Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pułtawa - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pułtawa - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 303 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PUŁ­TA­WA PIESN PIERW­SZA

Pół­noc­ną śpie­wa­no woy­nę, i Ry­ce­rza spra­wy,

Co Ru­skiey dał po­czą­tek na po­lach Puł­ta­wy

Po­tę­dze. Wiel­kie kte­mu czy­nił mu prze­szko­dy

Król po nad Bot­nic­kie­mi pa­nu­ją­cy wody,

Mło­dzian, po je­de­na­stym co na­stał Ka­ro­lu,

Mło­dzian, ko­cha­nie Mar­sa, jego pio­run w polu.

Ale za­wsze Mi­ner­wy mą­drey bacz­ne mę­stwo

Nad po­pę­dli­wym Mar­sem od­no­si zwy­cię­stwo.

Ta mo­car­ka Pio­tro­wi po­ma­ga­ła pil­nie,

Co jey sztu­ki w swym kra­ju krze­wił tak usil­nie;

Za tey wresz­cie po­mo­cą pa­dła owa tama,

Co Ru­skiey wzrost wiel­ko­ści ha­mo­wa­ła sama.

Muzo! je­że­li sprzy­jał Syn ci Ale­xe­go,

Sprzy­jay po­ecie, kra­ju miesz­kań­co­wi tego,

Co był pla­cem po­ło­wy dzieł, któ­re on pie­je,

Ta­kie­go śpie­wać męża śmie­ją­ce­mu dzie­je.

Osmy (1) rok śmier­cio-rod­ney woy­ny słoń­ce nio­sło,

A cie­pły Li­piec tra­wą okrył łąki ro­słą, – (1) Wszyst­kie przed­niey­sze czę­ści tego Po­ema, dzie­ła, i spra­wy są wy­ję­te z hi­sto­ryi; a wszyst­kie inne na­wet po­śled­niey­sze i drob­niey­sze fun­du­ją się przy­naym­niey na oney. Na­śla­do­wać w tym usi­łu­ję wszyst­kich nay­lep­szych Po­etów, któ­rzy wszyst­kie fik­cye na­wet swo­je zwy­kli fun­do­wać na hi­sto­ryi, albo na po­da­niach czy­li tra­dy­cy­ach. Czę­sto na­wet bywa, że, co po­spo­li­ci czy­tel­ni­cy być fik­cy­ami owych Po­etów mnie­ma­ją, to jest czy­stym tyl­ko opo­wia­da­niem po­mie­nio­nych tra­dy­cyi. Ja tym się pil­niey tego pra­wi­dła trzy­mam, im mami śwież­szą ma­te­ryą.

Gdy w po­lach Bia­ło­ru­skich woy­ska swe wa­lecz­ne

Zo­sta­wiw­szy Piotr, szań­cy moc­ne­mi be­spiecz­ne,

Któ­re na brze­gach rze­ki (1) Wy­bi­cza wy­sta­wił;

Sam więk­szy, niż aby się jed­nym dzie­łem ba­wił,

Przy uy­ściu Newy, gdzie kray świe­żo za­wo­jo­wał,

Prze­by­wał, a i tam się nie jed­ną zay­mo­wał

Pra­cą: lecz ra­zem flo­ty na­po­rzą­dzał zbroy­ne,

W któ­rych na bli­ski Szto­kolm nieść za­my­ślał woy­nę,

Nim­by zi­mo­we mo­rze wzdę­ły na­wał­ni­ce;

Ra­zem od­no­wio­ne­mu nową kładł sto­li­cę

Pań­stwo: ra­zem się na tę kru­szy­ły i ziem­ne

I mor­skie ska­ły, ra­zem wa­li­ły się ciem­ne

In­gryi lasy, co naw mia­ły przy­jąć po­stać,

I aż Grec­kich po­stra­chem nie­gdyś wy­spów zo­stać.

Wrą i brzmią brze­gi pra­cą Bał­tyc­kie sze­ro­ko,

Któ­re oży­wia Pio­tra i do­zor­ne oko

I przy­kład­na dłoń, jako jego zwy­czay nie­sie:

Już z sznu­rem wi­dzieć w ręku, już z waż­ną daje się

Sie­kie­rą; bo do świet­ney pa­no­wa­nia sztu­ki

Pierw­szy ów mę­drzec rze­miosł przy­łą­czył na­uki,

A zro­dzon iść po dro­gach nie­utar­tych śla­dy,

Uczył pod­da­ne pra­cy wła­sne­mi przy­kła­dy.

–- (1) Fran­cuz Le­we­squ­es na­zy­wa tę rzecz­kę w Mo­hi­lew­skim pły­ną­cą Bi­bitch, ale Pol­scy i Ros­sy­y­scy Hi­sto­ry­cy na­zy­wa­ją­ją Wy­bi­czem. Te­raz się ta rzecz­ka na­zy­wa pono Wa­bi­czem. Patrz w Dy­ary­uszu Pio­tra W. w hi­sto­ryi skró­co­ney Ka­ro­la XlI. &c.

Tak wsz­czę­snych wie­kach, kie­dy nie­win­ność kwit­nę­ła,

Wiey­skie­go Król pod­da­nym do­po­ma­gał dzie­ła;

Tak gdzie się pocą W Et­nie pio­ru­nów (1) płat­ne­rze,

Sam się do prac i zno­ju Wul­kan bo­żek bie­rze.

Przy bo­ha­te­ra boku od­rzu­ciw­szy dzi­dę,

Swą Pal­las, od­rzu­ciw­szy strasz­li­wą Egi­dę,

I pięk­ne swe z szy­sza­ka wy­do­byw­szy skro­nie,

Lek­kim pę­zlem i dło­ty męż­ne bawi dło­nie.

Tak tam Piotr jed­nym Ru­ską ra­mie­niem bu­do­wał

Sto­li­cę, dru­gim Szwedz­kiey upa­dek go­to­wał.

Tym­cza­sem da­le­kie­mi z tam­tąd pod na­mio­ty

My­ślił Ka­rol, jak swo­je miał przez rze­kę roty (2)

Prze­pra­wić, któ­rą szań­cy Car (3) nie­do­stęp­ne­mi

Zo­sta­wił nie­prze­by­tą w Bia­ło­ru­skiey zie­mi.

Tych strzegł ćwi­czo­ny Rep­nin, i przez one brze­gi

Wa­row­ne licz­nych Rus­sow roz­cią­gnął sze­re­gi,

Bli­sko też głów­ny obóz od mieysc le­żał owych,

Któ­ry wiódł Sze­re­me­tow Het­man woysk Pio­tro­wych.

Mimo taką po­tę­gę i ta­kie prze­szko­dy

Nie wy­trwa jed­nak dłu­go w spo­koy­no­ści mło­dy – (1) Płat­nerz zna­czy rze­mieśl­ni­ka bro­ni: wła­ści­we Pol­skie sło­wo.

(2) Prze­pra­wa Ka­ro­la przez onę rze­kę, i bi­twa po tey sto­czo­na z Rep­ni­nem ob­szer­niey i do­kład­niey iest opi­sa­na w Hi­sto­ryi skró­co­ney Kar­la dwu­na­ste­go Treść tych rze­czy moż­na zna­leść w La­com­be lub w Le­we­squ­es w to­mie IV.. 289.

(3) W ca­łym tym Po­ema daje się Pio­tro­wi ten ty­tuł Cara, nig­dy zaś Im­per­to­ra­to­ra; bo tym po­śled­ni nie był mu ofia­ro­wa­ny od Se­na­tu jed­no aż po bi­twie Puł­taw­skiej.

Szwe­dow Król; kie­dy prze­mysł rady mu od­ma­wia,

Mę­stwem ten i od­wa­gą zwy­kłą po­sta­na­wia

Za­stą­pić, i rzecz sie­bie god­ną przed­się­bie­rze.

Gdy ran­na trą­ba czuy­ne obu­dza żoł­nie­rze,

I pierw­szym broń w obo­zie świ­tem zo­rzy bły­ska,

Zwo­ły­wa swe z ca­łe­go wo­dze sta­no­wi­ska,

I w zgro­ma­dzo­ne onych uda­je się koło.

Za­nie­dba­nym mu wło­sem je­ży­ło się czo­ło

Su­ro­we, jak się jeży ów ko­me­ta rzad­ki,

Co gro­zi strasz­li­we­mi po­spól­stwu przy­pad­ki;

A krok mu brzmią­cym boy­ce czy­ni­ły że­la­zne.

Więc tak po­cznie śrzód rady: Dziś na nie­przy­ja­zne

Przey­dzie­my brze­gi, i w tym ru­sza­my mo­men­cie.

Wie­dzieć chce­cie, w co ta­kie ufa przed­się­wzię­cie?

Oto móy śrzo­dek: Gdy dzień w peł­nym świe­cić bę­dzie

Po­łu­dniu, wy­bor jaz­dy ze­mną na koń wsię­dzie,

I wpław at­tak na szań­ce przy­pu­ście­my pro­sty,

Resz­ta woy­ska niech pław­ne ma go­to­we mo­sty,

Aby się wnet przez rzę­kę prze­pra­wi­ła chy­ża.

Sko­ro za­milk­nie Ru­ska wzię­ta od nas spi­ża.

To moje przed­się­wzię­cie, są ten po­wód tego:

Tak tę­gie są ba­te­ry, co tey rze­ki strze­gą.

Ze nig­dy u Ru­si­nów myśl ta nie po­wi­ta­nie,

By­śmy jaw­nie w po­łu­dniu mie­li na­trzeć na nie.

Prze­to w noc czu­ją, a im wy­żey blask się dzien­ny

Wzno­si, tym głę­biey noc­nym śpi lud czu­ciem sen­ny.

Owoz nay­lep­szy spo­sób pro­sto ko­nie pław­ne

Pu­ścić w nurt, a nay­lep­szy czas po­łu­dnie jaw­ne.

Je­śli ten be­spie­czeń­stwu gwo­li krok od­wle­kę,

Po śli­skim chy­ba lo­dzie tę przey­dzie­my rze­kę.

Ze­zwo­lę, je­śli krok ten trud­nym kto być mie­ni,

Trud­ny jest, lecz nie dla nas o nie­zwy­cie­ze­ni

Szwe­dzi! co­śmy nie ta­kie wy­ko­na­li czy­ny.

Trud­niey­sze było przey­ście sze­ro­kiey nam Dzwi­ny,

Któ­rą­śmy tak­że śrzód dnia i ognia prze­by­li,

Kie­dy ze­wsząd ćwi­cze­ni na nas Sasi bili,

Kie­dy nie tyl­ko brze­gi, lecz na­wet ostro­wy

Mio­ta­ły na nas pło­mień Mar­sa pio­ru­no­wy.

Trud­niey­szą i na ów czas prze­pra­wę­śmy mie­li,

Gdy­śmy przez sło­ne (2) mo­rze na ko­niach pły­nę­li,

I kil­ka­dzie­siąt sąż­ni mu­sie­li prze­pły­nąć,

Do Duń­skich brze­gów z nawy nie mo­gąc za­wi­nąć.

Frasz­kę przed­się­bie­rze­my wzglę­dem dzieł dziś onych,

Lecz któ­rey cel waż­niey­szy niż wszyst­kich wspo­mnio­nych.

Dziś Ruś przez tę prze­pra­wę mo­że­my po­zba­wić

Woy­ska, dziś ko­niec woy­nie sied­mio­let­niey spra­wić.

Jak trzo­da bez pa­ste­rza po Ni­lo­wym rada

Pierz­cha brze­gu, gdy z rze­ki kro­ko­dyl wy­pa­da;

–- (1) Sław­na prze­pra­wa Ka­ro­la, kto­rą Ne­fte­su­ra­noy Ros­sy­y­ski Hi­sto­ryk rów­na z sław­ną prze­pra­wą Ce­za­ra przez Ren. Patrz w tego Hi­sto­ry­ka to­mie II.

(2) Patrz w Hi­sto­ryi skró­co­ney Ka­ro­la XII.

Tak kie­dy na prze­ciw­ne wy­pad­nie­my brze­gi,

Pierzch­ną przed nami Ru­skie bez wo­dza sze­re­gi.

Niech on me rą­bie lasy nad Newą da­rem­nie,

Ja ma za lasy woy­sko wy­tnę dziś wza­jem­nie;

Wy­tnę, ufam; bez wo­dza i nie­spo­dzie­wa­nie

Będą z nami mu­sie­li wal­czyć Ros­sy­anie:

Duf­ni w swe tę­pię szań­ce lezą nie­go­to­wi,

Żad­ne­mu przy­yść nie może na myśl ich wo­dzo­wi,

Aby tak na­gle mie­li z nami przy­yść do woy­ny,

By­śmy tak na­gle mie­li na brzeg przeyść tak zbroy­ny.

Nuż więc Szwe­dzi! po­win­ność każ­dy swą z ocho­tą

Petń­cie! przed sobą na swym cze­le ma­cie oto

Kró­la swe­go, za sobą sku­tek ten prze­pra­wy,

Ze ta może lat sied­miu bóy dziś skoń­czyć krwa­wy.

Oto dziś dla was ha­sło. Im by­wa­ją żwaw­sze

Za­mia­ry, tym się le­piey nam uda­ją za­wsze.

To po­wie­dziaw­szy po­wstał, i wy­cho­dził z koła.

Zbla­dły trwo­gą nay­śmiel­szym wo­jow­ni­kom czo­ła,

Ale ża­den swey nie śmiat bo­jaź­ni ob­ja­wić,

Wszy­scy szli, i spie­szy­li, co Król ka­zał spra­wić.

Ka­rol za to­wa­rzy­szow w woy­ska swe­go szta­bie

Dwóch wy­bie­ra ry­ce­rzów: Sar­mac­kie­go (1) Hra­bię, – (1) Patrz w La­com­be i w Hi­sto­ryi skró­co­ney Ka­ro­la XII. Jako zaś ów Pa­nia­tow­ski był oj­cem Po­nia­tow­skie­go Kró­la, obacz w do­dat­kach X. Wy­rwi­cza do hi­sto­ryi Pana La­com­be tłó­ma­czo­ney na Pol­skie.

W któ­re­go Syna ręku Pol­skie ber­ło gi­nie,

I Szli­pen­ba­cha, (1) któ­ry pod Ple­sko­wem sły­nie.

Tam on, gdy mu Mars spa­lił proch do odro­bi­ny,

Mie­czem so­bie otwo­rzył z Ru­skich woysk śrze­dzi­ny

Dro­gę. Fin­landz­ką jaz­dę wiodł on przy Ka­ro­lu,

Któ­rey (2) rów­na na Szwedz­kim nie po­wsta­ła polu;

Hra­bia zaś wiódł swych ziom­ków pułk płyt­kie­mi sław­nych.

Kor­dy, i koń­mi w polu ob­rót­ne­mi spraw­nych.

Po­mię­dzy temi dwó­ma Szwedz­kich woysk fi­la­ry

Sam Król przed Holsz­tyń­skie­mi na koń wsiadł uza­ry,

Któ­re jego zo­sta­wił zięć, Fry­de­ryk (3) Czwar­ty,

Gdy mu go wy­darł kar­tacz z Sa­skie­go wy­war­ty

Dzia­ła. Król onym lu­dziom za tego od­ję­ciem

Wo­dza, co ich dzie­dzicz­nym ra­zem był Ksią­że ciem,

Ta­kie­go wo­dza przy­dał, co i szla­chet­no­ścią

I swo­ją był pierw­sze­mu po­dob­ny dziel­no­ścią.

Wa­lecz­ny był to Ksią­że (4) Wit­tem­ber­ga; na­deń

Nie wzniosł się sła­wą Mar­sa z Szwedz­kich wo­dzów ża­den;

–- (1) Hi­sto­rya skró­co­na.

(2) Ne­ste­su­ra­noy na po­cząt­ku tey woy­ny w to­mie II.

(3) Czy­tay bi­twę pod Klis­so­wem mię­dzy Ka­ro­lem i Sa­la­mi w hi­sto­ryi Ne­ste­su­ra­no­ja w to­mie II. Albo patrz w Lewp­squ­es w to­mie IV. na kar­cie 345. Był to Ksią­że pa­nu­ją­cy Holsz­ty­nu, Pra­pra­dziad szczę­śli­wie nam pa­nu­ia­ce­go ALE­XAN­DRA, a Ociec Ka­ro­la Fry­de­ry­ka, któ­ry wziął za sie­bie Annę cór­kę Pio­tra W. Le­we­squ­es tom: V. kar: 156. 157. tak­że na kar­cie 160. i na kar: 163.

(4) Patrz imię tego Ksią­żę­cia w Dy­ary­uszu Pio­tra W.

A ża­den z Szwedz­kich puł­ków nad lu­dzie z Holsz­ty­nu;

Prze­to Król te przy so­bie chęt­nie po­śrzód czy­nu

Mie­wał, i na tych cze­le ko­nia ści­kał za­wsze,

Gdy w swey oso­bie dzie­ła przed­się­bie­rał zwaw­sze.

Już ru­szy­ły z obo­zu szwa­dro­ny od­waż­ne,

A gdy tam były, do­kąd już do­się­gać waż­ne

Mo­gły kule z Ros­sy­y­skiey spi­ży wy­strze­lo­ne,

Wy­cią­gną się pod Szwe­dy ko­nie wy­pusz­czo­ne,

Król je po­prze­dza pierw­szy, i cała w głę­bo­kiem

Kry­je się ku­rzu jaz­da przed prze­ciw­nym wzro­kiem.

Tego wi­dok za­trzy­ma mo­ment Ru­skie oczy:

Wiatr-li był na­gły, co on kłąb ku­rza­wy to­czy,

Czy się w onym od­waż­ny nie­przy­ja­ciel kry­je;

Ry­chło jed­nak ty­sią­cz­ny z szań­ców pio­run bije,

A brze­gi ogień i dym za­le­wa sze­ro­ko,

Głu­szy gę­sty huk ucho, i zie­mię głę­bo­ko

Wzru­sza, a kule, któ­re ze­wsząd dzia­ła mie­cą,

Tak po po­wie­trzu na krzyż mie­sza­jąc się lecą,

Jak leci wiel­ki grad ów, by­dła stać świa­do­my,

Kie­dy go mie­sza wi­cher, co wy­wra­ca domy..

–- gdzie, po opi­sa­niu bi­twy Pu­kaw­skiey, kła­dzje się re­jestr brań­cow wo­jen­nych. Imię tam tego Ksią­żę­cia kła­dzie się­ja­ko imię po­spo­li­te­go Szwedz­kie­go Puł­kow­ni­ka, ale Muza po­zwa­la so­bie jego nie­co awan­so­wac, i skrzy­dła mu cale do ko­men­de­ro­wa­nia na bi­twie Pul­taw­skiey daje.. Złą­cze­nie tego wo­dza z ry­cer­stwcm Holsz­tyń­skim, dó­y­dzie ła­two czy­tel­nik, ja­kie­go tu złą­cze­nia jest ob­ra­zem i wróż­ką

Gdy­by nie mo­men­tal­ne ono opóź­nie­nie,

Któ­re spra­wi­ło na­głe Rus­si­now zdu­mie­nie,

Gdy­by nie pręd­kość Szwe­dów, i śle­pa od­wa­ga….

Lecz to dwo­je na­ten­czas onym do­po­ma­ga,

To czy­ni, że przed Ru­skiey onym gnie­wem spi­ży

Pod sa­męż Ru­ską spi­zę Szwed się schra­nia chy­ży,

I pier­wiey przez fa­tal­ne tey prze­my­ka cele,

Nim na te swóy ze­sła­li grad nie­przy­ja­cie­le.

Du­fość Kró­la po więk­szey uda się mu czę­ści,

Z tyła jed­nak w krwi Szwe­dzi ta­rza­li się gę­ści.

I jesz­cze bu­rza ona za­rwie ich osta­tek,

Strasz­na po­stać Mar­so­wych da się wi­dzieć ja­tek,

Ludz­kie sztu­ki i koń­skie, orę­ża ka­wa­ły,

I sio­deł trza­ski krwa­wą zie­mię okry­wa­ły,

A po­wie­trze na­peł­nia kit roz­bi­tych pie­rze,

I krzyk, któ­ry ra­że­ni mio­ta­ją żoł­nie­rze.

Tym­cza­sem szu­mi rze­ka, zmor­do­wa­nych pia­na

Koni z wzbu­rzo­ney pia­ną wody po­mie­rza­na,

Pierw­szy w nur­tw­pad­nie Ka­rol, pierw­szy się wy­nu­rzy,

Jemu płat na czu­ba­tym ka­pe­lu­szu ku­rzy,

Co z bli­skie­go spadł dzia­ła; więc pierw­szy na brze­gu

Sko­czy z sio­dła, i w pie­szym na szań­ce sze­re­gu

Wie­dzie swóy lud, i jako tygr na drze­wo sro­gi,

Zkąd nań ranę In­dy­y­ski ze­słał łuk dwó-rogi,

Tak się mie­ce na Rus­sow ba­te­ry wy­so­kie;

I, zmil­kły wnet prze­ciw­nych py­ski dział głę­bo­kie,

Zmil­kły Ru­skie krwią Ru­ską pro­chy za­mo­czo­ne,

Le­ża­ły Ru­skie lon­ty Ru­ską krwią zga­szo­ne.

Lecz sroz­szy bóy na­sta­je: ze­wsząd ku swych spie­szy

Obro­nie szań­cow Ru­sin i kon­ny i pie­szy.

Na­głe Szwe­dów zwy­cię­stwo w na­gły strach się mie­ni,

Wszę­dzie hoy­ną krew leją Ru­skim ogar­nie­ni

Ogniem, wszę­dzie ich wie­lu do koni po­wró­ci,

I nie je­den się na­zad już do rze­ki rzu­ci:

Kie­dy im tez po­sił­ki przy­by­wać po­czę­ły,

I mo­sty, jak Król ka­zał, na rze­ce sta­nę­ły,

A półk przez te po pót­ku skwa­pli­wie prze­bie­gał,

Co­raz się sze­rzey ogień na wzię­tym roz­że­gał

Brze­gu, co­raz się z tego gęst­szy pia­sek wie­szał

Wznie­sio­ny, i co­raz się z gęst­szym dy­mem mie­szał.

Na­ten­czas Rep­nin gdy złą ze­wsząd wi­dzi spra­wę,

Wzię­te szań­ce, w zu­peł­nym zwy­cię­stwie prze­pra­wę,

My­śli ra­czey jak wła­sną część swą woy­ska małą

Za­cho­wać przed po­tę­gą, miał Ka­ro­la całą.

Nie mógł ku obo­zo­wi co­fać się głów­ne­mu,

Na­gle Szwed prze­pra­wio­ny na­gle prze­ciął kte­mu

Dro­gę; więc zdat­ne miey­sce z pil­no­ścią obie­rał,

Gdzie­by się póty mę­stwem prze­mo­cy opie­rał,

Ażby one­mu Het­man z swych przy­słał obroń­ce

Obo­zów, do któ­re­go pręd­kie po­słał goń­ce.

Las (1) wy­so­ki i gę­sty tam się sze­rzył bli­sko,

Wil­got­ny ba­gny, ło­siów i dzi­ków-sie­dli­sko; (kow,

Tym przed­się­wziął za­sło­nić tył swych szczu­płych szy-

Kte­mu się co­fał rząd­nie przed Skan­dy­naw­czy­kow

Na­wa­łą, co nań ze­wsząd na­sta­wa­li sil­nie,

Z pierw­szey trwo­gi i wrza­wy ko­rzy­sta­jąc pil­nie.

Jego lud co­fał zwol­na, grzmiąc ogniem raz po raz,

A dymu i ran wię­cey zo­sta­wu­jąc co­raz;

Juk cofa owa w Sierp­niu chmu­ra peł­na gro­mów,

Kie­dy na tę na­sta­je szturm, bu­rzy­ciel do­mów;

Ona plac opusz­cza­jąc zwol­na, co­raz miga

I grzmi, że drży po­wie­trze, któ­re onę ści­ga.

Gdy stał wo­dzu swey mety, i swe szczu­płe spra­wił

Do bi­twy rzę­dy, Król z tey wy­da­niem nie ba­wił;

Bo acz wi­dział, kie­dy się ku oney za­bie­rał,

Ze z tyłu przy­yść mógł Ru­ski nay­wyż­szy Ge­ne­rał,

I tak­by ze­wsząd Ru­ski ogień go ochło­nął,

Nie prze­to jed­nak w boju ocho­cie opło­nąs.

Czym za­czął, tym chce resz­ty do­ko­nać: śmia­ło­ścią

Chce po­cząć rzecz od­waż­ną, a ko­nać pręd­ko­ścią.

Dufa pier­wiey rzecz spra­wić, i od­nieść zwy­cię­stwo,

Nim­by ja­kie nań mia­ło przy­yść nie­be­spie­czeń­stwo;

Dufa pier­wiey po­grą­żyć w ba­gnach (2) Ros­sy­y­czy­ki,

Nim­by tym przy­spie­szy­ła po­moc. Wiec swe szy­ki – (1) Hi­sto­rya skró­co­na Ka­ro­la XII.

(2) Patrz tam­że, do­kąd od­sy­ła po­prze­dza­ją­ca nota.

Skwa­pli­wie usta­na­wiał, wrzał lu­dzi sze­ro­ko

I koni zgiełk, a szkl­nią­cey ruch prze­ra­żał oko

Bro­ni, mie­sza­ją­cey się pod lot­ne­mi zna­ki,

Gdy zbroy­ne w dłu­gich rzę­dach sta­wa­ły or­sza­ki,

A wo­dzo­wie na pyl­nych sno­wa­li się ko­niach,

Jak owe czar­no­pió­re snu­ją się po bło­niach

Wieszcz­ki smut­nych nie­po­god, gdy o desz­czu bli­skim

Ro­ku­jąc, zie­mię lo­tem owie­wa­ją ni­skim.

Już z obu stron więc w rzę­dach ry­ce­rze ści­śnie­ni

Sta­li, jak sto­ją rzę­dy ści­śnio­nych ka­mie­ni,

Któ­re bu­dow­nik trwa­łym zle­pił wap­nem w mu­rze,

By wiek sta­ły nie­dba­łe na po­wietrz­ne bu­rze.

Już ry­czą dzia­ła, a las za Ru­si­nem bli­ski

I hu­czy onych echem, i trzesz­czy po­ci­ski,

I bi­twy temu w tyle czy­ni po­stać dru­giey.

Tym­cza­sem Szwedz­kie woy­sko w li­nii się dłu­giey

Zbli­ża­ło, już rzę­si­sty z ku­la­mi się mie­sza

Kar­tacz, a gę­ściey pada i kon­na i pie­sza.

Już i po­wszech­nym ogniem za­ję­ły się rzę­dy,

I oło­wia­ny gwiż­dży grad… musz­kie­tów wszę­dy;

Wszyst­kie­mu wi­dok dymu od­ję­ły otmę­ty,

Sam w onych błysz­czy ogień, i bie­le­ją szczę­ty

Ła­dun­ków, któ­re, jako z chmur zi­mo­wych śnie­gi,

Z strzelb i z ust strzel­cow lecą przez dłu­gie sze­re­gu

Kto tam na­przód, kto po­tym krew i ży­cie stra­dał?

Na­przód Tur­niew Ka­zań­skich Ma­jor rot upa­dał;

Temu

Temu lewy kłąb dzia­ło kulą muro-łom­ną

Ode­rwie, śli­skie trze­wy przez ranę ogrom­ną

Pły­ną mu ze krwią ra­zem. Torn­flich­ta, co wo­dzi

Upsal­ski pułk, w bok (1) Tul­ski ka­ra­bin ugo­dzi:

Ten ta­jąc ranę z bli­ską śmier­cią się pa­so­wał,

I ręką w bok się wparł­szy dło­nią krew ta­mo­wał;

Lecz ćmi się wzrok, drzą nogi, mdle­je; z od­kry­te­go

Boku ra­zem go­rą­ca krew i du­sza bie­gą.

Tak ten swóy pułk opusz­czał; lecz Linsz­tern prze­ciw­nie

Sam był sro­gim przy­pad­kiem opusz­czo­ny dziw­nie:

On wpadł z swym puł­kiem na­zbyt w at­ta­ku go­rą­cy,

Kędy sześć dział sy­pa­ło kar­tacz pu­sto­szą­cy;

Jako Sierp­nio­we kło­sy uście­ła­ją rolę,

Kie­dy ogni­sta chmu­ra wy­sy­pie na pole

Rzę­si­sty grad; tak wten­czas przed one­mi dzia­ły;

Usła­ne było pole Swe­oń­skie­mi cia­ły;

A wódz oko­ło sie­bie kie­dy wzrok po­to­czył,

Na­gle, że nie był wo­dzem, za­dzi­wio­ny zo­czył.

Wpadł z boku na Ru­si­ny Kno­ryng od­wa­żo­ny,

Kno­ryng (2) Adol­fo­we­mi wład­ną­cy dra­go­ny;

Ani pierw­sze for­tu­na za­pę­dy za­wio­dła,

Cało go i przez ogień i przez szty­chy wio­dła,B

–- (1) Od Tuli mia­sta, gdzie sław­na Ros­sy­y­skiey bro­ni fa bry­ka.

(2) Dra­go­na­mi puł­ku Adol­fa.

Aby słab­szey igrzy­skiem uczy­ni­ła bro­ni;

Uciął sztan­dar w Murm­skie­go Pro­por­ni­ka dło­ni,

Gdy in­nych po­czet Rus­sow już stra­to­wał znacz­ny;

Temu gdy szu­kać bro­ni nie da stan ro­spacz­ny,

Ułom­kiem zna­ku tak w skroń na­jezd­ni­ka ci­śnie,

Ze mu na­gły w za­ćmio­nych ogień oczach bły­śnie,

Wy­pusz­cza z ręki wo­dze, i z sio­dła się wali;

Tym wi­do­kiem str­wo­że­ni Szwe­do­wie pierz­cha­li,

I na pla­cu swo­je­go wo­dza opu­ści­li,

Lecz koń go jego w oney nie opu­ścił chwi­li:

Ten bie­gąc za in­ne­mi, pana swe­go bło­go

Uwle­kał z sobą w strze­mie wplą­ta­ne­go nogą.

Po­myśl­ny wiel­ce onym rzą­dził los przy­pad­kiem,

I uszedł wodź cięż­kie­go szwan­ku szczę­ściem rzad­kiem.

Leje się wsze­dy czar­na krew, i roz­ma­icie

Mar­no­tra­wi Mars ludz­kie mę­żo­bó­y­ca ży­cie.

Ten cię­ty, ten upa­da po­strza­łem prze­szy­ty,

Temu ostat­ni duch koń wy­ci­ska ko­py­ty;

Ten kona, tam­ten sko­nał, ów już oko­la­ły

Leży, tam­ten ra­na­mi już okry­ty cały

Wal­czy jesz­cze, ów ję­cząc śrzód bo­lów sro­go­ści

Tru­pom oko­ło sie­bie le­żą­cym za­zdro­ści.

Tam się koń w krwi swey ta­rza, tam z próż­nym sie­dze­niem

Bie­ga, i zo­wie pana stra­co­ne­go rże­niem.

Zmie­sza­ne ścier­wy z ludź­mi, i trup zło­tą ja­sny

Gwiaz­dą swo­je­go wo­dza żoł­nierz dep­ce wła­sny.

Ciem­no­ści gru­bym dy­mom pył do­da­je gę­sty,

A gro­my strzel­by bęb­now huk po­si­la czę­sty,

Chrzęst trąb i chrzęst orę­ża ra­zem się mie­sza­ją.

Krzyk wo­dzów, jęk ra­nio­nych w je­den głos po­wsta­ją.

Jed­no źrzó­dło do­da­je obu stro­nom du­cha,

Szwe­dom po­sił­ków bo­jaźń, Ru­si­nom otu­cha;

Tam­ta na­gli pręd­kie­go do­cie­rać zwy­cię­stwa.

Ta po­bu­dza do stat­ku i trwa­łe­go mę­stwa.

Ja­koż już Sze­re­me­tow z swym się zbli­żał ca­łym

Obo­zem, kie­dy jesz­cze wszę­dzie w kro­ku sta­łym

Wal­czył Ru­sin. Tę kie­dy Ka­rol wieść od­bie­ra,

Z błę­dli­wych oczu szcze­ry ogień mu wy­zie­ra,

Wszę­dzie szu­ka ro­spacz­ny śrzod­ka, przez któ­ry­by

Pręd­ko wy­grał, lub pręd­ko zgi­nął bez po­chy­by.

Na Holsz­tyń­skie za­wo­ła swe Uza­ry wresz­cie:

Woy­sko wy­rwać ze zgu­by Holsz­tyń­czy­cy śpiesz­cie!

Albo nie od­stę­puy­cie Kró­la swe­go bo­ków

Zstę­pu­ją­ce­go dzi­siay w wiecz­nych kra­je mro­ków,

A gdy się on z swym mi­łym idzie łą­czyć zię­ciem,

Idź­cie wy też z swym męż­nym łą­czyć się Ksią­żę­ciem.

Z tym dzi­siay być nam trze­ba, albo w Ru­skim pę­cie,

Lub męż­ne nas ra­tu­je pręd­ko przed­się­wzię­cie.B2

Cała Rusi po­tę­ga z tyłu na nas wali;

Lada mo­ment ze­wsząd się na nas proch za­pa­li

W wa­szych męż­nych je­dy­ną upa­tru­ję dło­niach

Na­dzie­ję, w wa­szych sza­blach, i od­waż­nych ko­niach;

Kędy grunt i za­sa­da nie­przy­ja­znych szy­kow,

Gdzie w śrzod­ku wy­bor pie­szych stoi Ros­sy­y­czy­kow,

Tam trze­ba nam prze­ciw­ne prze­ła­mać sze­re­gi,

Lub woy­sko na nie­po­mnych wód po­prze­dzić brze­gi,

Ja­ki­kol­wiek los cze­ka, mnie ma­cie przy so­bie;

Za­wsze was do dzieł wiel­kich przy wła­sney oso­bie

Uży­wam, lecz nig­dy­ście rów­nie mnie nie byli

Po­trzeb­ni, jako dzi­siay w tey fa­tal­ney chwi­li.

Jedź­cie więc za mną! (1) nie masz zbyt trud­ne­go czy­nu

Wo­dzo­wi Ka­ro­lo­wi, a woy­sku z Holsz­ty­nu.

Tak wo­łał, a wzrok rów­nie ogni­sty mu bły­skał

Jak miecz do­by­ty w ręku; więc ru­ma­ka ści­skał,

Straż jego ra­zem za nim wzno­si krzyk ocho­czy,

Ra­zem pył, co się dłu­gim za nią śla­dem wło­czy.

Gdzie pułk ku stra­ży Cara sa­me­go ze­bra­ny

Wal­czył, pułk prze­mie­nie­nia (2) imie­niem na­zwa­ny,

Lud wy­bor­ny i w ca­łym Ru­skim szy­ku znacz­ny.

Tam się na­gle on at­tak opie­rał ro­spacz­ny.

–- (1) Kro­ki, jaki tu przed­się­bie­rze Ka­rol, nie były u nie­go szcze­gul­ne. Zwykł on po­spo­li­cie sam po­ty­kać się na cze­le swo­ich puł­kow, jako to i o tey bi­twie świad­czy wzmian­ko­wa­na tu czę­sto Hi­sto­rya skró­co­na, (2) Pułk pre­obra­żeń­ski.

Wi­cher, co sta­re dęby wy­wra­ca z ko­rze­nia,

Pio­run, co szcze­pi ścia­ny sta­wio­ne z ka­mie­nia,

Zwol­na lecą z owe­mi zrów­na­ne za­pę­dy,

Któ­re nio­sły Ka­ro­la na Ros­sy­y­skie rzę­dy.

Zła­mał pod nim koń ba­gnet, co go pierw­szy ra­ził,

Dru­gi wy­rwał z rąk Ru­skich, co mu w kość się wra­ził,

Trze­cie­go z Rus­sow w gło­wę sza­blą Król ude­rzył,

Co swym szty­chem do boku jego ko­nia mie­rzył,

Czwar­te­mu pierś, co zmie­rzał na sa­me­go Kró­la,

Prze­szy­ła Holsz­tyń­skie­go pi­sto­le­tu kula,

Pią­te­mu, co mu tro­chę nad­dra­snął ra­mie­nia,

Spa­dał łeb od Holsz­tyń­skiey sza­bli ude­rze­nia.

Nie jed­ne­go sam wi­dok bo­ha­ty­ra wstrą­ca,

Nad miecz ostrzey zrze­ni­ca jego Mar­sem tchną­ca

Prze­ra­ża ser­ca. Zdep­tał sztan­dar ko­niem wła­snym,

Zna­lazł wskróś dro­gę w szy­ku gra­nat­ni­kow cia­snym,

I nay­pierw­szy przez wszyst­kie sam się przedarł rzę­dy;

Rwie te za nim straż jego co­raz bar­dziey wszę­dy,

I z rąk, któ­re­mi wład­nie tak wy­bor­ne mę­stwo,

Już była nie­po­dob­na rzecz wy­rwać zwy­cięz­two.

Wten­czas upa­dły ser­ca wa­lecz­nym Ru­si­nom,

Wten­czas te ro­sły brze­gu Bot­nic­kie­go sy­nom;

Wten­czas swe po­ru­szy­li sto­py od­wa­że­ni

Woł­giy­czy­cy, po­dob­ne do owych ko­rze­ni,

Co dęby na Ta­tro­wey przy­wią­zu­ją gó­rze;

Wten­czas sam wodz ro­spa­cza o dal­szym opo­rze;

Mru­kli­we bęb­ny ha­sło da­wa­ły od­wró­tu,

Kie­dy od po­sił­ko­wych dział ra­zem ło­sko­tu

Drza­ła zie­mia, i kie­dy Rusi głów­ne siły

Po­spo­łu z dru­giey stro­ny marsz na Szwe­dy biły.

Lecz zły los zwło­ki wszel­kiey i noc bro­ni bli­ska,

Brnąć mu­szą pra­co­wi­cie przez top­ne ba­gni­ska

Gdy­by nie Sze­re­me­tow na­de­szły… lecz bro­ni

Na­de­szły Sze­re­me­tow zwy­cięż­com po­go­ni;

Do no­wey prze­ciw temu mu­szą bi­twy sta­wać,

Lecz tey we­szły już Księ­życ za­bra­nia wy­da­wać;

W wza­jem­ney za­tym woy­ska bli­sko­ści sta­nę­ły,

I obo­zy zwy­kłe­mi utwier­dza­ły dzie­ły.

Już scho­dzą­cą wo­jen­nym try­bem po­że­gna­ła

Trą­ba zo­rzę, i twar­dym snem zło­żo­ne cia­ła

Le­ża­ły pod na­mio­ty zmor­do­wa­ne w polu,

Ran­ni na­wet w tym swe­go za­po­mnie­li bolu;

Straż tyl­ko czu­ła sama, i wo­dzo­wie sami.

Król dru­giey bli­skiey bi­twy ba­wił się my­śla­mi,

I spać nie mógł prze ra­dość, tu­sząc, że u koń­ca

Miał sta­nąć Ru­skiey woy­ny z bli­skim wscho­dem słoń­ca.

Tę­sk­nił ku temu i z szat nie wy­zu­te cia­ło

Na pstrey skó­rze lam­par­ta noc ob­ra­cał całą.

Ja­ko­kol­wiek ta krót­ką w owym była cza­sie,

Zbyt dłu­gą jego żart­kiey ocho­cie zda­ła się.

Z in­ney stro­ny wodz Ru­ski radę wal­ną zbie­rał,

I temi na tey sło­wy usta swe otwie­rał:

Nay­głów­niey­sza rzecz rady nay­pręd­szey wy­cią­ga,

Wo­dzo­wie! znacz­nie nocy czas ten roku ścią­ga,

A znacz­cie pier­wiey nim ta noc u kre­su sta­nie,

Trze­ba, by­śmy już na­sze peł­ni­li mnie­ma­nie.

Na to­wa­rzy­szów tu­śmy przy­by­li obro­nę,

Los chciał, by na­sze były usil­no­ści pło­ne.

Wie­dzieć na­wet nie wol­no o woy­sku Rep­ni­na,

Wia­do­mość na­wet wszel­ką śrzed­ni Szwed prze­ci­na.

To pew­na, że ów z pla­cu mu­siał wodz ustą­pić.

Więc nam tu jako da­ley na­le­ży po­stą­pić?

Ro­skaz mi Ale­xe­go Wiel­ki Syn zo­sta­wił,

Abym pola do jego po­wro­tu nie sta­wił,

I wstęp­nym bo­jem bi­tew nie zwo­dził. Ato­li

Czy­li Piotr sam w tym ra­zie był­by tey­że woli,

To jest, w czym was się ra­dzę, ry­ce­rze ćwi­cze­ni!

Gdy­śmy le­d­wie od Szwe­dow po­lem od­dzie­le­ni,

Ja­kie być może pla­cem Mar­so­wey ro­bo­ty,

Czy moż­na tey uni­kać, sądź­cie, bez sro­mo­ty?

Ma­myż le­d­wie ro­spię­ty oboz zno­wu zbie­rać?

Czy w tych się sła­bych szań­cach przed Szwe­dy za­wie­rać,

Któ­re­śmy z pręd­ka w jed­ney pod­nie­śli go­dzi­nie?

Po­sta­now­cie, co w ta­kich za­wi­ło­ściach czy­nię.

Mam pro­sto do Rep­ni­na iść przez Szwedz­kie rzę­dy?

Czy in­nych złą­cze­nia się dróg z nim szu­kać kędy?

Na to świe­żo pod­bi­tych sław­ny In­gry­y­czy­kow

Od­po­wie pierw­szy Ksią­że, ów sław­ny Men­ży­kow,

Ow wie­ko­pom­ny przy­kład, jako pod Pio­trem wiel­kim

Przy­mio­ty cenę w sta­nie znay­do­wa­ły wszel­kim.

Jesz­cze w mło­do­ści kwie­cie, a już i w po­ko­ju

Pierw­szy radz­ca, i je­den z pierw­szych wo­dzów w boju,

I słusz­nie w polu imię Ale­xan­dra no­sił.

Ten więc pierw­szy swą radę w te sło­wa ogło­sił:

Ze Piotr pierw­szy z dwu­na­stym Ka­ro­lem wo­ju­je,

Ża­den się temu, kto zna obu, nie dzi­wu­je.

Uro­dzi­li się oni do wza­jem­ney woy­ny,

Tak umysł mają z sobą we wszyst­kim nie stroy­ny;

Je­den wszyst­ko w pręd­ko­ści i śle­pey od­wa­dze,

Dru­gi wszyst­ko w prze­włócz­ney za­kła­da uwa­dze;

W tym jed­nym zga­dza­ją się tyl­ko oba, że się

Brzy­dzą wszyst­kim, co sła­wę ćmi, i hań­bę nie­sie.

Gdy o tę cho­dzi, wten­czas bacz­ny Ale­xe­go

Po­to­mek nad Ka­ro­la śmiel­szy jest sa­me­go.

Strzeż­my się, aby nas ten nie stro­so­wał słusz­nie,

Że­śmy się spra­wo­wa­li na­zbyt dziś po­słusz­nie,

A lu­dzie tak nie rze­kli o nas nie­przy­jaź­ni:

Po­słu­szeń­stwa za płaszcz swey uży­li bo­jaź­ni,

Spiesz­nie w po­moc swym lu­dziom przy­szli, lecz stru­chle­li

Tych klę­ską, jesz­cze śpiesz­niey na­zad się cof­ne­li,

Cof­ne­li pier­wiey niź­li w ta­kiey miecz za­bły­snął

Licz­bie, niź­li ka­ra­bin któ­ry kulę ci­snął.

Tak ju­tro o tey nocy rzek­nie gęba któ­ra,

Tak o tey pi­sać będą dzie­jo­twór­cze pió­ra.

Więc tak­że nam nie ufa Car, by nam ta­kie­go

I so­bie miał do­pusz­czać sro­mu? więc tak jego

Sła­by lud, sko­ro cofa on obec­ność swo­ję?

Tak­że bez tey nie zdo­ła nic? owszem to moje

Mnie­ma­nie, że ja­sne­mu słoń­cu Piotr rów­na się;

To acz­kol­wiek nie bywa w noc­nym u nas cza­sie,

Acz­kol­wiek prze­ciw-no­gom po­łu­dnie spra­wu­je,

Nig­dy jed­nak one­go nas nie od­stę­pu­je

Świa­tło, przez się nam świe­ci lub przez Księ­życ ja­sny;

Ten przy­miot i Sy­no­wi Ale­xe­go wła­sny:

Za­wsze z nami duch tego miesz­ka bo­ha­te­ra,

Bo za­wsze god­nych sie­bie ten wo­dzow przy­bie­ra;

Za­wsze Piotr jest przy­tom­ny po­śrzod tego zbo­ru

W oso­bie swey, lub w mę­żach two­ie­go wy­bo­ru.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: