Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Stacja Jagodno. Serce z bibuły - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Najniższa cena z 30 dni: 19,90 zł

Stacja Jagodno. Serce z bibuły - ebook

Jadwiga po stracie męża musi sama zająć się wychowaniem piątki dzieci i utrzymaniem domu. Pocieszenie znajduje w małych przyjemnościach: tworzy piękne róże z bibuły. Za namową kobiet spotykających się w dworku zapisuje się na kurs florystyczny. Czy uda jej się zrealizować marzenia i odnaleźć spokój?

Jeszcze raz odwiedź z nami urokliwe Jagodno i przekonaj się, jak potoczyły się losy jego bohaterów… Czy po powrocie Łukasz zdradzi Tamarze swój sekret? Jak rozwinie się relacja doktor Ewy z ojcem Łukasza?

Sagę Karoliny Wilczyńskiej pokochało już mnóstwo czytelniczek. Jagodno czeka na każdą kobietę, bo każda może odnaleźć w jego bohaterkach cząstkę siebie.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-489-1
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Bez ciebie nie dam sobie rady.

Marzena pokręciła głową i potrząsnęła trzymanym w ręku plikiem kartek.

Siedziały z Tamarą w sadzie na tyłach domku babci Róży i popijały śliwkowy kompot. Wrześniowe słońce nie poddawało się i grzało mocno, zupełnie lekceważąc fakt, że nadchodzi jesień. I chociaż zapach dojrzałych jabłek i gruszek podpowiadał, że lato już się skończyło, to nadal ciepłe promienie znajdowały drogę pomiędzy liśćmi i przyjemnie rozgrzewały skórę. Miło było posiedzieć wśród drzew, posłuchać brzęczenia pszczół i świergotu ptaków, ale Marzena nie przyjechała tu, żeby odpoczywać. Miała cel i zamierzała go osiągnąć.

Patrzyła na przyjaciółkę wyczekująco. Po raz kolejny uparcie powracała do swojego projektu, po raz kolejny usiłowała przekonać Tamarę, że jej pomoc jest niezbędna. Czasami traciła cierpliwość, a z każdą następną wizytą w Borowej nadzieja na sukces malała. Jednak nie poddawała się. Przede wszystkim dlatego, że naprawdę liczyła na koleżankę. Wiedziała, jakie ma możliwości, zawsze ceniła jej profesjonalizm i nie znała nikogo, kto lepiej mógłby zająć się razem z nią planowanym przedsięwzięciem. Zdawała sobie sprawę, że sama nie ma ani takiego doświadczenia, ani umiejętności. Dlatego liczyła na wsparcie Tamary.

Tymczasem przyjaciółka nie wydawała się specjalnie zainteresowana pomysłem. Z westchnieniem popatrzyła na projekty i notatki.

– Chyba nie czuję się na siłach – powiedziała, kręcąc głową z powątpiewaniem. – Nie jestem gotowa na takie wyzwania…

Marzena poczuła, jak wzbiera w niej złość. Pomyślała o godzinach spędzonych na rysowaniu projektów, wymyślaniu strategii działania, szukaniu rozwiązań. Robiła to wszystko nie tylko dla siebie. Przecież właściwie nie miała w tym żadnego interesu. Pracowała, bo chciała zrobić coś nowego, dobrego. Dla przyjaciół. I dla Jana.

Rozumiała, że Tamara jest w kiepskiej formie. Załamanie przyjaciółki było dla wszystkich zaskoczeniem, ale starała się dać jej czas. Tyle że ten płynął, trzeba było coś postanowić i zacząć działać. Cierpliwość Marzeny się skończyła. Górę wzięła emocjonalna strona jej natury.

– Posłuchaj mnie uważnie. – Przesunęła się razem z krzesełkiem tak, żeby znaleźć się naprzeciwko rozmówczyni. – Nie wiem, co ty o tym myślisz, ale ja uważam się za twoją przyjaciółkę. A jako taka mogę sobie pozwolić na szczerość, prawda? – Tamara nie zareagowała, ale Marzena nie zamierzała przerywać. – Powiem ci więc krótko: wkurzasz mnie. Ja rozumiem, że straciłaś pracę, że sama wychowujesz córkę, że ci ciężko. Wszystko rozumiem, oprócz jednego. Bo pojąć nie mogę, dlaczego zachowujesz się, jakbyś była ślepa. Czy nie widzisz, że masz wokół siebie tyle życzliwych osób? Babcia Róża i pani Zofia od kilku tygodni obchodzą się z tobą jak ze zgniłym jajkiem, dogadzają ci, podstawiają wszystko pod nos i niczego nie wymagają. Twoja matka opiekuje się Marysią, która chociaż ma dopiero siedemnaście lat, to wykazała dojrzałość godną dorosłej kobiety. Ze skromności nie wspomnę o sobie i o tym, że też straciłam pracę, ale staram się coś z tym zrobić, a przy okazji też ci pomóc. Wszystkim na tobie zależy. Nie widzisz tego? Naprawdę?

Tamara patrzyła takim wzrokiem, jakby nic z całej tej przemowy do niej nie dotarło. A jeśli nawet, to nie zrobiło żadnego wrażenia. Jakby rzucać grochem o ścianę – pomyślała Marzena. – Może to jednak coś poważniejszego? Może jest potrzebny specjalista? Nie wiem, ja już tu chyba nic nie poradzę.

Poczuła się tak, jakby zeszło z niej całe powietrze. Zamilkła i przez chwilę obie siedziały zatopione we własnych myślach.

– Pani Marzenko, przepraszam, że przeszkadzam. – Nawet nie słyszały nadejścia Zofii. – Ale dzwoni pani doktor i pyta, czy panią tu jeszcze zastanie po obiedzie. Chciały przyjechać z Marysią, bo mówią, że jakieś pomysły mają na tę stację, co pani robi.

– Nie wiem, pani Zofio. – Marzena wzruszyła ramionami. – Raczej mnie nie będzie. Zresztą sama podejdę do telefonu. – Podniosła się z krzesełka i ruszyła w stronę białego domku. Zofia powoli poszła za nią.

– Pani Zofio. – Staruszkę zatrzymał głos Tamary.

– Tak?

– To mama i Marysia pomagają Marzenie?

– Ja tam nie wiem do końca, bo się na tym nie znam, ale wygląda na to, że pomagają. Wszyscy pomagają. I ten Kamil od Marysi też. Nawet hrabianki siedzą i haftują serwetki z jagodami. Cudne takie, że hej! Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale aż się serce raduje, jak się na to wszystko patrzy!

– Tylko ja nie pomagam, prawda?

– Pani jest chora, pani Tamarko. To wiadomo, że pani nie może. – Pani Zofia machnęła ręką. – Niech się pani nie przejmuje, wszystko dobrze idzie. Niech pani odpoczywa. Zawołam, jak obiad będzie gotowy. Dzisiaj barszcz biały z podgrzybkami. Już się pokazały, znalazłam dzisiaj kilka, jak szłam do Jagodna po zakupy.

– Pani szła piechotą?

– Ano szłam. Przecież to dla mnie nie nowość. Całe życie chodzę. A z powrotem mi się trafiło, bo Borowiec jechał, to mnie zabrał już spod kaplicy.

Tamara patrzyła na odchodzącą powoli staruszkę. Na jej spuchnięte nogi, przygarbione plecy. Myślała o matce, o Marysi i o tym, co powiedziała Marzena. Popatrzyła na stolik, gdzie leżały pozostawione przez koleżankę kartki z rysunkami i notatkami. Powoli, z wahaniem, wyciągnęła rękę w ich kierunku.

Marzena z daleka zobaczyła przyjaciółkę pochyloną nad notatkami. Przystanęła tak, żeby Tamara nie mogła jej dostrzec i przyglądała się jej poczynaniom. Kiedy zauważyła, że przyjaciółka sięgnęła po długopis i zaczęła notować coś na brzegu jednej z kartek, odetchnęła z ulgą. Cicho wycofała się na podwórko, wyjęła z kieszeni telefon i wybrała numer.

– Pani Ewo, przepraszam za zamieszanie, ale wygląda na to, że jednak zostanę do wieczora. Będzie pani mogła przyjechać? Wyjadę po was na stację.

Po zakończonej rozmowie jeszcze raz sprawdziła, co robi Tamara. Widząc koleżankę gryzącą końcówkę długopisu, poczuła, że na nowo budzi się w niej nadzieja. Znała ten zwyczaj i wiedziała, że Tamara robi tak zawsze, gdy jest skupiona i intensywnie nad czymś pracuje. A jeśli tak, to mogło oznaczać tylko jedno – projekt „Stacja Jagodno” będzie się rozwijał. Nie rozumiała, jak to się stało i co sprawiło, że Tamara zdecydowała się na działanie, ale nie miała zamiaru wcale się nad tym zastanawiać. Najważniejsze było to, że nastąpił przełom.

– Pani Zofio, czy znajdzie się dla mnie talerz tego pysznego barszczu? – zapytała radośnie, wchodząc do kuchni. – Bo pachnie tak, że dostaję ślinotoku.

– Pewnie, pani Marzenko. Tylko za chwilkę, bo ziemniaki muszą dojść.

– Rozumiem, że popołudnie zapowiada się pracowicie? – zapytała babcia Róża, wycierając dłonie w ściereczkę.

– Wszystko na to wskazuje – odpowiedziała z uśmiechem Marzena.

Wyjaśnienia były zbędne. Obie wiedziały, o co chodzi.

– No to na deser zjemy konfiturę z fiołków – zdecydowała babcia Róża.

A Zofia złożyła ręce i wzniosła oczy ku niebu.

– Dzięki Bogu! Nareszcie! – powiedziała. I wróciła do doglądania ziemniaków, zupełnie nieświadoma swojego udziału w tych wydarzeniach.

Jadwiga wracała z lasu powoli. Mimowolnie zwalniała z każdym krokiem. Nie, nie dlatego, że była zmęczona, chociaż czuła w nogach leśne ścieżki przemierzone przez ostatnie cztery godziny. Kiedy tylko posprzątała po obiedzie, zaraz ruszyła na grzyby. Wiedziała, że nie musi się martwić, bo najmłodszą trójkę zostawiła pod opieką Igora i Tereski, a Tadek na pewno nie wróci przed zmrokiem.

Niestety, dziś szczęście jej nie dopisało. W koszyczku leżało zaledwie kilka małych podgrzybków. Kolacji dla siedmiu osób z tego nie będzie, do marynowania też za mało. No nic, ususzę na piecu – pomyślała. – Na dobry początek.

Wiedziała, że powinna była pójść o świcie, ale zaspała. Tadek wczoraj rozrabiał pół nocy. Trzaskał garnkami, przeklinał. Szukał zaczepki, ale nie dała się sprowokować. Udawała, że śpi. Ale czuwała na wszelki wypadek. Nie chciała, żeby zaczął wyżywać się na dzieciach. Musiała poczekać, aż będzie zbyt zmęczony na awantury i zwali się na swoją część łóżka. Dopiero miarowe chrapanie było sygnałem, że i dla niej nadszedł czas odpoczynku. Przyzwyczaiła się już do tego. Nieprzespane noce stały się nieodłączną częścią jej życia. Nauczyła się nie zwracać uwagi na brak snu, nie miała zresztą wyjścia, bo przy piątce dzieci było zawsze tyle do zrobienia, że nawet nie myślała o odpoczynku podczas dnia.

Chyba zaczynam się starzeć – pomyślała. – Wszystko ostatnio idzie mi jak po grudzie.

Właśnie mijała dom Róży Marcisz. Patrzyła z ciekawością na zaparkowane na poboczu samochody. Nie znała się na tym, ale pomyślała, że miło byłoby mieć własne auto i w sobotę pojechać gdzieś z rodziną.

Przystanęła i przez otwarte okno zerknęła do wnętrza domu. Przy kuchennym stole siedziało sześć kobiet. Dwie z nich znała – gospodynię i tę Zofię, o której tyle się na wsi mówiło, kiedy zostawiła dom i wnuki, żeby zamieszkać z Marciszową. Ludzie w większości krytykowali jej zachowanie, niektórzy nawet uważali, że Zofii się w głowie na stare lata pomieszało, ale Jadwiga, chociaż oczywiście za nic nie przyznałaby się do tego, w głębi duszy trochę rozumiała staruszkę. Sama miała czasami ochotę rzucić wszystko, wyjść z domu, choćby w jednej sukience, byle mieć chwilę spokoju. Teraz, kiedy zobaczyła uśmiechniętą staruszkę, siedzącą w otoczeniu roześmianych kobiet, to uczucie powróciło. Ile dałabym za jeden taki wieczór – pomyślała. – Bez codziennych obowiązków, spokojny. A przede wszystkim bez strachu o to, w jakim stanie wróci Tadek.

Ale były dzieci. Nie mogła ich przecież zostawić. Musiała chronić je, brać na siebie gniew męża. Westchnęła, słysząc kolejny wybuch śmiechu w kuchni Marciszowej. Kiedy ona ostatni raz się śmiała? Nie mogła sobie przypomnieć. Bo czy miała z czego się cieszyć? Chyba z tego, kiedy nie musiała się martwić o kolejny posiłek. Ale czy to wystarczający powód do wybuchu radości? Tamte kobiety na pewno miały lepsze życie, nie musiały się martwić o jutro, nie zastanawiały się, czy tej nocy się wyśpią.

Jak się ma takie luksusy, to łatwo się śmiać – stwierdziła. Jeszcze raz rzuciła okiem na oświetlone wnętrze kuchni, na stojący na stole talerz z ciastem. Kiedy moje dzieci ostatnio jadły ciasto? – pomyślała z żalem. I postanowiła, że spróbuje nająć się do pomocy przy jakimś weselu. Zarobek niewielki, naharować się trzeba całą noc, ale po takich imprezach zawsze zostaje dużo jedzenia i można coś zabrać dla siebie. Tak mówiła Izka z Kaniowa, co pracuje w szkolnej kuchni i często tak dorabia. Pogadam z nią, może coś pomoże – postanowiła Jadwiga. – I pierwsze, co wezmę, to ciasto właśnie. Może i niepraktycznie, ale niech się chociaż raz dzieciaki poczują jak normalni ludzie.

Myśl o dzieciach sprawiła, że szybko ruszyła w stronę domu. Tak się zamyśliła przed domem Marciszowej, że zupełnie straciła poczucie czasu. Dopiero teraz zauważyła zapadający zmrok i poczuła chłód jesiennego wieczora. A to oznaczało, że Tadek może pojawić się lada chwila. Dziś kończyli budowę garażu u jednego z tych lekarzy, czy prawników, co przeprowadzili się z Kielc do Jagodna i pobudowali domy na nowym osiedlu w Kaniowie. Chętnie brali miejscowych do prac budowlanych, bo wiadomo, że mniej im trzeba płacić niż profesjonalnej firmie. Tadek był dobrym budowlańcem, z doświadczeniem i bez problemu znajdował zajęcie. Cóż, kiedy zazwyczaj cały zarobek zostawiał w monopolowym.

Jadwiga przyspieszyła jeszcze bardziej. Miała nadzieję, że zdąży przed mężem, bo kiedy kończyli budowę, zazwyczaj sam właściciel urządzał zakrapiany poczęstunek i była szansa na to, że Tadek nie da rady wydać całej ostatniej wypłaty. Dlatego musiała znajdować się w domu, kiedy wróci, zadbać, żeby jak najszybciej poszedł spać i żeby nie przyszło mu do głowy wychodzić po raz drugi. Wtedy być może w kieszeni kurtki znajdzie kilka banknotów. A rano Tadek i tak nie będzie pamiętał, ile wydał, więc się nie zorientuje, że mu coś zabrała.

Jednak żeby zrealizować swój plan, musiała zdążyć przed nim i przygotować dzieci. Była zła na siebie, że tyle czasu straciła przed domem Marciszowej. Co mnie podkusiło, żeby się tym z miasta przyglądać – pomyślała. – Swojego powinnam pilnować. Co one wiedzą o prawdziwym życiu? Jedzą ciasto, jeżdżą samochodami i o nic się martwić nie muszą. Niech by tak weszły w moje buty na jeden dzień, toby zaraz im tak do śmiechu nie było. Ciekawe, czy któraś chciałaby się zamienić?

Ale zaraz pomyślała o dzieciach. Przed oczami stanęła jej twarz najmłodszej – pięcioletniej Amelki, która miała takie duże ciemne oczy, po ojcu, i wiecznie umorusaną buzię. I Karolek, który dostał nagrodę na koniec roku za dobre zachowanie, a teraz zaczął drugą klasę z obietnicą, że na koniec roku będzie też nagroda za naukę. Zbyszek, który rozpoczął od września naukę w gimnazjum, trochę śmiał się z młodszego brata i zdarzało mu się go poszturchiwać w kącie, ale Jadwiga wiedziała, że nie dałby Karolkowi zrobić krzywdy. Piętnastoletnia Tereska matkowała młodszym, od dziecka przyzwyczajona do pomagania matce. Na nią i na starszego o dwa lata Igora zawsze mogła liczyć. Doglądali rodzeństwa, nawykli do zbierania jagód, truskawek i grzybów, nie skarżyli się nigdy. Cała piątka wiedziała, że jest jak jest i trzeba sobie radzić. Nawet Amelka już zrozumiała, że nie powinna prosić o nic w sklepie i jeszcze tylko czasami pytała, widząc kolorowe zabawki:

– Kupisz mi to kiedyś?

– Kiedyś kupię – obiecywała Jadwiga, patrząc w ciemne oczy córki, ale obie wiedziały, że to „kiedyś” nie nastąpi.

Bo codzienność w ich domu nie dawała nadziei. Dzieci Jadwigi więc jej nie miały. Każdego dnia uczyły się, że trzeba zaciskać zęby i trwać. I robić, co się da, żeby następnego dnia było co zjeść. A najważniejsze to nie sprawiać problemów, bo matka ma ich dość, a zdenerwowanie ojca często zostawiało ślady na plecach i pośladkach. Robiły zatem wszystko, żeby się nie narażać. I pomagały, jak mogły.

Co jak co, ale dzieci to mi się udały – stwierdziła Jadwiga, otwierając furtkę. – Złego słowa powiedzieć nie mogę.

Podeszła do drewnianego domu. W środku panowała cisza – znak, że Tadek jeszcze nie wrócił. Pociągnęła mocno za klamkę, bo drzwi ciężko się otwierały. Trzeba było robić to z wyczuciem, żeby pokonać opór, a jednocześnie nie wyrwać próchniejącej futryny. W tym domu mieszkali rodzice Tadka, miał już swoje lata, ale gdyby poświęcić mu trochę czasu i pracy, byłby całkiem niezłym lokum. Tyle że Tadek nigdy nie miał na to czasu i ochoty. Szewc bez butów chodzi – mawiała Jadwiga, ale tylko wtedy, gdy męża nie było w pobliżu. Na szczęście ostatnio Igor coraz lepiej radził sobie z męskimi zajęciami i wyglądało na to, że odziedziczył smykałkę po ojcu, bo już załatał dach i wprawił próg w pokoju. A ostatnio wspominał, że się i za drzwi zabierze. Będzie z niego dobry mężczyzna – z dumą pomyślała Jadwiga. – Byle do kieliszka nie zaglądał.

Zostawiła buty w ganku i zanim weszła do kuchni, zajrzała do pokoiku, gdzie spały dzieci. Cała piątka musiała pomieścić się na niewielkiej powierzchni, stały tu więc dwa piętrowe łóżka i rozkładany fotel – przywilej najstarszego. Poza tym mieściło się jeszcze tylko małe biurko i szafa. Jadwiga spojrzała na spokojne twarze pogrążonej we śnie najmłodszej trójki i uśmiechnęła się. Domyśliła się, że Tereska z Igorem, korzystając z nieobecności ojca, oglądają telewizję. Złapię coś do przegryzienia i posiedzę z nimi – zdecydowała.

W kuchni znalazła przykryte talerzykiem dwie kromki chleba z margaryną i sałatkę z pomidorów. Wzięła jedzenie i cicho, żeby nie przeszkadzać dzieciom, weszła do pokoju. Usiadła na wysłużonym fotelu, wyciągając przed siebie nogi. Syn i córka popatrzyli na nią i odwzajemnili uśmiech. Nie musieli nic mówić. Wszyscy wiedzieli, że to ich czas, chwila spokoju, wytchnienia i odpoczynku. Żadne z nich nie wiedziało, jak długo jeszcze potrwa, wpatrywali się w ekran telewizora, jednocześnie czujnie nadsłuchując kroków ojca, które w każdej chwili mogły przerwać tę pozorną rodzinną idyllę. O tym jednak żadne z nich nie chciało głośno przypominać. Bo i po co?

Ciche pukanie wyrwało Tamarę z zamyślenia.

– Proszę – powiedziała.

W drzwiach stanęła babcia Róża.

– Zaraz się kładę – zapewniła ją pośpiesznie, chcąc uprzedzić przewidywane pytanie.

– Nie sądzę. – Staruszka uśmiechnęła się. – I dlatego przyszłam zaproponować ci małą przerwę na herbatę.

Tamara zerknęła na zegarek. Była druga dwadzieścia. Jak to możliwe? Siedzi nad tymi projektami już trzy godziny?

– A dlaczego ty, babciu, nie śpisz o tej porze?

– Wiesz, jak to jest. Starzy ludzie nie potrzebują tak dużo snu. A przyjemniej mi będzie wypić nocną herbatę w towarzystwie.

– W takim razie chętnie. – Odłożyła zapisane drobnym maczkiem kartki i podniosła się z materaca.

W kuchni panował półmrok. Świeciła się tylko mała lampka na blacie kredensu. Tamara wyjęła pękate kubki i nasypała do nich mieszanki pani Zofii. Tak nazywały zawartość dużej metalowej puszki, której skład znała tylko jej autorka. Pozostali wiedzieli, że oprócz herbaty są tam zioła i płatki kwiatów, ale jakie – to pozostawało tajemnicą. Nikt jednak nie mógł nie zgodzić się z opinią, że nic nie dorównywało smakowi i aromatowi tej herbaty.

– Wiesz, babciu, powiem ci, że Marzena miała doskonały pomysł z tą „Stacją Jagodno” – zagadnęła, siadając naprzeciwko staruszki. – To ma potencjał i jeśli tylko dobrze określimy target, jest szansa, że będzie nieźle.

– Ja się nie znam na tych twoich targetach, ale dla mnie już jest, jak to powiedziałaś, nieźle.

– O, przepraszam. – Tamara uniosła rękę. – Taki slang zawodowy mi się włącza. Zawsze tak mam, kiedy wejdę w temat.

– Nie przejmuj się. Słowa nie są ważne, ważniejsze jest to, co się pod nimi kryje i co się chce powiedzieć. Ja słyszę w tym twoim „targecie” radość i zainteresowanie.

– Bo tak jest, babciu. Tylko wiesz, muszę to trochę powstrzymać, bo te wszystkie plany są piękne, ale trzeba do nich podejść profesjonalnie, bo na razie widzę, że tu wszyscy trochę bujają w obłokach. A żeby osiągnąć cel, trzeba mieć konkretny plan, rzetelną analizę i realnie ocenić możliwości…

– Tak, wiem. – Babcia pokiwała głową. – I jestem pewna, że sobie z tym poradzisz. Myślę, że wszyscy to wiedzieli i czekali na twoją pomoc.

– Za długo czekali, prawda? – Tamara uważnie spojrzała w oczy babci.

– Czekali tyle, ile było trzeba – odpowiedziała Róża. – I wierzyli, że się doczekają.

– A ja siedziałam jak jakaś obrażona na życie królewna i niczego nie widziałam. Myślisz, że bardzo ich zawiodłam? Mamę, Marysię, Marzenę… – pochyliła głowę – …ciebie…

– Jeżeli ktoś jest dla ciebie ważny, to takim pozostanie zawsze. W chwilach dobrych i w momentach słabości. Miłość i przyjaźń nie polegają na oczekiwaniu, czy spełnianiu czyichś oczekiwań, ale na byciu z kimś w każdej ważnej dla niego chwili, na zrozumieniu i akceptowaniu potrzeb. – Babcia Róża podeszła do kuchenki i podniosła czajnik, z którego wydobywała się para. – O, popatrz sama. Żeby się napić herbaty, potrzebujemy nie tylko mieszanki naszej Zofii. Sama mieszanka to dobry początek, ale nie wystarczy, żeby osiągnąć cel. Potrzeba jeszcze wody. Wrzącej wody. A na to trzeba poczekać. Oczywiście można zalać zimną. Będzie szybciej, prawda? Ale czy herbata wyjdzie smaczna? – Podeszła do stołu i zalała zawartość kubków wrzątkiem. – Ja tam wolę poczekać. Wcale się nie niecierpliwię, bo wiem, że warto. I jakoś nie mam pretensji do wody, że potrzebuje czasu…

Tamara uniosła głowę i na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

– Skąd ty, babciu, bierzesz te swoje porównania?

– Z życia, dziecko, z życia. Dzisiaj na przykład prosto z kuchennej płyty.

Roześmiały się obie.

– No to możesz ogłosić całej tej kobiecej mieszance, że wrzątek gotowy.

– Chyba nie muszę. Na moje oko, to ten napój już się zaparza i lada chwila będzie gotowy.

– Byle nikomu nie zaszkodził – westchnęła Tamara.

– Nie ma mowy. Dobre składniki. Na tym to ja się znam. – Babcia poklepała dłoń kobiety. – To co? Sprawdzisz, czy w kredensie nie zostały jeszcze jakieś ciasteczka? Mam ochotę na coś słodkiego. A ty?

Ciąg dalszy w wersji pełnejPOLECAMY

Rewelacyjna komedia kryminalna, od której nie można się oderwać. Będziecie płakać… ze śmiechu!

To miał być kolejny spokojny weekend w życiu Kaliny. Podrzucone na progu dziecko uruchamia lawinę zdarzeń, które wiodą wprost do dworku w Kamionkach. Kiedy na miejscu dochodzi do tajemniczego morderstwa, Kalina staje się jedną z głównych podejrzanych. Dziewczyna nie zamierza pozostawić śledztwa w rękach policji, wszak chodzi o jej dobre imię! Na miejscu zjawia się również niezawodny Marek, ale splot okoliczności sprawia, że on i Kalina stają po różnych stronach. A do tego pod nogami ciągle kręci się pewien mocno ubłocony osobnik na czterech łapach.

Tylko Kalina w jeden weekend może zostać posiadaczką dziecka, psa i być… oskarżona o morderstwo!Wspaniała zimowa opowieść, która poruszy niejedno skute lodem serce…

Alicja jak co roku chciała spędzić święta w pracy, na dyżurze w szpitalu. Jednak przyjaciele namawiają młodą lekarkę na wspólny wyjazd do Zakopanego. Podczas magicznej sylwestrowej nocy Alicja poznaje przystojnego ratownika TOPR-u… Nie domyśla się, że jej życie zmieni się tak bardzo.

Alicja zaczyna dostrzegać piękno życia, którego dotąd nie znała. Czy obudzi się ze snu, przestanie uciekać i otworzy się na rodzące się uczucie?

Obudź się, Kopciuszku to nowa powieść Natalii Sońskiej, autorki bestsellera Garść pierników, szczypta miłości.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: