Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dzieła Tom 1. - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dzieła Tom 1. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 317 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prze­mo­wa wy­daw­cy.

Nie zwy­czaj­ne­go wy­daw­cy po­wo­ła­nie prze­wod­ni­czy­ło mi w zbie­ra­niu roz­pro­szo­nych pism Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go. Cześć i uwiel­bie­nie moje jako daw­ne­go ucznia za­chwy­co­ne­go głę­bo­ką na­uką i po­ry­wa­ją­cą wy­mo­wą mi­strza, któ­ry w głów­nej szko­le na­szej, pierw­szy od­kry­wał nie­zna­ne za­sa­dy naj­waż­niej­szej w łań­cu­chu umie­jęt­no­ści fi­zycz­nych, na­uki Che­mii; uczu­cie naj­tkliw­szej wdzięcz­no­ści dla męża, od któ­re­go, po­łą­czo­ny ści­słym wę­złem po­kre­wień­stwa, tyle przy­chyl­no­ści i do­bro­dziejstw do­zna­łem: te były istot­ne po­bud­ki, ten praw­dzi­wy cel chlu­by mo­jej, któ­re mię skło­ni­ły, do za­ję­cia się pierw­szem wy­da­niem uszyst­kich dzieł jego. A jak­kol­wiek przed­miot ich, le­kar­ską sztu­ką po więk­szej czę­ści za­ję­ty, ob­cym był dla mnie, są­dzi­łem jed­nak za głów­ny mój obo­wią­zek, te wła­śnie pło­dy tak zna­ko­mi­te­go gie­niu­szu ze­brać naj­tro­skli­wiej, któ­re były wy­pad­kiem głów­nych za­trud­nień ży­cia jego, i któ­re­mi się nie mniej od in­nych przy­słu­żył ludz­ko­ści i na­ukom. Wszyst­kie te roz­pra­wy i po­strze­że­nia le­kar­skie, po róż­nych pi­smach pe­ry­odycz­nych od lat czter­dzie­stu ogła­sza­ne, wspar­ty radą i po­mo­cą PP. Jó­ze­fa Mia­now­skie­go, pro­fes­so­ra Ce­sar­skiej Aka­de­mii me­dycz­nej Wi­leń­skiej, ucznia i po­moc­ni­ka au­to­ra, oraz Dok­to­ra Hen­ry­ka Ku­ła­kow­skie­go, zgro­ma­dziw­szy i uło­żyw­szy ko­lej na­stęp­stwa, bez wzglę­du na czas w ja­kim były pi­sa­ne: osą­dzi­łem za rzecz naj­sto­sow­niej­szą umie­ścić na cze­le ca­łe­go zbio­ru. W nieb bo­wiem znaj­dzie czy­tel­nik wier­ny ob­raz przed­niej-szy­eh za­trud­nień ca­łe­go ży­cia au­to­ra. W nich Ję­drzej Snia­dec­ki uka­zu­je się w ca­łej świet­no­ści, jako le­karz – fi­lo­zof, jako wiel­ki prak­tyk w sztu­ce swo­jej. Wy­łą­czy­li­śmy stąd naj­cel­niej­sze dzie­ła jego: Teo­ryą je­stestw or­ga­nicz­nych, jako nie daw­no już prze­dru­ko­wa­ne, a w każ­dym ra­zie osob­ny od­dział w sze­re­gu pism au­to­ra sia­no­wie ma­ją­ce.

Z in­nej zno­wu przy­czy­ny, do zbio­ru na­sze­go nic mo­gły wejść Po­cząt­ki Che­mii: pra­ca wiel­kiej war­to­ści, któ­ra nie­mniej waż­nym ty­tu­łem jest dla au­to­ra, do za­pew­nie­nia mu wy­so­kie­go miej­sca mię­dzy naj­zna­ko­mit­szy­mi roz­krze­wi­cie-lami nmie­jęt­no­ści w na­szym ję­zy­ku. Ale stan Che­mii, na­uki nie­daw­no roz­wi­nię­tej i co­dzień do­sko­na­lą­cej się, znacz­nie się od­mie­nił od owe­go cza­su, w któ­rym trze­cie wy­da­nie swo­ich Po­cząt­ków Che­mii Su­iadc­c­ki ogło­sił, to jest od roku 1818. Zby­tecznćm więc by­ło­by po­na­wiać druk dzie­ła, cho­ciaż nie­zmier­nie sza­cow­ne­go, któ­re już do rzę­du po­mni­ków hi­sto­rycz­nych li­te­ra­tu­ry kra­jo­wej prze­szło: i gdy­by je, jako wzór pięk­ne­go ję­zy­ka, ja­sne­go wy­kła­du rze­czy i ro­zu­mo­wa­nia, jako pier­wot­ny skar­biec u nas ter­mi­no­lo­gii che­micz­nej, obok in­nych prac au­to­ra przy­po­mnieć pu­blicz­no­ści na­le­ża­ło; dal­sze­mu to cza­so­wi zo­sta­wić moż­na; cał­ko­wi­ta bo­wiem licz­ba exem­pla­rzy Che­mii, z han­dlu księ­gar­skie­go nie wy­czer­pa­na, do­sta­tecz­ną bę­dzie tym­cza­sem do za­spo­ko­je­nia cie­ka­wo­ści pu­blicz­nej. Wre­ście uczo­ny pro­fes­sor Fon­berg, uczeń i na­stęp­ca Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go, god­nie nie­daw­ne­mi cza­sy za­stą­pił mi­strza swe­go, ogła­sza­jąc tak sza­cow­ne dzie­ło, ja­kiem jest jego Che­mia. – Jed­na tyl­ko, z po­mię­dzy po­mniej­szych pism au­to­ra, Roz­pra­wa o roz­pusz­cze­nia, do ni­niej­sze­go wy­da­nia, ra­zem z dwo­ma głów­nem! jego dzie­ła­mi na­le­żeć nie bę­dzie. Teo­rya bo­wiem ta we­szła po­tem w ob­ręb ca­łe­go wy­kła­du na­uki, roz­wi­nię­te­go w Po­cząt­kach Che­mii.

Z sa­mej tre­ści pism, jako wier­ne­go zwier­cia­dła gie­niu­szu au­to­ra, wy­nikł po­dział wszyst­kich jego prac umy­sło­wych, któ­ry­śmy uczy­ni­li w tem wy­da­niu. Trzy pierw­sze tomy skła­da­ją dzie­ła i ro­spra­wy sztu­ce le­kar­skiej po­świę­co­ne, na któ­rych cze­le umie­ści­li­śmy bez wa­ha­nia się wy­bor­ne pi­smo o Fi­zycz­nem wy­cho­wa­niu dzie­ci, dla wszyst­kich czy­tel­ni­ków jed­no­staj­nie przy­stęp­ne, a dla tro­skli­wych ma­tek nie­osza­co­wa­ne. Ro­spra­wy i re­cen­zye, Fi­zy­ki lub Che­mii ty­czą­ce się, w koń­cu trze­cie­go tomu po­ło­żo­ne zo­sta­ły.

Szczu­plej­szy jest ten od­dział od in­nych, jako prze­zna­czo­ny dla ta­kich tyl­ko pism tre­ści fi­zycz­nej lub che­micz­nej, któ­re wy­szły z za­kre­su ma­te­ryj roz­trzą­sa­nych w Po­cząt­kach Che­mii. Jed­nak­że i tu nie zby­wa na twór­czych po­my­słach i waż­nych uwa­gach, ja­kie­mi wszę­dzie ro­zu­mo­wa­nia au­to­ra są na­ce­cho­wa­ne. Do­da­li­śmy tu pod na­zwa­niem Pism roz­ma­itych dwie po­mniej­sze pra­ce Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go, w któ­rych się ob­ja­wia spo­sób my­śle­nia i są­dze­nia tego męża o na­ukach, w ogól­niej­szym ich wi­do­ku.

Na­stęp­ne trzy tomy obej­mu­ją pi­sma oby­cza­jo­we, czy­li dow­cip­ną sa­ty­rą za­praw­ne i we­so­łym umy­słem oży­wio­ne po­strze­że­nia, ma­ją­ce je­dy­nie na celu po­pra­wę sta­nu mo­ral­ne­go spół­ziom­ków swo­ich; o tych pi­smach nie­co ob­szer­niej na wstę­pie do nich po­wie­my.

Wszyst­kie te­raz wy­mie­nio­ne dzie­ła Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go, uszy­ko­wa­ne w spo­sób naj­wła­śei wszy, jaki się nam zda­wał, i naj­sto­sow­niej­szy do ich tre­ści, po­prze­dza ży­cie jego w krót­ko­ści ze­bra­ne. Jesz­cze za­nad­to bli­ski nas jest za­wód, któ­ry mu Opatrz­ność od­być prze­zna­czy­ła na tej zie­mi: a stąd nie­ła­twe do roz­wi­kła­nia wszyst­kie oko­licz­no­ści ży­cia jego pu­blicz­ne­go, aże­by o tem sze­rzej, na ten raz przy­najm­niej, mó­wić moż­na było. Prze­sta­li­śmy więc na głów­nych tyl­ko za­ry­sach pięk­ne­go i chlub­ne­go dla kra­ju ży­wo­ta sław­ne­go męża: o pra­cach zaś jego na­uko­wych i zna­mie­ni­tych jego za­słu­gach w na­uczy­ciel­stwie i li­te­ra­tu­rze, tyle tyl­ko po­wie­dzie­li­śmy, ile nam z na­sze­go sta­no­wi­ska mó­wić wy­pa­da­ło.

1 Mar­ca w Wil­nie d. 1839 roku.

17 Lu­te­go

Mi­chał Ba­liń­ski.

ŻY­CIE

JĘ­DRZE­JA SNIA­DEC­KIE­GO

PRZEZ

MI­CHA­ŁA BA­LIŃ­SKIE­GO.

Zy­cie ta­kie­go męża, jak Ję­drzej Snia­dec­ki, ais do na­sze­go tyl­ko kra­ju na­le­ży; zaj­mu­je ono cały świat na­uko­wy, bo gie­niusz jego dzia­łał w tym świe­cie po­tęż­nie i pa­mięt­ne śla­dy swo­jej dzia­łal­no­ści zo­sta­wił… lito tak szczę­śli­wie jak Suia-dec­ki, zgłę­bia­jąc ta­jem­ni­ce przy­ro­dze­nia ludz­kie­go, ja­sność gie­nial­ne­go po­ję­cia i wzo­ro­we­go wy­kła­du po­łą­czył, w głę­bo­kich swych ba­da­niach, z pięk­ne­mi od­kry­cia­mi w fi­zy­olo­gii: tego ży­cie i pa­mięć, pra­ce i ko­rzyść z nich, chlu­bę zie­mi na­szej przy­no­sząc, sta­ły się wła­sno­ścią po­wszech­nej dzie­dzi­ny nauk i uczo­nych. Zy­cie więc jego, jak­kol­wiek w krót­kim ob­ra­zie tu skre­ślo­ne, po­dwój­ny in­te­res, cho­ciaż­by tyl­ko przez treść swo­je, dla cie­ka­wych umy­słów mieć po­win­no.

W daw­nej Wiel­kiej Pol­sce, dziś W. Księ­stwem Po­znań­skiem na­zwa­nej, żył we wsi swo­jej wła­snej, pod mia­stem Zni­czem w po­wie­cie Kcy­ń_

skim, nie bo­ga­ty ale.rząd­ny i cno­tli­wy oby­wa­tel Snia­dec­ki. Czwar­tym jego i naj­młod­szym sy­nem był Ję­drzej, uro­dzo­ny w tej­że sa­mej wsi dnia 30 Li­sto­pa­da 1768 roku. Od­byw­szy po­cząt­ko­we na­uki w szko­le ma­łe­go mia­stecz­ka Trze­mesz­na, po­sła­ny zo­stał po śmier­ci ojca, dla dal­sze­go w nieb do­sko­na­le­nia się, pod opie­ką star­sze­go bra­ta sław­nej pa­mię­ci Jana Śnia­dec­kie­go;, do Kra­ko­wa. Tam gdy wszedł do gim­na­zy­um, roz­wi­nął się w nim nie­baw­nie ów za­ród nad­zwy­czaj­nych zdol­no­ści, któ­rych dlań przy­ro­dze­nie nie szczę­dzi­ło, i któ­re go po­tem wpro­wa­dzi­ły na dro­gę sła­wy i po­myśl­no­ści. – Prze­cho­dząc cały sze­reg nauk szkol­nych w sze­ściu kla­sach, ce­lo­wał nad wszyst­ki­mi spół­ucz­nia­mi by­stro­ścią po­ję­cia i wiel­kim za­pa­łem do pra­cy. Po­wszech­nem zda­niem na­uczy­cie­li i gło­sem to­wa­rzy­szów swych szkol­nych, uzna­ny za pierw­sze­go ucznia w gim­na­zy­um kra­kow­skiem, sta­nął w roku 1787 na cze­le ca­łej mło­dzi szkol­nej, w obec przy­by­wa­ją­ce­go na pu­blicz­ne po­pi­sy Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, i w imie­niu jej po­wi­tał go sto­sow­ną do oko­licz­no­ści mową. Król po­ru­szo­ny wi­do­kiem wdzięcz­nej po­sta­ci mło­dzień­ca, z któ­re­go ży­wych oczu bły­skał ro­zum i nad­zwy­czaj­na prze­ni­kli­wość, nie tyl­ko sam mu od­dał, jako naj­cel­niej­sze­mu ucznio­wi słusz­nie na­le­żą­cą na­gro­dę, zło­ty me­dal z na­pi­sem „Di­li­gen­tiae 1)” ale nad­to, chcąc war­tość na­gro­dy jesz­cze wy­żej pod­nieść w oczach pu­blicz­no­ści, dla przy­kła­du mło­dzi i wła­sne­go za­do­wol­nie­nia, po­dał mło­de­mu Ję­drze­jo­wi or­der Świę­te­go Sta­ni­sła­wa, prze­zna­czo­ny dla rek­to­ra aka­de­mii, Ora­czew­skie­go. „Nie moge tu ni­ko­go zna­leźć god­niej­sze­go, rzekł Sta­ni­sław Au­gust do Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go, po­da­jąc pusz­kę z or­de­rem, ani wła­ściw­sze­go zro­bić wy­bo­ru, jak w two­jej oso­bie, za­cny mło­dzień­cze, do uzna­nia za po­śred­nic­twem za­słu­żo­ne­go ucznia, za­sług na­czel­ni­ka edu­ka­cyi pu­blicz­nej.” Za­szczy­co­ny Ję­drzej tak chlub­nem od­zna­cze­niem, wło­żył pu­blicz­nie zna­ki no­wej do­stoj­no­ści na rek­to­ra. – Zda­je się jak­by mo­nar­cha, mi­ło­śnik i opie­kun nauk, traf­nym i pięk­nym swo­im czy­nem od­gadł zna­mie­ni­tą przy­szłość mło­dzień­ca, i w prze­wi­dzia­nej sła­wie fi­lo­zo­fa pol­skie­go, szu­kał jesz­cze jed­ne­go chlub­ne­go pod tym wzglę­dem wspo­mnie­nia dla sie­bie: jesz­cze jed­nej ga­łąz­ki lau­ru, do po­zy­ska­ne­go już wień­ca, za gor­li­we pra­ce w oświe­ca­niu na­ro­du swo­je­go2).

4) List X. Ga­ryc­kie­go, pro­fes­so­ra aka­de­mii kra­kow­skiej, z War­sza­wy 18 Lip­ca 1738 pi­sa­ny do Jana Śnia­dec­kie­go do Lon­dy­nu.

2) Ra­dwań­ski, pro­fes­sor me­cha­ni­ki w uni­wer­sy­te­cie

Te pierw­sze po­wo­dze­nia Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go w mło­do­cia­nym wie­ku, za­dzi­wia­ją­ce wszyst­kich i gło­sem opi­nii pu­blicz­nej stwier­dzo­ne, wcze­śnie zwia­sto­wa­ły dla kra­ju gie­niusz, któ­re­go tyl­ko za­wód nie był jesz­cze od­gad­nio­ny, – Zra­zu po-cią­gnio­ny przy­kła­dem star­sze­go bra­ta, i znie­wo­lo­ny za­chę­ce­niem a na­wet usil­ne­mi na­mo­wa­mi wie­lu osób, przy za­czę­ciu nauk w aka­de­mii kra­kow­skiej, od­dał się ma­te­ma­ty­ce, dla któ­rej w tej­że sa­mej ko­leb­ce umie­jęt­no­ści pol­skich, brat jego star­szy część wie­ku swe­go już był po­świę­cił. Ja­koż pier­wiast­ko­wym jego za­wo­dem mia­ło być uspo­so­bie­nie się na in­ży­ni­je­ra i wej­ście do służ­by cu­dzo­ziem­skiej: do cze­go naj­głów­niej­szym po­wo­dem było na­stę­pu­ją­ce zda­rze­nie.

kra­kow­skim, tak opi­su­je ten wy­pa­dek w li­ście d 30 CzTw­ca 1787 z Kra­ko­wa pi­sa­nym do Lon­dy­nu do Jana Śnia­dec­kie­go: „Je vais vous fa­iro part d'une no­uvel!e qui vous fa­ira pla­isir. Mv, vo­tre fre­re a recu la me­da­il­le d'or des ma­ins du roi, qui pour lui fa­ire plus de di­stinc­lion lui a don­nę une cas­set­te avec ie cor­don ro­uge pour Ie rec­teur, en lui di­sant, qu'il ne po­uy­ait tro­uver per­son­ne, plus di­gne de re­met­tre la de­co­ra­tion au rec­teur, que lui. Le flis du pa­la­tin de Sie-ra­die, Ma­ła­chow­ski, a recu la me­da­il­le d'ar­gent” etc.

Pe­wien zna­ko­mi­ty i uczo­ny in­ży­ni­jer pru­ski przy­byw­szy z twier­dzy szląz­kiej Brze­ga do Kra­ko­wa, znaj­do­wał się na exa­mi­nie pu­blicz­nym szko­ły wy­dzia­ło­wej.–Ję­drzej Snia­dec­ki,uczeń wów­czas pią­tej klas­sy w tej­że szko­le, tyle dał do­wo­dów nad­zwy­czaj­nych swo­ich zdol­no­ści we wszyst­kich od­po­wie­dziach, a szcze­gól­niej tak się po­pi­sał z geo­me­tryi, że ów in­ży­ni­jer za­chwy­co­ny nie­po­spo­li­tą na­uką mło­de­go stu­den­ta, na­tych­miast się z nim za­po­znał i ca­łej usil­no­ści do­ło­żył, aby go na­kło­nić do przy­ję­cia służ­by w kor­pu­sie in­ży­ni­je­rów pru­skich. Ja­koż bar­dzo już był so­bie znie­wo­lił Śnia­dec­kie­go, i po­wró­ciw­szy po­tem do Szląz­ka, pi­sy­wał do nie­go z Brze­ga, za­rę­cza­jąc, że w stop­niu pod­ofi­ce­ra przy­ję­ty, w sześć mie­się­cy zo­sta­nie ofi­ce­rem. Jan Snia­dec­ki upodo­bał ten za­wód dla swe­go ma­łe­go bra­ta, ale nie chciał go tam od­da­wać, gdzie go wzy­wał ów przy­ja­ciel ze Szląz­ka. Owszem, po­je­chaw­szy w roku 1787 za gra­ni­cę, usi­ło­wał wy­jed­nać dlań miej­sce w szko­le woj­sko­wej fran­cuz­kiej. Lecz gdy z pew­ną na­dzie­ją do­pię­cia za­mia­ru swe­go wra­cał do Kra­ko­wa, ja­kież było jego za­dzi­wie­nie, gdy zna­lazł w miesz­ka­niu swem skie-let ana­to­micz­ny, a bra­ta swe­go roz­my­śla­ją­ce­go nad wszyst­kie­mi czę­ścia­mi i skła­dem bu­do­wy ludz­kiej. – Mar­gra­bi­na to Wie­lo­pol­ska i pro – fcs­sor uni­wer­sy­te­tu kra­kow­skie­go, Jaś­kie­wicz, naj­życz­liw­si przy­ja­cie­le obu Śnia­dec­kich, prze­kła­da­niem i na­mo­wa­mi swe­mi przy­czy­ni­li się do zmia­ny przed­się­wzię­cia w mło­dym Ję­drze­ju, a lek­cya ana­to­mii wy­bor­nie wów­czas wy­kła­da­na w uni­wer­sy­te­cie przez Sza­st­cra, zu­peł­nie skło­ni­ła go na stro­nę me­dy­cy­ny, któ­ra jed­nak wy­wdzię­czy­ła mu się po­tem ze wszyst­kich wzglę­dów, za pierw­szeń­stwo jej dane. – Jed­nak­że do wy­bo­ru kur­sów w uni­wer­sy­te­cie przez Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go przy­ło­ży­ła się nie­ma­ło i sama nie­obec­ność bra­ter­ska. W li­ście bo­wiem jed­nym pi­sa­nym do Jana ba­wią­ce­go wów­czas w Lon­dy­nie 3), może dla uspo­so­bie­nia go do ła­twiej­sze­go przy­ję­cia zmia­ny za­wo­du swo­je­go, tak się wy­ra­ża. "Lek­cye moje te­raz wła­śnie roz­po­czą­łem. – Ro­zu­miem, że mi WMPan Dobr. tego nie zga­nisz, zera so­bie wziął za przed­miot do­sko­na­le­nie się w Fi­zy­ce. Spo­dzie­wam się, że nie bę­dzie w mo­jej moż­no­ści stać się tu­taj moc­nym w tej na­uce, ale przy­najm­niej ode­mnie bę­dzie za­wi­sło jak naj­le­piej się do niej przy­spo­so­bić. W tym celu ob­ra­łem so­bie lek­cye te tyl­ko, któ­re mi na ten ko­niec słu­żyć mogą. Po­nie­waż zaś to wiem z ust bra­ta

3) Z Kra­ko­wa 10 paż­dzier. 1787.

do­sko­na­le, i z wła­sne­go prze­świad­cze­nia, tyle il zdol­ny je­stem wie­dzieć, że ma­te­ma­ty­ka naj­pierw­szy jest na­uką, na któ­rej cała Fi­zy­ka po­le­ga: po­sta­no­wi­łem na­przód ile moż­no­ści w niej się ugrun­to­wać. Nie­szczę­ście moje, że nie je­stem tak przy­spo­so­bio­ny, aże­bym mogł słu­chać za­raz ma­te­ma­ty­ki wyż­szej, a czas, któ­re­go wy­cią­ga u-spo­so­hie­nie sic z lek­cyi ma­te­ma­ty­ki niż­szej, jest nad­to dłu­gi. Ja po­sta­no­wi­łem skró­cić go pra­ez wła­sną pra­cę. Mo­żesz brat ła­two być prze­ko­na­nym, jak wie­le tra­cę na nie­byt­no­ści WMPa­na Dóbr., mo­gąc mieć bar­dzo wiel­ką w na­ukach mo­ich, przy po­mo­cy jego, ulgę."

Wkrót­ce jed­nak, bo z po­cząt­kiem Li­sto­pa­da, Ję­drzej Snia­dec­ki już nie tyl­ko Fi­zy­ki, ale i wszel­kich in­nych nauk, otwie­ra­ją­cych mu wro­ta do sztu­ki le­kar­skiej, słu­chał z za­pa­łem w szko­le głów­nej Ko­ron­nej: a czci­god­ny brat jego wi­dząc go, za po­wro­tem swo­im z ob­cych kra­jów, tak szcze­rze za­ję­te­go nowo ob­ra­nym za­wo­dem, nie sprze­ci­wiał mu się by­najm­niej, i skło­nił sic do prze­zna­cze­nia, któ­re go wio­dło do tego sta­nu. Ta­kim spo­so­bem, trzy pra­wie lata prze­dłu­ża­jąc kurs po­cząt­ko­wy me­dy­cy­ny w Kra­ko­wie, za radą i po­mo­cą czu­łe­go opie­ku­na, któ­re­go miał w swo­im bra­cie, po­sta­no­wił udać sic dla dal­sze­go o *

do­sko­na­le­nia się w ob­ra­nym przed­mio­cie do Włoch, gdzie na­ów­czas na­uki le­kar­skie zna­mie­ni­cie kwit­nę­ły. W Lip­cu za­tem roku 1791 opu­ściw­szy Kra­ków, udał się na­przód do Wied­nia, dla obej­rze­nia licz­nych za­kła­dów tej sto­li­cy, z na­uką le­kar­ską zwią­zek ma­ją­cych, i po dwu­mie­sięcz­nym tam po­by­cie, po­je­chał pro­sto do Pa­wii. Uni­wer­sy­tet tam­tej­szy sły­nął na całe Wło­chy, do­bo­rem naj­pierw­szych na­uczy­cie­li w fi­zy­ce i me­dy­cy­nie, sła­wę Eu­ro­pej­ską po­sia­da­ją­cych. Nic było wła­ściw­szej szko­ły na­ów­czas na sta­łym lą­dzie dla mło­dzień­ca wiel­kich zdol­no­ści, do ćwi­cze­nia się w na­ukach le­kar­skich. – Gal­wa­ni, Wol­ta, Spa­lan­za­ni, Mo­sca­ti, na­ko­niec Jan Piotr Frank, imio­na na za­wsze pa­mięt­ne w dzie­jach oświe­ce­nia ośm­na­ste­go wie­ku, przez nowe od­kry­cia i wy­kład uj­mu­ją­cy słu­cha­czów w uni­wer­sy­te­cie Pa­wij­skim, roz­sze­rza­li sfe­rę umie­jęt­no­ści fi­zycz­nych i le­kar­skich. Oni­to za przy­by­ciem Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go do tego sta­ro­żyt­ne­go przy­byt­ku świa­tła, sta­li się jego mi­strza­mi, jego przy­ja­ciół­mi i czu­ły­mi prze­wod­ni­ka­mi. – Pod nimi zno­wu bli­sko dwu­let­ni czas naj­pięk­niej­szej swo­jej mło­do­ści po­świę­cał zgłę­bia­niu swej sztu­ki z za­pa­łem, pra­cą i pil­no­ścią, trud­ne­mi do opi­sa­nia. – Gło­śne wów­czas i cały świat za­dzi­wia jace do­świad­cze­nia Gal­wa­nie­go i Wol­ty w Pa­wii, wła­śnie przez nich sa­mych wy­ko­ny­wa­ne, za­ję­ły nie­zmier­nie ba­daw­czy umysł Śnia­dec­kie­go. Sam się im od­da­wał z za­mi­ło­wa­niem i wspie­ra­ny prze­wod­nic­twem obec­nych, a przy­chyl­nych so­bie mi­strzów, usi­ło­wał głę­biej prze­nik­nąć za­le­d­wo uka­za­ne ta­jem­ni­ce przy­ro­dze­nia. Z dru­giej stro­ny rów­nież w me­dy­cy­nie jak w fi­zy­ce i fi­zy­olo­gii wszyst­kie nowe po­my­sły, wszyst­kie głęb­sze ro­zu­mo­wa­nia ude­rza­ły mło­dy ten umysł chci­wy nauk i wia­do­mo­ści, a nie­spra­co­wa­ny w do­cie­ka­niu praw­dy. Teo­rya Brow­na tak gło­śna w dzie­jach sztu­ki le­kar­skiej, wcho­dząc już na sta­ły ląd, nie do­sta­ła się jesz­cze była wów­czas do Włoch. Sły­sze­li o niej wpraw­dzie ucze­ni le­ka­rze z pism pu­blicz­nych, mó­wi­li o niej, ale ża­den nie zwró­cił na nią szcze­gól­nej uwa­gi, na jaką cho­ciaż­by przez swo­ją sła­wę za­słu­gi­wać mo­gła. Nowa ta na­uka po­do­ba­ła się nie­zmier­nie mło­de­mu Ję­drze­jo­wie za­czął ją zgłę­biać z za­pa­łem i pierw­szy w Pa­wii po­znał ją z do­kład­no­ścią. Razu jed­ne­go pod­czas uczo­nej roz­mo­wy z przy­ja­cie­lem swo­im pro­zek­to­rem Ana­to­mii, roz­sze­rzył się z po­chwa­ła­mi dla Brow­na Snia­dec­ki, i po­wta­rza­jąc czę­sto po­dob­ne roz­pra­wy, wy­ło­żył mu cały sys­te­mat le­ka­rza an­giel­skie­go. Ten z ko­lei, za­ię­ty ma­iae umysł za­sa­da­mi no­wej teo­ryi, nie za­nie­chał opo­wie­dzieć ca­łej rze­czy Mo­ska­te­mu, z któ­rym co­dzien­nie pra­co­wał. Ale że mu nie zdo­łał do­sta­tecz­nie wy­ło­żyć wszyst­kie­go, sław­ny ana­to­mik we­zwał do sie­bie mło­de­go ucznia z Pol­ski. Ztąd wy­pa­dło, że Ję­drzej Snia­dec­ki ści­śle się za­po­znał z Mo ska­ty m i przy­jaźń na­wet tego uczo­ne­go zjed­nać po­tra­fił. Wiel­ki na­ów­czas wiel­bi­ciel Brow­na, prze­iął za­mi­ło­wa­nie to w mi­strza swe­go i naj­si­lu­iej się przy­czy­nił do wy­da­nia w Pa­wii książ­ki o na­uce Brow­na, w czem też naj­więk­szy miał udział. W Mcdy­ola­nie­to Ję­drzej Snia­dec­ki, gdzie całe wa­ka­cye roku 1792 prze­pę­dzał, pier-m wszy raz na­tra­fił na wy­kład teo­ryi Brow­na w dzie­łach me­dycz­nych an­giel­skich 4). – Ztam­tąd do­pie­ro po­wró­cił do Pa­wii, na­po­jo­ny no­we­mi za­sa­da­mi szkoc­kie­go re­for­ma­to­ra me­dy­cy­ny. Mło­dy jego umysł chci­wy wia­do­mo­ści, żywo zaj­mu­ją­cy się no­we­mi ide­ami, wi­dział wów­czas w tej gło­śnej teo­ryi zu­peł­ną zmia­nę ca­łej swo­jej na­uki, a w jej au­to­rze gie­niusz god­ny sa­me­go New­to­na. Tym­cza­sem nie­zna­jo­mość jej pra­wie zu­peł­na w tej epo­ce we Wło­szech, po­mi­mo że od 18 już

4) List z Me­dy­ola­nu 29 wrze­śnia 1792 do bra­ta lat w Edyn­bur­gu pu­blicz­nie wy­kła­da­ną być za­czę­ła opór sta­rych le­ka­rzy w Niem­czech, mar­twi­ły nie­zmier­nie pol­skie­go prozc­li­tę. Jed­nak­że za po­wro­tem do Pa­wii prze­ła­ma­ły się trud­no­ści; mło­dy Frank, syn star­szy sław­ne­go Jana Pio­tra Fran­ka 5), a spo­łu­czeń i przy­ja­ciel Śnia­dec­kie­go, wbrew za­sa­dom oj­cow­skim przy­łą­czył się do jego zda­nia. Za uim po­szli imii cel­niej­si ucznio­wie, Mo­sca­ti wre­ście, ja­ke­śmy już na­mie­ni­li, zo­stał zjed­na­ny dla Brow­na, i wkrót­ce roz­pra­wa o no­wej teo­ryi po wło­sku ogło­szo­na. Wszyst­ko to było owo­cem prac i roz­my­ślań Śnia­dec­kie­go w Me­dy­ola­nie. Prócz tego po­zna­nie za­kła­dów le­kar­skich w tej sto­li­cy Lom­bar­dyi, i prak­ty­ka w wiel­kim tam­tej­szym szpi­ta­lu, zaj­mo­wa­ły go pra­co­wi­cie, obok to­wa­rzystw i roz­ry­wek pod pięk­nem nie­bem ro­skosz­nej Ita­lii. Je­sień, a z nia roz­po­czy­na­ją­ce się na nowo kur­są aka­de­mic­kie, we­zwa­ły go na po­wrót do Pa­wii ostat­nich dni paź­dzier­ni­ka. Dru­gi ten rok na­uko­wy był pa­smem nie­zmor­do­wa­nych prac i usi­ło­wań do wy­do­sko-

Był to brat star­szy uczo­ne­go Jó­ze­fa Fran­ka, pro­fes­so­ra eme­ry­ta i za­ło­ży­cie­la kli­ni­ki w Wil­nie, mło­dzie­niec nad­zwy­czaj by­stre­go dow­ci­pu i wiel­kich zdol­no­ści, zgasł w kwie­cie wie­ku.

na­lc­nia się w ob­ra­nym za­wo­dzie, oraz przy­go­to­wa­nia się do exa­mi­nu na dok­to­ra. Wpraw­dzie, zna­mie­ni­cie uła­twio­ne było ćwi­cze­nie się w umie­jęt­no­ściach fi­zycz­nych i le­kar­skich, pod tak wiel­ki­mi mi­strza­mi ja­ki­mi byli ci wszy­scy ucze­ni,

0 któ­rych wspo­mnie­li­śmy wy­żej: ale zdol­no­ści Śnia­dec­kie­go wyż­sze były, jak ob­ręb wia­do­mo­ści w zwy­kłych aka­de­mic­kich kur­sach uczniom udzie­la­nych. Gie­niusz mło­dzień­ca żywo się ob­ja­wiał w tej nie­na­sy­co­nej chę­ci do­wie­dze­nia się o wszyst­kiem, zgłę­bie­nia wszyst­kie­go, i prze­nik­nie-nia do prawd nie­zu­peł­nie jesz­cze zba­da­nych. Przy­chyl­ność za­tem sław­nych jego na­uczy­cie­li otwo­rzy­ła mu wro­ta do tych ta­jem­nic na­uko­wych, któ­rych sami byli tyl­ko po­sia­da­cza­mi. Wszy­scy dali mu naj­po­ufal­szy przy­stęp do sie­bie, wszy­scy udzie­la­li po­mo­cy w wąt­pli­wo­ściach

1 za­wii­sze wy­kła­da­li teo­rye, tłu­ma­czy­li nowo od­kry­te fe­no­me­na. Je­den tyl­ko Vol­ta, ską­py dla wszyst­kich w udzie­la­niu wia­do­mo­ści o wy­pad­kach swo­ich do­świad­czeń, nie był hoj­niej­szym i dla mło­de­go po­la­ka. Wszak­że wszy­scy ci wiel­cy na­uczy­cie­le sta­li się ra­zem ści­sły­mi przy­ja­ciół­mi Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go, wie­kiem wpraw­dzie od nich bar­dzo od­da­lo­ne­go, lecz gie­niu­szem i za­mi­ło­wa­niem nauk moc­no zbli­żo­ne­go. Mię­dzy nimi zna­mie­ni­ty z nauk i po­wa­gi w świe­cie uczo­nym Jan Piotr Frank, naj­wię­cej po Mo­ska­ty­ni, da­wał w każ­dym ra­zie do­wo­dów czu­lej opie­ki i życz­li­wo­ści dla Ję­drze­ja, wiel­biąc w nim nad­zwy­czaj­ne zdol­no­ści, za­mi­ło­wa­nie pra­cy i rzad­kie przy­mio­ty ser­ca 6).

Uwień­czyw­szy na­ko­niec pra­ce swo­je w Pa­wii uro­czy­stem otrzy­ma­niem w dniu 16 maja roku 1793 stop­nia dok­to­ra me­dy­cy­ny i fi­lo­zo­fii, po­sta­no­wił Snia­dec­ki udać się do Pa­ry­ża, ce­lem wy­słu­cha­nia kurs uche­mii pod Fo­ur­croy, i wy­ćwi­cze­nia się w chi­rur­gii 7). Ale nie­prze­ła­ma­ne

6) Świad­czy o tem, prócz in­nych do­wo­dów, klórc mamy pod ręką, wła­sno­ręcz­ny list sta­re­go Fran­ka, 47 maja 1793 z Pa­wii pi­sa­ny do Jana Śnia­dec­kie­go, na­peł­nio­ny wiel­kie­mi po­chwa­ła­mi dla jego mło­de­go bra­ta.

7) Ję­drzej Snia­dec­ki ro­zu­miał, że do­staw­szy się do Pa­ry­ża mało co miał do ro­bie­nia pod wzglę­dem me­dy­cy­ny, za­mie­rzył więc głów­nie do­sko­na­lić się w chi­rur­gii, che­mii i hi­sto­ryi na­tu­ral­nej, któ­re we Fran­cyi na­ów­czas kwit­nę­ły, obok ma­te­ma­ty­ki, przed in­ne­mi umie­jęt­no­ścia­mi. – Gdy­bym się miał uczyć che­mii, nie wąt­pię (pi­sze do bra­ta w li­ście z Ge­nui 6 czerw­ca 1795.) iż pra­cu­jąc z usil­no­ścią mógł­bym w krót­kim cza­sie znacz­ne zro­bić po­stęp­ki, gdyż mia­łem oka­zyą w trud­no­ści sta­nę­ły temu ua prze­szko­dzie. Fran­cya wstrzą­śnio­na na­ów­czas z swyc­li po­sad, za­mknię­tą była dla spo­koj­nych prac umy­słu, nie­bez­piecz­ną dla tych co się do­stać chcie­li do wzbu­rzo­ne­go jćj wnę­trza. Jed­nak­że nie zra­żo­ny prze­ciw­no­ścia­mi] umy­ślił pró­bo­wać, aza­li mimo wszel­kich za­wad, nie uda mu się do­stać do Pa­ry­ża. Po­je­chał więc do Ge­nui, skąd za po­śred­nic­twem tam­tej­sze­go spra­wu­ją­ce­go in­te­re­sa fran­cuz­kie, i za po­mo­cą pro­fes­so­ra pa­ryz­kie­go Co­usin, któ­re­mu go brat star­szy po­le­cił, za­mie­rzył udać się przez Niz­zę i Mar­sy­lią do sto­li­cy Fran­cyi. Lecz i to, dla co­raz strasz­niej­szych wstrzą­śnień w tym kra­ju, speł­zło na ni­czem; a gdy zno­wu mo­rzem z por­tu ge­nu­eń­skie­go nie po­dob­na było pusz­czać się do An­glii, wśród cią­głych na­pa­ści i bi­tew mię­dzy okrę­ta­mi róż­nych na­ro­dów, Snia­dec­ki zmu­szo­ny zo­stał szu­kać dłuż­szą dro­gą spo­so­bu do­sta­nia się, już nie do Pa­ry­ża, ale do Edyn­bur­ga. Nie­ła­two i to było wy­ko­nać w owych

Pa­wii tyle się jej uczyć, ile mo­gło wy­star­czyć do da­nia mi do­kład­ne­go wy­obra­że­nia o te­raź­niej­szym sta­nie tćj na­uki. Wię­cej­by mnie nie­rów­nie kosz­to­wa­ła na­uka hi­sto­ryi na­tu­ral­nej! Chi­rur­gia nie jest rze­czą ani nową, ani trud­ną dla me­dy­ka? po­trze­bu­je tyl­ko wpra­wy ręki i oka.

nie­spo­koj­nych la­tach, kie­dy za­rze­wie okrop­nej woj­ny nisz­czy­ło po­gra­nicz­ne Nie­miec i Fran­cyi kra­iny. Cie­ka­wość jed­nak wi­dze­nia za­chwy­ca­ją­cych brze­gów Renu, prze­mo­gła nad nie­bez­pie­czeń­stwem po­dró­żo­wa­nia wśród dzia­łań wo­jen­nych. Ję­drzej Snia­dec­ki opu­ściw­szy Ge­nuę udał się przez Szwaj­ca­ryą, gdzie w Ba­zy­lei czas nie-ja­kiś po­zo­stał, nad brze­gi Renu. Zwie­dził Frank­furt i Mo­gun­cya, stam­tąd po­pły­nął do Ko­lo­nii, a po­tem prze­je­chaw­szy Ni­der­lan­dy ba­wił w Bru­xel­li, i na­ko­niec przez część Hol­lan­dyi do­stał się do Osten­dy, por­tu z któ­re­go do­pie­ro moż­na było po­pły­nąć do Duw­ru 8). Ja­koż lo sierp­nia 1793 po po­łu­dniu siadł na okręt, je­dy­nie za­ję­ty miłą dla sie­bie na­dzie­ją ry­chłe­go ko­rzy­sta­nia ze skar­bów, ja­kie sław­na szko­ła Edyn­bur­ska na­ów­czas, jak i do­tąd, co do sztu­ki le­kar­skiej w so­bie za­wie­ra­ła. Wszak­że prze­zna­cze­nie mało co in­a­czej lo­sem jego nie roz­rzą­dzi­ło. Okrop­na bu­rza po­wsta­ła w nocy na mo­rzu. Sta­tek był ho­len­der­ski, prze­wo­zo­wy do­syć zu­ży­ty; ka­pi­tan stra­cił gło­wę i już się pod­da­wał roz­pa­czy: ale szczę­ściem ster­nik wię­cej zim­nej krwi i do­świad­cze­nia

8) List do bra­ta da­to­wa­ny d. 13. sierp­nia 1793 z Osten­dy.

ma­ją­cy, zdo­łał uka­mo­wać fale i po­mi­mo kil­ku­na­stu go­dzin wciąż trwa­ją­cej na­wał­ni­cy, po­myśl­nym zwro­tem okręt uszedł na­ko­niec nie­bez­pie­czeń­stwa. Że­glu­ga jed­nak trwa­ła dui kil­ka, bo sta­tek dłu­go ko­ła­ta­ny, za­nie­sio­ny zo­stał aż ku brze­gom Da­nii, skąd nie do Duw­ru, ale do por­tu He­rings­fang pod Jar­mo­utb le­d­wo za­wi­nąć po­tra­fi!…

Krót­ki był wpraw­dzie po­byt Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go w Lon­dy­nie, ale przy­jem­ny i nie bez ko­rzy­ści dla mło­de­go wę­drow­ni­ka. Bu­ka­ty, re­zy­dent ów­cze­sny pol­ski w An­glii, a przy­ja­ciel star­sze­go bra­ta, uła­twiał mu z nad­zwy­czaj­ną uprzej­mo­ścią oglą­da­nie i po­zna­nie wszyst­kich oso­bli­wo­ści tej ol­brzy­miej sto­li­cy W. Bry­tan­nii, a na­de­wszyst­ko za­kła­dów ścią­ga­ją­cych się do nauk le­kar­skich. Tym spo­so­bem Snia­dec­ki wi­dział tyle w prze­cią­gu kil­ku­na­stu ty­go­dni, ile­by dru­gi może w rok nie zdo­łał obej­rzeć. Bu­ka­ty wpro­wa­dził go do domu po­sła szwedz­kie­go, z któ­rym był w wiel­kiej za­ży­ło­ści. Ten upodo­baw­szy so­bie wdzięcz­nej po­sta­ci i we­so­łe­go dow­ci­pu mło­dzień­ca, od­krył w nim jesz­cze jed­ną za­le­tę, to­jest ła­twość pi­sa­nia po an­giel­sku. Snia­dec­ki bo­wiem ode­braw­szy z przy­ro­dze­nia nad­zwy­czaj­ną zdol­ność do ję­zy­ków, miał zręcz­ność przez dwa lata miesz­ka­nia swe­go w Pa­wii, wy­uczyć się do­brze poan-giel­sku. To było po­wo­dem, że go oba przy­jaź­ni so­bie mi­ni­stro­wie uży­li do pi­sau­ia róż­nych ar­ty­ku­łów w ga­ze­cie pod wpły­wem ich bę­dą­cej. Wszyst­ko co wy­szło z pod pió­ra Ję­drze­ja, tak hu­mo­ry­stycz­nym dow­ci­pem było za­praw­ne, i tak do­tkli­wie tra­fia­ło do celu, że po­wszech­ną pra­wie zwró­ci­ło uwa­gę; a mię­dzy oso­ba­mi któ­rych to bli­żej ob­cho­dzi­ło, sta­ło się przy­czy­ną wiel­kie­go ru­chu* Ry­chły wy­jazd Śnia­dec­kie­go do Edyn­bur­ga prze­ciął ślad usil­ne­go po­szu­ki­wa­nia au­to­ra tak sa­ty­rycz­nych ar­ty­ku­łów.

Wzro­sła już była wów­czas do wy­so­kie­go stop­nia sła­wa szko­ły głów­nej Edyn­bur­kiej, któ­ra wła­śnie w fi­lo­zo­fii i sztu­ce le­kar­skiej naj­pierw­szych uczo­nych w Eu­ro­pie wy­da­ła. Do­peł­nił w niej w dwu­let­nim tak­że kur­sie, tego za­so­bu wia­do­mo­ści le­kar­skich, jaki po­tra­fił zgro­ma­dzić we Wło­szech; i tam, bie­gły już w klas­sycz­nej mo­wie Rzy­mian, znaw­ca ję­zy­ka wło­skie­go jak Włoch ro­do­wi­ty, na­był znacz­nej bie­gło­ści w mo­wie an­giel­skiej, i rzu­cił pierw­sze za­sa­dy gie­nial-nych po­my­słów póź­niej­sze­go dzie­ła swe­go Teo­ryi Je­stestw Or­ga­nicz­nych w ła­ciń­skim ję­zy­ku.

Tu pod naj­zna­ko­mit­szy­mi w sztu­ce le­kar­skiej mę­ża­mi, ćwi­czył się z nie­po­rów­na­nym za­pa­łem

Ję­drzej Snia­dec­ki; a jak wprzó­dy we Wło­szech umiał zjed­nać po­wszech­ną mi­łość i cześć dla swych zdol­no­ścią rów­nie mię­dzy na­uczy­cie­la­mi jak i ucznia­mi, tak i w Edyn­bur­gu mi­strzo­wie sta­li się jego przy­ja­ciół­mi? współ­ucz­nio­wie wiel­bi­cie­la­mi. Gre­go­ry Mon­ro, Dun­can, same czo­ło uczo­nych szkoc­kich, przy­ję­li go uprzej­mie, a bli­żej po­znaw­szy do co­dzien­ne­go to­wa­rzy­stwa ro­dzin swych przy­pu­ści­li, udzie­la­jąc wia­do­mo­ści, rad i po­mo­cy na­uko­wych, nie tyl­ko z ka­te­dry, ale w za­ci­szu bi­blio­tek swo­ich9). Po­byt tez Śnia­dec­kie­go w Edyn­bur­gu przy­czy­nił się naj­wię­cej do uspo­so­bie­nia go na praw­dzi­wie wiel­kie­go le­ka­rza. Na­uki na­by­wa­ne od tak sław­nych pro­fe­so­rów, pra­co­wi­te czy­ta­nie naj­waż­niej­szych dzieł me­dycz­nych w an­giel­skim ję­zy­ku, i nie­ogra­ni-
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: