Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętniki. Tom 3, 1870-1925 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętniki. Tom 3, 1870-1925 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 637 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ III.

NA­STRÓJ SPO­ŁE­CZEŃ­STWA WE FRAN­CJI PO ROKU 1871. DE­PRE­SJA WŚRÓ­DE­MI­GRA­CJI POL­SKIEJ. ORJ­TEN­TA­CJA RO­SYJ­SKA WE FRAN­CJI. GAM­BET­TA.OSTAT­NIE LATA MI­CHA­ŁA CZAJ­K0W­SKIE­G0. KSIĄ­ŻĘ JÓ­ZEF LU­BO­MIR­SKĄ­JE­GO PA­MIĘT­NI­KI I CHA­RAK­TER. LI­DJA PASZ­KOW.

Smut­nie koń­czył się dla mnie ten rok 1871. "Pan Lu­dwik Wo­łow­ski – pi­sa­łem pierw­sze­go grud­nia do sio­stry – po­wie­dział na jed­nym ze swych wy­kła­dów wstęp­nych w Con­se­wa­to­ire des Arts et Me­tiers, że tem, co od­róż­nia czło­wie­ka od zwie­rzę­cia, jest ka­pi­tał. Schwa­rzen­berg utrzy­my­wał, że czło­wiek za­czy­na się od ba­ro­na. Dla wie­lu współ­cze­snych eko­no­mi­stów czło­wiek, któ­ry nic nie po­sia­da, jest pod­czło­wie­kiem. A nad­czło­wie­kiem jest dla nich nie gen­jusz, ale mil­jo­ner. We­dług tej mia­ry Rot­szyld jest bli­ski bó­stwa, a ja sto­ję nie­da­le­ko od zwie­rzę­cia. Na za­sa­dzie ra­chun­ku praw­do­po­do­bień­stwa, któ­ry rzad­ko po­zwa­la na to, żeby pięć razy z rzę­du wy­grać na lo­ter­ji, cie­szę się, że rok 1872 bę­dzie dla mnie mniej cięż­ki, niż rok 1871".

Gdy wresz­cie Wer­sal zwy­cię­żył, so­fi­zma­ty, uchwa­la­ne przez Zgro­ma­dze­nie Na­ro­do­we, na­peł­nia­ły mnie prze­ra­że­niem. Pew­ne­go razu nie mo­głem po­wstrzy­mać się, aby nie po­wie­dzieć w pew­nym sa­lo­nie: "Ogła­sza­cie pana Thiers'a za oswo­bo­dzi­cie­la kra­ju! Jest on co naj­wy­żej oswo­bo­dzi­cie­lem jego czę­ści, bo prze­cież dwie wa­sze pro­win­cje od­stą­pił wro­go­wi. A resz­ty wła­ści­wie nie oswo­bo­dził, ale ra­czej wy­ku­pił za cenę kil­ku mil­jar­dów oku­pu!" Bluź­nier­stwo, wy­po­wie­dzia­ne w cza­sie uro­czy­ste­go na­bo­żeń­stwa, nie obu­rzy­ło­by bar­dziej oto­cze­nia, niż to zda­nie, wy­po­wie­dzia­ne wo­bec lu­dzi, dum­nych z wła­snej ka­pi­tu­la­cji.

Do roku 1871 wy­da­wa­łem się so­bie sa­me­mu czło­wie­kiem, któ­ry z za­pa­łem wspi­na się na wy­so­ką górę. Po roku 1871 wy­da­wa­ło mi się, że z trud­no­ścią scho­dzę na dół po jej prze­ciw­le­głem zbo­czu. Po­wsta­nie 1863 roku upa­dło. Pru­sy przy­tła­cza­ły Fran­cję. Speł­nie­nie mo­ich naj­pięk­niej­szych ma­rzeń zo­sta­ło znów od­su­nię­te w nie­okre­ślo­ną przy­szłość; i choć nie wie­dzia­łem, ile lat ży­cia jesz­cze mi zo­sta­ło, nie czu­łem już tej nie­za­chwia­nej na­dziei, któ­ra opro­mie­nia­ła moją mło­dość, że do­cze­kam upad­ku Ro­sji, Prus i Au­str­ji.

Za­raz po upad­ku Ko­mu­ny mia­łem uczu­cie po­dob­ne do tego, któ­re ści­snę­ło ser­ca emi­gran­tów pol­skich z 1831 roku na­za­jutrz po za­war­ciu po­ko­ju z Ro­sją w roku 1856. Wie­lu z nich prze­czu­ło, że umrą na wy­gna­niu i że in­ne­mu po­ko­le­niu da­nem bę­dzie oglą­dać od­ro­dze­nie oj­czy­zny, dla któ­rej oni żyli i wal­czy­li.

W roku 1871 Fran­cja skur­czy­ła się nie­tyl­ko te­ry­tor­jal­nie, ale i mo­ral­nie. Zna­cze­nie wo­jen­ne Fran­cji zo­sta­to na dłu­go przy­ćmio­ne; ze­wsząd in­struk­to­rzy nie­miec­cy wy­pie­ra­li fran­cu­skich, a me­to­dy fran­cu­skie ustę­po­wa­ły miej­sca nie­miec­kim. Ale i rów­no­wa­ga du­cho­wa Fran­cji była za­chwia­na.

Na­ród nie może bez­kar­nie od­dać czę­ści swe­go te­ry­tor­jum w ręce ob­ce­go na­jeźdź­cy. Przy­wód­cy na­ro­du, od­do­wie­dzial­ni za tę zbrod­nię, któ­rzy każ­de usi­ło­wa­nie opo­ru trak­to­wa­li jak ka­ry­god­ne sza­leń­stwo, szy­dzą z każ­de­go, kto ich gani. Le Fi­ga­ro na­zy­wał wol­nych strzel­ców wol­no-zmy­ka­cza­mi, a gwar­dzi­stów na­ro­do­wych pan­to­fla­rza­mi. Klę­ska Fran­cji od­bi­ła się fa­tal­nie na du­szy na­ro­du

Zgro­ma­dze­nie Na­ro­do­we słusz­nie na­zy­wa­no Zgro­ma­dze­niem nie­szczęść *).

Wy­bo­ry, z któ­rych wy­szło Zgro­ma­dze­nie Na­ro­do­we, od­by­wa­ły się w okre­sie upad­ku mo­ral­ne­go na­ro­du. Im wię­cej kan­dy­dat da­wał gwa­ran­cji, że za wszel­ką cenę pod­pi­sze po­kój, tem wię­cej miał szans, że bę­dzie wy­bra­ny. Otóż, pierw­szym skut­kiem po­ko­ju w roku 1871 była Ko­mu­na.

Po­raż­ka Ko­mu­ny roz­zu­chwa­li­ła jesz­cze bar­dziej ko­ali­cję daw­nych stron­nictw, któ­re bez­wstyd­nie uka­zy­wa­ły swój ego­izm. Gdy Zgro­ma­dze­nie Na­ro­do­we prze­nio­sło się do Wer­sa­lu, Ro­che­fort zło­śli­wie za­żar­to­wał z jego człon­ków. Po­nie­waż ob­ra­do­wa­li w de­par­ta­men­cie Se­ine-et-Oise,. Ro­che­fort nie na­zy­wał ich nig­dy in­a­czej, jak­Se­ine-Oisil­lons **). Wi­dzie­li­śmy, ja­kiem okru­cień­stwem dra­pież­nych pta­ków od­zna­cza­ły się owe gęsi po zdo­by­ciu Pa­ry­ża.

Po­mi­mo okrop­no­ści bez­li­to­snych re­pre­syj, Pa­ryż po­wró­cił wkrót­ce do nor­mal­nych wa­run­ków swe­go bytu z przed woj­ny. Uli­ce znów były po daw­ne­mu oświe­tlo­ne, te­atry wzno­wi­ły przed­sta­wie­nia. Miesz­cza­nie, któ­rzy mie­li zwy­czaj przy­słu­chi­wać się roz­pra­wom są­do­wym, aby mieć roz­ryw­kę za dar­mo, te­raz cho­dzi­li na po­sie­dze­nia sądu wo­jen­ne­go, oka­zu­jąc tem wię­cej za­do­wo­le­nia, im sroż­sze były wy­zna­czo­ne kary, i na­rze­ka­jąc na świad­ków, któ­rzy nie chcie­li ob­cią­żać oskar­żo­nych; bo w cza­sie re­wo­lu­cji du­sze ludz­kie się­ga­ją nie­kie­dy ide­ału, ale spa­da­ją bar­dzo ni­sko, gdy tyl­ko za­wio­dą po­cząt­ko­we na­dzie­je. Ci, któ­rzy pod­pi­sa­li ka­pi­tu­la­cję, mści­li się za swe po­ni­że­nie na zwy­cię­żo­nych człon­kach Ko­mu­ny i to przy okla­skach ogrom­nej -

*) Ga­ri­bal­di, ob­ra­ny po­słem z okrę­gu Ni­cei, nie zdo­lal na­wet oznaj­mić Zgro­ma­dze­niu Na­ro­do­we­mu, że zrze­ka się man­da­tu, nie chcąc tra­cić oby­wa­tel­stwa wło­skie­go. Dzi­kie wrza­ski za­glu­szy­ły jego sło­wa.

**) Oisil­lons – gą­się­ta.

więk­szo­ści dzien­ni­ków. Ale, gdy Syl­la zgniótł de­ma­go­gów Wiecz­ne­go Mia­sta, wra­cał wów­czas jako trium­fa­tor nad wro­ga­mi Rzy­mu, pod­czas gdy Syl­lo­wie roku 1871 cheł­pi­li się tem, że cof­nę­li kraj do epo­ki Bur­bo­nów, wów­czas, gdy on sta­now­czo szedł ku Rze­czy­po­spo­li­tej; we­dle je­dy­ne­go uda­ne­go wy­ra­że­nia mar­szał­ka Mac-Ma­hon'a, gdy­by wów­czas po­ka­za­no żoł­nie­rzom bia­łą cho­rą­giew, ka­ra­bi­ny wy­pa­li­ły­by same.

Na­gan­ka pra­sy kon­ser­wa­tyw­nej po upad­ku Ko­mu­ny na ro­da­ków Dą­brow­skie­go i Wró­blew­skie­go z jed­nej stro­ny i zwy­cię­stwo Pru­sa­ków z dru­giej wy­wo­ła­ły ten dziw­ny sku­tek, że na­gle wy­bit­ni człon­ko­wie ko­lon­ji pol­skiej w Pa­ry­żu do­szli do prze­ko­na­nia, że Fran­cja jest ska­za­na na dłu­go­trwa­łe nie­sna­ski we­wnętrz­ne i zwąt­pi­li o niej.

Kosz­tem wiel­kich ofiar utwo­rzo­no w Pa­ry­żu dwie szko­ły pol­skie: jed­ną, przy­go­to­waw­czą do li­ce­ów i do eg­za­mi­nu ma­tu­ral­ne­go, dru­gą przy­go­to­waw­czą do szkół wyż­szych: szko­łę na Ba­ti­gnol­les i szko­lę na Mont­par­nas­se. Ska­so­wa­no szko­łę na Mont­par­nas­se, choć roz­sąd­niej by­ło­by ją za­cho­wać; je­śli moż­na było prze­wi­dy­wać, że licz­ba dzie­ci emi­gran­tów bę­dzie ma­la­ła w mia­rę wy­ga­sa­nia sa­mej emi­gra­cji, to jed­nak pew­ne było, że licz­ba stu­den­tów z kra­ju, przy­by­wa­ją­cych do Fran­cji dla do­peł­nie­nia wy­kształ­ce­nia, bę­dzie sta­le wzra­sta­ła, i że uła­twie­nie im wstę­pu do wyż­szych za­kła­dów na­uko­wych by­ło­by pa­lą­cą po­trze­bą. Sprze­da­no pięk­ny bu­dy­nek szko­ły na Mont­par­nas­se i roz­pusz­czo­no uczniów. Nie roz­pusz­czo­no wpraw­dzie uczniów szko­ły na Ba­ti­gnol­les, ale sprze­da­no ob­szer­ny bu­dy­nek szkol­ny i ku­pio­no inny, o wie­le skrom­niej­szy. Na­próż­no no­tar­jusz wska­zy­wał, że war­tość bu­dyn­ku wzra­sta z każ­dym mie­sią­cem i źe, gdy­by za­cze­ka­no ze sprze­da­żą pół roku, moż­na­by na­tem zy­skać kil­ka­set ty­się­cy fran­ków; pe­sy­mizm nie­któ­rych Po­la­ków wziął górę nad temi roz­trop­ne­mi ra­da­mi.

Ten prąd pe­sy­mi­stycz­ny spra­wiał, że ci, któ­rzy mu ule­ga­li, za­czę­li w Au­str­ji po­kła­dać na­dzie­je, któ­re tak dłu­go po­kła­da­li we Fran­cji. Ksią­żę Wła­dy­sław Czar­to­ry­ski w mo­wie, wy­gło­szo­nej trze­cie­go maja w Bi­bl­jo­te­ce Pol­skiej, pod­kre­ślił tę ewo­lu­cję. Kon­ce­sje, wy­dar­te od Au­str­ji dla Ga­li­cji, nie uspra­wie­dli­wia­ły bez­gra­nicz­nej uf­no­ści, któ­rą po­kła­da­no w tej mo­nar­chji. Przy­szłość mia­ła wy­ka­zać, że Au­str­ja sta­nie się sa­te­li­tą Prus.

Au­str­jac­ka or­jen­ta­cja spa­czy­ła kie­ru­nek po­li­ty­ki pol­skiej: hra­bia Sta­ni­sław Tar­now­ski po­wie­dział pa­mięt­ne zda­nie do Fran­cisz­ka Jó­ze­fa: "Chce­my na za­wsze stać przy to­bie". Sta­ni­sław Smol­ka na­pi­sał: "Śpie­waj­my: Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła, póki Au­str­ja żyje", jakg­dy­by na­ród nasz mógł kie­dy­kol­wiek zgo­dzić się na ten dwo­rac­ki war­jant re­fre­nu pie­śni Le­gjo­nów: "Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła, póki my ży­je­my". Dzie­ciń­stwem było przy­pusz­czać, że gdy­by Au­str­ja zgi­nę­ła, ipso fac­to i Po­la­cy prze­sta­li­by ist­nieć! Było to bluź­nier­stwo, któ­re obu­rza­ło ogrom­ną więk­szość, wier­ną na­ro­do­wym tra­dy­cjom.

Opor­tu­nizm pol­ski spo­tkał się we Fran­cji z opor­tu­ni­zmem Gam­bet­ty. Zja­wi­ska te były wy­ni­kiem jed­na­kie­go przy­gnę­bie­nia mo­ral­ne­go, ana­lo­gicz­ne­go bra­ku wia­ry, po­dob­ne­go du­cho­we­go ustęp­stwa na rzecz anem­ji kra­ju; były to rze­czy groź­ne, ale prze­mi­ja­ją­ce. Dają one po­karm gwał­tow­nym po­le­mi­kom stron­nictw po­li­tycz­nych, któ­re ka­mie­nu­ją się na­wza­jem po­pel­nio­ne­mi błę­da­mi, za­miast za­sta­no­wić się każ­de zo­sob­na nad błę­da­mi wła­sne­mi. Po­le­mi­ki ta­kie są nie­unik­nio­ne, gdyż każ­de stron­nic­two czu­je za­sad­ni­czą nie­chęć do przy­zna­nia mea cul­pa i dąży do uspra­wie­dli­wie­nia daw­nych błę­dów swo­ich, wy­sta­wia­jąc na świa­tło dzien­ne błę­dy swo­ich prze­ciw­ni­ków, a usi­łu­jąc glo­ry­fi­ko­wać wła­sne.

Wzią­łem się do dzien­ni­kar­stwa i przez dłu­gie lata by­łem ko­re­spon­den­tem dzien­ni­ków L'Opi­niom w Rzy­mie, Gas­set­ta d'Ita­lia we Flo­ren­cji i Pun­go­lo w Ne­apo­lu.

Dina, któ­ry kie­ro­wał dzien­ni­kiem L'Opi­nio­ne, po­zo­sta­wiał mi cał­ko­wi­tą swo­bo­dę w wy­ra­ża­niu mych po­glą­dów. Re­ak­cyj­na więk­szość Izby fran­cu­skiej gro­zi­ła wów­czas Wło­chom, że po­pie­rać bę­dzie przy­wró­ce­nie wła­dzy świec­kiej Pa­pie­ża, trzy­ma­ła okręt L'Ore­no­que w por­cie An­ko­ny i w ten spo­sób przy­go­to­wy­wa­ła or­jen­ta­cję pół­wy­spu w stro­nę Nie­miec, co tak żywo do­tknę­ło przy­ja­ciół wol­no­ści w Eu­ro­pie.

Sa­lo­ny na Fau­bo­urg Sa­int-Ger­ma­in spo­dzie­wa­ły się przy­wró­ce­nia mo­nar­chji. Geo­r­ge Sand wy­ra­zi­ła się o hra­bim de Cham­bord, że jest naj­bar­dziej na­iw­nym ze wszyst­kich pre­ten­den­tów do tro­nu. Ksią­żę­ta Or­le­anu, mniej od nie­go na­iw­ni, mie­li nie wię­cej wi­do­ków po­wo­dze­nia, a Na­po­le­oni­dzi mo­gli zno­wu uka­zać się na sce­nie tyl­ko po to, by wy­mieść Or­le­anów, gdy­by ci przy­własz­czy­li so­bie wła­dzę.

Roz­wi­ja­jąc te po­glą­dy w dzien­ni­kach wło­skich, wie­dzia­łem do­brze, że Pol­ska nie od­gry­wa naj­mniej­szej roli w roz­wa­ża­niach żad­nej ist­nie­ją­cej par­tji, i to stwier­dze­nie na­peł­nia­ło mnie go­ry­czą.

Od cza­su do cza­su ogła­sza­łem ar­ty­ku­ły o Pol­sce w jed­nym z dzien­ni­ków pa­ry­skich. Umiesz­cza­no je przez sza­cu­nek oso­bi­sty dla mnie, ale oczy wszyst­kich zwró­co­ne były ku Ro­sji; nie przy­zna­wa­no się jed­nak, że tyl­ko strach i in­te­res były po­bud­ka­mi tego kie­run­ku. Sta­ra­no się uspra­wie­dli­wić go wzglę­da­mi uczu­cio­we­mi. Za­my­ka­no oczy na zbrod­nie rzą­du ro­syj­skie­go, przy­pi­sy­wa­no winę jego ofia­rom, przyj­mo­wa­no uro­czy­ście naj­gor­szych jego przed­sta­wi­cie­li. Urzęd­nik, bę­dą­cy w po­gar­dzie na­wet nad Newą, był nad Se­kwa­ną oto­czo­ny po­chleb­stwa­mi. Na wszel­kie tony opie­wa­no cno­ty i zdol­no­ści tę­pych i okrut­nych au­to­kra­tów. Li­te­ra­ci szli w śla­dy po­li­ty­ków, a hi­sto­ry­cy w śla­dy li­te­ra­tów. Emi­gran­ci pol­scy mu­sie­li w mil­cze­niu gryźć wę­dzi­dło. Rzad­ko nada­rza­ła im się spo­sob­ność do pro­te­stów prze­ciw­ko temu za­mro­cze­niu su­mie­nia pu­blicz­ne­go.

Fran­cja, na dłu­go bez­sil­na w sto­sun­kach ze­wnętrz­nych, ogra­ni­cza­ła się do ha­mo­wa­nia we­wnętrz­ne­go upad­ku, któ­rym była za­gro­żo­na. Co zaś do emi­gran­tów pol­skich z roku 1831, a na­wet z roku 1863, zwy­cię­stwo Prus było dla nich dzwo­nem po­grze­bo­wym, gdyż wszyst­ko prze­po­wia­da­ło, że zej­dą do gro­bu, nie do­cze­kaw­szy wy­zwo­le­nia oj­czy­zny. Od­tąd, wśród co­raz bar­dziej wzra­sta­ją­cej obo­jęt­no­ści Eu­ro­py, będą mu­sie­li po­na­wiać pro­te­sty prze­ciw­ko nie­go­dzi­wo­ściom, po­peł­nia­nym w Pol­sce. Ja­snem się sta­wa­ło, że Fran­cja co­raz na­tar­czy­wiej szu­ka w Ro­sji opar­cia prze­ciw Niem­com i że spra­wa pol­ska sta­je się dla niej z każ­dym dniem mniej do­god­ną. Od upad­ku Na­po­le­ona III, opor­tu­nizm roz­lał się sze­ro­ką falą i stał się ewan­gel­ją rzą­du, nie­zdol­ne­go do spoj­rze­nia twa­rzą w twarz swe­mu po­tęż­ne­mu prze­ciw­ni­ko­wi, ska­za­ne­go na cią­głe la­wi­ro­wa­nie, omi­ja­nie prze­szkód i kie­ro­wa­nie się w wy­bo­rze so­jusz­ni­ków tyl­ko pod­szep­ta­mi stra­chu, nie trosz­cząc sięo sprzecz­no­ści za­sad ani o róż­ni­cę ce­lów, do któ­rych owi so­jusz­ni­cy dążą. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że pan Thiers, przy­wód­ca opor­tu­ni­zmu, bę­dzie miał Gam­bet­tę za na­stęp­cę.

Lep­sza zresz­tą była kom­pro­mi­so­wa po­li­ty­ka Thiers'a i Gam­bet­ty, któ­rzy schy­la­li się wo­bec bu­rzy i prze­zor­nie po­prze­sta­wa­li na drep­ta­niu w miej­scu, niż re­ak­cyj­na po­li­ty­ka więk­szo­ści Zgro­ma­dze­nia Na­ro­do­we­go, któ­re wy­si­la­ło się na­próż­no, aby daw­ny sys­tem przy­wo­łać do ży­cia. W ko­re­spon­den­cjach do dzien­ni­ków wło­skich lub pol­skich no­to­wa­łem z dnia na dzień mo­zol­ny wy­si­łek na­ro­du, któ­ry po ogrom­nych klę­skach sta­rał się stop­nio­wo po­dźwi­gnąć. Ale zmor­do­wa­ny i roz­cza­ro­wa­ny, za­ję­ty le­cze­niem ran wła­snych, dłu­gich lat jesz­cze po­trze­bo­wać bę­dzie, za­nim sta­nie się zdol­nym wej­rzeć na cu­dze nie­szczę­ście. Każ­dy za­rzut pod ad­re­sem Ro­sji psuł har­mon­ję kon­cer­tu po­chwał, któ­rych jej nie szczę­dzo­no i tyl­ko przez po­błaż­li­wość po­zwa­la­no mi cza­sem po­wąt­pie­wać o słusz­no­ści pa­ne­gi­ry­ków dla sa­mo­dzierź­cy, lub pięt­no­wać pew­ne uchy­bie­nia pol­skie.

Nic dziw­ne­go, że Fran­cja, wo­bec gro­żą­ce­go nie­bez­pie­czeń­stwa nie­miec­kie­go, po­szła w kie­run­ku so­ju­szu z Ro­sją, do­bro­wol­nie za­my­ka­jąc oczy na za­sad­ni­czą sprzecz­ność, jaka ist­nia­ła mię­dzy au­to­kra­cją, prze­sy­co­ną naj­gor­sze­mi tra­dy­cja­mi bi­zan­ty­ni­zmu, a re­pu­bli­ką, opar­tą na za­sa­dach Wiel­kiej Re­wo­lu­cji fran­cu­skiej. Nie­mniej na­ra­ża­ła się Fran­cja na po­waż­ne nie­bez­pie­czeń­stwo, uza­leż­nia­jąc się cał­ko­wi­cie od so­jusz­ni­ka tak nie­pew­ne­go, że przez ja­kiś czas dał się omo­tać ce­sa­rzo­wi Wil­hel­mo­wi i był już na dro­dze zdra­dy. In­ter­wen­cja ro­syj­ska od­da­la Fran­cji ogrom­ną przy­słu­gę, ale Fran­cja dro­go za­pła­ci­ła­by za nią, gdy­by ca­rat nie był upadł przed osta­tecz­nem ure­gu­lo­wa­niem lo­sów Eu­ro­py. Fran­cja po­świę­ci­ła cał­ko­wi­cie Pol­skę, ustą­pi­ła ca­ro­wi Kon­stan­ty­no­pol, ka­wał Azji, i uczy­ni­ła z nie­go wład­cę bar­dziej groź­ne­go dla świa­ta, niż był­by nim zwy­cię­ski ce­sarz Wil­helm. Fran­cja mia­ła to cu­dow­ne szczę­ście, że ze­bra­ła ko­rzy­ści z tego prze­ciw­ne­go na­tu­rze so­ju­szu, a unik­nę­ła groź­nych skut­ków, któ­re mia­ły z nie­go wy­nik­nąć. Ale cudu tego nie za­wdzię­cza ro­zu­mo­wi swo­ich mę­żów sta­nu. Nie prze­wi­dy­wa­li oni nig­dy upad­ku ca­ra­tu. Z po­cząt­ku byli tem prze­ra­że­ni, a póź­niej ma­rzy­li o tem, by po­de­przeć, a póź­niej od­bu­do­wać ten gmach. Glo­sy pol­skie, ostrze­ga­ją­ce Fran­cję przed złu­dą ro­syj­ską, były więc słusz­ne i hi­stor­ja nie za­twier­dzi po­chwał, któ­rych opor­tu­nizm udzie­lał sam so­bie.

Opor­tu­nizm jest wy­god­ną teo­r­ją, któ­ra nie­do­god­ną za­sa­dę: "co­kol­wiek się zda­rzy, peł­nij swój obo­wią­zek", po­zwa­la za­stą­pić bar­dzo wy­god­ną for­muł­ką: "czyń to, co ci się oso­bi­ście wy­da­je naj­ko­rzyst­niej­szem". Dzię­ki tej for­muł­ce mąż sta­nu, oskar­żo­ny o od­stęp­stwo od za­sad, od­po­wia­da nie­wzru­sze­nie: "Oj­czy­zna przedew­szyst­kiem". Moż – naby przy­pusz­czać, że to przez po­świę­ce­nie dla kra­ju, za­miast iść pro­stą dro­gą, la­wi­ru­je w zyg­za­ki. Spro­wa­dzo­ny do swej naj­prost­szej po­sta­ci, opor­tu­nizm po­le­ga na­tem, że, za­miast słu­chać su­mie­nia, słu­cha się po­bu­dek swej wła­snej ko­rzy­ści.

Pa­no­wa­nie Gam­bet­ty za­czę­ło się w roku 1871. Gdy sta­wia­no mu po­mnik, po­pu­lar­ność jego już bar­dzo zma­la­ła i wy­bra­no dla nie­go miej­sce na dzie­dziń­cu Car­ro­usel dla­te­go, że miej­sce to za­le­ża­ło od rzą­du, a nie od rady miej­skiej, któ­ra ocią­ga­ła się z jego przy­zna­niem. Po­mnik wzno­si się w miej­scu, gdzie nie­gdyś był grób re­wo­lu­cjo­ni­sty Ła­zow­skie­go, któ­re­go cór­kę Kon­wen­cja wpraw­dzie ad­op­to­wa­ła, ale któ­re­go pro­chy, po­dob­nie jak pro­chy Ma­rat'a, zo­sta­ły po dzie­wią­tym Ther­mi­do­ra roz­sia­ne na czte­ry wia­try.

Gam­bet­ta po­zo­stał bo­żysz­czem po­li­ty­ków, któ­rzy po jego śmier­ci ko­lej­no obej­mo­wa­li jego urząd. Wik­tor Me­ric w pew­nem dzieł­ku wy­szy­dza "nowy kult naj­święt­sze­go ser­ca świec­kie­go i re­wo­lu­cyj­ne­go Gam­bet­ty", a Jul­jusz Val­les na­zy­wał go tan­de­ciar­skim Dan­to­nem, do­da­jąc: "Po­spo­li­tość słu­ży jego po­wo­dze­niu, a ba­nal­ność za­sad jest na­wo­zem jego ta­len­tu".

Wie­lu Pa­ry­żan nie krę­pu­je się wy­ra­żać ży­cze­nie, aby uwol­nio­no sto­li­cę od po­mni­ka Gam­bet­ty. Na po­mni­ku tym naga ko­bie­ta do­sia­da lwa skrzy­dla­te­go, któ­re­mu w ten spo­sób prze­szka­dza ule­cieć w po­wie­trze. Afo­ry­zmy, wy­ry­te na ka­mie­niu tego po­mni­ka, przy­wo­dzą na myśl ową słyn­ną mi­sty­fi­ka­cję Paw­ła Bi­raul­fa, któ­ry otwo­rzył li­stę skła­dek na wznie­sie­nie po­są­gu dla He­ge­sip­pe'a Si­mon'a, cy­tu­jąc jego naj­lep­szą myśl: "Gdy sion­ce wscho­dzi, ciem­no­ści zni­ka­ją". Na­tych­miast wie­lu se­na­to­rów i po­słów za­pi­sa­ło się na li­ście, są­dząc, że ten ko­mu­nał zdra­dza gen­jusz oso­bi­sto­ści, któ­ra nig­dy nie ist­nia­ła. Pu­blicz­ność ser­decz­nie się uśmia­ła z po­wo­dze­nia tego ka­wa­łu, nie za­sta­na­wia­jąc się, że jest rów­nie śmiesz­na, gdy peł­na sza­cun­ku czy­ta ba­nal­no­ści, na któ­re po­win­na­by wzru­szyć ra­mio­na­mi. Są to rze­czy­wi­ście praw­dy, na­le­żą­ce do ka­te­gor­ji prawd de la Pa­lis­se, w ro­dza­ju zda­nia: "drzwi mu­szą być otwar­te albo za­mknię­te, a kij musi mieć dwa koń­ce". Sen­ten­cje, któ­re przy­ja­cie­le Gam­bet­ty wy­bra­li z mów jego, aby prze­ka­zać je po­tom­no­ści do po­dzi­wia­nia, są ko­mu­na­ła­mi tej sa­mej war­to­ści, na­przy­kład: "Przy­szłość ni­ko­mu nie jest za­ka­za­na", albo: "Wiel­kie od­szko­do­wa­nia mogą wy­ni­kać z pra­wa. My lub dzie­ci na­sze mogą się ich spo­dzie­wać". Te mak­sy­my Gam­bet­ty nie zro­bią z pew­no­ścią kon­ku­ren­cji mak­sy­mom La­ro­che­fo­ucauld'a. Wsze­la­ko praw­dą jest, że te dźwięcz­ne sen­ten­cje zna­czą: "Mo­że­my spo­koj­nie za­ło­żyć ręce i cie­szyć się przy­pusz­cze­niem, że pew­ne­go dnia przy­szłość wy­na­gro­dzi nie­spra­wie­dli­wo­ści chwi­li obec­nej, my zaś nie po­trze­bu­je­my na­wet pal­cem ru­szyć, ani gro­sza wy­dać na to. Cze­kaj­my spo­koj­nie, aż pew­ne­go dnia pra­wo wró­ci nam Al­za­cję i Lo­ta­ryn­gję. Je­śli nie na­stą­pi to za na­sze­go ży­cia, może dzie­ci na­sze do­cze­ka­ją tego. Do tego cza­su i my, i one mamy tyl­ko po­bie­rać to, co nam przy­pa­da z bu­dże­tu".

Obo­wiąz­ki te­raź­niej­szo­ści prze­rzu­cić na przy­szłość, nie obo­wią­zu­je to do ni­cze­go i nie zmu­sza do żad­nych po­świę­ceń. Oby­wa­te­le po­win­ni tyl­ko pil­no­wać swych in­te­re­sów; pra­wo wy­peł­ni ich ży­cze­nia i po­moc ich nie jest tu po­trzeb­na. Dzię­ki temu nie­skoń­czo­ne­mu od­kła­da­niu Niem­cy po­żar­ły­by wresz­cie dwie pro­win­cje fran­cu­skie, gdy­by nie na­padł na Fran­cję Wil­helm, któ­re­mu za­bra­kło prze­ni­kli­wo­ści, by zro­zu­mieć, że nikt go na­pa­dać nie bę­dzie, gdy­by go nie nę­kał ten nie­po­kój, póki Fran­cja stoi jesz­cze na no­gach. Jego nie­cier­pli­wa chęć osta­tecz­ne­go po­gnę­bie­nia Fran­cji spo­wo­do­wa­ła upa­dek daw­ne­go sta­nu rze­czy w Eu­ro­pie.

Gam­bet­ta był tyl­ko no­wem wy­da­niem Dan­to­na; był to Dan­ton, oglą­da­ny przez szkła po­mniej­sza­ją­ce. Dla wie­lu lu­dzi Dan­ton jest sym­bo­lem za­pa­łu 1792 roku, któ­ry rze­czy­wi­ście przez pe­wien czas po­dzie­lał, aż do chwi­li, gdy, prze­ra­żo­ny wi­do­kiem Re­pu­bli­ki, wplą­ta­nej w woj­nę z naj­po­tęż­niej­sze­mi pań­stwa­mi, po­czął po­wstrzy­my­wać ruch, któ­ry uprzed­nio pod­nie­cał. Tak wła­śnie oce­nia go jego ostat­ni hi­sto­ryk. We­dług M. A. Ma­thiez'a ist­nie­je dwóch Dan­to­nów. Je­den, to Dan­ton le­gen­dy: pa­tr­jo­ta go­rą­cy i wo­jow­ni­czy, któ­ry śni o zisz­cze­niu od­wiecz­ne­go ma­rze­nia umar­łej mo­nar­chji, o wy­zna­cze­niu Fran­cji na­tu­ral­nych gra­nic sta­ro­żyt­nej Gal­ji; po­ryw­czy try­bun, któ­ry ty­ra­nom Eu­ro­py rzu­ca wy­zwa­nie w po­sta­ci gło­wy kró­lew­skiej; czło­wiek zu­chwa­ły, któ­ry ude­rza sto­pą w zie­mię oj­czy­stą, aby z niej wy­wo­łać mil­jo­ny ochot­ni­ków; nie­prze­jed­na­ny de­ma­gog, któ­ry wcie­la w so­bie śmier­tel­ną wal­kę z wro­giem. Ta­kie­go wła­śnie Dan­to­na spo­pu­la­ry­zo­wa­ły ob­ra­zy i rzeź­by po roku 1870-tym, Dan­to­na, któ­re­go par­tja re­pu­bli­kań­ska po­dzi­wia­ła i czci­ła po­przez Gam­bet­tę obro­ny na­ro­do­wej. Ale ist­nie­je dru­gi Dan­ton, róż­ny od tam­te­go, Dan­ton praw­dzi­wy: prze­bie­gły i scep­tycz­ny po­li­tyk, któ­ry szyb­ko zwąt­pi w po­wo­dze­nie Re­wo­lu­cji; in­try­gant bez skru­pu­łów, któ­re­go taj­na dzia­łal­ność idzie sta­now­czo wbrew jego oświad­cze­niom pu­blicz­nym; spry­ciarz ulicz­ny, któ­ry sta­ra się dla swych ni­skich am­bi­cy­jek wy­zy­skać nie­zmie­rzo­ne znu­że­nie, wy­wo­ła­ne przez woj­nę, par­to­ląc byle jak po­kój za wszel­ką cenę, ha­nieb­ny po­kój z wro­ga­mi; wy­ro­zu­mia­ły wódz wszyst­kich de­fe­ty­stów epo­ki, de­te­ty­sta tem bar­dziej nie­bez­piecz­ny, im bar­dziej nie­uchwyt­ny*.

"W chwi­li naj­wyż­sze­go na­pię­cia Re­wo­lu­cji fran­cu­skiej – pi­sze Adam Mic­kie­wicz – Kon­wen­cja pod karą śmier­ci za­ka­za­ła swym je­ne­ra­łom, by przyj­mo­wa­li de­pu­ta­cje nie­przy­ja­ciel­skie, by za­wie­ra­li z wro­ga­mi ja­kie­kol­wiek ugo­dy, na­wet dla wy­mia­ny jeń­ców, i ska­za­ła na śmierć wszyst­kich jeń­ców wo­jen­nych. Hi­sto­ry­cy mają -

*) Dan­ton et la paix (Dan­ton i po­kój). Pa­ris 1919, I tom in-18.

słusz­ność, że go­dzi­na, w któ­rej je­ne­rał fran­cu­ski przy­jął par­la­men­tar­ju­szy arm­ji nie­przy­ja­ciel­skiej, była pierw­szą go­dzi­ną upad­ku Re­wo­lu­cji" *).

Teza, któ­rą pod­trzy­mu­je pan Ma­thiez, jest słusz­na, wy­da­je nam się tyl­ko, że za da­le­ko idzie, nie­do­sta­tecz­nie od­róż­nia­jąc Dan­to­na z po­cząt­ku Re­wo­lu­cji od Dan­to­na z jej koń­ca. Dan­ton w po­cząt­ku Re­wo­lu­cji był zu­peł­nie szcze­rze naj­do­nio­ślej­szym gło­si­cie­lem naj­więk­szych aspi­ra­cyj na­ro­du fran­cu­skie­go, ale szyb­ko ochło­nął, za­nie­chał wszel­kiej pro­pa­gan­dy za­gra­ni­cą, wo­lał nie wy­zy­skać spo­sob­no­ści do cał­ko­wi­te­go znisz­cze­nia arm­ji pru­skiej, niż prze­dłu­żyć woj­nę. Po­ku­mał się z Or­le­ana­mi: Lu­dwik – Fi­lip wy­ra­żał się o nim z po­chwa­łą. Ksią­żę Tal­ley­rand wy­je­chał do Lon­dy­nu za pasz­por­tem, wy­da­nym przez Dan­to­na. Nie uwa­żam za do­wie­dzio­ne, żeby Dan­ton miał oso­bi­ście i dla wła­snej ko­rzy­ści roz­kra­dać fun­du­sze pu­blicz­ne, ale pew­ne jest, że był oto­czo­ny przez łaj­da­ków, i to wła­śnie dało broń prze­ciw­ko nie­mu w ręce nie­ska­zi­tel­ne­go Ro­be­spier­re'a. Gar­nier de 1'Aube za­wo­łał dzie­wią­te­go ter­mi­do­ra do zdy­sza­ne­go Ro­be­spier­re'a: "Dusi cię krew Dan­to­na!", na co ten od­po­wie­dział: "Chcę mścić się za nie­go!"

Gam­bet­ta nie pak­to­wał z Pru­sa­mi, ale był to dyk­ta­tor rzad­kie­go nie­do­łę­stwa. To­le­ro­wał nad­uży­cia po­twor­ne, pusz­czał bez­kar­nie do­staw­ców, któ­rzy do­star­cza­li żoł­nie­rzom buty na pa­pie­ro­wych po­de­szwach. Całą na­dzie­ję po­kła­dał w po­mo­cy za­gra­nicz­nej.

Ak­to­rzy naj­więk­szą wagę przy­wią­zu­ją do tego, aby zgrab­nie pa­dać na sce­nie; Gam­bet­ta uczy­nił to z wdzię­kiem w roku 1871. Uda­wał, że chce woj­ny na śmierć i ży­cie, a nie pra­gnął jej bar­dziej, niż Ju­les Si­mon i gdy Pa­ryż roz­po­czął po­wsta­nie, Gam­bet­ta, aby nie wy­po­wia- -

*) La Po­li­ti­que du XIX-me sie­cie (Po­li­ty­ka XIX-go wie­ku) Pa­ris 1870, I tom in 18.

dać się ani za jed­ną ani za dru­gą stro­ną, wy­je­chał do ką­pie­li mor­skich w San Se­ba­stian. Za­le­d­wie pro­le­ta­riu­sze zo­sta­li zwy­cię­że­ni, po­wró­cił, aby cią­gnąć ko­rzy­ści z ich ura­zy do par­tji zwy­cię­skiej!

Geo­r­ge Sand szyb­ko od­ga­dła, że Gam­bet­ta grał rolę try­bu­na, cho­ciaż nie było w nim ma­ter­ja­łu na zba­wi­cie­la ludu. "Obu­rze­nie ogar­nia" – pi­sa­ła Geo­r­ge Sand – "kie­dy czy­ta się już od dwóch dni de­kre­ty, wy­da­wa­ne ła­ska­wie dla ukró­ce­nia nad­użyć, któ­re pięt­no­wa­ła cała Fran­cja; dyk­ta­tor zaś po­prze­stał na­tem, że ob­no­sił wszę­dzie swą na­pu­szo­ną i lo­do­wa­tą wy­mo­wę… Ta dyk­ta­tu­ra uczniow­ska nas zgu­bi­ła… Ci lu­dzie, któ­rzy do­pro­wa­dzi­li Fran­cję do wy­cień­cze­nia i nie umie­li zu­żyt­ko­wać jej krwi i pie­nię­dzy, są tu wię­cej win­ni, niż Pru­sa­cy *).

"Gam­bet­ta jest roz­wle­kły i nie­zro­zu­mia­ły. Jego za­pał ma wy­raz po­spo­li­ty. Jest to em­fa­tycz­ny ko­mu­nał w ca­łej swej ba­nal­no­ści" **). Po zdo­by­ciu Met­zu, Geo­r­ge Sand wola: "Oto­śmy po­zo­sta­li bez arm­ji, z dyk­ta­to­rem bez gen­ju­szu" ***). Nie­zwłocz­nie zaś do­da­je: "Nie mów­my nig­dy, że Fran­cja się skoń­czy­ła, że sta­nie się jak Pol­ska. Czyż Pol­sce nie jest prze­zna­czo­ne zmar­twych­wsta­nie?" ****).

Geo­r­ge Sand słusz­nie okre­śla wy­mo­wę Gam­bet­ty jako na­pu­szo­ną i lo­do­wa­tą: było to ga­dul­stwo grzmią­ce i pu­ste. Ta­kie na­tu­ry gru­be i krwi­ste, ob­da­rzo­ne grzmią­cą wy­mo­wą, po­do­ba­ją się tłu­mom, po­nie­waż ich my­śli po­zba­wio­ne są ja­kiej­kol­wiek ory­gi­nal­no­ści. Mów­cy tego ro­dza­ju zna­ją za­kres umy­sło­wo­ści słu­cha­czów i nig­dy go nie prze­kra­cza­ją.

–-

*) Cor­re­spon­dan­ce. Let­tres des 20 Ja­nvier, i et 2 Fe­vrier 1871 (Ko­re­spon­den­cja. Li­sty z 20 stycz­nia, i i 2 lu­te­go 1871 r.). Pa­iis 1884, tom VI.

**) Jo­ur­nal d'un voy­ageur pen­dant la gu­er­re de 1871 (Dzien­nik po­dróż­ni­ka pod­czas woj­ny 1871 r.). Re­vue des Deux Mon­des, i i 15 mar­ca, 1 kwiet­nia 1871.

***) Ibi­dem.

****) Ibi­dem.

Mil­laud, za­ło­ży­ciel dzien­ni­ka Le Pe­tit Jo­ur­nal, od­po­wie­dział współ­pra­cow­ni­ko­wi, któ­ry żą­dał kil­ku wier­szy dla za­peł­nie­nia ko­lum­ny dru­ku w nu­me­rze: "Niech pan umie­ści, że pe­wien że­glarz po mo­rzach da­le­kich na­po­tkał węża mor­skie­go ta­kiej dłu­go­ści, jaką pan ze­chce po­dać. Je­śli to nie wy­star­czy, niech pan doda, że struś po­ły­ka ka­my­ki bez szko­dy dla zdro­wia. Za­wsze znaj­dą się czy­tel­ni­cy, któ­rym to spra­wi przy­jem­ność*. Ta wier­na cha­rak­te­ry­sty­ka umy­sło­wo­ści sze­ro­kiej pu­blicz­no­ści za­pew­ni­ła po­wo­dze­nie jego dzien­ni­ko­wi. Im bar­dziej ja­kieś twier­dze­nie po­zba­wio­ne jest cech no­wo­ści, tem bar­dziej wyda się god­nem sied­miu mę­dr­ców Gre­cji w oczach pu­blicz­no­ści pew­nej ka­te­gor­ji.

Mowy Grarn­bet­ty pod­le­ga­ły cen­zu­rze ukształ­co­nych li­te­rac­ko przy­ja­ciół, a gdy po­wstał za­miar ze­bra­nia ich i ogło­sze­nia dru­kiem,. mu­sia­no uciec się do po­mo­cy by­łe­go ucznia Szko­ły Nor­mal­nej, żeby, we­dług uświę­co­nej for­muł­ki, wy­gła­dzić styl tych prze­mó­wień. Nie­któ­re ustę­py, wy­gła­sza­ne z im­pe­tem i okla­ski­wa­ne z unie­sie­niem, mo­gły­by wy­wo­łać śmiech pu­sty, gdy­by je zo­sta­wić bez zmia­ny, jak ten na­przy­kład: "O, szczę­śli­wi miesz­kań­cy Haw­ru! Pod­czas gdy mo­rze wzy­wa was z przo­du, Se­kwa­na wzy­wa was od tyłu!" *).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: