Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Moje wspomnienia w emigracji – od roku 1831 do 1854 spisane w Marsylii - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moje wspomnienia w emigracji – od roku 1831 do 1854 spisane w Marsylii - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 418 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ I WSPO­MNIE­NIA OSTAT­NICH ZDA­RZEŃ KAM­PA­NII POL­SKIEJ R. 1831

Po bi­twie ostro­łęc­kiej, któ­ra była wy­pły­wem za póź­no usku­tecz­nio­ne­go ru­chu na gwar­die ro­syj­skie, po tej pierw­szej nie­szczę­śli­wej bi­twie, za­czę­ły się nie­po­wo­dze­nia orę­ża pol­skie­go, a z nimi klę­ski i upa­dek Pol­ski. Wszyst­kie bi­twy, któ­re ar­mia pol­ska, choć szczu­pła, do­tąd sta­cza­ła z nie­przy­ja­cie­lem czte­ry­kroć sil­niej­szym, były dla niej ko­rzyst­ne i chlub­ne, jak pod Gro­cho­wem, Bia­ło­łę­ką, Waw­rem, Dę­bem Wiel­kim, Iga­nia­mi. Bi­twa ostro­łęc­ka, nie­spo­dzia­na, przy­ję­ta bez pla­nu, zde­mo­ra­li­zo­wa­ła i osła­bi­ła ar­mią; jed­na al­bo­wiem dy­wi­zja pod do­wódz­twem je­ne­ra­ła Gieł­gu­da, nie ma­ją­ca żad­ne­go udzia­łu w tej bi­twie, a znaj­du­jąc się w Łom­ży, była od­cię­tą i uda­ła się na Li­twę. Na­czel­ny wódz, je­ne­rał Skrzy­nec­ki, w ra­por­cie swym do Sej­mu po­wie­dział, że lubo bi­twa nie po­wio­dła się, do­piął jed­nak za­mie­rzo­ne­go swe­go pla­nu, wy­sy­ła­jąc dy­wi­zją je­ne­ra­ła Gieł­gu­da na Li­twę w za­mia­rze po­da­nia ręki tej czę­ści daw­nej Pol­ski, któ­ra od po­cząt­ku re­wo­lu­cji oka­za­ła za­pał i go­to­wość do po­wsta­nia, ocze­ku­jąc tyl­ko na wkro­cze­nie naj­mniej­sze­go ja­kie­go kor­pu­su pol­skie­go.

Czy wy­sła­nie tej dy­wi­zji było wskut­ku uło­żo­ne­go daw­niej pla­nu, czy­li też wskut­ku, iż była od­cię­tą od ar­mii pod­czas bi­twy ostro­łęc­kiej, za­wsze ar­mia pol­ska stra­ci­ła i osła­bio­ną zo­sta­ła jed­ną dy­wi­zją kom­plet­ną z ar­ty­le­rią i ka­wa­le­rią wy­bo­ro­we­go żoł­nie­rza, w chwi­li kie­dy nie­przy­ja­ciel ro­bił wy­si­le­nia i naj­więk­sze siły zgro­ma­dził w Kró­le­stwie. Czyż nie do­syć było wy­bra­nie pod Ję­drze­jo­wem ofi­ce­rów, pod­ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy wszel­kiej bro­ni na in­struk­to­rów, któ­ren to od­dział umon­to­wa­ny wraz z 1. puł­kiem uła­nów pod ko­men­dą je­ne­ra­ła Chła­pow­skie­go był wy­sła­nym na Li­twę pod za­sło­ną wy­pra­wy na gwar­die ro­syj­skie? A od­dzia­ły par­ty­zanc­kie, jak Za­liw­skie­go, Dzie­wic­kie­go, któ­re moż­na było po­mna­żać i wzmac­niać bez uszczerb­ku ar­mii, czy nie były do­sta­tecz­ne po­ma­gać po­wsta­niom i nie­po­ko­ić nie­przy­ja­cie­la, któ­ren dla ko­mu­ni­ka­cji z swą ar­mią w Pol­sce mu­siał na wszyst­kich punk­tach utrzy­my­wać znacz­ne siły i sta­wiać czo­ło na­pa­dom po­wstań­ców? Wkro­cze­nie je­ne­ra­ła Gieł­gu­da za­miast wzmoc­nie­nia zdez­or­ga­ni­zo­wa­ło i roz­pę­dzi­ło wszyst­kie po­wsta­nia, a czas, któ­ry je­ne­rał tra­cił na ba­lach i fe­sty­nach wy­pra­wia­nych, po­słu­żył nie­przy­ja­cie­lo­wi do skon­cen­tro­wa­nia swych sił i uprze­dze­nia go w za­ję­ciu Wil­na. Wskut­ku tego opóź­nie­nia zo­stał po­bi­tym, a na­stęp­nie wpę­dzo­nym nie tyl­ko z całą dy­wi­zją, ale i ze wszyst­ki­mi od­dzia­ła­mi znaj­du­ją­cy­mi się na Li­twie, któ­re pod swą ko­men­dę pod­cią­gnął, w gra­ni­ce pru­skie, gdzie za­słu­żo­ną ode­brał na­gro­dę.

Wskut­ku nie­po­myśl­nej bi­twy ostro­łęc­kiej ar­mia pol­ska ustą­pi­ła z pla­cu boju na noc pod Ró­żan, a na­stęp­nie cof­nę­ła się aż na Pra­gę. Stra­ty w tej bi­twie były nie­zli­czo­ne w za­bi­tych i ran­nych tak w żoł­nier­zach, jak ofi­ce­rach wyż­szych i niż­szych; na pla­cu boju po­le­gło dwóch je­ne­ra­łów: Kic­ki i Ka­mień­ski w szar­ży ka­wa­le­rii prze­ciw pie­cho­cie mo­skiew­skiej; jed­na kom­pa­nia z trze­cie­go ba­ta­lio­nu 4. puł­ku, któ­rą ko­men­de­ro­wał ka­pi­tan Se­we­ryn Wy­szpol­ski, trzy­ma­jąc arier­gar­dę tak był sil­nie par­tym przez Mo­ska­li, że dla wstrzy­ma­nia ich za­mknął się w du­żym dzie­dziń­cu w Ostro­łę­ce, bro­nił się do ostat­nie­go, w koń­cu uległ prze­ma­ga­ją­cej sile, sam zgi­nął pchnię­ciem na raz kil­ku­na­stu ba­gne­tów; ar­ty­le­ria utra­ci­ła czte­ry dzia­ła, kom­pa­nia 1. po­zy­cyj­na dwa dzia­ła, ppo­rucz­nik Świ­der­ski, ko­men­dant tych dział, stra­ciw­szy nogę od gra­na­tu, nie chcąc pod­dać się am­pu­ta­cji, umarł; kom­pa­nia 3. po­zy­cyj­na dwa dzia­ła, ko­men­dant tych, pod­po­rucz Szmi­dec­ki, prze­strze­lo­ny kulą ka­ra­bi­no­wą przez pier­si, umarł w War­sza­wie, zło­żo­ny na ku­ra­cją w gma­chu Szko­ły Apli­ka­cyj­nej; z tej sa­mej ba­te­rii do­wód­ca, pod­puł­kow­nik Tur­ski, był lek­ko ran­ny w nogę, pod­po­ru­ezk Nie­prze­cki prze­strze­lo­ny w szy­ję. Ba­te­ria ta naj­wię­cej ucier­pia­ła od ty­ra­lie­rów ro­syj­skich, stra­ci­ła wie­le lu­dzi i koni, w Puł­tu­sku ode­bra­ła 30 koni świe­żych na za­stą­pie­nie ran­nych i za­bi­tych, in­a­czej nie mo­gła­by być do­pro­wa­dzo­ną do War­sza­wy. Puł­ki 4. i 8., pułk Dzie­ci War­szaw­skich zwa­ny, pułk We­te­ra­nów Czyn­nych, naj­wię­cej stra­ty po­nio­sły, była to dy­wi­zja je­ne­ra­ła Ma­ła­chow­skie­go.

Woj­sko roz­lo­ko­wa­ne w Pra­dze na pla­cach i oko­pach przez kil­ka dni zbie­ra­ło się i kom­ple­to­wa­ło przy­by­wa­ją­cy­mi z roz­syp­ki, któ­ra na­stą­pi­ła po więk­szej czę­ści z krzy­żu­ją­cych się roz­ka­zów: jed­ne na­ka­zu­ją­ce od­wrót na Mo­dlin, dru­gie – utrzy­ma­nia i po­zo­sta­nia w li­nii boju, ten ostat­ni roz­kaz nie­któ­re od­dzia­ły i puł­ki w mar­szu ku Mo­dli­no­wi ode­bra­ły.

Nie­przy­ja­ciel po­niósł tak­że wiel­kie stra­ty, a może i więk­sze od na­szych, ale utrzy­maw­szy plac boju, pod­niósł mo­ral­nie du­cha żoł­nie­rza. Puł­kow­nik Bem wy­ko­nał praw­dzi­wą szar­żę z ba­te­rią 4. lek­ko­kon­ną, któ­rą do­wo­dził, i po kil­ku sal­wach prze­rze­dziw­szy ko­lum­ny mo­skiew­skie przy­kuł je na pla­cu, że ani kro­ku na­przód nie od­wa­ży­ły się uczy­nić. Była to chwi­la, że dwa puł­ki mo­gły były za­dać śmier­tel­ny cios nie­przy­ja­cie­lo­wi, ale tych na­czel­ny wódz nie miał pod ręką i nie mógł ze­brać, bo woj­sko było już w mar­szu. Nie­przy­ja­ciel po­zo­stał w Ostro­łę­ce i or­ga­ni­zo­wał się po stra­tach po­nie­sio­nych, tu na­czel­nie ko­men­de­ru­ją­cy ar­mią ro­syj­ską je­ne­rał Dy­bicz (Za­bał­kań­ski) umarł, bę­dąc otru­tym z roz­ka­zu. Na jego miej­sce przy­był je­ne­rał Pa­skie­wicz (ksią­żę Ery­wań­ski), ob­jął ko­men­dę i prze­niósł całą ar­mią w wo­je­wódz­two płoc­kie, nie trosz­cząc się by­najm­niej o dy­wi­zją pol­ską, któ­ra wkro­czy­ła na Li­twę. Woj­sko pol­skie sta­ło bez ru­chu kil­ka­na­ście dni na Pra­dze; dla po­ka­za­nia go War­sza­wie i Sej­mo­wi na­czel­ny wódz zro­bił z nim prze­chadz­kę na Po­tycz . Prze­szedł­szy tam most na Wi­śle, po­wró­cił przez War­sza­wę na Pra­gę, jed­nak wkrót­ce po tym de­fi­lu na­stą­pił wy­marsz ca­łe­go woj­ska do Mo­dli­na, gdzie sta­li­śmy obo­zem; jed­na tyl­ko, czwar­ta, dy­wi­zja je­ne­ra­ła Mil­ber­ga i ka­wa­le­ria pod ko­men­dą je­ne­ra­ła Tur­no były na przo­dzie w wo­je­wódz­twie płoc­kim dla ob­ser­wo­wa­nia nie­przy­ja­cie­la, a może w za­mia­rze ścią­gnie­nia go ku Mo­dli­no­wi. Nie­przy­ja­ciel nie dał się sku­sić i trzy­mał się cią­gle bli­sko gra­ni­cy pru­skiej; z tego po­ło­że­nia ka­zał do­my­ślać się, że za­my­śla o prze­pra­wie na lewy brzeg Wi­sły.

Na­gły nasz wy­marsz z Mo­dli­na obie­cy­wał coś waż­ne­go, lecz nic nie było. Po noc­nym mar­szu le­wym brze­giem Wi­sły w naj­więk­szy deszcz ulew­ny sta­nę­li­śmy w daw­nym obo­zie pod War­sza­wą. Ar­ty­le­ria do­pie­ro dru­gie­go dnia swe dzia­ła po­spro­wa­dza­ła, któ­re dla złej dro­gi i ciem­nej nocy były po­zo­sta­ły. W obo­zie kil­ka dni wszyst­ko naj­swo­bod­niej spo­czy­wa­ło. W chwi­li kie­dy nie­przy­ja­ciel usku­tecz­niał prze­pra­wę przez Wi­słę w cy­plu gra­ni­cy pol­skiej i pru­skiej, Pru­sa­cy uła­twi­li mu ta­ko­wą, za­opa­trzy­li w amu­ni­cją i wszel­kie po­trze­by wo­jen­ne, na któ­rych Mo­ska­lom zby­wa­ło. Na tę wia­do­mość Skrzy­nec­ki wy­szedł z obo­zu i prze­niósł ar­mią pod Bo­li­mów, gdzie za­stał już nie­przy­ja­cie­la. Oby­dwie ar­mie prze­dzie­lo­ne bło­ta­mi sta­ły obo­zem na­prze­ciw sie­bie nic nie przed­się­bio­rąc. W tym cza­sie je­ne­rał Kru­ko­wiec­ki, bę­dąc gu­ber­na­to­rem War­sza­wy, in­try­go­wał swym sta­rym na­ło­giem w Rzą­dzie i w Sej­mie, or­ga­ni­zo­wał kontr­re­wo­lu­cją, wie­szał, wy­rzy­nał bę­dą­cych pod są­dem wo­jen­nym, Jan­kow­skie­go, Hur­ti­ga i in­nych, na­wet szpie­gów nie osą­dzo­nych, Ży­dów i ko­bie­ty (Ba­za­now); tym spo­so­bem to­ro­wał so­bie dro­gą na na­czel­ne­go wo­dza, któ­rej to god­no­ści od po­cząt­ku za­zdro­ścił Skrzy­nec­kie­mu. I tyle do­ka­zał, że Skrzy­nec­kie­go zło­żo­no z na­czel­ne­go do­wódz­twa, a od­da­no je je­ne­ra­ło­wi Dem­biń­skie­mu, któ­ren tyl­ko co był po­wró­cił z Li­twy z ma­łym kor­pu­sem, odłą­czyw­szy się od kor­pu­su Gieł­gu­da. Po ogło­sze­niu woj­sku pod Bo­li­mo­wem, że z woli Rzą­du i Sej­mu je­ne­rał Dem­biń­ski jest mia­no­wa­nym na­czel­nym wo­dzem woj­ska, na dru­gi dzień na­stą­pił wy­marsz wstecz­ny pod War­sza­wę. Nie­przy­ja­ciel po­stę­po­wał za nami, ma­sko­wał się, sła­bo na­cie­rał i nie prze­szka­dzał temu ru­cho­wi, bo od­po­wia­dał jego za­mia­rom. Ar­mia pol­ska ze­bra­na pod War­sza­wą za­ję­ła li­nie oszań­co­wa­ne, ocze­ku­jąc zbli­że­nia się i ata­ku nie­przy­ja­cie­la. Kru­ko­wiec­ki użył ten czas do ukoń­cze­nia swe­go dzie­ła. Je­ne­ra­ła Dem­biń­skie­go po trzech dniach od­wo­ła­no z na­czel­ne­go do­wódz­twa, któ­re ob­jął Kru­ko­wiec­ki. Dla zre­ko­nen­so­wa­nia roz­ło­że­nia nie­przy­ja­cie­la już pra­wie ob­le­ga­ją­ce­go War­sza­wę wy­sła­no parę ba­ta­lio­nów 3. puł­ku li­nio­we­go, czte­ry dzia­ła no­wej ba­te­rii i dwa szwa­dro­ny ka­wa­le­rii no­wych puł­ków pod do­wódz­twem puł­kow­ni­ka Gal­lo­is (Fran­cu­za), re­ko­ne­sans ten tak pro­wa­dził, urzą­dził, że o milę dro­gi od War­sza­wy Mo­ska­le ob­to­czy­li i za­bra­li cały bez wy­strza­łu. Dziw­na rzecz, że do­wód­ca tej wy­pra­wy, pułk Gal­lo­is, wzię­ty w nie­wo­lą, nie umie­ją­cy sło­wa po pol­sku, zna­lazł się w Ga­li­cji po wej­ściu kor­pu­su Ra­mo­ri­no.

Jak­by , ar­mia pol­ska ze­bra­na pod War­sza­wą była wię­cej jak siłą do­sta­tecz­ną do obro­ny sto­li­cy i do po­bi­cia, i znisz­cze­nia nie­przy­ja­cie­la, od cze­go eg­zy­sten­cja Pol­ski za­wi­sła była, jak­by , uby­tek dy­wi­zji Gieł­gu­da nie zmniej­szał i nie osła­biał jesz­cze za­do­syć ar­mią. I po­mi­mo że je­ne­rał Łu­bień­ski w kil­ka­na­ście ty­się­cy z naj­lep­szą ka­wa­le­rią znaj­do­wał się na pra­wym brze­gu Wi­sły po­ni­żej Mo­dli­na i w Au­gu­stow­skiem, je­ne­ra Kru­ko­wiec­ki, na­czel­nie te­raz ko­men­de­ru­ją­cy, od­dzie­lił i wy­słał kor­pus dwu­dzie­stocz­te­ro­ty­sięcz­ny, skła­da­ją­cy się po więk­szej czę­ści z puł­ków sta­rych tak pie­cho­ty, jak ka­wa­le­rii, i czter­dzie­ści dwa dział ar­ty­le­rii pod do­wódz­twem je­ne­ra­ła Ra­mo­ri­no (Pie­mont­czy­ka), da­jąc mu za sze­fa szta­bu puł­kow­ni­ka Wła­dy­sła­wa Za­moy­skie­go, z prze­zna­cze­niem na pra­wy brzeg Wi­sły, w wo­je­wódz­two pod­la­skie, aby je­ne­ra­ła Go­ło­wi­na, znaj­du­ją­ce­go się w tam­tych oko­li­cach z czę­ścią kor­pu­su Ro­se­na , znisz­czyć, od­pę­dzić i za­opa­trzyć sto­li­cę w żyw­ność. Je­że­li War­sza­wa nie mia­ła za­pa­sów żyw­no­ści na przy­pa­dek dłu­gie­go ob­lę­że­nia i je­że­li je­ne­rał Kru­ko­wiec­ki za­my­ślał na se­rio bro­nić się i za­grze­bać w ru­inach sto­li­cy, to na­le­ża­ło prze­wi­dzieć wszel­kie wy­pad­ki woj­ny i dać sto­sow­ne i wy­raź­ne roz­ka­zy kor­pu­so­wi Ra­mo­ri­no, jak da­le­ko może się od­su­nąć za nie­przy­ja­cie­lem, aby w każ­dym ra­zie w chwi­li ata­ku naj­prę­dzej mógł po­wró­cić i przyjść w po­moc sto­li­cy. Lecz czy o tym my­śla­no? Dzia­ła­nie kor­pu­su Ra­mo­ri­no to wy­ja­śni.

Kru­ko­wiec­ki osła­biw­szy tym spo­so­bem ar­mią sto­ją­cą pod War­sza­wą, roz­po­czął ja­kieś ne­go­cja­cje z nie­przy­ja­cie­lem, wy­sy­łał róż­nych par­la­men­ta­rzy dla po­ro­zu­mie­nia się. Sam na­wet oso­bi­ście udał się, aby wi­dzieć się z Pa­skie­wi­czem i z księ­ciem Mi­cha­łem, do to­wa­rzy­stwa swe­go po­sel­stwa przy­brał niby za świad­ka swe­go czy­ste­go po­stę­po­wa­nia Pio­tra Wy­soc­kie­go. Wia­do­mo, że Piotr Wy­soc­ki był du­szą spi­sku i re­wo­lu­cji, któ­rą dnia 29 li­sto­pa­da 1830 r. na cze­le Szko­ły Pod­cho­rą­żych roz­po­czął i do­ko­nał. Zda­je się, że ks. Mi­chał i Pa­skie­wicz ży­czy­li so­bie Wy­soc­kie­go po­znać, Kru­ko­wiec­ki jako com­pla­isant zna­lazł spo­sob­ność za­pre­zen­to­wa­nia go. W tym wi­dze­niu się Kru­ko­wiec­ki roz­ma­wiał z ks. Mi­cha­łem i Pa­skie­wi­czem w ję­zy­ku fran­cu­skim, a Wy­soc­ki przy­tom­ny tej roz­mo­wie nic nie ro­zu­miał nie po­sia­da­jąc ję­zy­ka.

Wy­soc­kie­go z puł­kiem no­wym, któ­rym do­wo­dził, Kru­ko­wiec­ki, na­czel­ny wódz, prze­zna­czył do obro­ny szań­ca, czy­li re­du­ty w Woli, gdzie czte­ry i wię­cej ty­się­cy woj­ska po­win­no było bro­nić ten sza­niec wy­ska­ku­ją­cy i punkt naj­waż­niej­szy, jako do­mi­nu­ją­cy wszyst­kie li­nie szań­ców, a na­wet samą War­sza­wę. Mo­ska­le umie­li oce­nić ten punkt, któ­ren był klu­czem for­ty­fi­ka­cji War­sza­wy, i naj­pierw na nie­go swój sil­ny atak skie­ro­wa­li. Po­mi­mo sła­bej za­ło­gi, lecz mę­stwem i po­świę­ce­niem do­wód­cy i żoł­nie­rza po dwa­kroć od­par­ci, w koń­cu prze­mo­gli i zdo­by­li. Wy­soc­kie­go ran­ne­go wzię­li do nie­wo­li, a je­ne­rał ar­ty­le­rii, So­wiń­ski, ko­men­dant głów­ny tej re­du­ty, bro­niąc się do ostat­nie­go, cof­nął się do ko­ścio­ła, gdzie na stop­niach oł­ta­rza z orę­żem w ręku śmier­cią wa­lecz­ną po­legł. Co za po­świę­ce­nie! Co za wspa­nia­ły przy­kład! Re­du­ta Woli nie była wspie­ra­ną jak jed­ną ba­te­rią po­lo­wą, czwar­tą ar­ty­le­rii kon­nej, cho­ciaż cała re­zer­wa ar­ty­le­rii sta­ła pod Wia­tra­ka­mi na Czy­stem.ROZ­DZIAŁ II WY­PRA­WA KOR­PU­SU RA­MO­RI­NO

Kor­pus j Ra­mo­ri­no za­raz po roz­ka­zie wy­szedł był w naj­więk­szej ci­szy, w nocy ze­brał się cały na Pra­dze i szo­są po­stę­po­wał, póź­niej rzu­cił się na pra­wo do Łu­ko­wa, a bry­ga­da j Za­wadz­kie­go ope­ro­wa­ła po­nad samą Wi­słą. W Łu­ko­wie nie za­sta­li­śmy już nie­przy­ja­cie­la, przed chwi­lą był wy­ru­szył; po spo­czyn­ku kil­ko­go­dzin­nym udał się za nim nasz kor­pus, a j Ko­nar­ski był wy­sła­nym z bry­ga­dą ka­wa­le­rii i czte­re­ma dzia­ła­mi z ba­te­rii Fro­eli­cha, krót­szą dro­gą przez lasy, w celu prze­cię­cia dro­gi nie­przy­ja­cie­lo­wi, a przy­najm­niej w de­fi­lu nie­spo­dzia­nie za­ata­ko­wać, ale przy­był za póź­no i wy­pra­wa nie uda­ła się. Nie­przy­ja­ciel wi­dząc się być ści­ga­nym z bli­ska, za­trzy­mał się w Mię­dzy­rze­cu, do­kąd nasz kor­pus cały nad­cią­gnął z rana. Wprost z mar­szu za­czę­to ogień dzia­ło­wy do mia­sta, nie­przy­ja­ciel zmu­szo­ny był wy­stą­pić w pole. Atak z po­cząt­ku był żywy i sil­ny. W cza­sie kie­dy ar­ty­le­ria na­sza z fron­tu go biła bez da­nia mu spo­czyn­ku, część pie­cho­ty ob­cho­dzi­ła li­nią nie­przy­ja­ciel­ską i przed wie­czo­rem jesz­cze był od­cię­ty od głów­nej szo­sy i pra­wie oto­czo­ny. Mia­sto tyl­ko za­po­mnia­no albo nie chcia­no za­jąć, cho­ciaż bry­ga­da j Za­wadz­kie­go nad­cią­gnę­ła już była i sta­ła w tyle nie­czyn­ną.

Za­miast ści­śnię­cia li­nii i na­tar­cia osta­tecz­ne­go ze wszech stron wda­no się w par­la­men­tar­stwo z nie­przy­ja­cie­lem, przed­sta­wia­jąc mu, że jest oto­czo­nym, aby się pod­dał. Ale ten nie chciał w ten mo­ment od­po­wie­dzieć, od­kła­da­jąc do dnia na­stęp­ne­go, na co po­zwo­lo­no. Nie­przy­ja­ciel wie­dział, że cho­ciaż tył już miał za­ję­ty od głów­nej szo­sy, lecz mia­sto miał w swym po­sia­da­niu wol­ne, ko­rzy­stał więc z tego po­ło­że­nia i w nocy wy­sław­szy uli­ce sło­mą z ca­łym kor­pu­sem z po­cią­ga­mi prze­szedł, nie bę­dąc spo­strze­żo­nym, na­wet mo­stu nie spa­lił, oprócz tyl­ko że po­kład zrzu­cił za sobą. Na­za­jutrz, nie zna­la­zł­szy nie­przy­ja­cie­la na pla­cu boju, we­szli­śmy do mia­sta nie­ja­ko z try­um­fem i spo­czy­wa­li cały dzień. W tej bi­twie ba­ta­lion 3. pią­te­go puł­ku li­nio­we­go, któ­rym do­wo­dził ma­jor Mal­czew­ski, ob­szedł­szy nie­przy­ja­cie­la od szo­sy, wy­kłuł pra­wie cały ba­ta­lion mo­skiew­ski, któ­ren za­mknął się na okól­ni­ku pod karcz­mą jak w szań­cu i nie chciał się pod­dać. Do­piąw­szy w czę­ści celu wy­pra­wy, od­pę­dziw­szy nie­przy­ja­cie­la, któ­re­go moż­na było zu­peł­nie znieść, a któ­ren te­raz prze­stra­szo­ny ucie­kał, kie­dy od War­sza­wy aż do Mię­dzy­rze­ca nie było ani jed­ne­go żoł­nie­rza mo­skiew­skie­go i ta część kra­ju oczysz­czo­na mo­gła za­opa­trzyć sto­li­cę w po­trzeb­ną żyw­ność, na­le­ża­ło, zo­sta­wia­jąc ob­ser­wa­cyj­ny znacz­ny od­dział, z resz­tą kor­pu­su zbli­żyć się ku War­sza­wie, gdzie co chwi­la atak głów­ny był spo­dzie­wa­ny.

Po dwu­dzie­stocz­te­ro­go­dzin­nym spo­czyn­ku w Mię­dzy­rze­cu, z któ­re­go cza­su nie­przy­ja­ciel umiał ko­rzy­stać, j Ra­mo­ri­no, czy z wła­sne­go pla­nu, czy wskut­ku roz­ka­zu na­czel­ne­go wo­dza, po­sta­no­wił ści­gać do ostat­nie­go nie­przy­ja­cie­la; trop w trop po śla­dzie pra­wie ma­sze­ro­wał kor­pus za nim aż po Brześć Li­tew­ski, do­kąd nie­przy­ja­ciel schro­nił się, znisz­czyw­szy tą razą za sobą wszyst­kie mo­sty na gro­bli pro­wa­dzą­cej do mia­sta. Awan­gar­da na­sza za­ba­wia­ła się z ty­ra­lie­ra­mi mo­skiew­ski­mi przez rze­kę Mu­cha­wiec, a kor­pus nasz z dala od mia­sta pod la­sem roz­ło­żo­no. Na próż­no by­ło­by ku­sić się o wzię­cie Brze­ścia, do któ­re­go przy­stęp nie tak był ła­twym jak do Mię­dzy­rze­ca, i dłu­gie­go po­trze­ba było cza­su, i na nic by się nie przy­da­ło. Dru­gie­go dnia, opu­ściw­szy Brześć, zwró­cił się kor­pus głów­nym trak­tem ku War­sza­wie. W dro­dze nad­cho­dzi­ły już wie­ści, któ­re uwa­ża­no za nie­pew­ne, że War­sza­wa jest ata­ko­wa­ną. W Mię­dzy­rze­cu ta­ko­we po­twier­dza­ły się ze szcze­gó­ła­mi, że od trzech dni Mo­ska­le ata­ku­ją, wła­śnie ten sam czas, któ­ren zo­stał na próż­no uży­tym na go­nie­nie nie­przy­ja­cie­la z Mię­dzy­rze­ca do Brze­ścia.

Na wia­do­mość ata­ku sto­li­cy cały kor­pus oka­zał naj­żyw­szą chęć spie­sze­nia w po­moc, za­czę­to w sze­re­gach gło­śno oskar­żać czas stra­co­ny, dla uspo­ko­je­nia za­pa­łu pusz­czo­no po­gło­skę, że w Sie­dl­cach są już przy­go­to­wa­ne pod­wo­dy pod cały kor­pus; przy­by­li­śmy i do Sie­dlec, gdzie ani jed­nej nie było pod­wo­dy, a wia­do­mo­ści co mo­ment po­twier­dza­ły o ata­ku. Tu, do Sie­dlec przy­był już były pre­zes Rzą­du – ksią­żę Adam Czar­to­ry­ski. Kor­pus prze­szedł­szy Sie­dl­ce za­trzy­mał się na głów­nej szo­sie w le­sie pod Iga­nia­mi. Oby­wa­te­le, któ­rzy z War­sza­wy byli wy­je­cha­li i do do­mów swych wra­ca­li, upew­ni­li, że War­sza­wa po trzy­dnio­wym krwa­wym ata­ku ska­pi­tu­lo­wa­ła, że woj­sko na­sze wy­szło na Pra­gę i że dano czter­dzie­ści osiem go­dzin do wy­jaz­du wszyst­kim, któ­rzy tyl­ko chcie­li, jako też po­zwo­lo­no wy­pro­wa­dzić wszel­kie za­pa­sy woj­sko­we, ba­ga­że i amu­ni­cją. Kor­pus Ra­mo­ri­nie­go, to jest żoł­nie­rze, po­mi­mo tych smut­nych i do­tkli­wych wia­do­mo­ści pa­łał za­pa­łem spie­sze­nia do War­sza­wy w chę­ci, je­że­li nie wy­pę­dze­nia z niej nie­przy­ja­cie­la, to przy­najm­niej dla po­łą­cze­nia się z głów­ną ar­mią. Sztab Ra­mo­ri­nie­go nie mógł się zde­cy­do­wać w tej sta­now­czej chwi­li, na­resz­cie zwo­łał na radę wo­jen­ną wszyst­kich je­ne­ra­łów i do­wód­ców puł­ków. Na tej ra­dzie j Ra­mo­ri­no oświad­czył, gdy­by był Po­la­kiem, wie­dział­by, jak ma po­cząć, jako obcy, cu­dzo­zie­miec, zda­je na radę wo­jen­ną, aby za­de­cy­do­wa­ła, jaki ob­rót ma wziąć kor­pus, a on go wszę­dzie po­pro­wa­dzi.

Jesz­cze przed ze­bra­niem się na radę wo­jen­ną przy­był ka­pi­tan szta­bu głów­ne­go, Ko­wal­ski z roz­ka­zem od na­czel­ne­go wo­dza, je­ne­ra­ła Ma­ła­chow­skie­go, aby kor­pus Ra­mo­ri­nie­go sta­rał się po­łą­czyć z głów­ną ar­mią, któ­ra zmie­rza­ła ku Mo­dli­no­wi. Kru­ko­wiec­ki, któ­ren roz­po­czął i ukoń­czył ukła­dy ka­pi­tu­la­cji z nie­przy­ja­cie­lem bez wie­dzy i upo­waż­nie­nia Sej­mu, a kie­dy wa­run­ki na pi­śmie były po­da­ne do pod­pi­sa­nia, uchy­la­jąc się od wszyst­kie­go, przed­sta­wił je­ne­ra­ła Ma­ła­chow­skie­go do pod­pi­sa­nia aktu swe­go dzie­ła – zdra­dy! – Je­ne­rał Ma­ła­chow­ski czu­jąc, iż po­stą­pił nie­pa­trio­tycz­nie mimo swej wie­dzy, że czyn ten ciem­nił całe jego ży­cie nie­ska­zi­tel­ne, żą­dał w Za­kro­czy­mie na sie­bie sądu wo­jen­ne­go. Człon­ko­wie Sej­mu, któ­rzy znaj­do­wa­li się przy ar­mii, zna­jąc pod­stęp Kru­ko­wiec­kie­go, nie przy­ję­li za­skar­że­nia wła­sne­go j Ma­ła­chow­skie­go i uwol­ni­li tym po­sta­no­wie­niem su­mie­nie jego od wy­rzu­tu.

Na ra­dzie wo­jen­nej pod Iga­nia­mi le­d­wie kil­ka gło­sów zna­la­zło się za po­łą­cze­niem kor­pu­su z głów­ną ar­mią; więk­szość zde­cy­do­wa­ła, że kor­pus przez Lu­blin uda się do Za­mo­ścia, gdzie zor­ga­ni­zo­wa­ny i po­więk­szo­ny za­ło­gą twier­dzy bę­dzie mógł sku­tecz­nie dla Pol­ski dzia­łać, że zro­bi dy­wer­sją nie­przy­ja­cie­lo­wi, iż ten nie bę­dzie mógł trzy­mać się War­sza­wy. Na ten plan rady wo­jen­nej miał prze­waż­nie wpły­nąć ks. Czar­to­ry­ski i sztab Ra­mo­ri­nie­go; tym spo­so­bem zo­sta­li­śmy od­cię­ci na za­wsze od ar­mii głów­nej.

Wskut­ku tej de­cy­zji zwró­co­no awan­gar­dę wy­tknię­tą ku War­sza­wie, a kor­pus udał się w stro­nę do Łu­ko­wa z tym prze­ko­na­niem, że idzie do Za­mo­ścia. W Łu­ko­wie sta­nął na noc roz­ło­żo­ny przed i za mia­stem, lecz z taką nie­dba­ło­ścią, że za­po­mnia­no wy­sta­wić wi­det pla­có­wek, do­pie­ro kie­dy spo­strze­żo­no na przo­dzie wi­de­tę z pa­tro­lu nie­przy­ja­ciel­skie­go, któ­rą ad­iu­tant je­ne­ra­ła Sie­raw­skie­go zbli­żyw­szy się do niej wy­strza­łem pi­sto­le­tu spę­dził, wten­czas roz­pro­wa­dzo­no for­pocz­ty i wi­de­ty ka­wa­le­rii. Od Brze­ścia Li­tew­skie­go nie wi­dzie­li­śmy nie­przy­ja­cie­la, tu do­pie­ro po raz pierw­szy nam się uka­zał, dla­te­go taka nie­dba­łość była w obo­zo­wa­niu. Z rana ru­szył kor­pus w dal­szy marsz. Na parę go­dzin wy­sła­no bry­ga­dą ka­wa­le­rii z kil­ko­ma dzia­ła­mi pod ko­men­dą je­ne­ra­ła Ko­nar­skie­go do Koc­ka dla wpro­wa­dze­nia nie­przy­ja­cie­la na do­mysł, ja­ko­by kor­pus miał za­miar tam prze­pra­wiać się. Tym­cza­sem kor­pus udał się na Ły­so­by­ki, gdzie bez prze­szko­dy prze­pra­wił się przez most na Wie­przu po­sta­wio­nym. Ka­wa­le­ria zro­biw­szy de­mon­stra­cją pod Koc­kiem, po kil­ku strza­łach dzia­ło­wych, aby nie­przy­ja­cie­la za­trzy­mać, któ­ren prze­ciw niej po­stę­po­wał, zdą­ży­ła do Ły­so­byk i po tym sa­mym mo­ście prze­szła pod za­sło­ną dział na prze­ciw­nym brze­gu usta­wio­nych. Do­szedł­szy do Ku­ro­wa, nie bę­dąc nie­po­ko­je­ni od nie­przy­ja­cie­la, za­trzy­mał się kor­pus; w Ku­ro­wie za­bra­no kil­ku­dzie­się­ciu Mo­ska­li, któ­rzy byli zo­sta­wie­ni do pie­cze­nia chle­ba. Wy­sła­no re­ko­ne­sans ka­wa­le­rii do Mar­ku­szo­wa, a bry­ga­dę j Za­wadz­kie­go do Ka­zi­mie­rza dla za­ję­cia tam mo­stu na Wi­śle. Bry­ga­da ta za­szła nie­spo­dzia­nie nie­przy­ja­cie­la roz­ło­żo­ne­go w bi­wa­kach i gdy­by z więk­szym po­śpie­chem i prze­zor­no­ścią j Za­wadz­ki po­stę­po­wał, mógł­by był cały ten od­dział ob­ser­wa­cyj­ny za­brać, tym­cza­sem zdo­bycz ogra­ni­czy­ła się na kil­ku­na­stu ko­niach i żoł­nie­rzy za­bra­nych. Je­ne­rał mo­skiew­ski, zdu­mio­ny na­pa­dem nie­spo­dzie­wa­nym, skła­dał się przed j Za­wadz­kim kart­ką do­wo­dzą­cą za­wie­sze­nia bro­ni i we­szli obaj je­ne­ra­ło­wie w ukła­dy; zgo­dzo­no się, iż wy­sta­wią na koń­cach mo­stu szyl­dwa­chów, Po­la­cy ze swej stro­ny, to jest po pra­wej, a Mo­ska­le, któ­rzy wszy­scy w trak­cie tych ukła­dów prze­szli na dru­gą stro­nę Wi­sły, wy­sta­wią ze swej stro­ny i w tym po­ło­że­niu cze­kać będą dal­szych roz­ka­zów re­spec­ti­ve od swych kor­pu­sów.

Po tej ugo­dzie roz­je­cha­li się je­ne­ra­ło­wie do swych ko­mend, a sko­ro je­ne­rał mo­skiew­ski prze­je­chał most, w ten mo­ment Mo­ska­le ścią­gnę­li po­ło­wę na swą stro­nę; taka jest rze­tel­ność Mo­ska­li w do­trzy­my­wa­niu sło­wa i ukła­dów. J Za­wadz­ki wi­dząc się być okpio­nym nie miał, co in­ne­go ro­bić, jak udać się w marsz dla po­łą­cze­nia się z kor­pu­sem.

Kor­pus nasz pod do­wódz­twem Ra­mo­ri­nie­go opu­ścił głów­ny trakt lu­bel­ski i udał się na Wą­wol­ni­ce, od­tąd Mo­ska­le cią­gle za nami po­stę­po­wa­li sła­bo na­cie­ra­jąc. Pod Opo­lem do­pie­ro awan­gar­da nie­przy­ja­ciel­ska za­czę­ła przyć, któ­rą kil­ka strza­łów ar­mat­nich były do­sta­tecz­ne wstrzy­mać. Po przej­ściu przez mia­sto Opo­le kor­pus nasz roz­wi­nął się fron­tem ku nie – przy­ja­cie­lo­wi ocze­ku­jąc bry­ga­dy j Za­wadz­kie­go, któ­ra tu po­łą­czy­ła się. Od­wrót usku­tecz­nił kor­pus pod za­sło­ną ka­wa­le­rii i kil­ku dział i 5. puł­ku pie­cho­ty. Nie­przy­ja­ciel zro­bił szar­żę na na­szych, któ­ra mu się nie po­wio­dła. Od tego spo­tka­nia się arier­gar­da na­sza mu­sia­ła wstrzy­my­wać nie­przy­ja­cie­la strza­ła­mi ar­mat­ni­mi, a pod Jó­ze­fo­wem i Ra­cho­wem cały kor­pus zaj­mo­wał po­zy­cję, ale nie przy­szło do bi­twy; da­lej, nad małą rzecz­ką błot­ni­stą mię­dzy la­sa­mi, cała ar­ty­le­ria pie­sza wzię­ła po­zy­cją i przez parę go­dzin ka­no­no­wa­ła nie­przy­ja­cie­la, da­jąc czas za­pa­som, po­cią­gom, pie­cho­cie przede­fi­lo­wać wą­ską dro­gą przez las ku Bo­ro­wi. Po przej­ściu Bo­ro­wa sta­nął kor­pus i ufor­mo­wał się w li­nią bo­jo­wą na strzał ar­mat­ni od wsi i na taki sam dy­stans ple­ca­mi od gra­ni­cy au­striac­kiej. Tak więc za­miast do Za­mo­ścia, jak uchwa­lo­no na ra­dzie wo­jen­nej pod Iga­nia­mi, przy­pro­wa­dzo­no kor­pus nad samą gra­ni­cę au­striac­ką.

Na tej po­zy­cji sta­ło na­sze woj­sko cały dzień pod bro­nią. Ka­wa­le­ria i ar­ty­le­ria od kil­ku dni nie fu­ra­żo­wa­ła i je­dy­nie sta­ra­niem żoł­nie­rza w mar­szu ko­nie były ży­wio­ne; znaj­du­jąc się nie­da­le­ko od za­bu­do­wań dwor­skich wsi Bo­rów, gdzie kil­ka sto­gów sia­na znaj­do­wa­ło się, po­zwo­lo­no ka­wa­le­rii fu­ra­żo­wać, i to bez wszel­kiej eks­kor­ty. Ty­ra­lie­rzy mo­skiew­scy ukry­ci za pło­ta­mi dali ognia do fu­ra­żu­ją­cych, prze­szło sto koni nie trzy­ma­nych, a spło­szo­nych tym ogniem, pierz­chło i roz­bie­gły się przed fron­tem ca­łej li­nii, ale po­wró­ci­ły na swe miej­sca. Na ten alarm ar­ty­le­ria na­sza dała ognia, na któ­ren i dzia­ła ro­syj­skie usta­wio­ne mię­dzy dwo­rem i we wsi od­po­wie­dzia­ły, a tak za­czę­ła się ka­no­na­da na ca­łej li­nii z obu stron, trwa­ła parę go­dzin, do­pó­ki dzia­ła mo­skiew­skie nie umil­kły. Nie­któ­rzy do­wód­cy ba­te­rii, wi­dząc, że ar­ty­le­ria nie­przy­ja­ciel­ska uci­chła, wstrzy­ma­li ogień ze swej stro­ny, lecz roz­ka­zy przy­sła­ne ze szta­bu ka­za­ły ta­ko­wy kon­ty­nu­ować dla za­trwo­że­nia nie­przy­ja­cie­la, a wię­cej może dla znisz­cze­nia amu­ni­cji. Wskut­ku tego nie­usta­ją­ce­go ognia spa­lo­no za­bu­do­wa­nia dwor­skie, sam dwór, gdzie przed chwi­lą nas przyj­mo­wa­no, a na­wet i część znacz­ną wsi.

Pułk szwo­li­że­rów au­striac­kich, któ­ren wy­stą­pił w ca­łej pa­ra­dzie na na­sze przy­ję­cie, przy­pa­tru­ją­cy się pom­pa­tycz­nie zza gra­ni­cy tej ka­no­na­dzie, mu­siał się cof­nąć, gdyż kule mo­skiew­skie do nie­go do­cho­dzi­ły. Sko­ro tyl­ko ogień z obu stron ustał, ze­bra­no za fron­tem wszyst­kich do­wód­ców puł­ków ar­ty­le­rii i ka­wa­le­rii na radę. P. Za­moy­ski w imie­niu je­ne­ra­ła Ra­mo­ri­no przed­sta­wił trzy punk­ta ra­dzie do ro­ze­bra­nia i za­de­cy­do­wa­nia: 1° Aby po­nad gra­ni­cą au­striac­ką po­cią­gnąć do Za­mo­ścia. 2° Trzy­mać się na tej po­zy­cji dni trzy, w któ­rym cza­sie Ga­li­cja­nie mają po­sta­wić most na Wi­śle dla przej­ścia kor­pu­su. 3° Na ko­niec wkro­czyć za gra­ni­cę.

Ofi­ce­ro­wie wszy­scy przy­ję­li te pro­po­zy­cje z obu­rze­niem. Od­po­wie­dzia­no co do pierw­sze­go, że nie tędy dro­ga do Za­mo­ścia, że nie­przy­ja­ciel bę­dzie mógł każ­dej chwi­li w każ­dym punk­cie od­ciąć od gra­ni­cy, ob­to­czyć i za­brać, że na ko­niec z de­mo­ra­li­zo­wa­nym żoł­nie­rzem dal­sze­go ru­chu i jesz­cze po­nad gra­ni­cą au­striac­ką usku­tecz­nić nie­po­dob­na. Te same po­wo­dy sto­so­wa­ły się do punk­tu dru­gie­go, z uwa­gą je­że­li uwa­żał do­wód­ca kor­pu­su, iż ko­rzyst­nie by­ło­by dla spra­wy pol­skiej prze­rzu­cić się na dru­gą stro­nę Wi­sły, dla­cze­go nie dał sta­now­cze­go roz­ka­zu je Za­wadz­kie­mu opa­no­wa­nia mo­stu pod Kazmie­rzem, tu zaś jest rze­czą wąt­pli­wą, aby rząd au­striac­ki ze­zwo­lił po­sta­wić most na Wi­śle. P. Za­moy­ski chciał po­pie­rać te dwie pierw­sze pro­po­zy­cje utrzy­mu­jąc, że ar­ty­le­ria ma pra­wie kom­plet­ną amu­ni­cją, lecz prze­ko­na­ny prze­ciw­nie przez do­wód­ców, że ar­ty­le­ria wła­śnie naj­wię­cej zu­ży­ła swą amu­ni­cją, że nie ma na­wet na jed­ną wal­ną bi­twę, za­milkł i od­stą­pił. Wi­docz­ne było, że pierw­sze dwa punk­ta były po­da­ne dla ubar­wie­nia rze­czy, bo pod żad­nym wzglę­dem nie mo­gły być osią­gnię­te. Trze­ci więc punkt mu­sia­no przy­jąć, kie­dy kor­pus znaj­do­wał się z jed­nej stro­ny oto­czo­nym przez nie­przy­ja­cie­la, a z dru­giej przy­par­tym do sa­mej gra­ni­cy au­striac­kiej. Tej sa­mej nocy wszedł cały nasz kor­pus za gra­ni­cę, 16 wrze­śnia 1831 r., bę­dąc wszę­dzie zwy­cię­skim, nig­dzie nie po­bi­tym ani zmu­szo­nym przez nie­przy­ja­cie­la. Wy­ma­wia­no znie­chę­ce­nie i de­mo­ra­li­za­cją w żoł­nie­rzu – i praw­da – ale czy mo­gło być in­a­czej, kie­dy wi­dział i od­gadł, że go źle pro­wa­dzo­no, prze­czuł na­wet, iż wię­cej w obro­nie kra­ju i wol­no­ści uży­tym nie bę­dzie!

Po przej­ściu gra­ni­cy, na dru­gi dzień wy­pra­wio­no jeń­ców do gra­ni­cy pol­skiej dla od­da­nia Mo­ska­lom, każ­de­mu za­li­czo­no du­ka­ta w zło­cie. Zna­la­zło się dwóch wy­rod­nych Po­la­ków, dwóch nie­god­nych ofi­ce­rów nowo awan­so­wa­nych z ar­ty­le­rii, Dra­ke i Waga, któ­rzy przy­łą­czy­li się do tego trans­por­tu i po­wró­ci­li do Mo­ska­li.

Ar­mia głów­na opu­ściw­szy War­sza­wę uda­ła się do Mo­dli­na. Mo­ska­le pro­po­no­wa­li ukła­dy i za­czę­to trak­to­wać. Na­czel­ny wódz, j Ma­ła­chow­ski, wi­dząc, że ta­ko­we są po­zor­ne, że nie­przy­ja­ciel chce tyl­ko uzy­skać czas, aby mógł obejść i od­ciąć ar­mią pol­ską od Prus, ze­rwał ta­ko­we i opu­ścił Mo­dlin. W Za­kro­czy­mie zło­żył na­czel­ne do­wódz­two; wy­bra­no po nim je­ne­ra­ła Ry­biń­skie­go, któ­ren reszt­ki ar­mii pol­skiej do­pro­wa­dził do gra­ni­cy pru­skiej, a wy­daw­szy 4 paź­dzier­ni­ka 1831 r. „Roz­kaz dzien­ny do woj­ska” wkro­czył z nim do Prus.

Tak więc wszyst­kie kor­pu­sa ar­mii pol­skiej nig­dzie nie po­bi­te na gło­wę, lecz źle pro­wa­dzo­ne, roz­drob­nio­ne, zde­mo­ra­li­zo­wa­ne i zdra­dza­ne znisz­czo­ne zo­sta­ły.

Kie­dy re­wo­lu­cją roz­po­czę­to, woj­sko pol­skie nie mia­ło jak 32 ty­sią­ce wy­ro­bio­ne­go żoł­nie­rza. Za gra­ni­cę we­szło prze­szło 72 ty­sią­ce po kam­pa­nii dzie­się­cio­mie­sięcz­nej i po wie­lu krwa­wych bi­twach. W gra­ni­cę Au­strii we­szło trzy kor­pu­sa pod je­ne­ra­łem Dwer­nic­kim ”, j Ra­mo­ri­no i j Ró­życ­kim. Do Prus dwa kor­pu­sa pod je­ne­ra­łem Gieł­gu­dem i z wo­dzem na­czel­nym je­ne­ra­łem Ry­biń­skim.ROZ­KAZ DZIEN­NY

W Kwa­te­rze Głów­nej w Świe­dzieb­nie, dnia 4 paź­dzier­ni­ka 1831 r.

Na­de­szła sta­now­cza chwi­la! Nie­przy­ja­ciel po­dał nam tak upo­ka­rza­ją­ce wa­run­ki, uwła­cza­ją­ce god­no­ści na­ro­do­wej, że nam nic wię­cej nie po­zo­sta­ło dla oca­le­nia ho­no­ru, jak tyl­ko od­rzu­cić je i przejść gra­ni­ce państw kró­la Jo Mci pru­skie­go dla szu­ka­nia w nich schro­nie­nia, gdyż prze­dłu­że­nie wal­ki nie mo­gło­by w obec­nym po­ło­że­niu in­ne­go spro­wa­dzić skut­ku, jak tyl­ko bo­le­śniej­sze jesz­cze klę­ski na nasz kraj ścią­gnąć. Broń na­szą, któ­rą pod­nie­śli­śmy w naj­święt­szej spra­wie wy­wal­cza­nia swo­bód i ca­ło­ści Oj­czy­zny, zło­ży­my, póki o kra­ju i na­szym lo­sie nie wy­rzek­nie osta­tecz­nie Eu­ro­pa, któ­rej opie­ce się po­ru­cza­my, pro­te­stu­jąc prze­ciw gwał­tom i krzyw­dom nam wy­rzą­dzo­nym. Je­że­li żą­da­nia na­sze nie będą wy­słu­cha­ny­mi, je­że­li nam wy­miar spra­wie­dli­wo­ści bę­dzie od­mó­wio­ny i mo­ca­rze świa­ta tego ode­pchną nas od sie­bie, Bóg się po­mści krzywd na­szych, a ka­mień gro­bo­wy Pol­ski przy­wa­li na­stęp­nie i inne na­ro­dy obo­jęt­ne na na­sze nie­szczę­ście. Krew na­sza w tylu bi­twach prze­la­na, sta­łość umy­słu, po­świę­ce­nie się, wy­trwa­łość i mi­łość Oj­czy­zny prze­ka­żą dzie­je po­tom­no­ści do po­dzi­wie­nia i na­śla­do­wa­nia. Żoł­nie­rze! Idź­my, gdzie nam obo­wią­zek iść każe, po­święć­my wszyst­ko oprócz po­czci­wej sła­wy, któ­rej nam nikt wy­drzeć nie zdo­ła, a ze spo­koj­nym umy­słem i su­mie­niem bę­dzie­my umie­rać w prze­ko­na­niu, że­śmy się za­słu­ży­li do­brze Oj­czyź­nie.

Na­czel­ny Wódz Siły Zbroj­nej Na­ro­do­wej (pod­pi­sa­ny) Ry­biń­ski

Za zgod­ność: Pod­szef Szta­bu Głów­ne­go (pod­pi­sa­ny) puł­kow­nik Ka­mień­skiOŚWIAD­CZE­NIE

Wia­do­me są ca­łe­mu świa­tu po­wo­dy, któ­re nie­szczę­śli­wy, lecz ni­czym nie znę­ka­ny na­ród pol­ski po­bu­dzi­ły do po­wsta­nia i do po­szu­ki­wa­nia orę­żem praw so­bie słu­żą­cych, któ­rych mu żad­na prze­moc, żad­ne przedaw­nie­nie ani ode­brać, ani za­prze­czyć nie było zdol­ne. Już do­sta­tecz­nie Sejm wy­nu­rzył w ma­ni­fe­ście swo­im przez od­wo­ła­nie się do ca­łe­go ucy­wi­li­zo­wa­ne­go świa­ta wy­da­nym, jak nie mniej w póź­niej­szych swych ak­tach, o ja­kie to cięż­kie krzyw­dy Po­la­kom do­po­mi­nać się przy­cho­dzi, ja­kie­go wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści do­ma­gać się mają słusz­ność i jak da­le­ce mo­nar­cha rów­nie na głos ludu pol­skie­go mniej był pod­ów­czas względ­nym. Mor­der­cze za­tem mu­sia­ły na­stą­pić wal­ki mię­dzy tym po­tęż­nym, groź­nym mo­ca­rzem Pół­no­cy a tą nie­licz­ną garst­ką do roz­pa­czy przy­pro­wa­dzo­nych wa­lecz­nych. Na po­lach zwy­cięstw i sła­wy do­wiódł Po­lak, jak da­le­ce Oj­czy­znę ko­chać umie, że dla niej i swo­bód na­ro­do­wych od­zy­ska­nia ani krwi, ani żad­nych in­nych, choć­by naj­więk­szych, nie szczę­dzi ofiar. Hi­sto­ria i spra­wie­dli­wość mo­nar­chów i lu­dów, do któ­rych się Po­la­cy cią­gle od su­ro­we­go prze­śla­do­wa­ni prze­zna­cze­nia od­wo­łu­ją, oce­nić zdo­ła tak szla­chet­ne przed­się­wzię­cia, wiel­kość usi­ło­wań, jak nie­mniej, jak da­le­ce bez żad­nej ob­cej po­mo­cy, któ­rej się prze­cie spo­dzie­wa­li, trud­nym wy­wal­cze­nie spra­wy pod­ję­tej było. Trwał bój czte­rech prze­ciw czter­dzie­stu przez mie­się­cy dzie­sięć z rów­ną pra­wie dla stron oby­dwóch po­wo­dzeń i nie­po­wo­dzeń wo­jen­nych ko­le­ją. Ma­te­rial­na prze­cie nie­przy­ja­ciół prze­wa­ga, wy­czer­pa­nie skar­bu pu­blicz­ne­go, za­pa­sów, amu­ni­cji i in­nych środ­ków wo­jen­nych, po­zba­wie­nie sa­mej na­dziei ja­kiej­kol­wiek ga­bi­ne­tów eu­ro­pej­skich po­mo­cy, nie­do­sta­tek wszyst­kich ży­wio­łów do dal­sze­go pro­wa­dze­nia woj­ny nie­zbęd­nie po­trzeb­nych, ten mu­siał ścią­gnąć sku­tek, iż dal­sze tak krwa­wej wal­ki pro­wa­dze­nie sta­ło się nie­po­dob­nym, mia­no­wi­cie po wzię­ciu War­sza­wy, gdzie nie­przy­ja­ciel całą swą wy­warł po­tę­gę i dla po­ko­na­nia tej sto­li­cy, tego pa­trio­ty­zmu ogni­ska, spro­wa­dził licz­ne jak naj­przed­niej­sze swo­je za­stę­py. Po upad­ku tak waż­ne­go d]a dal­szych dzia­łań wo­jen­nych punk­tu i pra­gnąc, aby kro­pla jed­na dro­giej krwi wa­lecz­nych bez ko­rzy­ści wy­la­ną nie zo­sta­ła, wódz na­czel­ny woj­ska pol­skie­go, nie prze­są­dza­jąc w ni­czym po­sta­no­wień re­pre­zen­ta­cji na­ro­do­wej, tyl­ko jako siły zbroj­nej ma­ją­cy so­bie po­wie­rzo­ny kie­ru­nek, wszedł z mar­szał­kiem Pa­skie­wi­czem w ukła­dy o za­wie­sze­nie bro­ni, o wstrzy­ma­nie krwi prze­le­wu, za­świad­cze­niem na­wet, iż woj­sko go­to­we jest po­wró­cić do daw­ne­go swe­go pana, by­le­by mo­nar­cha Ro­sji jako król Pol­ski oparł swo­je pa­no­wa­nie na kon­sty­tu­cji, byle wszyst­kim Pol­ski miesz­kań­com, któ­rzy tyl­ko sta­li się uczest­ni­ka­mi ogól­ne­go po­wsta­nia, za­pew­nił pusz­cze­nie prze­szło­ści w nie­pa­mięć, by­le­by woj­sko do ni­cze­go, co by nie było zgod­nym z ho­no­rem, przy­mu­szo­nym nie było.

Przez dni dwa­dzie­ścia kil­ka trwa­ła tu płon­na z nie­przy­ja­cie­lem ne­go­cja­cja, z po­cząt­ku po­myśl­na, wie­le obie­cu­ją­ca i ła­god­na, w koń­cu za­mie­ni­ła się na bez­wa­run­ko­wy roz­kaz pod­da­nia się na ła­skę, gdy tym­cza­sem woj­ska ro­syj­skie – wbrew do­brej wie­rze – zaj­mo­wa­ły mi­li­tar­ne po­zy­cje, za­gra­ża­ją­ce oto­cze­niem woj­ska pol­skie­go i zu­peł­nym one­go znisz­cze­niem. W ta­kim to rze­czy po­ło­że­niu wi­dział się wódz na­czel­ny znie­wo­lo­nym do zbli­że­nia się z woj­skiem na­ro­do­wym do gra­nic pru­skich i zna­nym z wspa­nia­ło­myśl­no­ści i ludz­ko­ści ser­cu mo­nar­chy pru­skie­go go­ścin­no­ści dla nie­szczę­śli­we­go ry­cer­stwa pol­skie­go szu­kać schro­nie­nia za­mie­rzył.

Nim zaś opu­ści ro­dzin­ną zie­mię, zie­mię krwią i łza­mi Po­la­ków skro­pio­ną, oświad­cza przed Bo­giem i świa­tem, iż każ­dy Po­lak jak czuł, tak czu­je i nig­dy czuć nie prze­sta­nie, iż spra­wa, któ­rą pod­niósł, jest spra­wą świę­tą. Uwa­ża nad­to być uro­czy­stym obo­wiąz­kiem swo­im przez ni­niej­szy akt pu­blicz­ny od­wo­łać się do wszyst­kich na­ro­dów i ga­bi­ne­tów cy­wi­li­zo­wa­ne­go świa­ta, a mia­no­wi­cie do tych dwo­rów, któ­re na Kon­gre­sie Wie­deń­skim in­te­re­so­wa­nie się za na­ro­dem pol­skim oka­za­ły, z wnio­skim za­ję­cia się lo­sem przy­szłym po­li­tycz­nym i na­ro­do­wym, urzą­dze­niem tyle od lo­sów prze­ciw­nych prze­śla­do­wa­ne­go kra­ju pol­skie­go, któ­re­go ist­nie­nie tak nie­za­prze­czo­ny ma i mieć bę­dzie wpływ na ogól­ną oświa­tę, na po­żą­da­ną rów­no­wa­gę i bło­gi mię­dzy lu­da­mi po­kój. Wszak­że Gre­cy, Bel­go­wie i tyle in­nych współ­cze­snych lu­dów były i są jesz­cze przed­mio­tem wspól­nej wiel­kich mo­nar­chów opie­ki, czy­liż tej­że sa­mej Po­la­cy tyl­ko po­zba­wie­ni być mają? Nie, tego im się ani po in­te­re­sie na­ro­dów, ani po su­mie­niu, ani po god­no­ści pa­nu­ją­cych spo­dzie­wać nie na­le­ży! Do was za­tem, mo­nar­cho­wie świa­ta, i do spra­wie­dli­wych za nami wes­tchnień tych lu­dów, któ­ry­mi rzą­dzi­cie, z uf­no­ścią uda­je się stra­pio­ne, na­ro­do­we woj­sko pol­skie, wzy­wa­jąc was w imie­niu Boga, ludz­ko­ści i pra­wa na­ro­dów o wy­miar spra­wie­dli­wo­ści, o za­cho­wa­nie dro­gich nam swo­bód i o urzą­dze­nie ca­łej spra­wy na­szej zgod­nie z do­brem ogó­łu i do­brem na­szym.

(pod­pi­sa­ny) N. W. Ry­biń­ski w Głów­nej Kwa­te­rze w Świe­dzieb­nie 4 paź­dzier­ni­ka 1831 r.ROZ­DZIAŁ III BI­TWA POD IGA­NIA­MI

Sza­now­ni Ko­le­dzy! Ce­niąc obo­wiąz­ki ko­le­żeń­stwa i przy­jaź­ni, chciał­bym się z nich cho­ciaż w czę­ści wy­pła­cić. Oświad­czy­li­ście mi chęć po­zna­nia szcze­gó­ły bi­twy igań­skiej i sztur­mu War­sza­wy, po­spie­szam z nimi. W bi­twie igań­skiej bę­dąc ko­men­dan­tem plu­to­nu ar­ty­le­rii, nie mogę wam jej dać do­kład­ne­go opi­su i tyle tyl­ko wam opi­szę, ra­czej hi­sto­rycz­nie jak stra­te­gicz­nie, ile ofi­cer ar­ty­le­rii za jed­nym rzu­tem oka oce­nić i roz­po­znać może.

Dnia 9 kwiet­nia 1831 r. po po­łu­dniu wy­ru­szy­łem z La­to­wi­cza w kor­pu­sie do­wódz­twa je­ne­ra­ła Prą­dzyń­skie­go, zło­żo­nym z puł­ków 1., 5., 4. i 8. pie­cho­ty li­nio­wej, puł­ku 2. uła­nów, osiem dział ba­te­rii 4. lek­ko kon­nej, dwa dzia­ła ba­te­rii 2. lek­ko kon­nej i dwóch dział kom­pa­nii 1. lek­kiej ar­ty­le­rii pie­szej, w marsz ku Sie­dl­com i na go­dzi­nę 9 wie­czór sta­ną­łem w Wo­dy­niach, gdzie na­sza awan­gar­da za­bra­ła kil­ka­na­ście koni puł­ku hu­za­rów ro­syj­skich wy­sła­ne za fu­ra­żem.

Dnia 10 rano, rów­no ze świ­tem, wy­ru­szył kor­pus ku Sie­dl­com na Do­ma­ni­ce. Po­nie­waż po­trze­ba było prze­by­wać bory błot­ni­ste, w któ­rych dro­gi były za­wa­lo­ne wy­wro­ta­mi drzew, i mo­sty zu­peł­nie znisz­czo­ne, prze­to w awan­gar­dę wy­pra­wił je­ne­rał Prą­dzyń­ski puł­ki 1. i 5. pie­cho­ty. Kor­pus skła­dał się z 8 dział ar­ty­le­rii lek­ko kon­nej puł­ku 2. uła­nów, puł­ku 8. li­nio­we­go. W arier­gar­dzie po­zo­stał pułk 4. li­nio­wy, 2 dzia­ła ar­ty­le­rii pie­szej i 2 dzia­ła ar­ty­le­rii kon­nej. Przy­ma­sze­ro­waw­szy do Młyn­ków Do­mań­skich, ode­brał j Prą­dzyń­ski wia­do­mość, iż dy­wi­zja jaz­dy ro­syj­skiej i 2 ba­ta­lio­ny pie­cho­ty obo­zu­ją pod Do­ma­ni­ca­mi, roz­ka­zał więc wy­prze­dzić awan­gar­dę dy­wi­zjo­no­wi puł­ku 2. uła­nów, plu­to­no­wi ar­ty­le­rii kon­nej i pod­su­nąć się pod Do­ma­ni­ce. Jak sko­ro po­strze­gły pi­kie­ty ro­syj­skie wy­su­wa­ją­cych się z boru na­szych uła­nów, na­tych­miast za­trą­bio­no na koń, a czte­ry szwa­dro­ny sa­mych ochot­ni­ków sta­wi­ło czo­ło na­sze­mu dy­wi­zjo­no­wi ma­sze­ru­ją­ce­mu trój­ka­mi wą­ską dróż­ką, po­pod wzgór­kiem prze­cho­dzą­cą. Na wzgó­rek wy­su­nął się plu­ton ar­ty­le­rii kon­nej i za­czął ogień kar­ta­czo­wy. Ośmie­le­ni Ro­sja­nie sła­bą na­szą awan­gar­dą, od­wa­ży­li się po­su­nąć ku na­szym dzia­łom, ale dy­wi­zjon 2. puł­ku uła­nów pod do­wódz­twem puł­kow­ni­ka My­ciel­skie­go, for­mu­jąc z tró­jek szwa­dro­ny, wy­ko­nał szar­żę nie do po­ję­cia, a nie stra­ciw­szy jak kil­ku lu­dzi ran­nych, zła­mał nie­przy­ja­ciół, za­brał 200 nie­wol­ni­ka i zmu­sił całą dy­wi­zją do od­wro­tu przez wą­ską gro­blę po­mię­dzy głę­bo­ki­mi bło­ta­mi. Tym­cza­sem ko­lum­ny na­sze­go kor­pu­su nad­cią­gnę­ły, a nie­przy­ja­ciel, uto­piw­szy do­syć lu­dzi i koni, pierzch­nął w naj­więk­szym nie­ła­dzie na trakt sie­dlec­ki i tyl­ko do­bro­ci swych koni wi­nien swo­je oca­le­nie. Po pół­go­dzin­nym spo­czyn­ku po­su­nę­li­śmy się za ucie­ka­ją­cy­mi Mo­ska­la­mi, któ­rzy uni­ka­li spo­tka­nia się, i do­pie­ro o pierw­szej po po­łu­dniu, do­szedł­szy do wsi Żel­ko­wa, po­strze­gli­śmy pod wsią Iga­nia­mi nie­przy­ja­cie­la w go­to­wo­ści do boju. Mu­cha­wiec, rzecz­ka mała, lecz błot­ni­sta, od­dzie­la­ła nas od Sie­dlec na wzgó­rzu po­ło­żo­nych, któ­re to wzgó­rza uwień­czo­ne były 24 dzia­ła­mi po­zy­cyj­ny­mi. Pod Iga­nia­mi uszy­ko­wa­na była nie­przy­ja­ciel­ska pie­cho­ta w trzech ko­lum­nach, ka­wa­le­ria – cała dy­wi­zja – po le­wej stro­nie wsi usta­wio­na w sza­chow­ni­ce i 12 sztuk ar­mat. Pod Sie­dl­ca­mi cała dy­wi­zja pie­cho­ty ro­syj­skiej, puł­ki 13., 16., zwa­ne lwa­mi war­neń­ski­mi, skła­da­ły trze­cią nie­przy­ja­ciel­ską bry­ga­dę. Ogół nie­przy­ja­ciół 22 000 i 36 dział. Ogół kor­pu­su na­sze­go: 7 000 i 12 dział ar­ty­le­rii lek­kiej. Je­ne­rał Stry­jeń­ski, wy­pra­wio­ny z dy­wi­zją jaz­dy i ba­te­rią ar­ty­le­rii kon­nej, aże­by prze­ciął dro­gę ko­mu­ni­ka­cyj­ną od Stocz­ka do Sie­dlec, po­wi­nien był przy­być i ata­ko­wać Sie­dl­ce z trak­tu od Łu­ko­wa naj­póź­niej o go­dzi­nie dru­giej po po­łu­dniu, a pierw­szy wy­strzał jego dział miał być ha­słem roz­po­czę­cia ognia.

Je­ne­rał Prą­dzyń­ski, ocze­ku­jąc na wska­za­ny znak, wstrzy­mał atak do go­dzi­ny wpół do trze­ciej, lecz wi­dząc, że tyl­ko jed­na dro­ga bar­dzo nie­pew­na i po­mię­dzy bło­ta­mi po­zo­sta­je mu do co­fa­nia, tu­dzież zmę­czo­ne ko­nie ka­wa­le­rii i ar­ty­le­rii, jako też stru­dzo­ne ba­ta­lio­ny cią­głym dwu­dnio­wym mar­szem od­wro­tu utrzy­mać by nie mo­gły, przy tym że mo­że­my być oskrzy­dle­ni od nie­przy­ja­ciół po­su­wa­ją­cych się ku Bro­do­wi, w bok Żel­ko­wa bę­dą­ce­mu, a któ­rych j Stry­jeń­ski po­wi­nien był za­trud­nić, za­py­tał się do­wód­ców puł­ków i ar­ty­le­rii, czy nie le­piej cof­nąć by było, gdy­by Ro­sja­nie ata­ko­wać za­czę­li. Je­ne­rał Kic­ki, puł­kow­nik Ko­nar­ski i ma­jor Bem sprze­ci­wi­li się co­fa­niu, na­kło­ni­li upa­da­ją­ce­go du­cha j Prą­dzyń­skie­go do roz­po­czę­cia ognia. W skut­ku więc tego wy­su­nę­li­śmy się z krza­ków bę­dą­cych pod Żel­ko­wem i roz­wi­nę­li­śmy front ba­te­rii na­prze­ciw Igań. Pułk 1. li­nio­wy i ba­ta­lion 5. puł­ku li­nio­we­go ode­bra­ły roz­kaz ata­ko­wa­nia Igań. W tej sa­mej chwi­li ba­te­ria 4. lek­ko kon­na roz­po­czę­ła ogień, 2. ba­ta­lion puł­ku 5. po­sła­ny był do bro­nie­nia przej­ścia przez bród Mu­chaw­ca, pułk 4. li­nio­wy po­zo­stał w re­zer­wie pod Żel­ko­wem.

Cała ar­ty­le­ria mo­skiew­ska, ma­jąc wie­le ko­rzyst­niej­szą po­zy­cją, sta­ra­ła się za­głu­szyć na­sze dzia­ła, ale zde­mon­to­wa­na ba­te­ria pod Iga­nia­mi w prze­cią­gu jed­nej go­dzi­ny dała porę 1. ba­ta­lio­no­wi puł­ku 8. li­nio­we­go, bę­dą­ce­mu w ase­ku­ra­cji puł­kom 1. i 5., ude­rze­nia z ba­gne­tem na łga­nie, a męż­ne po­su­nię­cie się puł­ku 1. wy­par­ło Mo­ska­li z pra­we­go ich skrzy­dła, wy­su­nię­te­go co­kol­wiek za wieś, i do­zwo­li­ło opa­no­wać dwór igań­ski. Prze­wyż­sza­ją­ce siły mo­skiew­skie nie po­zwo­li­ły utrzy­mać ko­rzyst­nie za­ję­cia dwo­ru, a świe­ża bry­ga­da 13. i 16. lwów war­neń­skich od­par­ła na mo­ment na­szą pie­cho­tę; ośmie­le­ni Mo­ska­le po­su­nę­li ko­lum­ny pię­ciu ba­ta­lio­nów i czte­rech szwa­dro­nów do ata­ko­wa­nia na­szej ar­ty­le­rii. Pułk 2. uła­nów od­parł jaz­dę, a ko­lum­ny pie­cho­ty ro­syj­skiej ma­sze­ru­jąc po­ni­żej wzgó­rza łą­ka­mi po­nad Mu­chaw­cem, wy­rwaw­szy się na prost dział na­szych, zwró­ci­li ko­lum­ny w pra­wo i z ba­gne­tem po­su­nę­li się ku ar­ty­le­rii. Zwró­ci­ła ar­ty­le­ria wten­czas dzia­ła w pra­wo i tak dziel­nie kar­ta­cza­mi przy­ję­ła na­cie­ra­ją­cych, że po kil­ku­na­stu wy­strza­łach okry­ła się łąka tru­pem i ran­ny­mi, a ba­ta­lion puł­ku 8. li­nio­we­go pod do­wódz­twem puł­kow­ni­ka Kar­skie­go, bę­dą­cy w ase­ku­ra­cji ar­ty­le­rii, krzyk­nąw­szy: hura! z ba­gne­tem na­parł już chwie­ją­cych się Mo­ska­li i za­brał pięć ba­ta­lio­nów z wszyst­ki­mi ofi­ce­ra­mi i zna­ka­mi puł­ko­wy­mi. Ma­jor Bem po­su­nął się za­raz z ar­ty­le­rią w na­cie­ra­niu, a sku­tecz­nym ogniem wstrzy­mał przez gro­ble idą­ce po­sił­ki do Igań, z któ­rych już osa­da, nie mo­gąc wy­trzy­mać na­sze­go ata­ku i do tego przy­grzy­wa­na ogniem za­pa­lo­nej wsi na­szy­mi gra­na­ta­mi, co­fać się po­czę­ła. Pod wie­czór stał się nasz kor­pus pa­nem Igań, 5 000 nie­wol­ni­ka i trzech dział zde­mon­to­wa­nych pod Iga­nia­mi. Już na noc­leg za­ję­li­śmy obo­zo­wi­ska, kie­dy kor­pus głów­ny pod do­wódz­twem na­czel­ne­go wo­dza przy­ma­sze­ro­wał, o kor­pu­sie zaś j Stry­jeń­skie­go nic wie­dzieć nie mo­gli­śmy, a tak przez jego opóź­nie­nie się nie wzię­li­śmy Sie­dlec, a wiel­kie zwy­cię­stwo mę­stwem wa­lecz­ne­go żoł­nie­rza pol­skie­go otrzy­ma­ne nie od­nio­sło po­żą­da­ne­go skut­ku, do­wio­dło tyl­ko po­świę­ce­nia się woj­ska dla spra­wy na­ro­du i przy­wią­za­nia do wol­no­ści i chwa­ły. W tej bi­twie mor­der­czej, prze­ciw trzy razy sil­niej­sze­mu nie­przy­ja­cie­lo­wi, utra­cił pułk 2. uła­nów 50 koni, ba­te­ria 4. lek­ko kon­na 17 ka­no­nie­rów i 32 ko­nie i kil­ka kół po­trza­ska­nych od gra­na­tów, a pie­cho­ta do 200 za­bi­tych i ran­nych, gdy tym­cza­sem Mo­ska­le prze­szło 1 000 tru­pów po­zo­sta­wi­li na pla­cu boju. Puł­kow­nik Kar­ski, zna­ny z mę­stwa i pa­trio­ty­zmu, po­legł, pro­wa­dząc ba­ta­lio­ny do ata­ku, prze­szy­ty kulą ka­ra­bi­no­wą; oprócz nie­go stra­ci­li­śmy kil­ku ofi­ce­rów niż­szych, żoł­nierz ba­te­rii 4. lek­ko kon­nej, Za­wi­stow­ski , w mo­ich oczach od­zna­czył się przy­tom­no­ścią umy­słu i mę­stwem, bo gdy kula ar­mat­nia ubi­ła pod nim ko­nia sio­dło­we­go w dy­sz­lu za­przę­żo­ne­go, on z zim­ną od­wa­gą za­przę­gał wierz­cho­we­go w miej­sce ubi­te­go, a gdy i temu dru­ga kula łeb urwa­ła, nie zmie­szał się Za­wi­stow­ski, za­przągł trze­cie­go i pod­je­chał w mgnie­niu oka do za­przod­ko­wa­nia dzia­ła i z tym na dru­gą po­zy­cją po­spie­szył.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: