Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziwny jest ten świat - ebook

Data wydania:
30 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dziwny jest ten świat - ebook

„Człowiek, który przestaje się dziwić, jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia” – pisał Ryszard Kapuściński. Mimo iż coraz lepiej poznajemy świat, nie przestaje nas ciekawić. W miesięczniku „Focus” piszemy o miejscach i ludziach, którzy nas fascynują i ich zwyczajach, tak bardzo odmiennych od naszych.
Z tej książki dowiecie się m.in.:
- Gdzie wędzi się przodków?
- Jak żyje się w rodzinie wielojęzycznej?
- Dlaczego Japończycy hodują żuki?
- Kto wykopuje zwłoki? 
- Czy można założyć własne państwo?

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7778-654-3
Rozmiar pliku: 482 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Odwrócona mi­ska

Zgod­nie z za­sadą nie­sto­so­wa­nia prze­mo­cy, bud­dyj­ski mnich nie pod­nie­sie ręki na dru­gie­go człowie­ka. Ma jed­nak inne spo­so­by, by go upo­mnieć, napiętno­wać i wy­mie­rzyć spra­wie­dli­wość – w tym lub następnym życiu.

au­tor Ka­zi­mierz Pyt­ko

Birma to kraj o naj­bar­dziej dzi­wacz­nym ustro­ju na świe­cie. Sys­tem stwo­rzo­ny przez rządzącą Birmą od pół wie­ku juntę woj­skową określa się najczęściej jako to­ta­li­tar­ny so­cja­lizm, co na­tych­miast na­su­wa sko­ja­rze­nia z reżima­mi w ZSRR, Chi­nach czy Ko­rei Północ­nej. Bir­mańscy ge­ne­rałowie fak­tycz­nie odwołują się nie­kie­dy do Mark­sa, Le­ni­na i Mao Ze­don­ga, w odróżnie­niu od nich nie są jed­nak ate­ista­mi, lecz gor­li­wy­mi bud­dy­sta­mi. Nie niszczą więc świątyń, lecz je pie­czołowi­cie od­na­wiają i nie­ustan­nie bu­dują nowe; nie prześla­dują du­chow­nych, lecz za­bie­gają o ich względy; kie­rują się ide­ami tzw. na­uko­we­go ko­mu­ni­zmu, lecz ważniej­sze de­cy­zje po­dej­mują po kon­sul­ta­cji z klasz­tor­ny­mi wróżbi­ta­mi.

Efek­tem tego wy­mie­sza­nia ma­te­ria­li­zmu z magią jest bud­dyj­sko-so­cja­li­stycz­na dyk­ta­tu­ra woj­sko­wa, a fi­la­ra­mi, na których wspie­ra się ten dzi­woląg, są je­dy­ne zor­ga­ni­zo­wa­ne siły w państwie: 400-tysięczna ar­mia i dorównująca jej li­czeb­nością rze­sza mnichów. Obie potęgi żyją w swo­istej sym­bio­zie – woj­sko­wi prze­ka­zują hoj­ne do­ta­cje klasz­to­rom, mni­si, przyj­mując dat­ki, le­gi­ty­mi­zują ich rządy.

SZLA­CHET­NA DRO­GA

Bud­dyzm wyrósł z tra­dy­cji hin­du­izmu. Bud­da sku­pił się przede wszyst­kim na po­zna­wa­niu przy­czyn cier­pie­nia i spo­sobów ich prze­zwy­ciężania. W pierw­szym ka­za­niu, które po „prze­bu­dze­niu” wygłosił do uczniów, przed­sta­wił Czte­ry Praw­dy o Cier­pie­niu.

Pierw­sza głosi, że wszyst­ko, co się ro­dzi, musi umrzeć, więc każda żyjąca isto­ta jest ska­za­na na cier­pie­nie.

Dru­ga wyjaśnia, że źródłem cier­pie­nia są pra­gnie­nia, zwłasz­cza żądza życia, przy­jem­ności i po­sia­da­nia.

Trze­cia mówi, że je­dy­nym spo­so­bem za­po­bie­ga­nia skut­kom cier­pie­nia jest li­kwi­da­cja pra­gnie­nia.

Czwar­ta po­ka­zu­je drogę wiodącą do tego celu, którą Bud­da na­zwał Szla­chetną Ośmio­raką Ścieżką. Podążający nią ucznio­wie wie­dli początko­wo żywot wędrow­nych ascetów, a w po­rze desz­czo­wej zbie­ra­li się w schro­nie­niach, które bu­do­wa­li, lub ko­rzy­sta­li z gościny u lu­dzi świec­kich. Pod ko­niec IV wie­ku p.n.e. niektóre wspólno­ty na­brały stałego cha­rak­te­ru, dając początek klasz­to­rom. Na miej­sce osie­dle­nia mni­si wy­bie­ra­li najczęściej wznie­sie­nia. Klasz­to­ry roz­ra­stały się, stając się z cza­sem cen­tra­mi kul­tu­ro­wy­mi i na­uko­wy­mi.

„To jest świąty­nia bud­dyj­ska, po­tem pokażę ci woj­skową” – mówił z iro­nią mnich, który opro­wa­dzał mnie po pa­go­dzie Shwe­da­gon w bir­mańskim Ran­gu­nie. Shwe­da­gon to je­den z cudów świa­ta. Ol­brzy­mi kom­pleks składa się z kil­ku­dzie­sięciu ka­plic i pa­wi­lonów wypełnio­nych posągami Bud­dy, w jego cen­trum wzno­si się 98-me­tro­wa stu­pa, po­kry­ta złotem, zwieńczo­na iglicą wy­sa­dzaną szla­chet­ny­mi ka­mie­nia­mi. Waga złotych płytek prze­kra­cza 9 ton, a licz­ba klej­notów sięga 8 tys., w tym 4,5 tys. dia­mentów. Tę górę skarbów wznie­sio­no w miej­scu złożenia bez­cen­nej dla wier­nych re­li­kwii – ośmiu włosów Bud­dy. „Woj­skową” świątynię Maha Wi­zaya zbu­do­wa­no nie­mal po sąsiedz­ku. Ufun­do­wał ją dyk­ta­tor i twórca bud­dyj­skie­go so­cja­li­zmu ge­ne­rał Ne Win. Chciał dorównać dziełu daw­nych władców, więc nie poskąpił środków. Złote sym­bo­le obu bir­mańskich potęg wręcz nie­przy­zwo­icie kon­tra­stują z mia­stem, które poraża ubóstwem. Według Ne Wina i jego następców tak właśnie po­win­na wyglądać dro­ga do bud­dyj­skie­go so­cja­li­zmu, u której kre­su całe państwo upodob­ni się do klasz­to­ru, a społeczeństwo do wspólno­ty mnichów.

Ukry­ta siła

Bud­dyj­skim mni­chem lub mniszką może zo­stać każdy, kto zde­cy­du­je się żyć według „dzie­sięciu za­le­ceń”, czy­li wy­rzek­nie się: prze­mo­cy, sek­su, al­ko­ho­lu, kłam­stwa, tańca, ozdób, wy­god­ne­go spa­nia, posiłków poza wy­zna­czoną porą, złota i po­sia­da­nia dóbr, które nie zo­stały mu ofia­ro­wa­ne.

Do no­wi­cja­tu najczęściej od­da­wa­ni są 8-, 10-let­ni chłopcy, którzy po około 10 la­tach na­uki zo­stają wyświęceni. Ślubów za­kon­nych nie składa się jed­nak dożywot­nio i w do­wol­nej chwi­li, bez ja­kich­kol­wiek kon­se­kwen­cji, można opuścić klasz­tor.

Bud­dy­sta po­wi­nien żyć w taki sposób, by pomóc du­szy w wy­zwo­le­niu z koła ko­lej­nych wcie­leń i dążeniu do nir­wa­ny. Prze­szkodę w osiągnięciu tego celu sta­no­wi przy­wiąza­nie do spraw do­cze­snych. To ono jest po­wo­dem po­now­nych na­ro­dzin, gdyż wszyst­ko, co człowiek czy­ni, po­zo­sta­wia w du­szy nie­za­tar­ty ślad, a suma tych uczynków – kar­man – de­cy­du­je o jej pośmiert­nych lo­sach. Tym mar­niej­szych, im częściej jej po­sia­dacz ule­gał przy­ziem­nym żądzom i emo­cjom.

KSIĄŻĘ BUD­DA

Założyciel bud­dy­zmu po­cho­dził z książęcego rodu, na­zy­wał się Sid­dhar­tha Gau­ta­ma i żył na przełomie VI–V wie­ku p.n.e. Według tra­dy­cji mat­ka miała przed po­ro­dem sen, w którym przyszły Bud­da wniknął do jej łona jako biały słoń o sześciu kłach. Chłopiec po na­ro­dze­niu stanął na no­gach i prze­szedł sie­dem kroków w czte­rech kie­run­kach, biorąc sym­bo­licz­nie świat w po­sia­da­nie. Pe­wien asce­ta prze­po­wie­dział wówczas, że zo­sta­nie albo wiel­kim władcą, albo zba­wi­cie­lem świa­ta. Oj­ciec wolał wa­riant pierw­szy i chcąc uchro­nić syna od po­zna­nia bo­le­snej praw­dy o świe­cie, za­mknął go w pałacu, za­pew­niając mu luk­su­so­we życie. Gdy jako mężczy­zna książę opuścił jego mury, spo­tkał ko­lej­no: star­ca, cho­re­go, zmarłego na ma­rach i ascetę. W ten sposób do­wie­dział się, że ist­nie­je sta­rość, cier­pie­nie, śmierć oraz dające spokój wy­rze­cze­nie. Aby zro­zu­mieć przy­czy­ny tych zja­wisk, po­rzu­cił ro­dzinę i przez sześć lat wiódł życie wędrow­ne­go asce­ty. W końcu usiadł pod drze­wem i po­sta­no­wił me­dy­to­wać tak długo, aż po­zna Prawdę. Był ku­szo­ny przez księcia de­monów Marę, ale oparł mu się i po sied­miu ty­go­dniach osiągnął stan prze­bu­dze­nia, stając się Buddą. W Sar­nath wygłosił pierw­sze ka­za­nie do pięciu uczniów, którym prze­ka­zał uzy­skaną wiedzę, po czym wysłał ich w świat, by ją głosi­li. Sam też zaczął na­uczać, prze­mie­rzając In­die i czy­niąc cuda. Zmarł w wie­ku ok. 80 lat. Jego ciało pod­da­no kre­ma­cji, po której po­zo­stał tyl­ko popiół i zęby. Te szczątki stały się re­li­kwia­mi. Wyjątkową czcią ota­cza­ne są świąty­nie w Kan­dy (Sri Lan­ka), gdzie prze­cho­wy­wa­ny jest ząb Bud­dy, i Shwe­da­gon w Ran­gu­nie, w której jest osiem jego włosów.

Za bam­bu­sową kur­tyną

Naj­mniej oka­zji do du­cho­we­go ska­la­nia mają mni­si, dla­te­go wie­lu mężczyzn, chcąc cho­ciaż trochę po­pra­wić swoją du­chową kon­dycję, sta­ra się przy­najm­niej raz w życiu spędzić pe­wien czas w klasz­to­rze. Zewnętrznym wy­ra­zem tej de­cy­zji jest ogo­le­nie głowy i przy­wdzia­nie sza­fra­no­wych lub pur­pu­ro­wych szat. Możliwość po­wro­tu do sta­nu świec­kie­go spra­wia, że w kra­jach bud­dyj­skich licz­ba mnichów jest ol­brzy­mia, w Ty­be­cie na początku XX wie­ku sta­no­wi­li aż 15 proc. całej po­pu­la­cji, we współcze­snej Bir­mie nie­mal 1 proc.

O ich zna­cze­niu de­cy­du­je jed­nak nie tyl­ko licz­ba. Mni­si wypełniają wie­le ważnych po­win­ności re­li­gij­nych i społecz­nych: udzie­lają błogosławieństwa pod­czas ce­re­mo­nii, po­ma­gają w roz­strzy­ga­niu sporów, służą radą w trud­nych sy­tu­acjach, zaj­mują się edu­kacją dzie­ci. Po­nie­waż nie po­sia­dają ni­cze­go, utrzy­mują się tyl­ko z tego, co ofia­rują im wier­ni. Każdego ran­ka z klasz­torów wy­chodzą ko­ro­wo­dy mnichów z żebra­czy­mi mi­ska­mi w dłoniach. Wier­ni cze­kają na nich, chylą po­kor­nie głowy i prze­ka­zują je­dze­nie. Dla bud­dy­sty da­wa­nie jałmużny jest jed­nym z naj­ważniej­szych spo­sobów gro­ma­dze­nia du­cho­wych zasług. Przyj­mując ofiarę, mni­si dają więc świec­kim współwy­znaw­com szansę na lep­sze życie po po­now­nych na­ro­dzi­nach. Ale mogą też odwrócić miskę do góry dnem i odmówić. To tak, jak­by ksiądz odmówił roz­grze­sze­nia. Ta możliwość daje im ogromną siłę.

Ufun­do­waną przez juntę świątynię Maha Wi­zaya obej­rzałem tyl­ko z da­le­ka, przed bramą za­trzy­mał nas pa­trol woj­sko­wy. Mój prze­wod­nik nie wyglądał na za­sko­czo­ne­go – chciał, żebym zo­ba­czył właśnie to. Reżim ma wszędzie swo­ich agentów i lu­dzie boją się roz­ma­wiać z cu­dzo­ziem­ca­mi. Wie­lu rze­czy trze­ba się więc domyślać.

„Dzie­dzińce i pa­wi­lo­ny pa­go­dy Shwe­da­gon za­wsze są pełne wier­nych i piel­grzymów, w Maha Wi­zaya lu­dzie zbie­rają się tyl­ko pod­czas ofi­cjal­nych uro­czy­stości państwo­wych” – dał do zro­zu­mie­nia, że dar władcy zo­stał co praw­da przyjęty, ale z mie­sza­ny­mi uczu­cia­mi.

Sto­sun­ki mnichów i ge­ne­rałów od wpro­wa­dze­nia dyk­ta­tu­ry w roku 1962 układały się właśnie w tak dwu­znacz­ny sposób. Łączyła ich idea państwa bud­dyj­skie­go, które uchro­ni społeczeństwo przed szko­dli­wy­mi wpływa­mi z za­gra­ni­cy. Wy­ci­szo­na Bir­ma miała sta­no­wić prze­ci­wieństwo prze­siąkniętej sek­sem, al­ko­ho­lem i nar­ko­ty­ka­mi sąsied­niej Taj­lan­dii.

Ge­ne­rał Ne Win urze­czy­wist­niał jed­nak tę wizję me­to­da­mi nie­mającymi nic wspólne­go z re­li­gią, która od­rzu­ca prze­moc i przy­mus. Za­mknął gra­ni­ce, wpro­wa­dził ry­go­ry­styczną cen­zurę, zde­le­ga­li­zo­wał opo­zycję, bez­względnie tłumił wszel­kie próby opo­ru. Szczel­nie od­izo­lo­wał Birmę. Dzien­ni­ka­rze, którzy bez­sku­tecz­nie próbo­wa­li się do niej prze­do­stać, pi­sa­li, że zo­stała zasłonięta „bam­bu­sową kur­tyną”. Skut­ki ta­kiej po­li­ty­ki łatwo prze­wi­dzieć. Za­miast siel­skie­go klasz­to­ru – po­nu­ry obóz.

W cza­sach ko­lo­nial­nych i pierw­szych la­tach nie­pod­ległości Bir­ma należała do naj­bo­gat­szych krajów południo­wo-wschod­niej Azji, była czołowym pro­du­cen­tem ryżu, znaczącym eks­por­te­rem gazu, cyn­ku, ka­mie­ni szla­chet­nych. Trze­ba się było na­prawdę nieźle na­tru­dzić, by ze­pchnąć ją do po­zio­mu jed­ne­go z naj­uboższych krajów świa­ta. W re­zul­ta­cie po­czy­nań bud­dyj­skich so­cja­listów w mun­du­rach połowa społeczeństwa żyje poniżej mi­ni­mum eg­zy­sten­cji. Ni­cze­go nie bra­ko­wało je­dy­nie ar­mii, na którą kon­se­kwent­nie prze­zna­cza­no czter­dzieści pro­cent budżetu państwa.

ŻYWE PO­CHOD­NIE

Naj­bar­dziej dra­styczną me­todę pro­te­stu sto­so­wa­li bud­dyj­scy mni­si w Wiet­na­mie. 11 czerw­ca 1963 roku na jed­nym z placów Saj­go­nu zor­ga­ni­zo­wa­li milczącą de­mon­strację prze­ciw­ko sko­rum­po­wa­nym i de­spo­tycz­nym rządom pre­zy­den­ta Ngo Dinh Die­ma. Ob­ser­wo­wa­li ją za­gra­nicz­ni dzien­ni­ka­rze, po­wia­do­mie­ni wcześniej przez opo­zycję, że wy­da­rzy się coś dra­ma­tycz­ne­go. W południe na plac pod­je­chał sa­mochód, z którego wy­siadł sędzi­wy, 73-let­ni mnich Thich Qu­and Duc, to­wa­rzy­szyło mu dwóch młodych du­chow­nych. Obaj nieśli ka­ni­stry. Sta­rzec usiadł w po­zy­cji lo­to­su i pogrążył się w mo­dli­twie. Z niezmąco­nym spo­ko­jem od­cze­kał, aż mni­si wy­leją na jego sza­ty ben­zynę, po czym wyjął za­pal­niczkę i pod­pa­lił się. Wyjaśniając mo­ty­wy tego de­spe­rac­kie­go czy­nu, mnich Nhat Han na­pi­sał w liście do na­ro­du ame­ry­kańskie­go: „Wiet­nam­ski mnich do­ko­nu­je sa­mo­spa­le­nia, żeby znosząc naj­większe możliwe cier­pie­nie, wy­ra­zić sprze­ciw wo­bec zła. Jego ce­lem nie jest śmierć, lecz po­ru­sze­nie ludz­kich su­mień”. Thich osiągnął cel, gdyż wy­ko­na­ne przez dzien­ni­ka­rzy zdjęcia wstrząsnęły świa­tem. Do­pro­wa­dziły także do zmia­ny po­li­ty­ki Stanów Zjed­no­czo­nych, które wy­co­fały po­par­cie dla Ngo Dinh Die­ma, co skłoniło jego prze­ciw­ników do prze­pro­wa­dze­nia za­ma­chu sta­nu. Pre­zy­dent zo­stał oba­lo­ny i roz­strze­la­ny. Jego następcy oka­za­li się nie­wie­le lep­si, ale później­sze pro­te­sty (sa­mo­spa­le­nia do­ko­nało sied­miu mnichów) nie wpłynęły już na bieg hi­sto­rii. W 1975 roku swój sprze­ciw wo­bec dyk­ta­tu­ry ko­mu­ni­stycz­nej w po­dob­ny sposób za­de­mon­stro­wało 12 bud­dystów. Je­dyną re­akcją reżimu było ukry­cie przed społeczeństwem wszel­kich in­for­ma­cji o tym wy­da­rze­niu.

Ma­gicz­ne licz­by

Jun­ta nie li­czyła się z ni­kim i z ni­czym – prócz mnichów. Wy­ni­kało to po części z re­li­gij­ności ge­ne­rałów, po części z pamięci o hi­sto­rii. Jed­nym z bo­ha­terów na­ro­do­wych Bir­my jest mnich U Wi­sa­ra, który w 1929 roku napiętno­wał po­li­tykę bry­tyj­skich ko­lo­ni­za­torów. Za an­tyrządowe przemówie­nia zo­stał aresz­to­wa­ny, ale nie ugiął się. W więzie­niu podjął strajk głodo­wy i po pięciu mie­siącach zmarł. Wieści o jego męczeństwie obiegły kraj i nie­spełna rok później do­pro­wa­dziły do wy­bu­chu po­wsta­nia. Wśród przywódców re­be­lii zna­lazło się wie­lu mnichów, którzy co praw­da nie wal­czy­li z bro­nią, ale wspie­ra­li du­cho­wo i za­grze­wa­li do boju zbun­to­wa­nych chłopów. An­gli­cy z tru­dem opa­no­wa­li sy­tu­ację, nig­dy już jed­nak nie od­zy­ska­li pełnej kon­tro­li nad kra­jem.

Ge­ne­rał Ne Win bał się powtórze­nia tego sce­na­riu­sza. Wszel­ki­mi spo­so­ba­mi sta­rał się okiełznać mnichów, na prze­mian ich hołubiąc i za­stra­szając. Reżimo­we ga­ze­ty nie­mal co­dzien­nie in­for­mo­wały o da­rach prze­ka­za­nych klasz­to­rom przez woj­sko­wych, moc­no pod­kreślając, że ofia­ry zo­stały przyjęte. Była to czy­tel­na alu­zja, że du­chow­ni ak­cep­tują ich rządy. Cen­zu­ra nie po­zwa­lała jed­nak na żadne wzmian­ki o oko­licz­nościach, w ja­kich przyj­mo­wa­no woj­skową jałmużnę. Tym­cza­sem Ne Win opra­co­wał własną wykładnię bud­dy­zmu, która unie­możli­wiała od­mowę pod groźbą dra­końskich kar.

Według Han­sa Bern­da Zöllne­ra, wykładow­cy In­sty­tu­tu Azji i Afry­ki uni­wer­sy­te­tu w Ham­bur­gu, jed­ne­go z nie­wie­lu znawców so­cja­li­zmu bud­dyj­skie­go, isto­ta tej wykładni spro­wa­dza się do następującego ro­zu­mo­wa­nia: „Obo­wiązkiem mni­cha jest życie w czy­stości. Po­li­ty­ka to sfe­ra związana z do­cze­snością, której mnich się wy­rze­ka. Jeśli za­tem od­ma­wia przyjęcia jałmużny, wyraża sprze­ciw wo­bec woli władz, czy­li po­dej­mu­je działanie o cha­rak­te­rze po­li­tycz­nym. Ozna­cza to, że łamie reguły za­kon­ne i sta­wia się poza klasz­torną wspólnotą. W kon­se­kwen­cji państwo, które stoi na straży czy­stości za­sad re­li­gij­nych, ma pra­wo go uka­rać”.

Woj­sko wkra­czało więc do klasz­torów i wy­pro­wa­dzało ich nie­po­kor­nych miesz­kańców; po wie­lu za­ginął ślad. Krążyły pogłoski, że wywożono ich do dżungli, pod­da­wa­no wymyślnym tor­tu­rom, pa­lo­no lub za­ko­py­wa­no żyw­cem. Kol­por­terów tych plo­tek bez­pie­ka nie ścigała, gdyż pod­sy­ca­li at­mos­ferę stra­chu, co służyło reżimo­wi. Na litość nie mo­gli na­to­miast li­czyć ci, którzy do­wo­dzi­li, że po­win­nością mnichów jest nie­sie­nie ulgi w cier­pie­niu, a po­li­ty­ka jun­ty ska­zu­je na nie co­raz więcej lu­dzi.

Ge­ne­rał Ne Win zda­wał so­bie sprawę z na­ra­stającego nie­za­do­wo­le­nia. Jak każdy do­gma­tyk nie zmie­niał jed­nak poglądów, lecz szu­kał dla nich do­dat­ko­we­go uza­sad­nie­nia. Nie­pew­ny własne­go losu w tym i następnych wcie­le­niach oto­czył się kręgiem wróżbitów i astro­logów, od których się z cza­sem całko­wi­cie uza­leżnił. De­cy­do­wał o lo­sach mi­lionów lu­dzi, ale sam stał się nie­wol­ni­kiem yadaya chay – sta­ro­bir­mańskiej ma­gii liczb. Święcie wie­rzył, że szczęście przy­no­si mu dzie­wiątka i naj­ważniej­sze de­cy­zje po­dej­mo­wał dzie­wiątego dnia mie­siąca. Po­sunął się na­wet do tego, że kazał wy­co­fać z obie­gu sta­re bank­no­ty i wpro­wa­dzić nowe, o no­mi­nałach będących wie­lo­krot­nością „szczęśli­wej dzie­wiątki” – 45 i 90 kyatów.

Ma­gicz­ny bi­lans także jed­nak mu­siał wyjść na zero, więc dzie­wiątka miała swo­je prze­ci­wieństwo w po­sta­ci fe­ral­nej ósem­ki. Krótko po re­for­mie wa­lu­to­wej, która po­zba­wiła Bir­mańczyków ostat­nich oszczędności, wróżbici ostrze­gli Ne Wina, że zbliża się wyjątko­wo nie­bez­piecz­ny dla nie­go dzień aż czte­rech óse­mek – 8.08.1988 roku. Dyk­ta­tor tak się tym przejął, że uprze­dzając ka­ta­strofę, dwa mie­siące wcześniej zrzekł się władzy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: