Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wybór poezji. Ks. 1 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wybór poezji. Ks. 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 284 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PIE­ŚNIOM NA OD­LO­CIE.

Obej­rza­łam się na ży­cie.

Pie­śni moje, czy sły­szy­cie?

Na­wo­łu­ję was!

Już od plo­nu brzmie­ją spi­chrze,

Róg my­śliw­ski gra na wi­chrze,

Do od­lo­tu czas!

Po­rzu­caj­cie gniaz­do wa­sze,

Gaj po­żół­kły, wież pod­da­sze,

I okien­ka chat.

Na­wią­zuj­cie trój­kąt sta­da,

Co jak har­fa się ukła­da,

* * *

I od­leć­cie w świat!

A nie leć­cie nada­rem­nie.

Dary nie­ście mu ode­mnie,

Pod skrzy­dła­mi xiąg.

Cze­go łak­nie smut­na rze­sza,

Co po­cie­sza i co wskrze­sza,

Roz­sy­puj­cie w krąg.

A nie miej­cie wzro­ku sowy,

Ani szpo­ny kro­gul­co­wej,

Ani kru­czych szat.

Dość już goń­ców czar­nej Tro­ski!

Wy roz­no­ście uśmiech bo­ski,

Na spła­ka­ny świat.

* * *

Czy kto z do­brą czy złą du­szą,

Wszyst­kim, wszyst­kim któ­rzy mu­szą,

Przez ten pa­dół iść,

Przy go­łę­bich piór sze­le­ście,

Z po­zdro­wie­niem po­kój nie­ście,

Jak oliw­ny liść.

Tym, co czo­ła mają chmur­ne,

Co na pier­siach ci­sną urnę

Prze­pła­ka­nych strat,

Rzuć­cie błę­kit po­nad gło­wy,

Niech w po­go­dzie la­zu­ro­wej,

Zmie­ni im się świat.

* * *

Mi­strzom wie­dzy i ra­chu­by,

Któ­rzy w ży­ciu, sa­mo­lu­by!

Wi­dzą chy­trą grę –

Na ze­schnię­te serc ich wió­ry,

Za­pał nie­ście tchem wi­chu­ry,

Jak czer­wo­ną skrę.

Tym, co stru­ci są go­ry­czą,

W nie­bo pa­trzą bun­tow­ni­czo,

Nie­na­wist­nie w świat –

Nie­szczę­śli­wi! Tym na tono,

Rzuć­cie mi­łość roz­pło­nio­ną,

Jak ró­żo­wy kwiat.

* * *

Wo­ła­ją­cym za ochło­dą,

Sy­nom słoń­ca, któ­rzy wio­dą

Z hu­ra­ga­nem bój –

Po­ka­zuj­cie tę na­dzie­ję,

Co w pu­sty­ni pal­my sie­je,

Pod pal­ma­mi, zdrój.

A na koń­cu, jak w po­cząt­ku,

Wszyst­kim, wszyst­kim, bez wy­jąt­ku,

Do skoń­cze­nia lat –

Wra­ca­ją­ce z nie­ba go­ście,

Na pro­mie­niu gwiazd, przy­no­ście,

Wia­rę w inny świat.

PO­EZJE .KRU­CJA­TY.

Od Je­ro­zo­lim­skiej bra­my,

W po­śród łąk skro­pio­nych rosą,

Peł­ne łez nie­wia­sty, nio­są

Won­ne zio­ła i bal­sa­my.

Przy od­bla­sku zo­rzy bia­łej,

Wi­dząc grób świe­cą­cy z dali,

Nie­spo­koj­nie za­py­ta­ły:

Któż nam ka­mień ten od­wa­li"

Lecz o dzi­wy! Cóż się sta­ło?

Grób otwar­ty – zni­kło cia­ło –

Tyl­ko w świe­tle, dwaj anie­li,

Z bły­skiem w oku, z sza­tą w bie­li,

Śród Sy­oń­skich cór sta­nę­li.

Ka­mień jesz­cze drga przy zie­mi,

A nie­bia­nie co go strze­gą,

Rzek­ną: Cze­mu ży­ją­ce­go,

"Szu­kać mię­dzy umar­łe­mi?"

* * *

Tam od wscho­du, czy wi­dzi­cie

Ru­bi­no­wy blask o świ­cie?

Czy wi­dzi­cie śród ogro­dów,

Co mir­ta­mi won­nie kwit­ną,

Ten mi­na­ret, co z nad gro­dów

Strze­la w nie­bios toń błę­kit­ną?

Lecz cóż to za blask za­mglo­ny,

Od za­chod­niej świ­ta stro­ny,

I jak z dru­gich zórz ogni­ska,

Pur­pu­ro­wem pa­smem ły­ska?

Tar­cze w zło­cie go­re­ją­ce,

Mie­czów iskrzą się ty­sią­ce,

Błysz­czą jeźdź­ce i ru­ma­ki,

A czer­wo­ne na nich zna­ki.

Oko miga z poza sta­li,

Pstra cho­rą­giew szu­mi w dło­ni,

Pod pan­ce­rzem krew się pali,

Na pan­ce­rzu krzyż się pło­ni.

Po świe­tla­nej brnąc po­wo­dzi,

Z czem pę­dzi­cie goń­cy mło­dzi?

Chce­cież za­tknąć te sztan­da­ry,

Oplo­nio­ne słoń­cem wia­ry,

Gdzie pół­xię­życ krwią za­cho­dzi?

"Z czem i do­kąd my pę­dzi­my?

Po Grób! Do Je­ro­zo­li­my!"

Ach, któż czo­łem nie ude­rzy

Przed za­pa­łem tych ry­ce­rzy,

Co pusz­cza­li się sza­le­nie

Na nie­zna­ne mórz bez­de­nie,

Na pu­sty­nie bez go­ściń­ców,

I ka­tow­nie bar­ba­rzyń­ców,

Aby zdo­być cel du­cho­wy?

Wiel­kie ser­ca! Har­de gło­wy!

Ale je­śli w tej od­da­li,

Chcie­li zna­leźć Wo­dza chwa­ły,

Cze­muż w gro­bie Go szu­ka­li,

Kie­dy wódz to zmar­twych­wsta­ły?

* * *

Czy wi­dzi­cie przy­szłe lata,

A w nich przy­szłych Krzy­żow­ni­ków?

Kie­dyś wsta­nie znów Kru­cja­ta,

Lecz bez mie­czów ani szy­ków.

Każ­dy no­wym apo­sto­łem,

Z bia­łem od spo­ko­ju czo­łem,

Exta­tycz­nem zla­niem du­cha,

Mi­strza z Na­za­re­tu słu­cha.

Rwą­cy przy­kład ich wy­mo­wą –

Bro­nią, cu­do­twór­cze sło­wo –

A oku­ciem z ży­wej sta­li,

W któ­re więź­niów swych spę­ta­li,

Brat­nia mi­łość dla wszech­świa­ta,

Co go w łań­cuch serc opla­ta.

My­ślą, co ich wia­rę świę­ci,

Pa­ła­ją­cych ce­lem chę­ci,

Nie grób je­den ni kra­ina,

Ale każ­dy fałsz i zbrod­nia,

Któ­re cierń Bo­że­go Syna,

Krwa­wo od­na­wia­ją co dnia.

Świat dziś cały w swym ogro­mie,

Grób to z bie­lo­ne­mi ścia­ny,

Gdzie spo­czy­wa nie­wi­do­mie,

Chry­stus cią­gle krzy­żo­wa­ny.

Ale przy­szły huf ry­ce­rzy,

Jak­by anioł grzmiąc przy­bie­ży,

I od­wa­li głaz na gro­bie,

Aby w trze­ciej wie­ków do­bie,

Jako trze­cie praw­dy zo­rze,

Zmar­twych­wsta­ło sło­wo boże.PIEL­GRZYM.

Z okiem utkwio­ne­mi w dal sza­fi­ro­wą,

Z sza­tą znisz­cza­łą, z da­le­kiej stro­ny,

Idzie go­ściń­cem piel­grzym stru­dzo­ny.

Cza­sem przy­sta­nie, po­trzą­śnie gło­wą;

Tu się wy­pła­cze – tam się wy­ża­li,

Po­tem znów idzie – da­lej a da­lej.

Przy dro­dze cha­ta. Skrzy­pek i śpiew­ki.

Zwin­na go­spo­sia za­sta­wia sto­ły;

Ma­ka­mi kra­śne, śmie­ją się dziew­ki;

Stu­ka pod­ków­ką chło­piec we­so­ły;

Star­szy­zna pije, daw­ny czas chwa­li.

– Piel­grzym za­pła­kał, i po­szedł da­lej.

Na dro­dze tu­man. W bla­sku i gwa­rze,

Jadą z trą­ba­mi zwy­cięz­kie szy­ki,

Stroj­ne cho­rą­gwie, pro­mien­ne twa­rze.

Try­umf! Na try­umf biją okrzy­ki.

Słoń­ce i chwa­ła świe­cą ze sta­li.

– Piel­grzym za­pła­kał, i po­szedł da­lej.

U skrę­tu dro­gi, dwór ma­lo­wa­ny.

W otwar­tem oknie stół i fol­ja­ły;

Od xiąg spię­trzo­nych ciem­nie­ją ścia­ny.

Przy xię­dze, sie­dzi mąż osi­wia­ły;

Chci­wość ba­da­cza z ócz mu się pali.

– Piel­grzym za­pła­kał, i po­szedł da­lej.

Po dro­dze wzdy­cha: "Ja­każ, o Boże!

Smut­na ta dro­ga! Z ry­cer­skiej bro­ni

Cie­cze krew bliź­nich… W cha­cie czy dwo­rze,

Ra­dość za­le­d­wie na chwil­kę dzwo­ni…

Mę­dr­co­wi, za­wsze, jak mor­skiej fali,

Głos wyż­szy mówi: – Nie pój­dziesz da­lej!"

Wzdy­cha­jąc, kro­czy w dal błę­kit­na­wą.

Za mgłą bły­snę­ła wie­życz­ka zło­ta.

Mur koło dro­gi, otwar­te wro­ta,

Krzy­że tam ster­czą nad buj­ną tra­wą,

I ja­cyś lu­dzie z trum­ną zje­cha­li..

– Piel­grzym za­pła­kał, i nie szedł da­lej.

On nie nad trum­ną, ale nad temi

Pła­kał, co idąc za trum­ną, pła­czą.

A tu za­trzy­mał sto­pę tu­ła­czą,

Bo przez szcze­li­nę sko­pa­nej zie­mi,

Doj­rzał… (ach, cze­muż tam­ci pła­ka­li?)

Raj­ski kra­jo­braz wiel­kie­go "Da­lej!"

Co tam za świa­tła! Co za we­se­le!

Więc kres po­ło­żył znoj­nej po­dró­ży,

I przy cmen­ta­rzu i przy ko­ście­le,

Osiadł z uśmie­chem, zda­la od bu­rzy.

Sami go zmar­li już od­wie­dza­li.

– Aż i on z nie­mi po­szedł… tam… da­lej…

1852.TA­NIEC.

Wśród ete­rycz­nych prze­strze­ni bez koń­ca,

Wi­ro­wym bie­giem pusz­czo­ne pla­ne­ty,

W ocho­cze koła ota­cza­ją słoń­ca.

W pęd po­su­wi­ste sza­le­ją ko­me­ty.

Mgła­wi­ca krą­żąc z lek­ko­ścią dziew­czę­cą,

Na srebr­ny rą­bek na­wi­ja prze­pa­ście.

Pa­rzy­ste gwiaz­dy za­lot­nie się krę­cą.

Pod mo­drem nie­ba skle­pie­niem, dwa­na­ście

Zło­tych tan­ce­rek i zło­tych tan­ce­rzy,

Trzy­ma wzo­rzy­stą prze­pa­skę zo­dja­ku;

Słoń­ce ko­lej­no do każ­de­go bie­ży,

Wstę­gi do­ty­ka u in­ne­go zna­ku,

Aż rok okrą­gły jej pa­smem ob­mie­rzy.

Grzmi nie­bo. Zgo­da! Har­mon­ja wspa­nia­ła!

Od­kąd po­pchnię­cie twór­cza dłoń im dala,

W ta­niec wie­ko­wy idą ja­sne cia­ła.

* * *

Nie­tyl­ko gwiaz­dy, mi­ło­snym roz­pę­dem,

W koło wiecz­ne­go plą­sa­ją oł­ta­rza.

Nie­raz i czło­wiek ta­necz­nym ob­rzę­dem,

Na­boż­ne czu­cia wy­ra­ża.

Król-har­fiarz wy­szedł na dro­gę Sy­jo­nu;

Kra­sne u sza­ty unió­sł­szy obrze­ża,

Tań­cem ra­do­snym, wśród palm i po­kło­nu,

Pro­wa­dzi or­szak Przy­mie­rza.

W gaju z ko­ko­sów ciem­nie­je pa­go­da.

U drzwi, tak wiot­ka, że zda­je się du­chem,

W ob­łocz­nych sza­tach, Ba­ja­de­ra mło­da,

Lja­no­wym fa­lu­je ru­chem.

Mi­na­ret świe­ci w sło­necz­nej po­zło­cie.

Der­wisz, roz­warł­szy ra­mio­na, sza­le­nie

Za­ta­cza wiry, jak­by chciał w prze­lo­cie,

Po­chwy­cić bo­skie na­tchnie­nie.

Ci, pa­trzą w nie­bo. Lecz ta­niec to rzad­ki,

Co jak mo­dli­twa, koń­czy na ko­la­nach.

Spoj­rzyj po lu­dach, a same w ich ta­nach,

Ziem­skie wy­czy­tasz za­gad­ki.

* * *

Wte­dy w ży­wej, barw­nej sce­nie,

Jak w dra­ma­cie taj­nej tre­ści,

Każ­dy skok i po­ru­sze­nie,

Myśl ple­mien­ną w so­bie mie­ści?

Na po­łu­dniu, roz­hu­ka­nem

Na­mięt­no­ścią i or­ka­nem,

Tam­bu­ry­no bije skro­nie,

Ka­sta­nie­ta pali dło­nie,

Czar­no­oka drży i pło­nie,

Gdy się w bu­rzy, do Ka­czu­czy,

Od pio­ru­nów tań­ca uczy,

I do rwą­cej Ta­ran­tel­li,

Nóg po­ży­cza od ga­zel­li.

A gdzie mięk­sze dnia po­ły­ski,

W ugła­ska­nej grze­ją sile,

Tam An­gle­zy i Ka­dry­le,

Ci­cho krą­żąc jak mo­ty­le,

Wdzięk ma­lu­ją to­wa­rzy­ski.

Tu Ger­mań­czyk zwie­sił gło­wę.

Kre­śli, wią­że i od­mie­nia,

Swe za­da­nia ro­zu­mo­we.

Chce uko­ić bój zwąt­pie­nia,

Chce za­po­mnieć! Rzu­ca xię­gi.

Uśmiech­nę­ła się dziew­czy­na,

Walc w za­wrot­ne wziął go krę­gi.

On szczę­śli­wy, – za­po­mi­na!

A gdzie zimy cień prze­zro­czy,

Ob­dzier­ga­ny w srebr­ne płót­no,

Gwiaź­dzi­ste­mi pa­trzy oczy,

Gdy siar­czy­ste skrzyp­ki utną,

Ser­ce z pier­si ci wy­sko­czy.

Ma­zur chrzę­snął szczę­kiem bro­ni,

Jak­by echo od tur­nie­jów.

A Kra­ko­wiak rżnie i dzwo­ni,

Jak­by kra­śny ku­lig dzie­jów.

Zna­gła, wszyst­kie owe dźwię­ki,

Bieg zwal­nia­ją – sze­rzej pły­ną –

Po­skrę­ca­ne w szkli­ste pęki,

Na­wią­zu­ją pieśń je­dy­ną –

I jak po­tok, co rwie ska­ły,

Aż ło­ży­sko w nich wy­rze­za,

Wszyst­kie po­szły w mo­rze chwa­ły,

Zło­tą rze­ką Po­lo­ne­za.

* * *

Dziś, z osob­na ludy sto­ją.

Zgiełk i za­męt w hym­nie świa­ta.

Każ­dy huka nutą swo­ją.

Ależ kie­dyś je do­stro­ją,

I dłoń z dło­nią się po­spla­ta.

O dniu pięk­ny, gdy na­ro­dy,

Pój­dą w je­den ta­niec zgo­dy!

Wte­dy wstę­ga ich we­so­ła,

I zo­dja­ku wstę­ga gór­na,

We­zmą zie­mię we dwa koła,

Jak pier­ście­nie u Sa­tur­na.

* * *

Ży­cie ludz­kie, piosn­ka dzi­ka!

Ryt­my ła­mią się jak lody.

Czło­wiek co­dzień na­po­ty­ka,

Nowe my­śli i przy­go­dy.

Każ­da, niby ta­necz­ni­ca,

To ła­god­na, to burz­li­wa,

W nowy za­wrót go po­ry­wa.

Ta od­py­cha, ta za­chwy­ca.

Gdy na wszyst­kie rwą go stro­ny,

Pierś mu bije, twarz się pali.

Już star­ga­ny i znu­żo­ny,

Chciał­by spo­cząć gdzieś w od­da­li,

Aż ostat­nia, ta­jem­ni­cza,

Wcho­dzi z ma­ską u ob­li­cza,

Przy­stę­pu­je do czło­wie­ka,

I z ży­cio­wej, gwar­nej sali,

We drzwi ciem­ne z nim ucie­ka.

Wszy­scy pa­trzą w nie­zna­jo­mą,

Z cie­ka­wo­ścią i ze trwo­gą.

Że wy­bie­rze, to wia­do­mo,

Lecz nie wie­dzą nig­dy kogo?

Nikt wy­mó­wić się nie zdo­ła,

Gdy w ostat­niej nań go­dzi­nie,

Za­sło­nię­tą ręką ski­nie,

I do swe­go we­zwie koła.

A ni­ko­go nie omi­nie!

Oto sta­rzec, choć zła­ma­ny,

Le­d­wie we­szła ta mil­czą­ca,

Wstał jak stru­na, kij od­trą­ca,

I z ta­jem­ną po­szedł w tany.

Mąż spo­glą­da za ro­dzi­ną.

Ach, dni jego zło­tem pły­ną,

I lau­ro­wym kwit­ną list­kiem.

Trze­ba że­gnać się ze wszyst­kiem!

Przy­ci­snąw­szy ręką łono,

I on po­szedł z nie­zgad­nio­ną.

Tu dzie­wi­ca w bia­łym rąb­ku,

Spla­ta kwie­cie po­ma­rań­czy.

I ty pój­dziesz mój go­łąb­ku!

Próż­no dło­nią kry­je oczy,

Łzą przy­zy­wa świat uro­czy,

Już ta­jem­na i z nią tań­czy.

Znów rzu­ci­ła los. i komu?

Ścią­ga rękę po­kry­jo­mu,

Chce ko­leb­kę po­rwać małą.

Dzie­cię kwi­li z niej nie­śmia­ło:

"Jak­że chcesz abym plą­sa­ło,

Kie­dy jesz­cze iść nie mogę?"

Ha! I ono po­szło w dro­gę.

Nie­zbła­ga­na, nie­stru­dzo­na,

Rody, ludy, i ple­mio­na,

Upro­wa­dza po ko­lei.

Nikt nie pe­wien kto jest ona?

Ja­kie da­lej nosi mia­no,

Czy bo­le­ści czy na­dziei?

Tu­taj, Śmier­cią ją na­zwa­no.

* * *

Tak przez krą­głe sfer za­ło­my,

Za­gar­nia­ne w czas ru­cho­my,

Wszyst­kie du­sze, wszyst­kie świa­ty,

Za­ta­cza­ją wir skrzy­dla­ty,

Po wiecz­no­ści sa­mej krań­ce.

Aż przed Bo­żym sta­ną tro­nem,

I za­koń­czą zmien­ne tań­ce,

Od­pocz­nie­niem nie­skoń­czo­nem.

1852.LIL­JA.

Czem jest wśród pta­ków go­łąb­ka bia­ła,

Czem wśród klej­no­tów per­ła z wód łona,

Tem po­śród kwia­tów lil­ja wspa­nia­ła,

"Stroj­niej­sza od Sa­lo­mo­na."

Go­łę­bia, świę­te zna­mio­na strze­gą:

On wniósł do arki ga­łąź oli­wy.

Sto­kroć nad­ziem­ski, sto­kroć szczę­śli­wy,

On go­dłem Du­cha Świę­te­go!

Per­ły te ja­sne, ach to są może,

Łzy nie­szczę­śli­wych, któ­re anie­li,

Na nie­ty­kal­ne świa­dec­two boże,

W musz­lo­wych skrzyn­kach za­mknę­li

Aby je, wol­ne od wstrzą­snień lądu,

Zwią­za­ne tę­czą w set­ne opa­ski,

Pod mo­rzem ukryć, i aż w dzień Sądu,

Wy­sy­pać na sza­lę Ła­ski?

Lecz za cóż lil­ja hoł­dy od­bie­ra?

Zkąd jej mi­stycz­ny czar ta­jem­ni­cy?

Ach, bo ta wznio­sła, ta śnież­no-cera,

Ob­ra­zem Boga-Ro­dzi­cy!

Kwia­tem dzie­wi­czym, kwia­tem kró­lew­skim,

Strze­lił dla Mar­ji pręt Aaro­na.

A gdy po la­tach, w gro­bie Efez­kim,

Spo­czę­ła ci­cho uśpio­na –

Gdy w noc gwiaź­dzi­stą zni­kły Jej zwło­ki"

Wzię­te do nie­ba przez raj­skie po­sły,

W pu­stym gro­bow­cu, na dnie opo­ki,

Cu­dow­ne lil­je wy­ro­sły.

I od­tąd lil­ja nie­bian pa­mię­ta,

Rwie się stę­sk­nio­na z ludz­kich pa­do­łów,

I pół-skrzy­dla­ta, pół-wnie­bo­wzię­ta,

Sta­ła się kwia­tem anio­łów.

O więk­sza chwa­ło! Za­szczy­cie boży!

Jej kwiat dzie­wi­czy, jej kwiat kró­lew­ski,

Sied­mio­ma gwiaz­dy prze­ple­cion, two­rzy

Dja­dem Kró­lo­wej Nie­bie­skiej.

1852.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: