Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lękajcie się - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 stycznia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Lękajcie się - ebook

Cała Polska milczy. Ofiary księży pedofilów mówią.

W tej książce polscy katolicy opowiadają jak w dzieciństwie padli ofiarami księży pedofilów. Opowiadają o samotności, bólu i lęku przed reakcją otoczenia, rodziny i samego Kościoła. Dwanaście świadectw daje kłam przekonaniu, że problem pedofilii nie istnieje w polskim Kościele.

Dlaczego ofiary boją się mówić? Dlaczego media chronią chorych księży, a pomijają odpowiedzialność biskupów? Dlaczego nie ma reakcji instytucjonalnej, jak w innych krajach? Dlaczego wierni akceptują sytuację, w której nie wiadomo gdzie w Kościele kryją się pedofile?

Książka jest skierowana do wszystkich tych, którzy zadają sobie te pytania i chcą się dowiedzieć jak w innych krajach problem pedofilii w Kościele jest rozwiązywany.

Autor od ponad dziesięciu lat jest korespondentem holenderskich i belgijskich mediów w Polsce.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7554-587-6
Rozmiar pliku: 637 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Mich­nik: Na pew­no te­ma­tem tabu jest pa­pież sam i wszyst­ko co wo­kół tego.

Py­ta­nie: Więc nie moż­na pi­sać o jego ewen­tu­al­nych błę­dach?

Mich­nik: Pi­sze­my, ale pi­sze­my to, trzy razy czy­ta­jąc, czy ja­kie­goś sfor­mu­ło­wa­nia nie ma, czy nie bę­dzie zbyt ra­dy­kal­ne. Rze­czy­wi­ście jest z tym pro­blem. Tu­taj rze­czy­wi­ście jest taka pew­na na­do­stroż­ność.

Adam Mich­nik (2001)

Źró­dło: roz­mo­wa z au­to­rem

– Po­win­ni­śmy te­raz za­brać się za wy­ja­śnia­nie spraw zwią­za­nych z nad­uży­cia­mi sek­su­al­ny­mi pol­skich księ­ży. Gdy me­dial­ny skan­dal wy­buch­nie, bę­dzie za póź­no, by ura­to­wać do­bre imię in­sty­tu­cji.

To­masz Ter­li­kow­ski (2010)

Źró­dło: W pol­skim Ko­ście­le ci­sza przed bu­rzą, „Dzien­nik”, 21 mar­ca 2010.

– Boję się że będę prze­śla­do­wa­na i wy­klę­ta. Ich wła­dza się­ga wszę­dzie.

Ofia­ra, któ­ra nadal mil­czy (2012)Zamiast wstępu

„Jak to jest w Pol­sce z tym mo­le­sto­wa­niem sek­su­al­nym przez księ­ży?” Rok 2011. Ho­len­drzy są zszo­ko­wa­ni roz­mia­rem skan­da­lu w Ko­ście­le ka­to­lic­kim w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, Ir­lan­dii, od nie­daw­na tak­że w Niem­czech, a te­raz rów­nież w Ho­lan­dii. Dzwo­nią więc do ko­re­spon­den­ta w War­sza­wie. Sko­ro u nas jest tak źle, to jak to wy­glą­da w „naj­bar­dziej ka­to­lic­kim kra­ju Eu­ro­py”? Ko­ściół ka­to­lic­ki w Ho­lan­dii to prze­cież ka­rzeł w po­rów­na­niu z pol­skim: garst­ka hie­rar­chów za­rzą­dza­ją­cych pu­sty­mi ko­ścio­ła­mi. Na­wet ko­le­dzy dzien­ni­ka­rze są w szo­ku, kie­dy wy­cho­dzi na jaw, co bi­sku­pi i klasz­to­ry kry­ją w swo­ich sza­fach. Wpraw­dzie wy­da­wa­ło się oczy­wi­ste – cho­ciaż­by po do­świad­cze­niach w kra­jach an­glo­sa­skich – że coś tam musi być, ale coś ta­kie­go?

W ma­łym Kró­le­stwie Ni­der­lan­dów, gdzie oko­ło czte­rech mi­lio­nów z pra­wie sie­dem­na­stu mi­lio­nów miesz­kań­ców to ka­to­li­cy, i to w więk­szo­ści już tyl­ko na pa­pie­rze, gdzie psy­cho­log już daw­no wy­parł księ­dza z miej­sca spo­wied­ni­ka, gdzie lu­dzie od daw­na są przy­zwy­cza­je­ni do wol­no­ści sło­wa, gdzie moż­na mó­wić, o czym tyl­ko się chce – w tym kra­ju, jak się oka­zu­je, żyją dzie­siąt­ki, set­ki, a może na­wet ty­sią­ce lu­dzi, któ­rzy w dzie­ciń­stwie pa­dli ofia­rą księ­ży, a po­tem mil­cze­li przez całe ży­cie.

Na­tych­miast po­wsta­je ko­mi­sja nie­za­leż­nych eks­per­tów, któ­ra ma zba­dać to, co dzien­ni­ka­rze za­czę­li wy­cią­gać na świa­tło dzien­ne. A wła­ści­wie dwie ko­mi­sje: jed­na, by ba­dać kto, kogo, ilu, gdzie, jak i dla­cze­go, a dru­ga, by usta­lać wy­so­kość od­szko­do­wań, któ­re Ko­ściół bę­dzie mu­siał wy­pła­cać. Wnio­ski ko­mi­sji są bul­wer­su­ją­ce: w Ho­lan­dii żyje przy­najm­niej dzie­sięć ty­się­cy ofiar du­chow­nych. Na do­miar złe­go oka­zu­je się, że bi­sku­pi mi­ja­li się z praw­dą i w nie­któ­rych przy­pad­kach pró­bo­wa­li ukry­wać do­wo­dy prze­stępstw sek­su­al­nych swo­ich pod­wład­nych. Szok, praw­dzi­wy szok. Dzwo­nią więc do War­sza­wy i py­ta­ją: „Jak to jest w Pol­sce z tym mo­le­sto­wa­niem sek­su­al­nym przez księ­ży?”.

I jak to wła­ści­wie jest? Coś za­czy­nam so­bie przy­po­mi­nać, ale nie­zbyt wie­le. Za­czy­nam grze­bać w daw­nych afe­rach. Była Ty­la­wa w 2002 r., czte­ry wsie, gdzie ksiądz mo­le­sto­wał dwa po­ko­le­nia dziew­cząt. Zo­stał ska­za­ny przez sąd, ale wy­rok był bar­dzo ni­ski: dwa lata w za­wie­sze­niu, mię­dzy in­ny­mi dla­te­go, że tyl­ko sześć ko­biet mia­ło od­wa­gę ze­zna­wać. Po wy­ro­ku ksiądz jesz­cze dłu­go po­zo­stał na ple­ba­nii, za­nim do­stał awans od sa­me­go ar­cy­bi­sku­pa, któ­ry dziś jest prze­wod­ni­czą­cym Epi­sko­pa­tu Pol­ski. Już sama ta spra­wa jest po­waż­niej­sza niż sta­re przy­pad­ki, któ­re dały im­puls do po­wsta­nia ko­mi­sji w Ho­lan­dii. A od tego cza­su? Była jesz­cze spra­wa Pa­et­za, ale to tro­chę inna ka­te­go­ria, sko­ro mo­le­sto­wał do­ro­słych kle­ry­ków. To nie pe­do­fi­lia. Nie­mniej jed­nak to zbyt gło­śna hi­sto­ria, by ją po­mi­nąć. Po­dob­nie jak po­dej­rze­nie pod ad­re­sem słyn­ne­go pra­ła­ta Jan­kow­skie­go w Gdań­sku.

Była jesz­cze tzw. spra­wa płoc­ka, gdzie w 2007 r. nowy bi­skup po­sta­no­wił zro­bić po­rzą­dek w swo­jej die­ce­zji. Przy­je­cha­li dzien­ni­ka­rze ga­ze­ty „Rzecz­po­spo­li­ta” i zro­bi­ła się afe­ra. W re­la­cjach z Płoc­ka zdzi­wi­ło mnie przede wszyst­kim mie­sza­nie po­jęć. Jako naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­ny wą­tek ca­łej afe­ry wy­ło­ni­ło się ist­nie­nie „ho­mo­sek­su­al­ne­go lob­by”, któ­re we­dług ano­ni­mo­wych świad­ków funk­cjo­no­wa­ło w die­ce­zji płoc­kiej przez de­ka­dy. Ro­zu­miem, że ho­mo­sek­su­alizm wśród księ­ży to no­śny te­mat dla me­diów, ale tu cho­dzi o pe­do­fi­lię, o prze­stęp­stwo. Kie­dy męż­czy­zna w su­tan­nie ko­cha się z in­nym męż­czy­zną to jest tyl­ko ich spra­wa. Może to grzech we­dług in­sty­tu­cji, dla któ­rej ten ksiądz pra­cu­je, ale to nie prze­stęp­stwo. Pe­do­fi­lia róż­ni się wła­śnie tym, że są ofia­ry. To po­waż­ne prze­stęp­stwo, na któ­re jest pa­ra­graf.

Była też spra­wa szcze­ciń­ska w 2008 roku. Za­kon­nik do­wia­du­je się, że w Mło­dzie­żo­wym Ośrod­ku So­cjo­te­ra­pii im. św. Bra­ta Al­ber­ta ksiądz la­ta­mi wy­ko­rzy­sty­wał chłop­ców. Po la­tach da­rem­nych prób za­ła­twie­nia spra­wy w ci­szy bi­sku­pich ku­rii zde­spe­ro­wa­ny du­chow­ny zwra­ca się do „Ga­ze­ty Wy­bor­czej”. Spra­wa sta­je się gło­śna, ale i tak pro­ku­ra­tu­ra w pierw­szej in­stan­cji ją uma­rza. Kie­dy do­brze po­szu­ka­łem, zna­la­złem Hłud­no, Bo­jan, Pszen­no i jesz­cze kil­ka in­nych nazw, któ­re sta­ły się sy­no­ni­ma­mi skan­da­lu oby­cza­jo­we­go z księż­mi w ro­lach głów­nych. Kie­dy w 2010 r. afe­ra mo­le­sto­wa­nia w Ko­ście­le na świe­cie osią­ga­ła punkt kul­mi­na­cyj­ny, „Ga­ze­ta Wy­bor­cza” opu­bli­ko­wa­ła wy­wiad z ano­ni­mo­wą ofia­rą. Hi­sto­ria po­dob­na do tych, któ­re zna­my ze Sta­nów, Ir­lan­dii, Au­strii, Nie­miec, Bel­gii czy Ho­lan­dii, ale kon­tekst zu­peł­nie inny: po­nu­ry PRL, po­tęż­ny Ko­ściół, wro­gie na­sta­wie­nie do ofiar, nie­mra­wy wy­miar spra­wie­dli­wo­ści, nie­zde­cy­do­wa­ne me­dia i w koń­cu pró­ba okre­śle­nia licz­by ofiar: „(…) w ska­li kra­ju to są pew­nie ty­sią­ce osób. Nie prze­sa­dzam. Kil­ka­dzie­siąt, kil­ka­set przy­pad­ków rocz­nie przez ostat­nie pół wie­ku. Jak na trzy­dzie­sto­ośmio­mi­lio­no­wy kraj nie są to prze­sa­dzo­ne sza­cun­ki”¹.

Na­pi­sa­łem więc ar­ty­kuł do swo­jej ga­ze­ty w Ho­lan­dii na pod­sta­wie tych in­for­ma­cji, z wy­raź­ną su­ge­stią, że w Pol­sce te spra­wy są na ra­zie za­mia­ta­ne pod dy­wan. Ta kon­klu­zja nie dała mi jed­nak spo­ko­ju. Po­dob­nie zresz­tą jak te­le­fon: jesz­cze jed­na re­dak­cja z Ho­lan­dii i jesz­cze jed­na, a po­tem Fla­man­do­wie, bo prze­cież u nich też afe­ra trwa w naj­lep­sze. Wszy­scy z tym sa­mym py­ta­niem: „Jak w tej spra­wie jest u cie­bie w Pol­sce?”. Wró­ci­łem więc do te­ma­tu.

W trak­cie dal­szych po­szu­ki­wań na­tkną­łem się na wię­cej in­for­ma­cji wska­zu­ją­cych, że pro­blem pe­do­fi­lii wśród księ­ży ist­nie­je w Pol­sce. Przede wszyst­kim lo­kal­ne me­dia oka­za­ły się po­moc­ne: „Głos Po­mo­rza”, „Ty­go­dnik Pod­ha­lań­ski”, „Na­sze Mia­sto”, „Dzien­nik Łódz­ki”, „Ku­rier Po­łu­dnio­wy”, „Ty­go­dnik Prze­gląd”, „Ga­ze­ta Olsz­tyń­ska”, „Głos Szcze­ciń­ski”, „Ga­ze­ta Kra­kow­ska”, „Dzien­nik”, „Ga­ze­ta Wro­cław­ska”, „Głos Wy­brze­ża”, „RMF FM”, „Na­sze­Mia­sto.pl”, „Ga­ze­ta Lu­bu­ska”, ale rów­nież de­pe­sze PAP-owskie, lo­kal­ne wy­da­nia „Ga­ze­ty Wy­bor­czej” i por­ta­le in­ter­ne­to­we, ta­kie jak Onet, In­te­ria i Wir­tu­al­na Pol­ska. Oka­za­ło się, że w cią­gu dzie­się­ciu lat za pe­do­fi­lię ska­za­no przy­najm­niej dwu­dzie­stu sied­miu pol­skich księ­ży. Mowa tu nie o do­mnie­ma­nych spraw­cach, tyl­ko o tych, co do któ­rych sąd nie miał wąt­pli­wo­ści, że wy­ko­rzy­sta­li dzie­ci. Kary były na ogół ła­god­ne, ale sam fakt, że w kra­ju, gdzie du­chow­ni cie­szą się du­żym au­to­ry­te­tem, aż dwu­dzie­stu sied­miu z nich zo­sta­ło ska­za­nych, daje do my­śle­nia. Ozna­cza to, że od­se­tek ska­za­nych księ­ży jest po­rów­ny­wal­ny do tego, co było zna­ne ame­ry­kań­skiej opi­nii pu­blicz­nej, za­nim w 2002 r. skan­dal wy­buchł tam na wiel­ką ska­lę. Dla­cze­go me­dia w tym kra­ju nie zwra­ca­ją uwa­gi na ten fakt?²

Wcze­śniej już moje zdzi­wie­nie bu­dził inny wą­tek, któ­ry zo­sta­wi­łem, kie­dy mu­sia­łem szyb­ko na­pi­sać ar­ty­kuł o sta­nie rze­czy w Pol­sce. Cho­dzi o or­ga­ni­za­cję ofiar – pol­skich ofiar pol­skich księ­ży. Tra­fi­łem na nią, jak tyl­ko za­czą­łem szu­kać w in­ter­ne­cie. Jako je­den z pierw­szych re­zul­ta­tów kom­pu­ter wy­rzu­cił Ruch Ofiar Księ­ży, z nu­me­rem te­le­fo­nu, Sky­pe’a, e-ma­ilem, tyl­ko że po dru­giej stro­nie oce­anu, w Ka­na­dzie. Za­dzwo­ni­łem i tak za­czął się ciąg po­ucza­ją­cych nie­po­ro­zu­mień.

Ode­brał nie­ja­ki Win­cen­ty Szy­mań­ski, któ­ry po krót­kim wstę­pie tłu­ma­czył, że jako chło­pak zo­stał wy­ko­rzy­sta­ny przez wi­ka­re­go w ma­łym ma­zo­wiec­kim mia­stecz­ku. Na swo­ich stro­nach ob­szer­nie opi­su­je wła­sną „spra­wę za­kro­czym­ską”. Głę­bo­ko re­li­gij­na ro­dzi­na, sza­ro­bu­ra PRL, małe mia­stecz­ko, gdzie nig­dy nic się nie dzie­je, a jed­ną z nie­wie­lu atrak­cji dla chłop­ców jest msza, w któ­rej mogą uczest­ni­czyć jako mi­ni­stran­ci. Tam jest ży­cie. Jest na przy­kład te­le­wi­zor na ple­ba­nii, je­den z trzech w ca­łej gmi­nie. Cała fur­man­ka dzie­ci się tam zbie­ra, żeby oglą­dać me­cze. Ksiądz pe­do­fil ma duży wy­bór i wy­bie­ra, mię­dzy in­ny­mi ma­łe­go Win­cen­te­go. Koń­czy się tym, że wi­ka­ry na­gle zni­ka z pa­ra­fii. Koń­czy się tym, że byli mi­ni­stran­ci zo­sta­ją oskar­że­ni o to, że chcie­li wy­łu­dzić od księ­dza pie­nią­dze, że są ho­mo­sek­su­ali­sta­mi, że sami są pe­do­fi­la­mi. Koń­czy się tym, że Win­cen­ty ucie­ka, naj­pierw do Au­strii, a stam­tąd do Ka­na­dy, gdzie za­czy­na nowe ży­cie jako Vin­cent. Ale tak na­praw­dę nic się nie koń­czy. Cią­gle wra­ca­ją wspo­mnie­nia. Prze­szłość nie prze­sta­je cią­żyć. I wresz­cie, kie­dy spra­wy pe­do­fi­lii w kra­jach an­glo­sa­skich się­ga­ją me­dial­ne­go ze­ni­tu, po­sta­na­wia coś ro­bić. Za­kła­da stro­nę in­ter­ne­to­wą i za­czy­na zbie­rać in­for­ma­cję od tych, któ­rzy mają po­dob­ne do­świad­cze­nia jak on. Kie­dy dzwo­nię, zbie­ra już od czte­rech lat.

Tro­chę dziw­ne w tym wszyst­kim jest to, że Ruch Ofiar Księ­ży ist­nie­je już te całe czte­ry lata i ja­koś nie sły­chać o nim w Pol­sce. Parę wzmia­nek w pra­sie i tyle. Zdzi­wie­nie zmie­nia się w po­dejrz­li­wość, kie­dy pa­da­ją licz­by. No do­brze, Ko­ściół wie­dział, nic nie ro­bił, ukry­wał, prze­rzu­ca­no pe­do­fi­lów z pa­ra­fii do pa­ra­fii… Do­brze, ro­zu­miem, tak było w in­nych kra­jach, ale ile ta­kich przy­pad­ków było w Pol­sce? I wte­dy Vin­cent mówi: „Mam li­stę po­nad dwu­stu księ­ży pe­do­fi­lów”. Słu­cham? Mu­sia­łem się chy­ba prze­sły­szeć. Py­tam więc jesz­cze raz. „Tak, wła­ści­wie to już trzy­stu. Lu­dzie pi­szą do mnie”. Po­now­nie się upew­niam: „Ma Pan na my­śli dwie­ście, trzy­sta ofiar, tak?”. Ale nie, nie prze­sły­sza­łem się. „Mam na my­śli pra­wie trzy­stu księ­ży pe­do­fi­lów”.

Fa­cet kła­mie. To prze­cież nie­moż­li­we. Po ko­lei: sie­dzi w Ka­na­dzie, opi­su­je wła­sną hi­sto­rię i zbie­ra zgło­sze­nia in­nych ofiar. Mówi, że ma trzy­sta na­zwisk księ­ży pe­do­fi­lów. Nie kry­je się z tym. Wręcz prze­ciw­nie, jego stro­na wy­ska­ku­je każ­de­mu, kto tyl­ko wrzu­ca ha­sła „Pol­ska”, „pe­do­fi­lia”, „ko­ściół” lub po­dob­ne w wy­szu­ki­war­kę. Jest do­stęp­ny, ko­mu­ni­ka­tyw­ny i mówi dzien­ni­ka­rzo­wi, że ma taką li­stę. Je­że­li to, co mówi, jest praw­dą, jak to moż­li­we, że pol­skie me­dia o tym mil­czą? Prze­cież po­win­ny się na to rzu­cić. Wy­słu­cha­łem więc i odło­ży­łem wą­tek ka­na­dyj­ski na bok. Aż do mo­men­tu kie­dy – już po na­pi­sa­niu ar­ty­ku­łu do ga­ze­ty – wró­ci­łem do te­ma­tu.

Za­dzwo­ni­łem na­stęp­ny raz. Roz­ma­wia­li­śmy. Za­dzwo­ni­łem jesz­cze raz. Jesz­cze raz roz­ma­wia­li­śmy. Spra­wia wra­że­nie czło­wie­ka, któ­ry ma gło­wę na kar­ku. Może jed­nak jest coś na rze­czy? Pod­rzu­cam te­mat li­sty. Po­twier­dza, że ma, ale wy­raź­nie nie chce wejść w szcze­gó­ły. I tak roz­mo­wa tra­fia na te­mat me­diów. Skar­ży się, że pol­skie me­dia są za­in­te­re­so­wa­ne tyl­ko ta­nią sen­sa­cją. „Dzwo­nią i chcą nu­me­ry do dwóch, trzech ofiar i do jed­ne­go księ­dza. I to już, bo pro­gram za­raz. Chcą po pro­stu ro­bić sen­sa­cję dnia. No i po­tem co? Nic się nie zmie­ni dla ofiar. Bez po­par­cia me­diów nic się w Pol­sce nie zmie­ni”. Po­da­je je­den przy­kład, dru­gi… I za­czy­na do mnie do­cie­rać, że roz­ma­wia­my jak głu­chy z nie­mym.

Ja nie ufam jemu, bo za­kła­dam, że je­że­li on mówi praw­dę, me­dia daw­no by pod­chwy­ci­ły jego hi­sto­rię. On nie ufa mnie, bo za­kła­da, że me­dia nie są za­in­te­re­so­wa­ne wy­ja­śnie­niem, tyl­ko szu­ka­ją „mię­sa” do pro­gra­mu. Jed­nak im dłu­żej zaj­mo­wa­łem się te­ma­tem księ­ży pe­do­fi­lów w Pol­sce, tym bar­dziej na­bie­ra­łem prze­ko­na­nia, że ma ra­cję. Pol­skie me­dia, któ­re w wie­lu spra­wach nie są lę­kli­we, zda­ją się tra­cić od­wa­gę, gdy te­mat jest zbyt draż­li­wy dla Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go. Ba­da­jąc grunt, usły­sza­łem wprost: „Pan tra­fił na jed­ną z naj­bar­dziej ukry­tych spraw w tym kra­ju”. Inni mó­wi­li wręcz o tabu, co oczy­wi­ście tyl­ko pod­sy­ca­ło moją cie­ka­wość.

Wpraw­dzie nie je­stem ka­to­li­kiem, ale żyję w spo­łe­czeń­stwie, w któ­rym po­ję­cia do­bra i zła są w du­żej mie­rze kształ­to­wa­ne przez re­li­gię ka­to­lic­ką. Je­że­li Ko­ściół nie jest w sta­nie zmie­rzyć się z tym pro­ble­mem, to cze­go ocze­ki­wać od in­nych in­sty­tu­cji?

Na po­cząt­ku nie było mowy o książ­ce. Wy­ra­sta­ła jak­by przy oka­zji. Aby po­świę­cić wię­cej cza­su tej spra­wie, po­sta­no­wi­łem zro­bić film do­ku­men­tal­ny ra­zem z ko­le­ga­mi z Ho­lan­dii. Przy­go­to­wu­jąc go, mu­sia­łem kon­tak­to­wać się z wie­lo­ma ofia­ra­mi, tak by do­wie­dzieć się, jak pro­blem w Pol­sce rze­czy­wi­ście wy­glą­da. Nie spo­sób jed­nak po­ka­zać wszyst­kich hi­sto­rii w jed­nym fil­mie, tym bar­dziej że więk­szość opo­wia­da­ją­cych je osób chce po­zo­stać ano­ni­mo­wa. Wte­dy po­wstał po­mysł, by ich re­la­cje spi­sać, pod­dać mi­ni­mal­nej re­dak­cji i opu­bli­ko­wać w Pol­sce, po pol­sku, dla pol­skiej pu­blicz­no­ści. Na po­cząt­ku chcia­łem się ogra­ni­czyć do tego, by w książ­ce zna­la­zły się same hi­sto­rie ofiar, by po­ka­zać spra­wę od ich stro­ny, ich ję­zy­kiem, bez zbęd­nych ko­men­ta­rzy. Szyb­ko jed­nak oka­za­ło się, że po­trzeb­ne bę­dzie wpro­wa­dze­nie do te­ma­tu, aby umie­ścić te pol­skie do­świad­cze­nia w kon­tek­ście mię­dzy­na­ro­do­wym. Bo jak to moż­li­we, że w kra­ju, gdzie Ko­ściół ka­to­lic­ki jest wszech­obec­ny, pra­wie nikt nie po­wo­łu­je się na do­świad­cze­nia za­gra­nicz­ne, by po­sta­wić klu­czo­we py­ta­nia: „Jaką od­po­wie­dzial­ność po­no­szą bi­sku­pi?”. „Dla­cze­go Ko­ściół w Pol­sce nie ma da­nych do­ty­czą­cych pe­do­fi­lii wśród księ­ży, pod­czas gdy w in­nych kra­jach Ko­ściół je ma?”. „Jaką mamy gwa­ran­cję, że na­sze dzie­ci nie spo­tka­ją pe­do­fi­la w Ko­ście­le?”.

Roz­ma­wia­łem z ta­ki­mi, któ­rzy spo­tka­li. Nie mają jesz­cze na tyle od­wa­gi, by wy­stę­po­wać z imie­nia i na­zwi­ska. Oba­wia­ją się od­rzu­ce­nia ze stro­ny oto­cze­nia. Więk­szość boi się na­wet opo­wia­dać o swo­ich prze­ży­ciach ano­ni­mo­wo. Tym bar­dziej na­le­ży się sza­cu­nek tym, któ­rzy się od­wa­ży­li. Zda­ję so­bie spra­wę, że za­cho­wu­jąc ich ano­ni­mo­wość, na­ra­żam się na kry­ty­kę, iż da­łem się oszu­kać. To jed­nak mało praw­do­po­dob­ne, by wszy­scy moi roz­mów­cy byli kłam­ca­mi. Do­świad­cze­nia w in­nych kra­jach wska­zu­ją, że fał­szy­wek jest bar­dzo mało. Nie ma po­wo­du są­dzić, by w Pol­sce było in­a­czej. Tym bar­dziej że tu więk­szość ofiar w ogó­le nie chce roz­ma­wiać, na­wet nie­ofi­cjal­nie. Po­twier­dza­ją, że byli mo­le­sto­wa­ni jako dzie­ci, ale nie chcą opo­wia­dać, na­wet je­że­li gwa­ran­tu­je im się ano­ni­mo­wość. Sko­ro tak jest, ry­zy­ko oszu­stwa ze stro­ny tych, któ­rzy mó­wią, jest mi­ni­mal­ne.

Ano­ni­mo­wość ofiar na ra­zie nie prze­szka­dza. Wręcz prze­ciw­nie. Brak imion i na­zwisk może być po­moc­ny. Po­zwa­la bo­wiem kon­cen­tro­wać się na nar­ra­cji ofia­ry, a nie na roz­wa­ża­niach, czy taki lub inny ksiądz do­sta­nie wy­rok bądź nie. Pol­skie me­dia prze­waż­nie po­lu­ją na win­ne­go, za­miast sta­wiać py­ta­nia o przy­czy­ny prze­stępstw. To po­wo­du­je – albo ra­czej po­zwa­la na to – że spra­wy pre­zen­tu­je się jako in­cy­den­ty. Może dzię­ki wy­łą­cze­niu per­so­na­liów uda się wy­rwać z tej me­dial­nej na­gon­ki na kró­li­ka. Ce­lem nie jest usta­la­nie do­kład­ne­go bie­gu wy­da­rzeń w opi­sa­nych tu przy­pad­kach, ale po­ka­za­nie, że pro­blem w Pol­sce ist­nie­je i jest lek­ce­wa­żo­ny.

Tak więc pew­ne­go dnia w paź­dzier­ni­ku 2011 roku za­czę­li­śmy krę­cić Si­len­ce in the sha­dow of John Paul II (Ci­sza w cie­niu Jana Paw­ła II). Na po­cząt­ku na­szych po­szu­ki­wań uda­li­śmy się do Ko­ścio­ła – a do­kład­niej: do pol­skie­go epi­sko­pa­tu – żeby do­wie­dzieć się z pierw­szej ręki, jak Ko­ściół oce­nia sy­tu­ację we wła­snych sze­re­gach.

Ksiądz rzecz­nik Jó­zef Kloch usi­ło­wał prze­ko­nać trzech ho­len­der­skich dzien­ni­ka­rzy, że pro­blem w Pol­sce nie ist­nie­je: „Zna­nych jest kil­ka przy­pad­ków, o któ­rych do­no­si­ły me­dia, i to jest wszyst­ko, co do­tąd wie­my” – oznaj­mił.

Oka­za­ło się, że bi­sku­pi pol­scy za­zwy­czaj nie in­for­mu­ją or­ga­nów ści­ga­nia o przy­pad­kach pe­do­fi­lii wśród du­chow­nych. Ksiądz rzecz­nik był w sta­nie wy­mie­nić je­den wy­ją­tek: „Pol­skie pra­wo nie prze­wi­du­je obo­wiąz­ku do­nie­sie­nia do władz świec­kich przez ko­go­kol­wiek o ta­kim przy­pad­ku. Je­że­li na­to­miast po­szko­do­wa­ny zgło­si się do pro­ku­ra­tu­ry, to oczy­wi­ście pro­ku­ra­tu­ra win­na wsz­cząć śledz­two. I tu wiem o peł­nej współ­pra­cy i go­to­wo­ści tej współ­pra­cy ze stro­ny bi­sku­pa Li­be­ry w spra­wie bi­sku­pa płoc­kie­go. Pod­kre­ślam raz jesz­cze: cho­dzi­ło o kwe­stie w ob­li­czu pol­skie­go pra­wa przedaw­nio­ne, ale i tak zo­sta­ły zgło­szo­ne do pro­ku­ra­tu­ry”.

Oka­za­ło się, że Ko­ściół jest prze­ko­na­ny o tym, że w Pol­sce jest dużo mniej ofiar księ­ży niż gdzie in­dziej, dla­te­go że Po­la­cy sto­su­ją za­sa­dy mo­ral­ne, któ­rych uczy Ko­ściół: „Otóż dla­cze­go w Pol­sce jest wię­cej du­chow­nych? Dla­cze­go jest wię­cej po­wo­łań? Dla­cze­go jest wię­cej lu­dzi na piel­grzym­kach pie­szych i lu­dzie idą set­ki ki­lo­me­trów do miejsc, któ­re uwa­ża­ją za świę­te, ta­kich jak Czę­sto­cho­wa, Li­cheń i inne. Dla­cze­go? No wła­śnie wia­ra umoc­nio­na w nas przez na­szych ro­dzi­ców, przez na­szych du­chow­nych w ten spo­sób dzia­ła. Na­sze se­mi­na­ria są nadal peł­ne i nadal jest bar­dzo dużo księ­ży, nie tyl­ko w Pol­sce, ale rów­nież w kra­jach mi­syj­nych, w Eu­ro­pie Za­chod­niej, w róż­nych kra­jach. Wi­dać więc, że ta wia­ra dzia­ła, i trze­ba tyl­ko uwie­rzyć, że tak jest. I je­że­li ktoś nie wie­rzy, niech prze­ko­na­ją go cy­fry”.

Oka­za­ło się, że Pol­ski Ko­ściół nie robi nic, by osza­co­wać roz­miar pro­ble­mu: „Jest zna­nych kil­ka przy­pad­ków, ale nikt nie pro­wa­dził ba­dań, bo jak by je zro­bić? Trze­ba by cho­dzić do lu­dzi i py­tać… Prze­cież to by­ło­by bez sen­su. Za­tem wie­my o kil­ku przy­pad­kach. Są­dzę, że gdy­by były inne, pew­nie ci, któ­rych one do­ty­czą, by je zgło­si­li”.

Z każ­dą ko­lej­ną hi­sto­rią ofia­ry, któ­rej póź­niej słu­cha­łem, wy­po­wie­dzi księ­dza rzecz­ni­ka wy­da­wa­ły mi się co­raz bar­dziej nie­praw­do­po­dob­ne, a na­wet szo­ku­ją­ce. Przed­sta­wił nam ob­raz kra­ju pra­wie nie­tknię­te­go przez zja­wi­ska pa­to­lo­gicz­ne, zna­ne z za­chod­niej Eu­ro­py, kra­ju, gdzie wia­ra głę­bo­ka, lud wier­ny, a Ko­ściół au­to­ry­te­tem. W tym sie­lan­ko­wym ob­ra­zie za­bra­kło miej­sca na coś tak obrzy­dli­we­go jak wy­ko­rzy­sty­wa­nie dzie­ci przez du­chow­nych. Było tyl­ko „parę” przy­pad­ków, mar­gi­nes w tym wiel­kim Ko­ście­le wiel­kich liczb. Ksiądz wy­chwa­lił wie­lość po­wo­łań, księ­ży, kle­ry­ków, piel­grzy­mów i mógł­by pew­nie do­dać licz­bę sióstr i bra­ci za­kon­nych, do­mi­ni­can­tes, no­wych ko­ścio­łów, dzie­ci ka­te­chi­zo­wa­nych i po­mni­ków pa­pie­ża. Ale im wię­cej sły­sza­łem o wiel­kich licz­bach, tym bar­dziej za­czą­łem so­bie wy­obra­żać sa­mot­ność tych „paru” ofiar.

Ale w jed­nym ksiądz miał ra­cję. Na za­koń­cze­nie swo­ich wy­li­czeń po­wie­dział coś, czym tra­fił w sed­no: „To dzi­wi? Tak. Lu­dzi z Za­cho­du dzi­wi”.Nie w Polsce?

A cze­mu wi­dzisz źdźbło w oku bra­ta swe­go, a bel­ki w oku swo­im nie do­strze­gasz? (Mat. 7, 3)¹

Dzi­wię się, gdy lu­dzie mó­wią, że w Pol­sce mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne przez du­chow­nych nie jest pro­ble­mem. A prze­cież wie­lu sły­sza­ło o ta­kich spra­wach na­wet w swo­im naj­bliż­szym oto­cze­niu. Na przy­kład zna­jo­ma, kie­dy ją za­py­ta­łem, opi­sa­ła przy­pa­dek ku­zyn­ki, któ­rą ksiądz pró­bo­wał ob­ma­cy­wać. Ku­zyn­ka się nie dała, ro­dzi­ce ją wspar­li, więc spra­wa ro­ze­szła się po ko­ściach. Albo na przy­kład pan, któ­re­go zu­peł­nie przy­pad­ko­wo spo­tka­łem w po­cią­gu. Wra­ca­łem do War­sza­wy po spo­tka­niu z jed­ną z ofiar, kie­dy roz­mo­wa dwóch pa­sa­że­rów w prze­dzia­le za­ha­czy­ła o te­mat mo­le­sto­wa­nia sek­su­al­ne­go w Ko­ście­le. „By­łem mi­ni­stran­tem aż do mo­men­tu, kie­dy zo­ba­czy­łem, jak ksiądz zbli­ża się do chłop­ców”. Pan opi­su­je szcze­gó­ły i opo­wia­da, jak jego brat na­gle, z dnia na dzień, nie chciał już być mi­ni­stran­tem. „Po­dej­rze­wam, że może mieć ta­kie wła­śnie do­świad­cze­nie. Ale nig­dy go nie py­ta­łem”.

Mało kto w Pol­sce za­da­je py­ta­nia. A je­że­li już, to nie za bar­dzo szu­ka od­po­wie­dzi. Z za­gra­ni­cy do­cie­rał przez ostat­nie lata stru­mień in­for­ma­cji o tym, że mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne było i jest po­waż­nym pro­ble­mem w Ko­ście­le, że set­ki, na­wet ty­sią­ce du­chow­nych było w to za­an­ga­żo­wa­nych i że ich prze­stęp­stwa były sys­te­ma­tycz­nie tu­szo­wa­ne przez prze­ło­żo­nych. W sa­mej Pol­sce nie brak lo­kal­nych afer z księż­mi w ro­lach czar­nych cha­rak­te­rów. W do­dat­ku kil­ka zna­nych osób od­wa­ży­ło się mó­wić. Jest Olga Jac­kow­ska, pio­sen­kar­ka zna­na jako Kora, któ­ra na­gra­ła pio­sen­kę o swo­ich do­świad­cze­niach z księ­dzem pe­do­fi­lem. Pio­sen­ka, jak wspo­mi­na sama ar­tyst­ka, nie ist­nie­je w sta­cjach ra­dio­wych, ale przy­cią­ga tłu­my słu­cha­czy w in­ter­ne­cie. Wy­wo­ła­ła jed­nak rów­nież wie­le agre­syw­nych re­ak­cji. Jest Ma­ciej Cu­ske, re­ży­ser, któ­ry w „Ga­ze­cie Wy­bor­czej” opi­sał, jak ksiądz mo­le­sto­wał go w 1987 roku. Ksiądz był prze­no­szo­ny z pa­ra­fii do pa­ra­fii, za­nim w 2003 r. zo­stał ska­za­ny. Jest Ja­cek Bor­kow­ski, rad­ny z Ło­dzi, któ­ry opo­wie­dział, co mu się przy­tra­fi­ło w dzie­ciń­stwie. Był wy­śmie­wa­ny przez jed­nych i chwa­lo­ny za od­wa­gę przez dru­gich. Te­mat krą­ży, a mimo to te­ma­tu nie ma.

Za­py­ta­łem ko­le­gę po fa­chu, któ­ry zna się na rze­czy, bo wie­lo­krot­nie zaj­mo­wał się te­ma­tem pe­do­fi­lii. Pierw­sza re­ak­cja była sta­now­cza: „To nie mo­gło się tu dziać na taką ska­lę jak na Za­cho­dzie”. Jego osąd był ka­te­go­rycz­ny: „Sy­tu­acja Ko­ścio­ła była tu zu­peł­nie inna niż u was”. I wy­to­czył prze­ko­nu­ją­co brzmią­ce ar­gu­men­ty. Po pierw­sze, Ko­ściół w Pol­sce nie miał in­ter­na­tów i szkół, to było pań­stwo ko­mu­ni­stycz­ne, więc kler nie miał do­stę­pu do edu­ka­cji. Po dru­gie, re­wo­lu­cja sek­su­al­na lat sześć­dzie­sią­tych i sie­dem­dzie­sią­tych le­d­wo tu do­tar­ła. To był kraj za­mknię­ty. Tam u was, w Ho­lan­dii, w tam­tych la­tach dzie­cię­ce por­no moż­na było ku­pić w sex-sho­pach. Tego u nas nie było”. Krót­ko: „W Pol­sce tego nie znaj­dziesz”.

Wa­ha­łem się. Jego ar­gu­men­ty o za­mknię­tym, kon­ser­wa­tyw­nym oby­cza­jo­wo świe­cie blo­ku wschod­nie­go brzmia­ły prze­ko­nu­ją­co. Nie da­łem jed­nak za wy­gra­ną i po­sta­no­wi­łem za­się­gnąć in­nej opi­nii. A kon­kret­nie w Fun­da­cji Dzie­ci Ni­czy­je, or­ga­ni­za­cji po­za­rzą­do­wej, któ­ra po­ma­ga dzie­ciom w trud­nych sy­tu­acjach ro­dzin­nych i wy­sta­wia opi­nie eks­perc­kie dla są­dów. Opi­nia pani Jo­lan­ty Zmar­z­lik, psy­cho­lo­ga w tej­że fun­da­cji, w spra­wie ar­gu­men­tów ko­le­gi dzien­ni­ka­rza była krót­ka: „Nie­praw­da”. Ani brak in­ter­na­tów, ani brak re­wo­lu­cji sek­su­al­nej nie były we­dług niej prze­szko­dą, aby księ­ża mo­gli się do­bie­rać do dzie­ci. To, że we wła­snej prak­ty­ce nie spo­tka­ła się z ma­ły­mi ofia­ra­mi księ­ży, mia­ło we­dług niej zu­peł­nie inny po­wód: „Lu­dzie mają więk­sze opo­ry ujaw­nić spra­wę, gdy spraw­ca jest księ­dzem”.

Prze­my­śla­łem spra­wę jesz­cze raz. Uwa­gi mo­je­go ko­le­gi nie były bez­sen­sow­ne. In­ter­na­ty w Ho­lan­dii i w Bel­gii, a tym bar­dziej w Ir­lan­dii two­rzy­ły ide­al­ne wa­run­ki dla zbo­czo­nych, wręcz sa­dy­stycz­nych ka­pła­nów opie­ku­nów. Ich pod­opiecz­ni nie mie­li gdzie uciec. Byli zda­ni na ich ła­skę. Ba­da­nia pro­wa­dzo­ne po wy­bu­chu skan­da­lu w Ho­lan­dii przez ko­mi­sję De­et­ma­na wska­zy­wa­ły za­leż­ność mię­dzy szkol­nic­twem in­ter­na­to­wym, gdzie dzie­ci rzad­ko mia­ły kon­takt z ro­dzi­ca­mi, a nad­uży­cia­mi sek­su­al­ny­mi. Szan­sa, że dziec­ko pad­nie ofia­rą mo­le­sto­wa­nia sek­su­al­ne­go, była dwu­krot­nie więk­sza w za­mknię­tych ośrod­kach oświa­ty niż w otwar­tych pla­ców­kach. Ta za­leż­ność ist­nia­ła nie tyl­ko w przy­pad­ku ka­to­lic­kich in­ter­na­tów. Licz­ba nad­użyć za­czę­ła wy­raź­nie ma­leć, kie­dy in­ter­na­ty za­czę­ły zni­kać z ni­der­landz­kie­go pej­za­żu. W 1960 r. licz­ba ka­to­lic­kich in­ter­na­tów osią­gnę­ła mak­si­mum: trzy­sta dwa­dzie­ścia je­den. Dzie­sięć lat póź­niej zo­sta­ło ich sto dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć, po czym fe­no­men szyb­ko znik­nął na do­bre. Zde­cy­do­wa­na więk­szość przy­pad­ków mo­le­sto­wa­nia mia­ła miej­sce wła­śnie w okre­sie ist­nie­nia tych pla­có­wek².

Trze­ba jed­nak brać pod uwa­gę to, że ma­le­ją­ca licz­ba przy­pad­ków w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych zbie­gła się w cza­sie nie tyl­ko ze znik­nię­ciem in­ter­na­tów, ale rów­nież z ma­so­wym od­cho­dze­niem wier­nych z Ko­ścio­ła. Wpływ, któ­ry Ko­ściół w Ho­lan­dii miał na ka­to­lic­ką część spo­łe­czeń­stwa, dra­stycz­nie ma­lał. Ni­der­landz­cy ka­to­li­cy co­raz rza­dziej słu­cha­li swo­ich du­chow­nych, a tych ostat­nich za­czę­ło być co­raz mniej. Mniej było wier­nych, mniej po­wo­łań, wię­cej wy­stą­pień ze sta­nu ka­płań­skie­go. To samo dzia­ło się w Bel­gii. Tu ko­mi­sja Ad­ria­ens­sen­sa, któ­ra ba­da­ła spra­wę mo­le­sto­wa­nia sek­su­al­ne­go w Ko­ście­le, stwier­dzi­ła w swo­im ra­por­cie, że po 1985 r. licz­ba nad­użyć gwał­tow­nie się zmniej­szy­ła. Po­wo­dem był spa­dek licz­by po­wo­łań. Księ­ża mu­sie­li się kon­cen­tro­wać na pra­cy dusz­pa­ster­skiej, a tym sa­mym ich obec­ność w szkol­nic­twie szyb­ko zma­la­ła³.

Sy­tu­acja w Sta­nach Zjed­no­czo­nych po­ka­zu­je, że mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne na wiel­ką ska­lę jest moż­li­we bez in­ter­na­tów. W tym kra­ju więk­szość oskar­żeń o pe­do­fi­lię pa­dła pod ad­re­sem księ­ży die­ce­zjal­nych. Przed 2002 r. oskar­żo­no o ten pro­ce­der 4,3 pro­cent zwy­kłych księ­ży, a „tyl­ko” 2,5 pro­cent księ­ży za­kon­nych⁴. Do ha­nieb­nych czy­nów do­cho­dzi­ło naj­czę­ściej w miesz­ka­niach du­chow­nych. W Pol­sce było po­dob­nie. Z do­świad­czeń opi­sa­nych w tej książ­ce wy­ni­ka, że miej­sca­mi, gdzie naj­czę­ściej po­peł­nia­no te prze­stęp­stwa, były ple­ba­nie i miesz­ka­nia księ­ży.

Dru­gi ar­gu­ment, czy­li brak re­wo­lu­cji sek­su­al­nej, rów­nież ma sens, ale jed­nak nie prze­ko­nu­je do koń­ca. Więk­szość spraw zgło­szo­nych w Sta­nach Zjed­no­czo­nych przy­pa­da na okres 1960–1985, czy­li mniej wię­cej na lata tak zwa­nej re­wo­lu­cji sek­su­al­nej. Licz­ba przy­pad­ków ro­śnie szyb­ko w la­tach sześć­dzie­sią­tych, osią­gnie apo­geum w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych, aby spaść w la­tach osiem­dzie­sią­tych i na­stęp­nie – w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych – po­wró­cić do po­zio­mu z lat pięć­dzie­sią­tych⁵. Wy­glą­da więc na to, że ha­sła o wol­nym sek­sie w tam­tym cza­sie mia­ły wpływ rów­nież na du­chow­nych. To zresz­tą jed­na z tez sa­me­go Ko­ścio­ła: do mo­le­sto­wa­nia do­szło dla­te­go, że lu­dzie za­czę­li na więk­szą ska­lę żyć wbrew na­ka­zom Ko­ścio­ła.

Ar­gu­ment ten jest na tyle nie­wia­ry­god­ny, że mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne nie­let­nich nie po­ja­wi­ło się w Ko­ście­le na­gle w la­tach sześć­dzie­sią­tych. Ko­ściół od wie­ków wal­czy z tym wsty­dli­wym zja­wi­skiem we wła­snych sze­re­gach. Tyle że w dwu­dzie­stym wie­ku ro­bił to po ci­chu⁶. A taj­ność ta ro­dzi­ła pro­ble­my, bo za­chę­ca­ła do ukry­wa­nia i obro­ny spraw­ców kosz­tem ofiar. Poza tym wy­da­je się mało praw­do­po­dob­ne, by brak otwar­tej re­wo­lu­cji sek­su­al­nej utrzy­my­wał pol­skich księ­ży w cza­sach przed­po­to­po­wej grzecz­no­ści. Pol­ska nie była aż tak za­mknię­ta jak Zwią­zek Ra­dziec­ki. „Za­chod­nie por­no­sy” po­ja­wi­ły się jed­nak u pol­skie­go księ­dza na pa­ra­fii (patrz roz­dzia­ły Pod klucz i Ra­to­wał mnie pro­boszcz).

Dane sta­ty­stycz­ne mogą za­tem wska­zy­wać na coś in­ne­go. Mia­no­wi­cie na to, że ofia­ry za­czy­na­ją mó­wić do­pie­ro wte­dy, gdy są star­sze i mają już w mia­rę uło­żo­ne ży­cie. Tak jak po­wie­dzia­ła mi jed­na z nich: „Dzie­ci mam do­ro­słe. Ro­dzi­ce już nie żyją. Te­raz mogę mó­wić”. Ofia­ry z lat osiem­dzie­sią­tych i dzie­więć­dzie­sią­tych mają do­pie­ro po dwa­dzie­ścia, trzy­dzie­ści lat i moż­li­we, że jesz­cze mil­czą.

Je­że­li ist­nie­je ja­kiś zwią­zek mię­dzy mo­le­sto­wa­niem nie­let­nich przez księ­ży a re­wo­lu­cją sek­su­al­ną lat sześć­dzie­sią­tych i sie­dem­dzie­sią­tych, to do­ty­czy on ra­czej ce­li­ba­tu. W la­tach osiem­dzie­sią­tych sta­ło się ja­sne, że nowy pa­pież, Jan Pa­weł II, nie chce na­wet dys­ku­to­wać o jego znie­sie­niu. Ci mniej licz­ni męż­czyź­ni, któ­rzy mimo to wy­bra­li ka­płań­stwo jako dro­gę ży­cio­wą, byli świa­do­mi, że wy­bie­ra­ją ży­cie bez sek­su. Ta ar­gu­men­ta­cja, rzecz ja­sna, nie jest mile wi­dzia­na przez Ko­ściół. Za­kła­da bo­wiem, że wcze­śniej du­chow­ni mo­le­sto­wa­li dzie­ci, po­nie­waż mie­li kło­po­ty z do­trzy­ma­niem przy­się­gi czy­sto­ści.

Za to w krę­gach kry­tycz­nie na­sta­wio­nych do Ko­ścio­ła jest to ulu­bio­ny ar­gu­ment, któ­rym pró­bu­je się wy­tłu­ma­czyć ist­nie­nie pro­ble­mu pe­do­fi­lii wśród du­chow­nych. I nie tyl­ko tu. W roz­mo­wach z pol­ski­mi ofia­ra­mi ten wą­tek czę­sto wra­cał. We­dług tego ro­zu­mo­wa­nia du­szo­ny po­pęd sek­su­al­ny znaj­du­je uj­ście tam, gdzie może. Sko­ro ksiądz ma pod ręką dzie­ci i mło­dzież, wy­star­czy mo­ment sła­bo­ści. Jest bar­dzo praw­do­po­dob­ne, że ta­kie przy­pad­ki się zda­rza­ją. Trud­no jed­nak tłu­ma­czyć w ten spo­sób ska­lę zja­wi­ska. Od­se­tek pe­do­fi­lów wśród męż­czyzn, w tym wśród księ­ży, jest bar­dzo mały. Dla­cze­go więc ksiądz, któ­ry nie ra­dzi so­bie z ce­li­ba­tem, miał­by sys­te­ma­tycz­nie się­gać po dzie­ci? Prze­cież może so­bie zna­leźć do­ro­słą part­ner­kę lub do­ro­słe­go part­ne­ra. Przy­kła­dów nie brak, sko­ro Ko­ściół ma na­wet fun­dusz ali­men­ta­cyj­ny. Je­że­li i tak zła­mać ślu­by czy­sto­ści, to dla­cze­go nie wy­bie­rać tego, co się lubi? Owszem, może się zda­rzyć, że pod wpły­wem emo­cji w da­nej chwi­li tłu­mio­na ener­gia sek­su­al­na kie­ru­je się na dziec­ko. Może to być wy­tłu­ma­cze­nie tych przy­pad­ków, w któ­rych du­chow­ny jed­no­ra­zo­wo do­pu­ścił się mo­le­sto­wa­nia. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych, jak wy­ni­ka z ra­por­tu Joh­na Jaya, któ­ry po­wstał, by okre­ślić ska­lę zja­wi­ska, po­nad po­ło­wa księ­ży pe­do­fi­lów była oskar­żo­na o po­je­dyn­cze przy­pad­ki na­pa­sto­wa­nia. Tym­cza­sem stu czter­dzie­stu dzie­wię­ciu re­cy­dy­wi­stów „za­li­czy­ło” 2,9 ty­sią­ca ofiar. Ich po­stę­po­wa­nie trud­no tłu­ma­czyć tyl­ko ce­li­ba­tem.

War­to tu za­trzy­mać się na ra­por­cie ko­mi­sji Ad­ria­ens­sen­sa w Bel­gii. Bel­gij­ski psy­chia­tra tłu­ma­czy, dla­cze­go pe­do­fi­lia może sto­sun­ko­wo czę­sto wy­stę­po­wać wśród księ­ży. Zda­rza­li się du­chow­ni, któ­rzy do­pu­ści­li się tych czy­nów z po­wo­du ce­li­ba­tu – jak tłu­ma­czy Ad­ria­ens­sens – ale do­pu­ści­li się ich in­cy­den­tal­nie i w od­róż­nie­niu od re­gu­lar­nych spraw­ców od­czu­wa­li ulgę, kie­dy mo­gli o tym roz­ma­wiać przed jego ko­mi­sją. To in­a­czej niż ci, dla któ­rych rola księ­dza na­uczy­cie­la była atrak­cyj­na ze wzglę­du na ich pe­do­fil­skie skłon­no­ści. Ad­ria­ens­sens wy­cią­ga na­stę­pu­ją­cy wnio­sek: „Fak­to­rem ry­zy­ka nad­uży­cia sek­su­al­ne­go w Ko­ście­le jest to, że kom­bi­na­cja wła­dzy i sza­cun­ku mo­gła przy­cią­gać pe­wien typ czło­wie­ka. Wy­da­je się, że cho­dzi tu o męż­czyzn z za­bu­rze­niem oso­bo­wo­ścio­wym, któ­rzy zna­leź­li w pro­fi­lu księ­dza na­uczy­cie­la moż­li­wość scho­wa­nia swo­jej nie­pew­nej oso­by za fa­sa­dą wy­so­ce sza­no­wa­ne­go mo­ral­ne­go au­to­ry­te­tu. Ich orien­ta­cja sek­su­al­na kie­ro­wa­na na dzie­ci i mło­dzież zna­la­zła w tym peł­ną moż­li­wość re­ali­zo­wa­nia”⁷.

Nie ma po­wo­dów, by są­dzić, że w Pol­sce mia­ło­by być in­a­czej. Tu wpraw­dzie nie było in­ter­na­tów, ale i bez tego du­chow­ni mie­li i mają do­stęp do dzie­ci: mi­ni­stran­tu­ra, lek­cje re­li­gii, obo­zy, przy­go­to­wa­nie do pierw­szej ko­mu­nii. Gru­pą naj­bar­dziej na­ra­żo­ną na ry­zy­ko spo­tka­nia z nie­wła­ści­wym księ­dzem byli mi­ni­stran­ci. Z jed­nym wy­jąt­kiem (Ra­to­wał mnie pro­boszcz) wszy­scy męż­czyź­ni, któ­rzy opo­wia­da­ją w tej książ­ce swo­je hi­sto­rie, peł­ni­li wła­śnie tę funk­cję.

Po­nad­to księ­ża mie­li w la­tach PRL-u coś, cze­go nie mie­li du­chow­ni na Za­cho­dzie: na tle ota­cza­ją­ce­go ich spo­łe­czeń­stwa byli le­piej sy­tu­owa­ni ma­te­rial­nie. Wą­tek ten bar­dzo czę­sto wra­ca w opo­wie­dzia­nych przez ofia­ry hi­sto­riach. „Mó­wi­li: do­sta­niesz tam kieł­ba­sę, mąkę… Bo za­wsze przy­cho­dzi­ły te pacz­ki ze Sta­nów i tam róż­ne pro­duk­ty wy­dzie­la­no. Jako mi­ni­strant mia­łem tam – w cu­dzy­sło­wie – lep­szy do­stęp do ta­kich rze­czy” (Nie było Te­le­ran­ka). „Ob­da­ro­wy­wał nas róż­ny­mi tam rze­cza­mi, któ­rych nor­mal­nie nie mo­gli­śmy do­stać” (Pro­te­stant). „Czę­sto­wał nas sło­dy­cza­mi” (Kleks). Cie­ka­wym ele­men­tem w tym kon­tek­ście oka­zu­je się ma­gne­to­wid. „Ksiądz miał faj­ne fil­my” (Pod klucz); „U księ­dza moż­na było oglą­dać me­cze”⁸. Sło­dy­cze, ko­lo­ro­we ksią­żecz­ki, fil­my – w sza­rej rze­czy­wi­sto­ści PRL-u ksiądz na ple­ba­nii miał do za­ofe­ro­wa­nia „coś eks­tra”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: