Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nera. Część 2: powieść z życia współczesnego - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nera. Część 2: powieść z życia współczesnego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 267 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Bi­blio­te­ka Dzieł Wy­bo­ro­wych

Wy­cho­dzi co ty­dzień w ob­ję­to­ści jed­ne­go tomu.

Wa­run­ki pre­nu­me­ra­ty:

W War­sza­wie:

Rocz­nie (52 tomy) rb.10

Pół­rocz. (26 tom.) rb. 5

Kwar­tał. (13 tom.) rb. 2.50

Za od­no­sze­nie do domu 15 kop. kwart.

Z przes. poczt:

Rocz­nie (52 tomy) rb. 12.60

Pół­rocz. (26 tom.) rb. 6.30

Kwar­tał. (13 tom.) rb. 3.10

no­sze­nia do domu 15 kop. kwart.

Cena 40 kop. – W pre­num. 19 12 kop.

Do­pła­ta za opra­wę:

Rocz­nie. (za 52 tomy)… rb. 6 kop. –

Pół­rocz­nie (za 26 to­mów)… rb. 3 kop. –

Kwar­tal­nie (za 13 to­mów)… rb. 1 kop. 50

Za zmia­ną ad­re­su na pro­win­cyi do­pła­ca się 20 kop.

Re­dak­tor: ZDZI­SŁAW DĘ­BIC­KI.

Wy­daw­ca: KA­ZI­MIE­RA GA­DOM­SKA.

FI­LIA W ŁO­DZI: Księ­gar­nia Sta­ni­sła­wa Ol­cza­ka, Prze­jazd 48.

FI­LIA W AME­RY­CE: Po­lish Book Im­por­ting Co. Inc. New – York.

Druk L. Bo­gu­sław­skie­go, Ś-to Krzy­ska 11. In­tro­li­ga­tor­nia Po­śpiesz­na, Pań­ska 20.

J. I. Kra­szew­skiCZĘŚĆ DRU­GA.

Si­mon, któ­ry od bar­dzo daw­na zjeż­dżał do Niz­zy na se­zon i wię­szą część roku tu prze­miesz­ki­wał, znał do­sko­na­le tu­tej­sze sto­sun­ki i lu­dzi. Nikt tu nie sprze­dał i nie na­był po­sia­dło­ści, szcze­gól­niej gdy wie­rzy­cie­le albo in­te­re­sa do po­zby­cia się zmu­sza­ły, aże­by Si­mon bi­lan­su, sza­cun­ku i spi­su dłu­gów nie miał w ręku, do li­cy­ta­cyi albo sam nie sta­wał, lub ko­goś od sie­bie nie po­słał.

Ale ro­bi­ło się to tak nie­znacz­nie, iż albo wca­le nie wy­stę­po­wał, lub bar­dzo pod­rzęd­ną grał rolę. Na­byw­szy, Si­mon nie trzy­mał dłu­go i z rów­ną zręcz­no­ścią umiał sprze­dać dro­go, jak na­być ta­nio.

Ci, co go daw­no zna­li, sza­co­wa­li go na mi­lio­ny, cho­ciaż prze­bą­ki­wa­no, że wie­le stra­cił przez ja­kieś fa­mi­lij­ne in­te­re­sa nie­szczę­śli­we.

Przy­ja­ciół, fa­mi­lii, lu­dzi, z któ­ry­mi­by żył na po­ufa­łej sto­pie, w Niz­zy nikt nie znał. Cały dzień sie­dział za­mknię­ty w ko­mór­ce przy ma­ga­zy­nie, czy­tał, pi­sał, ra­cho­wał, re­stau­ro­wał sam, albo pil­no­wał re­stau­ro­wa­nia, je­dze­nie so­bie sam przy­rzą­dzał i, i po­słu­gu­jąc się Misz­ką, nie po­trze­bo­wał ni­ko­go wię­cej.

Misz­ka, odar­ty ło­buz, nie­po­zor­ny, tak umiał mu słu­żyć, czy on się nim po­słu­gi­wać, że naj­trud­niej­sze rze­czy do­ka­zy­wał z jego po­mo­cą tyl­ko, a le­piej w Niz­zy o miej­sco­wych oko­licz­no­ściach być in­for­mo­wa­nym, jak on, nikt nie był.

No­ca­mi cza­sem, Misz­kę za­mknąw­szy w ma­ga­zy­nie, jak Arun-Al­ra­szyd, wy­cho­dził na mia­sto, wci­skał się, gdzie mu było po­trze­ba, i nie po­wra­cał bez plo­nu.

Ale to ży­cie pra­co­wi­te, nie­zmor­do­wa­ne­go za­ję­cia, nie zda­wa­ło się go wca­le czy­nić szczę­śli­wym; cho­dził za­sę­pio­ny i chmur­ny, nikt go nie Wi­dział śmie­ją­cym się. Po­ru­szał się, cho­dził, pra­co­wał jak­by z na­ło­gu tyl­ko.

Mó­wi­li­śmy już, że o lu­dziach, na­wet o świe­żo po raz pierw­szy do Niz­zy przy­by­łych, – Si­mon bar­dzo pręd­ko mie­wał do­kład­ne wia­do­mo­ści. Do­syć mu było na tło­mo­kach przy­by­wa­ją­cych tu go­ści prze­czy­tać, zkąd były wy­pra­wio­ne, aby po nit­ce do kłę­busz­ka dojść, kto przy­je­chał, z ja­kim za­so­bem i czy mu kre­dyt dać było moż­na.

Sam on li­chwą się nie trud­nił, ale z ręki jego pod­sta­wie­ni lu­dzie uła­twia­li in­te­re­sa i po­śred­ni­czy­li. Kosz­tow­ne a trud­ne do sprze­da­nia klej­no­ty sta­re czę­sto Si­mon da­wał w pie­nią­dzach i sam je po­tem ku­po­wał, zy­sku­jąc po­dwój­nie. Kom­bi­na­cye były nie­zli­czo­ne, a za­wsze szczę­śli­we.

Dla kogo ten sta­rzec zła­ma­ny po­trze­bo­wał; tak się gwał­tow­nie bo­ga­cić, komu to miał zo­sta­wić? – nikt nie wie­dział. Daw­niej miał, jak mó­wio­no fa­mi­lię, – po­tem zni­kła i mowy o niej już nie było.

Nie było ni­ko­go ze znacz­niej­szych go­ści, szcze­gól­niej tych, któ­rzy domy trzy­ma­li pań­skie i pie­nię­dzy wy­da­wa­li Wie­le, któ­re­go­by sta­nu ma­jąt­ko­we­go i cha­rak­te­ry­sty­ki nie miał Si­mon w swo­ich no­tat­kach.

Nie­moż­na się też… dzi­wić, że, gdy Niz­za się tak roz­go­rącz­ko­wa­ła dla pięk­nej Nery, jesz­cze przed ka­ta­stro­fą Si­mon miał ją na oku. Mó­wio­no na­wet, że cho­dził parę razy do cyr­ku, aby ją wi­dzieć, i po­wra­cał tak prze­ję­ty pięk­no­ścią i od­wa­gą ama­zon­ki, jak inni. Ktoś go wi­dział wra­ca­ją­ce­go na sa­mot­nej dro­ży­nie i rę­ka­mi coś oka­zu­ją­ce­go, mó­wią­ce­go do sie­bie, tar­ga­ją­ce­go wło­sy.

Po ka­ta­stro­fie, w ma­ga­zy­nie kil­ka osób sam o Nerę za­cze­piał. Lu­dzie, któ­rzy to spo­strze­gli, śmie­jąc się, do­wo­dzi­li, że to zwy­cię­stwo było naj­więk­szem dzie­łem pięk­nej ama­zon­ki.

Tym­cza­sem, gdy się to dzia­ło po za ku­li­sa­mi (a mo­gło być uro­je­niem tych, któ­rzy fał­szy­wie so­bie tłó­ma­czy­li sta­re­go Izra­eli­ty fan­ta­zye), Be­lot­ti, nie bę­dą­cy wprzó­dy w in­te­re­sach zbyt świet­nych, po wy­pad­ku z Nerą zna­lazł się w po­ło­że­niu bar­dzo przy­krem. Ko­nie miał pięk­ne, de­ko­ra­cye, uzbro­je­nia, przy­bo­ry bar­dzo kosz­tow­ne, ale po­dró­że, utrzy­ma­nie lu­dzi i staj­ni po­że­ra­ło sumy ogrom­ne, a naj­mniej­szy za­stój w do­cho­dach Be­lot­ti'emu był groź­ny.

Ła­tał się na­ów­czas po­życz­ka­mi, li­chwą, za­sta­wia­niem kosz­tow­no­ści swych, wszel­kie­mi go­dzi­we­mi i nie­go­dzi­we­mi spo­so­by.

Te­raz wła­śnie przy­szła na nie­go taka go­dzi­na, – trze­ba było uda­wać obo­jęt­ność i bra­wo­wać, a kasa się wy­czer­pa­ła osta­tecz­nie. Na Nerę zaś i ry­chłe jej wy­stą­pie­nie wca­le tak pręd­ko li­czyć nie rnógł.

Zręcz­ny i prze­bie­gły, wie­dzą­cy, czem kogo ująć i oba­ła­mu­cić, Włoch-Fran­cuz znal Niz­zę do­sko­na­le i tu mu sto­sun­ko­wo ła­twiej so­bie radę dać było, niż gdzie­in­dziej.

Wła­śnie tego wie­czo­ra, gdy się Le­sła­wo­wi go­ście roz­cho­dzi­li pod wra­że­niem oświad­cze­nia Pu­dło­wi­cza, że lo­sem Nery chce się za­jąć, – Be­lot­ti w ma­łej ka­wia­ren­ce, do któ­rej uczęsz­cza­li naj­wię­cej słu­dzy wiel­kich do­mów, sami na pa­nów wy­glą­da­ją­cy, sie­dział za­du­ma­ny nad szklan­ką ab­syn­tu.

Pił, oglą­da­jąc się nie­spo­koj­nie, jak­by na ko­goś ocze­ki­wał, i już dru­gą por­cyę nie­bez­piecz­ne­go na­po­ju roz­po­czy­nał, a ni­ko­go wi­dać nie było.

Noc za­pa­dła na po­dwó­rzu, gaz za­pa­lo­no W ka­wiar­ni, przy sto­licz­kach sły­chać było stu­ka­nie ko­stek do­mi­na i rzu­ca­nie kar­ta­mi, w ka­wiar­ni ro­bi­ło się co­raz dusz­niej i dym­niej. – Be­lot­ti się nie­cier­pli­wił strasz­li­wie.

Na­osta­tek tyl­nem wej­ściem wci­ska­ją­cy się ostroż­nie uka­zał się męż­czy­zna ol­brzy­mie­go wzro­stu, dzi­kich ry­sów twa­rzy, atle­ta ja­kiś, z bar­dzo małą gło­wą na ogrom­nych pier­siach i ra­mio­nach, za któ­rym ma­leń­ki, przy­gar­bio­ny su­nął sta­ru­szek z czap­ką na­ci­śnię­ta na oczy. W tym nie­ła­two było po­znać Si­mo­na. Be­lot­ti, któ­ry za­raz go spo­strzegł za ol­brzy­mem, da­ją­cym mu zna­ki, – nie mógł go po­znać, bo się do sie­bie nig­dy nie zbli­ża­li. Si­mon jego znał do­brze, ale on an­ty­kwa­rza wca­le nie. Żad­ne ich nie wią­za­ły sto­sun­ki.

Do­my­ślił się wszak­że dy­rek­tor cyr­ku, że to być mu­siał li­chwiarz, któ­re­go on po­trze­bo­wał.

Cho­ciaż wśród tłu­mu, prze­peł­nia­ją­ce­go ka­wiar­nię, śmia­ło, jak na pu­sty­ni, moż­na było roz­ma­wiać o in­te­re­sach, któ­re ni­ko­go nie ob­cho­dzi­ły, ol­brzym, wio­dą­cy za sobą skur­czo­ne­go Si­mo­na, po­szep­taw­szy coś z Be­lot­ti'm, któ­ry wstał, ab­synt za­bie­ra­jąc, z go­spo­da­rzem po­czął się uma­wiać o iz­deb­kę na osob­no­ści i z trud­no­ścią wy­ro­bił, że ich do cia­snej wpro­wa­dzo­no ko­mór­ki, w któ­rej pło­nął je­den chu­dy pło­myk ga­zo­wy. – Mały sto­li­czek i kil­ka krze­se­łek skła­da­ły całe ume­blo­wa­nie.

Be­lot­ti, idąc już, roz­pa­try­wał się w tym, któ­re­go mu przy­pro­wa­dzo­no, ale z po­wierz­chow­no­ści żad­nych Wnio­sków wy­cią­gnąć nie umiał.

Si­mon, mil­czą­cy, ma­leń­ki, zbie­dzo­ny, z oczy­ma spusz­czo­ne­mi, zda­wał się ra­czej na ofia­rę prze­zna­czo­ny, niż na sa­kry­fi­ka­to­ra. Be­lot­ti przy nim rósł i pysz­niał. Wy­dał mu się Si­mon wca­le po­spo­li­tym i li­chym li­chwia­rzem.

Po­czął na­przód od tego, że spy­tał, czem mu słu­żyć może? ale Si­mon po­dzię­ko­wał; ani jeść, ani pić nie miał we zwy­cza­ju, gdy ro­bił in­te­re­sa.

– Je­stem dy­rek­to­rem, – ode­zwał się Be­lot­ti, – jed­ne­go z pierw­szych cyr­ków eu­ro­pej­skiej sła­wy. W sa­mych ko­niach i przy­bo­rach mam kil­ka­kroć sto ty­się­cy wło­żo­ne­go ka­pi­ta­łu, ale mia­łem nie­szczę­ście… je­stem chwi­lo­wo nie­co za­kło­po­ta­ny, po­trze­ba mi kil­ka­dzie­siąt ty­się­cy fran­ków.

Ude­rzył ma­łe­go sta­rusz­ka po ra­mie­niu po­ufa­le.

– Nie zwy­kłem się tar­go­wać, – do­dał. – Mo­żesz mi po­ży­czyć, mów wa­run­ki.

Si­mon, po­mil­czaw­szy, pod­niósł gło­wę.

– Wszyst­ko to wiem, – rzekł. – Jaką pew­ność i bez­pie­czeń­stwo dać mi pan mo­żesz? Może po­rę­kę jed­ne­go z tych, co się jego cyr­kiem in­te­re­su­ją?

Be­lot­ti rzu­cił się na krze­śle.

– Ale ja so­bie nie ży­czę, aby chwi­lo­wy mój am­ba­ras się roz­gła­szał! – za­wo­łał.

– Więc za­pew­ne masz pan za­staw? – za­py­tał Si­mon zim­no.

Skrzy­wił się dy­rek­tor.

– Za­sta­wu nie mam i nie daję, – od­parł chmur­no.

– Masz pan może po­li­sę, ase­ku­ru­ją­cą jego ma­te­riel?– do­rzu­cił sta­ry.

Be­lot­ti z usta­mi za­gry­zio­ne­mi nie od­po­wie­dział tym ra­zem.

– Prze­cież mój we­ksel po­wi­nien­by mieć ja­kąś wagę? – od­parł po dłu­gim na­my­śle.

– Lu­dzie je­ste­śmy, – wes­tchnął Si­mon. Be­lot­ti szu­kał w gło­wie ja­kie­goś no­we­go wyj­ścia, gdy sta­ry po­czął mru­czeć:

– In­te­res każ­dy po­trze­bu­je pew­nej pod­sta­wy.

– Po­rę­kę zna­la­zł­bym ła­two, bo lu­dzie mi wię­cej dają wia­ry, niż wy, – rzekł Be­lot­ti, – ale o nią pro­sić nie chcę. – Ujmę-by mi to czy­ni­ło.

– Nie wi­dzę więc do­tąd spo­so­bu, jak­by­śmy in­te­res ten za­wią­zać mo­gli, – do­dał, po­ru­sza­jąc się, Si­mon i oczy bla­de zwra­ca­jąc na Be­lot­ti'ego.

Dy­rek­tor gryzł war­gi.

W tem li­chwiarz po­pa­trzył na sto­ją­ce­go obok nich ol­brzy­ma, któ­ry go przy­pro­wa­dził, i dal znak Be­lot­ti'emu, aby sam na sam po­zo­stać mo­gli. Dy­rek­tor po­śpie­szył mru­gnąć i gło­śno za­wo­łał:

– Mój Mar­ce­li, każ tam so­bie dać ab­syn­tu, abyś się po­krze­pił, a my z pa­nem tym po­ga­da­my.

Wy­szedł na­tych­miast po­moc­nik, a Be­lot­ti po­zo­stał sam na sam z Si­mo­nem. Aby wra­że­nie na­stę­pu­ją­cej roz­mo­wy oce­nić, na­le­ży so­bie przy­po­mnieć jak sta­ry li­chwiarz wy­glą­dał, skur­czo­ny, przy­gar­bio­ny, z twa­rzą per­ga­mi­no­wą, wy­schły, w odzie­ży wy­no­szo­nej, – ru­ina i szczą­tek czło­wie­ka, któ­ry z ży­ciem ru­cha­wem i czyn­nem nie zda­wał się w żad­nym związ­ku. – Moż­na go było wziąć ra­czej za na­rzę­dzie czy­jeś, niż za sa­mo­ist­nie dzia­ła­ją­ce­go, tak wszyst­ko dlań obo­jęt­ne się wy­da­wa­ło, a on sam nie­po­zor­nym. Be­lot­ti usi­ło­wał go prze­nik­nąć i na­próż­no ba­dał, Wzrok po za sko­ru­pę ze­schłą nie prze­cho­dził.

– Obu nam czas dro­gi, – ode­zwał się dy­rek­tor po wyj­ściu to­wa­rzy­sza, – mów­my otwar­cie, je­ste­śmy sami.

– Mów­my, – rzekł su­cho Si­mon, – jaką mi pan da­jesz pew­ność?

– Oso­ba moja, cyrk mój, imię, mogę po­wie­dzieć, – żywo po­czął Be­lot­ti, – są prze­cie po­rę­ką?

– Bar­dzo sła­bą, albo żad­ną, – od­parł Si­mon. – Je­że­liś pan mógł do tego się nie­opatrz­no­ścią swo­ją przy­pro­wa­dzić, że po­trze­bu­jesz po­ży­czać na li­chwę, – nie do­wo­dzi to, aby na przy­szłość jesz­cze gor­sze nie gro­zi­ły na­stęp­stwa.

– Na Boga! – wy­krzyk­nął, po­ry­wa­jąc się, jak ukłó­ty, Be­lot­ti. – Są w ży­ciu wy­pad­ki! for­ce ma­jeu­re, któ­rych ża­den ro­zum nie prze­wi­dzi.

– Wła­śnie ja chcę się od ta­kiej ewen­tu­al­no­ści za­bez­pie­czyć, – rzekł Si­mon.

– Ża­den w świe­cie czło­wiek od niej ob­wa­ro­wać się cał­kiem nie może, – za­wo­łał Włoch.

– Nie mamy co roz­pra­wiać, – do­koń­czył Si­mon, – ja gwa­ran­cyi po­trze­bu­ję, pan pie­nię­dzy, – za­tem…

– Ta, któ­rą daję…

– Nie jest żad­ną, – do­koń­czył sta­ry, – i w ten spo­sób nie doj­dzie­my do ni­cze­go, ale może zna­la­zł­by się śro­dek inny…

– Jaki? – za­py­tał za­cie­ka­wio­ny Be­lot­ti.

– Wać­pan ra­chu­jesz wie­le na tę, nie wiem zkąd wy­do­by­tą dziew­czy­nę… Nerę, tak?

Włoch po­twier­dził.

– Ja ją wi­dzia­łem, – mó­wił da­lej sta­ry. – W isto­cie obie­cu­ją­ce wie­le stwo­rze­nie, – pięk­na i, zda­je się roz­trop­na.

– Ge­nial­na! – prze­rwał Be­lot­ti.

– I szko­da jej do cyr­ku, wiel­ka szko­da, – do­dał Si­mon, – gdy gdzie­in­dziej mo­gła­by świet­ną zro­bić ka­ry­erę.

– Cyrk nie jest po­śled­niej­szy od in­nych za­wo­dów, – oparł się Be­lot­ti. – Ma do nie­go zdol­ność, ocho­tę…

– Fan­ta­zyę dzie­cin­ną, – prze­rwał, oży­wia­jąc się, sta­ry, – po­wta­rzam, szko­da jej do cyr­ku.

– Ale cóż ona pana ob­cho­dzi? – za­wo­łał zdu­mio­ny dy­rek­tor.

Si­mon pod­niósł oczy ku nie­mu i, po­mil­czaw­szy tro­chę, po­czął:

– Nie mam obo­wiąz­ku się tłó­ma­czyć, dla­cze­go ona mnie ob­cho­dzi. Może ja też chcę spe­ku­lo­wać na niej, jak na in­nym to­wa­rze, ale… ale… ja ją od Wać­pa­na od­ku­pię.

Be­lot­ti po­sły­szaw­szy to, ja­kiś czas stal osłu­pia­ły, jak­by nie mógł go zro­zu­mieć, a na­osta­tek par­sk­nął śmie­chem ogrom­nym.

– Ale to dro­gi to­war! sza­le­nie dro­gi, sza­now­ny pa­nie! – za­wo­łał.

– Ja i dy­amen­ta­mi han­dlu­ję, – rzekł Si­mon.

– To są żar­ty! – prze­rwał Włoch, – a ja ani cza­su, ani ocho­ty do nich nie mam.

– Nie, bez żar­tu, mo­ści dy­rek­to­rze, – rzekł sta­ry. – Od­stąp mi pan Nerę, ja się zaj­mę jej lo­sem.

– W ża­den spo­sób uczy­nić tego nie mogę, – wy­buch­nął Bel­lot­ti. – Spe­ku­lu­ję na niej tak, jak na in­nych mo­ich ar­ty­stach, ale ludź­mi nie han­dlu­ję.

– Boś może Wać­pan do han­dlu tego nie miał zręcz­no­ści, – rze­ki spo­koj­nie sta­ry. – Nie wchodź tyl­ko w to, dla­cze­go mnie ta dziew­czy­na ob­cho­dzi, a myśl o tem, że te­raz, ma­jąc tyl­ko na­dzie­je na niej, któ­re za­wieść mogą, – po­zby­wa­jąc się jej, masz za­ro­bek czy­sty i pew­ny.

– Nie ro­zu­miem! – wy­krzyk­nął Be­lot­ti.

– Tak, w isto­cie, jest to nie­co trud­nem do wy­tło­ma­cze­nia, – ci­szej roz­po­czął sta­ry, – ale gdy­byś Wać­pan przy­pu­ścił, że mnie z tem dziec­kiem łą­czy ja­kiś wę­zeł, sto­su­nek…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: