Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Hyperion - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 lipca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Hyperion - ebook

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.
A dual Polish-English language edition.

„Hyperion” jest jednym z najważniejszych – choć nigdy nieukończonych – utworów poetyckich angielskiego poety romantycznego Johna Keats (ur. 1795 w Moorgate w pobliżu Londynu, zm. 23 lutego 1821). Poemat jest oparty na wątku zaczerpniętym z mitologii greckiej, który opowiada o tym, jak Tttan Hyperion, będący pierwszym greckim bogiem słońca, został zastąpiony przez Apollina.

„Hyperion” is one of the major poems of the English Romantic poet John Keats. The poem is based on the tale from Greek mythology that tells how the Titan Hyperion, the first Greek sun god, was replaced by Apollo.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-289-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Hyperion

Księga I.

W głębokich mrokach posępnej doliny,

Z dala od świeżych oddechów poranka,

Żarów południa i gwiazdy wieczornej,

Usiadł Saturnus, jako głaz, spokojny

I tak milczący, jak owo milczenie,

Co go otacza wokoło; nad głową

Las mu się zwieszał na lesie, jak ciemna

Chmura na chmurze. Ani jeden tutaj

Nie wkradł się powiew, tyle sił mający,

Ile ma cichy dnia letniego podmuch,

W dal unoszący źdźbła pierzastej trawy:

Liść tu umarły zostawał, gdzie upadł.

Samotny potok wlókł się oniemiały

I coraz bardziej malał i pochmurniał

Z żalu nad bóstwa swojego upadkiem:

W trzcinach i łozach wylękła Najada

Usta swe zimnym zamykała palcem.

W piasku nadbrzeżnym ślady stóp szerokich,

Ale idące do tego li kresu,

Dokąd on dotarł, by spocząć i zasnąć.

Dłoń jego stara, zgrzybiała, olbrzymia,

Legła na ziemi darnistej, bezwładna,

Martwa, bez berła; oczy mu przywarły

Ciężkie powieki, a głowę obwisłą

Tulił do ziemi, jakby nadsłuchiwał,

Czy przyjdzie pomoc od Matki odwiecznej.

Zdawałoby się, iż żadna go siła

Z miejsca nie ruszy, gdy wtem ktoś się zbliżył

I, ze czcią wielką schyliwszy się nad nim,

Przyjazną ręką łagodnie się dotknął

Jego barczystych, przepotężnych ramion.

Pierwszego świata była to bogini.

Przy jej postaci rosła amazonka

Równałaby się pigmejce. Za włosy

Pochwyciłaby Achilla i zgięła

Kark mu ku ziemi; lub też jednym palcem

Iksyonowe wstrzymałaby koło.

Lica jej były ogromne, prawdziwie,

Jak to oblicze memfijskiego Sfinksa,

Co gdzieś w dziedzińcu stanął pałacowym,

Kiedy mędrcowie, szukając mądrości,

Zwracali oczy swe ku Egiptowi.

Lecz do marmuru jakże niepodobnem

Było to lice! Jakże było pięknem,

Jeśli ból wielki nie uczynił bólu

Jeszcze piękniejszym od samej piękności!

W jej wzroku czyhał jakiś strach wylękły,

Jak gdyby klęska zaczęła się właśnie,

Jakby w dniu burzy przednia straż chmur ciemnych

Już rozpoczęła swój posiew nieszczęścia,

A czarny hufiec jął nagromadzonym

Pracować grzmotem. Jedną rękę swoją

Do bolesnego przycisnęła miejsca,

Gdzie u człowieka słychać serca bicie,

Jakby łam właśnie, chociaż nieśmiertelna,

Czuła ból krwawy. Drugą na Saturna

Złożywszy karku przegiętym, otwarte

Zbliżyła wargi w stronę jego uszu

I uroczystym, głębokim, organnym

Rozbrzmiała dźwiękiem w żalne, smutne słowa,

Które w akcentach naszego języka –

O jakże słabych, ażeby wyrazić

Pierwotnych bogów rozlewną wymowę! –

Takieby miały znaczenie: „Saturnie!

Otwórz swe oczy! – jakkolwiek dla czego,

Ty stary, biedny mój królu?! Pociechy

Nie mam ja żadnej dla ciebie – nie, żadnej!

Nie mogę rzeknąć: „Czemuś zasnął, panie?”

Albowiem niebo już cię opuściło,

I ziemia boga nie widzi w pobitym,

I morze z swoim uroczystym szumem

Odbiegło berła twojego, i wszystkie

Wokół przestwory przestały ulegać

Twej osiwiałej, dawnej królewskości.

Grzmoty, nowego świadome rozkazu,

Opornie tylko huczą ponad naszym

Upadłym domem, a twa błyskawica,

Niedoświadczoną kierowana ręką,

Niszczy i pali te, ongi spokojne,

Nasze dzierżawy. O czasy bolesne!

O chwile, długie, jak lata! Przechodząc,

Tak wydałyście tą potworną prawdą,

Tak ją do naszych trosk i ciężkich zgryzot

Przycisnęłyście, że niedowierzaniu

Zabrakło miejsca na oddech. Saturnie!

Spij-że, śpij dalej! O lekkomyślności!

Jakże ja mogą zakłócać tę ciszę,

Tę snu twojego samotnię! Jak mogę-ć

Otwierać oczy, pogrążone w smutku?

Spij, a ja płakać u stóp twoich będę.”

Jak kiedy w letniej, w sen zaklętej nocy

Potężnych lasów dumne senatory,

Wyniosłe dęby, w zielonych delijach,

Oczarowane przez gwiazdy żarliwe,

Śnią, śnią noc całą, nie drgnąwszy ni razu,

Chyba że jakiś powolny, samotny

Przypłynie powiew, by skonać w te tropy,

Jak gdyby tylko jedną miało falę

Przypływające powietrze: – tak samo

Przyszły i przeszły jej słowa; a ona.

Zalana łzami, schyliła ku ziemi

To swoje piękne i szerokie czoło,

Tak, że jej gęste, spadające włosy

Podścieliły się przemiękkim jedwabiem

Pod wielkie stopy Saturna. Już księżyc,

W leniwych płynąc odmianach, swe cztery

Srebrzyste pory rozsiał pośród nocy,

A owych dwoje widać wciąż bez ruchu,

Podobnych rzeźbom w sklepieniach katedry:

Ten bóg skostniały leżał wciąż na ziemi,

A u stóp jego płacząca bogini.

Nareszcie przyszedł czas, gdy Saturn stary

Podniósł powieki nad zblakłą źrenicą

I ujrzał stratę, swojego królestwa,

I wielki smutek i mrok tego miejsca,

I tę na klęczkach uroczą boginię,

I trzęsąc brodą, jak osika trzęsie

Swojem liściwiem, zaczął bełkocącym

Szeptać językiem: „Theo! złocistego

Hyperiona nadobna małżonko!

Czułem cię przedtem, nim jeszcze ujrzałem

Twoje oblicze: spojrzyj na mnie! spojrzyj,

Abym nasz wyrok zobaczył w twych oczach!

Spojrzyj i powiedz, azali Saturna

Widzisz tu postać; azali Saturna

Głos tutaj słyszysz; azali to czoło,

To pomarszczone, z królewskiej korony

Odarte czoło jest czołem Saturna?

Któż posiadł władzę, aby mnie tak zgnębić?

Zkąd moc ta przyszła i jak mogła wyróść

W takie nadmiary, gdym ja Przeznaczenie

Zdawał się trzymać w mych żelaznych garściach?!

Lecz tak się stało... I otom zduszony –

Otom niebieskiej pozbawion potęgi,

Oddziaływania na blade planety,

Rozkazywania morzom i wichurom,

Nad żniwiarzami spokojnego władztwa –

Wszystkich tych czynów, któremi najwyższe

Przynosi bóstwo ulgę swemu sercu.

Odbiegłem łona własnego, zgubiłem

Własną istotę, swój byt rzeczywisty,

Gdzieś między tronem, a tym kątem ziemi,

Na którym siedzę. Patrzaj, Theo! patrzaj!

Rozewrzyj oczy wieczyste i wlep je

Hen! w te okręgi! wlep je w te przestworza,

Takie gwiaździste, a przecież tak ciemne,

Tak pełne życia oddechów, a przecież

Takie bezpłodne i puste – w płomienne,

Lecz takiem piekłem ziejące przestworza!

Patrz, patrz, o Theo! i powiedz, czy widzisz

Postać, lub cień jej, torującą drogę

Na dumnych skrzydłach lub płomiennym wozie,

Aby na nowo opanować niebo,

Które przed chwilą straciła!.. Posłuchaj!

Dojrzali muszą iść naprzód! Saturnus

Musi być królem! Tak, złote zawitać

Musi zwycięztwo, paść muszą bogowie,

A zabrzmieć surmy spokojnych tryumfów;

Nad mej stolicy złociste obłoki

Przeuroczyste muszą płynąć hymny,

Tony łagodnych odezw i obwieszczeń

I srebrne muszli wyżłobionych dźwięki!

I nowe piękna stworzymy rodzaje,

Aby się niebios radowały dzieci...

Ja wydam rozkaz... Theo! Theo! Theo!

Ach! gdzie jest Saturn? Słuchaj! gdzie jest Saturn?”Hyperion

Book I.

Deep in the shady sadness of a vale

Far sunken from the healthy breath of morn,

Far from the fiery noon, and eve’s one star,

Sat gray-hair’d Saturn, quiet as a stone,

Still as the silence round about his lair;

Forest on forest hung about his head

Like cloud on cloud. No stir of air was there,

Not so much life as on a summer’s day

Robs not one light seed from the feather’d grass,

But where the dead leaf fell, there did it rest.

A stream went voiceless by, still deadened more

By reason of his fallen divinity

Spreading a shade: the Naiad ’mid her reeds

Press’d her cold finger closer to her lips.

Along the margin-sand large foot-marks went,

No further than to where his feet had stray’d,

And slept there since. Upon the sodden ground

His old right hand lay nerveless, listless, dead,

Unsceptred; and his realmless eyes were closed;

While his bow’d head seem’d list’ning to the Earth,

His ancient mother, for some comfort yet.

It seem’d no force could wake him from his place;

But there came one, who with a kindred hand

Touch’d his wide shoulders, after bending low

With reverence, though to one who knew it not.

She was a Goddess of the infant world;

By her in stature the tall Amazon

Had stood a pigmy’s height: she would have ta’en

Achilles by the hair and bent his neck;

Or with a finger stay’d Ixion’s wheel.

Her face was large as that of Memphian sphinx,

Pedestal’d haply in a palace court,

When sages look’d to Egypt for their lore.

But oh! how unlike marble was that face:

How beautiful, if sorrow had not made

Sorrow more beautiful than Beauty’s self.

There was a listening fear in her regard,

As if calamity had but begun;

As if the vanward clouds of evil days

Had spent their malice, and the sullen rear

Was with its stored thunder labouring up.

One hand she press’d upon that aching spot

Where beats the human heart, as if just there,

Though an immortal, she felt cruel pain:

The other upon Saturn’s bended neck

She laid, and to the level of his ear

Leaning with parted lips, some words she spake

In solemn tenour and deep organ tone:

Some mourning words, which in our feeble tongue

Would come in these like accents; O how frail

To that large utterance of the early Gods!

“Saturn, look up!–though wherefore, poor old King?

“I have no comfort for thee, no not one:

“I cannot say, “O wherefore sleepest thou?’

“For heaven is parted from thee, and the earth

“Knows thee not, thus afflicted, for a God;

“And ocean too, with all its solemn noise,

“Has from thy sceptre pass’d; and all the air

“Is emptied of thine hoary majesty.

“Thy thunder, conscious of the new command,

“Rumbles reluctant o’er our fallen house;

“And thy sharp lightning in unpractised hands

“Scorches and burns our once serene domain.

“O aching time! O moments big as years!

“All as ye pass swell out the monstrous truth,

“And press it so upon our weary griefs

“That unbelief has not a space to breathe.

“Saturn, sleep on:–O thoughtless, why did I

“Thus violate thy slumbrous solitude?

“Why should I ope thy melancholy eyes?

“Saturn, sleep on! while at thy feet I weep.”

As when, upon a tranced summer-night,

Those green-rob’d senators of mighty woods,

Tall oaks, branch-charmed by the earnest stars,

Dream, and so dream all night without a stir,

Save from one gradual solitary gust

Which comes upon the silence, and dies off,

As if the ebbing air had but one wave;

So came these words and went; the while in tears

She touch’d her fair large forehead to the ground,

Just where her falling hair might be outspread

A soft and silken mat for Saturn’s feet.

One moon, with alteration slow, had shed

Her silver seasons four upon the night,

And still these two were postured motionless,

Like natural sculpture in cathedral cavern;

The frozen God still couchant on the earth,

And the sad Goddess weeping at his feet:

Until at length old Saturn lifted up

His faded eyes, and saw his kingdom gone,

And all the gloom and sorrow of the place,

And that fair kneeling Goddess; and then spake,

As with a palsied tongue, and while his beard

Shook horrid with such aspen-malady:

“O tender spouse of gold Hyperion,

“Thea, I feel thee ere I see thy face;

“Look up, and let me see our doom in it;

“Look up, and tell me if this feeble shape

“Is Saturn’s; tell me, if thou hear’st the voice

“Of Saturn; tell me, if this wrinkling brow,

“Naked and bare of its great diadem,

“Peers like the front of Saturn. Who had power

“To make me desolate? whence came the strength?

“How was it nurtur’d to such bursting forth,

“While Fate seem’d strangled in my nervous grasp?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: