Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lokal dla awanturnych - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Lokal dla awanturnych - ebook

Pierwszy w dorobku znanego dziennikarza i reportera zbiór krótkich, publicystycznych migawek, w których przegląda się Polska na przestrzeni ostatnich kilku lat.

Jak mówi autor: pisałem te teksty dla pełnokrwistych facetów i kobiet. Nie bawię się w kotka i myszkę z wpływowymi salonami, za nic mam fochy mniemanych wielkości. Bo w ogóle – poza prawdą – niewiele mnie już obchodzi.

Nigdy z nikim się nie układałem i nie przedkładam dobrego wychowania ponad szczerość.

Pamiętajcie jednak, że czytacie na własną odpowiedzialność. Jeśli po lekturze zdejmie was gniew nieoczekiwany, melancholia, kolki trzewiowe albo śmiech do rozpuku, to będzie już tylko Wasza wina. Trza było nie zaczynać.

Lokal dla awanturnych nigdy nie będzie grzeczny. Nie zapraszam więc do niego pensjonarek i mężczyzn o mentalności wodnych liliji.

Najczęściej snują się po nim politycy, filozofowie (stare marudy) i niewiasty z temperamentem, nie brakuje także egzotycznych typów, po krakowsku zwanych „cudokami”.

Mam nadzieję, że teksty posmakują wam jak kawał krwistego befsztyka. Wcinajcie na zdrowie, a jeśli szukacie bardziej wysublimowanych klimatów, jadła z kuchni śródziemnomorskiej, to pewnie znajdziecie tu kilka smaczków, które trafią i w taki gust.

Jednego możecie jednak być pewni – nie znajdziecie tu pokrętnego mendzenia, które tak charakteryzuje współczesną, rodzimą „twórczość publicystyczną”.

Kraków, styczeń 2016 roku.

Witold Gadowski o sobie:

Jestem człowiekiem w nieustannym ruchu. Uważam się za dziennikarza, reportera opisującego rzeczywistość taką jaka ona jest. Bywam pisarzem, poetą, autorem piosenek, zajmuję się także filozofowaniem i publicystycznym opisem otaczającego mnie świata. Staram się być niezależny i prawdomówny.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7674-370-7
Rozmiar pliku: 4,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W latach osiemdziesiątych zachodziłem czasem do baru Krakowskiego na ulicy Krakowskiej w Krakowie. Była to speluna pierwsza klasa. W powietrzu fruwały kufle, a obowiązkowe zakąski do alkoholu bywały starsze niż kelnerki noszące ortopedyczne obuwie.

Przy woniejącym lizolem szalecie drzemała „Pani Szefowa”, która pod stołem zawsze miała kilka butelek deficytowej wódki Vistula. Sprzedawała je po uczciwej, meliniarskiej cenie.

Pewnego wieczoru naszła mnie taka duszy ochota, aby wypić sobie kufelek w Krakowskim.

W czasie samotnego sączenia cierpkiego – jak ówczesny żywot – piwa Barbakan (zwanego wtedy „Barbie morderca”) dosiadł się do mnie – towarzysko i gratis – pewien jegomość w śnieżnobiałych chodakach. Nawiązaliśmy uprzejmą, serdeczną nić porozumienia, która słodko narastała wraz z każdym wysączonym kufelkiem.

W pewnej chwili nasz towarzyski, bukoliczny nastrój przerwał wielki, zarośnięty drab, który – niezbyt grzecznie – zażądał, abyśmy opuścili nasze miejsca, bo jemu nogi cierpną i „statuą” nie będzie, tym bardziej, że jest na smaku. Wywiązała się malownicza, towarzyska („łamas kutany” stanowił w niej najmniejszy kaliber uprzejmości) sprzeczka, którą postanowiliśmy rozwiązać w pobliskiej bramie.

Były to jeszcze czasy, gdy „solówki” rozgrywało się jeden na jeden. Więc mogliśmy się lać jedynie po kolei. Rzuciliśmy monetą i wypadło na „chodaczka”.

Mój towarzysz wysforował się przede mnie i stwierdził, że – jako miejscowy – i tak pierwszy stanie do ręcznego sporu.

Chwilę oczekiwałem przed bramą, po czym kazimierski elegant spokojnie z niej wyszedł.

Jego piękne chodaczki nie były już jednak tak nieskazitelnie białe, niewinne. Kropliły się na nich czerwone plamy.

Profilaktycznie sprawdziłem w bramie, czy nasz oponent jeszcze dycha. Jak się bowiem okazało, mój towarzysz słynął na całym krakowskim Kazimierzu z mistrzowskiego wykonywania „krakowiaczka”. Jednym słowem potrafił robić nogami to, co niewielu potrafi uczynić dłońmi.

Oponent dychał, aczkolwiek jego nos przybrał nieoczekiwany, gargantuiczny kształt.

Po powrocie pan Krakowiaczek zaproponował „panzerfausta Goethego”: piwko, do którego wlewa się setkę spirytusu i umaja trunek pospolitym wówczas „jabolkiem”. „Pershingi” – czyli piwko z zanurzoną wewnątrz seteczką, pijałem już Pod Figurką koło Kleparza. Krakusy wiedzą gdzie, a reszta też trafi… no, ale panzerfaust, i to jeszcze Goethego, który gościł w Krakowie zaledwie kilka dni? Tego rodzaju broni jeszcze nie obsługiwałem.

Panzerfaust trafił…

Takie oto zachowałem wspomnienia z „lokali dla awanturnych”, które onegdaj królowały w Krakowie mojej młodości.

Teraz sam zapraszam was w takie miejsce.

Pamiętajcie jednak, że czytacie na własną odpowiedzialność. Jeśli po lekturze zdejmie was gniew nieoczekiwany, melancholia, kolki trzewiowe albo śmiech do rozpuku, to będzie już tylko Wasza wina. Trza było nie zaczynać.

Lokal dla awanturnych nigdy nie będzie grzeczny. Nie zapraszam więc do niego pensjonarek i mężczyzn o mentalności wodnych liliji.

Najczęściej snują się po nim politycy, filozofowie (stare marudy) i niewiasty z temperamentem, nie brakuje także egzotycznych typów, po krakowsku zwanych „cudokami”.

Mam nadzieję, że teksty posmakują Wam jak kawał krwistego befsztyka. Wcinajcie na zdrowie, a jeśli szukacie bardziej wysublimowanych klimatów, jadła z kuchni śródziemnomorskiej, to pewnie znajdziecie tu kilka smaczków, które trafią i w taki gust.

Pisałem te teksty dla pełnokrwistych facetów i kobiet. Nie bawię się w kotka i myszkę z wpływowymi salonami, za nic mam fochy mniemanych wielkości. Bo w ogóle – poza prawdą – niewiele mnie już obchodzi.

Nigdy z nikim się nie układałem i nie przedkładam dobrego wychowania ponad szczerość.

Jednego możecie jednak być pewni – nie znajdziecie tu pokrętnego mendzenia, które tak charakteryzuje współczesną, rodzimą „twórczość publicystyczną”.

Lokal dla awanturnych nie jest przecież dla każdego, aby wejść w takie miejsce, trzeba mieć trochę werwy.

Dla takich więc „czytelników z werwą” napisałem tę książeczkę.

Niech towarzyszy Wam w momentach, gdy zdejmie Was chandra, albo nos zwiśnie Wam na kwintę.

Nigdy nie jest tak fatalnie, aby rozłazić się jak stare gacie.

Kiedyś, w kinie, oglądając western z Garym Cooperem, usłyszałem takie zdanie: – Jesteś, cholera, jak rzemień!

– Dlaczego jak rzemień?

– Bo twardniejesz na deszczu.

Chodźcie więc do mojego Lokalu dla awanturnych.

Dla dżentelmenów mam tu galaretę i lornetę, a dla wytwornych dam zrazy po nelsońsku i móżdżek po warszawsku.

Szef kuchni nie bije, a nawet zupę zamieni, jak będzie zbyt radykalnie „gorąca kiedyś”.

Dancing bezpłatny, figury dozwolone, po gębach okładamy się na wynos.

Muzyka rżnie na okrągło. Striptiz wyszedł, ale pan Zenek sztuki pokazuje, że takich w całej Warsiawie nie uświadczysz.

Krawaty niewymagane, ale wieczorowe dodatki u dam i, owszem, pochwalamy.

W ogóle ę i ą pełną facjatą i kultura w byciu zagwarantowana.

Panie proszą panów. Panowie! Na parkiecie nie zasypiamy…

*

Mówiąc już zupełnie serio, z pewną nieśmiałością oddaję w Państwa dłonie pierwszy w moim żywocie zbiór krótkich, publicystycznych migawek, w których – mam nadzieję – przegląda się nasza Polska na przestrzeni ostatnich kilku lat.

Jeśli spodoba Wam się styl i lekka bezceremonialność w obchodzeniu się z „wielkościami mniemanymi” naszych czasów, które niepoprawnie serwuje autor, to pewnie niedługo skuszę się na kolejną awanturę.

Zapraszam do lektury i – na zdrowie!

PS Znajomy lekarz stwierdził, że lektura Lokalu dla awanturnych dobrze działa na melancholię, zaparcia (zwłaszcza samego siebie), zmazy (szczególnie życiorysowe) i czarnowidztwo wrodzone.

Podobno można ją stosować zamiast setki wódki, tabletki prozacu i współczesnych polskich komedii romantycznych.

Aha i… można przedawkowywać!

Kraków, styczeń 2016 rokuSmak wojny

2 grudnia 2013

Czy pamiętacie jeszcze, jak się tam tłoczyli, jak jeden przez drugiego wypinali piersi, aby Polska zobaczyła, jacy są odważni i empatyczni?

Mazowiecki, Dawid Warszawski, Kuroń, Owsiak, Ochojska – na wyścigi pędzili na Bałkany, aby ogrzać się w świetle reflektorów światowych stacji telewizyjnych. Nieśli tam pomoc, byli heroiczni i współczujący… wszystko skończyło się jak nożem uciął. Minął bałkański sezon.

Widziałem ich i te ich – pożal się Boże – konwoje z humanitarną pomocą. Serbowie do dziś nie mogą nam zapomnieć tzw. misji premiera Mazowieckiego. Byłem tam z prawdziwymi konwojami, czasem po prostu przemieszkiwałem u moich bośniackich czy kosowskich przyjaciół.

W Bośni wojna wisi na włosku. W Mostarze widziałem niedawno poukrywane przez Chorwatów moździerze, które mają zniszczyć muzułmański meczet nad Neretwą, jak tylko kraj opuszczą międzynarodowe oddziały rozjemcze. Bałkanów nigdy nie opuścił Mars, Bałkany jednak przestały być modne. Wszystko, co wiemy na temat tamtych wojen, to w większości rezultat działania amerykańskich firm specjalizujących się w wojennym PR. Jeśli oglądaliście amerykański film Fakty i akty z De Niro i Dustinem Hoffmanem, to wiecie, o co chodzi. Wojenny PR, największe s…..syństwo wojen od schyłku XX w. Poczytajcie, co wyczyniały firmy Ruder Finn, Rendon Group czy Hill and Knowlton, aby okłamać nas w sprawie „Pustynnej Burzy”, wojen na Bałkanach, w Iraku i Afganistanie, i teraz w Syrii. Jedno jest pewne: jeśli sami gdzieś nie byliśmy, własnymi palcami nie dotykaliśmy zdarzeń, to tak naprawdę guzik wiemy.

Takie właśnie przeczucie przyświecało mi, gdy pisałem Smak wojny – w założeniu pierwszą część trylogii o Andrzeju Brennerze (Wieża komunistów to część druga, a przyszła opowieść o Smoleńsku – ostatnia). Włóczyłem się po Bałkanach, zadawałem z różnymi zbirami, oglądałem piękności tamtej ziemi i tak jakoś żal mi się zrobiło, że to wszystko pozostało tylko w mojej głowie – to bałkańskie piękno i ból, ta odrobina prawdy o zdarzeniach z tamtych lat. Przez wiele lat nosiłem tę książkę w sobie. Teraz, kiedy trafiła na półki w księgarniach, czuję szczególny rodzaj tremy. Nie silę się w niej na ton wszechwiedzącego mędrca, często poruszam się na granicy egzaltacji – ale tak to wszystko odcisnęło się we mnie.

W Smaku wojny świat istnieje bez upiększeń. Wyrósł gdzieś tam z moich młodzieńczych fascynacji Sergiuszem Piaseckim. Smak wojny jest niepoprawny politycznie i obyczajowo, nie ma w nim charakterystycznego dla naszej współczesności „spedalenia”, owijania słów w bibułkę poprawności. Bohaterowie Smaku… są prawdziwymi ludźmi, przyjaźnią się (prawdziwie), grzeszą okrutnie, kochają na zabój. Takie książki chcę czytać, więc sam sobie sprawiłem prezent.

Napisałem Smak wojny, aby pokazać Wam cząstkę prawdy o nas samych, aby oczyścić Wasze postrzeganie tamtej wojny z propagandowej papki serwowanej przez naszych „humanitarnych herosów” i amerykańskich speców od masowych kłamstw. Teraz postanowiłem o swojej nowej książce napisać pierwszy, zanim przemielą ją języki zawodowych krytyków.Oby Gogol nie miał racji

3 marca 2014

Jedna z najprzyjemniejszych myśli, na jakich łapię się od lat, to konstatacja: nie jesteś, bracie, politykiem!

To bardzo przyjemne, zwłaszcza gdy się wie, z czego uszyta jest podszewka rzeczywistości. Mam luksus bycia poza polowaniem, nie muszę na nikogo zastawiać sideł, za nikim prowadzić nagonki, mam też ten luksus, że się na mnie nie poluje – na wilki poluje się trudno i pożytki wychodzą z tego niewielkie.

Takie wyznania przychodzą mi do głowy, gdy słucham mojej znajomej z Kijowa, do której wydzwaniam ostatnio codziennie. – Wciąż nie mogę pojąć, co tu jest propagandą, grą czy prowokacją służb. Kiedy do Londynu zwiał Achmetow, czułam, że to koniec Janukowycza, ale jak to wszystko się skończy? – Ostatnio Katerina miała coraz więcej wątpliwości.

Chodziła na Majdan, była po stronie rewolucji, dlaczego zatem teraz się nie cieszy? Jeśli ona, wytrawna dziennikarka, nic nie wie, to jak ja – krakus siedzący na zapiecku kościoła Mariackiego – mam cokolwiek z tego rozumieć?

Obowiązki prezydenta Ukrainy przejął właśnie Ołeksandr Turczynow, mój dawny znajomy i jeden z bohaterów słynnego filmu śledczego o aferze gazowej, który wspólnie z Przemkiem Wojciechowskim realizowaliśmy m.in. na Ukrainie w 2006 r. Turczynow przekazał nam wtedy sporo cennych informacji o związkach ukraińskiego świata politycznego i gospodarczego z poszukiwanym przez FBI rosyjskim mafiosem, Siemionem Mogilewiczem. Nic dziwnego, że Turczynow sporo wiedział, w 2006 r. został świeżo zdjęty ze stanowiska szefa służb specjalnych Ukrainy – SBU.

W trakcie naszego pobytu w Kijowie dotarliśmy m.in. do S., emerytowanego generała sowieckiego KGB. S. był wtedy szefem jednej z największych na Ukrainie prywatnych firm zajmujących się wywiadem gospodarczym. Po solidnej papojce zawiózł nas do siedziby swojej „korporacji” na przedmieściach Kijowa i pokazał nam akta dotyczące „pięknej Julii”. Z dokumentów niezbicie wynikało, że Julia Tymoszenko – działając w sieci firm stworzonej przez byłego szefa Gazpromu, Rema Wiachiriewa (dziś już nieboszczyka) – dopuściła się wielu malwersacji oraz nadużyć, i to na bardzo dużą skalę.

Można machnąć na to ręką, bo cóż uczciwego może powiedzieć były KGB-owiec, ale w świetle naszej wiedzy o funkcjonowaniu międzynarodowego rynku handlu gazem wszystkie te informacje pasowały do układanki jak ulał. Nie chcę nikogo przekonywać do twierdzenia, że Tymoszenko jest kryminalistką, kiedy jednak pojawiła się na kijowskim Majdanie i ogłosiła, że zamierza kandydować na prezydenta Ukrainy, poczułem się nieswojo.

Pisząc o Turczynowie i Tymoszenko, nie zamierzam obrzydzać ukraińskiej rewolucji. Przeciwnie, sam spoglądam na nią z wielką nadzieją. Chciałbym jedynie, aby ten diabelny złośliwiec Gogol, który prześladuje mnie w każdym z okresów, gdy wokół dzieje się coś ważnego, tym razem nie miał racji, i aby prokurator… nie okazał się świnią.LOKAL DLA AWANTURNYCH – MENU

ŚWIATOWID

Smak wojny

Brak Marka Karpia

Oby Gogol nie miał racji

Myśli Zamordina

Kurdupel i jego generał

Pinczerki pani Anieli

Krasnoludki Putina

Okuci w powiciu

Jak palnąłem konsula

Kreml nie żartuje

Krymska Kalifornia

Hieny i ich mięso

Chłopiec z Kirkuku

Polska przekłuta „osi” kołkiem

Pedagogika gwałtu

Euroemigranci

Nowy prezydent i Putin

Bardzo Bliski Wschód

Jak usunąć Europę

Zrozumieć rzekę

Wojna

W co gra świat

SPRAWY SŁUŻBOWE

Cisza! Mówią rubelki…

Kim są bezpieczniaki

Nowy okrągły stół?

Kto tu kogo za łeb trzyma?

Chcecie afery, to będziecie ją mieli!

Z całej naszej inteligencji…

Jaja czerwonej kukułki

Ruski szpieg w potrzasku

Bezpieczniackie szalupy

Kompromitacja służb

Nieudane dzieci ubeków

Fachowcy przy robocie

Dzieci Dzierżyńskiego

Rosyjski pułkownik

TRZECIA OD SŁOŃCA PERU

Jak działa jamniczek

Psy – manifest III RP

Frakcje III RP

Inkasent nadchodzi

Donald Dyndała

Termometr i wentyl

Czerwona Arka

Szuja czy gastarbeiter?

System o twarzy chama

Wypudrowana ladacznica

W czerwonym powiciu

Mieć i nie mieć (haków)

Teatrzyk „Czerwona Gęś”

PERSONY I GRATY

Nie turbuj się, Różo

Gest ministra

Wódka w Hastings

Gem, set i… wiocha

Przepłukani obficie

Felieton bezwstydny

Sztukmistrz z Budy Ruskiej

Sprzątaczka Lenina

Figura szachowa – Kopacz

Śmierć oligarchy

Ogarek pani Kim

Bezpieczna, gdy głucha

Jednooki król

WSZYSTKO PO KRAKOWSKU

Piłsudski, Majchrowski i „Szczur”

Nasze „oko Saurona”

Wielki sylwester

Komuch na kopcu Kościuszki

Olimpijski refluks

Strzygi w Kabarecie

Czas na emeryturę!

Wiatr z Krakowa

ŚRODKI MASOWEGO PRZYKAZU

Czy ten balon pęknie?

Żuczki z korytarzy TVP

Pismaczki, pieski, hieny

Wesołki z Wiertniczej

Odciąć od dojenia

Media pauperum

Zabierajcie swoje manatki!

NAPRAWIĆ NAPRAWDĘ

Kamień filozoficzny

List do lidera

Gramsci przewrócony w grobie

Co zostawimy dzieciom?

Czekając na czystą Polskę

Jedyny taki moment

Słowa

NIE-RZĄD

Pełna depilacja

Ruki wwierch! Hände hoch!

Czy leci z nami pilot?

Sabotaż

Kornik, Kopacz i Cogito

Gra w „czarnego luda”

A TO POLSKOŚĆ WŁAŚNIE!

Kolumbowie i eunuchy

Gorszyciele za dychę

Sensu nie sprzedają w TVN

Czy tacy jesteście?

Genealogie

Rycerze w sutannach

OKIEM PROROKA

Miłość w czasach zarazy

Zanim sprowadzimy kalifat

Polski Obóz świętych

Porządek kochania

Prawdziwa polityka

HALA ODLOTÓW

Spytajcie Myszkina

Batko i poeta

Kwartet europejski

Podręcznik Walki Miejskiej

Ten cholerny Józef

Kalifat się chwieje

…I CAŁA RESZTA

Codzienna porcja lania w mordę

Pirotechnika

Post, że w uszach dzwoni

Dupokleptokracja

Twardowski i Faust

Szuje i żółwie

Iluzjoniści
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: