Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sekretne sprawy dziewczyn - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
24 września 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Sekretne sprawy dziewczyn - ebook

Kate i Marylin, niegdyś papużki nierozłączki, oddalają się od siebie coraz bardziej. Obydwie są już w gimnazjum i coraz więcej je różni. Marylin jest cheerleaderką, maluje paznokcie, ma fioła na tle swojej fryzury i zrobi wszystko, by zyskać popularność.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-342-9
Rozmiar pliku: 663 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Po­dzięko­wa­nia

Au­tor­ka dziękuje następującym oso­bom: Liz­zie i Bar­ba­rze Dee za ich pracę nad tek­stem i en­tu­zjazm wo­bec pro­jek­tu; Su­ja­cie Ki­sh­na­ni za jej licz­ne su­ge­stie; pa­sto­ro­wi Fran­ko­wi Ve­na­ble za in­spi­rację przy kre­owa­niu po­sta­ci po­wieścio­we­go pa­sto­ra; Ki­ley Fitz­sim­mons za jej cen­ne uwa­gi re­dak­cyj­ne oraz Beth Sue Rose, która zna­ko­mi­cie ro­zu­miejąc hi­sto­rię Kate i Ma­ry­lin, pod­sunęła mi nie­je­den do­sko­nały po­mysł.

Au­tor­ka chciałaby również wy­ra­zić wdzięczność tym wszyst­kim, którzy nie prze­stają w nią wie­rzyć, na­dając tym sa­mym sens jej życiu: Amy Gra­ham, Ka­th­ryn i To­mo­wi Har­ri­som, Da­niel­le Paul, ro­dzi­nie O’Ro­arków, ro­dzi­nie Do­wellów, wspa­niałym dziew­czy­nom z ro­dzi­ny Jo­ni­kasów, a także, oczy­wiście i przede wszyst­kim Cli­fto­no­wi, Jac­ko­wi i Wil­lo­wi (oraz Tra­vi­so­wi).Dziew­czy­na z gi­tarą

Pew­ne­go dnia, tuż przed końcem wa­ka­cji, Kate po­sta­no­wiła na­uczyć się grać na gi­ta­rze. I od razu zdała so­bie sprawę, że będzie do tego po­trze­bo­wała no­wych butów. Przez całe do­tych­cza­so­we dwu­na­sto­let­nie życie w zupełności wy­star­czały jej wszel­kie­go ro­dza­ju buty spor­to­we: te­nisówki, adi­da­sy, tramp­ki za kostkę, tra­per­ki, a na­wet kor­ki. Jej mama już daw­no po­go­dziła się z fak­tem, że ku­po­wa­nie dla Kate ele­ganc­kie­go obu­wia zwy­czaj­nie mija się z ce­lem. W sy­tu­acjach awa­ryj­nych, ta­kich jak ślub ku­zyn­ki Ja­ni­ce w lip­cu tego roku, mama po pro­stu pożyczała buty od koleżanki z pra­cy, której córka nosiła ten sam roz­miar, co Kate.

Nie można jed­nak pla­no­wać mu­zycz­nej ka­rie­ry bez zajęcia określo­ne­go sta­no­wi­ska w kwe­stii stro­ju. Co do tego Kate miała ab­so­lutną pew­ność, po­nie­waż nie­kie­dy zda­rzało jej się oglądać MTV2 u Mar­cie Gros­sman. Ro­dzi­ce Kate sta­now­czo sprze­ci­wia­li się temu, by ich córki prze­sia­dy­wały przed te­le­wi­zo­rem, zwłasz­cza jeśli le­ciało w nim aku­rat coś cie­ka­we­go. Dla­te­go też Kate, żądna nowości ze świa­ta kul­tu­ry, mu­siała od­wie­dzać koleżankę. Ty­dzień wcześniej obej­rzała u niej wy­da­nie spe­cjal­ne pro­gra­mu, poświęcone dziew­czy­nom grającym na gi­ta­rze. Kate wpa­try­wała się w ekran olśnio­na, jak­by przy­pad­kiem tra­fiła do cu­dow­nej kra­iny, w której każdy może robić i mówić, co mu się żyw­nie po­do­ba, jeśli tyl­ko trzy­ma w rękach gi­tarę. Wie­działa od razu, że właśnie od­na­lazła swo­je miej­sce na świe­cie.

Według ob­ser­wa­cji Kate dziew­czy­ny grające na gi­ta­rze dzie­liły się przy­najm­niej na dwie gru­py. Do pierw­szej należały przed­sta­wi­ciel­ki sty­lu re­tro. Z nimi Kate nie miała wie­le wspólne­go – nie sza­lała za suk­nia­mi z lat pięćdzie­siątych, nie mówiąc o ma­ki­jażu, a buty na ko­tur­nach czy szpil­ki były dla niej czymś zupełnie nie do przyjęcia. Nie­kie­dy próbowała stroić przed lu­strem za­lot­ne lub nadąsane min­ki, lecz wyglądała wte­dy, jak­by zbie­rało jej się na wy­mio­ty.

Ist­niała jed­nakże jesz­cze jed­na gru­pa gi­ta­rzy­stek – ta­kich, które nosiły dżinsy i T-shir­ty oraz, co naj­ważniej­sze, na­prawdę od­jaz­do­we buty. Niektóre z nich grały na gi­ta­rach aku­stycz­nych, inne na elek­trycz­nych, miały albo krótkie, na­stro­szo­ne włosy, albo długie, opa­dające na twarz. Jed­nak bez względu na dzielące je różnice, jed­no łączyło wszyst­kie: buty, od których trud­no było ode­rwać wzrok. Wiel­kie czar­ne bu­cio­ry, kow­boj­ki czy gla­ny – ich buty prze­ka­zy­wały oto­cze­niu ja­sny ko­mu­ni­kat: „nie próbuj ze mną za­dzie­rać” lub „nie ob­chodzą mnie wa­sze nud­ne spra­wy, ja je­stem cool”.

Kate po pro­stu mu­siała spra­wić so­bie właśnie ta­kie buty.

Dzień przed podjęciem de­cy­zji o na­uce gry na gi­ta­rze Kate zo­stała za­pro­szo­na przez swoją przy­ja­ciółkę na im­prezę z oka­zji końca wa­ka­cji. Ma­ry­lin uwiel­biała urządzać im­prezy. Kate daw­no już prze­stała się temu dzi­wić, jako że przy­jaźniła się z Ma­ry­lin od przed­szko­la. Co więcej, udało im się pozo­stać przy­ja­ciółkami, mimo że Ma­ry­lin tra­fiła niedaw­no do szkol­nej drużyny czir­li­de­rek i obec­nie jej myśli pochłaniały głównie ta­kie pro­ble­my, jak ułożenie per­fek­cyj­nej fry­zu­ry.

Nie­ste­ty Ma­ry­lin uważała również, że pi­sma dla na­sto­la­tek za­wie­rają prze­pis na ide­al­ne życie. Za­pew­ne w którymś z ta­kich pism zna­lazła radę typu: „Na kil­ka dni przed roz­poczęciem roku szkol­ne­go za­dzwoń do wszyst­kich swo­ich naj­lep­szych przy­ja­ciółek i za­proś je do sie­bie. Spędzi­cie miło czas, wy­ko­nując za­baw­ne bre­locz­ki do szkol­nych to­reb lub ple­caków. Będzie to również do­sko­nała oka­zja, by wy­mie­nić się pożytecz­ny­mi in­for­ma­cja­mi. Jaki ko­lor la­kie­ru do pa­znok­ci jest naj­mod­niej­szy w tym se­zo­nie? Na pew­no któraś z two­ich przy­ja­ciółek zna od­po­wiedź na to py­ta­nie”.

Tak, Ma­ry­lin wie­rzyła święcie, że pra­wie całe życie po­win­no przy­po­mi­nać fan­ta­styczną za­bawę. Na­wet rozwód ro­dziców, co przy­da­rzyło się jej sa­mej, nie musi od razu ozna­czać końca świa­ta. Taka sy­tu­acja wy­ma­ga od cie­bie po pro­stu odro­bi­ny więcej wysiłku – pamiętaj, błysz­czyk do ust po­tra­fi zdziałać cuda! – a zno­wu po­czu­jesz się jak bo­ha­ter­ka po­pu­lar­ne­go se­ria­lu.

Im­prezę prze­wi­dzia­no na całą noc. Co praw­da tyl­ko dla dziew­czyn, ale w pierw­szej części uczest­ni­czy­li również chłopcy. Kate nie prze­pa­dała za żad­nym z nich. Wes Por­ter czy Rob­bie Bal­lard ze szkol­nej drużyny piłkar­skiej roz­ma­wia­li wyłącznie z czir­li­der­ka­mi. Dziew­czy­nom ta­kim jak Kate – pie­go­wa­tym, o pro­stych brązo­wych włosach, a do tego grającym w ko­sza – z za­sa­dy nie poświęcali ani mi­nu­ty. Niektórym osob­ni­kom, myślała Kate, przy­dałyby się przy­mu­so­we pra­ce społecz­ne w do­mach starców lub szpi­ta­lach. Gdy­by spędzi­li jakiś czas wśród nie­dołężnych, po­marsz­czo­nych sta­ruszków, na­uczy­li­by się do­strze­gać piękno ludz­kiej du­szy. A to na pew­no wyszłoby na do­bre komuś ta­kie­mu jak Wes czy Rob­bie.

Dla­te­go też pierw­sze dwie go­dzi­ny, za­nim chłopa­ki nie opuścili im­pre­zy, Kate spędziła przed te­le­wi­zo­rem, oglądając fil­my kry­mi­nal­ne w to­wa­rzy­stwie młod­sze­go bra­ta Ma­ry­lin, Pe­teya, przyszłego ucznia czwar­tej kla­sy. Pe­tey oka­zał się wyjątko­wo do­brym kom­pa­nem. Jak na dzie­więcio­lat­ka do­sko­na­le orien­to­wał się w niu­an­sach zbrod­ni­czej psy­chi­ki. Co chwilę zwra­cał uwagę Kate na różne rze­czy, jak na przykład li­sie spoj­rze­nie bar­dzo przy­stoj­ne­go bo­ha­te­ra.

– Tak po­zna­jesz win­ne­go. – Sku­pioną twarz Pe­teya oświe­tlała błękit­na­wa poświa­ta te­le­wi­zo­ra. – Po oczach. Kie­dy ktoś kłamie, za­czy­na mru­gać. I właśnie w ten sposób się zdra­dza.

Kate z pew­nym wysiłkiem śle­dziła in­trygę. W po­ko­ju, jeśli nie zwra­cać uwa­gi na światło pa­dające z ekra­nu, pa­no­wała przy­tul­na ciem­ność. Gdy­by sie­działa na własnej ka­na­pie – obok niej pies Max, mi­ska płatków ku­ku­ry­dzia­nych na ko­la­nach – byłaby bar­dzo za­do­wo­lo­na, że tak przy­jem­nie upływa jej ostat­ni piątko­wy wieczór przed roz­poczęciem roku szkol­ne­go.

Nie­ste­ty, męczyła się na im­pre­zie u Ma­ry­lin, a w ogródku za do­mem bawiło się piętnaście osób, które uważały fi­zyczną atrak­cyj­ność za je­dy­ny powód uspra­wie­dli­wiający ist­nie­nie. Nikt, ale to zupełnie nikt, nie in­te­re­so­wał się Kate. Nic dziw­ne­go, że po­czuła się od­rzu­co­na. W do­dat­ku przez lu­dzi, których na­wet nie lubiła, co było dość upo­ka­rzające. Trud­no uznać taki wieczór za uda­ny.

Gdy­bym tyl­ko miała już gi­tarę, roz­ma­rzyła się. Co by ją wte­dy ob­cho­dziła jakaś ban­da piłka­rzy i czir­li­de­rek? Wątpiła, żeby dziew­czy­na, która gra na gi­tarze, mu­siała się zma­gać z pro­ble­mem od­rzu­ce­nia. Taką dziew­czynę in­te­re­su­je je­dy­nie, jak wy­ra­zić swoją oso­bo­wość po­przez mu­zykę. No i, oczy­wiście, po­przez od­po­wied­nio ma­syw­ne buty. Na pew­no nie za­wra­ca so­bie głowy idio­tycz­ny­mi układa­mi to­wa­rzy­ski­mi pa­nującymi w jej szko­le. Kate obie­cała so­bie, że już wkrótce sta­nie się taką właśnie osobą.

Na­za­jutrz rano obu­dziła się wcześnie. Przyj­rzała się śpiącym jesz­cze chu­der­la­wym czir­li­der­kom, które po­przed­nie­go wie­czo­ra po­trak­to­wały ją jak po­wie­trze, i za­pragnęła czym prędzej wrócić do sie­bie. Zre­zy­gno­wała z prze­bie­ra­nia się, bojąc się, że mogłaby kogoś obu­dzić, i bar­dzo ostrożnie przeszła pomiędzy śpi­wo­ra­mi.

Miesz­kała za­le­d­wie trzy domy da­lej, po dru­giej stro­nie uli­cy, więc jeśli ktoś zo­ba­czyłby ją pa­ra­dującą w piżamie, na pew­no uznałby, że wyszła po­szu­kać Mak­sa. Zresztą Kate nie przej­mo­wała się za­nad­to stro­jem, chciała je­dy­nie w spo­ko­ju oddać się roz­myśla­niom o gi­ta­rze. Już samo myśle­nie o myśle­niu o gi­ta­rze po­pra­wiało jej hu­mor.

Zupełnie nie­spo­dzie­wa­nie, zważyw­szy na wczesną porę, za­uważyła sąsiadkę i koleżankę ze szkoły, Flan­ne­ry, wy­pro­wa­dzającą na spa­cer swo­je­go psa. Za­sko­cze­nie było tym większe, że Flan­ne­ry zniknęła gdzieś na całe lato. Kate przyjęła już nie­mal za pew­nik, że sąsiad­ka wy­pro­wa­dziła się albo w końcu zeszła na złą drogę i uciekła z domu. W po­przed­nim roku Flan­ne­ry dołożyła wie­lu sta­rań, by wszy­scy, łącznie z Ma­ry­lin, zaczęli trak­to­wać Kate jak śmieć, po czym na­gle od­kryła to­wa­rzy­stwo ośmio­kla­si­stek i prze­stała się in­te­re­so­wać zarówno Kate, jak i Ma­ry­lin.

W wyglądzie Flan­ne­ry zaszły pew­ne zmia­ny: miała ostry ma­ki­jaż oraz in­ten­syw­nie różowe włosy. Za­uważyła Kate i po­ma­chała jej na po­wi­ta­nie.

– Faj­na piżamka – zawołała. – Od pierw­sze­go kopa widać twój styl. No po pro­stu cała ty.

Kate ze zdzi­wie­niem przyj­rzała się piżamie. Bluz­ka bez rękawów i szor­ty z żółtej bawełny w czer­wo­ne tru­skaw­ki. Ja­kim cu­dem ten strój mógł się ko­ja­rzyć właśnie z nią? Lub w ogóle z czym­kol­wiek, może za wyjątkiem cia­sta z tru­skaw­ka­mi, które prze­cież w ni­czym nie przy­po­mi­nało Kate. Chy­ba nikt ze zna­nych jej osób nie po­wie­działby o niej, że jest „słodka”. I mało praw­do­po­dob­ne, by użył ja­kie­go­kol­wiek in­ne­go „de­se­ro­we­go” określe­nia.

– Co tu ro­bisz o tej po­rze? – spy­tała Kate, chwi­lo­wo nie­zdol­na do wymyśle­nia ciętej ri­po­sty.

Flan­ne­ry, nie­ste­ty, nie była ubra­na w piżamę. Miała na so­bie czar­ny T-shirt, krótkie dżin­so­we spoden­ki oraz ja­pon­ki. Pa­znok­cie u stóp po­ma­lo­wała srebr­nym la­kie­rem. Z da­le­ka wyglądała na ja­kieś dwa­dzieścia trzy lata.

– Moja mama za­gro­ziła, że jeśli nie za­cznę zaj­mo­wać się Roc­ko, odda go do schro­ni­ska dla sta­rych psów. A tam nie pożyje dłużej niż trzy­dzieści se­kund, bo za­raz go uśpią.

Kate prze­chy­liła głowę i przyglądała się z za­cie­ka­wie­niem swe­mu daw­ne­mu wro­go­wi. Kto by przy­pusz­czał, że Flan­ne­ry może przejąć się lo­sem psa, szczególnie tak od­py­chającego, jak Roc­ko. Zwierzę śliniło się nie­miłosier­nie, a w do­dat­ku cier­piało na jakąś prze­wlekłą cho­robę oczu.

Flan­ne­ry pod­sko­czyła lek­ko, usiadła na ma­sce srebr­nej hon­dy ac­cord (nie­na­leżącej do ni­ko­go z jej ro­dzi­ny) i pociągnęła za smycz. Roc­ko doczłapał ciężko do sa­mo­cho­du, po czym z wyraźną ulgą klapnął na trawę.

– Wiesz już, kto będzie two­im wy­cho­wawcą? – spy­tała Flan­ne­ry. Nie cze­kając na od­po­wiedź, ciągnęła: – Nam dali She­arer. Słyszałam, że jest strasz­nie ostra. Jeśli spóźnisz się rano choć o se­kundę, na sto pro­cent każe ci zo­stać po lek­cjach.

Kate skrzyżowała ręce na pier­siach. Czuła się już zupełnie swo­bod­nie, stojąc na środ­ku chod­ni­ka w sa­mej piżamie, po­mi­mo że co­raz więcej osób prze­jeżdżało obok w dro­dze do pra­cy lub na siłownię.

– A nam przy­dzie­li­li pana Ste­phen­sa – po­wie­działa. – Wiesz coś o nim?

– No, jest w porządku – stwier­dziła nie­dba­le Flan­ne­ry, za parę dni za­czy­nająca ósmą klasę, dzięki cze­mu naj­wy­raźniej uważała się za eks­pertkę w każdym te­ma­cie do­tyczącym kla­sy siódmej. – Ciesz się, że nie dali wam Mey­er­sa. To kre­atu­ra. Nie mówiąc o tym, że skończo­ny idio­ta. Pan Ste­phens uczył mnie al­ge­bry. Ciężki przy­pa­dek łupieżu, ale poza tym okej.

– Masz chy­ba na myśli wpro­wa­dze­nie do al­ge­bry? Al­ge­bra wcho­dzi do­pie­ro w ósmej kla­sie. – Kate udało się po­wstrzy­mać iro­nicz­ny uśmiech. Cała Flan­ne­ry, zero ja­kie­go­kol­wiek pojęcia, jeśli cho­dzi o szkołę.

Przez krótką chwilę Flan­ne­ry w sku­pie­niu ob­gry­zała skórkę przy pa­znok­ciu.

– Chy­ba ja wiem le­piej, cze­go się uczyłam rok temu. Wy­obraź so­bie, od­kry­li, że je­stem szczególnie uzdol­nio­na ma­te­ma­tycz­nie. Za­tkało cię, co?

– Nie bar­dzo – od­parła Kate bez prze­ko­na­nia.

Tego ran­ka Flan­ne­ry za­sko­czyła ją już dwu­krot­nie. Po pierw­sze, lubiła zwierzęta. Po dru­gie, oka­zała się in­te­li­gent­na. Czy za chwilę wyjdą na jaw ja­kieś inne, szo­kujące ta­jem­ni­ce? Na przykład, że przez cały po­przed­ni rok skry­cie ma­rzyła o tym, by zo­stać naj­lepszą przy­ja­ciółką Kate? Wziąwszy pod uwagę, jak dużo pra­cy kosz­to­wało Flan­ne­ry na­sta­wie­nie Ma­ry­lin prze­ciw­ko Kate, ile nie­miłych rze­czy po­wie­działa Kate pro­sto w twarz oraz za jej ple­ca­mi, a także spi­sek, w wy­ni­ku którego nikt nie roz­ma­wiał z Kate przez trzy ty­go­dnie, wy­da­wało się to wy­so­ce nie­praw­do­po­dob­ne.

Flan­ne­ry pociągnęła za smycz, zmu­szając Roc­ko do po­wro­tu na chod­nik.

– Umie­ram z głodu – rzu­ciła. – Wpad­niesz do mnie na śnia­da­nie?

No i proszę, trze­cia nie­spo­dzian­ka. Tyl­ko co tu było bar­dziej za­ska­kujące: samo za­pro­sze­nie, czy fakt, że Flan­ne­ry jada śnia­da­nia? Kate na­chy­liła się, niby w celu wyciągnięcia źdźbła tra­wy, które wcisnęło się w po­de­szwę jej buta, lecz przede wszyst­kim po to, by zy­skać trochę cza­su na prze­myśle­nie od­po­wie­dzi. W końcu wspólne śnia­da­nie na pew­no bar­dzo zbliża lu­dzi do sie­bie, a Kate nie była pew­na, czy chce nawiązywać bliższe re­la­cje z Flan­ne­ry. Spra­wa wy­da­wała się dość ry­zy­kow­na.

– Mama właśnie smaży naleśniki – za­szcze­bio­tała słodko Flan­ne­ry. – Nie będziesz mogła się od nich ode­rwać, zo­ba­czysz.

Kate wzru­szyła ra­mio­na­mi.

– No do­brze, chętnie – od­parła, nie znaj­dując do­bre­go wykrętu.

Cóż, była na­wet od­po­wied­nio ubra­na na tę okazję. A po­nad­to w ciągu ostat­nich osiem­na­stu go­dzin tyl­ko Pe­tey i Flan­ne­ry po­trak­to­wa­li Kate jak człowie­ka. Spra­wie­dli­wość wy­ma­gała, by to do­ce­nić.

Flan­ne­ry ze­sko­czyła z auta.

– Świet­nie. Mój oj­czym pra­wie w ogóle się nie wy­dzie­ra przy gościach.

Wspa­nia­le, pomyślała Kate, idąc za Roc­ko i Flan­ne­ry. Za chwilę swoją obec­nością złago­dzi napięcia w pa­to­lo­gicz­nej ro­dzi­nie sąsiadów. Właśnie tego ro­dza­ju doświad­czeń było jej te­raz trze­ba.

Sia­dały już do stołu, kie­dy Kate zdała so­bie sprawę z pew­nej rze­czy. Flan­ne­ry do­tych­czas nie za­py­tała jej, cze­mu zna­lazła się na uli­cy w sa­mej piżamie o go­dzi­nie siódmej rano.

Oczy­wiście, pew­nie mało co może za­sko­czyć osobę tak dziwną, jak Flan­ne­ry, wytłuma­czyła so­bie za­raz Kate.

Oj­czym Flan­ne­ry w ogóle nie po­ja­wił się na śnia­da­niu. Przy sto­le, oprócz Kate, sie­dzie­li: Flan­ne­ry, jej mama oraz młodsi bra­cia, Josh i Ben­nie. Mamę Flan­ne­ry bar­dzo ucie­szył wi­dok Kate. Na­wet za bar­dzo. Pew­nie wy­obraża so­bie, pomyślała Kate, że ra­tuję jej córkę przed kry­mi­nalną przyszłością.

– Za­po­mniałam już, że two­ja mama jest taka miła – stwier­dziła Kate po śnia­da­niu, kie­dy prze­niosły się do po­ko­ju Flan­ne­ry. Minęły wie­ki od cza­su, gdy Kate gościła w nim po raz ostat­ni. Wie­le się zmie­niło.

Mniej więcej rok wcześniej w po­ko­ju koleżanki królowały plu­sza­ki oraz wszel­kie od­cie­nie różu. Ścia­ny wpraw­dzie nadal po­zo­stały różowe, ale w dużej części zasłoniły je pla­ka­ty ze­społów roc­ko­wych. Wid­niejący na zdjęciach mu­zy­cy spoglądali na Kate złym wzro­kiem, jak­by ocze­ki­wa­li, że in­truz­ka lada mo­ment pad­nie tru­pem.

– Mam jest spo­ko – przy­znała Flan­ne­ry, siedząc na łóżku i kładąc ko­lejną warstwę srebr­ne­go la­kie­ru na pa­znok­cie u stóp. – Tyl­ko mogłaby zna­leźć jakąś pracę. Człowiek chciałby pobyć cza­sem sam w domu, a ona nig­dzie się stąd nie ru­sza. To trochę de­ner­wujące.

– Moja mama pra­cu­je na pół eta­tu – wyjaśniła Kate. – Ja na­wet lubię, kie­dy jest w domu. Pie­cze wte­dy mnóstwo ciast. To właści­wie jej dru­gi etat. Lu­dzie za­ma­wiają u niej tor­ty we­sel­ne i cia­sta na przyjęcia. Kie­dyś zaj­mo­wała się de­ko­ro­wa­niem wy­staw skle­po­wych, ale doszła do wnio­sku, że większą frajdę spra­wia jej pie­cze­nie. A w domu tak sma­ko­wi­cie wte­dy pach­nie.

– Wiesz, ga­dasz jak ośmio­lat­ka – stwier­dziła Flan­ne­ry, po­chy­lając się nad stopą, żeby po­dmu­chać na świeżą warstwę la­kie­ru na pa­znok­ciach. – Często, kie­dy cię słucham, do­chodzę do wnio­sku, że je­steś strasz­nie dzie­cin­na.

Po­przed­nie­go wie­czo­ru Kate mu­siała zno­sić fakt, że wszy­scy ją igno­ro­wa­li, a dzi­siej­sze­go ran­ka spo­tkały ją obe­lgi.

Dosyć. Wstała i odwróciła się w stronę drzwi. Chcąc nie chcąc, zerknęła do otwar­tej na oścież gar­de­ro­by. Podłoga za­wa­lo­na była po­roz­rzu­ca­ny­mi w nieładzie bu­ta­mi. Z wie­szaków nie­chluj­nie zsu­wały się bluz­ki. A w sa­mym środ­ku bałaga­nu, opar­ta o tylną ścianę sza­fy, stała… gi­ta­ra elek­trycz­na.

– Grasz na niej? – spy­tała Kate, za­po­mi­nając na­gle o urażonej du­mie.

Czyżby Flan­ne­ry też należała do eli­tar­nej gru­py dziew­czyn, które zgłębiły se­kret, jak przejść przez życie, grając na gi­ta­rze i nie przej­mując się ni­czym?

– Cza­sa­mi – rzu­ciła Flan­ne­ry i po­deszła do gi­ta­ry. – Znam wszyst­kie chwy­ty, ale nadal uczę się ba­ro­wych. In­a­czej nie przyjmą mnie do żad­nej ka­pe­li.

– Za­mie­rzasz grać w ka­pe­li? – do­py­ty­wała się Kate, na­gle znaj­dując wyjaśnie­nie dla ostre­go ma­ki­jażu koleżanki.

Flan­ne­ry usiadła na podłodze i ostrożnie oparła gi­tarę na ko­la­nie.

– Kto wie? Roz­ważałyśmy ten po­mysł z Me­gan Wood. Jej brat, który gra na per­ku­sji, po­wie­dział, że możemy jej cza­sem używać. – Dziew­czy­na spoj­rzała na Kate. – A co? Ty też byś chciała?

– Tak się za­sta­na­wiałam. Chy­ba chciałabym się na­uczyć grać na gi­ta­rze. Wy­da­je mi się, że to może być faj­na za­ba­wa.

– I właśnie o to mi cho­dzi – Flan­ne­ry z dez­apro­batą pokręciła głową. – Mówisz jak ośmio­lat­ka. Gra­nie na gi­ta­rze nie jest fajną za­bawę, tyl­ko spo­so­bem na życie.

Kate utkwiła wzrok w podłodze.

– Wiem – wy­znała ci­cho. – Ja też tak myślę. Flan­ne­ry przez chwilę nic nie po­wie­działa, a po­tem przyj­rzała się Kate.

– Wierzę ci. – Kiwnęła głową i podała Kate gi­tarę. – Weź. Pożyczam ci ją na kil­ka dni. Za­bierz również wzmac­niacz.

Oszołomio­na Kate gapiła się przez chwilę na in­stru­ment. Po­tem lewą dłonią objęła gryf, prawą pod­trzy­mała pudło. Sposób, w jaki po raz pierw­szy w życiu wzięła w ręce gi­tarę, wydał jej się za­ska­kująco na­tu­ral­ny.

– Nie mogę – wes­tchnęła ciężko. – Nie pożycza się tak oso­bi­stych rze­czy.

– Bez prze­sa­dy – żachnęła się Flan­ne­ry. – Poza tym tata obie­cał kupić mi nową.

– Se­rio? – nie­do­wie­rzała Kate. – Mówisz poważnie? Mogę ją pożyczyć?

– Nig­dy w życiu nie byłam bar­dziej poważna.

Kate spoj­rzała na Flan­ne­ry. Wyglądało na to, że można było jej wie­rzyć.

Jako do­da­tek do gi­ta­ry i wzmac­nia­cza Kate otrzy­mała również podręcznik do sa­mo­dziel­nej na­uki gry na gi­ta­rze, który przej­rzała stro­na po stro­nie w po­szu­ki­wa­niu cze­goś pro­ste­go na początek. E-moll za­chwy­ciło ją brzmie­niem. Właśnie nad nim pra­co­wała, gdy za­dzwo­niła Ma­ry­lin.

– Gdzieś ty zniknęła dziś rano? – spy­tała od razu przy­ja­ciółka. – Budzę się, a cie­bie nie ma. Wiesz, jak się mar­twiłam?

– I dla­te­go dzwo­nisz do­pie­ro te­raz? Po obie­dzie? – Kate de­li­kat­nie ude­rzyła w stru­ny, z za­do­wo­le­niem wsłuchując się w pełen napięcia i smut­ku dźwięk. Akord e-moll wy­cho­dził jej już całkiem nieźle.

– To przez Ma­zie. Bez prze­rwy przy­pa­lała naleśniki. Śnia­da­nie trwało całą wiecz­ność! A jak włączył się alarm prze­ciw­pożaro­wy, za­pa­no­wało czy­ste sza­leństwo. No i, szcze­rze mówiąc, do­pie­ro po je­de­na­stej za­uważyłam, że cię nie ma.

– Dzięki za szcze­rość – sko­men­to­wała Kate. – Nie masz pojęcia, jak bar­dzo po­pra­wiłaś moją sa­mo­ocenę.

Za­padła kłopo­tli­wa ci­sza. Kate wy­da­wało się, że słyszy przez te­le­fon, jak pra­cują zwo­je mózgo­we przy­ja­ciółki. Po­tem na­gle Ma­ry­lin krzyknęła do słuchaw­ki:

– Ach, oczy­wiście! Już ro­zu­miem! Masz rację, to okrop­ne z mo­jej stro­ny, że nie zo­rien­to­wałam się wcześniej. Wszyst­ko przez ten zamęt i alarm… Pew­nie wy­da­wało mi się, że je­steś w łazien­ce.

Przez trzy go­dzi­ny? – chciała spy­tać Kate, ale dała spokój. Doświad­cze­nie życio­we pod­po­wia­dało jej, że nie­wie­lu lu­dzi przy­znałoby się do błędu, jak to właśnie zro­biła Ma­ry­lin. Taki akt od­wa­gi nie zasługi­wał na złośliwy ko­men­tarz. Kate po­sta­no­wiła nie męczyć dłużej przy­ja­ciółki.

– Nie­ważne – po­wie­działa, prze­rzu­cając stro­ny sa­mo­ucz­ka w po­szu­ki­wa­niu in­ne­go łatwe­go akor­du. – Miałam ochotę wrócić do domu. I tak, poza tobą, ni­ko­go tam nie znałam.

– Nie­praw­da! – za­prze­czyła gor­li­wie Ma­ry­lin. Zno­wu ucichła na mo­ment. – Okej, częścio­wo masz rację. Ale prze­cież znasz Ash­ley od przed­szko­la.

Kate wes­tchnęła ciężko. Ma­ry­lin jak zwy­kle bujała w obłokach. Wy­obrażała so­bie, że czir­li­der­ki mogą za­da­wać się ze zwykłymi ludźmi. Zga­dza się, Kate i Ash­ley były kie­dyś koleżan­ka­mi, ale później Ash­ley tra­fiła do drużyny czir­li­de­rek. W czwar­tej kla­sie wy­ko­nały ra­zem mo­del kuli ziem­skiej z cia­sto­li­ny. Za­da­nie po­le­gało na wyraźnym za­zna­cze­niu ko­lej­nych warstw zie­mi: brązowa przed­sta­wiała sko­rupę, żółta płaszcz, po­ma­rańczo­wa jądro zewnętrzne, a czer­wo­na jądro wewnętrzne. Po­nie­waż bar­dzo im zależało na es­te­tycz­nym wykończe­niu mo­delu, poświęciły temu całe so­bot­nie popołudnie.

Mama Ash­ley przyrządziła dla nich przekąski i le­mo­niadę, a młod­szy brat wciąż pod­kra­dał im cia­sto­linę, z której za­mie­rzał ule­pić sta­tek ko­smicz­ny z Gwiezd­nych wo­jen.

Kate z przygnębie­niem pomyślała, jak bar­dzo nie cier­pi gim­na­zjum. Dzie­lisz z jakąś osobą pewną część życia, znasz jej mamę, młod­sze­go bra­ta, wiesz na­wet, cze­go używa się do pra­nia u niej w domu (u Ash­ley pra­no w płynie o przy­jem­nym za­pa­chu, sto razy lep­szym od chlo­ro­we­go za­pa­chu prosz­ku, który ku­po­wała mama Kate), ale niech tyl­ko ta oso­ba zo­sta­nie czir­li­derką – za­po­mnij – jak­byście się w ogóle nie znały.

Z Ma­ry­lin, na­tu­ral­nie, spra­wy przed­sta­wiały się zupełnie in­a­czej. Za­pew­ne dla­te­go, że Ma­ry­lin była osobą wrażliwą. Gdy­by ktoś w jej obec­ności złapał pająka ko­sa­rza za jedną z jego długich i cien­kich nóg, zawołałaby obu­rzo­na: „Nie rób mu krzyw­dy!” Jak­by cho­dziło o człowie­ka. Oczy­wiście, Ma­ry­lin też przy­tra­fiały się gor­sze mo­men­ty. W szóstej kla­sie uległa złemu wpływo­wi Flan­ne­ry i prze­stała się od­zy­wać do Kate. Zmo­wa mil­cze­nia trwała jakiś czas, ale osta­tecz­nie przy­ja­ciółki po­go­dziły się i wszyst­ko między nimi wróciło do nor­my, choć na wspo­mnie­nie tego okre­su Kate nadal prze­chodzą ciar­ki po ple­cach.

Ich przy­jaźń przy­po­mi­nała wa­zon, który spadł ze stołu i roz­bił się na kil­ka kawałków. Wa­zon później po­skle­ja­no, ale pęknięcia po­zo­stały wi­docz­ne. Według Kate ta­kie pęknięcia tyl­ko wzmac­niały praw­dziwą przy­jaźń. Sym­bo­li­zo­wały świa­do­mość, że lu­dzie nie muszą pa­so­wać do sie­bie pod każdym względem, by two­rzyć jed­ność.

– Co to za hałas? – za­in­te­re­so­wała się Ma­ry­lin. – Ra­dio?

Kate ćwi­czyła właśnie A-dur i nieświa­do­mie robiła to dość głośno, ale trud­no było in­a­czej. A-dur, nie­co trud­niej­szy niż e-moll, brzmiał tak wesoło i opty­mi­stycz­nie. Ko­ja­rzył się z pio­senką dla dzie­ci, o wschodzącym słońcu i pta­kach, fru­wających wy­so­ko po­nad drze­wa­mi.

– Uczę się grać na gi­ta­rze – wyjaśniła Kate. – Faj­na za­ba­wa.

– Od kie­dy masz gi­tarę? – spy­tała Ma­ry­lin, przy czym ton jej głosu zdra­dzał całko­wi­ty brak prze­ko­na­nia do no­we­go zajęcia przy­ja­ciółki.

– Od dzi­siej­sze­go po­ran­ka. Flan­ne­ry mi pożyczyła. Wstąpiłam do niej po dro­dze do domu.

– Nadal ma różowe włosy?

– I to jak!

Ma­ry­lin par­sknęła śmie­chem.

– Pomyśleć, że się z nią przy­jaźniłyśmy.

– To ty się z nią przy­jaźniłaś – spro­sto­wała Kate. – Ja na pew­no nie. Flan­ne­ry za­cho­wała się wo­bec mnie przy­zwo­icie za­le­d­wie dwa razy w życiu. Dziś był ten dru­gi.

– Chciałam tyl­ko po­wie­dzieć, że to bar­dzo dziw­na oso­ba – Ma­ry­lin za­wa­hała się. – Chy­ba nie po­win­naś pożyczać od niej rze­czy. Prze­cież nie chcesz, żeby was ze sobą ko­ja­rzo­no. Poza tym, pierw­sze słyszę o tej two­jej gi­ta­rze. Czy to nie jest zajęcie… ra­czej dla chłopa­ka?

– Dla dziew­czy­ny też – za­pro­te­sto­wała Kate. – Wiesz, ile jest sław­nych gi­ta­rzy­stek?

– Ale one nie chodzą do siódmej kla­sy – za­uważyła Ma­ry­lin. – Te­raz po­win­naś się spo­ty­kać ze swo­imi koleżan­ka­mi i przy­go­to­wy­wać do li­ceum. To czas na szu­ka­nie swo­je­go własne­go sty­lu. Tak uważa Ma­zie. Mówi, że w tym roku na­sze­go własne­go sty­lu będzie­my szu­kać ra­zem.

– Wyjaśnij mi, na czym po­le­ga gru­po­we szu­ka­nie swo­je­go własne­go sty­lu?

– To pro­ste! – ożywiła się Ma­ry­lin i zaczęła opo­wia­dać Kate, że każda z czir­li­de­rek za­pre­nu­me­ru­je inne pi­smo o mo­dzie i pod ko­niec mie­siąca będą wspólnie oglądać te pi­sma oraz wy­mie­niać się ra­da­mi do­tyczącymi sty­lu.

Kate ude­rzyła miękko w a-moll, który ku jej za­sko­cze­niu oka­zał się równie łatwy, co e-moll, a na­wet równie smut­ny. Po­do­bało jej się gra­nie na gi­ta­rze. Co­raz bar­dziej upew­niała się, że będzie w tym do­bra.

Jeśli chciała być ze sobą zupełnie szcze­ra – a dla­cze­go miałaby nie być? – w grun­cie rze­czy cie­szyło ją, że Ma­ry­lin nie po­pie­ra jej no­we­go hob­by. Oczy­wiście, to jej naj­lep­sza przy­ja­ciółka, ale prze­cież nie zgłębiła całej mądrości świa­ta. Jej wy­bo­ry świad­czyły o tym naj­le­piej. Naj­pierw czir­li­der­ki, po­tem Ma­zie Cal­lo­way, a te­raz jesz­cze pre­nu­me­ra­ta pism o mo­dzie.

Cza­sem Kate łapała się na myśli, że to ra­czej ona po­win­na udzie­lać rad przy­ja­ciółce. Rzuć drużynę, szu­kaj przy­ja­ciół wśród lu­dzi, którzy wierzą w wyższe war­tości, nie przej­muj się modą.

Graj na gi­ta­rze.

Wy­pra­wa do skle­pu po nowe buty oka­zała się nie lada wy­zwa­niem dla Kate, a jesz­cze większym dla jej mamy.

– Wyjaśnij­my so­bie do końca – zaczęła pani Fa­ber, po­cie­rając dłonią czoło, jak­by do­ku­czał jej wyjątko­wo nie­przy­jem­ny ból głowy. – Już nie po­trze­bu­jesz te­nisówek do szkoły. Za­miast nich chcesz to.

Wska­zała na parę czar­nych, wy­so­ko wiąza­nych butów. Trochę im wpraw­dzie bra­ko­wało do kla­sycz­nych glanów, ale nie tak zno­wu dużo: były ma­syw­ne, ciężkie i bez wątpie­nia po­wo­do­wały przy­jem­ny hałas w kon­tak­cie z podłożem.

Kate po­ki­wała głową. O ta­kich właśnie bu­tach ma­rzyła.

– Córecz­ko, one ważą po­nad dwa kilo, wyglądają na strasz­nie nie­wy­god­ne i nie pa­sują do ni­cze­go z two­ich ubrań.

– Wca­le nie muszą pa­so­wać – upie­rała się Kate. – Zresztą dla­te­go właśnie mi się po­do­bają. Są dokład­nym prze­ci­wieństwem wszyst­kie­go, co mam.

Pani Fa­ber na­brała głęboko po­wie­trza, a po­tem po­wo­lut­ku je wypuściła.

– Zaczęło się, praw­da? Weszłaś już w okres doj­rze­wa­nia. Muszę za­cho­wać spokój i nie pa­ni­ko­wać. Na­uczyłam się tego przy two­jej sio­strze: naj­ważniej­sze, kie­dy się ma do czy­nie­nia z na­sto­latką, jest za­cho­wanie ab­so­lut­ne­go spo­ko­ju.

Tra­cie skończyła piętnaście lat i, według Kate, była okropną ko­kietką. Miała za sobą krótką ka­rierę czir­li­der­ki oraz to­a­letkę za­wa­loną la­kie­ra­mi do włosów, maleńkimi słoicz­ka­mi i tub­ka­mi różnych ma­zi­deł, od których wiecz­ka, zakrętki i na­sad­ki po­nie­wie­rały się po całym domu. Po­sia­dała sie­dem­naście par butów, lecz ani jed­nej po­dob­nej do glanów.

– Ale­ja ich po­trze­buję – Kate prze­ko­ny­wała mamę. – Będą częścią mo­je­go no­we­go wi­ze­run­ku. Po pro­stu zaczęłam dbać o wygląd. Zależało ci na tym prze­cież. Za­wsze mnie męczysz, żebym się ucze­sała.

– Cze­sa­nie się, to jed­no – tłuma­czyła pani Fa­ber łagod­nie – a ubie­ra­nie się jak zbir, to dru­gie. Zwłasz­cza że zbi­rem nie je­steś. Co właści­wie chciałabyś wy­ra­zić po­przez taki strój, Kate? „Spójrz na mnie krzy­wo, a spiorę cię na kwaśne jabłko”?

– Mamo – zaczęła Kate, lecz wyłowiła w swo­im głosie nie­przy­jem­nie jęczący ton, po­dob­ny do tego, który słyszała w głosie Tra­cie przez ostat­nie trzy lata. Po­sta­no­wiła zmie­nić tak­tykę. Wy­pro­sto­wała się i stwier­dziła zde­cy­do­wa­nie: – Zapłacę połowę ceny. Zo­stało mi jesz­cze trochę pie­niędzy z uro­dzin i to, co za­ro­biłam w wa­ka­cje, wy­pro­wa­dzając psa We­in­tersów.

– Na­prawdę tak bar­dzo ci na nich zależy?

Kate przy­taknęła.

– Na­prawdę.

Pani Fa­ber wzru­szyła ra­mio­na­mi. Ge­stem przy­wołała sprze­dawcę.

– Sko­ro za­mie­rzasz zapłacić połowę, oba­wiam się, że nie mam wyjścia. Ale to je­dy­ne buty, poza tymi na wuef, które ku­puję ci w tym roku. Zro­zu­mia­no?

– Zro­zu­mia­no.

Aż do dziś Kate nie mogła pojąć, cze­mu lu­dzi cieszą za­ku­py. Wcześniej nie zno­siła cho­dze­nia po skle­pach, przy­mie­rza­nia ciuchów, pa­ra­do­wa­nia w nich przed mamą, która za­wsze kazała jej się pro­sto­wać i wciągać brzuch.

Ale te­raz pla­sti­ko­wa tor­ba z ja­skra­wo­czer­wo­nym na­pi­sem ŚWIAT OBU­WIA, dyn­dająca wesoło na wy­so­kości jej ko­lan, spra­wiała, że Kate czuła się lek­ko i wyjątko­wo. Czyżby para no­wych butów fak­tycz­nie mogła od­mie­nić czy­jeś życie? Kate go­to­wa była w to uwie­rzyć.

– Idzie­my na coś do pi­cia? – za­pro­po­no­wała pani Fa­ber. – Za­le­d­wie go­dzi­na za­kupów, a ja pa­dam już z nóg. Zro­bi­my so­bie małą przerwę, po­tem od­wie­dzi­my jesz­cze je­den sklep, do­brze? Po­dej­rze­wam, że na dziś mi wy­star­czy.

Przeszły do części ga­stro­no­micz­nej, gdzie zna­lazły wol­ny sto­lik. Używając chu­s­tecz­ki, mama usunęła z bla­tu okru­chy oraz mo­kre pla­my. Później poszła kupić na­po­je. Kate usa­do­wiła się przy sto­liku, otwo­rzyła swoją torbę. Chciała zerknąć na nowe buty, po­czuć za­pach lśniącej skóry.

– Cześć, Kate.

Kate błyska­wicz­nie wyciągnęła rękę z tor­by, jak­by przyłapa­no ją na próbie kra­dzieży. Na­prze­ciw niej, z nie­zbyt mądrym wy­ra­zem twa­rzy, stał An­drew O’Shea.

– Nie spo­dzie­wałem się spo­tkać cie­bie w cen­trum han­dlo­wym – zaczął. – Sam nie wiem, dla­cze­go. Na bo­isku do ko­sza, jak naj­bar­dziej, ale w skle­pie z bu­ta­mi – po­ka­zał pal­cem torbę – już nie bar­dzo.

Tuż za An­drew stała jakaś dziew­czy­na. Chu­da i bla­da, o mlecz­no­białym od­cie­niu skóry, przez którą prześwi­ty­wały żyłki, przy­po­mi­nające nie­bie­skie li­nie au­to­strad na ma­pie. Miała bar­dzo ja­sne włosy, po­dob­nie jak An­drew. Nosiła też po­dob­ne do jego oku­la­ry.

– Two­ja ku­zyn­ka? – Kate wska­zała głową dziew­czynę.

– Bec­ky? – głos An­drew załamał się na li­te­rze K, a przy Y już całkiem pisz­czał. – Nie, Bec­ky jest moją… – z wi­docz­nym wysiłkiem szu­kał od­po­wied­nie­go słowa.

– Cho­dzi­my ze sobą – włączyła się dziew­czy­na. – Po­zna­liśmy się na ba­se­nie.

– Kurczę, pew­nie szyb­ko ro­bisz się strza­ska­na na raka – wy­rwało się Kate, za­nim zdążyła pomyśleć. – To zna­czy – dodała od razu, chcąc za­tu­szo­wać nie­miłą uwagę – two­ja skóra wygląda na bar­dzo wrażliwą na opa­rze­nia.

Dziew­czy­na zro­biła się czer­wo­na jak bu­rak, lecz mimo to się roześmiała.

– Mój tata lubi żar­to­wać, że nie zgu­biłabym się na­wet pod­czas śnieżnej za­mie­ci.

Daw­no temu Kate i An­drew omal nie zo­sta­li parą. Właści­wie na­wet zo­sta­li, na dobę, za­nim Kate nie spa­ni­ko­wała i nie wy­co­fała się z tej zna­jo­mości. W związku z tym nie bar­dzo wie­działa, jak za­re­ago­wać na Bec­ky. Czy po­win­na ją z miej­sca znie­na­wi­dzić? Ale jak można znie­na­wi­dzić kogoś, kto jest na tyle miły, żeby nie wziąć ci za złe nie­grzecz­nej uwa­gi? Do tego po­tra­fi się śmiać z własne­go wyglądu.

– Kupiłam buty – zwróciła się Kate do dziew­czy­ny. – Chcesz obej­rzeć?

Bec­ky kiwnęła głową i po­deszła do sto­li­ka. Kate wy­sunęła górę pudełka z tor­by, uchy­liła wie­ko. Nie wyj­mo­wała butów. Z nie­wia­do­me­go po­wo­du nie czuła się go­to­wa, by za­pre­zen­to­wać je w całej oka­załości. Zresztą w ten sposób całkiem do­brze było je widać.

– Aha, ładne – mruknęła Bec­ky, wra­cając na swo­je miej­sce obok An­drew.

Nie dało się ukryć, że buty wca­le jej się nie spodo­bały. Co więcej, w ogóle nie zro­zu­miała, po co Kate je kupiła.

An­drew gwizdnął.

– No, no, od­jaz­do­wa glan lady – sko­men­to­wał. Kate pomyślała z na­dzieją, że cho­ciaż on zro­zu­miał. Lecz za­raz po­tem An­drew potrząsnął głową z dez­apro­batą. – Na pew­no od­stra­szysz w nich wszyst­kich chłopaków.

Kate wsunęła pudełko z po­wro­tem do tor­by. Piekły ją po­licz­ki.

– I co z tego? Może właśnie chcę ich od­stra­szać. An­drew pod­niósł ręce w obron­nym geście i cofnął się o parę kroków.

– Chciałem tyl­ko wy­ra­zić opi­nię, że nie są to naj­bar­dziej ko­bie­ce buty na świe­cie. Ale nie szko­dzi. Prze­cież nie zależy ci, żeby wyglądać ko­bie­co.

Kate po­czuła ucisk w gar­dle.

– Dzięki, An­drew. Po­sta­ram się wziąć to za kom­ple­ment.

An­drew cofnął się jesz­cze o kil­ka kroków, odwrócił szyb­ko, a po­tem on i Bec­ky wto­pi­li się w hałaśliwy tłum.

Kate przy­cisnęła do pier­si torbę z pudełkiem w środ­ku. I bar­dzo do­brze, że nie była ko­bie­ca. Ko­bie­ce ko­bie­ty to idiot­ki. Bez prze­rwy chi­choczą z byle po­wo­du i za­chwy­cają się wszyst­kim, co po­wie pierw­szy lep­szy chłopak.

Do tego niektóre z nich mają mlecz­no­białą skórę, przez którą widać żyłki, a żyłki nie każdemu się po­do­bają. Na przykład dla Kate to dość obrzy­dli­we.

Przy sto­li­ku po­ja­wiła się pani Fa­ber z dwo­ma kub­ka­mi na­po­ju, słomka­mi i pa­pie­ro­wy­mi ser­wet­ka­mi.

– Co ci się stało, Kate? Wyglądasz na zmar­twioną.

Kate wpa­try­wała się w podłogę, po której walały się pa­pier­ki po słomkach i wy­plu­te gumy do żucia.

– Możemy już wra­cać do domu? Bar­dzo się zmęczyłam.

Pani Fa­ber chciała coś po­wie­dzieć, ale w ostat­niej chwi­li zmie­niła zda­nie.

– Oczy­wiście, ko­cha­nie, idzie­my. Ja też je­stem wykończo­na.

Po po­wro­cie do domu Kate od razu poszła do swo­je­go po­ko­ju. Za­mknęła za sobą drzwi, wyjęła z szu­fla­dy czystą parę skar­pet, założyła je. Po­tem od­pa­ko­wała nowe buty. Wyglądały wspa­nia­le – ta­kie duże i lśniące. Kate pomyślała, że na swój sposób są bar­dzo piękne.

Wciągnęła buty. Po­tem za­grała na gi­ta­rze.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: