Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Obowiązek - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obowiązek - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 516 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WIA­DO­MOŚĆ O AU­TO­RZE

Au­tor Obo­wiąz­ku, Ju­liusz Fran­ci­szek Szy­mon Su­is­se, na­zwa­ny Ju­liu­szem Si­mon, jest Bre­toń­czy­kiem z rodu. Przy­szedł na świat w Lo­rient nad Oce­anem Atlan­tyc­kim w dep. Mor­bi­han, dnia 31 grud­nia 1814 r. Kształ­cił się w szko­łach w Lo­rient i Van­nes. W bar­dzo mło­dym wie­ku roz­po­czął już za­wód na­uczy­ciel­ski, jako do­dat­ko­wo wy­kła­da­ją­cy w kol­le­gium w Ren­nes. W r. 1833, ma­jąc lat dzie­więt­na­ście, już jako na­uczy­ciel wstą­pił do szko­ły nor­mal­nej w Pa­ry­żu. Słu­chał wy­kła­dów Wik­to­ra Co­usi­na, któ­ry z fi­lo­zo­fii nie­miec­kiej Le­ib­ni­za, He­gla i Schel­lin­ga, oraz z pla­toń­skiej, zło­żyw­szy ca­łość eklek­tycz­ną, ber­ło fi­lo­zo­ficz­no­ści od r. 1828 do 1840 we Fran­cyi dzier­żył. Zy­skaw­szy po trzech la­tach pierw­szy sto­pień w fi­lo­zo­fii (agre­ge de phi­lo­so­phie) Si­mon otrzy­mał po­sa­dę eta­to­we­go na­uczy­cie­la w ly­ceum w Oaen. W roku 1837 w tym sa­mym cha­rak­te­rze prze­nie­sio­no go do Wer­sa­lu, a w roku na­stęp­nym po­wo­ła­no do Pa­ry­ża. Co­usin oce­nia­jąc jego zdol­no­ści wy­ro­bił mu tu urząd za­stęp­czo wy­kła­da­ją­ce­go w Szko­le Nor­mal­nej. W r. 1839 był już Si­mon pro­fes­so­rem eta­to­wym tej szko­ły na ka­te­drze hi­sto­ryi fi­lo­zo­fii. W tym­że roku jesz­cze Co­usin do­pu­ścił go na ka­te­drę swo­ją w Sor­bon­nie, któ­rą sam był wy­kła­da­mi o hi­sto­ryi fi­lo­zo­fii uświet­nił. Ta ga­łęź umie­jęt­no­ści fi­lo­zo­ficz­nej ma pierw­szo­rzęd­ne zna­cze­nie dla eklek­ty­ków, ja­ki­mi byli i mistrz i uczeń: Si – mon też grun­tow­nie znał swój przed­miot i cho­ciaż wy­kła­dy jego nie na­le­ża­ły do gło­śniej­szych, nie po­ry­wa­ły i nie za­pa­la­ły, sta­ły jed­nak na wy­so­ko­ści wy­ma­gań, i przez lat dwa­na­ście trwa­nia swe­go nie­ma­ło się do oświe­ce­nia umy­słów mło­dzie­ży uni­wer­sy­tec­kiej przy­czy­ni­ły. W cza­sach tego szla­chet­ne­go pro­ze­li­ty­zmu, któ­ry osnu­wał się na wy­kła­dach Qu­ine­ta, Mie­he­le­ta i Mic­kie­wi­cza w Col­le­ge de Fran­ce, Si­mon nie zwró­cił na sie­bie uwa­gi umy­słów wię­cej go­rą­ce­mi za­da­nia­mi ży­cia niź­li na­uką ści­słą za­ję­tych; sam też od ży­cia da­le­ko się trzy­mał. Lecz prze­wro­ty po­li­tycz­ne, ja­kim Fran­cya od r. 1848 ule­gać za­czę­ła, od­dzia­ła­ły i na umy­sło­wy spo­kój pro­fes­so­ra hi­sto­ryi fi­lo­zo­fii. Jak wie­lu in­nych na­uczy­cie­li w Col­le­ge de Fran­ce i Sor­bon­nie, po­dob­nie i Ju­liusz Si­mon, do naj­młod­sze­go po­ko­le­nia na­le­żą­cy, nie mógł się ustrzedz po­rów­nań, ze­sta­wień i al­lu­zyj po­li­tycz­nych, któ­re oby­wa­tel­skim du­chem swo­im do­bry na­wet wpływ na mło­dzież wy­wie­ra­ły: ale nie wszę­dzie do­brze wi­dzia­ne­mi być mo­gły. Kie­dy w grud­niu 1851 r. Bo­na­par­te, póź­niej­szy Na­po­le­on III, roz­pę­dził przed­sta­wi­cie­li na­ro­du, po­wię­ził ich i po­wy­wo­ził z Fran­cji, nie mógł też w dą­że­niu do swo­ich ce­lów zo­sta­wić na ubo­czu pro­pa­gan­dy re­pu­bli­kań­skiej, któ­ra się z ka­tedr w Col­le­ge de Fran­ce i Sor­bon­nie wy­pro­mie­nia­ła. Nie­je­den kurs wte­dy za­wie­szo­no, a mię­dzy do­tknię­ty­mi za­ka­zem był tak­że i Ju­liusz Si­mon. W grud­niu 1851 r. wzbro­nio­no mu wy­kła­dów, a w stycz­niu 1852 r., gdy od­mó­wił żą­da­nej przy­się­gi, wy­kre­ślo­no go zu­peł­nie z li­sty pro­fes­so­rów w Sor­bon­nie. Od­tąd nig­dy już na ka­te­drę nie wró­cił, i nor­mal­ny swój za­wód na­uczy­ciel­ski wcze­śnie roz­po­cząw­szy, wcze­śnie też za­koń­czył, bo w 37 roku ży­cia.

Usu­nię­cie Si­mo­na z ka­te­dry w Sor­bon­nie spo­wo­do­wał nie­tyl­ko duch jego wy­kła­dów, ale i rola po­li­tycz­na, jaką za rze­czy­po­spo­li­tej lu­to­wej poza ka­te­drą ode­grał. Nie była ona pierw­szo­rzęd­ną, wy­bit­na; ale była szcze­rze re­pu­bli­kań­ską. Si­mon ob­ra­ny de­pu­to­wa­nym przez de­par­ta­ment bre­toń­ski Co­tes du Nord (w lu­tym 1848 r.) wszedł do zgro­ma­dze­nia kon­sty­tu­cyj­ne­go, któ­re-to tak nie­for­tun­nie or­ga­ni­zo­wa­ło czwar­tą w ko­lei cza­su rze­czy­po­spo­li­tą we Fran­cyi. Jak był umiar­ko­wa­nym w fi­lo­zo­fii, tak też po­zo­stał umiar­ko­wa­nym i w po­li­ty­ce: umysł jego nie mógł się cze­pić krań­co­wo­ści. Na wiel­ką dy­na­mi­kę po­li­tycz­ną stron­nictw ów­cze­snych mało i pra­wie wca­le nie wy­warł wpły­wu. Nie był istot­nym mę­żem sta­nu, nie po­sia­dał rze­czy­wi­ste­go ta­len­tu po­li­tycz­ne­go – i nie wy­bił się też na czo­ło stron­nic­twa, cze­go może spo­dzie­wa­no się po nim ba­cząc na siłę i za­so­by umy­słu. Jako de­pu­to­wa­ny od­dał się za­da­niom wy­cho­wa­nia: naj­le­piej one do jego dąż­no­ści du­cho­wych przy­pa­da­ły, i po­wie­dzieć moż­na, że ma­jąc raz przed sobą otwar­ty za­wód po­li­tycz­ny prze­zna­czo­nym był nie­ja­ko na mi­ni­stra oświa­ty. W r. 1848 przed­sta­wił zgro­ma­dze­niu kon­sty­tu­cyj­ne­mu opra­co­wa­ny przez sie­bie ogól­ny pro­jekt urzą­dze­nia oświa­ty we Fran­cyi. Zgro­ma­dze­nie mia­ło jed­nak zbyt wie­le do czy­nie­nia z so­cy­ali­zmem, któ­ry samo nie­opatrz­nie roz­zu­chwa­li­ło, zbyt od­da­ne było tru­dom woj­ny do­mo­wej, któ­ra przez trzy lata tak zwa­nej rze­czy­po­spo­li­tej lu­to­wej szar­pa­ła Fran­cyę, aby się szcze­rze roz­trzą­sa­niu i uchwa­la­niu kwe­styj tak arcy-po­ko­jo­wych, ja­kie­mi są spra­wy wy­cho­wa­nia po­świę­cić mo­gło. Pro­jekt zło­żo­no do akt, a wy­bit­niej­sza rola Si­mo­na w zgro­ma­dze­niu skoń­czy­ła się. Wie­le do­brych my­śli wy­po­wie­dział on na ra­dach przed­sta­wi­cie­li na­ro­du jako se­kre­tarz kom­mis­syi oświa­ty lu­do­wej; my­śli te od­na­la­zły się w kil­ka­na­ście lat póź­niej w dzieł­ku: L'Eco­le.

Jako czło­nek zgro­ma­dze­nia usta­wo­daw­cze­go, w za­kre­sie dzia­łal­no­ści czy­sto po­li­tycz­nej, od­zna­czył się Si­mon głów­nie w dniach czerw­co­wych pod­czas ru­chu przed­mieść, uśmie­rzo­ne­go przez Ca­va­ignac'a. Za­mia­no­wa­no go wte­dy pre­ze­sem ko­mis­syi, któ­ra w imie­niu na­ro­du mia­ła po ukró­ce­niu oka­zać mi­ło­sier­dzie i prze­ko­nać się na­ocz­nie o wiel­ko­ści strat i znisz­czeń, o ja­kie przy­pra­wi­ło lud­ność nie­szczę­sne po­wsta­nie so­cy­ali­stycz­ne. Przed­tem jesz­cze na­le­żał do kom­mis­syi or­ga­ni­zu­ją­cej pra­cę i ów­cze­sna jego dzia­łal­ność, po­bu­dziw­szy umysł do sta­łe­go za­ję­cia się przed­mio­tem, wy­stą­pi­ła póź­niej w for­mie li­te­rac­kiej – w dzie­łach i w wy­kła­dach pu­blicz­nych (L'ouvrie­re, Le Tra­va­il, L'ouvrier de huit ans) – gdzie wy­trwa­le i wy­ni­ko­wo bro­nił praw lud­no­ści ro­bot­ni­czej, wo­bec to­le­ro­wa­nej przez spo­łe­czeń­stwo ciem­no­ty, za­nie­dby­wa­ne­go umo­ral­nia­nia, i nie­oględ­nej prze­wa­gi ka­pi­ta­łu.

Zgro­ma­dze­nie pra­wo­daw­cze w r. 1849, nor­mal­nie już na pod­sta­wie no­wej kon­sty­tu­cyi funk­cy­onu­ją­ce, wy­bra­ło Si­mo­na do rady sta­nu; za­siadł tu w od­dzia­le pra­wo­daw­stwa. Utra­ciw­szy przez wy­bór ten man­dat de­pu­to­wa­ne­go, nie utrzy­mał się w roku na­stęp­nym przy po­now­nych wy­bo­rach i z urzę­do­we­go za­wo­du po­li­tycz­ne­go zu­peł­nie wy­szedł. Kie­dy go usu­wa­no z ka­te­dry w Sor­bon­nie był już tyl­ko pro­fes­so­rem.

Te­raz po­świę­cił czas swój na stu­dya fi­lo­zo­ficz­ne i pra­ce pi­śmien­ni­cze z za­kre­su fi­lo­zo­fii mo­ral­nej. "Wy­pad­ki same wtła­cza­ły myśl jego w głąb' wła­snej oso­bi­sto­ści, i ka­za­ły mu w niej do­bie­rać się do nie­pod­le­głe­go du­cha ludz­kie­go i jego praw mo­ral­nych. Pod na­wa­łą-to tych wy­pad­ków, – któ­re od­trą­ci­ły od ży­cia pu­blicz­ne­go więk­szą część lu­dzi po­przed­niej epo­ki, co za­cho­waw­szy uczci­wość nie chcie­li się na­wet form jej spo­łecz­nych wy­rzec – po­wstał Obo­wią­zek. W ca­łem tem dzie­le prze­bi­ja­ją się śla­dy owe­go pier­wot­ne­go wra­że­nia, któ­re­mu du­sza za­raz po wy­pad­kach gru­dnio­wych ule­gła. W cza­sie, kie­dy pra­wa i in­sty­tu­cye roz­wie­wa­no na czte­ry wia­try, umysł fi­lo­zo­fa stresz­czał w so­bie i za­trzy­my­wał nie­wzru­szo­ne po­ję­cia Obo­wiąz­ku. Po­cie­sza­ły one oso­bi­stość wła­sną au­to­ra, rzu­ca­jąc za­ra­zem pro­mień ja­śniej­szy na mrocz­ną rze­czy­wi­stość, któ­ra go ota­cza­ła. Obo­wią­zek wy­szedł w r. 1854 i od tego cza­su do r. 1874 do­cze­kał się je­de­na­stu wy­dań. Prze­ło­żo­no go na ję­zyk grec­ki. Je­st­to, że tak po­wie­my mo­dli­tew­nik mo­ral­ny – książ­ka, nie­tyl­ko do jed­no­ra­zo­we­go od­czy­ta­nia, ale i do przy­god­ne­go użyt­ku przy­dat­na. Wy­wo­dy jej, mimo wszel­kich za­rzu­tów, zdol­ne są utrzy­mać w dziel­no­ści na­le­ży­tej te dane mo­ral­no­ści, któ­re w umy­sło­wym sta­nie czło­wie­ka spo­czy­wa­ją i od prze­wa­gi pew­nych po­jęć w umy­śle za­le­żą. Taki po­gląd na dzie­ło za­le­cił nam przy­swo­je­nie go na ję­zyk pol­ski.

Nie­tyl­ko w książ­kach, ale i z mów­ni­cy na­uczy­ciel­skiej, do­ryw­czo zaj­mo­wa­nej, w for­mie od­czy­tów pu­blicz­nych, Si­mon ob­ja­wiał usta­wicz­ną wy­twór­czą dzia­łal­ność swe­go umy­słu. Gło­śne i z za­pa­łem na­wet nie­kie­dy przyj­mo­wa­ne były jego kon­fe­ren­cye z fi­lo­zo­fii mo­ral­nej od­by­wa­ne w Bel­gii mię­dzy r. 1855 i 7. W r. 1861 pod­jąw­szy te­mat pra­cy i losu ro­bot­ni­ka miał Si­mon sze­reg pre­lek­cyj, w swo­im cza­sie bar­dzo wzię­tych. Od wy­da­nia Obo­wiąz­ku, któ­ry od­ra­zu bar­dzo do­brze przy­ję­to, nie usta­wał w pi­sa­niu dzieł fi­lo­zo­ficz­nych, w for­mie wła­ści­wej so­bie, przy­stęp­nej, cho­ciaż nie­zaw­sze dość zaj­mu­ją­cej, a to wsku­tek pew­nej roz­wle­kło­ści sty­lu, któ­ry nie po­sia­da w so­bie po­żą­da­ne­go ze­środ­ko­wa­nia i jędr­no­ści. Naj­gło­śniej­szą i może naj­le­piej na­pi­sa­ną jest Ro­bot­ni­ca; naj­waż­niej­szą, naj­bar­dziej na­uko­wą – Re­li­gia na­tu­ral­na (prze­ło­żo­na na ję­zyk an­giel­ski). W tym cza­sie rów­nież po­wstał, pi­sa­ny dla Fran­cu­zów prze­waż­nie, trak­tat o Wol­no­ści. Uzu­peł­nie­niem Re­li­gii na­tu­ral­nej jest pi­smo o Wol­no­ści su­mie­nia. Wszyst­kie te dzie­ła po­wsta­ły po­mię­dzy r. 1856 a 1859, ozna­cza­jąc okres mo­ral­no-fi­lo­zo­ficz­nej dzia­łal­no­ści Si­mo­na. Po tym okre­sie do­pie­ro na­stał czas dzia­łal­no­ści spo­łecz­no-pi­śmien­ni­czej; do nie­go na­le­żą, oprócz trzech prac wy­żej już wy­mie­nio­nych, jesz­cze: Kara śmier­ci, Po­li­ty­ka ra­dy­kal­na, Szko­ła, wszyst­kie po­mię­dzy 1863 a 1869 r. wy­da­ne. "W r. 1863 roz­bu­dza­ją­cy się duch pu­blicz­ny, ko­rzy­sta­jąc z wy­bo­rów ogól­nych wpro­wa­dził do Cia­ła Pra­wo­daw­cze­go kil­ka wy­bit­niej­szych oso­bi­sto­ści nie­trzy­ma­ją­cych z sys­te­ma­tem na­po­le­oń­skim, a po­mię­dzy nie­mi i daw­ne­go pro­fes­so­ra Sor­bon­ny. Ju­liusz Si­mon wzmoc­nił Opo­zy­cyę Pię­ciu, któ­ra od r. 1852 przez lat dzie­sięć w for­mach moż­li­wych i ta­kie­miż środ­ka­mi bro­ni­ła re­pu­bli­ka­ni­zmu; wniósł do niej pra­we dą­że­nia spół­ecz­ne, czuj­ność na nę­dze klas­sy ro­bot­ni­czej, prze­ko­na­nie o po­trze­bie in­nej for­my­rzą­du dla Fran­cyi, prze­świad­cze­nie wresz­cie fi­lo­zo­fa i my­śli­cie­la, że ra­dy­kal­nym środ­kiem po­pra­wy ludu może by­ćje­dy­nie tyl­ko ludu tego oświa­ta. W sze­ścio­let­nim okre­sie pra­wo­daw­czym od r. 1863 – 69 prze­ma­wiał za wol­no­ścią my­śli, za ure­gu­lo­wa­niem pra­cy, za ko­niecz­no­ścią wpro­wa­dze­nia po­rząd­nej oświa­ty lu­do­wej, na któ­rą Fran­cya od cza­sów wiel­kiej re­wo­lu­cyi po­dziś­dzień jesz­cze nada­rem­nie cze­ka. W r. 1865, tłó­ma­czą­ce­mu się za­wsze –

i słusz­nie – bra­kiem pra­wi­dło­wych środ­ków pie­nięż­nych, pań­stwu – za­pro­po­no­wał za­cią­gnię­cie po­życz­ki 140 mi­lio­nów fran­ków na kształ­ce­nie ludu. Pro­po­zy­cya ta ani przez wła­dzę wy­ko­naw­czą ani przez przed­sta­wi­cie­li na­ro­du uwzględ­nio­ną nie zo­sta­ła. Fran­cya nie zna­la­zła pie­nię­dzy na oświa­tę, bo po­trze­bo­wa­ła ich na ar­mię. – Dru­gi-to raz już w po­li­tycz­nej za­bie­gli­wo­ści oko­ło oświa­ty i jej do­bro­dziejstw spo­ty­kał Si­mo­na za­wód, któ­re­go go­rycz wszak­że zła­go­dzić mu­sia­ło samo prze­wi­dy­wa­nie nie­po­wo­dze­nia.

W r. 1869, kie­dy już wy­wró­żyć było moż­na roz­dział mię­dzy Fran­cyą a fa­mi­lią Na­po­le­ona I., wy­bra­no Si­mo­na na­no­wo do Cia­ła Pra­wo­daw­cze­go, a zpo­mię­dzy licz­nych kan­dy­da­tów re­pu­bli­kań­skich był on wów­czas pra­wie naj­po­pu­lar­niej­szym. Ob­ra­ły go na­raz de­par­ta­men­ta Ży­ron­dy i Se­kwa­ny; Si­mon przy­jął man­dat od pierw­sze­go. W no­wej ka­den­cyi pra­wo­daw­czej dał się po­znać z no­wej zu­peł­nie sko­ny, jako rzecz­nik ulep­szeń eko­no­micz­nych. Pod­czas roz­praw nad swo­bo­dą han­dlu, w dru­giej po­ło­wie stycz­nia 1870 r. za­dzi­wił współ­dzia­ła­czy swo­ich mową, w któ­rej zło­żył do­wód cier­pli­we­go na­gro­ma­dze­nia fak­tów i grun­tow­ne­go prze­tra­wie­nia przed­mio­tu; prze­ma­wiał zaś za swo­bo­dą. Na tej rów­nież ka­den­cyi, któ­ra przez ob­rót dzie­jów z sze­ściu lat do kil­ku­na­stu mie­się­cy skró­cić się mia­ła, Si­mon za­brał wy­mow­ny glos za znie­sie­niem kary śmier­ci. Wy­zna­czo­no wpraw­dzie kom­mis­syę do roz­pa­trze­nia wnio­sku, ale kary nie znie­sio­no.

Wy­buch­nę­ła nie­roz­waż­nie wy­wo­ła­na woj­na fran­cuz­ko-nie­miec­ka. Klę­ska Se­dań­ska wy­dar­ła Fran­cyi resz­tę ar­mii nie­uwię­zio­nej w Metz lub Pa­ry­żu. Na­po­le­on zrze­kł­szy się udziel­no­ści oso­bi­stej w ręce ce­sa­rza Wil­hel­ma, któ­re­mu w nie­wo­lę się od­dał, utra­cił przez to i wo­bec sa­mej Fran­cyi moż­ność pa­no­wa­nia nad nią. D. 4 b… m… wnie­sio­no de­tro­ni­za­cyą i zry­wa­jąc z ideą naj­wyż­sze­go przed­sta­wien­nic­twa, ja­ko­by w Cie­le Pra­wo­daw­czem tkwią­cą, pod na­ci­skiem opi­nii pu­blicz­nej, ludu pa­ryz­kie­go, prze­moż­nych oko­licz­no­ści, i wła­snej wresz­cie aie­na­wi­ści, wy­two­rzo­no za­miast re­gen­cyi ko­mi­tet, któ­ry sa­mo­zwań­czo – ale w da­nych wa­run­kach nie­uchron­nie – ogło­sił się Rzą­dem Obro­ny Na­ro­do­wej. Wszedł do tego rzą­du i Ju­liusz Si­mon i otrzy­mał w nim wy­dział oświa­ty i wy­znań. Po­zo­stał w od­dzia­le pa­ryz­kim i prze­trwał cały czas ob­lę­że­nia w sto­li­cyi Fran­cyi. Czyn­no­ści jego były żad­ne, a teka tyl­ko no­mi­nal­ną. Pod­czas za­bu­rze­nia so­cy­ali­stycz­ne­go w d. 31 paź­dzier­ni­ka usza­no­wa­no jego oso­bę. Po ka­pi­tu­la­cyi (28 stycz­nia 1871 r.) pa­ryz­ki od­dział rzą­du obro­ny na­ro­do­wej po­wie­rzył Si­mo­no­wi wy­ko­na­nie de­kre­tu na­ka­zu­ją­ce­go od­by­cie w ca­łej Fran­cyi wy­bo­rów do zgro­ma­dze­nia na­ro­do­we­go, któ­re mia­ło po­kój z Niem­ca­mi za­wrzeć. De­le­gat po­je­chał do Bor­de­aux, gdzie wy­wią­zu­jąc się z po­słan­nic­twa za­darł z Gam­bet­tą, prze­ciw­sta­wia­ją­cym de­kre­to­wi pa­ryz­kie­mu wła­sny swój de­kret. Gam­bet­ta stał po stro­nie woj­ny do upa­dłe­go; od­dział pa­ryz­ki, a w nim i Ju­liusz Si­mon, uwa­żał prze­ciw­nie, że się za­dość już czci na­ro­du sta­ło, do­bro zaś tego sa­me­go na­ro­du wy­ma­ga za­prze­sta­nia wal­ki. Ja­koż wy­pad­ki po­szły po my­śli Si­mo­na. Zgro­ma­dze­nie d. 1 mar­ca po­twier­dzi­ło umo­wę za­war­tą w Wer­sa­lu w d. 26 lu­te­go przez Thier­sa i Fa­vra. Fran­cya zy­ska­ła… po­kój. Na dzie­sięć dni już przed­tem Thiers mia­no­wa­ny na­czel­ni­kiem wła­dzy wy­ko­naw­czej rze­czy­po­spo­li­tej fran­cuz­kiej wziął do ga­bi­ne­tu swe­go Si­mo­na i od­dał mu w za­wia­dy­wa­nie wy­dział oświa­ty i wy­znań. Na tym urzę­dzie zo­sta­wał Si­mon od 19 lu­te­go 1871 r. do 16 maja 1873 r.

Przez czas zo­sta­wa­nia w ga­bi­ne­cie Thier­sa Si­mon pra­co­wał usil­nie nad po­pra­wą wy­cho­wa­nia pu­blicz­ne­go; z wiel­kiej jed­nak licz­by ob­my­ślo­nych przez nie­go prze­kształ­ceń nie­wie­le za jego jesz­cze mi­ni­stro­wa­nia w ży­cie we­szło. (Już po jego usu­nię­ciu się wpro­wa­dzo­no parę szcze­gó­ło­wych re­form, prze­zeń pro­jek­to­wa­nych). Win­ne były temu urzą­dze­nia fran­cuz­kie, któ­re krę­pu­ją mi­ni­stra przez rady nad­zor­cze wy­cho­wa­nia pu­blicz­ne­go i po­cząt­ku­ją­cej sile jego na­le­ży­tej nie zo­sta­wia­ją dziel­no­ści; win­ne były rów­nież zno­wu prze­szko­dy ogól­nie po­li­tycz­nej na­tu­ry. W ca­ło­ści or­ga­nicz­nej pro­jek­tu, jaki uło­żył Si­mon, mie­ści się i oświa­ta ludu bez­płat­na i obo­wiąz­ko­wa i nie­za­leż­ność uni­wer­sy­te­tów, zbli­ża­ją­ca je do in­sty­tu­cyj nie­miec­kich, i wpro­wa­dze­nie więk­szej ży­wot­no­ści i prak­tycz­no­ści do na­ucza­nia śred­nie­go, więk­szej sprę­ży­sto­ści do eg­za­mi­nów przej­ścio­wych, uwzględ­nie­nie wresz­cie jako nie­zbęd­ne­go czyn­ni­ka wy­cho­wa­nia pu­blicz­ne­go – ćwi­czeń gim­na­stycz­nych. Część tych prze­kształ­ceń, do­ty­czą­cą szkół śred­nich, wy­łusz­czył Si­mon w okól­ni­ku z d. 27 grud­nia 1872 r. Chciał on w ly­ce­ach i kol­le­giach za­pro­wa­dzić nowy roz­kład nauk i sa­mej pra­cy; chciał znieść (w czę­ści już tego do­ko­nał) scho­la­stycz­no­scią tchną­ce za­da­wa­nie tez ła­ciń­skich i grec­kich, zbyt­nią, a szko­dli­wą re­to­rycz­ność, nad­mier­ne zaj­mo­wa­nie ucznia prze­kła­da­mi; chciał na­ukę klas­sycz­na, racy onal­niej­szą uczy­nić, a obok tak po­pra­wio­nej, nadać pra­wa na­leż­ne na­ukom przy­ro­dzo­nym, geo­gra­fii oraz umie­jęt­no­ści ję­zy­ków no­wo­żyt­nych, (an­giel­skie­go i nie­miec­kie­go). Oko­licz­no­ści wy­żej wy­tknię­te sta­nę­ły mu na za­wa­dzie. Czas po­pra­wie­nia sta­nu oświa­ty we Fran­cyi te­raz do­pie­ro nad­szedł, kie­dy po wpro­wa­dze­niu kon­sty­tu­cyi re­pu­bli­kań­skiej na­ród zna­lazł się w wa­run­kach nor­mal­ne­go roz­wo­ju i, we­dług wszel­kich ob­li­czeń, nie­pręd­ko, bez gwał­tow­nych ze­wnętrz­nych bodź­ców, wa­run­ki te so­bie od­mie­ni.

Re­ak­cya, któ­ra zwa­li­ła Thier­sa d. 24 maja 1873 r., w na­dziei przy­wró­ce­nia Bur­bo­nów, spo­wo­do­wa­ła na ty­dzień przed­tem usu­nię­cie się Si­mo­na. Cze­pio­no się mowy, któ­rą miał w Sor­bon­nie d. 22 kwiet­nia 1873 r. i nie­mo­gąc mu wy­ba­czyć szcze­re­go oświad­cze­nia się za rze­czą­po­spo­li­tą, in­try­ga­mi znie­wo­lo­no mi­ni­stra do wyj­ścia z ga­bi­ne­tu. Si­mon po­wró­cił na ławy Zgro­ma­dze­nia Na­ro­do­we­go, do któ­re­go był w lu­tym 1870 r. wszedł, a przez przy­ję­cie wy­dzia­łu mi­ni­ste­ry­al­ne­go na­le­żeć nie prze­stał. Za­sia­da­jąc w le­wi­cy umiar­ko­wa­nej, dzia­ła­nia jej po­pie­rał, mniej sam po­cząt­ku­jąc niż aa in­ny­mi idąc. Po­wta­rza­my, nie miał ta­len­tu iście po­li­tycz­ne­go, ja­kie­go wy­bi­cie się na czo­ło w wal­kach stron­nictw wy­ma­ga. W grud­niu 1875 roku, kie­dy wy­bie­ra­no do­ży­wot­nich człon­ków Se­na­tu rze­czy­po­spo­li­tej, usta­no­wio­ne­go przez kon­sty­tu­cyę z 25 lu­te­go t… r., Si­mon zna­lazł się w licz­bie 75 se­na­to­rów wy­szłych z łona Zgro­ma­dze­nia Na­ro­do­we­go. Na sta­no­wi­sku tym zo­sta­je obec­nie.

W r. 1863 Aka­de­mia Nauk Mo­ral­nych i Po­li­tycz­nych ob­ra­ła Si­mo­na człon­kiem swo­im w miej­sce zmar­łe­go Du­noy­era (au­to­ra: " De la li­ber­te du tra­va­il" zm. 1862). Wy­bór ten był pra­wie jed­no­myśl­nym. W mniej do­brych wa­run­kach wcho­dził Si­mon w grud­niu 1875 r. do Aka­de­mii Fran­cuz­kiej; tu miał za sobą prze­wa­gę paru tyl­ko gło­sów. Pro­gi Aka­de­mii Nauk Mo­ral­nych i Po­li­tycz­nych otwar­ły mu w r. 1863 nie­tyl­ko te dzie­ła z za­kre­su fi­lo­zo­fii mo­ral­nej i fi­lo­zo­fii po­rząd­ku spo­łecz­ne­go, któ­re wy­żej wy­mie­nio­no, ale i pra­ce czy­sto na­uko­we, któ­rych, jako hi­sto­ryk fi­lo­zo­fii, bę­dąc jesz­cze pro­fes­so­rem w Sor­bon­nie, do­ko­nał. Znaj­dzie je czy­tel­nik po­ni­żej w wy­ka­zie wszyst­kich dzieł Si­mo­na.

Au­tor Obo­wiąz­ku był przez pe­wien czas pre­ze­sem sto­wa­rzy­sze­nia: So­cie­ie des gens de let­tres, ist­nie­ją­ce­go w Pa­ry­żu. W sto­wa­rzy­sze­niu tem nie­raz głos za­bie­rał i prze­mó­wie­nia jego na uwa­gę za­słu­gu­ją.

Rem­te des deux mon­des po­mię­dzy r. 1840 – 1848 za­miesz­cza­ła pra­ce Si­mo­na obej­mu­ją­ce kry­ty­ki dzieł i po­my­słów fi­lo­zo­ficz­nych.

W r. 1847 był Si­mon jed­nym z głów­nych za­ło­ży­cie­li cza­so­pi­sma La li­be­rie de pen­ser, w ostat­nich zaś la­tach, już po roku 1870, wy­stę­po­wał jako na­czel­ny re­dak­tor dzien­ni­ka pa­ryz­kie­go Le Sie­ole.

W v. 1845 Lu­dwik Fi­lip mia­no­wał go ka­wa­le­rem Le­gii ho­no­ro­wej.

Dzie­ła au­to­ra Obo­wiąz­ku ory­gi­nal­ne są:

1) Du com­men­ta­ire de Proc­lus sur le Ti­mee de Pla­ton (1839, pi­sa­ne na dok­to­rat).

2) Etu­de sur la The­odi­cee de Pla­ton et d'Ari­sto­te (1840)

3) Hi­sto­ire de Fe­co­le d' Ale­xan­drie, 2 tomy (1844 i 5).

4) Ma­nu­el de phi­lo­so­phie (1847 – wspól­nie z Sa­is­set' em i Ja­cqu­es'em).

5) Le de­vo­ir (1854).

6) La re­li­gion na­tu­rel­le (1856).

7) La li­ber­te de con­scien­ce (1859).

8) La li­ber­te. 2 tomy (1859).

9) L'ouvrie­re (1863).

10) L'eco­le (1864). (Prze­ło­żo­ne na ję­zyk pol­ski 1866.)

11) Le tra­va­il (1866).

12) L'ouw­rier de huit ans (1867).

13) La po­li­ti­que ra­di­ca­le (1868).

14) La pe­ine de mort (1869).

15) La re­for­me de l'en­se­igne­ment se­con­da­ire (1874).

Nad­to Si­mon wy­dał z ko­men­ta­rza­mi wła­sne­mi:

1) Oeu­vres de De­scar­łes (1842).

2) Oeu­vres phi­lo­so­phi­qu­es de Bos­su­et (1842).

3) Oeu­vres de Ma­le­bran­che. 2 tomy (1842 – 7).

4) Oeu­res phi­lo­so­phi­qu­es d'An­to­ine Ar­nauld (1843).

Wy­pa­da tu jesz­cze za­zna­czyć współ­pra­cow­nic­two Si­mo­na w Dic­tion­na­ire des scien­ces phi­lo­so­phi­qves Ad. Franck'a.

S. K.PRZED­MO­WA AU­TO­RA

DO WY­DA­NIA JE­DE­NA­STE­GO.

Fi­lo­zo­fi­ja, we­dług tego jak ją, poj­mu­ją fi­lo­zo­fo­wie, obej­mu­je ogrom­ny ob­szar kwe­styi ode­rwa­nych, któ­re do­ty­czą za­sad i ogól­nych, wy­ni­ków wszyst­kich in­nych umie­jęt­no­ści; ale lu­dzie świa­to­wi zwra­ca­jąc się do niej… ogra­ni­cza­ją żą­da­nia swe do prak­tycz­nych roz­wią­zań ma­ją­cych za przed­miot obo­wiąz­ki ży­cia i przy­szłość na­szą po śmier­ci. Dla nich… fi­lo­zo­fi­ja mo­gła­by zmie­nić na­zwę i przy­brać mia­no re­li­gii na­tu­ral­nej.

Czy czło­wiek jest istot­nie wol­nym, czy też rzą­dzą nim fa­tal­nie prze­są­dy i na­mięt­no­ści? Je­śli jest wol­nym, czy ma do speł­nie­nia ja­kie obo­wiąz­ki? Czy jest ja­kiś Bóg nad nim? Czy ten Bóg wda­je się w za­rząd świa­ta? Czy po­zwa­la uda­wać się do sie­bie w tro­skach i nie­bez­pie­czeń­stwach? Czy wy­ma­ga mo­dłów? Czy przy­go­to­wu­je nam dru­gie ży­cie poza gro­bem? Cze­go spo­dzie­wać się, cze­go oba­wiać mamy od tej ta­jem­ni­czej przy­szło­ści?… Oto są py­ta­nia, ja­kie świat za­da­je fi­lo­zo­fii, oto za­gad­nie­nia po­spo­li­te a za­ra­zem groź­ne, ja­kie jej sta­wia.

Chce on dla każ­de­go z nich od­po­wie­dzi pro­stej, ja­snej i wy­raź­nej. Je­że­li jest ja­kie, któ­re­go­by umie­jęt­ność roz­wią­zać nie mo­gła, chce, aby się do tego przy­zna­ła bez ogród­ki. Nie do­pusz­cza on ani sub­tel­nych roz­róż­nień, ani zbyt wą­tłych ana­liz, ani do­wo­dzeń ciem­nych i na­cią­ga­nych. Nie po­zwa­la na wpro­wa­dze­nie kwe­styi wy­pad­ko­wych, ani na wy­cią­ga­nie zpo­za tych wiel­kich i po­waż­nych za­gad­nień, py­tań in­nych, do­nio­sło­ści mniej oczy­wi­stej, a do roz­wią­za­nia może wca­le nie­po­dob­nych. Ma on ja­kiś wstręt od tego, co się zo­wie sys­te­ma­tem, bo sys­te­ma­ta zna tyl­ko z ich prze­sa­dy i re­zul­ta­tów nie­do­kład­nych, a wie po­nie­kąd, że wszyst­kie nisz­czą, się wza­jem od sa­me­go po­cząt­ku fi­lo­zo­fii.

Trze­ba nie­co brać świat ta­kim, ja­kim jest, by na­stęp­nie od­wieśdź go od nie­któ­rych nie­dość do­rzecz­nych an­ty­pa­tyi. Fi­lo­zo­fi­ja nie może mu się na­rzu­cać w swej wła­snej for­mie. Świat nie sma­ku­je w abs­trak­cy­ach nie ma on cza­su ich zgłę­biać, i od­wra­ca się od nich ze wstrę­tem. Fi­lo­zo­fi­ja win­na uka­zać mu się swą stro­ną uży­tecz­ną, a za­miast ka­zać mu ocze­ki­wać na swe ostat­nie sło­wo, wy­gło­sić je z góry, po­ło­żyć mu pa­lec na waż­ność i na­głość swych wy­ni­ków, a od­rzu­cić cały przy­bór nie­zro­zu­mia­łych wy­ra­żeń, roz­praw szkol­nych, py­tań nie­roz­wią­zal­nych. Zy­ska ona na­tem. Nie jest ona po­wo­ła­ną do tego, by zo­sta­ła umie­jęt­no­ścią szkol­ną, ona wła­śnie sta­no­wi na­ukę ży­cia. By­ło­by to sprzecz­no­ścią, iżby… ma­jąc po­trze­bę, pra­wo, obo­wią­zek po­ru­sza­nia wszyst­kich za­gad­nień, od któ­rych za­le­ży te­raź­niej­szość i przy­szłość spo­łe­czeń­stwa ludz­kie­go, – sys­te­ma­tycz­nie ubez­po­ży­tecz­niać się przez od­osob­nie­nie, przez do­bro­wol­ne za­ni­ka­nie w po­szu­ki­wa­niach hi­sto­rycz­nych, w dro­bia­zgach psy­cho­lo­gicz­nych, w rze­ko­mych kwe­sty­ach trans­cen­den­tal­nych do­ty­czą­cych po­cząt­ku i pra­wo­wi­to­ści na­sze­go po­zna­wa­nia. Fi­lo­zo­fo­wie na­rze­ka­ją cza­sa­mi, że są nie­słu­cha­ni. Cze­muż nie prze­ma­wia­ją je­dy­nym ję­zy­kiem, któ­ry mo­że­my i chce­my ro­zu­mieć?

Po­wia­da­ją, że sto­jąc na po­spo­li­tym po­zio­mie, fi­lo­zo­fi­ja zma­le­je, prze­sta­nie być umie­jęt­no­ścią naj­wyż­szą, i za­miast swo­bod­nie po­szu­ki­wać praw­dy, sama ule­gnie sła­bo­ści umy­słów, nad któ­re­mi chce za­pa­no­wać.

Oba­wa to płon­na, nie­god­na.

Trze­ba na­sam­przód, po­ro­zu­mieć się o sto­pień po­pu­lar­no­ści, do ja­kiej fi­lo­zo­fi­ja jest zdol­ną. Dał­by Bóg… gdy­by rze­czy­wi­ście moż­na jej me­to­dy, do­wo­dze­nia i za­sa­dy prze­pro­wa­dzić aż do naj­niż­szych warstw spo­łecz­no­ści! Ale o re­zul­ta­cie ta­kim ani ma­rzyć; a je­śli żą­da­my od umie­jęt­no­ści, aże­by się po­pu­la­ry­zo­wa­ła, zna­czy to… iżby sta­ła się do­stęp­ną umy­słom ukształ­ceń­szym. Osią­gnąw­szy to, może bę­dzie moż­na pójść da­lej, lecz przede wszyst­kiem na­le­ży zajść do­tąd.

Nic w ta­kiej wal­ce nie tra­cąc, fi­lo­zo­fi­ja przez nią wzmoc­nić się tyl­ko może. Na­bie­rze­ona w niej po­czu­cia prak­tycz­no­ści, umiar­ko­wa­nia w są­dach, traf­no­ści w spo­strze­że­niach, jaką je­dy­nie na­da­je oby­cie się z ludź­mi i spra­wa­mi świa­ta. W ca­ło­ści opi­nii wspól­nych, przy­ję­tych w każ­dym wie­ku przez mas­sę umy­słów oświe­co­nych, leży pew­na siła, z któ­rą sama na­uka li­czyć się musi. Siłą tą jest to, co na­zy­wa­my po­spo­li­cie roz­sąd­kiem po­wszech­nym. – Nie trze­ba ani wiel­bić go słu­żeb­nie, ani lek­ce­wa­żyć. W dniu, w któ­rym Ga­li­le­usz oświad­czył po raz pierw­szy, że zie­mia się ru­sza, miał prze­ciw­ko so­bie roz­są­dek po­wszech­ny: we dwa­dzie­ścia lat po­tem, nowa dok­try­na była już po­pu­lar­ną, wię­cej niż po­pu­lar­ną, wszech­ludz­ką, sta­ła się cząst­ką dzie­dzic­twa ludz­ko­ści, i za­prze­cza­nie jej by­ło­by po­gwał­ce­niem roz­sąd­ku po­wszech­ne­go. Roz­waż­ny czło­wiek, nie czy­niąc się jego nie­wol­ni­kiem, nig­dy się z nim nie roz­sta­je, chy­ba w ostat­nim ra­zie, i do­kła­da wszel­kich usi­ło­wań, by żyć z nim w zgo­dzie. Z tego sto­sun­ku mię­dzy świa­tem i umie­jęt­no­ścią, mię­dzy prak­ty­ką i teo­ryą, wy­ni­kła nie­gdyś męz­ka i sku­tecz­na dok­try­na sto­icy­zmu; i w tych-to może wa­run­kach po­wsta­nie fi­lo­zo­fi­ja wła­ści­wa w na­szych wzbu­rzo­nych cza­sach.

Przy­wi­le­jem jest fi­lo­zo­fii po­cie­szać i umac­niać. Kie­dy zie­mia nic już nam po­wie­dzieć nie chce, wzno­si­my się z więk­szą siłą ku wiecz­nej dusz na­szych oj­czyź­nie; kie­dy nam te­raź­niej­szość umy­ka, chro­ni­my się w świat my­śli, kędy pro­mie­nie­je przy­szłość. Ciem­ność tyl­ko i chwiej­ność na­po­ty­ka­my w świe­cie fak­tów; świa­tło i trwa­łość pa­nu­ją je­dy­nie w sfe­rze za­sad.

Fi­lo­zo­fi­ja ma tro­ja­kie­go, ro­dza­ju wro­gów: jed­ni gar­dzą nią jako bez­u­ży­tecz­ną, lub bez­wład­ną; inni ją wy­pę­dza­ją jako nie­bez­piecz­ną. Dar­mo uchy­lać gło­wy: je­śli tyl­ko je­steś fi­lo­zo­fem, spo­ty­kasz tych trzech wro­gów przed sobą. Pierw­szym nie mam nic do po­wie­dze­nia.

Są to lu­dzie sta­wia­ją­cy so­bie za punkt ho­no­ru, to, by my­śleć tyl­ko o te­raź­niej­szo­ści, a ra­cho­wać się tyl­ko z ma­te­ryą, nie za­glą­da­ją­cy nig­dy poza fak­ta; lu­dzie, któ­rych cała czyn­ność umy­sło­wa wy­czer­pu­je się w kwe­sty­ach za­rob­ku, któ­rzy na­ukę ce­nią jako śro­dek uła­twia­ją­cy pro­duk­cję i han­del, sztu­kę, jako do­staw­czy­nię zbyt­ku i wy­go­dy w ży­ciu, cno­tę, jako wa­ru­nek udo­stoj­nie­nia, któ­ry wresz­cie w da­nym ra­zie wy­mie­nia się na go­tów­kę.

Co się ty­czy umy­słów szcze­rych, poj­mu­ją­cych wiel­kość za­gad­nień fi­lo­zo­ficz­nych, ale od­strę­cza­ją­cych się od fi­lo­zo­fii z po­wo­du jej gra­nic, wy­zna­ję, że nig­dy słu­chać ich nie mo­głem bez smut­ku, gdyż ich nie­po­ko­je i cier­pie­nia są we mnie. Za każ­dym kro­kiem uczy­nio­nym na­przód, za­sta­je­my ciem­no­ści obok świa­tła. Wie­dza ludz­ka okre­ślo­na jest cia­snem ko­łem, za któ­re cie­ka­wość na­sza wy­kra­cza. Chcie­li­by­śmy: znać wszyst­kie przy­czy­ny, a znaj du­je­my tyl­ko ich odro­bi­nę; zgłę­bić przy­czy­nę pierw­szą, a zmu­sze­ni je­ste­śmy wy­znać, że ona jest nie­po­ję­tą; wy­tłu­ma­czyć do­kład­ne­mi for­mu­ła­mi wszyst­kie obo­wiąz­ki ży­cia, a przy­cho­dzi­my tyl­ko do za­sad ogól­nych. Po­ło­że­nie to przy­kre; nie­ma co za­prze­czać. Błąd na­szych prze­ciw­ni­ków po­le­ga na po­gar­dza­niu tem, co mamy, z ża­lem za­tem, cze­go mieć nie mo­że­my. Do­kąd się schro­nić, je­śli opu­ści­my fi­lo­zo­fi­ję? Do scep­ty­cy­zmu? To śmierć. Jak­to! Po­nie­waż na­tu­ra bo­ska nam jest nie­po­ję­tą, ma­myż od­rzu­cać do­wo­dy ist­nie­nia Boga? Trze­baż być obo­jęt­nym na do­gmat Opatrz­no­ści, dla­te­go, że dro­gi jej są nam w czę­ści za­kry­te? Je­że­li nie mo­że­my przed­ło­żyć lu­dziom sta­łych i nie­za­prze­czal­nych pra­wi­deł ży­cia, czyż idzie za­tem, że głos su­mie­nia nie za­słu­gu­je na po­słu­cha­nie? Uznaj­my gra­ni­ce wie­dzy ludz­kiej, nie dla­te­go, by ża­lić się przed Bo­giem na to, co nam odej­mu­je, ale – by mu dzię­ko­wać za to, co nam daje.

Naj­strasz­niej­szy­mi wro­ga­mi fi­lo­zo­fii, wy­zna­ję, są ci, któ­rzy jed­no­cze­śnie wy­stę­pu­ją jako wro­go­wie wol­no­ści, i któ­rzy­by ra­dzi stłu­mić wol­ność u jej ogni­ska, to jest w su­mie­niu. Po­le­mi­ka ich prze­ciw­ko nam przy­wdzie­wa for­mę po­dwój­ną: raz za­rzu­ca­ją, oni wol­no­ści zbo­cze­nia jej; to zno­wu ima­ją myśl wol­ną w jej spe­ku­la­cy­ach naj­szla­chet­niej­szych, i za­zdrosz­czą jej tego na­wet do­bra, ja­kie iście zdol­ną jest wy­świad­czyć. My, wiel­bi­cie­le wol­no­ści, któ­rzy słu­ży­my jej bez wzglę­du na nie­bez­pie­czeń­stwa, ja­kie przed­sta­wia, a do­cho­wa­my jej wier­no­ści we wszyst­kich jej ko­le­jach… – my, po­wia­dam, ro­zu­mie­my, iż moż­na ją czy­nie od­po­wie­dzial­ną za nie­mo­ral­ne lub bez­boż­ne dok­try­ny, któ­re tak czę­sto prze­ra­ża­ły lub gor­szy­ły świat: ale jak to zro­zu­mieć, by w imię dok­try­ny spi­ry­tu­ali­stycz­nej, moż­na rzu­cać się na fi­lo­zo­fi­ję… du­cha i mo­ral­ność obo­wiąz­ku? Cze­góż chce­cie od nas? Cóż to za śle­pa nie­to­le­ran­cya, któ­rej cza­sy na­sze nie zna­ły już? Mało so­bie ważą te umy­sły mrocz­ne, że na­uka ota­cza świa­tłem praw­dy pier­wot­ne, że wol­ną wolę ludz­ką czy­ni nie­wąt­pli­wą, że z po­wa­gą kre­śli pra­wa mo­ral­no­ści wie­ku­istej, że z siłą nie­złom­ną prze­ko­ny­wa o ist­nie­niu Boga, stwór­cy i sę­dzie­go, że wszyst­kie umy­sły przej­mu­je na­dzie­ją, wię­cej po­wiem, pew­no­ścią o nie­śmier­tel­no­ści du­szy; im te na­ucza­nia są bar­dziej wzmac­nia­ją­ce i trwa­łe, tem je z więk­szą od­py­cha­ją gwał­tow­no­ścią fa­na­ty­cy: tak, jak­by sami chcie­li za­gar­nąć mo­no­pol do­bra, i jak­by cno­ta prze­sta­ła być szczyt­ną, je­że­li go­dzi się z wol­no­ścią su­mie­nia i na­by­wa się… w imię ro­zu­mu!

Nie po­trze­bu­je­my już dziś, chwa­ła Bogu, wal­czyć z ta­kie­mi prze­ciw­ni­ka­mi; znaj­du­ją oni obok sie­bie, w stron­nic­twie wła­snem, umy­sły pra­we i szcze­re, któ­re je na­wo­łu­ją do słusz­no­ści i rze­czy­wi­sto­ści. Po usi­ło­wa­niach do­ko­ny­wa­nych w wie­ku szes­na­stym przez myśl wol­ną, po po­tęż­nej szko­le Kar­te­zy­usza, któ­ry za jed­nym ra­zem ogło­sił nie­pod­le­głość ro­zu­mu ludz­kie­go i za­ło­żył pod­sta­wy śmia­łe­go a po­waż­ne­go do­gma­ty­zmu, – co to zba­wien­nym swym wpły­wem z tak wy­so­ka pa­nu­je do­tąd nad roz­wo­jem wszel­kiej wie­dzy­ludz­kiej – po re­wo­lu­cyi fran­cuz­kiej, któ­rej wiel­ki i trwa­ły cha­rak­ter po­le­gał na po­sta­wie­niu wszę­dzie wol­no­ści w miej­sce przy­wi­le­ju, ro­zu­mu w miej­sce tra­dy­cyi, – fi­lo­zo­fi­ja już bro­nić się nie po­trze­bu­je.

Cze­go jej być może brak, to uka­za­nia się wię­cej zbliz­ka, udo­stęp­nie­nia się… od­ję­cia przez samą pro­pa­gan­dę, swą wszel­kie­go po­zo­ru do oszczer­stwa prze­ciw so­bie. Ona zy­skać tyl­ko może na wyj­ściu z ob­rę­bu szko­ły i na ob­ję­ciu nad rzą­dem dusz tego wpły­wu, jaki jej przy­na­le­ży.

Cze­muż­by nie mia­ła być wy­słu­cha­ną? Da­rem­nie to lek­ce­wa­żyć fi­lo­zo­fi­ję lub stro­nić od niej: prę­dzej lub póź­niej trze­ba jej uledz; a po­nie­waż ży­cie to lada chwi­la może być prze­cię­tem, nie­po­dob­na nie za­py­tać sie­bie: Co to jest śmierć?

Moż­na­by wresz­cie zro­zu­mieć obo­jęt­ność w rze­czach fi­lo­zo­fii śród spo­łe­czeństw re­li­gij­nych, każ­da bo­wiem re­li­gi­ja ma swe roz­wią­za­nie codo po­cząt­ku, prze­zna­cze­nia i celu czło­wie­ka: ale w na­szych te­raź­niej­szych spo­łe­czeń­stwach obo­jęt­ność ta ist­nieć tyl­ko może na po­wierzch­ni.

Ja­ką­kol­wiek wrza­wa na­peł­ni nas świat tu­tecz­ny, nig­dy nie bę­dzie on tak gło­śnym, by w nas bez­wa­run­ko­wo za­głu­szył świat, dru­gi.

Czy wiecz­nym jest świat? Je­że­li nie, to czem­że jest Bóg? Czy mię­sza się on do rze­czy ziem­skich? Czy wda­je się je­dy­nie w wiel­kie wy­pad­ki wstrzą­sa­ją­ce ludz­ko­ścią, czy też rzą­dzi swe­mi stwo­rze­nia­mi, aż do naj­drob­niej­szych bytu ich szcze­gó­łów? Czy może fa­tal­ność pro­wa­dzi nas? Za­le­ży­myż od na­szych in­stynk­tów? Pra­wo obo­wiąz­ku je­st­że złu­dze­niem lub praw­dą: wy­na­laz­kiem ludz­kim czy wy­ra­zem woli Boga? Czem jest ta du­sza, któ­rą czu­je­my po­ru­sza­ją­cą się w so­bie? Je­st­że to prze­chod­ni ogień, któ­ry śmierć za­ga­sić ma, czy też pier­wia­stek nie­śmier­tel­ny, któ­re­go istot­na przy­szłość poza gro­bem? Oto są za­gad­nie­nia fi­lo­zo­fii, któ­rych go­dzi­na na­zna­czo­ną jest w ży­ciu każ­de­go czło­wie­ka. Naj­za­go­rzal­szy scep­tyk zna­cho­dzi je kie­dyś u śmier­tel­nej po­dusz­ki, ku po­cie­sze­niu swe­mu lub roz­pa­czy, w mia­rę użyt­ku, jaki czy­nił z ży­cia.

Złą to bę­dzie od­po­wie­dzią: że kwe­stye te są istot­nie naj­więk­sze ze wszyst­kich, ale że na­le­ży je usu­nąć, gdyż ro­zum ludz­ki nie­zdol­nym jest ich roz­wią­zać. Trze­ba być bar­dzo zu­chwa­łym, aże­by tak bez do­wo­dów i bez po­przed­nich stu­dy­ów wy­gło­sić ni­cość na­uki ludz­kiej: a kie­dy ktoś po­dej­mu­je się utrzy­my­wać, że czło­wiek ska­za­ny jest na nie­prze­zwy­cię­żo­ną nie­świa­do­mość, to musi sam być bar­dzo za­twar­dzia­łym, aby mimo to zna­leźć ja­kąś po­cie­chę.

W grun­cie jed­nak nie po­cie­sza się nikt, i wię­cej znaj­du­je się fan­fa­ro­nów scep­ty­cy­zmu, ni­że­li scep­ty­ków praw­dzi­wych. Choć­by­śmy na­wet zdo­ła­li za­po­mnieć o śmier­ci, nie unik­nie­my jed­nak fi­lo­zo­fii; ona gwał­tem wdzie­ra się w prak­ty­kę ży­cia, a co ją zwra­ca ku niej nie­ustan­nie, to obo­wią­zek.

W chwi­li dzia­ła­nia, w oko­licz­no­ściach waż­nych, sły­szy­my w so­bie dwa gło­sy: jed­nym jest głos in­te­re­su, któ­ry mówi do nas: Oto co ci da spo­czy­nek, pew­ność lub bo­gac­two, sła­wę lub po­tę­gę; dru­gim jest głos tak zwa­ne­go przez wszyst­kich obo­wiąz­ku, któ­ry woła do nas: Za­po­mnij sie­bie! po­święć się! uczyń z sie­bie ofia­rę!

Je­że­li nie­do­wiar­cy idą za gło­sem in­te­re­su, zgo­da; ale z wie­dzą czy bez wie­dzy, kto wy­bie­ra obo­wią­zek, ten ma wia­rę, fi­lo­zo­ficz­na. Nie­moż­na wie­rzyć w obo­wią­zek nie­wie­rząc za­ra­zem w Boga, w wol­ną wolę, w nie­śmier­tel­ność.

Nikt nie po­świę­cił­by się… za obo­wią­zek, gdy­by obo­wią­zek był in­sty­tu­cyą ludz­ką. Od­da­je­my mu spo­kój, mie­nie, ży­cie, uzna­jąc, iż on po­cho­dzi od Boga. Naj­nie­za­prze­czeń­szym do­wo­dem ist­nie­nia Boga jest ży­cie i śmierć spra­wie­dli­we­go.

Ta­kie są my­śli, któ­rym ule­ga­łem, kie­dym po­sta­no­wił na­pi­sać krót­ki trak­tat o mo­ral­no­ści dla lu­dzi świa­to­wych, a zwłasz­cza dla umy­słów oświe­co­nych, któ­re skła­nia­ją się ku fi­lo­zo­fii, nie od­byw­szy na­le­ży­tych jej stu­dy­ów. Jak­kol­wiek skrom­ne z po­zo­ru za­da­nie to… czu­ję wię­cej niż kto­bądź, ile ono było nad moje siły; ale szcze­rość moja i go­rą­ce prze­ko­na­nia zna­la­zły uzna­nie. Ty­tuł mej książ­ki ura­to­wał książ­kę. To wiel­kie i re­li­gij­ne imię Obo­wiąz­ku bro­ni­ło ją prze­ciw wro­gom fi­lo­zo­fii i prze­ciw wła­snej mej sła­bo­ści.

Może to i wła­ści­wa chwi­la, by mó­wić lu­dziom o ich obo­wiąz­kach, kie­dy oni w naj­więk­szej czę­ści za­ję­ci są tyl­ko swem pra­wem, a scho­dzą do po­mię­sza­nia pra­wa z in­te­re­sem. Nie­tyl­ko cha­rak­te­ry rzed­nie­ją/po­żą­dli­wość się wzma­ga, a wy­ro­zu­mia­łość zby­tecz­na idzie w ślad za po­wo­dze­niem; ale uka­zu­ją się teo­rye prze­zna­czo­ne do upraw­nie­nia w oczach lu­dzi wszyst­kie­go, co obo­wią­zek za god­ne po­tę­pie­nia uzna­je. Sły­szy­my apo­lo­gi­ję siły, roz­róż­nie­nie mo­ral­no­ści na wiel­ką i małą, wzgar­dę wol­no­ści, po­tę­pie­nie fi­lo­zo­fii w oj­czyź­nie Abe­lar­dów i De­kar­tów, prze­kleń­stwa rzu­ca­ne na re­wo­lu­cyę z roku 1789 do­ko­na­ną w kra­ju, któ­ry ona oca­li­ła i ochra­nia do­tąd.

Wal­czy­łem prze­ciw tym bez­boż­no­ściom z ca­łe­go ser­ca mego ze wszyst­kich sił mo­ich przez siedm­na­ście lat na­ucza­nia. Dzi­siaj, po­świę­cam mo­jej daw­nej, mo­jej wie­ku­istej spra­wie, tę skrom­ną książ­kę, któ­rą rad­bym był mniej nie­god­ną jej uczy­nić. Ofia­ru­ję ją tak­że mym daw­nym słu­cha­czom ze Szko­ły Nor­mal­nej i Fa­kul­te­tu Li­te­rac­kie­go. Znaj­dą tam oni na­ukę, któ­rą stu­dy­owa­li­śmy ra­zem – wów­czas, kie­dy mia­łem za­szczyt wy­kła­dać fi­lo­zo­fi­ję obok mych mi­strzów w tym wiel­kim uni­wer­sy­te­cie, tak spo­twa­rza­nym a tak szla­chet­nym.

Część pierw­sza.

WOL­NA WOLA.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: