Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klasztor zapomnienia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Maj 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Klasztor zapomnienia - ebook

Klara jest Polką, która spędziła dzieciństwo i wczesną młodość w Grecji. Jako policyjny psycholog uczestniczy w śledztwie mającym rozwikłać zagadkę szokującej zbrodni popełnionej na mnichu. Jej powrót do kraju Homera ożywia upiory z przeszłości, o których pragnęła zapomnieć. Pamiętnik nieżyjącego ojca, odnaleziony przez nianię, rzuca nowe światło na wydarzenia sprzed lat. Jaki sekret skrywa półwysep Athos, że grecka policja staje się bezradna i musi prosić o pomoc Interpol? Kim jest tajemniczy mnich Konstantinos? Kogo naprawdę kochał ojciec Klary?
Nowe, poprawione wydanie powieści obyczajowo-sensacyjnej, która po raz pierwszy ukazała się pod tytułem Monachos.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65684-35-6
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autorki

Po­wieść Klasz­tor za­po­mnie­nia to książ­ka o zbrod­ni i o mi­ło­ści. Tło kul­tu­ro­we tej hi­sto­rii uwa­żam za bar­dzo waż­ne i dla­te­go sen­sa­cyj­ną, cał­ko­wi­cie fik­cyj­ną fa­bu­łę wplo­tłam w re­alia współ­cze­snej Gre­cji. Za­le­ża­ło mi bo­wiem, by pe­ry­pe­tie po­wie­ścio­wych po­sta­ci, pod­kre­ślam, tak­że fik­cyj­nych, zy­ska­ły prze­ko­nu­ją­cy grec­ki kli­mat.

Aby mak­sy­mal­nie upraw­do­po­dob­nić fa­bu­łę, opi­sa­łam wy­łącz­nie miej­sca ist­nie­ją­ce w rze­czy­wi­sto­ści, choć nie oby­ło się bez drob­nych prze­kła­mań.

W Re­pu­bli­ce Mni­chów Świę­tej Góry Athos nie ma klasz­to­ru św. So­ti­ri­sa, tak samo jak w ma­low­ni­czym Vu­rvu­ru wil­li o wdzięcz­nej na­zwie Rosa! Po­li­cja por­to­wa w mie­ści­nie Ura­no­po­lis zy­ska­ła w książ­ce ran­gę po­li­cji miej­skiej, ale prze­cież taki awans może być dla wspo­mnia­ne­go po­ste­run­ku je­dy­nie kwe­stią cza­su.

Pi­sząc tę książ­kę mia­łam dwa cele. Pierw­szy, li­te­rac­ki, opar­ty na fik­cyj­nej fa­bu­le, to dzie­le­nie się z czy­tel­ni­kiem mo­imi prze­my­śle­nia­mi o ży­ciu. Dru­gi, ukry­ty w tle, to ana­li­za praw­dzi­wych fak­tów zwią­za­nych ze zja­wi­skiem, któ­re mnie fa­scy­nu­je. Z ist­nie­niem w sa­mym ser­cu Eu­ro­py XXI wie­ku nie­za­wi­słe­go Teo­kra­tycz­ne­go Pań­stwa Mni­chów. Ze wszyst­ki­mi tego kon­se­kwen­cja­mi!

Wszyst­kim oso­bom, któ­re przy­czy­ni­ły się do po­wsta­nia i wy­da­nia tej książ­ki, a w szcze­gól­no­ści moim grec­kim przy­ja­cio­łom, za wspar­cie i me­ry­to­rycz­ną po­moc – dzię­ku­ję.Prolog

Był mi­mo­wol­nym świad­kiem ich śmier­ci. Zna­lazł się tu przy­pad­ko­wo i jed­ne­go był pe­wien: nie po­wi­nien był tego wi­dzieć. Stał te­raz na skra­ju prze­pa­ści i czuł, jak ogar­nia­ją go mdło­ści. Wi­dok na dole, na po­strzę­pio­nym ska­ła­mi brze­gu mo­rza był po­twor­ny, ale roz­pacz­li­wy krzyk ko­na­ją­cych na tym pust­ko­wiu spło­szył tyl­ko kil­ka mew. Za­raz po­tem za­pa­no­wał bło­gi spo­kój. W do­dat­ku wszyst­ko po­to­czy­ło się bły­ska­wicz­nie. Po­chy­lił się, żeby po­pra­wić sznu­ro­wa­dło, a gdy pod­niósł gło­wę, było już po wszyst­kim. Jesz­cze przed chwi­lą sie­dzie­li przy tym sto­le i roz­ma­wia­li…

Mój Boże, Jezu Chry­ste! Co mam ro­bić?! – roz­pacz­li­wie szu­kał w my­ślach roz­wią­za­nia.

W koń­cu padł na ko­la­na i za­niósł się bez­gło­śnym szlo­chem.

W hi­ste­rycz­nym za­pa­mię­ta­niu za­czął szar­pać wo­kół sie­bie kępy tra­wy. Rzu­cał źdźbła w prze­paść, szczę­ka­jąc zę­ba­mi jak w go­rącz­ce.

Wo­ko­ło roz­cho­dził się słod­ki za­pach pi­nii, a z nie­ba lał się żar. Przy­ro­da była obo­jęt­na na tra­ge­dię, w któ­rej mimo woli uczest­ni­czył.

Na­gle za­ci­śnię­ta na źdźbłach tra­wy dłoń za­pie­kła. Chło­pak syk­nął z bólu i z po­krwa­wio­nej ręki wy­pu­ścił coś błysz­czą­ce­go. W pro­mie­niach słoń­ca, w tra­wie, za­mi­go­tał zło­ty krzyż na ro­ze­rwa­nym łań­cu­chu. Chwi­lę trwa­ło, za­nim do­tar­ło do nie­go, że bi­żu­te­ria na­le­ża­ła do jed­nej z ofiar.

Zno­wu do­pa­dły go dresz­cze.

Zra­nio­na ręka krwa­wi­ła, ale jego oczy jak ma­gnes przy­cią­gał błysz­czą­cy w tra­wie przed­miot. Na zło­tym krzy­żu, wy­sa­dza­nym czar­ny­mi ka­mie­nia­mi, ko­nał re­ali­stycz­nie wy­rzeź­bio­ny Chry­stus. Ten wzru­sza­ją­cy wi­dok, nie wia­do­mo dla­cze­go, uko­ił emo­cje. Przy­szło opa­mię­ta­nie, a na­stęp­nie lęk. Jesz­cze tyl­ko rzut oka na brzeg prze­pa­ści i re­flek­sja, że sko­ro nie po­tra­fił im prze­szko­dzić i nie może już w ni­czym po­móc… nie ma tu cze­go szu­kać.

Gdzieś w po­bli­żu mewa po­de­rwa­ła się do lotu.

* * *

Chło­pak ro­zej­rzał się nie­spo­koj­nie wo­ko­ło. Scho­wał krzyż do kie­sze­ni. Chust­ką do nosa owi­nął zra­nio­ną rękę i czym prę­dzej od­da­lił się z miej­sca, gdzie przed chwi­lą sko­na­ło dwóch męż­czyzn.Rozdział 1

Wy­cie­racz­ki nie na­dą­ża­ły zbie­rać wody spły­wa­ją­cej stru­mie­nia­mi po przed­niej szy­bie. Wiel­kie kro­ple wa­li­ły w dach sa­mo­cho­du. Pół­noc Gre­cji wi­ta­ła Kla­rę desz­czem.

Choć miesz­ka­ła w kra­inie Ho­me­ra od wie­lu lat, w cza­sie każ­dej po­dró­ży z wysp na kon­ty­nent Po­lka od­kry­wa­ła uro­ki Hel­la­dy od nowa. Od nowa ule­ga­ła jej cza­ro­wi.

Po­roz­ma­zy­wa­ne kon­tu­ry kra­jo­bra­zów prze­su­wa­ją­cych się za szy­bą sta­ły się te­raz wy­so­kie i przy­tła­cza­ją­ce. Uświa­do­mi­ły jej, że wje­cha­ła do Do­li­ny Tem­bi. Przed pu­stym przy tej po­go­dzie par­kin­giem przy Sank­tu­arium Aghia Pa­ra­skie­wi* na­ci­snę­ła po­wo­li na ha­mu­lec. Sa­mo­chód po­to­czył się jesz­cze kil­ka me­trów i po­słusz­nie sta­nął. Deszcz na­gle ustał, ale Kla­ra nie była pew­na, czy chce wy­siąść. Osta­tecz­nie uchy­li­ła szy­bę sa­mo­cho­du i po chwi­li do środ­ka wtar­gnę­ła odu­rza­ją­ca woń igli­wia. Upa­ja­ła się przez chwi­lę ostrym, draż­nią­cym noz­drza aro­ma­tem grec­kiej zie­mi, któ­ra pach­nia­ła ina­czej niż na wy­spach Do­de­ka­ne­zu. Kla­ra ko­cha­ła te stro­ny, ale bała się złych wspo­mnień i chy­ba wo­la­ła­by ni­g­dy tu nie wra­cać. Mia­ła mie­sza­ne uczu­cia i była wście­kła na Ta­so­sa. Nie dość, że za­te­le­fo­no­wał i nie­po­trzeb­nie uprze­dził Jor­go­sa o pla­nach ścią­gnię­cia jej na całe lato do Vu­rvu­ru**, to jesz­cze, poza ogól­ni­ka­mi, ni­cze­go się od nie­go nie do­wie­dzia­ła. Wtar­gnął w jej ży­cie, za­siał nie­po­kój i za­nim zdą­ży­ła go wy­py­tać o szcze­gó­ły pro­wa­dzo­ne­go śledz­twa, za­koń­czył roz­mo­wę.

* Aghia Pa­ra­skie­wi – sank­tu­arium po­ło­żo­ne w Do­li­nie Tem­bi, uzna­wa­ne za miej­sce cu­dow­nych uzdro­wień cho­rób oczu.

** Vu­rvu­ru – pi­sow­nia uprosz­czo­na, wła­ści­wie: Vo­urvo­urou; ku­rort u pół­noc­nych wy­brze­ży Mo­rza Egej­skie­go. Po­pu­lar­ne miej­sce wy­po­czyn­ku grec­kiej eli­ty na­uko­wej.

– Wszyst­kie­go się do­wiesz na miej­scu, jak przy­je­dziesz – burk­nął. – Nie bę­dzie­my tej spra­wy oma­wiać przez te­le­fon. Je­stem w fir­mie. Dzwo­nię ze służ­bo­we­go apa­ra­tu. Sama ro­zu­miesz – uciął.

Oczy­wi­ście za­raz po tej roz­mo­wie po­kłó­ci­li się z Jor­go­sem, choć Kla­ra sta­ra­ła się tym ra­zem wy­słu­chać pre­ten­sji męża ze zro­zu­mie­niem i ule­gło­ścią wła­ści­wą żo­nie Gre­ka. Sy­tu­acja ją prze­ro­sła, bo jak zwy­kle prze­sa­dzał. Po­cząt­ko­wo mó­wił wy­łącz­nie o tym, że jest nie­roz­sąd­na i na­ra­ża swo­je ży­cie, za­da­jąc się z kry­mi­na­li­sta­mi. Na­stęp­nie były wy­rzu­ty, że mimo skła­da­nych obiet­nic zno­wu za­mie­rza współ­pra­co­wać z po­li­cją. Gdy pa­dły gorz­kie sło­wa o ich nie­pla­no­wa­nych i nie­na­ro­dzo­nych, rzecz ja­sna przez nią, dzie­ciach, stra­ci­ła cier­pli­wość. Prze­krzy­ki­wa­li się w za­pa­mię­ta­niu, a po­tem, jak zwy­kle, go­dzi­li się w łóż­ku. Roz­kosz­nie, dłu­go i nie­spiesz­nie.

Rano Jor­gos był wy­koń­czo­ny, ale hu­mor mu do­pi­sy­wał.

Spa­ko­wał swo­je rze­czy bły­ska­wicz­nie, jak przy­sta­ło na za­wo­do­we­go ma­ry­na­rza. Szep­nął jej do ucha schryp­nię­tym gło­sem, że chęt­nie po­wtó­rzył­by wczo­raj­szą kłót­nię i że ma po­my­sły na nowe spo­so­by po­jed­na­nia. Przy­gar­nął ją przy tym gwał­tow­nie i tak moc­no, że po­czu­ła przez ko­szu­lę noc­ną jego twar­de, pięk­nie rzeź­bio­ne cia­ło.

W drzwiach za­trzy­mał się na chwi­lę.

– Ko­cham cię. Wiesz, że cię ko­cham. – Pa­trzył na nią roz­pa­lo­nym wzro­kiem. – Pro­szę cię, bądź ostroż­na i nie daj się skrzyw­dzić.

Za­nim wy­szedł i znik­nął na dłu­gie mie­sią­ce, usły­sza­ła ko­lej­ne wy­zna­nie. Że już tę­sk­ni, a wpa­trzo­ne w nią oczy fak­tycz­nie wy­glą­da­ły na… co naj­mniej stę­sk­nio­ne.

Te­raz Kla­ra sie­dzia­ła w sa­mo­cho­dzie, w dro­dze na Pół­wy­sep Chal­cy­dyc­ki, i roz­my­śla­ła o Ta­so­sie. Jego za­cho­wa­nie, a szcze­gól­nie nie­chęć do roz­mo­wy o śledz­twie, któ­re pro­wa­dził, a w któ­rym i ona prze­cież mia­ła uczest­ni­czyć, były za­sta­na­wia­ją­ce.

Skąd aż taka po­wścią­gli­wość? – tra­pi­ły ją róż­ne do­my­sły.

Ta­sos był agen­tem In­ter­po­lu, z po­cho­dze­nia Gre­kiem. Prze­waż­nie pro­wa­dził gło­śne i trud­ne spra­wy. Do­cho­dze­nia z jego udzia­łem za­zwy­czaj po­prze­dza­ły do­nie­sie­nia pra­so­we. Tym­cza­sem w me­diach pa­no­wał spo­kój, a on przez te­le­fon zdra­dził tyl­ko pół­słów­ka­mi, że spra­wa jest nie­ty­po­wa i gro­zi po­waż­nym skan­da­lem.

Cóż to za ta­jem­ni­cza hi­sto­ria? – za­sta­na­wia­ła się. – W do­dat­ku cze­ka mnie wy­pra­wa do Vu­rvu­ru.

Kie­dy usły­sza­ła tę na­zwę przez te­le­fon, mia­ła mę­tlik w gło­wie, a ser­ce za­tłu­kło się jej w pier­siach jak osza­la­łe. Dzie­ciń­stwo i znacz­ną część ży­cia Kla­ra spę­dzi­ła w Gre­cji, wła­śnie w Vu­rvu­ru. Choć przy­wy­kła, żeby nie an­ga­żo­wać się emo­cjo­nal­nie w za­da­nia po­wie­rza­ne jej przez agen­cję wy­wia­dow­czą, tym ra­zem była pod­eks­cy­to­wa­na. Nur­to­wa­ło ją, z po­wo­du ja­kiej za­gad­ki kry­mi­nal­nej los rzu­ca ją w tam­te stro­ny.

To w Vu­rvu­ru bo­wiem Kla­ra po­ko­cha­ła Gre­cję i kul­tu­rę an­tycz­ną. Po ślu­bie, zgod­nie z ocze­ki­wa­nia­mi męża Gre­ka, mia­ła szcze­re in­ten­cje re­ali­zo­wać się za­wo­do­wo jako hel­le­nist­ka, ale ży­cie chcia­ło ina­czej. Uzy­ska­ne w Pol­sce kwa­li­fi­ka­cje po­li­cyj­ne­go psy­cho­lo­ga, zna­jo­mość miej­sco­wych re­aliów i trzech ję­zy­ków ob­cych, a nade wszyst­ko skłon­ność do eks­tre­mal­nych prze­żyć – no i spo­tka­nie Ta­so­sa – za­wa­ży­ły na jej lo­sach. Dla agen­ta In­ter­po­lu, wy­cho­wa­ne­go i wy­kształ­co­ne­go w An­glii, po pierw­szej wspól­nej spra­wie sta­ła się nie­zbęd­nym współ­pra­cow­ni­kiem. Choć mąż Kla­ry, Jor­gos, nie zno­sił Ta­so­sa za wcią­ga­nie żony do pra­cy w po­li­cji i na­ra­ża­nie jej na nie­bez­pie­czeń­stwo, ofi­cjal­nie byli za­przy­jaź­nie­ni. Agent, choć czę­sto po­wie­rzał jej swo­je se­kre­ty, te­raz mil­czał jak za­klę­ty, ale da­wał do zro­zu­mie­nia, że gra to­czy się o wy­so­ką staw­kę. Kla­rę zże­ra­ła cie­ka­wość, jed­nak mu­sia­ła w spo­ko­ju po­my­śleć i zro­bić ja­kiś plan. Była zmę­czo­na. Spoj­rza­ła nie­chęt­nie na kie­row­ni­cę i na tkwią­ce w sta­cyj­ce wozu klu­czy­ki.

Krót­ka de­cy­zja i zna­la­zła się przed sa­mo­cho­dem.

Par­king, na któ­rym się za­trzy­ma­ła, był duży i o tej po­rze zu­peł­nie pu­sty, dla­te­go za­par­ko­wa­ła sa­mo­chód tuż obok scho­dów pro­wa­dzą­cych do pod­ziem­ne­go przej­ścia, łą­czą­ce­go dwie stro­ny dro­gi. Zbie­gła po wy­szczer­bio­nych be­to­no­wych stop­niach do tu­ne­lu. Po dru­giej stro­nie uli­cy, wcho­dząc na wiel­ki wi­szą­cy most pro­wa­dzą­cy do Sank­tu­arium Aghia Pa­ra­skie­wi, mi­nę­ła zdzi­wio­nych jej wie­czor­ną wi­zy­tą han­dla­rzy de­wo­cjo­na­lia­mi.

Na­gle za­wró­ci­ła, po­gna­ła w kie­run­ku naj­bliż­sze­go, wciąż roz­ło­żo­ne­go stra­ga­nu i za­czę­ła z uwa­gą oglą­dać wy­sta­wio­ny to­war. Z drew­nia­ne­go sto­łu i z be­to­no­wych płyt pod no­ga­mi spo­glą­da­ły na nią tan­det­ne po­do­bi­zny świę­tych, któ­rych imion od lat z tru­dem się uczy­ła. W kil­ku miej­scach wi­dać było przed­sta­wio­ną w pra­wo­sław­nej kon­wen­cji Ma­don­nę z Dzie­ciąt­kiem. Ikon było mnó­stwo i na więk­szo­ści stra­ga­nów były iden­tycz­ne. Gdzie­nie­gdzie ku­si­ły na­ba­zgra­ne w róż­nych ję­zy­kach re­kla­my – pro­mo­cje ob­raz­ków po pięć, czte­ry, a na­wet, w przy­pły­wie biz­ne­so­wej de­ter­mi­na­cji, po trzy euro za sztu­kę. Eg­zem­plarz do wy­bo­ru – pro­po­no­wa­no re­zo­lut­nie.

– Może ta? Aghios Ni­ko­la­os. – Ja­kaś ręka wska­za­ła iko­nę św. Mi­ko­ła­ja.

Kla­ra żach­nę­ła się. Pod­nio­sła gło­wę i uświa­do­mi­ła so­bie, że jest je­dy­ną klient­ką. Sprze­daw­ca przy­glą­dał się jej z uśmie­chem, a Gre­cy wo­kół przy­słu­chi­wa­li się roz­mo­wie.

Bez­wied­nie wy­cią­gnę­ła rękę w stro­nę Mat­ki Bo­skiej z Dzie­ciąt­kiem.

– Cu­dzo­ziem­ka! – wy­krzyk­nął try­um­fal­nie sprze­daw­ca i uśmiech­nął się sze­ro­ko, nie do niej, a do ko­le­gów.

– Tak? A to dla­cze­go? – za­py­ta­ła za­czep­nie.

– Cu­dzo­ziem­cy ku­pu­ją wy­łącz­nie Ma­don­nę. Poza tym ten twój ak­cent… – wy­raź­nie po­pi­sy­wał się przed ko­le­ga­mi.

– Pięk­nie mówi po grec­ku. Cze­go się cze­piasz dziew­czy­ny. – Ktoś na­tych­miast sta­nął w jej obro­nie.

– A… a skąd je­steś? – Za­żyw­ny sta­ru­szek już zmie­rzał w jej kie­run­ku.

Sy­tu­acja przy­bie­ra­ła nie­chcia­ny przez Kla­rę ob­rót. Żeby unik­nąć od­po­wie­dzi, zro­bi­ła głup­ko­wa­tą minę, jak­by nie do­sły­sza­ła py­ta­nia.

Oho, za­czy­na się – po­my­śla­ła spa­ni­ko­wa­na. – Z ich wro­dzo­ną cie­ka­wo­ścią nie jest w sta­nie kon­ku­ro­wać na­wet póź­na go­dzi­na. Trze­ba się na­tych­miast stąd wy­no­sić.

– Daj mi Ma­don­nę z Dzie­ciąt­kiem – po­wie­dzia­ła szyb­ko do sprze­daw­cy. – Taką, jaką po­da­ro­wał­byś wła­snej… – za­mil­kła na­gle. Nie wie­dzia­ła, ja­kie­go sło­wa użyć.

– Mat­ce? – do­koń­czył za nią.

– Ko­muś bli­skie­mu – do­po­wie­dzia­ła wy­mi­ja­ją­co. Czu­ła, jak przez jej twarz prze­szedł ner­wo­wy skurcz.

– Star­szej ko­bie­cie? – drą­żył te­mat, ale w koń­cu, nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, wszedł na za­ple­cze stra­ga­nu.

Po chwi­li wró­cił.

– Może być taka? – Po­dał jej ład­ną, ręcz­nie ma­lo­wa­ną iko­nę w bor­do­wo-zło­tych bar­wach.

– Jak dla cie­bie – tak­so­wał ją spoj­rze­niem – za dwie­ście pięć­dzie­siąt euro.

Są­dząc po ce­nie, ro­bię pio­ru­nu­ją­ce wra­że­nie – po­my­śla­ła zgryź­li­wie Kla­ra.

– Niech bę­dzie. Do­daj jesz­cze i to. – Wy­bra­ła trzy cien­kie świe­ce i za­pła­ci­ła.

Za­koń­czy­ła trans­ak­cję i nie cze­ka­jąc na ko­lej­ne py­ta­nia, po­śpiesz­nie skie­ro­wa­ła się zno­wu na wi­szą­cy most. W sank­tu­arium za­pa­li­ła świe­ce i wbi­ła je z na­masz­cze­niem do pia­sku w świecz­ni­ku, a po­tem usia­dła w po­bli­żu tem­plo­nu***. Lu­bi­ła prze­sia­dy­wać i roz­my­ślać w cer­kwi, dla­te­go po­czu­ła się tu pra­wie jak w domu. Usi­ło­wa­ła się na­wet po­mo­dlić, ale zu­peł­nie nie mo­gła ze­brać my­śli. Pa­trzy­ła więc w mi­go­cą­cy pło­mień świec i wspo­mi­na­ła. Przez całą dro­gę mia­ła przed oczy­ma oso­bę, w in­ten­cji któ­rej pło­nę­ły te­raz świecz­ki. Kla­ra roz­pa­mię­ty­wa­ła bo­le­sne zda­rze­nia, któ­re dzi­siaj, kie­dy po la­tach wra­ca­ła do Vu­rvu­ru, wo­la­ła­by wy­ma­zać z pa­mię­ci. Ta­sos nie miał po­ję­cia, jak szo­ku­ją­ce było dla niej ulo­ko­wa­nie ich oboj­ga, po przy­jeź­dzie w te stro­ny, w Vil­li Rosa. W jak kło­po­tli­wej po­sta­wio­no ją sy­tu­acji. Nie­po­kój Kla­ry bu­dzi­ło nie tyl­ko śledz­two, w któ­rym mia­ła uczest­ni­czyć. W Vu­rvu­ru czy­ha­ły upio­ry prze­szło­ści, o któ­rych, jak do­tąd, uda­wa­ło się jej za­po­mnieć.

*** Grec­ki tem­plon (iko­no­stas) – prze­gro­da, zbiór ikon od­dzie­la­ją­cy w cer­kwi nawę prze­zna­czo­ną dla wier­nych od pre­zbi­te­rium, z ukry­tym przed ich oczy­ma oł­ta­rzem.

* * *

Do­pie­ro póź­nym wie­czo­rem mi­nę­ła Sa­lo­ni­ki, sto­li­cę grec­kiej Ma­ce­do­nii, i skie­ro­wa­ła się na Pół­wy­sep Chal­cy­dyc­ki. Kie­dy wje­cha­ła na środ­ko­wy „pa­lec” pół­wy­spu, Si­tho­nię, zro­bi­ło się już cał­kiem ciem­no. Dro­ga była nie­zbyt przy­jem­na, ale na szczę­ście dość krót­ka. Kla­ra mi­ja­ła cha­rak­te­ry­stycz­ne dla tych ob­sza­rów te­re­ny buj­nej zie­le­ni. W świa­tłach sa­mo­cho­du mi­ga­ły naj­pierw drze­wa so­sno­we, któ­rych było tu mnó­stwo, a po­tem gaje oliw­ne. Gdy do­tar­ła wresz­cie na wzgó­rze z pa­no­ra­mą ma­low­ni­czej osa­dy Vu­rvu­ru, po­świa­ta księ­ży­ca otu­la­ła mia­stecz­ko i oko­li­cę. Nic nie było wi­dać.

– Jaka szko­da – mruk­nę­ła do sie­bie.

Vu­rvu­ru naj­pięk­niej wy­glą­da­ło wła­śnie z tego miej­sca, ob­ser­wo­wa­ne w dzień i z góry. Po­ło­żo­ne w za­to­ce o tur­ku­so­wej bar­wie wody, na wprost dzie­wię­ciu wy­se­pek ota­cza­ją­cych naj­więk­szą, wy­spę Dia­po­ros, było ra­jem jej dzie­ciń­stwa.

Wi­dok, któ­ry się stąd roz­ta­czał za dnia, trud­no było za­po­mnieć. Pa­mię­ta­ła tę pa­no­ra­mę do­sko­na­le przez cały ten czas, gdy jej tu­taj nie było. To zna­czy, przez całe do­ro­słe ży­cie.

Me­li­na i Ta­sos cze­ka­li na nią na traw­ni­ku przed do­mem. Tak jak się spo­dzie­wa­ła.

Sie­dzie­li przy nie­wiel­kim sto­le ogro­do­wym i gło­śno roz­pra­wia­li, wy­ma­chu­jąc rę­ko­ma. Na od­głos sil­ni­ka za­mil­kli. Od­wró­ci­li się w kie­run­ku sa­mo­cho­du i spo­koj­nie cze­ka­li, aż za­par­ku­je.

Oświe­tlo­ny pen­sjo­nat Vil­la Rosa, za­to­pio­ny w kwit­ną­cych pną­czach róż, wśród wy­so­kich palm, wy­dał się jej cał­kiem obcy. Po licz­nych prze­bu­do­wach i re­mon­tach pre­zen­to­wał się oka­za­le, ale nie przy­wo­ły­wał żad­nych wspo­mnień.

Kla­ra była roz­cza­ro­wa­na. Przez całą dro­gę oba­wia­ła się mo­men­tu, kie­dy zo­ba­czy ten dom, a te­raz nic nie czu­ła. Ta­sos wstał i z sze­ro­ko roz­po­star­ty­mi ra­mio­na­mi wy­szedł jej na spo­tka­nie.

– Jak się masz, Kla­ro? Wszyst­ko w po­rząd­ku? – Objął ją i jak piór­ko pod­niósł do góry.

– Do­brze, do­brze, już wy­star­czy, bo mnie udu­sisz – jęk­nę­ła. Naj­wy­raź­niej je­stem ci bar­dzo po­trzeb­na. Od roku się nie od­zy­wasz, a tu pro­szę, co za wy­lew­ność – zrzę­dzi­ła de­mon­stra­cyj­nie. – Tak, ja też się za tobą stę­sk­ni­łam. – Cmok­nę­ła go w po­li­czek. – Kie­dy przy­je­cha­łeś z Lon­dy­nu?

– Je­stem tu ja­kiś czas. – Po­pa­trzy­li na sie­bie po­ro­zu­mie­waw­czo.

– Aż tak kiep­sko jest z tym śledz­twem, że za­klę­cia i do­mnie­ma­nia psy­cho­lo­gicz­ne są nie­zbęd­ne?

W od­po­wie­dzi po­ki­wał gło­wą i de­li­kat­nie po­cią­gnął ją w głąb ogro­du.

Na traw­ni­ku, pod pa­ra­so­lem prze­ciw­sło­necz­nym, sie­dzia­ła przy sto­li­ku Me­li­na. Ob­ser­wo­wa­ła ich po­wi­ta­nie, nie ru­sza­jąc się z miej­sca. Jak zwy­kle pa­li­ła pa­pie­ro­sa. Gdy się zbli­ża­li, wsta­ła, zgnio­tła w po­piel­nicz­ce po­łów­kę nie­do­pa­lo­nej ka­re­lii i po­wo­li ko­ły­sząc bio­dra­mi, po­de­szła do Kla­ry.

– Wi­taj, moja mała. – Uśmiech­nę­ła się na jej wi­dok.

Za­nim Kla­ra zdą­ży­ła się ode­zwać, za­to­nę­ła w prze­past­nych, sil­nych ra­mio­nach przy­ja­ciół­ki swo­jej mat­ki.

Me­li­na nic się nie zmie­ni­ła. Była duża, pulch­na i pach­nia­ła tak samo jak przed laty. Per­fu­ma­mi Cha­nel 5 i pa­pie­ro­sa­mi. Na­wet su­kien­kę mia­ła iden­tycz­ną – czar­ną i pro­stą. Czer­wo­na opa­ska, któ­rą nie­dba­le prze­wią­za­ła wło­sy, spa­da­ła jej koń­ca­mi aż do ra­mion. Od­sła­nia­ła pięk­ną, opa­lo­ną twarz z lek­ko gar­ba­tym no­sem i wiecz­nie ro­ze­śmia­ny­mi oczy­ma.

Ko­lo­ro­we prze­pa­ski we wło­sach i mar­ko­we tor­by były nie­od­łącz­nym ele­men­tem jej ima­ge’u, wy­róż­nia­ły ją. Me­li­na uzu­peł­nia­ła nimi swój strój, za­wsze czar­ny, a za­ma­wia­ła je u naj­lep­szych kre­ato­rów mody. Naj­pierw do­bie­ra­ła ko­lo­ro­we do­dat­ki ubio­ru, a po­tem sta­wa­ła w drzwiach swo­jej gar­de­ro­by i ma­wia­ła prze­kor­nie: Już je­stem go­to­wa, te­raz tyl­ko mu­szę się ubrać.

No­si­ła też pięk­ną bi­żu­te­rię. Wy­łącz­nie bia­łe zło­to i szla­chet­ne ka­mie­nie. Kla­ra po­dzi­wia­ła jej szyk i te­raz też przy­ła­pa­ła się na tym, że pa­trzy na nią z za­chwy­tem dziec­ka. Była zła, że Me­li­na zda­je so­bie z tego spra­wę.

– Ano wi­taj, wi­taj – oswo­bo­dzi­ła się wresz­cie z uści­sków go­spo­dy­ni. – Wy­glą­dasz wspa­nia­le, czy­li jak zwy­kle – Kla­ra za­śmia­ła się nie­na­tu­ral­nie.

– Ty też, kur­cza­ku, wy­glą­dasz pięk­nie. – Me­li­na oglą­da­ła jej twarz z od­le­gło­ści kil­ku cen­ty­me­trów. – Sło­wiań­ski anioł. – Mru­gnę­ła do Ta­so­sa. – Dla tych nie­bie­skich oczu i blond wło­sów nie­je­den Grek jest w sta­nie osza­leć. Ten twój Jor­gos po­zwa­la ci na ta­kie eska­pa­dy? – Mó­wiąc to, ob­ser­wo­wa­ła Ta­so­sa spod oka.

– Je­ste­śmy part­ner­skim mał­żeń­stwem, Me­li­no – obu­rzy­ła się Kla­ra bez prze­ko­na­nia.

– Grek i part­ner­ski zwią­zek. Ha, ha, ha… aku­rat. Czyż­by w Gre­cji za­szły zmia­ny, o któ­rych nic nie wiem? – Me­li­na śmia­ła się gło­śno i chra­pli­wie. – Jed­nym sło­wem, po­tra­fi­łaś go prze­ko­nać. Masz na to ja­kiś pa­tent?

– Mam. To zna­ny pa­tent. – Kla­ra uśmiech­nę­ła się do swo­ich my­śli. Naj­star­szy na świe­cie.

– Umiesz­czę cię w po­ko­ju na pod­da­szu. – Spo­waż­nia­ła na­gle Me­li­na. – Dużo w nim zmie­ni­łam – do­da­ła pręd­ko. – Na­wet książ­ki pro­fe­so­ra prze­nio­słam na dół, do po­ko­ju Ni­ko­sa.

– Ga­bi­net ojca z wi­do­kiem na la­gu­nę i Athos**** bę­dzie mój? – za­py­ta­ła w od­po­wie­dzi Kla­ra. Po­de­szła i wresz­cie po­ca­ło­wa­ła ją w po­li­czek. – Po­win­nam była wró­cić tu wcze­śniej. Ko­cham ten dom, to miej­sce i ko­cham cie­bie – po­wie­dzia­ła, nie pa­trząc na Me­li­nę.

**** Athos – wschod­ni, gó­rzy­sty cy­pel Pół­wy­spu Chal­cy­dyc­kiego, tzw. trze­ci pa­luch, ze szczy­tem o tej sa­mej na­zwie. Ma sta­tus okrę­gu au­to­no­micz­ne­go za­miesz­ki­wa­ne­go wy­łącz­nie przez mni­chów pra­wo­sław­nych.

W od­po­wie­dzi go­spo­dy­ni ogar­nę­ła ją spoj­rze­niem peł­nym cie­pła.

– Umów­cie się na ju­tro. Kla­ra po­win­na od­po­cząć. To była dłu­ga po­dróż – po­wie­dzia­ła nie do niej, a do Ta­so­sa. Do­tknę­ła jej ra­mie­nia jak­by za­mie­rza­ła jesz­cze coś po­wie­dzieć, ale nic nie do­da­ła.

– Wiesz, gdzie jest klucz. Je­śli je­steś głod­na, zaj­rzyj do kuch­ni – po­ra­dzi­ła, za­nim znik­nę­ła za oszklo­ny­mi drzwia­mi wil­li.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: