Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ja i inni wariaci - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ja i inni wariaci - ebook

 

 

Udane małżeństwo: on kocha ją, ona kocha jego. W ich życiu pojawia się jednak ktoś trzeci. Namiętność, obsesja, fatalne zauroczenie. Te doświadczenia sprawią, że nic już nie będzie takie, jak było.

Autobiograficzna historia, która zabiera czytelnika w podróż po klinikach psychiatrycznych, gabinetach lekarskich, sex shopach, salach szkoleniowych. Odsłania intymność i mroki duszy. Od manii do depresji, przez halucynacje i urojenia.

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-794-55-058
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Najczęściej można mnie było spotkać w sali szkoleniowej, w hotelu albo w siedzibie dużej firmy. Czasem zajadałam się drugim obiadem serwowanym wieczorem, czasem rozmawiałam z koleżanką przy winie, ale zwykle – żywo dyskutowałam z członkami grupy w sali, prezentowałam teorię konfliktu, opowiadałam, jak odróżniać spostrzeżenia od interpretacji, wzruszałam się nieoswajalnością emocji w korporacjach, uczyłam się poddawać wobec tego, na co nie mamy wpływu, i walczyć o to, na co wpływ mamy. Można mnie było też znaleźć w małych salkach, gdzie prowadziłam indywidualny coaching z członkami kadry zarządzającej, lub w moim domowym gabinecie, gdzie umawiałam się na indywidualne terapie z klientami. Czasem siedziałam przy biurku, obmyślając plan szkoleń i pisząc oferty rozwojowe. Jeśli nie było mnie w żadnym z tych miejsc, to być może akurat wyjechałam gdzieś z mężem i pasierbem. Ja, weekendowa macocha. Mogłam być w górach, na nartach, na basenie, mogłam pędzić na rowerze, mogłam być w kinie na kreskówce, z której śmiałam się głośniej niż ktokolwiek na sali. Żyłam intensywnie i uwielbiałam życie we wszystkich jego przejawach. Razem z moim mężem nurkowaliśmy, wspinaliśmy się, jeździliśmy w góry, zaśmiewaliśmy się do rozpuku. Zawsze mogłam liczyć na kochających rodziców i moją ulubioną młodszą siostrę, z którą świetnie się rozumiemy. Miałam przyjaciółki, fajnych znajomych, dobrą pracę. Nie miałam powodu myśleć, że stanie się coś złego… Moja mama kilka lat temu chorowała na depresję, ale to minęło; potem miała tylko sezonowe obniżki nastrojów, jak wiele kobiet w jej wieku.

Jeśli przyjrzeć się mojemu drzewu genealogicznemu, znajdzie się tam więcej przypadków depresji i alkoholizmu, czyli tzw. genetycznych czynników ryzyka. Ale mnie nic nie groziło! Szłam przez życie jak torpeda! Niewiele mnie martwiło. Czasem byłam zmęczona, bo brałam na siebie za dużo obowiązków. Ale nic poza tym!

Znajomi z pracy widzieli we mnie gwiazdę, pracownika, który wszystko potrafi i ciągle ma dużo chęci i entuzjazmu do pracy. Powierzali mi coraz bardziej odpowiedzialne zadania, pracowałam z coraz bardziej znaczącymi klientami, członkami zarządów dużych i średnich firm. Lubiłam ich. I lubiłam swoją pracę.

W międzyczasie zrobiłam kolejne (po dwóch magistrach i dodatkowej szkole dla terapeutów) studia podyplomowe – tym razem po angielsku. Byłam ulubioną uczennicą wykładowców, również dlatego, że nieźle śpiewam. To była szkoła marzeń – śpiew, teatr, sztuki plastyczne, filozofia, przywództwo, poezja… Raj na ziemi! Dzięki tej szkole obudziłam w sobie artystkę i pozwoliłam jej działać: rozkręciłam się do tego stopnia, że zaczęłam publikować poezję, mało tego – improwizowałam wokalnie dla osiemdziesięciu tancerzy! Upajałam się swoją obecnością w tym miejscu. Upajałam się dosłownie, prawie co wieczór, potem szłam potańczyć i wciąż miałam mnóstwo energii, mimo że zajęcia trwały od wczesnego rana do późnego wieczora. Czułam się tak, jakby coś się we mnie odblokowało; porywała mnie nieznana intensywność przeżyć. Śniło mi się, że podróżuję poza Układ Słoneczny. Moja terapeutka się martwiła, bo nie widziała mnie jeszcze tak nakręconej. A ja żyłam na pełnych obrotach i trudno mi było wyhamować. Ale nie martwiłam się tym. Byłam w epicentrum wydarzeń i bardzo mi to odpowiadało. Wreszcie żyłam na swoje 100%!

Dlaczego miałam terapeutkę? Każdy terapeuta powinien przejść przez swoją własną terapię. Ja wybrałam jungistkę, z którą pracowałam głównie nad moimi snami i ich połączeniem z rzeczywistością. Rozbrajałyśmy projekcje, grzebałyśmy w Cieniu, szukałyśmy sygnałów mówiących, że dzieje się coś, czego jeszcze nie widzimy…II

Samopoczucie, które nakręcało mnie podczas zajęć w mojej wymarzonej szkole, szybko odeszło jednak w zapomnienie, bo wróciłam do zawodowej rzeczywistości. Zaczęły się ze mną dziać rzeczy, które wcześniej się nie pojawiały, ale zrzucałam to na zmęczenie pracą; miałam regularne „doły”; nie chciało mi się wychodzić z domu, odbierać telefonów od przyjaciół, byłam smutna i „żałobna”. Zmuszałam się do przyjmowania klientów, chociaż ich wizyty zawsze mi w pewnym sensie pomagały – klient to jak odwiedzający mnie w pigułce świat. Miałam jednak mało energii, byłam powolniejsza, wszystko mnie przytłaczało. Dziwny i nieznany stan, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze tak niedawno rozpierała mnie totalna energia…

Dookoła piękne lato, a we mnie, w środku, zima… Wszystko smakowało jak popiół. Zaczęłam się martwić, ale… martwiłam się krótko, bo nagle pojawiła się nowa energia! Potrafiłam wysłać 80 maili w ciągu dnia, namalować obraz, napisać wiersz; nie mogłam spać, bo słowa w mojej głowie układały się w wiersze, piosenki i koniecznie chciały być zapisane, a obrazy domagały się przeniesienia na papier. Piłam melisę, żeby w ogóle zasnąć, czasem pomagało… A potem znów ten popiół…

W fazie, kiedy wszystko wydawało mi się możliwe, zorganizowałam konferencję. Udała się, mimo że ledwo na siebie zarobiliśmy. Kilka miesięcy później zorganizowałam ją jeszcze raz, ale w trakcie dopadła mnie „faza popiołu” i całe wydarzenie skończyło się fiaskiem finansowym. Wtedy też zaczęłam dostrzegać pewne zależności w moich nastrojach i przeraziłam się myślą, co mogą one oznaczać. Studiowałam psychologię, więc przeczuwałam, jak może brzmieć diagnoza, ale odpędzałam od siebie tę myśl i traktowałam ją jak egzotyczną hipotezę.

„Faza popiołu” znacząco się pogłębiała. Nadszedł czas, żeby odwiedzić specjalistę, nie mogłam sobie pozwolić na utratę kontaktu z otoczeniem, a na to się powoli zanosiło.III

Pani psychiatra okazała się atrakcyjną kobietą, na oko czterdziestoletnią. Wysłuchała mnie z zatroskaną miną (a może tak mi się tylko wydawało?) w swoim przytulnym gabinecie.

– Jest pani psychologiem. Doświadczenie i intuicja podpowiadają pani, co pani dolega? – spytała, mierząc mnie kontrolującym spojrzeniem.

Zrobiłam się czerwona na twarzy. Czułam, jak wali mi serce.

– Choroba dwubiegunowa – w końcu to z siebie wyrzuciłam.

– Taka jest też moja diagnoza –pani psychiatra pokiwała głową z pełną wyrozumiałości miną profesjonalisty.

A potem przepisała mi leki – Depakine. Zanim je wykupiłam, musiałam sobie zrobić badania wątroby. Następna wizyta za miesiąc. Ekspresowa akcja.

W głowie kłębiły mi się tysiące myśli: To mój koniec! Mój największy życiowy lęk – choroba psychiczna – zmaterializował się nagle w słowach psychiatry. Nie, to pewnie pomyłka! Pójdę kontrolnie do drugiego lekarza. To niemożliwe! Pewnie mam po prostu zły czas. A jednak skądś się tu wzięłam… Sama też podejrzewałam, jak będzie brzmiał wyrok… Pójdę do drugiego lekarza. Pójdę po drugą opinię.

Drugi lekarz, uznany specjalista, kilka lat wcześniej wyciągał z depresji moją mamę. Tak, czynniki dziedziczne mają tu znaczenie. Dziadkowie alkoholicy, babcia w wiecznej depresji, mama w ostrej depresji… Kto wie, co mi zostawili w spadku. Drugi lekarz potwierdził diagnozę.

Czy jestem załamana? Nie – jestem ZŁAMANA! Przełamana na pół i nie wiem, jak się posklejać.

Zamówiłam książki o chorobie dwubiegunowej i upewniłam się sama przed sobą, że mam jej lekką odmianę – stany depresyjne i hipomaniakalne. Gdzie mi tam do prawdziwych ataków manii, w których wydaje się wszystkie pieniądze, znajduje kochanków, odmienia życie, nie mówiąc już o elementach psychotycznych, czyli halucynacjach i urojeniach. Co to, to nie! Postanawiam nie brać leków i poradzić sobie siłą woli.

Wizyta kontrolna po miesiącu.

– Widzę, że potrafi pani funkcjonować bez leków. To może być bardzo męczące. I nigdy się pani nie dowie, jak to jest, gdy lek zdejmuje z pani część ciężaru. Jeśli taka jest pani decyzja, pozostaje mi ją uszanować – pani psychiatra chłodno podsumowała ostatni miesiąc mojej terapii.

A ja już zaczęłam myśleć o sobie jako o nieszkodliwym wariacie, osobie niby chorej, ale takiej, która sobie radzi tak jak zawsze, której nic nie jest straszne. Przeczyta książkę do końca i będzie wiedziała, co robić, jak żyć. Nawet powie kilku osobom o diagnozie, bo – hej! – to takie unikatowe! I rodzina się dowie, ale nikt się nie przejmie, bo i ja się nie przejmuję, bo w gruncie rzeczy taka jestem, raz na wozie, raz pod wozem, przyzwyczaję się…

Nocny wiersz

Czerwony smok lśni na niebie jak flara

Czerwone myśli w mej głowie rozpala

Biorę skroń w dłoń

W ciemną zanurzam toń

Chłód i mrok mnie w mgnieniu oka wyzwala

W chłodzie czarne mam myśli jak sadza

Czarna żółć moje serce rozsadza

Wtedy na dłonie chucham

Z ust mi para wnet bucha

I już biegnę, gdy inni ledwo chodzą

Czerwony smok lśni na niebie jak flara...IV

W kolejnych miesiącach rzuciłam się w wir pracy. Zostałam kierownikiem dużego projektu rozwojowego dla kadry technologicznej, podległej członkowi zarządu olbrzymiej firmy. Miałam kilkunastu klientów coachingowych. Latałam między Polską a Danią, gdzie od kilku lat mieszkał mój mąż. Do pracy, do pracy, do pracy…

Pewnego dnia trafiłam na informację o przesłuchaniach do nowej sztuki w duńskim teatrze. Postanowiłam, że wystartuję do głównej roli – a co! Niech doświadczenie zebrane w szkole artystycznej do czegoś się przyda. Denerwowałam się tak, że nie potrafiłam utrzymać scenariusza, na szczęście wykułam na pamięć potrzebny fragment, więc mogłam zagrać bez kartki. Nie robiłam sobie zbyt dużych nadziei, bo w końcu byłam dziewczyną znikąd, a mój polski akcent przebijał się przez angielski dość wyraźnie.

Po paru dniach zadzwonił jednak telefon:

– Cześć, Zuzanno, tu Celine.

– Cześć, Celine, reżyserko sztuki!

– Tak, a jeśli się zgodzisz przyjąć główną rolę, to od dzisiaj także i twoja reżyserko!

– Czy się zgodzę? Poczekaj, muszę wysiąść z autobusu, żeby się porządnie wypiszczeć z radości!

Po tym telefonie na długo zapomniałam o swoich niedawnych problemach – miałam pracę, miałam teatr, zabierałam się za kolejny projekt-marzenie – nagranie płyty. I znów latałam, i znów się wysilałam, ale było cudownie! Robiłam to, co kochałam, otaczali mnie fascynujący ludzie. Pędziłam jak pociąg pospieszny i spełniałam swoje marzenia. Takie życie lubiłam!

Pierwsze spotkanie z zespołem teatralnym. Pierwsze próby. Moją uwagę przyciąga pewien chłopak z naszej grupy. Będę się tym martwić później. Lgnę do niego. Będę się tym martwić później. Muszę postawić granice między mną a nim. Będę się tym martwić później. Najpierw premiera, i prawie pełny teatr, potem impreza po każdym przedstawieniu, zaburzenie rytmu snu i czuwania, dołek po produkcji i coraz więcej fantazji o moim chłopcu. „Moim” chłopcu!? Mam męża, do cholery!

Śnię dwa niepokojące sny. W pierwszym z nich wyłania się z wody gigantyczny wieloryb, który powoduje tsunami – ledwo je przeżywam, choć jestem w bardzo złym stanie. Moja klientka ginie. Czekam na pomoc na tratwie ratunkowej.

W drugim śnie patrzę na olbrzymią konstrukcję, która jest napięta do granic możliwości – puszczają już niektóre liny budowli. Jest ryzyko, że cała konstrukcja za chwilę się załamie. Podtrzymują ją rzeźby kobiet. Liny pękają.

Trzeci tydzień grudnia. Piję więcej niż dotychczas, nie mogę zasnąć. Moje libido szaleje. Piszę piosenkę:

Cukierek czy psikus

Moi przyjaciele mają swój honor, ja mam mój wewnętrzny ogień

Moi przyjaciele mają swoją godność, a ja tylko pożądanie

Spalam się, byś tylko padł mi do stóp

Błagając o truskawkę moich ust

O słodycz, którą noszę między biodrami

Kochanie

Cukierek czy psikus?

Moi przyjaciele mają zasady, a ja tylko tęsknotę

Mają swoje wartości, a ja o swoich wyłącznie

Zapominam – oddałabym je wszystkie za ciebie

Odłożyła na bok wszelkie przekonania

Bo tylko ciebie, ciebie mam w głowie

Spalam się, byś tylko padł mi do stóp

Błagając o truskawkę moich ust

O słodycz, którą noszę między biodrami

Kochanie

Cukierek czy psikus?

Nikt mi nie powiedział, że to już początek epizodu – bo nikt nie wiedział. Idę do łóżka z Młodym. Jestem w raju. Ten jednej nocy, kiedy Młody jest przy mnie, czuję się niebiańsko, niesamowicie; czuję się najseksowniejszą kobietą pod słońcem; kobietą, która w końcu może skonsumować swojego młodziutkiego kochanka. A on jest taki, jak w marzeniach – uszczęśliwiony i nieporadny. Mój mąż Darek dowiedział się o tym błyskawicznie – nigdy nie potrafiłam dobrze kłamać; kazał mi zerwać kontakt z Młodym – natychmiast i nieodwołalnie. Przez następne trzy dni płakałam, nie mogłam jeść, miałam napady paniki i początki urojeń. Wydawało mi się, że Młody coś sobie zrobi, okropnie się tego bałam. Gdy moja terapeutka zobaczyła, co się ze mną dzieje, natychmiast kazała mi się skonsultować z psychiatrą. Gdy czekaliśmy na szpitalnym korytarzu na konsultację, mój mąż prawie płakał ze strachu. Później mi powiedział, że najstraszniejsze były momenty, kiedy depresja i mania na zmianę przebijały przez moją twarz. Co chwilę wyglądałam inaczej: byłam szarą myszką lub Królową Świata, to wszystko w przeciągu pół godziny, zmiana – zmiana – zmiana – zmiana.

Kim jestem? Gdzie się podziało ja? Już nie ma ja, jest tylko choroba, która przejmuje nade mną władzę.

Lekarz, który był akurat na dyżurze, wydawał się wystraszony, a we mnie epizod rozwijał się z każdą godziną. Jedna część chciała mnie zabić, druga – zabić lekarza, trzecia uwieść go, a czwarta, ciągle świadoma, potrzebowała pomocy i wiedziała o tym. Wyrok ogłoszono natychmiast, krótko i na temat: mieszany epizod choroby dwubiegunowej, klinika psychiatryczna, od razu. Było już po północy, gdy asekurowana przez dwójkę opiekunów odjeżdżałam w kierunku szpitala. Zdążyłam jeszcze zobaczyć mojego męża odchodzącego z parkingu. Jadę w nieznane.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: