Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

O umyśle. Tom II - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O umyśle. Tom II - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 379 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ I O GE­NIU­SZU

Wie­lu pi­sa­ło o ge­niu­szu. Więk­szość pi­sa­rzy okre­śla­ła go jako ogień, na­tchnie­nie i bo­ski po­ryw. Prze­no­śnie te bra­no za de­fi­ni­cje.

Mimo ca­łej mgli­sto­ści ta­kich de­fi­ni­cji, dla tej sa­mej przy­czy­ny, dla któ­rej mó­wi­my, że ogień jest go­rą­cy, i do wła­ści­wo­ści jego za­li­cza­my wra­że­nia, ja­kich za jego spra­wą do­zna­je­my, na­zwę ognia na­da­je­my rów­nież wszyst­kim my­ślom i uczu­ciom zdol­nym wzbu­dzić i roz­pa­lić w nas sil­ne na­mięt­no­ści.

Nie­wie­lu jed­nak zda­ło so­bie spra­wę, że te prze­no­śnie ma­ją­ce za­sto­so­wa­nie do pew­nych ty­pów ge­nial­no­ści, np. do po­ezji lub wy­mo­wy, nie da­dzą się za­sto­so­wać do ge­niu­szów ba­daw­czych, ta­kich jak Loc­ke czy New­ton.

Chcąc po­dać ści­słą de­fi­ni­cję sło­wa «ge­niusz» i w ogó­le wszyst­kich okre­śleń, ja­kie łą­czy­my ze sło­wem umysł, na­le­ży się zbli­żyć do po­jęć po­wszech­nie uży­wa­nych i w tym celu ze szcze­gól­ną uwa­gą po­słu­chać zda­nia sze­ro­kie­go ogó­łu.

Ogół za­li­cza do ge­niu­szów bez róż­ni­cy Kar­te­zju­sza, Loc­ke'a, Mon­te­skiu­sza; Gor­ne­il­le'a, Mo­lie­ra itd

Je­śli zaś na­da­je tę na­zwę lu­dziom tak róż­nym, to wi­docz­nie za­kła­da w nich ja­kąś wspól­ną ce­chę zna­mio­nu­ją­cą ge­niusz.

Aże­by po­znać tę ce­chę, się­gnij­my do ety­mo­lo­gii sło­wa «ge­niusz», gdyż za­zwy­czaj wła­śnie w ety­mo­lo­gii sło­wa wi­dać naj­wy­raź­niej, jaką treść na­da­je mu się po­wszech­nie.

Sło­wo «ge­niusz» po­cho­dzi od cza­sow­ni­ka gi­gne­re, gi­gno – ro­dzę, wy­twa­rzam, za­kła­da więc za­wsze wy­na­laz­czość i to jest je­dy­na ce­cha wła­ści­wa ge­niu­szom róż­ne­go ro­dza­ju.

Ist­nie­ją dwo­ja­kie wy­na­laz­ki albo od­kry­cia: jed­ne za­wdzię­cza­my tyl­ko przy­pad­ko­wi, ta­ki­mi są bu­so­la, proch strzel­ni­czy i na ogół wszyst­kie od­kry­cia do­ko­na­ne w sztu­kach sto­so­wa­nych.

Ale nie brak i ta­kich, któ­re za­wdzię­cza­my ge­niu­szo­wi, wte­dy przez sło­wo «od­kry­cie» na­le­ży ro­zu­mieć nowy układ, nowy zwią­zek wy­kry­ty po­mię­dzy roz­ma­ity­mi przed­mio­ta­mi albo po­ję­cia­mi. Zdo­by­wa się mia­no ge­niu­sza, je­śli po­ję­cia wy­ni­ka­ją­ce z tego związ­ku two­rzą ja­kąś wiel­ką ca­łość, są płod­ne w praw­dy i waż­ne dla ludz­ko­ści. A po­nie­waż pra­wie za­wsze przy­pa­dek pod­su­wa nam przed­miot roz­my­ślań, de­cy­du­je on w znacz­nie więk­szym stop­niu, niż przy­pusz­cza­my, o po­wo­dze­niu wiel­kich lu­dzi. Przy­pa­dek pod­su­wa im bo­wiem do ba­dań mniej lub bar­dziej in­te­re­su­ją­ce te­ma­ty i przy­pa­dek tak­że spra­wia, że ro­dzą się wła­śnie wte­dy, gdy mogą stwo­rzyć epo­kę.

Chcąc wy­ja­śnić sło­wo«epo­ka» na­le­ży zwró­cić uwa­gę, że każ­de­go wy­na­laz­cę w ja­kiejś sztu­ce czy ga­łę­zi wie­dzy, któ­rą – że tak po­wiem – wy­niósł z ko­leb­ki, prze­wyż­szy za­wsze inny uta­len­to­wa­ny czło­wiek, któ­ry po­dą­ża jego śla­dem. Dru­gie­go prze­wyż­szy trze­ci i tak da­lej, do­pó­ki tyl­ko dana umie­jęt­ność się roz­wi­ja. Przy­cho­dzi mo­ment, kie­dy osią­ga ona szczyt do­sko­na­ło­ści albo przy­najm­niej taki sto­pień roz­wo­ju, że może ucho­dzić za do­sko­na­łą w ja­kimś spo­łe­czeń­stwie. Wte­dy ten, kto ją do tego stop­nia do­pro­wa­dził, otrzy­mu­je mia­no ge­niu­sza, choć­by nie­kie­dy nie bar­dziej przy­czy­nił się do jej roz­wo­ju niż jego po­przed­ni­cy. Nie wy­star­czy więc być ge­nial­nym, aby otrzy­mać mia­no ge­niu­sza.

Od mi­ste­riów pa­syj­nych do po­etów Har­dy'ego i Ro­trou i do Ma­rian­ny Tri­sta­na te­atr fran­cu­ski osią­gał ko­lej­no wszyst­kie stop­nie do­sko­na­ło­ści. Cor­ne­il­le na­ro­dził się w chwi­li, gdy do­sko­na­łość, jaką nadał sztu­ce te­atral­nej, mu­sia­ła już stwo­rzyć epo­kę: Cor­ne­il­le jest ge­niu­szem.

Mó­wiąc to, nie za­mie­rzam by­najm­niej po­mniej­szać sła­wy tego wiel­kie­go po­ety, chcę tyl­ko do­wieść, że za­sa­da cią­gło­ści za­wsze ści­śle obo­wią­zu­je i że nie ma w przy­ro­dzie sko­ków . Spo­strze­że­nie do­ty­czą­ce sztu­ki dra­ma­tycz­nej od­no­si się rów­nież do na­uki do­świad­czal­nej.

Ke­pler od­krył pra­wo wza­jem­ne­go cią­że­nia ciał. Utwier­dził je New­ton, kie­dy sto­su­jąc z po­wo­dze­niem bar­dzo po­my­sło­we ob­li­cze­nia stwo­rzył sys­tem nie­bie­ski: New­ton stwo­rzył epo­kę i zo­stał za­li­czo­ny do ge­niu­szów.

Ary­sto­te­les, Gas­sen­di, Mon­ta­igne mgli­ście do­strze­ga­li, że wra­że­nia są źró­dłem wszyst­kich na­szych po­jęć; Loc­ke wy­świe­tlił, po­głę­bił tę za­sa­dę i na pod­sta­wie bar­dzo wie­lu przy­kła­dów wy­ka­zał jej słusz­ność. Loc­ke jest ge­niu­szem.

Nie­po­dob­na, by wiel­kie­go czło­wie­ka nie za­po­wia­da inny wiel­ki czło­wiek . Dzie­ła ge­niu­sza są po­dob­ne do nie­któ­rych wspa­nia­łych po­mni­ków sta­ro­żyt­no­ści bu­do­wa­nych przez kil­ka po­ko­leń wład­ców, ale na­zy­wa­nych imie­niem tego, kto je skoń­czył.

Je­śli jed­nak przy­pa­dek, tzn. po­łą­cze­nie skut­ków wy­ni­ka­ją­cych z nie zna­nych nam przy­czyn, ma tak wiel­ki wpływ na sła­wę lu­dzi wy­bit­nych w sztu­ce i na­uce, je­śli przy­pa­dek roz­strzy­ga o chwi­li, kie­dy po­win­ni przy­cho­dzić na świat, aby stwo­rzyć epo­kę i otrzy­mać mia­no ge­niu­szy, to czyż ten sam przy­pa­dek nie ma jesz­cze więk­sze­go wpły­wu na sła­wę mę­żów sta­nu?

Sła­wa Ce­za­ra i Ma­ho­me­ta ogar­nę­ła cały świat. Ma­ho­met w jed­nej po­ło­wie kuli ziem­skiej jest czczo­ny jako przy­ja­ciel Boga, w dru­giej – uzna­ny za wiel­kie­go ge­niu­sza. Tym­cza­sem ten­że Ma­ho­met, zwy­kły ku­piec arab­ski, czło­wiek bez wy­kształ­ce­nia, bę­dą­cy sam ofia­rą fa­na­ty­zmu, któ­ry wznie­cał w in­nych, mu­siał ucie­kać się do po­mo­cy mni­chów grec­kich, by na­pi­sać mier­ne i śmiesz­ne dzie­ło, zwa­ne Al-Ko­ra­nem. Jak­żeż więc w ta­kim czło­wie­ku nie uznać dzia­ła­nia przy­pad­ku, co na­ka­zał mu żyć w ta­kich cza­sach i oko­licz­no­ściach, kie­dy nie­unik­nio­ny był prze­wrót, któ­re­mu ten zu­chwa­ły czło­wiek uży­czył tyl­ko swe­go imie­nia?

Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że ten sam przy­pa­dek, tak przy­chyl­ny dla Ma­ho­me­ta, przy­czy­nił się do sła­wy Ce­za­ra. Nie zna­czy to, bym chciał coś ująć po­chwa­łom na­leż­nym temu bo­ha­te­ro­wi, ale Sul­la po­dob­nie jak on ujarz­mił Rzy­mian. Czy­ny wo­jen­ne nig­dy nie są na tyle usta­lo­ne w hi­sto­rii, by moż­na było roz­strzy­gnąć, czy Ce­zar istot­nie prze­wyż­szał Ser­to­riu­sza albo ja­kie­goś in­ne­go wo­dza w tym ro­dza­ju. Je­śli zaś jest je­dy­nym Rzy­mia­ni­nem, któ­re­go się zwy­kło ze­sta­wiać z po­grom­cą Da­riu­sza, to dla­te­go, że obaj-pod­bi­li mnó­stwo lu­dów. Sła­wa Ce­za­ra dla­te­go przy­ćmi­ła sła­wę pra­wie wszyst­kich wiel­kich wo­dzów re­pu­bli­ki, że przez swe zwy­cię­stwa za­ło­żył on pod­wa­li­ny tro­nu, któ­ry umoc­nił Au­gust, i że jego dyk­ta­tu­ra stwo­rzy­ła epo­kę w pro­ce­sie ujarz­mia­nia Rzy­mian. Ce­zar do­ko­nał prze­wro­tu w świe­cie i świet­ność jego czy­nu mu­sia­ła przy­czy­nić się do roz­gło­su, na jaki on so­bie za­słu­żył swy­mi wiel­ki­mi zdol­no­ścia­mi.

Nie­za­leż­nie od roli, któ­rą przy­pi­su­ję przy­pad­ko­wi, nie­za­leż­nie od jego udzia­łu w roz­gło­sie, ja­kim się cie­szą wiel­cy lu­dzie, przy­pa­dek może dzia­łać je­dy­nie na ko­rzyść tych, któ­rych oży­wia sil­ne pra­gnie­nie sła­wy.

Pra­gnie­nie to – jak już po­wie­dzia­łem – po­zwa­la im zno­sić bez wy­sił­ku tru­dy na­uki i roz­my­ślań; ob­da­rza ono czło­wie­ka zdol­no­ścią trwa­łe­go sku­pie­nia uwa­gi, bez któ­re­go nie moż­na się wsła­wić w żad­nej sztu­ce czy na­uce. Pra­gnie­niu temu na­le­ży przy­pi­sać zu­chwa­łość ge­niu­sza, któ­ra sta­wia pod osąd ro­zu­mu uświę­co­ne cza­sem po­glą­dy, prze­są­dy i błę­dy.

Ono to je­dy­nie, za­rów­no w na­uce, jak i w sztu­ce, wie­dzie nas ku no­wym pra­wom albo do­star­cza nam no­wych roz­ko­szy. Pra­gnie­nie to jest du­szą ge­niu­sza, jest źró­dłem jego śmiesz­no­stek i jego, osią­gnięć; osią­gnięć, któ­re za­wdzię­cza za­zwy­czaj je­dy­nie upo­ro­wi, z ja­kim się cał­ko­wi­cie sku­pia na jed­nej dzie­dzi­nie. Je­den ro­dzaj wie­dzy wy­star­cza, aby za­wład­nąć całą tre­ścią du­szy, to­też nie ma i nie może być czło­wie­ka ge­nial­ne­go wszech­stron­nie.

Je­śli ze­sta­wi­my czas, ja­kie­go wy­ma­ga­ją roz­wa­ża­nia po­trzeb­ne do wy­bi­cia się w ja­kiejś dzie­dzi­nie, z krót­ko­ścią ży­cia ludz­kie­go, zo­ba­czy­my, że nie moż­na ce­lo­wać rów­no­cze­śnie w wie­lu dzie­dzi­nach.

Zresz­tą ist­nie­je tyl­ko je­den okres w ży­ciu czło­wie­ka, okres wiel­kich na­mięt­no­ści, kie­dy moż­na po­ko­nać pierw­sze trud­no­ści bro­nią­ce wstę­pu do każ­dej wie­dzy. Kie­dy okres ten mi­nie, czło­wiek może jesz­cze na­uczyć się le­piej po­słu­gi­wać na­rzę­dziem, któ­re­go do­tych­czas uży­wał, le­piej roz­wi­jać swo­je idee, ja­śniej je wy­ra­żać, nie jest już jed­nak zdol­ny do wy­sił­ków, ja­kich wy­ma­ga prze­ora­nie no­wej dlań dzie­dzi­ny.

W każ­dej dzie­dzi­nie ge­niusz jest za­wsze wy­two­rem nie­zli­czo­nych po­łą­czeń my­ślo­wych, któ­rych się do­ko­nu­je je­dy­nie we wcze­snej mło­do­ści.

Zresz­tą przez sło­wo «ge­niusz» nie ro­zu­miem by­najm­niej tyl­ko ge­nial­nej zdol­no­ści do od­kryć na­uko­wych czy ge­nial­nej in­wen­cji w tre­ści i pla­nie ja­kie­goś dzie­ła, ist­nie­je rów­nież ge­niusz wy­ra­ża­nia się. Za­sa­dy sztu­ki pi­sar­skiej są jesz­cze tak ciem­ne i nie­do­sko­na­łe, tak mało mamy da­nych w tej dzie­dzi­nie, że nie­po­dob­na zdo­być ty­tu­łu wiel­kie­go pi­sa­rza, nie bę­dąc praw­dzi­wym wy­na­laz­cą w tej sztu­ce.

La­Fon­ta­ine i Bo­ile­au nie­wie­le co praw­da wnie­śli wy­na­laz­czo­ści do te­ma­tów, któ­re roz­wi­ja­li. A jed­nak słusz­nie zo­sta­li obaj za­li­cze­ni do ge­niu­szów: pierw­szy ze wzglę­du na na­iw­ność, uczu­cie i wdzięk, ja­kie nadał swo­im opo­wie­ściom, dru­gi ze wzglę­du na po­praw­ność, siłę i pięk­ny ję­zyk swo­ich utwo­rów. Co­kol­wiek by­śmy za­rzu­ca­li Bo­ile­au, mu­si­my przy­znać, że ogrom­nie udo­sko­na­la­jąc sztu­kę ry­mo­twór­czą, za­słu­żył na ty­tuł wy­na­laz­cy.

Za­leż­nie od tego, do ja­kiej za­sto­su­je­my go dzie­dzi­ny, każ­dy z tych dwóch róż­nych ro­dza­jów ge­niu­sza jest mniej albo bar­dziej po­żą­da­ny. W po­ezji np. ge­nial­ność wy­ra­zu jest – że tak po­wiem – ge­nial­no­ścią ko­niecz­ną. Po­eta epic­ki na­wet naj­bo­gat­szy pod wzglę­dem in­wen­cji tre­ści, nie bę­dzie miał czy­tel­ni­ków, je­śli za­brak­nie mu ge­nial­no­ści wy­ra­zu. Prze­ciw­nie, po­emat do­brze zry­mo­wa­ny, pe­łen pięk­nych szcze­gó­łów i po­ezji, na­wet po­zba­wio­ny in­wen­cji bę­dzie za­wsze życz­li­wie przy­ję­ty przez sze­ro­ką pu­blicz­ność.

In­a­czej ma się spra­wa z twór­czo­ścią fi­lo­zo­ficz­ną:: w tego ro­dza­ju dzie­łach pierw­szo­rzęd­ne zna­cze­nie ma treść. By kształ­cić lu­dzi, trze­ba wska­zy­wać im nową praw­dę albo uka­zy­wać związ­ki mię­dzy praw­da­mi, któ­re się im wy­da­ją nie­za­leż­ne. Po­nie­waż ce­lem tu­taj jest po­ucza­nie, to wy­twor­ność i pięk­no wy­ra­zu oraz wdzięk szcze­gó­łów są je­dy­nie za­le­tą dru­go­rzęd­ną.. To­też nie­któ­rzy ze współ­cze­snych fi­lo­zo­fów, cho­ciaż po­zba­wie­ni siły wy­ra­zu, wdzię­ku a na­wet umie­jęt­no­ści ja­sne­go wy­ra­ża­nia my­śli, zdo­by­li jed­nak wiel­kie uzna­nie. Mgli­stość ich dzieł może na ja­kiś czas ska­zy­wać je na za­po­mnie­nie, w koń­cu jed­nak wy­do­by­wa­ją się z nie­go. Wcze­śniej czy póź­niej po­ja­wia się prze­ni­kli­wy i ja­sny umysł, któ­ry do­strze­ga­jąc praw­dy za­war­te w ich dzie­łach, wy­do­bę­dzie je z przy­sła­nia­ją­cej je nie­ja­sno­ści i wy­ło­ży w spo­sób zro­zu­mia­ły. Taki ja­sny umysł dzie­li z wy­na­laz­ca­mi za­słu­gę i sła­wę ich od­kryć. Jest ora­czem, któ­ry wy­ko­pał skarb, dzie­li się z wła­ści­cie­lem grun­tu ukry­tą w nim for­tu­ną.

Z tego, co po­wie­dzia­łem o ge­nial­no­ści tre­ści i wy­ra­zu… ła­two mo­że­my wy­tłu­ma­czyć, dla­cze­go sław­ny już pi­sarz może two­rzyć mar­ne dzie­ła: wy­star­czy, aby pi­sał pra­ce z dzie­dzi­ny, w któ­rej ro­dzaj ge­nial­no­ści, jaką jest ob­da­rzo­ny, od­gry­wa – że tak po­wiem – dru­go­rzęd­ną rolę. Oto po­wód, dla­cze­go zna­ko­mi­ty po­eta może być złym fi­lo­zo­fem, a wy­bit­ny fi­lo­zof mier­nym po­etą, dla­cze­go po­wie­ścio­pi­sarz może na­pi­sać złe dzie­ło hi­sto­rycz­ne, a hi­sto­ryk mar­ną po­wieść. Wnio­sek z tego roz­dzia­łu jest taki, że ge­nial­ność za­kła­da za­wsze twór­czą in­wen­cję, nie każ­da na­to­miast twór­cza in­wen­cja łą­czy się z ge­nial­no­ścią. By zdo­być mia­no czło­wie­ka ge­nial­ne­go, trze­ba mieć in­wen­cję do­ty­czą­cą rze­czy za­sad­ni­czych i waż­nych dla ludz­ko­ści; po­nad­to czło­wiek taki musi dzia­łać w cza­sie, kie­dy to dzię­ki swo­im zdol­no­ściom i od­kry­ciom w dzie­dzi­nie sztu­ki czy na­uki może stwo­rzyć epo­kę w spo­łe­czeń­stwie wy­kształ­co­nym. Czło­wiek ge­nial­ny jest za­tem czę­ścio­wo dzie­łem przy­pad­ku. Przy­pa­dek bo­wiem za­wsze czyn­ny przy­go­to­wu­je od­kry­cia, nie­po­strze­że­nie ko­ja­rzy praw­dy – bez­u­ży­tecz­ne, je­śli są zbyt od sie­bie na­wza­jem od­le­głe – wresz­cie przy­czy­nia się do po­wsta­nia ge­niu­sza wła­śnie w chwi­li, kie­dy praw­dy już zbli­żo­ne wska­zu­ją mu naj­ogól­niej­sze i ja­sne za­sa­dy. Ge­niusz je wy­chwy­tu­je i przed­sta­wia, dzię­ki cze­mu ja­kaś dzie­dzi­na kró­le­stwa sztu­ki czy na­uki zo­sta­je wy­ja­śnio­na. Przy­pa­dek peł­ni za­tem wzglę­dem ge­niu­sza role owych wia­trów, co roz­pro­szo­ne we wszech­świe­cie uno­szą ze sobą cząst­ki pal­nej ma­te­rii, z któ­rej two­rzą się me­te­ory. Cząst­ki te bez­ład­nie uno­szo­ne w prze­stwo­rzach nie­wy­wo­łu­ją tam żad­ne­go skut­ku aż do chwi­li, kie­dy z obu stron pchnię­te gwał­tow­nie jed­ne prze­ciw dru­gim zde­rza­ją się w pew­nym punk­cie; wte­dy bły­ska­wi­ca oświe­tla cały ho­ry­zont.ROZ­DZIAŁ II O WY­OBRAŹ­NI I O UCZU­CIU

Roz­wa­ża­jąc, czym jest wy­obraź­nia, czy­li ima­gi­na­cja, prze­waż­nie na­zbyt za­cie­śnia­no albo też na­zbyt roz­sze­rza­no zna­cze­nie tego sło­wa. Aby temu wy­ra­że­niu nadać do­kład­nie okre­ślo­ną treść, się­gnij­my do jego ety­mo­lo­gii; sło­wo «ima­gi­na­cja» po­cho­dzi od ła­ciń­skie­go ima­go – ob­raz, wi­ze­ru­nek.

Wie­lu nie czy­ni­ło róż­ni­cy mię­dzy ima­gi­na­cją a pa­mię­cią. Lu­dzie ci nie zda­wa­li so­bie spra­wy, że nie ma po­jęć cał­ko­wi­cie rów­no­znacz­nych, że pa­mięć po­le­ga na za­cho­wy­wa­niu wy­raź­ne­go wspo­mnie­nia o przed­mio­tach, któ­re już wi­dzie­li­śmy, wy­obraź­nia zaś na kom­bi­na­cji, na no­wym na­gro­ma­dze­niu ob­ra­zów oraz na związ­ku wza­jem­nej ich zgod­no­ści z uczu­ciem, któ­re za­mie­rza­my wy­wo­łać. Je­śli tym uczu­ciem ma być prze­ra­że­nie, wy­obraź­nia pło­dzi fu­rie i sfink­sy; je­śli zdzi­wie­nie lub za­chwyt – two­rzy ogród He­spe­ryd, za­cza­ro­wa­ną wy­spę Ar­r­ni­dy i pa­łac Atla­sa.

Wy­obraź­nia jest więc wy­na­laz­czo­ścią w dzie­dzi­nie ob­ra­zów, po­dob­nie jak umysł w dzie­dzi­nie idei.

Pa­mięć bę­dąc li tyl­ko wier­nym i po­now­nym przy­wo­ła­niem przed­mio­tów, któ­re już wi­dzie­li­śmy, róż­ni się tak od wy­obraź­ni, jak por­tret Lu­dwi­ka XIV pędz­la Le Bru­na od kom­po­zy­cji przed­sta­wia­ją­cej pod­bi­cie Fran­che-Com­te.

Z tego okre­śle­nia wy­obraź­ni wy­ni­ka, że po­słu­gu­je­my się ima­gi­na­cją je­dy­nie w opi­sach, w ma­lar­stwie i zdob­nic­twie. Poza rym wy­obraź­nia to jak­by ro­dzaj okry­cia, w któ­re zwy­kli­śmy przy­oble­kać my­śli i uczu­cia.

Nie­gdyś od­gry­wa­ła ona na świe­cie znacz­nie więk­szą rolę: pra­wie sama wy­ja­śnia­ła lu­dziom wszyst­kie zja­wi­ska przy­ro­dy. A więc z urny, na któ­rej po­ło­ży­ła dłoń naja­da., wy­try­ska­ły stru­mie­nie wi­ją­ce się po do­li­nach; za spra­wą bo­gi­nek, driad i nimf gaje i łąki po­kry­wa­ły się zie­le­nią; a kie­dy ska­ły, od­ry­wa­jąc się od gór­skich zbo­czy, z hu­kiem spa­da­ły na rów­ni­nę, wia­do­mo było, że spra­wia­ły to bo­gin­ki gór, ore­ady. Krą­żą­ce w po­wie­trzu moce, zwa­ne ge­niu­sza­mi lub daj­mo­na­mi, roz­pę­ty­wa­ły hu­ra­ga­ny i spro­wa­dza­ły bu­rze na kra­iny, któ­re chcia­ły spu­sto­szyć. Cho­ciaż w Eu­ro­pie dla wy­tłu­ma­cze­nia zja­wisk przy­ro­dy nie ucie­ka­my się już do po­mo­cy wy­obraź­ni, choć od­wo­łu­je­my się do niej li tyl­ko, by le­piej wy­ja­śnić i uprzy­stęp­nić za­sa­dy na­uki, a od do­świad­cze­nia je­dy­nie ocze­ku­je­my wy­ja­śnie­nia taj­ni­ków przy­ro­dy, nie na­le­ży jed­nak są­dzić, że pod tym wzglę­dem na­ro­dy są wszę­dzie rów­nie oświe­co­ne. Two­rem wy­obraź­ni jest jesz­cze fi­lo­zo­fia In­dii. To ona w Ton­ki­nie okre­śla chwi­lę for­mo­wa­nia się pierw­szych pe­reł . W swym śmia­łym lo­cie się­ga­jąc nie­raz po­cząt­ków wszech­rze­czy, za­lud­ni­ła ży­wio­ły pół­bo­ga­mi i stwo­rzy­ła we­dług swej woli de­mo­ny, du­chy, wróż­ki i cza­row­ni­ków, by wy­ja­śnić zja­wi­ska przy­ro­dy. Prze­mie­rzyw­szy nie­zmie­rzo­ne pu­sty­nie prze­strze­ni i wiecz­no­ści musi wresz­cie za­trzy­mać się w pew­nej chwi­li – i wła­śnie od tej chwi­li za­czy­na ist­nieć czas. Ciem­ne, gę­ste i udu­cho­wio­ne po­wie­trze, któ­re we­dług Tau­ta fe­nic­kie­go ota­cza­ło prze­past­ną ot­chłań, za­pło­nę­ło mi­ło­ścią do wła­snych pier­wiast­ków; mi­łość ta wy­two­rzy­ła pe­wien za­męt, nada­no mu na­zwę pra­gnie­nia, pra­gnie­nie to po­czę­ło mud, czy­li roz­kład po­wie­trza w wodę.

Ta gnil­na wil­goć za­wie­ra­ła za­ro­dek wszech­świa­ta i na­sie­nie wszyst­kich stwo­rzeń. Wów­czas to zo­sta­ją po­wo­ła­ne do ist­nie­nia udu­cho­wio­ne zwie­rzę­ta, tzw. zo­fa­se­mi­ny, czy­li oglą­da­ją­ce nie­bio­sa. Za­bły­sło słoń­ce; wy­grze­wa­jąc się w jego pro­mie­niach lądy i mo­rza, od­bi­ja­ją pro­mie­nie sło­necz­ne i ich cie­płem roz­pa­la­ją po­wie­trze. Wie­ją wia­try, nad­cią­ga­ją chmu­ry i zde­rza­jąc się ze sobą wy­twa­rza­ją pierw­sze bły­ska­wi­ce i pio­ru­ny. Na od­głos grzmo­tów bu­dzą się udu­cho­wio­ne zwie­rzę­ta i ogar­nię­te trwo­gą rzu­ca­ją się do uciecz­ki; jed­ne chro­nią się w ja­ski­niach ziem­nych, dru­gie w od­mę­tach oce­anu.

Ta sama wy­obraź­nia, któ­ra po­słu­gu­jąc się kil­ko­ma za­ło­że­nia­mi błęd­nej fi­lo­zo­fii tak przed­sta­wia­ła w Fe­ni­cji po­wsta­nie świa­ta, w in­nych kra­jach na ty­sią­ce róż­nych spo­so­bów usi­ło­wa­ła prze­nik­nąć taj­ni­ki cha­osu .

Ona to w Gre­cji na­tchnę­ła He­zjo­da, któ­ry jak w ja­sno­wi­dze­niu ob­wie­ścił: «Na po­cząt­ku był cha­os, czar­ny Ereb i Tar­tar. Czas nie ist­niał jesz­cze, kie­dy wie­czy­sta Noc roz­po­star­ła swe cięż­kie, bez­kre­sne skrzy­dła i prze­la­tu­jąc nad nie­ogra­ni­czo­ny­mi pu­sta­cia­mi prze­strze­ni spa­dła na­gle na Ereb i zło­ży­ła w nim jajo. Ereb przy­jął je do swe­go łona i za­płod­nił. Na­ro­dzi­ła się mi­łość; roz­wi­nę­ła zło­ci­ste skrzy­dła i po­łą­czy­ła z cha­osem. Ten zwią­zek dał byt nie­bom, zie­mi, bo­gom nie­śmier­tel­nym, lu­dziom i zwie­rzę­tom. Wów­czas We­nus, po­czę­ta w ło­nie mórz, uka­za­ła się na po­wierzch­ni wód; wszyst­kie stwo­rze­nia przy­sta­nę­ły wpa­trzo­ne w nią. Ruch, któ­ry Mi­łość wpo­iła w całą na­tu­rę, zwra­ca się ku pięk­nu. Po raz pierw­szy ład, har­mo­nia i cel zo­sta­ły ob­ja­wio­ne świa­tu».

Oto jak w za­ra­niu dzie­jów Gre­cji wy­obraź­nia przed­sta­wia­ła stwo­rze­nie świa­ta. Dzi­siaj, bar­dziej roz­sąd­na w swych po­my­słach, na pod­sta­wie hi­sto­rii zie­mi wzno­si się do po­zna­nia stwo­rze­nia świa­ta. Na­uczo­na mnó­stwem błę­dów wy­ja­śnia zja­wi­ska przy­ro­dy je­dy­nie na pod­sta­wie do­świad­cze­nia, po­zwa­la­jąc so­bie na pew­ną swo­bo­dę tyl­ko w opi­sach i ob­ra­zach.

Tam może two­rzyć te nowe byty i kra­iny, któ­re po­ezja dzię­ki pre­cy­zji swo­ich fi­gur, wspa­nia­ło­ści wy­ra­zu i wła­ści­wo­ści słów uka­zu­je oczom czy­tel­ni­ków.

Wy­obraź­nia spra­wia, że w ob­ra­zach śmia­łych naj­więk­sze wra­że­nie wy­wie­ra­ją na nas wiel­kość, po­lot, na­wet po­zba­wio­ne po­praw­no­ści; wo­li­my zmie­sza­ne z po­pio­łem i dy­mem pło­mie­nie Etny od ła­god­ne­go, czy­ste­go świa­tła lamp pło­ną­cych przed oł­ta­rza­mi.

A cóż czy­ni wy­obraź­nia, gdy chce przed­sta­wić roz­kosz? Oto Al­ba­ni pro­wa­dzi Ado­ni­sa do le­śne­go ustro­nia i po­ka­zu­je mu We­nus śpią­cą na po­sła­niu z róż. Bo­gi­ni bu­dzi się, bla­do­ró­żo­wy wstyd wy­kwi­ta na jej li­cach, zwiew­na za­sło­na okry­wa jej wdzię­ki, roz­pło­mie­nio­ny Ado­nis po­że­ra oczy­ma pięk­no jej cia­ła. Zbli­ża się do bo­gi­ni, chwy­ta ją w ra­mio­na, prze­ła­mu­je opór, nie­cier­pli­wa ręka zry­wa za­sło­nę. We­nus jest naga; spra­gnio­ne oczy piją ala­ba­stro­wą bia­łość jej cia­ła. W tym miej­scu ob­raz się ury­wa po­zo­sta­wia­jąc wy­bór piesz­czot fan­ta­zji i zmien­nym ka­pry­som mi­ło­ści.

A może trze­ba w efek­tow­nym ob­ra­zie przed­sta­wić ja­kieś zwy­czaj­ne wy­da­rze­nie, opo­wie­dzieć np. o wa­śniach wśród oby­wa­te­li? Wy­obraź­nia uka­że nam wów­czas Po­kój, któ­ry w łzach opusz­cza mia­sto, za­sła­nia­jąc oczy oliw­ną ga­łąz­ką wień­czą­cą mu za­zwy­czaj czo­ło. Tak w po­ezji wy­obraź­nia przed­sta­wia wszyst­ko w krót­kich ob­ra­zach albo w for­mie ale­go­rii, któ­re są wła­ści­wie tyl­ko roz­bu­do­wa­ny­mi me­ta­fo­ra­mi.

O ileż bar­dziej ogra­ni­czo­na jest rola wy­obraź­ni w fi­lo­zo­fii. Jak już wspo­mnia­łem, rola jej spro­wa­dza się do tego, by wy­ja­śnić i uprzy­stęp­nić jej za­sa­dy. Mó­wię «wy­ja­śnić», po­nie­waż lu­dzie, któ­rzy ro­zu­mie­ją się dość do­brze, do­pó­ki po­słu­gu­ją się sło­wa­mi okre­śla­ją­cy­mi rze­czy zmy­sło­we, jak dąb, oce­an, słoń­ce, prze­sta­ją się ro­zu­mieć, gdy wy­ma­wia­ją ta­kie sło­wa jak «pięk­no», «spra­wie­dli­wość», «cno­ta», któ­re ozna­cza­ją bar­dzo wie­le po­jęć. Pra­wie nie są w sta­nie przy­pi­sy­wać tego sa­me­go ze­spo­łu po­jęć temu sa­me­mu wy­ra­zo­wi; stąd tyle nie koń­czą­cych się i gwał­tow­nych spo­rów, któ­re tak czę­sto nu­rza­ły świat we krwi.

Dzię­ki wy­obraź­ni, któ­ra usi­łu­je za­mknąć w pla­stycz­nych ob­ra­zach ode­rwa­ne po­ję­cia i za­sa­dy nauk, fi­lo­zo­fia sta­je się bez po­rów­na­nia bar­dziej ja­sna i przy­stęp­na.

Wy­obraź­nia do­da­je rów­nież nie­ma­ło uro­ku utwo­rom po­świę­co­nym opi­som uczuć. Gdy Ario­sto wie­dzie Ro­lan­da do gro­ty, w któ­rej ma spo­tkać się z An­ge­li­ką, z ja­kim kunsz­tem przy­ozda­bia tę gro­tę! Wszę­dzie na­pi­sy wy­ry­te przez mi­łość, łoża z traw usła­ne przez roz­kosz, szmer stru­my­ków, świe­żość, woń kwia­tów. Wszyst­ko współ­dzia­ła, by pod­nie­cić po­żą­da­nie Ro­lan­da. Po­eta wie, że im wię­cej roz­ko­szy przy­obie­ca Ro­lan­do­wi peł­na cza­ru gro­ta, im bar­dziej roz­pa­li jego ser­ce, tym więk­sza bę­dzie jego roz­pacz na wieść o zdra­dzie Anr­ge­li­ki, a sam opis ten wzbu­dzi u czy­tel­ni­ków te tkli­we wzru­sze­nia, z któ­ry­mi łą­czy się ich wła­sna przy­jem­ność.

Za­koń­czę ten frag­ment o wy­obraź­ni baj­ką wschod­nią, może nie cał­kiem wła­ści­wą z pew­ne­go punk­tu wi­dze­nia, ale bar­dzo po­my­sło­wą i do­sko­na­le świad­czą­cą o tym, jak wie­le uro­ku może nie­kie­dy nadać uczu­ciu wy­obraź­nia. W baj­ce tej pod osło­ną prze­no­śni szczę­śli­wy ko­cha­nek przy­pi­su­je ko­chan­ce i swo­jej do niej mi­ło­ści za­le­ty, któ­re się w nim po­dzi­wia.

«Pew­ne­go dnia w ką­pie­li garst­kę zie­mi odu­rza­ją­cej za­pa­chem po­da­ła mi do ręki ręka uko­cha­nej. Rze­kłem do niej: «Je­steś piż­mem? Je­steś am­brą?» «Je­stem tyl­ko grud­ką zie­mi – od­par­ła – ale mia­łam pew­ne związ­ki z różą, prze­nik­nę­ła mnie jej do­bro­czyn­na moc. Bez niej by­ła­bym nadal tyl­ko zwy­czaj­ną zie­mią.»

Są­dzę, że okre­śli­łem ja­sno, co na­le­ży ro­zu­mieć przez sło­wo «wy­obraź­nia», i po­ka­za­łem, jak moż­na się nią po­słu­gi­wać w róż­nych dzie­dzi­nach. Prze­cho­dzę te­raz do uczu­cia.

Uczu­ciem na­zy­wa­my ową chwi­lę, kie­dy to ja­kaś na­mięt­ność roz­pa­la się w nas naj­sil­niej. Przez na­mięt­ność zaś ro­zu­mie­my trwa­łość uczu­cia tego sa­me­go ro­dza­ju. Na­mięt­ność męż­czy­zny do ko­bie­ty to je­dy­nie trwa­łe po­żą­da­nie i uczu­cie w sto­sun­ku do tej sa­mej ko­bie­ty.

Aże­by na pod­sta­wie tej de­fi­ni­cji od­róż­nić uczu­cia od wra­żeń i do­wie­dzieć się, ja­kie róż­ne po­ję­cia na­le­ży wią­zać z każ­dym z tych dwóch słów, uży­wa­nych czę­sto za­mien­nie, nie wol­no za­po­mi­nać, że ist­nie­ją na­mięt­no­ści dwo­ja­kie­go ro­dza­ju: jed­ne dane nam bez­po­śred­nio przez na­tu­rę, jak np. pra­gnie­nia czy fi­zycz­ne po­trze­by pi­cia, je­dze­nia itp., oraz dru­gie, któ­rych nie dała nam bez­po­śred­nio na­tu­ra i któ­re za­kła­da­ją już ist­nie­nie spo­łe­czeń­stwa; są to wła­ści­wie na­mięt­no­ści na­by­te, ta­kie jak am­bi­cja, duma, za­mi­ło­wa­nie do zbyt­ku itp. Zgod­nie z tym po­dzia­łem na dwa ro­dza­je na­mięt­no­ści będę roz­róż­niał dwo­ja­kie­go ro­dza­ju uczu­cia. Uczu­cia od­no­szą­ce się do na­mięt­no­ści pierw­sze­go ro­dza­ju, tzn. do po­trzeb fi­zycz­nych: zwy­kło się na­zy­wać je wra­że­nia­mi; oraz uczu­cia zwią­za­ne z na­mięt­no­ścia­mi na­by­ty­mi, zna­ne pod na­zwą uczuć. W mniej­szym roz­dzia­le mowa o uczu­ciach dru­gie­go ro­dza­ju.

Aże­by ja­sno zdać so­bie spra­wę, na czym one po­le­ga­ją, przy­po­mnę, że nie ma lu­dzi bez pra­gnień, a co za tym idzie, lu­dzi bez uczuć. Uczu­cia mogą być jed­nak sła­be albo moc­ne, a je­śli ktoś ma tyl­ko sła­be uczu­cia, to tak jak­by nie miał żad­nych. Uczu­cie przy­pi­su­je się tyl­ko temu, kim wła­da sil­na na­mięt­ność. Przy­pu­ść­my, że ko­goś ogar­nia strach. Je­śli strach ten nie pcha nas w nie­bez­pie­czeń­stwa więk­sze niż te, któ­rych chce­my unik­nąć, je­śli nasz strach oce­nia sy­tu­ację i ro­zu­mu­je, to jest sła­by i nig­dy nie bę­dzie­my uwa­ża­ni za lu­dzi tchórz­li­wych. To, co po­wie­dzia­łem o uczu­ciu stra­chu, od­no­si się rów­nież do mi­ło­ści i am­bi­cji.

Tyl­ko bar­dzo zde­cy­do­wa­ne na­mięt­no­ści wzbu­dza­ją w czło­wie­ku owe gwał­tow­ne od­ru­chy i unie­sie­nia, na­zy­wa­ne uczu­ciem.

Na­mięt­no­ści wte­dy nami wła­da­ją, gdy du­sze opa­no­wu­je jed­no tyl­ko uczu­cie i roz­ka­zu­je wład­czo pod­le­głym mu pra­gnie­niom. Ten, kto ko­lej­no ule­ga róż­nym pra­gnie­niom, myli się, je­śli są­dzi, że jest na­mięt­ny: upodo­ba­nia bie­rze za na­mięt­no­ści.

Ce­chą cha­rak­te­ry­stycz­ną na­mięt­no­ści jest – że tak po­wiem – de­spo­tyzm pra­gnie­nia, któ­re pod­po­rząd­ko­wu­je so­bie wszyst­kie po­zo­sta­łe. Nie­wie­lu jest za­tem lu­dzi na­mięt­nych i zdol­nych do sil­nych uczuć.

Czę­sto­kroć na­wet oby­cza­je na­ro­du i sam ustrój pań­stwa nie ze­zwa­la­ją na roz­wój uczuć i na­mięt­no­ści. Ileż to ist­nie­je kra­jów, w któ­rych na­mięt­no­ści nie mogą się ujaw­nić przy­najm­niej w po­stę­po­wa­niu. Pań­stwo de­spo­tycz­ne na­ra­żo­ne jest za­wsze na ty­sią­cz­ne prze­wro­ty, po­nie­waż moż­nych pra­wie za­wsze po­że­ra ogień am­bi­cji. In­a­czej dzie­je się na­to­miast w pań­stwach o ustro­ju mo­nar­chicz­nym, w któ­rych pra­wa nie tra­cą swej mocy. W ta­kich pań­stwach lu­dzie am­bit­ni mają ha­mu­lec, po­zo­sta­ją je­dy­nie in­try­gan­ci, któ­rym od­ma­wiam jed­nak mia­na «lu­dzi am­bit­nych». Nie zna­czy to, by w ta­kich kra­jach nie było mnó­stwa lu­dzi no­szą­cych w so­bie za­ro­dek am­bi­cji, bez sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ści jed­nak za­ro­dek ten gi­nie, za­nim zdo­ła się roz­wi­nąć. Am­bi­cję tych lu­dzi moż­na by po­rów­nać do ogni­stych cze­lu­ści roz­pa­lo­nych we wnę­trzu zie­mi. Pło­ną nie wy­bu­cha­jąc, do­pó­ki nie prze­do­sta­nie się do nich woda i prze­mie­nio­na pod wpły­wem ognia w parę nie pod­wa­ży gór i nie roz­wa­li ich wstrzą­sa­jąc po­sa­da­mi świa­ta. W kra­ju, w któ­rym już w za­rod­ku tłu­mi się pew­ne na­mięt­no­ści i pew­ne uczu­cia, spo­łe­czeń­stwo może je od­czuć i po­znać je­dy­nie na pod­sta­wie opi­sów zna­ko­mi­tych pi­sa­rzy, głów­nie po­etów.

Uczu­cie bo­wiem to du­sza po­ezji, zwłasz­cza zaś po­ezji dra­ma­tycz­nej. Za­nim wska­żę, po czym moż­na roz­po­znać mi­strzów umie­ją­cych nie­zrów­na­nie ma­lo­wać uczu­cia oraz lu­dzi, któ­rzy nimi go­re­ją, war­to pod­kre­ślić, że nig­dy nie odda do­brze uczuć i na­mięt­no­ści ten, kto nie jest do nich zdol­ny. Za­łóż­my, że umiesz­czo­no ja­kie­goś bo­ha­te­ra w wa­run­kach nie­zwy­kle ko­rzyst­nych dla roz­wo­ju jego na­mięt­no­ści. Aby stwo­rzyć praw­dzi­wy ob­raz, trze­ba sa­me­mu do­zna­wać uczuć, któ­re się opi­su­je, i sa­me­mu słu­żyć so­bie za mo­del. Czło­wiek „ któ­rym nie za­wład­nę­ła na­mięt­ność, nie uchwy­ci nig­dy tego wła­śnie punk­tu na­tę­że­nia, jaki uczu­cie osią­ga, ale nig­dy nie prze­kra­cza , i za­wsze nada mu zbyt małą lub zbyt dużą siłę.

Zresz­tą, aby w dzie­dzi­nie tej osią­gnąć po­wo­dze­nie, nie wy­star­czy być w za­sa­dzie skłon­nym do na­mięt­no­ści.. Trze­ba poza tym być owład­nię­tym wła­śnie tą na­mięt­no­ścią, któ­ra ma być przed­sta­wio­na. Na pod­sta­wie uczuć jed­ne­go ro­dza­ju nie moż­na zgad­nąć in­nych. Źle od­twa­rza się za­wsze to, co się sła­bo od­czu­wa. Cor­ne­il­le, czło­wiek o du­szy ra­czej dum­nej niż tkli­wej, le­piej przed­sta­wia uczu­cia wiel­kich po­li­ty­ków i bo­ha­te­rów niż ko­chan­ków.

Sła­wa w tej dzie­dzi­nie za­le­ży przede wszyst­kim od praw­dzi­wo­ści ob­ra­zu. Nie­mniej jed­nak zda­ję so­bie spra­wę, że nie­jed­no­krot­nie szczę­śli­wie do­bra­ne sy­tu­acje.. bły­sko­tli­we po­wie­dze­nia, wy­twor­ne wier­sze zdo­by­ły w te­atrze wiel­ki roz­głos. Choć­by jed­nak roz­głos ten świad­czył o wiel­kich za­le­tach, w dzie­dzi­nie dra­ma­tu są to za­le­ty ra­czej dru­go­rzęd­ne.

Naj­sil­niej­sze wra­że­nie w tra­ge­dii wy­wie­ra wiersz zna­mio­nu­ją­cy cha­rak­ter. Na każ­dym musi zro­bić wra­że­nie sce­na, w któ­rej Ka­ty­li­na od­po­wia­da­jąc na za­rzut mor­der­stwa czy­nio­ny mu przez Len­tul­lu­sa, mówi:

Wierz mi, że te zbrod­nie To zbrod­nie po­li­ty­ki mo­jej, a nie ser­ca!

Zmu­szo­ny sto­so­wać się do oby­cza­jów swych wspól­ni­ków – do­da­je – przy­wód­ca spi­skow­ców ko­lej­no przy­bie­rał wszyst­kie cha­rak­te­ry. Gdy­bym po mo­jej stro­nie miał wy­łącz­nie ta­kich lu­dzi jak Len­tul­lus.

Je­śli­by oni byli ludź­mi cno­tli­wy­mi.

Ja bym ry­wa­li­zo­wał w cno­tli­wo­ści z nimi.

Ja­kąż siłę cha­rak­te­ru za­wie­ra­ją te dwa wier­sze! Ja­kim wspa­nia­łym przy­wód­cą spi­sku jest czło­wiek tak pa­nu­ją­cy nad wła­sny­mi na­mięt­no­ścia­mi, że we­dług swo­jej woli jest cno­tli­wy lub wy­stęp­ny. Cóż to wresz­cie za am­bi­cja, któ­ra ła­miąc tak nie­złom­ne na­mięt­no­ści po­tra­fi na­giąć dum­ne­go Ka­ty­li­nę do wszyst­kich cha­rak­te­rów. Am­bi­cja ta za­po­wia­da czło­wie­ka, któ­ry zbu­rzy Rzym.

Je­dy­nie na­mięt­ność może na­tchnąć ta­kie wier­sze. Ten, kto nie jest do na­mięt­no­ści zdol­ny, nie po­wi­nien ich od­twa­rzać. Ale – za­py­ta ktoś – po czym pu­blicz­ność, któ­ra czę­sto­kroć sła­bo się orien­tu­je, czy coś prze­kra­cza siłę na­mięt­no­ści, czy do niej nie do­ra­sta, po­zna wiel­kich ma­la­rzy uczu­cia? Po spo­so­bie, w jaki je wy­ra­ża­ją – od­po­wiem. Czło­wiek in­te­li­gent­ny może na pod­sta­wie wspo­mnień i re­flek­sji prze­wi­dzieć, jak w da­nej sy­tu­acji po­wi­nien po­stą­pić ko­cha­nek i co po­wi­nien po­wie­dzieć. Może on za­stą­pić – że się tak wy­ra­żę – uczu­cie prze­ży­te uczu­ciem po­my­śla­nym. Przy­po­mi­na jed­nak ma­la­rza, któ­ry na pod­sta­wie opi­su uro­dy ja­kiejś ko­bie­ty i wy­obra­że­nia, ja­kie so­bie o niej wy­ro­bił, chciał­by na­ma­lo­wać jej por­tret. Był­by to może pięk­ny ob­raz, nig­dy jed­nak por­tret po­dob­ny do ory­gi­na­łu. Umysł nie od­gad­nie nig­dy mowy uczu­cia.

Nie ma nic nud­niej­sze­go dla star­ca od roz­mo­wy dwoj­ga ko­chan­ków. Czło­wiek ro­zum­ny, ale mało uczu­cio­wy przy­po­mi­na tego star­ca. Pro­sty ję­zyk uczu­cia wy­da­je mu się pła­ski. Mimo woli usi­łu­je go uwznio­ślić ja­kimś zręcz­nym zwro­tem, któ­ry za­wsze zdra­dza brak uczu­cia.

Gdy Pe­le­usz wy­zy­wa gniew nie­bios, gdy grzmot za­po­wia­da obec­ność boga – jego ry­wa­la, a prze­ra­żo­na Te­ty­da chcąc zła­go­dzić po­dej­rze­nia za­zdro­sne­go ko­chan­ka mówi:

Bie­żaj! Oka­za­nie lęku

Jest już wy­zna­niem mi­ło­ści.

czu­je­my, że zbyt bli­skie nie­bez­pie­czeń­stwo za­gra­ża Pe­le­uszo­wi, Te­ty­da zaś jest zbyt nie­spo­koj­na, by mo­gła dać tak zręcz­ną od­po­wiedź. Prze­ra­żo­na na­dej­ściem boga, któ­ry może jed­nym sło­wem uni­ce­stwić ko­chan­ka, pra­gnie, by jak naj­prę­dzej od­szedł, i ma wła­ści­wie je­dy­nie czas na to, aby mu krzyk­nąć, że po­wi­nien ucie­kać i że ona go ubó­stwia.

Każ­de zręcz­nie uło­żo­ne zda­nie świad­czy za­rów­no o in­te­li­gen­cji, jak i o bra­ku uczu­cia. Czło­wiek owład­nię­ty na­mięt­no­ścią ogar­nia­ją­cą wszyst­kie jego uczu­cia nie dba o to, w jaki wy­ra­ża się spo­sób. Na­su­wa­ją mu się przede wszyst­kim naj­prost­sze wy­ra­że­nia.

Gdy Amor we łzach u stóp We­nus bła­ga ją o ła­skę dla Psy­che i gdy bo­gi­ni śmie­je się z jego cier­pie­nia. Amor mówi do niej:

Na los bym się nie ża­lił, je­śli­bym mógł umrzeć!

Kie­dy Ty­tus oznaj­mia Be­re­ni­ce, że prze­zna­cze­nie na­ka­zu­je mu roz­stać się z nią na za­wsze, Be­re­ni­ka mówi: Na za­wsze: ach spójrz, pa­nie, w swo­je ser­ce wła­sne! Ja­kież to sło­wo dla tych, co ko­cha­ją, strasz­ne… Kie­dy Pal­mi­ra zwie­rza się Se­idzie, że usi­ło­wa­ła proś­ba­mi wzru­szyć czło­wie­ka, któ­ry ją po­rwał, Se­ida od­po­wia­da: Kim­że jest ten śmier­tel­nik na twe łzy nie­czu­ły?

Wier­sze te i w ogó­le wszyst­kie wier­sze wy­ra­ża­ją­ce uczu­cia za­wsze będą pro­ste za­rów­no w for­mie, jak i w wy­ra­zie. Ro­zum na­to­miast, wy­ja­ło­wio­ny z uczu­cia, za­wsze bę­dzie od­da­lać nas od tej pro­sto­ty, po­wiem na­wet, że uj­mie uczu­cie w afo­ryzm.

Jak­żeż nie dać się oma­mić ro­zu­mo­wi, któ­re­go wła­ści­wo­ścią jest ob­ser­wo­wać, uogól­niać swo­je ob­ser­wa­cje i wy­cią­gać z nich wnio­ski lub afo­ry­zmy! Czło­wiek my­ślą­cy tak da­le­ce przy­wykł tak po­stę­po­wać, że nie jest pra­wie w jego mocy, by chcąc przed­sta­wić uczu­cie mi­ło­ści, któ­re­go nig­dy nie za­znał, nie ujął go – na­wet bez­wied­nie – w afo­ryzm. Dla­te­go to pan de Fon­te­nel­le każe wy­znać jed­nej z swych pa­ste­rek:

Nie po­win­no się ko­chać, sko­ro ser­ce tkli­we…

Tę samą myśl wy­po­wia­da Qu­inaułt, uj­mu­je ją jed­nak zu­peł­nie in­a­czej, gdy każe po­wie­dzieć Aty­so­wi:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: