyskawice. Ofiara zaskowyczała w agonii, lecz w tej samej chwili została zepchnięta do jamy przez dłuższe włócznie towarzyszy młodzieńca. Ci, oślepieni rozbłyskami runów ochronnych, nie zdołali dostrzec skuteczności broni chin.

Oddziałek Arlena poradził sobie z obydwoma demonami, które znalazły się po ich stronie pułapki. Obwodzące dół runy stanowiły osobliwość znaną jedynie w Krasji – otchłańce mogły bowiem wskoczyć do środka utworzonego z nich kręgu, ale nie były w stanie z niego wyskoczyć. Dno jamy wykładano zaś ciasno głazami, co uniemożliwiało potworom ucieczkę do Otchłani przed nastaniem świtu.

Arlen uniósł głowę. Wojownikom po drugiej stronie potrzasku nie poszło tak dobrze. Zsuwające się płótno zawadziło o brzeg jamy i nadal zasłaniało niektóre znaki. Zanim Wnykarz zdołał odrzucić płachtę, oba otchłańce wypełzły z dziury i zabiły nieszczęśnika.

Wybuchło zamieszanie. Spychacze, których było ledwie dziesięciu, mieli naprzeciw siebie pięć piaskowych demonów, a ich pułapka właśnie została pozbawiona mocy. Demony wpadły w sam środek oddziału, tnąc i gryząc.

– Do kryjówki! – rozkazał kai’Sharum oddziału Arlena.

– Prędzej mnie Otchłań pochłonie! – wrzasnął młodzieniec i rzucił się na pomoc towarzyszom.

Na widok takiego pokazu odwagi ze strony przybysza dal’Sharum skoczyli w ślad za nim, ignorując okrzyki dowódcy.

Arlen zwolnił jedynie na tyle, by celnym kopniakiem zrzucić płachtę z brzegu jamy i uruchomić pułapkę. Nie tracąc płynności ruchów, wtargnął w sam środek starcia. Włócznia zamigotała w jego ręku.

Dźgnął pierwszego demona w bok. Tym razem wojownicy nie mogli przeoczyć magicznego rozbłysku broni. Śmiertelnie ranny otchłaniec zwalił się na ziemię, a Arlen poczuł, jak przepływa przez niego fala dzikiej energii.

Kątem oka spostrzegł jakiś ruch. Zawirował, zasłaniając się włócznią przed długimi kłami kolejnego piaskowego demona. Runy ochronne na całej jej długości rozbłysły, gdy potwór zwarł szczęki. Jego paszcza została unieruchomiona w tej pozycji. Wtedy młodzieniec szarpnął bronią, a magia eksplodowała światłem, wyłamując napastnikowi żuchwę.

Trzeci demon już wyskoczył w powietrze, ale w ciele jego przeciwnika gorzała nowa siła. Arlen pchnął tępym końcem włóczni. Moc wyrytych tam znaków oderwała otchłańcowi połowę pyska. Gdy bestia padała na ziemię, odrzucił tarczę, zakręcił włócznią w dłoniach, pochwycił ją u nasady ostrza i wbił w serce potwora.

Zaryczał triumfalnie, rozglądając się za następnymi demonami, lecz jego towarzysze zdążyli zepchnąć je do jamy. Wszyscy wpatrywali się teraz w niego z nabożnym podziwem.

– Na co czekamy? – ryknął Arlen, wbiegając do Labiryntu. – Alagai tylko czekają, by je pozabijać!

Dal’Sharum ruszyli za nim, skandując:

– Par’chin! Par’chin!

Pierwszym napotkanym przeciwnikiem był wichrowy demon, który zanurkował i rozdarł jednemu z towarzyszy Arlena gardło. Nim zdążył odbić się do lotu, młodzieniec cisnął włócznią i trafił otchłańca prosto w łeb. Zalana snopem iskier bestia gruchnęła o ziemię.

Arlen wyrwał broń z ciała ofiary i pognał dalej. Nieposkromiona magia włóczni niosła go niczym berserka z dawnych legend. Pokonywał kolejne załomy Labiryntu w szalonym pędzie, a liczba biegnących za nim wojowników błyskawicznie rosła. Z każdym ubitym demonem coraz więcej Krasjan podejmowało okrzyk:

– Par’chin! Par’chin!

Nikt już nie pamiętał o otoczonych runami kryjówkach wokół jam, nikt nie czuł strachu przed nocą. Uzbrojony w metalową włócznię przybysz wydawał się niezniszczalny, a bijąca od niego pewność siebie upajała Krasjan niczym narkotyk.

Odurzony zwycięstwem Arlen czuł się jak motyl uwolniony z kokonu, tak jakby starożytny oręż uczynił go zupełnie nowym człowiekiem. Obce mu było znużenie, choć biegał i walczył od długich godzin. Ignorował ból, choć jego ciało pokrywały liczne rany i zadrapania. Jego myśli krążyły nieustannie wokół kolejnego starcia, kolejnego demona do zgładzenia. Za każdym razem, gdy czuł drżenie potężnej magii przeszywającej pancerz otchłańca, w jego umyśle rozbrzmiewała ta sama myśl:

Każdy z nas musi mieć taką broń.

Naraz ujrzał przed sobą Jardira i uniósł wysoko włócznię w geście szacunku. Od stóp do głów pokryty był posoką demonów.

– Sharum Ka! – wykrzyknął. – Ani jeden demon nie ucieknie dziś z twego Labiryntu!

Jardir zaśmiał się i wyrzucił własną włócznię w powietrze. Uścisnął Posłańca niczym brata.

– Nie doceniałem cię, Par’chin. Już nigdy nie popełnię tego błędu.

Arlen odpowiedział ironicznym spojrzeniem.

– Za każdym razem tak mówisz.

Mężczyzna skinął głową w kierunku dwóch ubitych właśnie piaskowych demonów.

– Ale tym razem mówię poważnie – obiecał i przypieczętował swe słowa szerokim uśmiechem, a potem zwrócił się ku ludziom, którzy biegli za Arlenem.

– Dal’Sharum! – zawołał, wskazując martwe otchłańce. – Bierzcie się za te ścierwa i wyrzućcie je za mury! Naszym Miotaczom dobrze zrobi odrobina wysiłku. Niech te przeklęte potwory za murami zrozumieją, jaką głupotą jest atakować Fort Krasja!

Ludzie zakrzyknęli z tryumfem i pospieszyli wypełnić rozkazy. Jardir zwrócił się ku Arlenowi:

– Miotacze meldują, że w jednej ze wschodnich pułapek nadal wrze walka. Zostało w tobie jeszcze choć trochę siły?

Młodzieniec uśmiechnął się złowieszczo.

– Prowadź!

Pobiegli w kierunku jednego z najodleglejszych zakątków Labiryntu.

– To tam! – rzucił Jardir, gdy pokonali ostry zakręt. – Tuż przed nami!

Arlen nie zwrócił uwagi na fakt, że w zaułku, w którym się właśnie znaleźli, panowała cisza. Słyszał jedynie tupot własnych stóp i dudniący w uszach łomot serca. Nie zauważył też nogi, która zahaczyła o jego stopę i posłała go na ziemię. Przetoczył się, nie puszczając cennej broni, ale nim zdążył wstać, krasjańscy wojownicy zablokowali jedyną drogę odwrotu.

Rozejrzał się dookoła w oszołomieniu. Żadnych śladów demonów ani walki. Pułapki, do której dotarł, nie zastawiono na otchłańce.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: