Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Or­ło­we Gniaz­do - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
12,81

Or­ło­we Gniaz­do - ebook

Cie­bie Or­le na pa­tro­na go­dła swo­je­go so­bie bio­rę. To ja mu na to tak po­wia­dam: Ta­koż so­bie ga­dasz knia­ziu, ja­ko­byś mnie to ku­pił so­bie. A czyś ty go­dzien jest, aby to mój wi­ze­ru­nek w go­dle i na cho­rą­gwiach swo­ich no­sić?. A Lech na to tak pręd­ko po­wia­da: Przy­się­gę Ci, Or­le Bia­ły, za­raz na to zło­żę. I tak po­wie­dział, rę­kę na ser­cu po­ło­żyw­szy: Cie­bie, Or­le Bia­ły, ja­ko pa­tro­na i go­dło pań­stwa Po­lan na wie­ki so­bie bio­rę i przy­się­gam ho­no­rem swo­im, że nie opusz­czę Cię w po­trze­bie ni w bo­ju, a wol­no­ści two­jej i zie­mi tej bę­dę wier­ny do ostat­niej krwi kro­pli ży­wo­ta mo­je­go

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8041-038-1
Rozmiar pliku: 5,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Or­ło­we gniaz­do

Jest ty­sięcz­ny rok Pań­ski. Za­po­wia­dał się ci­chy i mi­ły dzień w pań­stwie Po­lan. Na po­lach top­nia­ły śnie­gi, spod nich czer­ni­ła się zie­mia. Śnieg w ka­łu­że się za­mie­niał szyb­ko i stru­my­ka­mi pły­nął we­so­ło i świe­ci­ły się zło­to we wsta­ją­cym brza­sku. Słoń­ce wiel­kie wscho­dzi­ło czer­wo­nym bla­skiem i za­la­ło ca­ły wid­no­krąg świa­tłem po­ran­ka, świat bu­dził się ze snu po no­cy mroź­nej jesz­cze. W za­gro­dach oko­licz­nych by­dło po­ry­ki­wa­ło, z kniei le­żą­cej w po­bli­żu ba­so­wy ryk tu­ra się po­to­czył i od­bił echem po oko­li­cy. Kmie­cie szli raź­no do kró­wek swo­ich po mle­ko dla dzia­twy, pta­ki ćwier­ka­ły gło­śniej niż zwy­kle, z ko­mi­nów cha­łup strze­chą kry­tych dy­my cią­gnę­ły się do nie­ba le­ni­wie, mi­ły i pięk­ny wi­dok roz­po­ście­rał się z wy­so­kich drzew na ca­łą oko­li­cę, spo­kój i ci­sza na­oko­ło pa­no­wa­ła bło­ga, gród bu­dził się ze snu do pra­cy i ży­cia wła­śnie. Tam też jesz­cze ja­kiś wi­dok był cie­ka­wy, dla oczu dwoj­ga by­strych, co z gó­ry oko­li­cę prze­glą­da­ły z uwa­gą i or­lim wzro­kiem, bo na po­bli­skim i dość wy­so­kim wzgó­rzu w pra­sta­rej sto­li­cy pań­stwa pol­skie­go sie­dział w ol­brzy­mim gnieź­dzie orzeł ca­ły bia­ły w ko­ro­nie i roz­glą­dał się do­oko­ła. W gro­dzie gru­bą pa­li­sa­dą oto­czo­nym, co Gnie­zno się zo­wie, od wie­ków wie­lu stoi ogrom­na ka­te­dra, imie­niem świę­te­go Woj­cie­cha na­zwa­na. Dzwo­ny za­czę­ły bić wła­śnie na jutrz­nię, i mni­si sznu­recz­kiem wcho­dzi­li do jej wnę­trza. A ho­rał gre­go­riań­ski po­pły­nął do­stoj­nie i do­no­śnie wy­so­ko do nie­ba. Przy ka­te­drze ro­sną dę­by roz­ło­ży­ste, sta­re jak ona sa­ma al­bo i star­sze od niej sa­mej. Któż to tam wie? Na dę­bie jed­nym wła­śnie, a naj­więk­szym ze wszyst­kich, u sa­mej gó­ry, wy­so­ko gniaz­do or­ła jest mi­ster­nie i pięk­nie z ga­łę­zi sple­cio­ne. W gnieź­dzie tym Król pta­ków, naj­więk­szy i naj­od­waż­niej­szy ze wszyst­kich, miesz­ka tam z kró­lo­wą i or­lę­ta­mi Ksią­żę­ta­mi.

Król i kró­lo­wa obo­je w płasz­czach z piór bie­lut­kich, jak śnie­giem przy­pró­szo­nych, co wła­śnie na po­lach top­niał. Orzeł Bia­ły sie­dzi tam do­stoj­nie w ko­ro­nie zło­ci­stej, dziób ma ogrom­ny zło­ty i szpo­ny ze zło­ta, a wzrok by­stry i groź­ny. Pa­trzy on wła­śnie na oko­li­cę, da­le­ko i czuj­nie, wzro­kiem ogar­nia swo­je kró­le­stwo, aby nikt nie­pro­szo­ny nie wlazł w je­go gra­ni­ce. Aku­rat i ten wład­ca prze­strze­ni nie­bie­skich ze snu się obu­dził przed chwi­lą. Skrzy­dła­mi ogrom­ny­mi mach­nął, po­pa­trzył do­ko­ła i za­krzyk­nął w ję­zy­ku or­łów coś ostro, aż głos po oko­li­cy echem zno­wu się od­bił, jak­by głos tu­ra chciał za­głu­szyć i po­wró­cił do nie­go. Służ­ba dwor­ska przy­fru­nę­ła pręd­ko do Pa­na, py­tać, czy mu cze­go nie trze­ba, ale te­mu wład­cy dziś co in­ne­go by­ło w gło­wie niź­li po­ran­ne zie­wa­nia, co nie­jed­ne­mu z dwo­rzan by­ło pierw­sze w zwy­cza­ju. Ten król pta­ków, któ­ry od sa­me­go za­ra­nia tej zie­mi był tu pa­nem, wład­cą i go­dłem w her­bie, przy­mknął oczy na chwi­lę i przy­po­mniał so­bie, jak tu się wszyst­ko po­czę­ło. A pa­mię­tał o tym, że sa­me­mu z or­lę­ta­mi Ksią­żę­ta­mi trud­no mu by­ło ogar­niać i osła­niać wiel­kie po­ła­cie kra­ju na­sze­go, a od ple­mie­nia pierw­szych Po­lan, Pol­ską zwa­ne. My­ślał i te­raz nad tym, jak to le­piej uczy­nić, a że mą­dro­ści był wiel­kiej ka­zał z sa­me­go ran­ka or­li­ko­wi, pa­cho­li-ko­wi swe­mu, wo­łać wo­je­wo­dów.

— Leć­że, mój Mać­ku mi­ły, ja­strzę­biów i so­ko­łów przy­wo­łaj. A nie­chaj mi szyb­ciej przy­la­tu­ją, bo to i ra­dy ich po­trze­bu­ję.

— Ju­że pę­dzę, mi­ło­ści­wy Pa­nie — od­parł Mać­ko re­zo­lut­nie. Kie­dy pta­ki szyb­ko na we­zwa­nie kró­lew­skie przy­by­ły, po­wia­da

Orzeł do nich mi­ło:

— Sia­daj­cie, moi dru­ho­wie wier­ni, wy­god­nie na ga­łę­zi przy mnie, je­no zwa­żaj­cie, co­by któ­ry nie zle­ciał z niej z hu­kiem.

So­kół i ja­strzę­bie po­pa­trza­ły po so­bie, jak­by rzec chcia­ły do Kró­la, co też to orzeł po­wia­da do nich, co to lot­ni­ka­mi by­li wśród pta­ków naj­lep­szy­mi. Zmil­cze­li jed­nak, co­by nie wy­słu­chać od pa­na swe­go hi­sto­ryj­ki ja­kiej, a uszom wo­je­wo­dów nie­mi­łej. Orzeł po­pa­trzał by­stro na ze­bra­nych i po­wie­dział:

— We­zwa­łem was, bo pil­na jest spra­wa. Mu­si­my tu o pań­stwa Po­lan i na­szej przy­szło­ści po­mó­wić, co­by ob­ce wro­ny nam tu nie la­zły, ja­ko do tej po­ry wła­zi­ły, kie­dy tyl­ko oczy od nich od­wró­cę. A czuj­ność na­szą z nie­ba spraw­dza­ją co­dzien­nie, dość moc­no mnie to już roz­gnie­wa­ło a ra­dy na to na ra­zie nie po­wzią­łem żad­nej. Wie­cie na pew­no moi mo­ści pa­no­wie wo­je­wo­do­wie, jak trud­no nam sa­mym gra­ni­ce zie­mi na­szej pol­skiej opa­trzyć, bo prze­ogrom­na to kra­ina, a wie­cie i to pew­no, że ja sam z wa­mi nie upil­nu­ję ziem na­szych, bo to i prze­cie na wschod­niej gra­ni­cy na­szej miesz­ka nasz ku­zyn da­le­ki, co or­le dwie — za­miast jed­nej — gło­wy po­sia­da, a że po­tęż­ne zie­mie ma pod wła­da­niem i bar­dzo jest prze­bie­gły, spo­glą­da chci­wie w na­sze stro­ny, raz jed­ną, to znów dru­gą gło­wą i pod­pa­tru­je, czy cze­goś za­brać się nie uda. Z za­chod­niej zaś stro­ny, od Od­ry, rze­ki na­szej gra­nicz­nej miesz­ka nasz są­siad naj­gor­szy ze wszyst­kich, dra­pież­ny, co to z czar­nych or­łów się wy­wo­dzi i tyl­ko pa­trzy nie­cier­pli­wie, aby na nas na­paść nie­spo­dzia­nie i wy­drzeć nam, co nie je­go, co nie­raz prze­cie wi­dzie­li­ście. A pew­na to rzecz, że da­lej tak bę­dzie, ja­ko drze­wiej by­wa­ło, bo to i sam Ksią­żę Miesz­ko Pierw­szy cią­gle miał z ni­mi ro­bo­tę, choć chrzest przy­jął w 966 ro­ku, to pod Ce­dy­nią Ho­do­na za­stę­py zno­sić mu­siał, bo czar­ny orzeł cią­gle wy­ma­wiał, że po­gań­ski nasz kraj i mie­czem go chciał krzy­ża na­uczać. A od cza­sów Zie­mo­wi­ta i pierw­szych Po­lan, cią­gle na­pa­dy na nas czy­ni. Nie­uży­ty to na­ród, co je­no szyb­ko szwar­go­ta, aż mnie mier­zi, i czar­ne­go or­ła wiel­bi, a nas zaś za nic ma­jąc. A i pod­stęp­ny jest ja­ko ma­ło kto we świe­cie, a na Po­lan już od nie­pa­mięt­nych cza­sów na­sta­je i mnie sa­me­mu sen z po­wiek nie­ustan­nie spę­dza.

— To­ście już, Pa­nie, nam przed chwi­lą rze­kli — prze­rwał so­kół.

— A po­wta­rzam wam, że­by­ście do­brze to spa­mię­ta­li so­bie i nie prze­ry­waj mi wa­sze, bo cię ber­łem przez pió­ro huk­nę. Dość mam na­praw­dę te­go, cho­cia­żem nie bar­dzo stra­chli­wy. Nie­raz, ja­kom le­ciał gra­nic na­szych z gó­ry bez­pie­czeń­stwa pa­trzyć, uło­wić mnie kru­ki czar­ne­go or­ła chcie­li, a roz­dzio­bać w strzę­py, ale choć by­ło ich za­wsze wie­lu, pierz­cha­li śpiesz­nie, skrzy­dła­mi w miej­scu ma­cha­jąc od stra­chu, a hil­fe kra­ka­li, kie­dym po­pę­dził któ­re­go co od­waż­niej-sze­go. Przed set­ni­kiem uda­wał, że or­ła po­go­ni, gdzie pieprz ro­śnie, ale ba­li się mnie i bo­ją do dziś dnia. Choć uda­ją, że praw­da to nie jest żad­na, a to, co mó­wię to dla nich baj­ka ja­kaś.

Ki­wa­li gło­wa­mi wo­je­wo­do­wie, ale nic nie mó­wi­li, bo by­ło w zwy­cza­ju ra­czej, że nikt wła­ści­wie bez po­zwo­leń­stwa i nie­py­ta­ny dzio­ba w tym kró­le­stwie nie otwie­rał i bez po­trze­by nim nie kła­pał i ci­cho był, kie­dy orzeł mó­wi. Ale Ja­strzę­biec si­wy naj­wyż­szą god­ność wśród dwo­rzan Or­ła Bia­łe­go czy­nią­cy, za­py­tał znie­nac­ka i na­gle:

— Wa­sza mi­łość, po­wia­daj­cie nam, ja­ko to od po­cząt­ku sa­me­go by­wa­ło? Co i gdzie? Ano tu­taj, ja­ko­ście, Pa­nie, te zie­mie w po­sia­da­nie ob­ję­li? Jak by­ło? Od­parł Orzeł:

— Ano cał­kiem zwy­czaj­nie by­ło, jam tu za­wsze gniaz­do swo­je miał i or­ły z ro­du mo­je­go, i za­wsze tu gniaz­do na­sze by­ło, bo i gród na do­le tak się sa­mo prze­cież zo­wie. Je­no jak przy­szedł tu kniaź Lech z brać­mi swy­mi, roz­gląd­nął się do­ko­ła i spoj­rzał na drze­wo do gó­ry. Jak mnie zo­ba­czył, to za­nie­mó­wił przez chwi­lę. I za­krzyk­nął do mnie z do­łu: „Or­le Bie­lu­teń­ki, coś ty ta­ki in­ny ja­kiś i bia­ły ca­ły? Do or­łów in­nych nie je­steś nic po­dob­ny. A bia­lu­sień­ki ja­ko śnieg na po­lu?". Ja mu na to po­wia­dam: „A to­bie co do te­go? Ta­kim już mnie mat­ka mo­ja w gnieź­dzie po­czę­ła, a jak oba­czy­ła, że moi bra­cia in­nej ma­ści są niź­li ja, po­wia­da do oj­ca me­go: »Dziw ten syn nasz ja­kiś i do in­nych or­łów nie przy­sta­je«. Na to ociec mój po­wia­da jej­mo­ści: »Pew­nie wiel­kim kimś ma być i ta­ki ja­kiś orzeł nam się po­czął, ca­ły bia­ły, a nie ja­ko my, co gło­wy bia­łe je­no ma­my«". Na co Kniaź Lech za­krzyk­nął do mnie z do­łu: „Mnie się bar­wa tam two­ja bar­dzo po­do­ba, a dziób i szpo­ny, cze­mu też masz zło­te?". „A bo co?" — po­wia­dam mu zno­wu na to. „Bom to nie wi­dział ni­g­dy or­ła bia­łe­go z dzio­bem zło­tym i z ta­ki­mi szpo­na­mi". „Toś pew­no i nie za du­żo w ży­ciu wi­dział, co?" — mó­wię mu. „A na wo­jow­ni­ka nie­zgor­sze­go wy­glą­dasz, co to nie­jed­ne­mu łup­nia dać mo­że" — mó­wi mi on.

Czym, po­wia­dam wam, ujął mnie so­bie od ra­zu i po­lu­bi­łem ja te­go Le­cha od pierw­sze­go spoj­rze­nia. I po­wia­da do mnie da­lej, w te sło­wa: „Chciał­bym i ja tu przy to­bie gniaz­do swo­je mieć. A co ty na to, Or­le Bia­ły?". To po­wia­dam ja do nie­go: „Po­do­ba­ją ci się mo­je szpo­ny zło­te i dziób mój zło­ty i ko­ro­na?". „Ano, i to jak jesz­cze! Jak w baj­ce ja­kiej wy­gląd masz or­le" — tak on mi po­wia­da. „Nor­mal­na to rzecz, wy­gląd mój" — mó­wię mu. „Jak­że to?" — py­ta on. — „To chy­ba cza­ry ja­kieś?". „Żad­ne to cu­da" — mó­wię mu, że aż tro­chę zgłu­piał i pa­trzył jak za­cza­ro­wa­ny. To mu na od­wa­gę po­wia­dam tak: „Je­śli wo­la Ci, knia­ziu mi­ły, ta­ka to mo­żesz za­miesz­kać so­bie pod dę­bem mo­im. Je­no nie prze­my­ślaj so­bie cza­sem w szko­dę mi wła­zić, bo szpo­ny mam ostre, a dziób moc­ny". Ta­kem mu po­wie­dział.

— A on, co na to? Po­wia­daj­cie Pa­nie.

— Po­pa­trzył się na mnie by­stro spod oka, za­śmiał się, wą­sa za­krę­cił i po­wia­da: „Bę­dziem ra­zem tu miesz­kać i ra­zem go­spo­da­rzyć, a pod ta­kim Or­łem śmia­łym ja­ko wi­dzę, kraj nasz kwit­nąć bę­dzie i Cie­bie Or­le na pa­tro­na go­dła swo­je­go so­bie bio­rę". To ja mu na to tak po­wia­dam: „Ta­koż so­bie ga­dasz knia­ziu, ja­ko­byś mnie to ku­pił so­bie. A czyś ty go­dzien jest, aby to mój wi­ze­ru­nek w go­dle i na cho­rą­gwiach swo­ich no­sić?". A Lech na to tak pręd­ko po­wia­da: „Przy­się­gę Ci, Or­le Bia­ły, za­raz na to zło­żę". I tak po­wie­dział, rę­kę na ser­cu po­ło­żyw­szy: „Cie­bie, Or­le Bia­ły, ja­ko pa­tro­na i go­dło pań­stwa Po­lan na wie­ki so­bie bio­rę i przy­się­gam ho­no­rem swo­im, że nie opusz­czę Cię w po­trze­bie ni w bo­ju, a wol­no­ści two­jej i zie­mi tej bę­dę wier­ny do ostat­niej krwi kro­pli ży­wo­ta mo­je­go". No tom po­wie­dział mu tak: „Osiądź więc tu przy mnie na wie­ki, a przy­się­gę two­ją przyj­mu­ję. Bo to z gę­by do­brze Ci pa­trzy i wia­rę na przy­się­gę two­ją dać mo­gę. Jak one­mu Cy­ga­ro­wi, co mnie ry­su­je". To on się mnie py­ta: „Ja­kie­mu zno­wu Py­ga­ro­wi, Or­le?". „A co ci do te­go, ja­kie­mu? Nie masz go tu jesz­cze. A nie bę­dę ci ga­dał po próż­ni­cy, bo i tak nie poj­miesz te­go. Je­no to wiedz, że ja prze­szłość i przy­szłość wi­dzę i wiem, ja­ka bę­dzie". „A jak to bę­dzie, Or­le Bia­ły, tu z na­mi na zie­mi tej?". „Po­wiem ci je­no knia­ziu, że lek­ko nie bę­dzie tu ni­g­dy". Zmar­twił się nie­co. Ale po­wia­da: „Da­my ra­dę, pod go­dłem two­im" To jesz­cze bar­dziej mi się spodo­bał. Jak przy­szedł, to i ostał się tu na za­wsze. Ród je­go aż do dnia dzi­siej­sze­go zie­mie te za­miesz­ku­je ra­zem z na­mi. Zaś póź­niej, po Le­chu, po­ro­dził się Piast, kmieć ubo­gi i od nie­go po­czy­na się ca­ła Pia­stów dy­na­stia, za­się kniaź z Pia­stów ro­du, Sie­mo­wit, ten ci to był, któ­ry złe­go knia­zia Po­pie­la prze­pę­dził, aż póź­niej go my­szy we wie­ży opa­dły. Po­tem na­stał kniaź Le­stek ali­bo Le­szek był zwa­ny, za­się był Sie­mo­mysł, syn Lesz­ko­wy, oj­ciec Miesz­ka Pierw­sze­go. No i sam Ksią­żę Miesz­ko Pierw­szy, co na wie­ki sła­wą w kro­ni­kach się wpi­sał. A Ksią­żę Bo­le­sław Chro­bry, co te­raz nam pa­nu­je, to i syn jest sa­me­go Księ­cia Miesz­ka Pierw­sze­go i cze­skiej księż­ny Do­bra­wy, co to i Krzyż Świę­ty do Pol­ski przy­nio­sła. A ro­ku 966 Miesz­ko Pierw­szy chrzest przy­jął ja­ko i ta zie­mia ca­ła. I tak to szło so­bie, aże do dnia dzi­siej­sze­go, te­go, com was przy­zwał do na­ra­dy. A ja za­wsze przy tym by­łem. Ale o tym po­wiem wam, kie­dy dnia in­sze­go, bom się to roz­ga­dał jak prze­ku­pień ja­ki, aże mi się ję­zyk w gę­bie w ko­łek za­mie­nił. Mać­ko, daj mnie wo­dy ły­czek, pręd­ko, bo mi w dzio­bie od ga­da­nia za­schło. — Mać­ko mi­giem roz­kaz speł­nił. — Ta­ko­ście mnie to opa­dli na­gle z hi­sto­rią na­szą, jak­by­ście ta­cy cie­ka­wi za­praw­dę jej by­li. Na to Ja­strząb do­dał:

— Mą­dre­go to i go­dzi­na­mi bym słu­chał.

— Że­byś ty mnie to za­wsze tak słu­chał chęt­nie, ja­ko to te­raz ga­dasz. Le­piej by by­ło. Wy mnie tu nie kręć­cie te­raz w gło­wie, bom was we­zwał tu zgo­ła z in­nej przy­czy­ny. — Król Orzeł prze­stą­pił ze szpo­ny jed­nej na dru­gą i tak da­lej pra­wił, z tym, że po­pa­trzał wpier-wej by­stro na wo­je­wo­dów czy słu­cha­ją, ale słu­cha­li ra­czej pil­nie.

— Pa­trzaj­cie oto, mi­li moi, ja­ko wszę­dy nie­cno­ty nas ota­cza­ją. Wszy­scy­śmy prze­ciw nim prze­cie w bo­ju sta­wa­li. Choć nie wszyst­kie bi­twy mo­je pa­mię­ta­cie, bo­ście to ode mnie wszy­scy wie­le młod­si.

— I mó­wił da­lej, z tro­ską w ob­li­czu, wzro­kiem pa­trząc da­le­ko, jak­by nie do wo­je­wo­dów mó­wił, a w my­śli swej. — Za mo­rzem na­szym, Bał­ty­kiem, i Gdań­skiem miesz­ka­ją, ja­ko wie­cie, ple­mio­na wsze­la­kie­go mor­skie­go a krzy­kli­we­go ro­dza­ju, jak me­wy bia­łe, ry­bi­twy wsze­la­kie a te aż trzy ko­ro­ny ma­ją w swym her­bie, a na­pa­stli­we są i nie­na­sy­co­ne wiecz­nie. A i też ga­da­ją, com nie­raz od ich po­słów sły­szał, że mo­ją chęt­nie ko­ro­nę by za­bra­ły, gdy­by się nas tyl­ko nie ba­ły. I wi­kin­go­wie z ich stron lu­dzi stra­szą. Ale do­brze i to zaś, że Ta­try na­sze z gó­rą Gie­wont bro­nią nas od wszel­kie­go ptac­twa i lu­dów ta­tar­skich, co z Dzi­kich Pól do nas czę­sto za­glą­da­ją cie­ka­we. A i Król zza Ta­ter wro­gi nam bar­dzo. Si­ły mi nie­raz bra­ku­je, aby ogar­nąć na­sze pol­skie prze­strze­nie od na­jaz­du wsze­la­kie­go. Czyż nie­do­brze wam pra­wię? — za­py­tał na­gle ze­bra­nych. — Sa­mi prze­cie do­brze to wie­cie. Po tom was wo­je­wo­da­mi ziem na­szych mia­no­wał. Co to by­ście mnie skrzy­dła­mi swo­imi wspie­ra­li, a nie tyl­ko bez­ro­zum­nie ni­mi ma­cha­li, je­no wiatr i tu­ma­ny ku­rzu wznie­ca­jąc, któ­re­go nie cier­pię, bo do ki­cha­nia mnie zmu­sza. Cię­giem je­no nie na sie­bie pa­trzaj­cie, ale na do­bro ko­ro­ny na­szej i mnie w po­trze­bie każ­dej wspo­ma­gać mu­si­cie. Ja­ko i Kniaź Bo­le­sław to czy­ni i oj­ce je­go czy­ni­li, od cza­sów Le­cha sa­me­go, bom ja jest te­go pań­stwa osto­ją i wi­ze­run­kiem w świe­cie od po­cząt­ka.

WER­SJA DE­MO

...

Tak to jest dla za­ba­wy od daw­na. Ale wier­szyk ten jest po to, że trze­ba o nim pa­mię­tać każ­de­go dnia i no­cy każ­dej, aby nie przy­da­rzy­ły się nam wię­cej ta­kie hi­sto­rie, ja­kie tu w skró­cie opi­sa­li­śmy, bo nie­ła­two by­ło Or­łu Bia­łe­mu przejść przez te wszyst­kie wie­ki, aby swo­bod­nie po­wie­wać na sztan­da­rach i spo­koj­nie miesz­kać w swo­im Or­ło­wym Gnieź­dzie, a jak ma­wiał wiel­ki nasz ro­dak Sta­ni­sław Sta­szic z mia­sta Pi­ły, a z gro­du te­go i ja po­cho­dzę, i was na pew­no wie­lu, i z każ­dej wio­ski i wio­secz­ki, i mia­sta i mia­stecz­ka, każ­de pol­skie dzie­cię ma wie­dzieć o tym, że: „Ta­kie bę­dą Rzecz­po­spo­li­te, ja­kie mło­dzie­ży cho­wa­nie". Tak też, ko­niec... Tu ni­g­dy nie na­pi­sze­my, bo nie ma koń­ca tej opo­wie­ści. Mu­si­cie pa­trzeć i ob­ser­wo­wać pil­nie, a Or­ła Bia­łe­go wszę­dzie zo­ba­czy­cie, bo on sam z gó­ry co­dzien­nie na każ­de­go z nas pa­trzy i każ­de­go, któ­ry w ser­cu go no­si bę­dzie mi­ło­wał po wie­ki. Za to, co dla nas przez wie­ki uczy­nił i co­dzien­nie czy­ni, z mi­ło­ścią Po­la­cy wszy­scy w ser­cu za­wsze z du­mą bę­dą Or­ła Bia­łe­go no­sić.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: