Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Klub Pickwicka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klub Pickwicka - ebook

 

 

Połączenie powieści obyczajowej, satyry, farsy i romansu łotrzykowskiego. Utwór opisuje podróż po Anglii dobrodusznego pana Pickwicka, twórcy nowej teorii głowaczy, i jego groteskowych przyjaciół. Angielski humor manifestuje się w powieści zarówno w pełnych komizmu scenkach rodzajowych, jak i w charakterystykach występujących postaci. Uwięzienie pana Pickwicka pod zarzutem niedotrzymania obietnicy małżeństwa daje w końcowych partiach utworu okazję do przeprowadzenia ostrej krytyki prawa i sądownictwa w Anglii.
Powieść napisana jest z niezwykłym rozmachem, jej stronice zaludnia blisko trzystu bohaterów. Postaci są zindywidualizowane, zwłaszcza pod względem języka. Dzieło Dickensa zaskakuje bogactwem humoru, przemieszanego z ironią, satyrą i sarkazmem.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7779-373-2
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I PICKWICKIŚCI

Pierwsze promienie światła, które rozjaśniły grube ciemności towarzyszące ukazaniu się nieśmiertelnego Pickwicka na horyzoncie uczonego świata, pierwszą urzędową wzmiankę o tym niepospolitym mężu, znajdziemy w protokołach Klubu Pickwicka. Wydawca niniejszego dzieła szczęśliwym się mieni, że może przedstawić je swym czytelnikom jako dowód sumienności uwag, usilnej pracy i zdolności badawczych, jakie rozwinął przy poszukiwaniach w starych, powierzonych mu, licznych dokumentach.

„Posiedzenie dnia 12 maja 18**, pod prezydencją Józefa Smiggera, Esq. D.W.P.C.K.P.1). Jednogłośnie postanowiono, co następuje: Towarzystwo z uczuciem niczym niezamąconego zadowolenia i bezwzględnego uznania wysłuchało czytania dokumentów, udzielonych przez Samuela Pickwicka, Esq D.P.C.K.P.2) i, zatytułowanych: Badania źródeł stawów hampsteadzkich, tudzież niektóre spostrzeżenia nad teorią głowaczów. Towarzystwo wyraża swoje najszczersze podziękowanie rzeczonemu Samuelowi Pickwickowi, Esq D.P.C.K.P. Towarzystwo, uznając wielkie korzyści, jakie nauka odnieść powinna z dzieł wyżej przytoczonych, jak również z niezmordowanych poszukiwań Samuela Pickwicka w Hornsey, Highgate, Brixton i Camberwell3, nie może także nie uznać nieobliczalnych skutków, jakie by, o ile sobie pochlebiać można, wynikły dla rozpowszechnienia pożytecznych wiadomości i rozwoju oświaty, gdyby prace tego znakomitego męża przeniesione zostały na rozleglejsze pole, to jest, gdyby podróże jego i spostrzeżenia obszerniejszy obejmowały zakres.

Dlatego też Towarzystwo poddało gruntownej rozwadze wniosek wyżej wymienionego Samuela Pickwicka Esq. D.P.C.K.P. i trzech innych pickwickistów, wymienionych poniżej, mający na celu utworzenie nowego związku zjednoczonych pickwickistów, pod nazwą: Stowarzyszenie Korespondentów Klubu Pickwicka

Po przyjęciu i zatwierdzeniu wzmiankowanego wniosku przez Towarzystwo Stowarzyszenie Korespondentów Klubu Pickwicka uznaje się niniejszym za ukonstytuowane, Samuel Pickwick, Esq. D.P.C.K.P., August Snodgrass. Esq. C.K.P., Tracy Tupman, Esq. C.K.P. i Nataniel Winkle, Esq. C.K.P. zostają również wybrani i mianowani członkami rzeczonego Stowarzyszenia Korespondentów, z zaleceniem, ażeby od czasu do czasu przesyłali Towarzystwu Klubu Pickwicka w Londynie autentyczne szczegóły o swych podróżach i poszukiwaniach, spostrzeżenia nad charakterem i obyczajami, na koniec opisy przygód, jak również opowiadania i inne utwory, będące wynikiem uwag nad miejscowymi wydarzeniami lub wynikiem wspomnień w związku z nimi pozostających.

Towarzystwo z wdzięcznością zatwierdza zasadę, że członkowie Stowarzyszenia Korespondentów sami będą ponosić koszty podróży, i nie ma nic przeciw temu, ażeby członkowie rzeczonego stowarzyszenia robili swe poszukiwania, dopóki im się podobać będzie, byle poszukiwania te odbywały się na tych samych warunkach.

Na koniec uwiadamia się niniejszym członków rzeczonego stowarzyszenia, że wniosek ich opłacania porto od listów i posyłek roztrząsany był przez Towarzystwo; że Towarzystwo poczytuje ten wniosek za godny wielkich umysłów, z których łona wyszedł, i udziela mu swego zupełnego zatwierdzenia”.

Powierzchowny obserwator, dodaje sekretarz, z którego papierów czerpiemy tę opowieść, powierzchowny obserwator może nie dostrzegłby nic nadzwyczajnego w łysej głowie i okrągłych okularach, stale zwróconych na twarz sekretarza Towarzystwa, gdy ten czytał oświadczenia wyżej przytoczone; był to jednak widok ze wszech miar godny zastanowienia dla każdego, kto wiedział, że potężny mózg Pickwicka pracował pod tą łysiną i że wyraziste oczy Pickwicka błyszczały poza tymi okularami. I w samej rzeczy, mąż, który dotarł aż do źródeł stawów hampsteadzkich4, który poruszył cały świat uczoną swoją teorią głowaczów, siedział tam tak spokojny i nieruchomy jak wody tych stawów, gdy je lód zetnie, albo raczej jako pojedynczy egzemplarz głowacza w przepastnych głębiach jam gliniastych.

Ale o ileż widok ten stał się więcej zajmujący, gdy na powtórzone wołania: Pickwick! Pickwick, które jednocześnie wyrwały się z ust wszystkich jego uczniów, znakomity ten mąż podniósł się, pełen życia i wzruszenia, wstąpił powoli na prostą ławkę, na której przedtem siedział, i przemówił do klubu, którego był założycielem. Jakież by to studium dla artysty przedstawiła ta zajmująca scena! Wymowny Pickwick stał przed nami, jedną rękę wdzięcznie ukrywając pod połą fraka, drugą poruszając w powietrzu dla nadania większej wyrazistości swej gorącej deklamacji. Wzniesione stanowisko mówcy pozwalało widzieć jego obcisłe spodnie z kamaszami, na które pewnie nie zwrócono by wielkiej uwagi, gdyby okrywały innego człowieka, ale które uświetnione, zilustrowane, jeżeli tak można wyrazić się, osobą Pickwicka, mimowolnie przejmowały widzów uszanowaniem i czcią. Otaczali go ludzie serca, którzy zgłosili gotowość dzielania niebezpieczeństw jego podróży i którzy zarazem mieli podzielić sławę jego odkryć. Po prawej stronie zasiadł Tracy Tupman, wielce zapalony Tupman, który z mądrością wieku dojrzałego łączył uniesienie i młodzieńczy zapał w tym, co dotyczy najbardziej zajmującej i najgodniejszej przebaczenia słabości ludzkiej – miłości! Czas i dobre jadło rozszerzyły mu kibić, niegdyś tak romantyczną; jego czarna jedwabna kamizelka stawała się coraz wypuklejsza, a złoty łańcuch od zegarka znikał cal za calem sprzed jego własnych oczu; szeroki podbródek coraz więcej wyłaniał się spoza białego krawata, ale dusza Tupmana nie zmieniła się; uwielbienie dla płci pięknej było w niej zawsze górującym uczuciem. Na lewo od mistrza siedział poetyczny Snodgrass, tajemniczo otulony w niebieski płaszcz, psami podszyty. Obok niego Winkle, myśliwiec, z wdziękiem ukazywał kurtkę zupełnie nową, szkocki krawat i szaraczkowe spodnie.

Mowa pana Pickwicka i rozprawy, które się wywiązały następnie, przytoczone są w protokołach klubu. Przedstawiają one uderzające podobieństwo do rozpraw najznakomitszych zgromadzeń; a ponieważ zawsze budującym jest porównywanie czynów wielkich ludzi, podajemy protokół tego pamiętnego posiedzenia.

„Pan Pickwick zrobił uwagę – mówi sekretarz – że sława jest droga sercu każdego człowieka. Sława poetycka jest droga sercu jego przyjaciela Snodgrassa. Sława miłosnych podbojów jest tak samo droga jego przyjacielowi Tupmanowl, a żądza zdobycia sobie sławy we wszystkich ćwiczeniach ciała płonie w wysokim stopniu w piersi jego przyjaciela Winkle’a. On (pan Pickwick) nie może zapomnieć, że i na niego samego wywierają wpływ namiętności ludzkie, ludzkie uczucia (oklaski), może nawet ludzkie słabości (głośne zawołania: Nie! Nie!). Ale powie i to, że jeżeli kiedy ogień miłości własnej zapałał w jego łonie, to wnet stłumiły go żądze bycia pożytecznym rodzajowi ludzkiemu. Chęć zjednania sobie szacunku rodu ludzkiego była zawsze jego bodźcem, filantropia jego gwiazdą przewodnią (gwałtowne oznaki uznania). Czuł on niejaką dumę, wyznaje to otwarcie, i niech jego przyjaciele zużytkują to wyznanie, jeżeli się im podoba, czuł on niejaką dumę, gdy przedstawił uczonemu światu swoją teorię głowaczów. Teoria ta może być znakomita albo nie być nią. (Jeden głos: Jest nią! Głośne oklaski). Zgadza się mówca ze zdaniem szanownego pickwickisty, którego głos usłyszał. Teoria jego jest znakomita. Ale choćby sława tego traktatu doszła do krańców uczonego świata, i wtedy duma, jaką by odczuwał autor tego utworu, nie byłaby niczym wobec uczucia dumy, jakiego doznaje w tej chwili najszczęśliwszej w jego życiu (oklaski). Jest on tylko bardzo mizerną jednostką (Nie! Nie!), nie może jednak nie uznać tego, że powołany został przez Towarzystwo do czynności wielkiej wagi, połączonej z pewnym narażeniem się, dziś zwłaszcza, gdy nieład panuje na wielkich drogach, a woźnice są zdemoralizowani. Spojrzyjcie na stały ląd Europy i na sceny zdarzające się we wszystkich krajach. Wszędzie wywracają się dyliżanse, konie unoszą, zagryzłszy wędzidła, statki idą na dno, kotły parowe pękają! (Oklaski. – Jeden głos: Nie!) Nie! (oklaski) niech szanowny pickwickista, który wygłasza nie tak donośne uwagi, wystąpi tu i jeżeli śmie, kłam mi zada! Kto krzyknął nie? (Głośne oklaski). Byłażby to zbita z tropu miłość własna człowieka… nie chcę powiedzieć kapelusznika (żywe oklaski); który, zazdroszcząc pochwał oddawanych, może niezasłużenie, uczonym pracom mówcy i urażony skarceniem, jakiego doznały nędzne wystąpienia, zazdrością natchniony, uciekła się dziś do środka potwarczego”.

„Pan Blotton (z Algate) powstaje i żąda przywołania do porządku. – Czy Szanowny pickwickista do niego robił aluzję?” (Wołania: Do porządku! Tak! Nie! Słuchajcie! Dość tego! itd.).

„Pana Pickwicka nie zastraszą te hałasy. Tak, on zrobił aluzję do szanownego dżentelmena!” (Żywe wzruszenie).

„W takim razie pan Blotton w dwu tylko słowach odpowie: z największą pogardą odrzuca on zarzut szanownego dżentelmena jako fałszywy i oszczerczy (głośne oklaski). Szanowny dżentelmen jest blagier”. (Okropne wzburzenie. Wielkie przywoływanie do porządku).

„Pan Snodgrass wstaje, żądając przywołania do porządku. (Słuchajcie!) Zapytuje, czy nie zostanie zamknięta ta niewłaściwa dyskusja między dwoma członkami klubu”. (Słuchajcie! Słuchajcie!).

„Prezydent jest przekonany, że szanowny pickwickista cofnie wyrażenie, którego użył”.

„Pan Blotton, pomimo całego szacunku dla prezydenta, oświadcza, że tego nie uczyni”.

„Prezydent jest zdania, że obowiązek nakazuje mu zapytać szanownego dżentelmena, czy wyrażenia, które mu się wyrwało, użył w znaczeniu, jakie mu się nadaje pospolicie”.

„Pan Blotton nie waha się odpowiedzieć, że nie i że użył tego wyrażenia w znaczeniu pickwickowskim. (Słuchajcie! Słuchajcie!) Czuje się on w obowiązku oświadczyć, że osobiście przejęty jest najgłębszym szacunkiem dla szanownego dżentelmena. Nazwał go blagierem tylko z punktu zapatrywania się czysto pickwickowskiego”. (Słuchajcie! Słuchajcie!).

„Pan Pickwick oświadcza, że najzupełniej poprzestaje na szlachetnym i szczerym objaśnieniu swego szlachetnego przyjaciela. Życzy on sobie, aby należycie zostało zrozumiane, iż jego własne spostrzeżenia powinny być pojmowane w znaczeniu czysto pickwickowskim (oklaski)”.

Tu kończy się protokół. I w samej rzeczy dyskusja nie mogła już być dalej prowadzona, doszedłszy do konkluzji tak zadowalającej i jasnej. Nie mamy urzędowych dowodów co do faktów, jakie czytelnik znajdzie w rozdziale następnym, lecz ułożone one zostały według listów i innych dokumentów, których autentyczność nie podlega wątpliwości.

1. Esquire, tytuł dawany w Anglii każdemu, kto nie należy do klasy kupieckiej lub rzemieślniczej. D.W.P.C.K.P. znaczy: Dożywotni Wice-Prezes, Członek Klubu Pickwicka.

2. Esquire, Dożywotni Prezes, Członek Klubu Pickwicka.

3. Okolice Londynu.

4. Hampstead, wieś w okolicy Londynu.ROZDZIAŁ III NOWA ZNAJOMOŚĆ. NIEMIŁE SPOTKANIE

Pan Pickwick doznawał pewnej niespokojności z powodu za długiej nieobecności swoich dwóch przyjaciół, przypomniawszy sobie zwłaszcza ich niepojęte zachowanie poranne. Toteż z prawdziwą przyjemnością powitał ich i z niezwykłym zajęciem zapytał, gdzie bawili tak długo. W odpowiedzi na to pan Snodgrass już zabierał się do treściwego opisu zaszłych wypadków, gdy spostrzegł między panem Tupmanem a towarzyszem ich podróży w zielonym fraku jakiegoś nowego nieznajomego, wyglądającego nie mniej oryginalnie. Był to człowiek najwyraźniej zestarzały wśród troski, którego wychudłym policzkom, sterczącym kościom, błyszczącym, chociaż mocno zapadłym oczom nadawały jeszcze ostrzejszego wyrazu czarne, długie włosy, opadające w nieładzie na kołnierz. Szczęki jego były tak długie i tak chude, iż można by sądzić, że naumyślnie je wyciągał, gdyby nie nieruchomość rysów i na pół otwarte usta nie przekonywały, że jest to zwykła jego fizjonomia. Szyję miał okręconą zielonym szalem, którego szerokie końce, spadające na piersi, wyglądały spomiędzy guzików starej kamizelki. Miał na sobie długi czarny surdut, spodnie z grubego sukna i buty mocno przechodzone.

Oczy pana Snodgrassa zatrzymały się na tej figurze. Pan Pickwick, dostrzegłszy to, powiedział, wskazując ręką nieznajomego:

– Przyjaciel naszego nowego przyjaciela. Dziś rano odkryliśmy, że nowy nasz przyjaciel jest zaangażowany do tutejszego teatru, chociaż nie życzy sobie, by to się rozgłaszało. Dżentelmen również należy do tej profesji i właśnie, gdyście wchodzili, miał nam opowiedzieć pewną anegdotę.

– Masa anegdot! – rzekł nieznajomy w zielonym fraku, podchodząc do pana Winkle’a i dodając po cichu: – Szczególnego rodzaju człowiek, nie artysta, grywa role drugorzędne, dziwny człowiek, wszelkiego rodzaju nędza. Nazywamy go Jakubem Ponurym.

Panowie Winkle i Snodgrass skłonili się dżentelmenowi noszącemu to dziwne nazwisko i zasiadłszy do stołu, zażądali wody i wódki, naśladując w tym resztę towarzystwa.

– Teraz, panie – rzekł pan Pickwick – chciej pan zrobić nam tę przyjemność i zaczynaj.

Jakub Ponury wyjął z kieszeni zwój papieru osmolonego i zwracając się do pana Snodgrassa, zapytał ochrypłym głosem, będącym w najdoskonalszej harmonii z jego powierzchownością.

– Czy pan poeta?

– Tak… próbuję sił w tym gatunku – odrzekł pan Snodgrass nieco zmieszany niespodziewanym zapytaniem.

– Poezja jest dla życia tym, czym światło i muzyka dla teatru. Ogołoć pan jedno z jego fałszywych ozdób, a drugie z ułudzeń – cóż pozostanie zajmującego w obu?

– To prawda – odrzekł pan Snodgrass.

– Tak na przykład: pod kinkietami należysz pan do królewskiego orszaku, podziwiasz jedwabne szaty świetnego tłumu; a stanąwszy za kulisami, jesteś ludem wyrabiającym te piękne stroje, motłochem nic nieznaczącym i pogardzonym, który może upadać i podnosić się, żyć i umierać, jak się losowi spodoba, a nikogo to nie obejdzie.

– Bez wątpienia – odpowiedział pan Snodgrass, bo zapadłe oczy nieznajomego były weń utkwione i czuł potrzebę powiedzenia czegokolwiek.

– No, Jakubie! – zawołał podróżnik hiszpański – nabierz otuchy, dość tego skrzeczenia.

– Czy pozwolisz pan jeszcze jedną szklaneczkę przed zaczęciem? – zapytał pan Pickwick.

Ponury człowiek przystał na to, zmieszał wódkę z wodą, i z wolna wypił pół szklanki, potem rozwinął papier.

Właśnie miał już rozpocząć czytanie, gdy do pokoju wszedł posługacz i powiedział:

– Panie, przyszło tu kilku dżentelmenów.

Pan Pickwick surowo spojrzał na chłopca, a potem po całym towarzystwie, jakby zapytując, kto by to mógł przychodzić.

– O! – zawołał pan Winkle, wstając – to moi przyjaciele. Proś – niech wejdą.

A gdy chłopak oddalił się, dodał:

– Bardzo przyjemni ludzie, oficerowie z 97. pułku, z którymi poznajomił mnie traf dość szczególny. Jestem pewny, że będą się podobać nam wszystkim.

Pogoda powróciła na twarz pana Pickwicka. Posługacz wprowadził do pokoju trzech dżentelmenów i pan Winkle począł ich przedstawiać.

– Porucznik Tappleton – pan Pickwick. Doktor Payne – pan Pickwick… Panowie znają już mego przyjaciela pana Snodgrassa… Przyjaciel mój, pan Tupman. Doktor Slammer – pan Pickwick… pan Tup…

Tu pan Winkle nagle zatrzymał się, dostrzegłszy wielkie poruszenie doktora i pana Tupmana.

– Już spotkałem raz tego dżentelmena – rzekł doktor z energią.

– A! a! – zawołał Winkle.

– I to indywiduum także, jeżeli się nie mylę – mówił dalej doktor Slammer, badawczy wzrok utkwiwszy w nieznajomym w zielonym fraku. – Sądzę, że zeszłej nocy zrobiłem temu indywiduum bardzo naglące wyzwanie, które uznał za właściwe odrzucić.

Wymawiając te wyrazy, doktor rzucił na nieznajomego wzrok pełen oburzenia i począł rozmawiać po cichu, ale żywo, z porucznikiem Tappletonem. Gdy skończył, porucznik zawołał:

– Czy tak?

– Tak – odpowiedział doktor Slammer.

– Trzeba od razu z nim skończyć – rzekł z największą powagą właściciel składanego stołka.

– Proszę cię, Payne, bądź spokojniejszy – przemówił porucznik. Potem zwracając się do pana Pickwicka, szczególnie zaintrygowanego całym tym niegrzecznym spektaklem, mówił dalej co następuje:

– Pozwoli pan zapytać się, czy ta osoba należy do towarzystwa panów?

– Nie, panie – odrzekł pan Pickwick – to tylko jeden z naszych gości.

– Sądzę, że jest członkiem klubu?

– Bynajmniej.

– I nigdy nie nosi klubowego uniformu?

– Nigdy – odpowiedział zdumiony pan Pickwick.

Pan porucznik Tappleton zwrócił się ku swemu przyjacielowi, doktorowi Slammerowi, lekko poruszywszy ramionami, co zdawało się wyrażać pewne powątpiewanie względem dokładności wspomnień doktora.

Doktor był w najwyższym stopniu rozgniewany, ale zarazem jakby zbity z tropu; uprzejme zachowanie się pana Pickwicka do wściekłości prawie doprowadzało pana Payne.

– Pan byłeś na balu zeszłej nocy! – wykrzyknął nagle doktor do pana Tupmana tonem, od którego ten drgnął tak widocznie, jakby ktoś niespodzianie wsadził mu szpilkę w łydkę.

Odpowiedział słabym głosem: „Tak”, nie przestając patrzeć na pana Pickwicka.

– Ten jegomość był z panem? – mówił dalej doktor, wskazując na niczym niewzruszonego nieznajomego.

Pan Tupman potwierdził ten fakt.

– Teraz, mój panie – powiedział doktor do nieznajomego – pytam raz jeszcze pana, w obecności wszystkich tych dżentelmenów, czy zechcesz mi dać swą kartę wizytową i być traktowanym jako dżentelmen, czy też zmusić mnie do skarcenia go osobiście, tu w tym miejscu?

– Za pozwoleniem – przerwał pan Pickwick – nie mogę przystać na dalsze rozwijanie się tej sprawy bez pewnych wyjaśnień. Tupman, opowiedz, jak to było.

Pan Tupman, wezwany w sposób tak uroczysty, opowiedział całą rzecz w krótkich słowach; lekko dotknął okoliczności zapożyczenia fraka, szeroko rozwiódł się nad tym, że stało się to po obiedzie, wyraził nieco żalu co do siebie i pozostawił nieznajomemu wydobywanie się z kłopotu, jak umie.

Ten właśnie zabierał się do przemówienia, gdy porucznik Tappleton, który przypatrywał mu się z wielką ciekawością, zapytał tonem wyniosłym:

– Czy nie widziałem pana na scenie?

– Bardzo być może – odrzekł nieustraszony nieznajomy.

– To wędrowny komediant! – zawołał porucznik z pogardą; a potem zwracając się do doktora Slammera, dodał: – Gra w sztuce, którą na żądanie oficerów 52. pułku dają jutro. Nie możesz więc, doktorze, prowadzić dalej tej sprawy; to niepodobna.

– Niepodobna na żaden sposób! – powtórzył z dumą doktor Payne.

– Przykro mi, że wprowadziłem pana w tak niemiłe położenie – rzekł następnie porucznik Tappleton do pana Pickwicka. – Ale pozwól pan powiedzieć sobie, że najlepszym sposobem uniknięcia scen podobnych w przyszłości jest zachowanie większej rozwagi w dobieraniu sobie towarzystwa. Najniższy sługa!

I rzekłszy to, wyszedł z pokoju.

– I pozwól pan także powiedzieć sobie – dodał drażliwy doktor Payne – że gdybym ja był na miejscu porucznika Tappletona lub Slammera, to natarłbym uszu panu i wszystkim obecnym tu osobnikom. Nazwisko moje jest Payne, doktor Payne z 43. pułku. Dobranoc!

Zakończywszy tę przemowę, której ostatnie wyrazy wygłoszone były głosem bardzo podniosłym, poszedł majestatycznie za porucznikiem, a za nim Slammer, który wprawdzie nie przemówił, ale ulżył sobie, rzuciwszy na całe towarzystwo wzrokiem pełnym pogardy.

Podczas tych prowokacji niesłychane oburzenie i gniew, wzmagający się straszliwie, napełniły szlachetną pierś pana Pickwicka, tak że omal nie pękła mu kamizelka. Stał jak skamieniały, spoglądając na miejsce zajmowane przed chwilą przez doktora Payne’a, gdy trzask zamykających się drzwi opamiętał go nieco. Rzucił się wtedy naprzód, z gniewną twarzą i błyskawicami w oczach. Ręka jego była już na klamce. Jeszcze chwila, a byłaby już na gardle doktora Payne’a z 43. pułku, gdyby pan Snodgrass nie pochwycił czcigodnego swego mentora za połę i nie począł ciągnąć do tyłu.

– Winkle! Tuppman! – zawołał z wyrazem rozpaczy – trzymajcie go! Nie powinien narażać swego drogiego życia w podobnej sprawie.

– Puśćcie mnie! – krzyczał pan Pickwick.

– Trzymajcie! – wołał pan Snodgrass.

I połączonym usiłowaniom całego towarzystwa udało się posadzić pana Pickwicka w fotelu.

– Dajcie mu spokój – rzekł wtedy nieznajomy w zielonym fraku. – Szklankę grogu. A to dzielny stary! Przełknij no pan trochę. Napój znakomity.

Mówiąc to i wprzódy sam wypiwszy spory łyk dymiącego płynu, nieznajomy przyłożył szklankę do ust pana Pickwicka i reszta tego, co się w niej znajdowało, znikła w niedługim czasie w gardle znakomitego filozofa. Nastąpiła krótka pauza: grog skutkował i wkrótce znowu pogoda zajaśniała na obliczu pana Pickwicka. Nieznajomy powiedział:

– Oni nie są godni pańskiej uwagi.

– Masz pan słuszność – odrzekł pan Pickwick – nie są godni. Wstydzę się, że tak puściłem wodze moim namiętnościom. Przysuń pan swe krzesło.

Komediant nie kazał się prosić dwa razy. Wszyscy zasiedli dokoła stołu i znowu zapanowała harmonia. Tylko pan Winkle zdawał się być nieco zirytowany. Czyżby przyczyną tego usposobienia była samowolna pożyczka fraka? Ale tak błaha okoliczność nie mogła wzbudzić gniewu, choćby przelotnego, w sercu pickwickisty. To pewna, że, wyjąwszy ten szczegół, dobry humor powrócił w towarzystwie i wieczór zakończył się wesoło, tak jak i zaczął.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: