Gejerel. Mniejszości seksualne w PRL-u - ebook
Gejerel. Mniejszości seksualne w PRL-u - ebook
Czy Andrzej Wajda zamierzał zrobić film o homomiłosnej akcji pod Arsenałem? Kim był brat „Wampira z Zagłębia” i jaki miał wpływ na przebieg słynnego procesu z lat 70.? Dlaczego tak mało wciąż wiemy o akcji„Hiacynt”? Gdzie są „różowe teczki”?
Dlaczego Barbara Skarga bała się lesbijek? Jak warszawska „Kultura” żartowała z HIV?
Do czego klucz kryją powieści sensacyjne z serii „Jamnik”? Książka Krzysztofa Tomasika to kopalnia wiedzy na temat homoseksualizmu w PRL i konstruowanych wokół niego opowieści. Autor wertuje reportaże, zapomnianą literaturę, akta spraw sądowych, wypowiedzi autorytetów i polityków, pamiętniki i listy. Śledzi ów niezbadany dotychczas dyskurs i daje nam wgląd w sprawy, o których nie pisali literaturoznawcy, historycy ani badaczki kultury.
O AUTORZE
Krzysztof Tomasik (1978) –publicysta, biografista, badacz polskiego homoseksualizmu. Autor
głośnej książki Homobiografie. Pisarki i pisarze polscy XIX i XX wieku (2008), redaktor zbioru
PRL-owskich reportaży Mulat w pegeerze (2011).
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63855-08-6 |
Rozmiar pliku: | 5,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Krzysztof Mętrak, Dziennik z pawlacza (1975)
Minęło niewiele ponad dwadzieścia lat, od kiedy rozpadł się twór zwany Polska Rzeczpospolita Ludowa, a ta epoka wydaje się równie odległa i zmitologizowana jak dwudziestolecie międzywojenne czy czasy rozbiorów. Można odnieść wrażenie, że geje i lesbijki wówczas nie istnieli. Słowa „gej” faktycznie nie było, królował „pedał”, a sam temat średnio funkcjonował w świadomości społecznej. Pojedyncze książki, kilka filmów z ciotowskimi epizodami, dobrze ukryte kluby, artykuły w specjalistycznych pismach na temat zboczeń płciowych i kryminogennych środowisk – wyobrażamy sobie, że tak to właśnie wyglądało, dostrzegane przez grupkę najbardziej zainteresowanych, niewidoczne dla reszty. 6 lipca 1980 roku Krystyna Kofta zapisała w swoim dzienniku: „Na Starym Mieście, na wątróbkach, w knajpie pedalskiej. Oficjalnie zwykła knajpa, ale rzeczywiście sporo przystojniaków kręcących tyłkami, że nasza Wiercidupka może się schować. Odpoczywam, a tym razem Taylor i Dru są na linii strzału, oni są obiektem spojrzenia, machania ręką, stawiania kolejek”. Tak to wyglądało z perspektywy heteroseksualnej pisarki, spojrzenie osób homoseksualnych było zapewne nieco inne. Jak im się żyło? Różnie, także tak jak jednemu ze znajomych Grzegorza Musiała, którego opisał pisarz w swoim dzienniku: „Ciemnowłosy, wąsaty Marek, kiedyś chuligan, nawet kryminalista, dziś mąż, który «nienawidzi swej żony». Ojciec dwóch córeczek, które «kocha tylko przy wódce» i tylko wśród Drogich Nieznajomych, ku którym ma «niespożyty pociąg». – Nie mogę się z tym pogodzić, nie mogę, nienawidzę siebie – leje łzy. – To jest okropne, to jest... – zastanawia się chwilę i nagle zdumiewa nas precyzyjnym słowem – ...to jest gorzkie. Okropnie gorzkie” (26 I 1982).
Może kluczem jest słowo „gorzki”? Gorzki fiolet – taki tytuł nosił drugi artykuł o homoseksualizmie opublikowany w polskiej prasie powojennej. Był rok 1981, a autorka to Barbara Pietkiewicz, publicystka „Polityki”. Jak pisał Paweł Kurpios, Gorzki fiolet szybko zyskał status kultowego: „Wspomina się wręcz o tym, że co celniejsze fragmenty odczytywano na głos w trakcie specjalnie zorganizowanych sesji lektorskich”. Dlaczego to właśnie artykuł Pietkiewicz zapisał się w zbiorowej pamięci, a nie wcześniejszy, o siedem lat, tekst Tadeusza Gorgola Homoseksualizm a opinia z „Życia Literackiego”? Czy zdecydowała o tym siła i poczytność „Polityki”, czy też po prostu dopiero w 1981 roku polscy homoseksualiści byli gotowi na przyjęcie artykułu o sobie? Pod względem treści oba teksty są do siebie zaskakująco podobne, najpierw jest rys historyczny (Grecja!), potem przedstawienie sytuacji współczesnej, wreszcie apel o tolerancję i zastrzeżenie, aby z przywilejami nie przesadzić. W obu homoseksualizm oznacza mężczyznę. Najważniejsza różnica to płeć autora i autorki. Wszystko wskazuje na to, że w przypadku Gorgola mamy do czynienia z pseudonimem, za to Pietkiewicz nie musi się skrywać za wymyślonymi nazwiskami, poruszenie kwestii przez kobietę nie „demaskuje” jej jako homoseksualistki. Nie zmienia to faktu, że oboje musieli się rytualnie odciąć od tematu, jeden z ostatnich akapitów u Pietkiewicz brzmi: „Homoseksualiści domagają się specjalnych, chroniących ich ustaw, jak te, które uchwalono dla Murzynów i kobiet. Wraz z tolerancją rośnie sprzeciw społeczny wobec tych żądań. Tolerancja nie może oznaczać aprobaty ani przyznania specjalnych uprawnień”. Na jakie to „specjalne uprawnienia” mogli liczyć geje i lesbijki w roku wprowadzenia stanu wojennego? Nie jest tajemnicą, że przez cały PRL pociąg do osób tej samej płci był postrzegany przez pryzmat słabości, jako czynnik, który ułatwi złamanie i zwerbowanie danej jednostki przez Służbę Bezpieczeństwa. Jedną z takich historii przytacza w dzienniku Grzegorz Musiał: „ opowiada o swym znajomym z Gdańska, lekarzu czy adwokacie, bardzo pięknym, o którym bezpieka wiedziała, że jest «taki». Przesłuchiwano go przez parę dni, po kilkanaście godzin dziennie – chcieli mieć przez niego «wejście w środowisko». Nic nie powiedział, nic nie podpisał, w nagrodę dali go do celi recydywistów, gdzie pięciu drabów gwałciło go jeden po drugim. Józio widział się z nim niedawno. Mówi: «To już jest zupełnie zrujnowany człowiek»” (5 II 1982). Historia tego i podobnych mu mężczyzn nie zainspirowała do szerszych badań na temat mechanizmu funkcjonowania osób homoseksualnych w PRL-u. Przyjęta perspektywa skupiająca się na nienormatywności seksualnej wymusiłaby opowieść o Polsce sprzed kilkudziesięciu lat nieco inną niż obowiązująca, dobrze już znana, z banalnymi podziałami na PZPR i „Solidarność”, Wałęsę i Jaruzelskiego, walczący naród i uciskający go obóz władzy. Chociaż każdego roku setki młodych ludzi rozpoczyna studia historyczne, opublikowane teksty podejmujące temat homoseksualności w Polsce Ludowej można policzyć na palcach jednej ręki. Z publikacjami książkowymi jest jeszcze gorzej, po prostu ich nie ma. Przez ponad dziesięć lat wydawnictwo Trio firmowało serię „W krainie PRL”, która miała być spojrzeniem na tamten okres od strony społecznej, alternatywnym dla historii proponowanej przez IPN. Tytułów ukazało się w sumie 63, lecz choć monografii doczekał się samochód „Syrenka”, zanalizowano scenę rockową i ruch syjonistyczny, a nawet ruch turystyczny, żadna z książek nie została poświęcona przemianom w dziedzinie seksualności, nie mówiąc już o mniejszościach seksualnych. Najlepiej pokazuje to horyzont myślowy polskich historyków, nawet tych liberalnych, niezwiązanych ze skrajną prawicą, pozornie dalekich od ideologii IPN-u. Siłą rzeczy także osoby wówczas żyjące mają problemy z podsumowaniem, czym była wszelka nienormatywność seksualna, często poprzestają na opisaniu pojedynczych anegdot, których byli świadkami bądź bohaterami. Jak dotąd chyba tylko Kindze Dunin udało się dotknąć istoty sprawy, gdy w Zadymie wspominała sytuację sprzed lat: „Homoseksualizm istniał i jednocześnie nie istniał. Kiedy dorastałam, zdarzało mi się to i owo z koleżankami. Jeden z moich pierwszych chłopaków wyznał mi, że przede mną kochał się w koledze z klasy. Inny kumpel znowu opowiadał, jak to nie mógł poradzić sobie z pewnymi sprawami, więc poszedł do seksuologa. Seksuolog spojrzał mu głęboko w oczy i zaprosił na weekend na Mazurach. Znałam bardzo samotnych mężczyzn, o których wiedziałam, że są homoseksualistami, oraz żonatych, o których powszechnie plotkowano, że wolą chłopców. Wszystkie te doświadczenia i informacje pojawiały się na chwilę i natychmiast znikały. Nie powodowały żadnej zmiany myślenia. Nie prowokowały do żadnych pytań. Książeczki o zboczeniach sobie, a życie sobie. Wszystko to też działo się gdzieś w ukryciu, pod skórą tak zwanej normalności. Dopiero dziś wiem, że emancypacja polega właśnie na ujawnianiu niejawnego, a ja dorosłam w czasach przedemancypacyjnych”. Moim zadaniem było pozbierać „okruchy” o homoseksualizmie, które pojawiały się w PRL-u, nie układając się wówczas w żadną całość. Zobaczyć, w jaki sposób ten temat funkcjonował w przestrzeni publicznej, szczególnie w jej masowym wymiarze. Co można było przeczytać w popularnym czasopiśmie czy wydawanych w ogromnych nakładach książkach^(), obejrzeć w kinie, usłyszeć przy okazji głośnego procesu sądowego. Okazuje się wówczas, że świadectw z epoki jest całkiem sporo, nienormatywność płciowa istniała zawsze, a problemem jest raczej sposób konstruowania pamięci historycznej, tego, co jest „ważne” i warte zapamiętania.
Historia homoseksualności zawsze będzie historią alternatywną. Przypominam ludzi, sytuacje, tytuły, które w większości zostały zupełnie zapomniane. Nie ma tu tradycyjnie rozumianej wielkiej polityki, nazwiska Gierka czy Gomułki pojawiają się na drugim lub trzecim planie. Wydarzenia takie jak Czerwiec ’76 przedstawione są z perspektywy fałszywego „listu Andrzejewskiego” w obronie mniejszości seksualnych, epizodu wciąż mało znanego i nie dość zbadanego. Dotyczy to zresztą wielu historii zawartych w tej książce, na własną monografię czeka choćby akcja „Hiacynt”, zorganizowana operacja przesłuchiwania i ewidencjowania mężczyzn, których masowo aresztowano w miejscach spotkań homoseksualistów. Ważne jednak, aby nie ograniczać się tylko do wydarzeń mających bezpośredni związek z polityką, równie istotne są historie obyczajowe i życiorysy konkretnych osób. Jeśli uczynienie kogoś pierwowzorem postaci geja w książce lub filmie jest miarą bycia symbolem homoseksualności, to w latach 70. i 80. byli nimi tancerz Stanisław Szymański i aktor Jerzy Nasierowski, jeden uwieczniony w kryminale Heleny Sekuły, a drugi komedii Wielka majówka. Na opisanie czekają także zapoczątkowane w latach 80. próby formowania się w Polsce stowarzyszeń homoseksualistów, którym odmawiano prawa do rejestracji, na czele ze wciąż mało znaną postacią Waldemara Zboralskiego, „gejowskiego Wałęsy”, przewodniczącego Warszawskiego Ruchu Homoseksualistów.
PRL formalnie trwał od 1952 do 1989 roku. Zbyt długo, by udawać, że tego okresu nie było lub że dziś już nie mamy z nim nic wspólnego. Czytając ówczesne teksty, okazuje się, że stykamy się z dobrze znaną opowieścią, w której homoseksualizm oznacza zagraniczną modę, przed którą trzeba się bronić, bo silne lobby wymusza coraz większe przywileje. Wbrew pozorom ten dyskurs nie jest tworzony na bieżąco jako reakcja na zmieniającą się sytuację – powstał w latach 70. i 80. XX wieku i pokutuje do dziś. W międzyczasie zmieniło się niemal wszystko, ale dla wielu gej to wciąż pan Czesio (Czesław Majewski) z Kabaretu Olgi Lipińskiej. Także dlatego, że nigdy potem nie zaistniała postać homoseksualisty w równie popularnym programie ani serialu, a te, które powstały, nie były znakiem kroku naprzód, choć minęło 35 lat od pierwszego pojawienia się Czesia na ekranie telewizora. Zgadzają się także inne części „układanki”. Wciąż obracamy się w męskocentrycznej opowieści, lesbijki „nie istniały” – najwyżej jako erotyczna fantazja albo część narracji więzienno-obozowej. Także w przypadku transpłciowości mamy do czynienia z sytuacją, w której wciąż od nowa kolejne osoby rozpoczynają polską historię „zmiany” płci. Okazuje się więc, że o ile życie mniejszości seksualnych zmieniło się diametralnie w ciągu tych kilkudziesięciu lat, o tyle w dyskursie publicznym wciąż operuje się tymi samymi kliszami. Można zresztą odnieść wrażenie, że także dla polityków okres PRL- u stanowi w tej kwestii swego rodzaju wzór. Kolejne opcje rządzące po ’89 roku homoseksualizm widziały jedynie w sferze prywatnej, jako niechciany temat, którym nikt nie chciał się zajmować. Ideałem byłby brak poruszenia tej kwestii w kontekście politycznym w jakiejkolwiek formie. Jednocześnie zadbano, by nie przesadzać z „przywilejami”. Dlatego w Konstytucji RP uchwalonej w 1997 roku znalazł się zapis o małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny, choć na poważnie nie odbyła się jeszcze żadna debata o związkach partnerskich – siłą rzeczy społeczność LGBT nie podnosiła także kwestii małżeństw jednopłciowych. Homoseksualizm pozostał straszakiem, takim samym, jakim był w latach 70. dla premiera Piotra Jaroszewicza.
W swojej książce skupiam się przede wszystkim na dyskursie publicznym, w oczywisty sposób nie wyczerpuje to tematu. Stanowi niewielki wybór zagadnień mający pokazać pewien potencjał tkwiący zarówno w historii mniejszości seksualnych, jak i samym PRL-u, który mimo licznych opracowań pozostaje epoką najbardziej zmitologizowaną, a często po prostu zakłamaną, pokazywaną przez pryzmat inscenizacji stanu wojennego i zabawy w ZOMO. Na badania czekają zarówno ówczesny underground, jak i kultura masowa. W przypadku nienormatywności seksualnej niezwykle istotna jest tzw. historia mówiona, czyli rozmowy z ludźmi, których spora część egzystencji przypadła na tamten okres. Dotychczasowe doświadczenia pokazały, że forma wywiadu jest świetnym nośnikiem przekazu wiedzy na temat tego, jak żyło się osobom, których czasem nie łączyło nic poza orientacją seksualną. Trzeba też pamiętać, że dzięki brakowi spójnej narracji o homoseksualności sugestia „tego tematu” była często o wiele mniej jednoznaczna niż dziś; można więc natrafić na sytuacje, których byśmy się nie spodziewali, nawet podczas wyborów Miss Polonia. Na przykład w 1988 roku, w czasie uroczystej gali transmitowanej przez telewizję, pośród wielu innych konkurencji, dla pięciu finalistek przygotowano także „tekst na inteligencję”. Jedno z pytań brzmiało: „Gdyby pani miała do wyboru następujące kandydatury na męża: Tadeusza Drozdę, Zbigniewa Bońka, Wojciecha Młynarskiego, Martinę Navrátilovą i ministra Aleksandra Krawczuka, kogo by pani wybrała?”. Jedna z finalistek odpowiedziała, że Martinę Navrátilovą. Otrzymała spore brawa.
Wojciech Jaruzelski przemawia na II Kongresie Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego – 1986 rok.
------------------------------------------------------------------------
^() W bibliografii w przypadku książek wydanych jeszcze w PRL-u podaję wysokość ich nakładu.