Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Krótki rys historyi literatury polskiej - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krótki rys historyi literatury polskiej - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 484 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KRÓT­KI RYS HI­STO­RYI LI­TE­RA­TU­RY POL­SKIEJ

przez

Fr. Hen­ry­ka Le­we­sta­ma

Dra Fil., Prof… zwycz. Szk. Gł. Warsz.

War­sza­wa,

Na­kła­dem Alek­san­dra Le­wiń­skie­go Księ­ga­rza, przy uli­cy Mio­do­wej, pod fi­la­ra­mi

1867.

Дo­звo­лe­нo Цe­нзy­poю.

Ba­pшa­вa 4 Maя 1867 r.

w Dru­kar­ni Jana Cot­ty.

SPIS ROZ­DZIA­ŁÓW.

ROZ­DZIAŁ

I. Sło­wia­nie; ich re­li­gia i mowa… 7

II. Cza­sy Przed­chrze­ściań­skie… 21

III. Po­eci pol­scy od koń­ca X do koń­ca XIV wie­ku… 38

IV. Pro­za pol­ska od koń­ca X do koń­ca XIV wie­ku… 46

V. Aka­de­mia Kra­kow­ska do koń­ca XIV wie­ku… 58

VI. Po­eci i pro­za­icy pol­scy i pol­sko-ła­ciń­scy w XV wie­ku… 61

VII. Po­eci pol­scy XVI i pierw­szej po­ło­wy XVII wie­ku… 83

VIII. Pro­za­icy pol­scy od koń­ca XV do po­cząt­ku XVII wie­ku… 116

IX. Pi­sa­rze wie­ku XVII i pierw­szej po­ło­wy XVIII… 131

X. Po­eci od po­ło­wy wie­ku XVIII aż do pierw­szej ćwier­ci XIX… 155

XI. Pro­za­icy epo­ki Sta­ni­sła­wow­skiej i pierw­szej ćwier­ci XIX wie­ku… 172

XII. Po­eci i pro­za­icy od pierw­szej ćwier­ci XIX wie­ku aż do na­szych cza­sów. 189ROZ­DZIAŁ 1.

SŁO­WIA­NIE; ICH RE­LI­GIA I MOWA .

Nad pły­ną­ce­mi od po­łu­dnia ku pół­no­cy rze­ka­mi: Elbą, Odrą, Wi­słą, Nie­mnem i Dźwi­ną, – nad wi­ją­cym się za ich źró­dła­mi w szerz Eu­ro­py Du­na­jem, któ­ry zbo­ga­co­ny Sawą, Dra­wą i Cis­są to­czy się do mo­rza Czar­ne­go, nad Dnie­prem, przyj­mu­ją­cym licz­ne w sie­bie rze­ki i rzecz­ki, oraz nad idą­ce­mi na rów­ni z nim ku po­łu­dnio­wi Woł­gą, Do­nem i Ura­lem, za­le­gli od nie­pa­mięt­nych cza­sów Sło­wia­nie, ob­szer­ne ple­mię na­ro­dów, któ­re pod wzglę­dem fi­zycz­nym i mo­ral­nym, ję­zy­ko­wym i re­li­gij­no-my­to­lo­gicz­nym, na­le­ży do wiel­kie­go szcze­pu in­do­eu­ro­pej­skie­go. Szczep ten, wła­ści­wiej może, bo mia­nem ogól­niej­szym*), zwa­ny tak­że aryj­skim t, j… sław­nym, na­pro­wa­dza nas pro­stem po­wi­no­wac­twem na na­zwę Sła­wian, lubo ostat­nie­mi cza­sy więk­szość uczo­nych oświad­czy­ło się ra­czej za zda­niem, że na­zwi­sko ple­mie­nia po­cho­dzi od sło­wa, jako od jed­nej wspól­nej mowy, za rów­no zro­zu­mia­łej dla wszyst­kich jed­no­ple­mień­ców. Może nie­zu­peł­nie zgod­nie z we­wnętrz­nem na­szem prze­ko­na­niem, w dzie­le na­szem jed­nak trzy­ma­my się tej ostat­niej pi­sow­ni.

–-

*) Kie­dy my sta­ra­my się uogól­niać tę na­zwę, Niem­cy prze­ciw­nie wspól­ny ów szczep nasz ście­śniać zwy­kli w in­do­ger­mań­ski, do cze­go ich ani daw­ność, ani inne ja­kie­kol­wiek pierw­szeń­stwo ple­mie­nia Ger­ma­nów nad in­ne­mi aryj­skie­mi by­najm­niej nie upo­waż­nia.

Zda­je się nie­pod­le­gać wąt­pli­wo­ści, że je­że­li Cel­to­wie naj­daw­niej­sze­mi byli wy­chodź­ca­mi Azy­atyc­kie­mi, Sło­wia­nie wkrót­ce po nich ro­dzin­ną swo­ją część świa­ta opu­ści­li i że oni naj­pierw­si osie­dli się w pół­noc­nych stro­nach Eu­ro­py. Żad­ne po­da­nie, ani sło­wiań­skie ani inn­ne­go ja­kie­go­bądź ludu fak­to­wi temu nie za­prze­cza. Sło­wia­nie za­wsze uwa­ża­li sie­bie za au­to­chto­nów na zie­mi, któ­rą za­miesz­ka­li, co do­wo­dzi w każ­dym ra­zie upły­nię­cia dłu­gie­go już sze­re­gu wie­ków, sko­ro się wszel­kie pa­miąt­ki daw­ne­go prze­sie­dle­nia zu­peł­nie za­tar­ły; zwy­kle bo­wiem wszyst­kie na­ro­dy dłu­go prze­cho­wu­ją u sie­bie po­dob­ne wspo­mnie­nia, ja­koż po dziś dzień w nie­któ­rych kra­jach eu­ro­pej­skich znaj­du­je­my po­da­nia, się­ga­ją­ce aż na kil­ka wie­ków po za erę chrze­ściań­ską. W au­to­rach grec­kich i rzym­skich rów­nież nie znaj­du­je­my naj­mniej­szej wzmian­ki o ja­kiej bądź wę­drów­ce Sło­wian, a ludy po­ja­wia­ją­ce się na pół­no­cy albo w środ­ku Eu­ro­py nie­dłu­go przed roz­po­czę­ciem na­szej ery, tak samo za­pew­ne przedar­ły się przez na­ro­dy sło­wiań­skie, jak póź­niej Hunn­no­wie w pierw­szych cza­sach tej­że ery.

Oko­licz­ność ta za­pew­ne mniej wyda się dziw­ną, gdy so­bie wspo­mni­my, że Sło­wia­nie byli na­ro­dem naj­bar­dziej rol­ni­czym, o ja­kim wzmian­kę uczy­ni­li sta­ro­żyt­ni pi­sa­rze i że w ogó­le do­tąd jesz­cze naj­bar­dziej są skłon­ni do po­rzu­ce­nia raz ob­ra­nych swych sie­dzib. Garst­ka Sło­wian, któ­ra prze­by­wa­ła w księ­stwie Ol­den­burg­skiem, wię­cej ośmiu wie­ków od ple­mie­nia brat­nie­go odłą­czo­na, do­pie­ro od lat nie­speł­na ośm­dzie­się­ciu zu­peł­nie wy­ga­sła.

Po sło­wiań­skiem też do­pie­ro ple­mię ger­mań­skie wsu­nę­ło się mię­dzy Cel­tów i Sło­wian, któ­rzy za­jąw­szy prze­strzeń po­mię­dzy Woł­gą a Gi­bral­ta­rem, na tak dłu­giej li­nii do­tąd spo­koj­nie obok sie­bie są­sia­do­wa­li. W sta­ro­żyt­no­ści ro­zu­mia­no ich wi­docz­nie pod na­zwą Scy­tów i Sar­ma­tów, lubo już He­ro­dot wspo­mi­na o Bu­dy­nach, Neu­rach czy­li Nu­rach, a Pto­lo­me­usz o Bu­la­nach (Po­la­nie) Stlo­wa­nach (Sło­we­ni), We­le­tach czy We­ltach (Wil­cy), Sa­wa­rach (Sie­wie­rza­nie), Kar­pia­nach, Kar­pach (Chor­wa­ci) i in­nych na­ro­dach sło­wiań­skich; do naj­daw­niej­szych w każ­dym ra­zie nazw na­le­żą imio­na Win­dów (We­ne­dów) i Syr­bóu. Pierw­szą z nich zna­ły już naj­daw­niej­sze ludy ku­piec­kie, po nich Gre­cy i Rzy­mia­nie (Ta­cyt), a jako hi­sto­rycz­ną wszyst­kich Sło­wian wi­dzi­my ją w Jor­nan­de­sie (r. 562 po naro. Jez. Chr.), – dru­gą t… j. Spo­rów czy Syr­bów, wy­mie­nia oko­ło te­goż cza­su Pro­kop z Ce­za­rei. Z cza­sem obie te na­zwy sta­ły się szcze­gó­ło­we­mi, a na­zwa Sło­wian prze­szła na ogól­ną.

Cały ko­niec Hi­sto­ryi sta­ro­żyt­nej a po­czą­tek śre­dnio­wiecz­nej, tak ru­chli­wy w po­łu­dnio­wych kra­jach Eu­ro­py, prze­cią­gnął nie­mal nie­po­strze­że­nie nad za­miesz­ka­łą przez Sło­wian pół­no­cą na­szej czę­ści świa­ta. Bez wąt­pie­nia Sło­wia­nie zbli­że­ni do po­łu­dnia, skut­kiem cią­głej stycz­no­ści han­dlo­wej z Gre­cyą, na wyż­szym sta­li stop­niu oświa­ty, ale wię­cej też przy­jąć mu­sie­li udzia­łu w ru­chu na­ro­dów, zja­wia­ją­cych się i zni­ka­ją­cych na gra­ni­cach pań­stwa rzym­skie­go. Wszak­że na­wet w po­śród tych prze­mian wo­jen­nych nie za­par­ło się ple­mię sło­wiań­skie pier­wot­nych swo­ich za­sad spół­ecz­nych, a lubo pierw­sze śla­dy mo­nar­chii sło­wiań­skiej uka­zu­ją się już oko­ło r. 48 przed nar. J. Chr., pod Bo­kre­wi­stem, kró­lem Ge­tów i Da­ków*), prze­cież wia­do­mo, że wraz ze śmier­cią tego kró­la mo­nar­chia jego roz­pa­dła się. Ży­wio­ły, z ja­kich się ta mo­nar­chia skła­da­ła, za­pew­ne nie­dość mia­ły ener­gii i spój­no­ści, sko­ro po­łą­czo­ne sil­ną wolą jed­ne­go czło­wie­ka, roz­chwiać się zno­wu mo­gły, gdy ta wola usta­ła; – ja­koż jest to w ogó­le praw­dą od daw­na uzna­ną, że rów­nie jak ludy wo­jow­ni­cze pręd­ko wy­ra­bia­ją w so­bie ideę je­dy­no­władz­twa, rol­ni­cze prze­ciw­nie zo­sta­wać zwy­kły naj­dłu­żej pod wpły­wem in­sty­tu­cyj pa­try­ar­chal­nych. Praw­da ta bez żad­nej re­stryk­cyi da się za­sto­so­wać do na­ro­dów sło­wiań­skich.

W epo­ce, w któ­rej inne ludy eu­ro­pej­skie or­ga­ni­za­cyę spo­łecz­ną już mia­ły po­nie­kąd usta­lo­ną, Sło­wia­nie dłu­go jesz­cze nie zna­li in­nej po­wa­gi prócz tej, któ­ra jest naj­na­tu­ral­niej­szą i ser­cu ludz­kie­mu naj­droż­szą, t… j… prócz po­wa­gi ojca ro­dzi­ny, zwa­ne­go u nich Star­szy­mi póź­niej Wła­dy­ką, a ro­do­słów ostat­nie­go tego wy­ra­zu od bo­gi­ni mi­ło­ści, Łady, naj­jaw­niej do­wo­dzi du­cha, któ­ry dał po­czą­tek pierw­szej wła­dzy u Sło­wian.

–-

*) Rze­czy jest nie­wąt­pli­wą, że Da­ko­wie na­le­że­li do ro­dzi­ny sło­wiań­skiej; do­wo­dem tego, mię­dzy wie­lo­ma in­ne­mi, sław­ny ów na­pis sło­wiań­ski i sło­wiań­skie­mi ru­na­mi, od­kry­ty w 1829 r. przez An­drze­ja Ku­char­skie­go (na po­łu­dnio­wym sto­ku Kar­pat). Sło­wa: Zi Daku, tu dli Ja­me­isel, zup­ni pan u Api, – Patrz, Daku! tu leży Ja­ro­mysł, żup­ny pan w Api – na­szem zda­niem wy­łącz­nie tyl­ko da­dzą się od­nieść do Da­ków, a tłó­ma­cze­nie przez Mi­cha­ła Wisz­niew­skie­go dwóch pierw­szych wy­ra­zów tego na­pi­su jed­nym wy­ra­zem: Zy­da­ku – mu­la­rzu – albo zbyt jest na­cią­ga­ne, albo żad­ne­go zgo­ła nie przed­sta­wia zna­cze­nia.

Oko­ło tego cza­su Sło­wia­nie nad brze­ga­mi Mo­rza Bał­tyc­kie­go kil­ka już mie­li gro­dów, na po­cząt­ku ery na­szej sław­nych dla bo­gactw i prze­py­chu; mas­sa zaś ludu za­miesz­ki­wa­ła wio­ski roz­pro­szo­ne w głę­bi kra­ju, lubo i Pto­le­me­usz wy­li­cza nie­któ­re jesz­cze mia­sta nad­wi­ślań­skie.

Pier­wot­ni Sło­wia­nie żad­nej nie zna­li róż­ni­cy sta­nów; wszyst­kie świa­dec­twa sta­ro­żyt­nych pi­sa­rzy zga­dza­ją się w tej mie­rze, a duch in­sty­tu­cyj, rów­nie jak nie­któ­re za­byt­ki daw­nych praw i zwy­cza­jów kra­jo­wych, jak naj­wi­docz­niej tego do­wo­dzą. Wy­su­nię­cie się nie­któ­rych klass spół­ecz­nych nad po­ziom po­wszech­ny, któ­re z bie­giem cza­sów tu i owdzie nas już ude­rza, było za­wsze skut­kiem ob­ce­go wpły­wu" lubo i tego po­mi­jać nie go­dzi się, że zbyt nie­ogra­ni­czo­na swo­bo­da i brak zu­peł­ny ja­kiej­kol­wiek usta­wy or­ga­nicz­nej nie­ma­ło do tego się przy­czy­ni­ły, iż ży­cie pa­try­ar­chal­ne ca­łe­go ludu dłu­go po­trwać nie mo­gło, chy­ba­by nig­dy nie był wcho­dził w sto­sun­ki z na­ro­da­mi wo­jow­ni­cze­mi. Bo cho­ciaż licz­ni i sil­ni, jak wszyst­kie dzie­ci na­tu­ry, nie mógł on sta­wiać do­sta­tecz­ne­go opo­ru nie­przy­ja­cie­lo­wi wło­żo­ne­mu do cią­głych wo­jen i zjed­no­czo­ne­mu po­tęż­ną siłą dziel­ne­go wo­dza. Świad­czy też o tem Hi­sto­rya, że bez wy­jąt­ku wszyst­kie ludy sło­wiań­skie ule­gły prze­mo­cy obce o wpły­wu mniej lub wię­cej szko­dli­we­go, a praw­da ta od­sła­nia nam wi­dok ob­ra­zu naj­smut­niej­sze­go może w ca­łych dzie­jach. Nie­któ­re z tych nie­szczę­śli­wych na­ro­dów, pod­bi­te pod obcą wła­dzę w sku­tek dłu­gich wo­jen, pa­mięt­nych naj­bez­ec­niej­sze­mi okru­cień­stwa­mi; inne znów wy­nisz­czo­ne do szczę­tu, jak gdy­by spo­koj­ne ich ist­nie­nie mo­gło być nie­bez­piecz­nem dla ludz­ko­ści; da­lej inne zmu­szo­ne do od­da­nia sie­bie sa­mych pod opie­kę jed­ne­go z nie­przy­ja­ciół. Sko­ro bo­wiem są­siedz­two na­ro­dów już ukon­sty­tu­owa­nych wy­ma­ga­ło rów­ne­go usta­le­nia się wol­nych jesz­cze Sło­wian, by choć przez to zrów­no­wa­żyć prze­moc ob­cej po­li­ty­ki, pod­da­wa­li się nie bez żalu pod smut­ną ko­niecz­ność, któ­ra po­zba­wia­ła ich ulu­bio­nej swo­bo­dy pa­try­ar­chal­nej. Wy­znać przy­tem na­le­ży, że Sło­wia­nie sami nie po­tra­fi­li wznieść tej bu­do­wy i dla­te­go wi­dzi­my (a jest to rze­czą na­der ude­rza­ją­cą), że nie­mal wszyst­kie pań­stwa sło­wiań­skie uor­ga­ni­zo­wa­ne zo­sta­ły przez ob­cych lub za ich wy­łącz­nie wpły­wa­mi. Przy­po­mi­na­my w tej mie­rze Wiel­ką, Ruś i władz­ców nor­mandz­kich.

Co się ty­czy re­li­gii daw­nych Sło­wian, przedew­szyst­kim po­wie­my, że na­uko­we jej zba­da­nie i układ sys­te­ma­tycz­ny jest za­da­niem nie­zmier­nie wpraw­dzie waż­nem, ale do­tąd jesz­cze do­sta­tecz­nie nie roz­wią­za­nem. Trud­ność na­uko­we­go trak­to­wa­nia My­to­lo­gii sło­wiań­skiej nie tyle po­cho­dzi z bra­ku na­le­ży­tych ma­te­ry­ałów, lubo wpraw­dzie dość nie­do­kład­nych, ile ra­czej z ich mno­go­ści i roz­ma­ito­ści; w nich bo­wiem miesz­czą się pier­wiast­ki re­li­gij­ne więk­szej czę­ści na­ro­dów in­do­eu­ro­pej­skich w Eu­ro­pie i Azyi, z któ­re­mi na­le­żą­cy do ich gro­na Sło­wia­nie kie­dy­kol­wiek zo­sta­wa­li w sto­sun­kach, a za­tem: In­dów, Per­sów, Gre­ków i Rzy­mian, Cel­tów, Ger­ma­nów, Skan­dy­na­wów, Pru­sa­ków i Li­twi­nów, na­wet do­mie­szek cał­kiem ob­cych, np. fiń­skich. Je­że­li się zaś ztąd samo przez się ro­zu­mie, że My­to­lo­gię sło­wiań­ską zba­dać moż­na je­dy­nie na dro­dze po­rów­naw­czej, tedy nie­zbęd­nym ku temu środ­kiem jest naj­roz­le­glej­sza zna­jo­mość ca­łe­go ży­cia re­li­gij­ne­go i ca­łej oświa­ty sta­ro­żyt­ne­go świa­ta. Tej me­to­dy po­rów­naw­czej trzy­ma­li się z na­szych uczo­nych Jo­achim Le­le­wel i W. A. Ma­cie­jow­ski, z in­nych sło­wiań­skich Kol­lar, Sza­fa­rzyk i Ha­nusz; co do nas, któ­rych w pra­cy obec­nej ob­cho­dzą je­dy­nie wy­pad­ki ich ba­dań, po­krót­ce je czy­tel­ni­kom na­szym tu przed­sta­wia­my.

A naj­przód tedy, nie­wąt­pli­wie do­wie­dzio­ną jest rze­czą, że Sło­wia­nie przed­chrze­ści­jań­scy, przez nas sa­mych zwy­kle za po­gan uwa­ża­ni, sil­nie utwier­dzo­ną mie­li wia­rę w jed­ne­go Boga. Roz­po­wszech­nie­nie tego wy­ra­zu w ję­zy­kach sło­wiań­skich uczy nas, że głów­na myśl, któ­rą przy­wią­zy­wa­li do naj­wyż­szej Isto­ty, była hoj­ność, ob­fi­ty roz­dział wszyst­kich skar­bów przy­ro­dy *). Myśl ta bar­dzo była na­tu­ral­ną w na­ro­dzie spo­koj­nym i pra­co­wi­tym, a nie­chyb­nie pięk­niej­szą jest od wy­obra­że­nia nie­któ­rych lu­dów sta­ro­żyt­nych, któ­re bó­stwu przy­pi­sy­wa­ły naj­wyż­szą siłę ma­te­ry­al­na lub też wszech­moc­ność gnie­wu. Ta naj­wyż­sza isto­ta, Bóg, czczo­ną jed­nak była w róż­nych kształ­tach i pod róż­ne­mi na­zwi­ska­mi, po­łą­czo­ne­mi mię­dzy sobą za po­śred­nic­twem kil­ku my­tów. Nie­któ­re do­brze opar­te przy­pusz­cze­nia, bo za­sa­dza­ją­ce się na wy­wo­dach ety­mo­lo­gicz­nych, pod­no­szą zwol­na za­sło­nę, któ­ra po­kry­wa­ła do­tąd my­to­lo­gię sło­wiań­ską i dają po­znać, że była po­ję­tą w idei głę­bo­kiej, myty zaś te two­rzy­ły tyl­ko cia­ło, część po­nie­kąd zmy­sło­wą wiel­kie­go wy­obra­że­nia o świe­cie **). Taka -

* Ztąd wy­ra­zy bo­ga­ty, – za­koń­cze­nie bo­wiem przy­miot­ni­ków na aty ozna­cza po­do­bień­stwo – i ubo­gi (u pri­va­ti­vum) i t… d.

** Do­syć bę­dzie na jed­nym przy­kła­dzie: Ładu jest bo­gi­nią mi­ło­ści, lado ozna­cza ak­kord w mu­zy­ce, a lad naj­wyż­szą har­mo­nię. Po­nie­waż zaś ten ostat­ni idea po­cho­dzi­ła z pier­wot­nej oj­czy­zny, gdy tym­cza­sem sym­bo­la i wszyst­ko co do­ty­czy­ło ob­rząd­ków, póź­niej­szym do­pie­ro było do­dat­kiem.

Samo się przez się ro­zu­mie, że na Sło­wiańsz­czy­znie jak wszę­dzie, in­te­res re­li­gij­ny i wła­sny na­ka­zy­wał Apo­sto­łom Wia­ry Chry­stu­so­wej nisz­cze­nie wszyst­kich za­byt­ków po­gań­stwa, czy to w ob­rzę­dach i zwy­cza­jach lu­do­wych, czy w po­mni­kach i po­są­gach bo­gów, czy w opo­wia­da­niach i pie­śniach re­li­gij­nych. A prze­cież ta re­li­gia, któ­ra nie jest żad­nem Ob­ja­wie­niem, ale wy­pły­wem je­dy­nie wy­obraź­ni i mniej lub wię­cej roz­wi­nię­tych władz ro­zu­mo­wych, naj­głów­niej­szym sta­je się źró­dłem, z któ­re­go ob­fi­te wy­do­by­wa­my do­my­sły o sta­nie owcze­snej oświa­ty, a na­wet bytu spół­ecz­ne­go. Peł­na po­ezyi My­to­lo­gia daw­nych Gre­ków nie mo­gła być wy­my­słem ludu dzi­kie­go i po­grą­żo­ne­go w ma­te­ry­al­ną zwie­rzę­cość, – krwa­we po­da­nia lu­dów skan­dy­naw­skich mu­sia­ły być skut­kiem ich sro­dze wo­jow­ni­cze­go cha­rak­te­ru. Sło­wia­nie, któ­rzy wie­dli ży­cie spo­koj­ne, czę­ścią rol­ni­cze, czę­ścią pa­ster­skie, – któ­rzy sie­dzi­by swo­je zmie­nia­li w da­nym ob­rę­bie, nie dla na­jaz­du są­sia­dów, lecz dla przy­czyn miej­sco­wych, kie­dy rola mniej hoj­ne wy­da­wa­ła plo­ny, albo kie­dy już pa­szy zbra­kło by­dłu, Sło­wia­nie bó­stwa swo­je upa­try­wa­li w si­łach na­tu­ry, a cześć im nie­śli raz przez wdzięcz­ność, raz dla bo­jaź­ni. Róż­ny też ro­dzaj bał­wo­chwal­stwa – mówi Na­ru­sze­wicz – za­cho­wy­wa­li Sło­wia­nie, gdyż nie wszy­scy w jed­no­staj­ną za­bo­bon­ność za­pusz­cza­li się. Jed­ni bó­stwom w wy­szu­ka­nych kształ­tach po­są­gi sta­wia­li, tak jak je mia­ło bo­żysz­cze Płoń­skie Po­da­ga czy­li Po­go­da, bo­żek pięk­ne­go i ja­sne­go cza­su; inni lasy i uświę­co­ne gaje za po­byt ich mie­li, jak jest Pro­we, bóg spra­wie­dli­wo­ści, albo Pe­run, bóg pio­ru­nów. Byli mię­dzy Sło­wia­na­mi i tacy, któ­rzy obo­im tym spo­so­bem czci­li bo­gów swo­ich: t… j… mie­li po wsiach i mia­stecz­kach mnó­stwo po­są­gów, a je­den tyl­ko w ca­łej zie­mi gaj dę­bo­wy, ja­ko­by sto­li­cę bał­wo­chwal­stwa, w któ­rym naj­więk­sze­mu boż­ko­wi swe­mu czy­ni­li ofia­ry. Jako zaś róż­ni byli bo­go­wie mię­dzy nie­mi, tak też róż­ne o bó­stwie mnie­ma­nia: – jed­ni, czy­niąc błę­dli­wą róż­ni­cę Opatrz­no­ści, któ­ra dla nie­do­ści­głych za­mia­rów złe i do­bre lu­dziom sza­fu­je, na­zna­cza­li bo­gów, złe­go i do­bre­go;

wy­raz jest pier­wiast­kiem obu in­nych, prze­to tłó­ma­cząc tę ety­mo­lo­gię w spo­sób my­to­lo­gicz­ny, doj­dzie­my do exy­oma­tu, że: Naj­wyż­sza har­mo­nia dała po­czą­tek mi­ło­ści.

do­bre­go Bieł­bo­hem, złe­go Czer­no­bo­hem albo dja­błem na­zy­wa­jąc. Inni zno­wu, a tych nie­zmier­na była więk­szość, uzna­wa­li jed­ne­go tyl­ko naj­wyż­sze­go Boga w nie­bie, ale tara tyl­ko sie­dzą­ce­go i mało dba­ją­ce­go o rze­czy ludz­kie. Bo co się ty­czy in­szych, niż­sze­go rzę­du i na zie­mi miesz­ka­ją­cych boż­ków, ci zda­niem Sło­wian, po­cho­dzi­li tyl­ko z krwi jego i spra­wo­wa­li róż­ne po­dzie­lo­ne mię­dzy sobą urzę­dy, ma­jąc zwierzch­nic­two nad po­la­mi, la­sa­mi, smut­kiem, ra­do­ścią, roz­ko­szą; a im bar­dziej któ­ry z nich zbli­żał się po­kre­wień­stwem lub ja­kiem dzie­łem szla­chet­no­ści do owe­go Boga Bo­gów, w tem więk­szem na zie­mi zo­sta­wał po­sza­no­wa­niu.

Naj­sław­niej­sze Sło­wian świą­ty­nie były: jed­na w Ru­gii, po­świę­co­na Świa­to­wi­do­wi, dru­ga w mie­ście Ru­da­rów, zwa­nem Re­tre czy­li Wi­ne­ta, nad Odrą, zbu­rzo­nem przez Duń­czy­ków za ce­sa­rza Ot­to­na i Mie­czy­sła­wa I. Tu czczo­ny był Ra­do­gost, bo­żek woj­ny i wy­mo­wy. Świą­ty­nie te były za­ra­zem skła­dem wszel­kie­go bo­gac­twa, czę­ścią z da­nin na­ro­dów sło­wiań­skich, czę­ścią z łu­pieztw i roz­bo­jów w kra­jach po­gra­nicz­nych ze­bra­ne­go, któ­re Sło­wia­nie mia­no­wi­cie w zło­cie i sre­brze do skarb­ca ko­ściel­ne­go, jak nie­gdyś Gre­cy do świą­ty­ni Apol­li­na w Del­fach zgro­ma­dza­li. "Wszak­że – jak mowi Hel­mold, ka­płan Bo­row­ski, świa­dek pra­wie na­ocz­ny, któ­ry Hi­sto­ryę Sło­wian pi­sał oko­ło r. 1170 – Sło­wia­nie z tego skarb­ca opła­ca­li nie­raz po­trze­by pu­blicz­ne. Świą­ty­nie ta­kie w naj­więk­szem były u nich po­sza­no­wa­niu, – strze­gli ich z oso­bliw­szą pil­no­ścią, przy­się­gi na­wet na nie rzad­ko kie­dy czy­ni­li, a przy­stą­pie­nia do nich za­bra­nia­li. Rzą­dzi­li nie­mi ka­pła­ni, któ­rych po­wa­ga prze­wyż­sza­ła na­wet sa­mych kró­lów, po­nie­waż lud im wie­rząc, słu­chał ich bar­dziej niż naj­wjż­szej zwierzch­no­ści; oni zaś przez losy, wróż­by i inne cza­ro­dziej­skie gu­sła, prze­po­wia­da­li gmi­no­wi szczę­ście lub nie­szczę­ście, a ry­cer­stwo nie­raz pro­wa­dzi­li na woj­nę, dla po­stra­chu nie­przy­ja­ciół za­miast cho­rą­gwi nio­sąc swo­je bó­stwa. "

Ob­rząd­ki po świą­ty­niach róż­ne były i so­bie czę­sto­kroć prze­ciw­ne; po­słu­chaj­my np., jak opi­su­je kro­ni­karz Dyt­mar ob­chód na cześć boż­ka Ra­do­go­sta:

"Jest w kra­ju Re­da­rów mia­sto, Ry­ede­gast zwa­ne, kształ­tu trój­kąt­ne­go i ma­ją­ce trzy bra­my, któ­re w oko­ło ota­cza las, po­czy­ty­wa­ny za, świę­ty. Dwie z bram tych każ­de­mu wcho­dzą­ce­mu są otwo­rem; trze­cia zaś, na wschód po­ło­żo­na, znacz­nie mniej­sza, dla ogó­łu na­ro­du bywa za­mknię­tą. W bra­mie tej, ku mo­rzu le­żą­cej, nic nie wi­dać tyl­ko świą­ty­nię, z drze­wa dość mi­ster­nie zbu­do­wa­ną, ma­ją­cą, za pod­po­ry i wspie­ra­dła rogi róż­nych zwie­rząt; ścia­ny jej przy­ozdo­bio­ne są ob­ra­za­mi roz­ma­itych bo­żyszcz, w środ­ku zaś wi­dać po­są­gi boż­ków, z imio­na­mi wy­rze­za­ne­mi na przy­łbi­cach i zbro­jach i w naj­strasz­liw­szym przy­odzie­wie. Pierw­szy z nich na­zy­wa się Lwa­ra­zik, Her­ku­les sło­wiań­ski, wię­cej od in­nych przez cały na­ród wiel­bio­ny. Cho­rą­gwie ich, tyl­ko do wy­praw na­leż­ne, wy­no­szą z tych świą­tyń pie­si, a do strze­że­nia ich usta­no­wie­ni są… od­dziel­ni ka­pła­ni, któ­rzy sami tyl­ko sia­da­ją, kie­dy się lud zgro­ma­dza w celu uczy­nie­nia ofiar, lub uła­go­dze­nia gnie­wu bo­gów. Na­bo­żeń­stwa na­ów­czas od­pra­wia­ją po­mrucz­ne, przy czem z wiel­kiem niby prze­ra­że­niem i bo­jaź­nią, zie­mię ko­pią, a roz­ma­itą wróż­bą do­cho­dzą pew­no­ści w rze­czach wąt­pli­wych. Gdy to skoń­czą i za­kry­ją po­są­gi, ko­nia naj­więk­sze­go, umyśl­nie na ten cel przy­go­to­wa­ne­go, któ­ry u nich za świę­te­go ucho­dzi, księ­ża wpro­wa­dza­ją w po­kor­nej i peł­nej usza­no­wa­nia po­sta­wie, po czem raz jesz­cze wróż­by po­wta­rza­ją. Je­że­li w obu tych ra­zach wy­pa­dek do­ści­ga­nia przy­szło­ści jest rów­ny, tedy po­myśl­ne wró­żą skut­ki; je­że­li zaś prze­ciw­nie, wte­dy smut­ny gmin ma zwy­czaj rzu­cić za­mie­rzo­ne przed­się­wzię­cie. "

O świą­ty­ni Świa­to­wi­da tak mówi sław­ny duń­ski kro­ni­karz, Saxo Gram­ma­tyk:

"Nie­zmier­ny był w tej świą­ty­ni bał­wan, wiel­ko­ścią swo­ją prze­cho­dzą­cy wszel­ki wzrost cia­ła ludz­kie­go; miał on na czte­rech bar­kach czte­ry gło­wy, z któ­rych dwie na­przód, dwie zaś na tył pa­trza­ły. Bro­dę miał krót­ko przy­cię­tą; w pra­wej ręce trzy­mał róg, róż­ne­go ga­tun­ku krusz­ca­mi wy­sa­dzo­ny, któ­ry ka­płan co­rocz­nie mio­dem na­peł­niał. Suk­nia była tyl­ko do ko­lan, z roz­ma­itych ga­tun­ków drze­wa uro­bio­na i skle­jo­na. Nie­da­le­ko od po­są­gu le­ża­ło wę­dzi­dło i sio­dło, oraz nad­zwy­czaj­nej wiel­ko­ści miecz, rzad­kie­go sre­brzy­ste­go ko­lo­ru, z po­chwą nie­zmier­nie kosz­tow­nej i mi­ster­nej ro­bo­ty. Uro­czy­sta zaś temu bo­żysz­czu cześć tym spo­so­bem się od­pra­wia­ła: – Co roku, w pew­nym cza­sie po żni­wach, przy ze­bra­niu miesz­kań­ców obo­jej płci, po ubi­ciu ofia­ry z by­dląt, od­by­wa­no bie­sia­dę du­chow­ną przed świą­ty­nią, w tem­że miej­scu gdzie i ofia­ry czy­nio­no. Ka­płan ma­ją­cy zwierzch­ność nad temi ob­rzę­da­mi, mimo zwy­cza­ju oj­czy­ste­go od­zna­czał się wie­lo­ścią kę­dzio­rów i dłu­go­ścią za­ro­słej bro­dy. W wi­lię dnia prze­zna­czo­ne­go na na­bo­żeń­stwo, ka­płan ten zwykł jak naj­pil­niej za­mia­tać świą­ty­nię, do któ­rej jemu tyl­ko sa­me­mu wol­no było wcho­dzić; przy czem wy­strze­gał się, iżby w cza­sie po­by­tu swe­go w miej­scu świę­tem nie ode­tchnął, dla cze­go teź usta­wicz­nie do drzwi bie­gał, by za­par­te w so­bie po­wie­trze świe­żem od­mie­nić; mnie­ma­no bo­wiem, iż dech na­wet śmier­tel­ne­go czło­wie­ka mógł­by nie­zrów­na­ną czy­stość tego Bó­stwa ska­zić i roz­gnie­wać. W dniu na­stęp­nym tłu­mom ludu bra­mę ob­le­ga­ją­cym po­ka­zy­wa­no ów róg mio­dem na­peł­nio­ny, z któ­re­go je­że­li co uby­ło trun­ku, wno­szo­no o przy­szło­rocz­nym uro­dza­ju. Po­tem na znak ofia­ry, ka­płan osta­tek trun­ku przez rok nie wy­schłe­go wy­le­wał u nóg bał­wa­na, a próż­ny róg no­wym na­peł­niał. W cza­sie zaś tego uro­czy­ste­go ob­cho­du po­są­go­wi po­kło­ny czy­nił, żar­li­we­mi sło­wa­mi mo­dli­twy pro­sząc dla sie­bie, dla oj­czy­zny, dla oby­wa­te­li o do­stat­ki, zdro­wie i po­mo­że­nie zwy­cięztw. Po skoń­czo­nym pa­cie­rzu róg ów, na­la­ny trun­kiem, do ust swo­ich przy­mknąw­szy, dusz­kiem speł­niał, no­wym zaś na­law­szy znów w rękę bó­stwa wsta­wiał. Sta­wiał rów­nież ka­płan mię­dzy sie­bie a lud pla­cek okrą­gły, z mąki mio­dem roz­mie­sza­nej, ta­kiej wiel­ko­ści, że prze­cho­dził wy­so­kość czło­wie­ka; po­tem py­tał się ludu, czy­li­by go z za plac­ka wi­dzie­li, a gdy dano mu od­po­wiedź, że jest wi­dzia­nym, ob­ja­wiał ży­cze­nie, by za rok od nich nie mógł być doj­rza­nym. Ży­cze­nie zaś to sta­no­wi­ło o ob­fi­to­ści przy­szłe­go żni­wa. Skoń­czyw­szy to wszyst­ko, imie­niem bo­żysz­cza zgro­ma­dzo­ną tłusz­czę po­gań­stwa wi­tał, do częst­szych i pil­niej­szych ofiar na­ma­wiał, a w na­gro­dę od Świa­to­wi­da pew­ne zwy­ciez­twa obie­cy­wał; na­stęp­nie resz­ta dnia ob­ra­ca­ną była na roz­wią­złą bie­sia­dę, w cza­sie któ­rej wstrzę­mięź­li­wość ucho­dzi­ła za grzech, zaś opil­stwo i inne zbyt­ki naj­więk­szą po­boż­ność ozna­cza­ły. "

Ofia­ry z lu­dzi, mia­no­wi­cie w póź­niej­szym cza­sie z nie­na­wist­nych Chrze­ścian, prze­ję­li Sło­wia­nie od Sa­sów i in­nych po­gań­skich hord nie­miec­kich; w ogó­le bo­wiem bó­stwa Sło­wian, zwią­zek z rolą ma­ją­ce, krwa­wych ofiar nie wy­ma­ga­ły, nie­któ­rych na­wet cześć wca­le po­etycz­na, in­dyj­ską­ra­czej i grec­ką, ani­że­li ger­mań­ską My­to­lo­gię przy­po­mi­na. Oprócz Słoń­ca, Księ­ży­ca, Wia­tru czy­li Po­gwiz­du, mie­li Jo­wi­sza, któ­re­go zwa­li Jes­sem (byt, ist­nie­nie), Plu­to­na Lak­to­nem, Ce­re­rę Nią, (któ­ra naj­sław­niej­szą świą­ty­nię mia­ła w Gnieź­nie), Dy­anę Dzie­wan­ną; jak rów­nież, Le­lum i Po­le­lum, cóś na­kształt grec­kich Ka­sto­ra i Pol­lu­xa. Ju­tro­boh wy­obra­żał Ju­trzen­kę czy­li Au­ro­rę, – Kurs A był boż­kiem po­traw i żyw­no­ści do­mo­wej, – Ma­rzan­na bo­gi­nią śmier­ci i mi­ło­ści, – Ży­wie czy­li Siwa bo­gi­nią ży­cia, – u po­krew­nych Li­twi­nów Wor­ska­ji i Szwej­brat bo­ga­mi obór i pta­stwa do­mo­we­go, Ausz­we boż­kiem zdro­wia, An­ty­ap boż­kiem sta­wów, rzek i je­zior. Miał swo­je bó­stwo od­dziel­ne każ­dy ga­tu­nek zbo­ża, mia­ła je każ­da pra­ca go­spo­dar­ska, jak np. Żmu­dzi­nie cze­sząc len wzy­wa­li po­mo­cy Ala­ba­thy­na i t… d.

Były oprócz tego całe jesz­cze za­stę­py Koł­sków, Bajcz­tu­ków, Mar­ko­pe­tów i Ko­ba­li­sów, czy­li anio­łów i złych du­chów, po­słu­ga­czy bóstw rzę­du wyż­sze­go, któ­re w nie­zli­czo­nych gro­ma­dach Sło­wiańsz­czy­znę na­peł­nia­ły.

Mamy jesz­cze do­wo­dy, że Sło­wia­nie wie­rzy­li w nie­śmier­tel­ność du­szy*); zda­je się na­wet, iż mie­li sta­łe po­ję­cie o ka­rach i o szczę­ściu przy­szłe­go ży­wo­ta, gdyż licz­ne ist­nie­ją wzmian­ki o ob­rzę­dach od­pra­wia­nych nad du­sza­mi zmar­łych, aby im uła­twić unie­sie­nie się w nad­ziem­skie kra­iny. Du­sze te ula­ty­wa­ły z umar­łych w po­sta­ci pta­ków, zaś ob­rzę­dy owe, zwa­ne Try­zna­mi, Sty­pa­mi, Stra­wa­mi, Dzia­da­mi, wy­ga­nia­ły je na mlecz­ną dro­gę, gdzie były sie­dzi­by cno­tli­wych, a uchra­nia­ły od po­by­tu w pie­kle, gdzie kró­lo­wa­ły Pra­ga­ry. Księ­ża sło­wiań­scy, któ­rym speł­nia­nie tych ce­re­mo­nij było po­wie­rzo­ne, żad­ne­go nie zo­sta­wi­li śla­du swej po­tę­gi, zwy­kle tak sil­nej u lu­dów sta­ro­żyt­nych. W póź­niej­szym już cza­sie mamy przy­kła­dy, że na­czel­ni­cy po­ko­le­nia od­by­wa­li za­ra­zem ob­rząd­ki re­li­gij­ne, co do­wo­dzi, że księ­ża sta­li pod wła­dzą świec­ką. Zda­je się, że księ­ża sło­wiań­scy ogra­ni­cza­li się na obo­wiąz­kach swo­je­go po­wo­ła­nia, nie mie­sza­jąc się w spra­wy pu­blicz­ne; było to rze­czą bar­dzo na­tu­ral­ną w lu­dzie, któ­ry dłu­go upra­wiał swo­ją rolę, za­nim po­padł w smut­ną ko­niecz­ność zaj­mo­wa­nia się wiel­kie­mi in­te­re­sa­mi kra­ju**).

–-

*) W do­wo­dy ta­kie ob­fi­tu­ją zwłasz­cza po­ezye po­gań­skie, jak Rę­ko­pis kró­lo­dwor­ski, o któ­rym w ob­ra­zie li­te­ra­tu­ry Cze­skiej bliż­szą po­da­my wzmian­kę.

**) Zda­je się na­wet, że w naj­daw­niej­szych cza­sach ko­bie­ty tak­że, szcze­gól­nie czy­ste dzie­wi­ce, od­pra­wiać mo­gły pew­ne świę­te ob­rząd­ki, albo może osob­ny stan two­rzy­ły; wy­raz dzie­wa bo­wiem zo­sta­je w po­wi­no­wac­twie z san­skryc­kie­mi wy­ra­za­mi Da­ivas, Bóg, Da­ivi, Bo­gi­ni (pier­wia­stek div… zna­czy w san­skryc­kie­mi świe­cić), z grec­kim Δις z ła­ciń­skim di­vi­nus, z Cym­bryj­ski­ni duw, z li­tew­skim die­vas, ze sta­ro­ru­skim diw, diwo. Kie­dy zaś wy­ra­zy tego źró­dło­sło­wu we wszyst­kich pra­wie ję­zy­kach ro­dzi­ny Aryj­skiej ozna­cza­ły bó­stwo, Sło­wia­nie za­pew­ne nie by­li­by go uży­li w zna­cze­niu dzie­wi­cy, gdy­by dzie­wi­com u nich nie były po­ru­czo­ne pew­ne obo­wiąz­ki ka­płań­skie.

Z po­rów­na­nia po­mię­dzy sobą, roz­ma­itych dy­alek­tów sło­wiań­skich, któ­re po dziś dzień ist­nie­ją i z prze­cho­wa­ne­go tyl­ko w księ­gach świę­tych (zkąd go i ko­ściel­nym zo­wie­my), prze­ko­ny­wa­my się, że na kil­ka wie­ków przed erą chrze­ściań­ską Sło­wia­nie dwo­ma już mó­wi­li na­rze­cza­mi. Jed­no z nich uży­wa­ne było przez Sło­wian miesz­ka­ją­cych bli­żej Azyi, dla cze­go też na­zy­wa­my je dy­alek­tem wschod­nim; dru­gie, dy­alekt za­chod­ni, było ję­zy­kiem Sło­wian za­miesz­ku­ją­cych oko­li­ce Eu­ro­py środ­ko­wej aż po Łabę (Elbę). Z bie­giem cza­sów, kie­dy skut­kiem po­wsta­ją­cych państw jed­ni Sło­wia­nie odłą­cza­li się od dru­gich, dwa te na­rze­cza dały po­czą­tek wie­lu in­nym, z któ­rych każ­de na pierw­szy rzut oka wy­ka­zu­je w so­bie róż­ni­cę, pier­wot­nych źró­deł.

Kil­ka do­pie­ro temu wie­ków, gdy ta­kich dy­alek­tów było wię­cej trzy­dzie­stu; wie­le jed­nak­że z nich za­gi­nę­ło, a dziś jest ich tyl­ko pięt­na­ście do dwu­dzie­stu, z któ­rych więk­sza część róż­ni się je­dy­nie wy­mo­wą, nie zaś gram­ma­ty­ką. Obec­nie ga­łąź wschod­nio­sło­wiań­ska roz­po­star­ta jest w ca­łej Ros­syi, w znacz­nej czę­ści Tur­cyi eu­ro­pej­skiej i w stro­nie po­łu­dnio­wo-wschod­niej mo­nar­chii Au­stry­ac­kiej. Na jej cze­le stoi ję­zyk ru­ski, uży­wa­ny w Ros­syi i wschod­niej Au­stryi, któ­re­go od­no­ga­mi są: wiel­ko­ru­ski czy­li ros­syj­ski (w Ros­syi), ma­ło­ru­ski (w Ros­syi i Ga­li­cyi), bia­ło­ru­ski (w Ros­syi). Dru­gim głów­nym ję­zy­kiem ga­łę­zi wschod­niej jest buł­gar­ski, nie­gdyś uży­wa­ny we wszyst­kich kra­jach Nad­du­naj­skich, obec­nie już tyl­ko przez Buł­ga­rów. Idąc za Sza­fa­rzy­kiem, za­li­czy­my do tego ję­zy­ka dy­alekt sta­ro­sło­wiań­ski czy­li cer­kiew­ny, któ­ry on sta­ro – buł­gar­skim na­zy­wa; ję­zyk zaś buł­gar­ski wła­ści­wy, czy­li nowo-buł­gar­ski, uży­wa­ny dziś bywa na po­łu­dnie od Du­na­ju w oko­li­cach daw­nej Me­zyi, Tra­cyi i Ma­ce­do­nii i pod wie­lo­ma wzglę­da­mi róż­ni się zu­peł­nie od sta­ro­buł­gar­skie­go.

Dy­alekt po­łu­dnio­wo­sło­wiań­ski, we­dług Sza­fa­rzy­ka il­li­ryj­ski, prze­wa­ża w pro­win­cy­ach Tur­cyi za­chod­niej i Au­stryi po­łu­dnio­wo-wschod­niej, mia­no­wi­cie w Po­łu­dnio­wej Sty­ryi, Ka­ryn­tyi, Kra­inie i Po­brze­żu, oraz w czę­ści wschod­niej kró­le­stwa we­nec­kie­go, w Dal­ma­cji, na wy­spach, w Wę­grzech po­łu­dnio­wych, Kro­acyi, Sła­wo­nii i przy­ty­ka­ją­cym do tych trzech kra­jów Po­gra­ni­czu Woj­sko­wem. W Tur­cyi uży­wa­ny on jest w Bo­śnii, Her­co­go­wi­nie, w daw­nej Ra­scyi, w Ser­bii, w Czar­no­gó­rzu i Al­ba­nii pół­noc­nej. Dy­alekt ten roz­pa­da się na trzy na­rze­cza: 1) Serb­skie, w pro­win­cy­ach tu­rec­kich i w znacz­niej­szej czę­ści Wę­gier po­łu­dnio­wych, w Sła­wo­nii, Kro­acyi, Dal­ma­cyi, Kra­inie po­łu­dnio­wej i Istryi, ma li­te­ra­tu­rę od daw­na wy­kształ­co­ną, któ­ra za na­szych dni sze­ro­ko się jesz­cze roz­wi­ja; 2) Kro­ac­kie czy­li Chor­wac­kie, w Wę­grzech za­chod­nich i w za­chod­niej Kro­acyi, do po­prze­dza­ją­ce­go na­der po­dob­ne, z li­te­ra­tu­rą utwo­rzo­ną do­pie­ro przez re­for­ma­to­rów na po­cząt­ku XVI stu­le­cia; 3) Ka­rync­kie w Ka­ryn­tyi i w Kra­inie, w Sty­ryi po­łu­dnio­wej, na Po­brze­żu, w Fry­ulu i w za­chod­nim pa­sie Wę­gier, od dwóch pierw­szych bar­dziej od­da­lo­ne i z od­dziel­nym pi­śmien­nic­twem.

Dru­ga ga­łąź ję­zy­ków sło­wiań­skich, za­chod­nia, obej­mu­je Pol­skę, Mo­ra­wy, Wę­gry pół­noc­ne i Łu­ży­ce; do niej na­le­ży tak­że dy­alekt na­de­lbań­ski, uży­wa­ny nie­gdyś w Niem­czech pół­noc­nych aż po Góry Spi­żo­we, dziś cał­kiem wy­mar­łe. W ga­łę­zi tej uka­zu­ją się trzy dy­alek­ta głów­ne: 1) Ję­zyk pol­ski, na ca­łym ob­sza­rze daw­nej Pol­ski, wraz z Szląz­kiem i ca­łym pa­sem po­łu­dnio­wym Pruss Wschod­nich i Za­chod­nich. Do tego ję­zy­ka na­le­ży tak­że na­rze­cze Ka­szub­skie. 2) Ję­zyk cze­ski, uży­wa­ny na po­łu­dniu Gór Ol­brzy­mich w Cze­chach, Mo­ra­wii i Wę­grzech po Du­naj, z dwo­ma na­rze­cza­mi: cze­skiem wła­ści­wem, w Cze­chach, Mo­ra­wii i na krań­cu Szlą­ska Pru­skie­go, i wę­gier­sko-slo­wac­kiim, uży­wa­nem przez Sło­wa­ków w pół­noc­nych Wę­grzech; 3) Ję­zyk łu­życ­ko-serb­ski, uży­wa­ny w obu Łu­ży­cach i dzie­lą­cy się na na­rze­cze Gór­no­łu­życ­kie, ukształ­ceń­sze, z ob­fi­tą li­te­ra­tu­rą zwłasz­cza re­li­gij­ną i Dol­no­łu­życ­kie, uży­wa­ne przez nie­speł­na 50000 dusz w pru­skiej Niż­szej Lu­za­cyi.

Co się ty­czy róż­nic ist­nie­ją­cych po­mię­dzy dwie­ma temi głów­ne mi ga­łę­zia­mi, nad­mie­nia­my tu je­dy­nie, że ma­te­ry­ały le­xy­ko­gra­ficz­ne w obu pra­wie po­zo­sta­ły te same, tyl­ko że je­den dy­alekt czę­sto za­cho­wał wy­ra­zy, któ­re za­gi­nę­ły w dru­gim i na­wza­jem; na­to­miast jed­nak róż­nią się one wię­cej pod wzglę­dem gra­ma­ty­ki i sys­te­mu gło­so­we­go. Ostat­nia ta oko­licz­ność szcze­gol­niej spra­wia, że Sło­wia­nin na­le­żą­cy do jed­nej z głów­nych ga­łę­zi nie zro­zu­mie po­bra­tym­ca z dru­giej, gdy tym­cza­sem zu­peł­nie zro­zu­mia­łą bę­dzie mu mowa tej sa­mej ga­łę­zi, choć­by kra­je, w któ­rych oba dy­alek­ta są uży­wa­ne, naj­bar­dziej od sie­bie były od­le­głe.

W roz­ga­łę­zie­niu wschod­niem na­rze­cze cer­kiew­ne naj­wię­cej za­cho­wa­ne w pier­wot­nej czy­sto­ści, bo już nie ży­ją­ce, naj­wła­ści­wiej ucho­dzi za re­pre­zen­tan­ta ca­łej ga­łę­zi; moż­na bo­wiem z pew­no­ścią twier­dzić, że na­wet w pierw­szych wie­kach na­szej ery nie ist­nia­ły jesz­cze owe roz­ga­łę­zie­nia i że cały wschód sło­wiań­ski mó­wił jed­nym ję­zy­kiem, bądź cer­kiew­nym, bądź in­nym nie­zbyt od nie­go róż­nym.

W roz­ga­łę­zie­niu za­chod­niem ję­zyk pol­ski szcze­gól­ną ma oso­bli­wość, na­szem zda­niem mniej niż się go­dzi do­tych­czas przez ba­da­czy sło­wiań­skich uwzględ­nio­ną. Są to gło­ski no­so­we (ą, ę), w ję­zy­ku cze­skim za­le­d­wie znacz­ne, a z resz­tą w żad­nem in­nem na­rze­czu sło­wiań­skiem nie znaj­du­ją­ce się. Oprócz tego w Cze­skiem, a bar­dziej jesz­cze w pol­sz­czy­znie ist­nie­je ro­dzaj gło­ski r, sło­wiań­skie­mu tyl­ko ję­zy­ko­wi wła­ści­wy i od­po­wia­da­ją­cy, jak się zda­je, zu­peł­nie li­te­rze r w ję­zy­ku san­skryc­kim. To r za­wsze za­mie­nia się na rz, w in­nych zaś na­rze­czach za­stą­pio­ne bywa przez r sa­mo­gło­sko­we *).

* * *

Całą Hi­sto­ryą li­te­ra­tu­ry pol­skiej po­dzie­li­my na siedm okre­sów, z któ­rych każ­dy obej­mu­je wiel­ką grup­pę pi­śmien­ni­czą i całe współ­cze­sne jej ży­cie du­cho­we na­ro­du.

Okres pierw­szy, przed­chrze­ściań­ski, od pierw­sze­go za­wiąz­ku na­ro­du pol­skie­go, albo ra­czę od naj­daw­niej­szych za­byt­ków umy­sło­wej jego dzia­łal­no­ści, aż do Mie­czy­sła­wa I czy­li do r. 960.

Okres dru­gi, od wpro­wa­dze­nia re­li­gii chrze­ściań­skiej przez Mie­czy­sła­wa I (r. 960), aż do za­ło­że­nia Aka­de­mii Kra­kow­skiej i Sta­tu­tu Wi­ślic­kie­go (r. 1400).

Okres trze­ci, kwit­ną­cej Aka­de­mii Kra­kow­skiej, obej­mu­ją­cy cały wiek XV (od r, 1400 do 1500), za­koń­czo­ny usta­le­niem prze­wa­gi w li­te­ra­tu­rze ję­zy­ka ła­ciń­skie­go nad pol­skim.

Okres czwar­ty, zło­ty czy­li Zyg­mun­tow­ski, od r. 1500, czy­li od Zyg­mun­ta I aż do r. 1650.

–-

*) Przy­ta­cza­my tu parę przy­kła­dów:

po san­skryc­kui po pol­sku.

dvr, za­tknąć; dvar, drzwi… drzwi, dr, rwać, drzeć.

metr, mat­ka… ma­trzy­ca (idem), r, po­ru­szać się… rze­ka

Okres pią­ty, prze­wa­gi Je­zu­itów, aż do od­ro­dze­nia du­cha na­uko­we­go przez X. Pi­ja­ra Ko­nar­skie­go (od r. 1650 do 1750).

Okres szó­sty, czy­li Sta­ni­sła­wow­ski, i klas­sy­cy­zmu fran­cuz­kie­go od Ko­nar­skie­go aż do pierw­szej ćwier­ci XIX wie­ku.

Okres siód­my, prze­wa­gi ro­man­ty­ków, od r. 1825 do dnia dzi­siej­sze­go.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: