Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Co kryją jej oczy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
14 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Co kryją jej oczy - ebook

Bez względu na wszystko nie zdradzaj zakończenia!

Nie ufaj tej książce…

Nie ufaj tej historii…

Nie ufaj sobie.

Tylko mąż i żona wiedzą, co się dzieje w ich małżeństwie. A jeśli nawet oni nie znają prawdy? David i Adele wydają się na parą idealną. Ceniony psychiatra i jego olśniewająco piękna, zapatrzona w niego żona budzą powszechny zachwyt. Ale dlaczego on zamyka ją w domu? 

I dlaczego ona ukrywa przed nim nową przyjaciółkę? Louise, nowa sekretarka Davida daje się wciągnąć w orbitę tej dziwnej pary – z nią się przyjaźni, z nim romansuje. I coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że w związku tych dwojga dzieje się coś bardzo złego. Ale Louise nie zdaje sobie sprawy z zasięgu tego zła ani z tego, jak daleko może się posunąć ktoś zakochany na śmierć i życie.

„Co kryją jej oczy” to mroczny thriller, w którym napięcie rośnie powoli i nieubłaganie, aż do niespodziewanego zwrotu akcji, który stawia na głowie tę historię miłosnego trójkąta – a także sposób, w jaki patrzysz na świat.

Proza Pinborough tętni życiem i emocjami, które udzielają się czytelnikowi. Nie mogłem się oderwać.       

Stephen King 

Mroczna, wciągająca, z wystrzałowym zakończeniem. Sarah Pinborough stanie się waszą nową obsesją. 

Harlan Coben

Mroczna i niepokojąca. Ta powieść zdominuje twoje życie.

Joe Hill

Sarah Pinborough to literacki kameleon o zdumiewającej sile sugestii i wdzięku. Może nawet złamać ci serce.

Neil Gaiman

W chwili, gdy wydaje ci się, że już wszystko rozumiesz, Pinborough stawia fabułę na głowie… Zakładam się o wszystko, że NIGDY nie odgadniesz zakończenia.

Sam Baker

Jeśli ta książka nie zostanie thrillerem roku, to nie ma sprawiedliwości.

Sarah Lotz

Mistrzowska narracja, która iskrzy się napięciem aż do eksplozji na koniec. Cudownie niepokojąca.

 Angela Clarke

Najbardziej niepokojący thriller roku… Przeczytaj jak najszybciej, zanim ktoś zdradzi ci zakończenie.

John Connolly

Rozkosznie mroczna love story, a przy tym wstrząsająca, zabawna i emocjonująca. Witajcie w świecie Sarah Pinborough. 

Sarah Langan

Współczesny trójkąt miłosny z tak wieloma zakrętami, że zaczniecie się zastanawiać, czy ta konkretna figura geometryczna ma więcej niż trzy wierzchołki. Mistrzostwo w żonglowaniu nastrojami i dowód, że każdy kij ma dwa końce. I to zakończenie, o rany! Najnowsza powieść Pinborough sprawiła, że zacząłem podawać w wątpliwość wszystko. A rozwiązanie zagadki przeraziło mnie bardziej niż początkowa niepewność. Uwielbiam „Co kryją jej oczy”. To nowoczesny thriller o trójkącie miłosnym. Byłby z niego cholernie dobry film. 

Josh Malerman

Sarah Pinborough – angielska pisarka, autorka bestsellerowych horrorów i thrillerów, m.in. książek z serii „Torchwood”, scenarzystka. Pod pseudonimem Sarah Silverwood pisze powieści dla młodzieży.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8097-961-1
Rozmiar pliku: 562 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2

PÓŹNIEJ

Gdy wreszcie to zrobił, zaczynało świtać. Szare smugi na płótnie nieba. Suche liście i błoto na jego dżinsach, ból słabego ciała, pot lodowaciejący w wilgotnym, zimnym powietrzu. Stała się rzecz, która się nie odstanie. Straszna i niezbędna. Zakończenie i początek, związane już na wieki. Spodziewał się, że świat w związku z tym jakoś zmieni barwy, ale niebo i ziemia przybrały te same stłumione odcienie, a drzewa nie zatrzęsły się z gniewu. Wiatr nie zaczął zawodzić. W oddali nie zawyła syrena. Las był lasem, ziemia – ziemią. Westchnął i poczuł się zaskakująco dobrze. Oczyszczony. Nowy świt. Nowy dzień.

W milczeniu ruszył w stronę zrujnowanego domu w oddali. Nie obejrzał się za siebie.3

TERAZ

ADELE

Gdy David w końcu wraca do domu, mam jeszcze błoto pod paznokciami. Szczypie mnie we wrażliwą skórę łożyska, wbite głęboko pod płytkę. Żołądek mi się skręca, na nowo ogarnia mnie zdenerwowanie, gdy drzwi wejściowe się otwierają i przez chwilę ja i on patrzymy na siebie w milczeniu, z dwóch krańców długiego korytarza naszego nowego wiktoriańskiego domu, rozdzieleni pasem wypolerowanego na błysk parkietu. Potem on rusza nieco chwiejnie do salonu. Oddycham głęboko i idę za nim, wzdrygając się przy każdym ostrym stukocie moich obcasów o drewno. Nie wolno mi się bać. Muszę to naprawić. Oboje musimy.

– Jest kolacja. – Staram się mu nie narzucać. – Tylko strogonow. Wytrzyma do jutra, jeśli już jadłeś.

On stoi odwrócony ode mnie i wpatruje się w naszą biblioteczkę, w której faceci od przeprowadzek już ustawili wyjęte z pudeł książki. Usiłuję zapomnieć o tym, jak długo go nie było. Zbite szkło znikło, zamieciona podłoga lśni czystością, ogród wygląda jak dawniej. Ani śladu po tamtym napadzie szału. David nie wyczuje w moim oddechu wina, bo pamiętam, żeby po każdej lampce płukać usta. Nie lubi, kiedy piję. Kieliszek, góra dwa w towarzystwie. Nigdy w samotności. Ale dziś nie dało się inaczej.

Trochę ziemi zostało mi pod paznokciami, ale prysznic, bladobłękitna sukienka ze szpilkami pod kolor oraz makijaż sprawiły, że wyglądam nieskazitelnie. Żadnych śladów łez i bójki. Musimy zmyć z siebie to wszystko. To nasz nowy początek. Nie ma innego wyjścia.

– Nie jestem głodny. – Odwraca się do mnie i widzę w jego oczach odrazę. Powstrzymuję łzy. Ta pustka jest gorsza od gniewu. Dzieło mojego życia obraca się w proch. Nieważne, że znowu się upił. Chcę tylko, żeby mnie kochał tak jak dawniej. Nawet nie zauważył mojego wysiłku. Nie dostrzega mojej ciężkiej pracy. Jak wyglądam. Jak się staram.

– Idę do łóżka – mówi. Nie patrzy mi w oczy i wiem, że to oznacza osobny pokój. Dwa dni po nowym początku, a on już ze mną nie sypia. Czuję, że przepaść między nami powiększa się coraz bardziej. Wkrótce nie zdołamy już się dosięgnąć. On obchodzi mnie ostrożnie, a ja mam ochotę go dotknąć, lecz za bardzo się boję jego reakcji. Wydaje mi się, że on się mnie brzydzi. A może raczej dosięgają mnie fale jego obrzydzenia do samego siebie.

– Kocham cię – mówię cicho. Nienawidzę siebie za to wyznanie, a on nie odpowiada. Chwiejnie wchodzi po schodach, jakby mnie tu nie było. Słyszę jego cichnące kroki i odgłos zamykanych drzwi.

Po chwili wpatrywania się w przestrzeń, w której jego już nie ma, i słuchania, jak pęka moje połatane serce, wracam do kuchni i wyłączam piekarnik. Nie odłożę strogonowa na jutro. Będzie smakował gorzkim wspomnieniem tego dnia. Nie ma kolacji. Nie ma nas. Czasem zastanawiam się, czy on chce mnie zabić, żeby raz na zawsze z tym skończyć. Pozbyć się tego ciężaru. Może ja też trochę chcę go zabić.

Mam ochotę na kolejny kieliszek zakazanego wina, ale zwalczam pokusę. Twarz i tak już spuchła mi od łez. Nie zniosę następnej kłótni. Może rano się pogodzimy. Podmienię butelkę, a on nie dowie się o moim pijaństwie.

Spoglądam przez okno na ogród, po czym w końcu gaszę światło na ganku. Widzę swoje odbicie w szybie. Odbicie pięknej kobiety. Dbam o siebie. Dlaczego on mnie już nie kocha? Dlaczego nasze życie nie może wyglądać tak, jak pragnę, jak chcę, po wszystkim, co ode mnie dostał? Mamy mnóstwo pieniędzy. On pracuje w zawodzie, o którym marzył. Moim jedynym celem jest być idealną żoną i zapewnić mu idealne życie. Dlaczego nie potrafi zapomnieć o przeszłości?

Jeszcze parę minut użalam się nad sobą, wycierając i polerując granitowe blaty. Potem oddycham głęboko i biorę się w garść. Muszę się wyspać. Tak porządnie. Wezmę pigułkę, żeby nic nie czuć. Jutro będzie inaczej. Musi być. Wybaczę mu. Zawsze mu wybaczam.

Kocham mojego męża. Od zawsze, od pierwszego wejrzenia i nigdy nie przestanę. Nie zrezygnuję z tego. Nie mogę.4

LOUISE

„Tylko bez nazwisk, dobrze? Ani słowa o pracy. Ani słowa o nudnym życiu. Porozmawiajmy o prawdziwych sprawach”.

– Naprawdę tak powiedziałaś?

– Tak. No, nie. On to powiedział – mówię.

Twarz mnie pali. Dwa dni temu pierwszy niedozwolony negroni o wpół do piątej wydawał się romantyczny, ale teraz zalatuje tragifarsą. Trzydziestoczteroletnia kobieta wchodzi do baru, gdzie podrywa ją facet jej marzeń, który okazuje się być jej nowym szefem. Boże. Takie to okropne, że chcę umrzeć. Totalna porażka.

– No, ja myślę. – Sophie parska śmiechem i natychmiast stara się go stłumić. „Ani słowa o nudnym życiu”. Na przykład o takiej błahostce, że jest żonaty. – Powstrzymuje ją wyraz mojej twarzy. – Przepraszam. Zasadniczo wiem, że to nie jest śmieszne, ale jednak trochę jest. A ty wyszłaś z wprawy, jeśli chodzi o mężczyzn, ale jak mogłaś się nie zorientować po tym tekście, że jest żonaty? Fakt, że to nowy szef, przemilczę z litości. Po prostu masz cholernego pecha.

– Jakoś mnie to nie bawi – mówię, ale się uśmiecham. – Poza tym żonaci to twoja specjalność.

– Fakt.

Wiedziałam, że dzięki niej poczuję się lepiej. Razem jesteśmy zabawne. Śmiejemy się. Sophie jest aktorką – choć nigdy nie poruszamy tematu, że od lat nie zagrała nic oprócz zwłok w dwóch filmach telewizyjnych – i pomimo jej romansów małżeństwo z dyrektorem z branży muzycznej przetrwa wieki. Poznałyśmy się na zajęciach w NCT i choć pochodzimy z różnych światów, wytworzyła się między nami więź. Minęło siedem lat, a my nadal umawiamy się na winko.

– Ale teraz upodobniłaś się do mnie – zauważa ona z figlarnym mrugnięciem. – Sypiasz z żonatym. Od razu poczułam się lepiej.

– Nie przespałam się z nim. I nie wiedziałam, że ma żonę. – To ostatnie jest nie do końca prawdą. Pod koniec wieczoru zaczęłam coś podejrzewać. To jego gwałtowne napieranie ciałem na moje ciało, kiedy się całowaliśmy, oszołomieni ginem. Jego nagłe wycofanie i wzrok winowajcy. Przeprosiny. „Nie mogę”. Wszystkie symptomy.

– Dobrze, Śpiąca Królewno. Po prostu cieszę się, że prawie zaliczyłaś. Ile to już?

– Naprawdę nie chcę o tym myśleć. Pogrążaniem mnie w jeszcze większej depresji nie pomożesz mi w tych opałach – mówię i znowu piję. Potrzebuję kolejnego papierosa. Adam śpi spokojnie i nie drgnie aż do śniadania. Mogę się odprężyć. On nie miewa koszmarów. Nie lunatykuje. Bądźmy wdzięczni za drobne łaski. – Poza tym to wina Michaeli – dodaję. – Gdyby odwołała spotkanie, zanim tam dotarłam, do niczego by nie doszło.

Ale Sophie ma rację. Już dawno nie flirtowałam z mężczyzną, nie mówiąc już o upiciu się z nim i całowaniu go. Jej życie wygląda inaczej. Zawsze otaczają ją nowi, interesujący ludzie. Twórcy, którzy żyją z rozmachem, piją do późna i mają zwyczaje nastolatków. Samotna matka, utrzymująca się w Londynie z pensji sekretarki psychiatry, w dodatku sekretarki na niepełny etat, nie ma łatwego życia ani też wielu okazji, żeby przezwyciężyć lęki i co wieczór wychodzić, w nadziei, że poznam kogokolwiek, a co dopiero tego jedynego. A nie znoszę Tindera ani tym podobnych wynalazków. Właściwie przyzwyczaiłam się do niezależności. Całą resztę odłożyłam. Na jakiś czas. Ten „jakiś czas” okazał się nieświadomie wybranym stylem życia.

– To cię rozweseli. – Sophie wyjmuje jointa z kieszeni na piersiach czerwonego sztruksowego żakietu. – Wierz mi, ujaramy się i świat będzie weselszy. – Dostrzega moje wahanie i uśmiecha się łobuzersko. – Wyluzuj, Lou. To wyjątkowa okazja. Przeszłaś samą siebie. Całowałaś się ze swoim nowym żonatym szefem. Genialnie. Powinnam zlecić komuś napisanie o tym scenariusza. Zagrałabym ciebie.

– Proszę bardzo. Przydadzą mi się pieniądze, kiedy wylecę z pracy. – Nie mogę ani nie chcę kłócić się z Sophie i wkrótce siadamy na malutkim balkonie mojego mikroskopijnego mieszkanka, z winem, chipsami i papierosami u stóp, podajemy sobie blanta i chichoczemy.

W przeciwieństwie do Sophie, która w głębi duszy pozostała nastolatką, jaranie to dla mnie zbytek – kto żyje na własny rachunek, nie ma na to czasu ani pieniędzy – ale zawsze wolę się śmiać, niż płakać, więc zaciągam się głęboko słodkim, nielegalnym dymem.

– To mogło się przydarzyć tylko tobie – mówi Sophie. – Ukryłaś się?

Kiwam głową i uśmiecham się na to wspomnienie.

– To pierwsze, co przyszło mi do głowy. Zamknęłam się w toalecie. Kiedy w końcu wyszłam, już go nie było. Zaczyna dopiero jutro. Doktor Sykes go oprowadził.

– I jego żonę.

– No tak. Żonę też. – Przypominam sobie, jak ładnie wyglądali razem w tej krótkiej, strasznej chwili zrozumienia. Piękna para.

– Długo siedziałaś w tym wychodku?

– Dwadzieścia minut.

– Och, Lou.

Po chwili obie chichoczemy, nakręcone winem i blantem, i przez jakiś czas nie możemy przestać.

– Szkoda, że nie widziałam twojej miny – mówi Sophie.

– Mhm. Wyobrażam sobie jego minę, kiedy mnie zobaczy.

Sophie wzrusza ramionami.

– To on jest żonaty. Jego wina. Nic nie może ci zarzucić.

Rozgrzesza mnie, ale i tak mam wyrzuty sumienia, klejące się do mnie wraz z szokiem. Zniewalająco piękna kobieta u jego boku mignęła mi, zanim rzuciłam się do ucieczki. Jego piękna żona. Elegancka, o ciemnych włosach i oliwkowej cerze jak Angelina Jolie. Roztaczająca podobną aurę tajemnicy. Wyjątkowo szczupła. Jak moja antyteza. Ta stopklatka z nią wypaliła się w moim mózgu. Nie wyobrażam sobie, żeby taka kobieta mogła spanikować i ukryć się w toalecie przed kimkolwiek. Zabolało mnie to bardziej, niż powinno – nie po jednym pijackim popołudniu – i nie tylko dlatego, że moja samoocena zaryła w dwa metry mułu pod dnem.

Rzecz w tym, że go polubiłam – tak naprawdę. Tego nie mogę powiedzieć Sophie. Że rozmawiałam z nim jak od dawna z nikim. Że cieszyłam się, flirtując z kimś, kto odpowiadał na moje zaczepki, i że zapomniałam już, jak wielkie emocje potrafi obudzić coś potencjalnie nowego. Moje życie to z definicji niekończący się młyn. Budzę Adama i wyprawiam go do szkoły. Jeśli pracuję i chcę wyjść wcześniej, daję mu pieniądze na śniadanie. Jeśli nie pracuję, przez godzinkę chodzę po lumpeksach, w poszukiwaniu fajnych ciuchów, żeby nie odstawać od dyskretnie kosztownego stylu kliniki. A potem już tylko gotowanie, sprzątanie, zakupy, aż Adam wróci do domu, a wtedy – praca domowa, herbata, kąpiel, bajka dla niego, dla mnie wino i kiepski sen. Gdy Adam jedzie na weekend do swojego ojca, jestem zbyt zmęczona, by zdobyć się na cokolwiek poza leżeniem przed telewizorem i oglądaniem głupot. Myśl, że tak będzie wyglądać moje życie, dopóki Adam nie skończy przynajmniej piętnastu lat, budzi we mnie ciche przerażenie, więc głębiej w nią nie wnikam. Ale podrywka w barze przypomniała mi, jak wspaniale jest coś poczuć. Poczuć się kobietą. Poczuć, że żyję. Myślałam nawet, aby wrócić do tego baru, bo może on będzie mnie tam szukał. Ale życie to nie komedia romantyczna. On jest żonaty. A ja jestem idiotką. Nie czuję goryczy, tylko smutek. Nie mogę tego powiedzieć Sophie, bo nie chcę jej litości. O wiele łatwiej znajdować w tym zabawną stronę. Bo to naprawdę zabawne. I przecież nie jest tak, że siedzę w domu, co wieczór opłakuję moje singielstwo, jakby żadna kobieta nie mogła być spełniona bez mężczyzny. Na ogół czuję się całkiem szczęśliwa. Jestem dorosła. Mogło być o wiele gorzej. Popełniłam jeden błąd. Jakoś to przeżyję.

Biorę garść chipsów. Sophie też.

– Krągłości to nowa szczupłość – mówimy jednocześ­nie, pożeramy chipsy i znowu się śmiejemy. Myślę o tym, jak spanikowana i osłupiała ukrywałam się przed nim w toalecie. To w sumie śmieszne. Wszystko jest śmieszne. Jutro, kiedy będę musiała stawić czoło sytuacji, może przestanie mnie to bawić, ale na razie – czemu nie? Jeśli człowiek nie potrafi się śmiać z własnych wpadek, to z czego będzie umiał się śmiać?

– Po co ci one? – pytam później, gdy butelka wina stoi już pusta między nami, a wieczór chyli się ku końcowi. – Te romanse? Nie jesteś szczęśliwa z Jayem?

– Pewnie, że jestem – odpowiada Sophie. – Kocham go. Przecież nie robię tego cały czas.

Może i tak. Jest aktorką, czasem przesadza, żeby podkolorować historię.

– Ale po co ci one w ogóle? – Dziwne, ale w zasadzie nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Ona wie, że ten temat mnie krępuje, nie dla niego samego – to jej sprawa – ale ponieważ znam i lubię Jaya. Jest dla niej dobry. Bez niego miałaby przesrane. Taka prawda.

– Mam większy popęd niż on – mówi w końcu Sophie. – A w małżeństwie i tak nie chodzi o seks. Chodzi o bycie ze swoim najlepszym przyjacielem. Jay jest moim najlepszym przyjacielem. Ale spędziliśmy ze sobą piętnaście lat. Pożądanie wygasa. No wiesz, czasem się kochamy, ale to już nie to. No i dziecko wszystko zmienia. Tyle lat uważaliśmy się za rodziców, a nie kochanków, że trudno nam obudzić dawną namiętność.

Myślę o moim krótkim małżeństwie. Pożądanie nie umarło wraz z nim. Ale to nie przeszkodziło mojemu mężowi odejść po czterech latach ode mnie i naszego dwuletniego synka. Może Sophie ma rację. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek uważała mojego byłego – Iana – za najlepszego przyjaciela.

– Po prostu to trochę smutne. – I tak jest.

– Bo wierzysz w prawdziwą miłość i „żyli razem długo i szczęśliwie” jak w bajkach. A życie nie przypomina bajki.

– Myślisz, że on cię kiedyś zdradził?

– Na pewno flirtował. Była taka jedna piosenkarka, pracował z nią dawno temu. Możliwe, że ze sobą kręcili. Ale cokolwiek się między nimi wydarzyło, nie miało na nas wpływu. Takiego prawdziwego.

Mówi bardzo rozsądnie. A ja myślę tylko o bólu po odejściu Iana. Jak jego zdrada wpłynęła na moją samoocenę. Czułam się bezwartościowa. Brzydka. Przelotna podrywka, dla której mnie zostawił, wkrótce go rzuciła, ale to nie poprawiło mi samopoczucia.

– Chyba nigdy tego nie zrozumiem – mówię.

– Wszyscy mają tajemnice, Lou. I wszyscy powinni je mieć. Nigdy nie poznasz do końca drugiej osoby. Oszalejesz, jeśli będziesz do tego dążyć.

Po jej wyjściu sprzątam pobojowisko po naszym wieczorze i przychodzi mi do głowy, że może to Jay pierwszy ją zdradził. Może na tym polega jej tajemnica, sięgająca korzeni hotelowych schadzek. Może robi to wszystko, żeby poczuć się lepiej lub po cichu się odegrać. Kto wie? Pewnie dzielę włos na czworo. To moja specjalność. „Są gusta i guściki”, upominam się w duchu. Sophie chyba lubi takie życie i to mi powinno wystarczyć.

Minęło dopiero wpół do jedenastej, a ja już padam z nóg. Przez chwilę patrzę na Adama. Koi mnie jego widok, gdy tak śpi spokojnie, malutki i skulony na boku pod kołdrą z Gwiezdnymi wojnami i z Misiem Paddingtonem pod pachą. Potem zamykam drzwi i zostawiam go samemu sobie.

Jest ciemno, gdy budzę się w łazience. Stoję przed lustrem i czuję ostre pulsowanie w goleni, po zderzeniu z koszem na pranie w kącie. Serce mi łomocze, wzdłuż linii włosów zebrały się kropelki potu. Rzeczywistość powoli do mnie dociera, a nocny koszmar odpływa, zostawiwszy po sobie tylko resztki w mojej głowie. Ale wiem, o co chodziło. To zawsze ten sam sen.

Wielki budynek, jak stary szpital lub sierociniec. Opuszczony. Gdzieś w jego czeluściach jest uwięziony Adam, a ja wiem, po prostu wiem, że jeśli go nie znajdę – umrze. Woła mnie, przerażony. Coś strasznego zbliża się do niego. Biegnę korytarzami, usiłując go znaleźć, a ze ścian i sufitów wyciągają się cienie jak ręce straszliwego zła, które żyje w tym budynku. Oplatają mnie, unieruchamiają. Słyszę tylko płacz Adama, gdy próbuję uciec przed tymi ciemnymi, lepkimi pasmami, które chcą mnie od niego oddzielić, udusić i wciągnąć w bezdenny mrok. To straszny sen. Przywiera do mnie jak te cienie z koszmaru. Nie zawsze śni mi się dokładnie tak samo, szczegóły się różnią, ale sens zostaje. I choćby przyśnił mi się tysiąc razy, nigdy do niego nie przywyknę.

Nocne koszmary nie zaczęły się po narodzinach Adama – zawsze je miałam – ale wcześniej walczyłam o włas­ne życie. Teraz uważam, że tamto było lepsze, nawet jeśli wtedy tego nie wiedziałam. To moje przekleństwo. Wysysają ze mnie siły, nie pozwalają odpocząć, podczas gdy bycie samotną matką wystarczająco daje mi się we znaki.

Tym razem przeszłam większy odcinek. Zwykle budzę się oszołomiona, stoję albo przy własnym łóżku, albo przy łóżku Adama, często w trakcie wypowiadania nonsensownego, wypełnionego przerażeniem zdania. Przydarza mi się to tak często, że Adam już się wtedy nie boi. Ale on odziedziczył praktyczny zmysł po swoim ojcu. Poczucie humoru ma na szczęście po mnie.

Zapalam światło i spoglądam w lustro. Wyrywa mi się jęk. Sine wory pod oczami rozciągają mi skórę i wiem, że żaden podkład ich nie zatuszuje. Na pewno nie w dziennym świetle. No pięknie. Przypominam sobie, że mam w nosie, co pomyśli o mnie Tajemniczy Nieznajomy z Baru vel Mój Nowy Żonaty, Szlag By To, Szef. Miejmy nadzieję, że ze wstydu będzie przez cały dzień udawał, że mnie nie dostrzega. Mimo to żołądek mi się ściska, a w głowie łomocze ból od nadmiaru wina i papierosów. „Nie pękaj”, nakazuję sobie. „Za parę dni wszystko pójdzie w niepamięć. Idź do pracy i rób, co do ciebie należy”.

Jest czwarta nad ranem. Piję parę łyków wody, wyłączam światło i idę do łóżka w nadziei, że zdołam się choć zdrzemnąć, zanim budzik rozdzwoni się o szóstej. Zabraniam sobie myśleć o tamtym pocałunku i cudownym, choć przelotnym przypływie pożądania. Tej jedynej w swoim rodzaju więzi. Gapię się w ścianę i rozważam liczenie owiec. Potem dociera do mnie, że jestem nie tylko zdenerwowana – ale również szczęśliwa, że znowu go zobaczę. Zgrzytam zębami i wyzywam się od idiotek. Nie jestem taka!5

ADELE

Macham do niego z uśmiechem, gdy wychodzi do pracy w klinice. To jego pierwszy dzień. Starsza pani z sąsiedztwa, która wyprowadza na spacer swojego małego, równie kruchego jak ona pieska, przygląda nam się z aprobatą. Wydajemy się idealną parą, David i ja. Tak lubię.

Mimo to wzdycham z ulgą, gdy zamykam za nim drzwi i zostaję w pustym domu, choć to westchnienie zakrawa na zdradę. Uwielbiam, kiedy David jest tu ze mną, ale sytuacja jeszcze nie wróciła do normy i w atmosferze czuje się coś przemilczanego. Na szczęście nasz nowy dom jest na tyle duży, że David może się ukryć w swoim gabinecie i ostrożnie się omijamy, udając, że wszystko jest w porządku.

Czuję się odrobinę lepiej niż wtedy, gdy wrócił do domu pijany. Naturalnie następnego ranka nie poruszaliśmy tematu – ostatnio nie prowadzimy takich rozmów. On zasiadł nad dokumentami, mnie czekały obowiązki: zapisanie nas do miejscowej siłowni, odpowiednio kosztownej, a następnie obejście i uważne obejrzenie naszej nowej szykownej dzielnicy. Lubię orientować się w terenie, żeby potem móc go zobaczyć. Dzięki temu czuję się swobodniej. Rozluźniam się.

Po prawie dwugodzinnym spacerze, wypełnionym notowaniem w pamięci lokalizacji sklepów, barów i restauracji – wszystkie poukładały się bezpiecznie w mojej głowie, skąd mogę przywołać ich obrazy w dowolnej chwili – czas na zakupy: chleb w miejscowej piekarni, oliwki, krojoną szynkę, humus i suszone na słońcu pomidory w delikatesach, wszystko tak dekadencko drogie, że poszła na nie cała suma na prowadzenie domu. Wpadam na pomysł, żeby zrobić dla nas piknik w czterech ścianach, choć jest na tyle ciepło, że moglibyśmy usiąść na dworze. Ale wydaje mi się, że David jeszcze nie chce wychodzić do ogrodu.

Wczoraj poszliśmy do kliniki. Starszy wspólnik, doktor Sykes oraz inni lekarze i pielęgniarki od pierwszej chwili poddali się mojemu urokowi. Ludzie dobrze reagują na urodę. Może przemawia przeze mnie próżność, ale to prawda. David mówił mi kiedyś, że sędziowie łatwiej wierzą atrakcyjnym świadkom. Po prostu w loterii losu przypadła mi ładna cera i struktura kostna i już wiem, że dzięki temu mogę zdziałać cuda. Nawet nie muszę się odzywać, po prostu wystarczy, że słucham z uśmiechem, a ludzie jedzą mi z ręki. Moja uroda sprawia mi radość. Nie zamierzam się tego wypierać. I bardzo się staram, żeby ją zachować dla Davida. Wszystko, co robię, robię dla niego.

Nowy gabinet Davida – z tego, co udało mi się zauważyć – jest drugim pod względem wielkości pomieszczeniem w klinice. Taki sam miałby, gdyby zdecydował się pracować na Harley Street. Kremowa, mięsista wykładzina, duże biurko, odpowiednio ostentacyjne, i luksusowa poczekalnia. Recepcjonistka, atrakcyjna blondynka – jeśli lubi się ten typ – uciekła zza tamtego biurka, zanim nas sobie przedstawiono, co mnie zirytowało, ale doktor Sykes tego nie zauważył, pochłonięty tokowaniem i oblewaniem się rumieńcem, uszczęśliwiony, że śmieję się z jego okropnie nieśmiesznych żartów. Zdaje się, że dobrze mi poszło jak na kogoś ze złamanym sercem. David chyba też był zadowolony, bo potem trochę złagodniał.

Dziś wieczorem idziemy do doktora Sykesa na powitalną kolację. Wszystko mam zaplanowane: jaką włożę sukienkę i jak ułożę włosy. Zrobię wszystko, żeby David był ze mnie dumny. Potrafię być dobrą żoną. Żoną nowego wspólnika. Pomimo trosk czuję spokój, co nie zdarzyło mi się od czasów przeprowadzki.

Spoglądam na zegar, jego tykanie mąci głuchą ciszę tego domu. Dopiero ósma. David pewnie dotarł już do pracy. Zadzwoni najwcześniej o wpół do dwunastej. Mam czas. Idę do sypialni i kładę się na posłanym łóżku. Nie zamierzam spać, ale zamykam oczy. Wyobrażam sobie klinikę. Gabinet Davida. Mięsistą kremową wykładzinę. Wypolerowany mahoń biurka. Z malutkim zadrapaniem na krawędzi. Dwie wąskie sofy. Twarde siedzenia. Szczegóły. Oddycham głęboko.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: