Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewyjaśnione spiski naszych czasów. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niewyjaśnione spiski naszych czasów. Tom 1 - ebook

Są dwa rodzaje historii: jedna znana, powszechnie dostępna, i druga – utajniona i ukryta. Jej zwolennicy wierzą, że istnieją konspiracje stawiające sobie za cel zatajenie prawdy. To wyznawcy teorii spiskowych.

JOHNATAN VANKIN i JOHN WHALEN są nagradzanymi dziennikarzami, autorami artykułów, m.in. w „New York Times”. W swoim wielokrotnie wznawianym, przełożonym na blisko 20 języków bestsellerze Niewyjaśnione spiski naszych czasów ujawniają najbardziej niezwykłe teorie spiskowe XX wieku, związane z autentycznymi lub wymyślonymi konspiracjami.
• Wojna w Zatoce: prawdziwe motywy
• HAARP: niewinny projekt badawczy Pentagonu?
• Apollolipa: czy Apollo lądował na Księżycu?
• Prawdziwi Faceci w Czerni
• Marilyn Monroe: czy wiedziała za dużo?
• Jan Paweł I: prawdziwa przyczyna śmierci
• Jak umarł Jim Morrison?
• John Lennon: kto naprawdę go zabił?

Tajemnicze zgony znanych ludzi – w samotności i na oczach tłumów, podejrzane operacje wywiadowcze, tajne projekty wojskowe… Czy rzeczywiście istnieją zmowy i machinacje, których celem jest panowanie nad światem? Bez względu na to czy wierzymy w teorie spiskowe, czy nie, ta książka odsłania kulisy wydarzeń niewyjaśnionych do dziś.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6262-8
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Idea w paranoidalnym stylu miałaby obecnie bardzo niewielkie znaczenie i niewielką wartość historyczną, jeśli by ją stosowano tylko w odniesieniu do ludzi o umysłach głęboko przesiąkniętych niepokojem.

Ale to właśnie wykorzystywanie paranoidalnych sposobów wyrażania się przez mniej lub bardziej normalnych ludzi sprawia, że ten fenomen zyskuje na znaczeniu.

Richard Hofstadter
(amerykański historyk II połowy XX wieku, autor m.in. pracy The Paranoid Style in American Politics

Być może gdybyśmy wyraźnie zdefiniowali to, co nazywamy paranoją, nie bylibyśmy skłonni do tak idiotycznych zachowań. Autentyczna paranoja w istocie zawiera w sobie przynajmniej trzy składniki: lęk, podejrzenie i mistyfikację. Z formalnego punktu widzenia jest to stan podwyższonej świadomości, aczkolwiek nie jest to świadomość doskonała.

Kerry Thornley
(amerykański pisarz i publicysta, współtwórca prześmiewczej religii zwanej dyskordianizmem, sprzeciwiającej się autorytetom i regułom)Wstęp To spisek, prawda?

Jak powiada jeden z naszych ulubionych pisarzy, Jim Hougan, istnieją dwa rodzaje historii – grzeczna i bezpieczna „»wersja Disneya«, powszechnie dostępna i niemal wszechobecna, oraz druga, która pozostaje utajniona, dobrze ukryta i nienazwana”.

Ta książka nie jest produkcji Disneya.

W jednym drobnym szczególe nie zgadzamy się jednak z Houganem (pisarzem tropicielem, autorem Spooks i Secret Agenda, dwóch klasycznych prac o tajnych działaniach politycznych). „Druga” wersja historii ma swoją nazwę: „teoria spiskowa”.

Już w samej tej etykiecie kryje się przyczyna, dlaczego tajna historia wciąż jest ukryta – ponieważ to jedynie „teoria”, z założenia nie może więc być „historią”, prawda?

Ale nie naszym zdaniem. Nawet w najbardziej suchym przypominaniu historycznych „faktów” jest bardzo wiele teorii – a w teorii spiskowej jest bardzo wiele faktów. Nie oznacza to oczywiście, że powinniśmy się poddać i przyznać, że wszystko jest subiektywne i nie można ustalić nawet w przybliżeniu granicy między prawdą a fałszem. Wręcz przeciwnie, mieliśmy nadzieję, że ta książka pomoże rozszerzyć dotychczas ograniczoną definicję prawdy historycznej.

Sukces tej książki – tuziny wznowień, dwa duże uzupełnienia, przekłady na szereg języków, powstanie strony internetowej i występy gościnne w jednym z odcinków serialu Z Archiwum X – świadczy, że nam się udało. Definicja tego, co może być prawdziwe, w ostatnich latach uległa znacznemu rozszerzeniu.

Oczywiście, nie zamierzamy twierdzić, że tylko my mamy zasługi we wprowadzeniu w latach 90. XX wieku teorii spiskowej do wyobraźni społecznej. Ten fakt musimy przypisać zbiegowi zjawisk społecznych – albo, jeżeli państwo wolicie, spiskowi trendów. Obejmują one gwałtowny rozwój środków masowej komunikacji, takich jak Internet i telefonia komórkowa, nieustanną erozję zaufania społecznego do instytucji politycznych i tradycyjnego dziennikarstwa, i oczywiście skłonność Hollywood do wykorzystywania powszechnej atmosfery podejrzliwości.

Z drugiej strony omawialiśmy zagadnienia będące tematem tej książki z bardzo wieloma ludźmi i przekonaliśmy się, że wciąż nie znają oni szczegółów mnóstwa teorii spiskowych. Nawet w epoce Z Archiwum X i niezliczonych stron internetowych poświęconych spiskom, wciąż istnieje stosunkowo niewiele godnych zaufania miejsc do badania tajnej historii.

„Disneyowska wersja” historii równie dobrze może być nazwana „wersją »New York Timesa«” albo „wersją dziennika telewizyjnego” lub też „wersją podręcznika szkolnego”. Opór przeciwko teoriom spiskowym stawiają nie ludzie z ulicy, ale media, instytucje naukowe i rządowe – osoby, które zarządzają narodową i globalną gospodarką informacyjną.

Niewątpliwie ośrodki te stawiają zdecydowany opór i motywy, którymi się kierują, są różnorodne, złożone i zapewne zasługują na osobną książkę. Oto kilka podstawowych (w ogromnym uproszczeniu):

◦ Zagrożone interesy. Teorie spiskowe ze swojej natury atakują władzę. Ludzie na kluczowych stanowiskach, jak można oczekiwać, aktywnie się bronią.

◦ Lenistwo. Dobry spisek jest trudny do zdemaskowania. Łatwiej przepisać informację prasową, a potem działać, bez dociekania prawdy.

◦ Psychoanaliza zza biurka. Luminarze i arcykapłani nauki mają skłonność do traktowania teorii spiskowych nie merytorycznie, ale jako przejaw zaburzeń umysłowych osób, które je głoszą. Niestety, duża część największych propagatorów teorii spiskowych niewiele robi, aby zadać kłam temu stereotypowi. Jednak gabinetowi Freudowie rzadko kiedy przyznają, że ich własne poglądy również wynikają z głęboko zakorzenionych psychologicznych motywów. Świadomość, że istnieje możliwość, jak twierdzili twórcy Firesign Theater, że „wszystko, co wiecie, jest nieprawdą”^(), może być bardzo nieprzyjemna.

◦ Presja środkowiska. Większość dziennikarzy, politologów, naukowców i polityków trzyma się z daleka od teorii spiskowych, ponieważ niewielu ma ochotę wychodzić przed szereg i narażać się na kpiny kolegów.

◦ Złe skojarzenia. Od lat „teoria spiskowa” była niemal synonimem „żydowskiego spisku”. Z przykrością należy stwierdzić, że antysemicka „teoria” (jeżeli zasługuje na taką nazwę) funkcjonuje od tysięcy lat i nie zniknęła. Jej nieprzyjemnym przejawem były bajdurzenia malezyjskiego premiera Mathaira Mohammeda, który ochoczo oskarżył Żydów o spowodowanie kryzysu azjatyckiej gospodarki.

We wcześniejszych wydaniach książki unikaliśmy zajmowania się tak zwanym żydowskim spiskiem. Ocenialiśmy wszystkie teorie, ale uważaliśmy, że będzie niezręcznie poruszać również i ten temat. Zbyt często widzieliśmy, jak siewcy nienawiści posługują się zniekształconą i wyrwaną z kontekstu informacją, aby dalej rozpowszechniać ten niebezpieczny mit. W tym wydaniu postanowiliśmy jednak zamieścić rozdział o powstaniu tej fałszywej teorii. Dlaczego? Ponieważ bardzo wiele najnowszych teorii bazuje na szalbierskiej opowieści o żydowskim spisku.

Jej istnienie przyczynia się do niesprawiedliwej dyskredytacji innych spiskowych interpretacji wydarzeń, które nie mają nic wspólnego z próbami uczynienia kozłów ofiarnych z jakiejkolwiek grupy narodowościowej czy religijnej.

◦ Wiara w demokrację. Chcielibyśmy wierzyć, że demokratyczny system rządów chroni nas przed tego rodzaju historiami, które zdarzają się w krajach zacofanych.

◦ Zaprzeczenie. Wiele teorii spiskowych odwołuje się do mrocznych stron natury ludzkiej i do świadomości, że na pozór bardzo szacowni ludzie potrafią robić bardzo paskudne rzeczy. Czujemy się lepiej, udając, że skoro my jesteśmy w porządku, to wszyscy inni również.

◦ Spisek! Spójrzmy prawdzie w oczy, takie rzeczy się zdarzają. I mało prawdopodobne, żeby spiskowcy zrezygnowali ze swoich planów na wieść o tym, iż zostali zdekonspirowani.

Jednak żaden z tych powodów nie wpływa na rozpoznanie, czy dana teoria spiskowa jest prawdziwa, czy fałszywa i czy warto ją rozpatrywać.

Jakie więc były kryteria doboru materiałów do tej książki? Musimy przyznać, że przyjęliśmy dość elastyczne zasady. Wiele przypadków zostało włączonych ze względu na ich znaczenie, a zarazem na możliwość zweryfikowania faktów, które potwierdzają te przypadki. Szczerze mówiąc, braliśmy też pod uwagę walory rozrywkowe. Najczęściej spotykany problem związany z teoriami spiskowymi polega na stosunku zajmujących się nimi ludzi.

Chodzi tu przede wszystkim o odmienny sposób postrzegania świata. Dostrzegamy mnóstwo niezamierzonego humoru w negowaniu konspiracyjnego oglądu świata.

Zdecydowanie unikaliśmy zagadywania czytelnika na śmierć i obrażania jego inteligencji. Nie do nas należy pouczanie Was, w co powinniście wierzyć. Prosimy czytelnika, aby otworzył umysł i wykazał nieco intelektualnej odwagi. Przecież nawet Walt Disney przyprawia nas niekiedy o dreszcze.Część I Na co idą pieniądze z podatków

„Kwas” i CIA

LSD został wynaleziony w Szwajcarii przez Alberta Hofmanna, naukowca pracującego dla firmy farmaceutycznej Sandoz. Nie pojawił się spontanicznie wśród młodzieży zachodniego świata jako dar od bożka Haju. CIA siedziała na „kwasie” na długo przed dziećmi kwiatami.

Podobnie zresztą jak niektórzy czcigodni obywatele. Magnat z koncernu Time-Life Henry Luce i jego żona Clare Boothe Lace na początku lat 60. ubiegłego wieku otwarcie opiewali swoje magiczno-mistyczne wyprawy. Henry, zagorzały konserwatysta blisko powiązany z CIA, pewnego razu zażył LSD na polu golfowym, a potem twierdził, że przeprowadził krótką pogawędkę z Bogiem.

O ile wtajemniczeni mogli korzystać z usług zaprzyjaźnionych lekarzy, inni psychodeliczni pionierzy przeżywali swoje pierwsze odjazdy w ramach badań laboratoryjnych kierowanych przez CIA.

Co najmniej jedna osoba będąca nieświadomym uczestnikiem prowadzonych przez CIA doświadczeń z LSD popełniła samobójstwo w obecności obserwującego ją opiekuna z agencji, wyskakując przez okno nowojorskiego budynku. (Może opiekun nie tylko obserwował. W czerwcu 1994 roku rodzina ofiary doprowadziła do ekshumacji zwłok w celu sprawdzenia, czy na ciele nie ma śladów świadczących, że człowiek ten został wypchnięty przez okno). Wiele innych osób straciło kontakt z rzeczywistością.

Używany przez CIA kryptonim zaproponowanego przez Richarda Helmsa programu, którego celem było zdobycie kontroli nad zachowaniem człowieka za pośrednictwem „skrytego zastosowania materiałów chemicznych i biologicznych”, brzmiał MK-ULTRA. Nazwa ta stanowiła odmianę kryptonimu ULTRA, amerykańskiego programu wywiadowczego z czasów II wojny światowej, z którego szpiegowscy weterani CIA słusznie byli dumni.

Helms został później dyrektorem CIA i zyskał rozgłos z powodu wyroku za „kłamanie przed Kongresem” w aferze Watergate oraz odrobinę nieśmiertelności dzięki napisanej przez Thomasa Powersa biografii The Man Who Kept the Secrets. Helms stworzył program MK-ULTRA i usprawiedliwił jego ewidentnie nieetyczne aspekty stwierdzeniem: „Nie jesteśmy harcerzykami”.

W tym okresie naukowcy Agencji podejrzewali, że LSD może przeprogramować ludzką osobowość. Patrząc z perspektywy czasu, należy uznać, że zapewne mieli rację. Timothy Leary twierdził podobnie, chociaż on dostrzegał w tym „przeprogramowaniu” nieograniczone możliwości samodoskonalenia. CIA i wojskowi po prostu nie mogli opracować metody okiełznania potęgi narkotyku. I dzięki Bogu. Ich zamiarem nie było otworzenie „drzwi percepcji”, ale przekształcenie wolnych istot ludzkich w posłuszne automaty.

„Musimy pamiętać, aby podziękować CIA i wojsku za LSD”, oświadczył John Lennon, niekwestionowany autorytet w kwestiach psychodelicznych. „Wynaleźli LSD, aby panować nad ludźmi, a zamiast tego dali nam wolność”.

Czy aby na pewno? Nafaszerowane „kwasem” skrzyżowanie dróg, którymi podążały CIA i kontrkultura, stanowi jeden z rejonów, gdzie udokumentowane fakty o MK-ULTRA stają się domeną teorii spiskowej. Pojawiły się sugestie, wysuwane nawet przez wybitnych działaczy kontrkultury, że CIA znalazła w LSD broń ostateczną do walki z młodzieżowymi ruchami.

Oficjalnie program MK-ULTRA funkcjonował od 1953 do 1964 roku, kiedy to został przemianowany na MK-SEARCH i pod tą nazwą kontynuowany do 1973 roku. Jednak amerykańskie operacje wywiadowcze i wojskowe o takim samym założeniu prowadzone były przynajmniej od II wojny światowej i najprawdopodobniej trwały przez wiele lat po publicznie ogłoszonym zakończeniu MK-ULTRA. Program ten obejmował nieokreśloną liczbę dziwacznych, a często groteskowych eksperymentów. W jednym przypadku psychiatra Ewen Cameron otrzymywał z CIA fundusze na testowanie procedury, którą nazwał „usuwaniem wzorców”. Technika ta, jak wyjaśnił Cameron, starając się o stypendium z CIA, poza stosowaniem LSD, polegała na „likwidowaniu utrwalonych wzorców zachowania pacjenta za pośrednictwem szczególnie intensywnych elektrowstrząsów”. Niektórzy z jego podopiecznych wychodzili po tym z uszkodzeniami mózgu i różnymi formami upośledzenia umysłowego. Jeden z nich wytoczył proces rządowi i w 1988 roku doprowadził do pozasądowej ugody.

Potem odbyła się operacja „Midnight Climax”, w czasie której prostytutki zwabiały nic niepodejrzewających jeleni do burdelu CIA w San Francisco. Tam aplikowały klientom LSD, a eksperymentatorzy z CIA za weneckim lustrem i z dzbankiem martini na podorędziu napawali się „naukowym” eksperymentem.

John Marks, autor książek o nieznanej działalności CIA, który pisał na temat sprawdzonych przez rząd Stanów Zjednoczonych badań nad kontrolą umysłu, chętnie przyznaje, że cały jego materiał źródłowy składał się z zaledwie 10 pudeł z dokumentami – ale zrozumienie ich zajęło mu rok, chociaż korzystał z pomocy personelu naukowego.

Marks pisze, że próbował uzyskać dostęp do dokumentacji wydziału Dyrektoriatu Nauki i Techniki CIA, Biura Badań i Rozwoju (ORD – Office of Research and Development), który przejął badania behawioralne (to znaczy nad kontrolą umysłu) po zwolnieniu personelu programu MK-ULTRA.

Wyjaśniono mu, że dokumenty ORD odnoszące się do badań behawioralnych znajdują się w 130 pudłach. Gdyby nawet wszystkie akta zostały odtajnione, sama ich objętość wystarczyłaby do zniechęcenia nawet najbardziej zagorzałych – albo maniakalnych – badaczy. Zadrukowanie takiej przerażającej ilości papieru musiało pochłonąć wiele czasu i wysiłku. A mimo to zadziwiający jest fakt, że CIA zawsze twierdziła, iż jej próby przeprogramowania człowieka skończyły się całkowitą klapą.

Jeżeli zapewnienia są prawdziwe, to ten konkretny program był jedną z najmniej udanych inwestycji finansowych, wykorzystujących pieniądze podatników, w historii Stanów Zjednoczonych, obfitującej w tego rodzaju nieefektywne przedsięwzięcia.

Usuwanie się w cień zawsze było najskuteczniejszą metodą obrony CIA przed ujawnieniem operacji mających doprowadzić do zdobycia kontroli nad umysłem ludzkim (a właściwie jakichkolwiek jej operacji). Agencja przedstawia swoich pracowników jako niekompetentnych bałwanów, zachęcając społeczeństwo, aby wyśmiewało ich niezgrabne próby wynalezienia specyfików wywołujących raka i likwidacji zagranicznych przywódców.

Zgodnie z tą taktyką zespół badawczy MK-ULTRA był jedynie bandą ekscentrycznych nieudaczników. „Jesteśmy wystarczająco nieskuteczni, by można było opublikować nasze ustalenia”, zażartował jeden z konsultantów MK-ULTRA.

Chociaż komisja senacka pod kierunkiem Teda Kennedy’ego stwierdziła, że amerykańskie badania w sprawie kontroli nad umysłem zakończyły się fiaskiem, i nawet pomimo że Marks – którego metody są dość konserwatywne – potwierdza, że nie znalazł żadnej dokumentacji, aby udowodnić ten fakt, w rzeczywistości projekt mógł być zrealizowany pomyślnie.

„Nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że nigdy nie opracowali metod sterowania ludźmi”, pisze Marks. „Jestem jednak zdecydowanym zwolennikiem poglądu, że duch ludzki zwyciężył manipulatorów”.

Doprawdy urocze spojrzenie na naturę ludzką. I jakie pocieszające. Ale niestety, jak dowodzi historia, ludzkiemu duchowi daleko do niezłomności. Zakonspirowani naukowcy przetestowali wszelkie możliwe sposoby manipulowania ludzkim umysłem. Eksperymenty CIA z LSD są najsłynniejszym przedsięwzięciem MK-ULTRA, ale nie był to najsilniejszy narkotyk, jaki wykorzystywały agencje wojskowe i wywiadowcze. I wcale nie ograniczały się do narkotyków. Hipnoza, elektroniczne implanty w mózgu, transmisje mikrofalowe i parapsychologia także były obiektem zainteresowania. Marks, Kennedy i inni najwyraźniej uwierzyli, że rządowi Stanów Zjednoczonych nie udało się tam, gdzie zdumiewające rezultaty osiągnęło wiele grup – od Moonies poprzez scjentologów po EST dysponujących zdecydowanie mniej wyrafinowanymi środkami. Pranie mózgu jest powszechną praktyką w najrozmaitszych „kultach”, ale pozostaje nieosiągalne dla agencji wojskowych i wywiadowczych rządu Stanów Zjednoczonych, które mają wielomilionowe fundusze?

Skoro już o tym mowa, impuls programowi nadały (rzekomo) informacje o sukcesach, jakie państwa komunistyczne osiągnęły w praniu mózgów. Początkowo odnosiło się to do pewnej liczby żołnierzy, którzy walczyli w wojnie koreańskiej. Zachowywali się dziwnie i mieli wielkie luki w pamięci – zwłaszcza gdy chodziło o ich wędrówki po terenach Mandżurii. Przypadki te stały się kanwą powieści Condona, w której koreańscy i chińscy komuniści za pomocą hipnozy poddają praniu mózgu grupę amerykańskich żołnierzy, a jednemu z nich zostaje zaszczepiony przymus zabicia kandydata na prezydenta.

Ciekawe, że przekonanie, iż czyjaś psychika została zmodyfikowana przez fale radiowe lub implanty elektroniczne, jest uważane za przejaw schizofrenii paranoidalnej. Nie ma jednak wątpliwości, że CIA rozważała zastosowanie takich metod i przeprowadziła odpowiednie doświadczenia na zwierzętach. Biorąc jednak pod uwagę fakt, jak się rzeczy mają, trzeba by było przejawionej z premedytacją naiwności, powiedzmy senackiej podkomisji, żeby twierdzić, że na tym poprzestano. Nawet Marks, który wykazuje dziennikarską rozwagę, trzymając się tylko tego, co może poprzeć niepodważalną dokumentacją, chętnie potwierdza, że konspiracyjni badacze „zapewne” wszczepili elektrody również w ludzkie mózgi. Zwraca też uwagę na fakt, że eksperymenty z elektrodami „wykroczyły daleko poza wywoływanie orgazmu u małp”, co było wczesnym sukcesem jednego z naukowców.

Ostatecznym celem programu kontroli nad umysłem byłoby stworzenie zabójcy, agenta (lub agentki), który nie wiedziałby, że nim jest – poddanego praniu mózgu i zaprogramowanego na wykonanie tego najdelikatniejszego z zadań. Informacja, czy realizacja programu osiągnęła ten punkt szczytowy, zapewne nigdy nie dotrze do wiadomości publicznej. Możemy więc jedynie przypuszczać, że niektórzy ludzie zostali zaprogramowani, by zabijać. W 1967 roku Luis Castillo, Portorykańczyk aresztowany na Filipinach za planowanie zamachu na Ferdinanda Marcosa, twierdził (podczas transu hipnotycznego), że w czasie hipnozy w jego mózg wprowadzono nakaz dokonania zabójstwa. Sirhan Sirhan, skazany za zamordowanie Roberta F. Kennedy’ego, wykazywał niewątpliwe objawy działania pod wpływem hipnozy. Psychiatra zeznający jako biegły powołany przez obronę stwierdził, że w chwili oddawania strzałów do Kennedy’ego oskarżony znajdował się w transie, w który jednak wprowadził się sam. Oczywiście inni wysunęli o wiele mroczniejsze sugestie na temat źródła symptomów Sirhana.

James Earl Ray, skazany za zabójstwo Martina Luthera Kinga, także znany był ze swojej fascynacji hipnozą. Niedawno zaś brytyjski prawnik Fenton Bressler zgromadził pośrednie dowody, potwierdzające założenie, że CIA panowała nad umysłem Marka Davida Chapmana, mordercy Johna Lennona. Dość dawno temu, w 1967 roku, nieznany autor występujący pod pseudonimem Lincoln Lawrence stwierdził w swojej książce, że umysł zarówno Lee Harveya Oswalda, jak i Jacka Ruby’ego był kontrolowany. Być może ta praca jest przynajmniej w minimalnym stopniu wiarygodna. Jakieś zawarte w niej treści przekonały matkę Oswalda, że autor osobiście znał jej syna.

Czy program MK-ULTRA wywołał falę zabójstw zmieniających historię? Czy stworzył stadko hipnotycznie zaprogramowanych morderców? Jednoznaczna odpowiedź na te pytania z całą pewnością nigdy nie dotrze do wiadomości publicznej. Możemy jedynie razem z Johnem Marksem wierzyć, że nic podobnego się nie wydarzyło, ale zawsze będzie nam towarzyszyć nieprzyjemna świadomość, że mogło tak się zdarzyć.

Być może nie przez zabójstwa i być może nawet niecelowo, ale MK-ULTRA zdecydowanie odmienił całe pokolenie. John Lennon nie był jedynym sławnym człowiekiem lat 60. działającym pod wpływem LSD, który dostrzegł powiązania pomiędzy nastrojami ulicy a tajnymi laboratoriami CIA. „Zaskakująco duża liczba weteranów kontrkultury podtrzymywała pogląd, że CIA masowo rozprowadzała »kwas«, aby osłabić polityczny potencjał młodzieżowego buntu”, napisali Martin Lee i Bruce Shlain w książce Acid Dreams (Kwaśne sny), stanowiącej kronikę zarówno tajnych, jak i kontrkulturowych aspektów rewolucji LSD.

„Nasilając rewolucyjne tendencje w sposób nieadekwatny do sytuacji, kwas przyspieszył proces likwidacji ruchu”, piszą dalej autorzy. „Używanie przez młodych ludzi w Stanach LSD osiągnęło punkt szczytowy pod koniec lat 60. XX wieku, wkrótce po zapoczątkowaniu przez CIA szeregu tajnych operacji, których zadaniem było rozbicie, zdyskredytowanie i neutralizacja Nowej Lewicy. Czy był to jedynie historyczny zbieg okoliczności, czy też Agencja rzeczywiście podjęła kroki w celu promowania nielegalnego handlu »kwasem«?”

Opowieść Ronalda Starka zrelacjonowana przez Lee i Shlaina może wskazać powiązania pomiędzy CIA i Lewicą. Pod koniec lat 60. – w czasie, kiedy najintensywniej używano „kwasu” – Stark był czołowym dystrybutorem LSD i najwyraźniej agentem CIA. Agencja nigdy tego nie potwierdziła. Jednakże włoski sędzia, rozstrzygając w 1979 roku, czy sądzić Starka za „rozbój z bronią w ręku”, w kontekście licznych kontaktów oskarżonego z terrorystami (między innymi dokładnie przepowiedział zabójstwo Aldo Moro), ostatecznie zwolnił handlarza narkotyków po zapoznaniu się z „imponującą listą starannie wymienionych dowodów”, że Stark pracował dla CIA, „poczynając od 1960 roku”.

„Mogło się zdarzyć – zastanawia się Tim Scully, szef dużego zespołu produkującego LSD (grupy idealistycznych radykałów, zwanej Bractwem, która coraz bardziej czuła się wykorzystywana przez Starka) – że został zatrudniony przez amerykańską agencję wywiadowczą, która chciała, aby na ulicach znalazło się więcej psychodelicznych narkotyków”. Ale Lee i Shlain nie wykluczają także możliwości, że Stark był po prostu jednym z najbardziej pomysłowych oszustów na świecie – i tę ewentualność potwierdzają niemal wszyscy, którzy mieli kontakty ze Starkiem.

Pierwotny „kwaśny sen” CIA wynikał z założenia, że LSD uczyni umysł podatnym na sugestie, ale okazało się, że narkotyk jest zbyt silny, by nad nim zapanować. Około 1973 roku, na krótko przed ustąpieniem z najwyższego stanowiska w Agencji, organizator MK-ULTRA, a późniejszy dyrektor CIA Richard Helms polecił zniszczyć większość tajnej dokumentacji MK-ULTRA w związku z „pojawiającymi się problemami z papierem”. Wśród usuniętych materiałów, informują Lee i Shlain, znajdowały się „wszystkie istniejące egzemplarze tajnego podręcznika CIA zatytułowanego LSD: Some Un-Psychodelic Implications.

Obecnie nie istnieje żaden materiał dowodowy (który może czeka na czyjeś odkrycie), że MK-ULTRA stanowił element spisku mającego na celu spuszczenie ze smyczy zdalnie sterowanych, śmiercionośnych ludzi robotów albo też wykastrowanie całego pokolenia poprzez nafaszerowanie go narkotykiem bełtającym mózg. Ale sam MK-ULTRA był jak najbardziej realny, a chyba nie trzeba wyjaśniać, czym grozi przeprowadzenie tajnego programu rządowego dotyczącego sterowania umysłami obywateli, choćby zaledwie kilku.

Główne źródła

Budiansky Stephen, Erica E. Goode i Ted Gest The Cold War Experiments, „U.S. News & World Report”, 24 stycznia 1994.

Lee Martin i Shlain Bruce Acid Dreams, Nowy Jork, Grove Press, 1985.

Marks John The Search for the Manchurian Candidate, Nowy Jork, Dell 1979.Załatwić Castro!

Zimna wojna zrodziła swego rodzaju narodową histerię, ale nigdzie i nigdy delirium nie osiągnęło takiego natężenia jak na Florydzie na początku lat 60. XX wieku. Tajne plany obalenia Castro mnożyły się niczym moskity na bagnach Everglades. Wspierana przez Stany Zjednoczone inwazja w Zatoce Świń zakończyła się katastrofą, co jedynie spotęgowało gorączkę tropikalną. W miarę nasilania się zimnowojennego szaleństwa w historii CIA zdarzył się jeden z najbardziej skandalicznych epizodów – seria surrealistycznych prób zamordowania Castro rękami przebywających na Florydzie kubańskich emigrantów oraz czołowych mafiosów Stanów Zjednoczonych.

Jak stwierdził później prezydent Johnson: „Prowadziliśmy na Karaibach cholerne Murder Incorporated”^(). Wprawdzie trzej prezydenci mieli przynajmniej jakąś wiedzę o planach CIA, ale wydaje się, że w kilku przypadkach Agencja działała na własną rękę – wbrew woli prezydenta.

W 1975 roku w wyniku przesłuchań senackich prowadzonych w związku z aferą Watergate wyszły na światło dzienne tak zwane programy „akcji wykonawczych” CIA. Senacka Komisja Śledcza do spraw Wywiadu pod przewodnictwem Franka Churcha ujawniła osiem nieudanych prób wykończenia Castro i garść planów likwidacji innych głów państw. Dość eufemistycznie komisja postanowiła nazwać je „rzekomymi planami zabójstw”. Co więcej, jak zeznali bramini z CIA, wszystkie wspomniane próby zamachów się nie powiodły. Wbrew tym twierdzeniom istnieją powody, żeby przypuszczać, że przesłuchania wydobyły na światło dzienne jedynie drobne polityczne akcje likwidacyjne Agencji.

Równie dobrym, jak każdy inny, punktem wyjścia naszej opowieści jest osoba propagandysty CIA, E. Howarda Hunta. Jego nazwisko nierozerwalnie wiąże się z Watergate, Zatoką Świń oraz całą gamą forteli i wykrętów, które zdefiniowały charakter jednej czwartej wieku. Po powrocie z Kuby sporządził on listę strategicznych zaleceń. W punkcie pierwszym napisał: „Załatwić Castro”. Agencja najwyraźniej poszła za radą Hunta, ponieważ w 1960 roku zespół wybitnych specjalistów CIA zaczął organizować ostateczną „eliminację” kubańskiego przywódcy.

W sierpniu tamtego roku Biuro Służb Medycznych CIA rozpoczęło grę. Skropiono pudełko ulubionych kubańskich cygar Castro bardzo silną toksyną, tak zabójczą, że wystarczyło jedno pyknięcie dymkiem, by nawet najodporniejszy dyktator został błyskawicznie „usunięty”. Castro miał odwiedzić Narody Zjednoczone w Nowym Jorku i być może właśnie tam zamierzano podsunąć mu spreparowane cygara. Nie do końca wiadomo, co się stało później. Według pewnego meldunku komenda główna nowojorskiej policji została poinformowana przez funkcjonariuszy CIA o zaniechaniu planów zabicia Castro za pomocą „wybuchających” cygar.

Inne niezrealizowane projekty – w tym również kilka, które miały zniszczyć wizerunek ofiary, ale jej nie zabijać – okazały się jeszcze mniej praktyczne niż wspomniane cygara.

? Na jednej ◦ Na jednej z wczesnych burz mózgów stworzono plan spryskania hawańskiego studia radiowego Castro „superkwasem” – skondensowanym LSD. Liczono na to, że gdy Fidel zacznie oddychać powietrzem z narkotykiem, odleci w czasie radiowego przemówienia. Wariant tej metody zakładał, że Wydział Służb Technicznych CIA nasączy LSD cygara i w ten sposób załatwi niesympatycznemu marksiście odjazd z biletem w jedną stronę.

◦ Według innego planu buty Castro zostałyby spryskane solami talu, które spowodowałyby szybkie wypadnięcie włosów na głowie, brody, brwi i włosów łonowych. W ten sposób zostałby zniweczony jego wizerunek latynoskiego macho. Castro utraciłby poczucie własnej godności i szacunek społeczeństwa niczym wydepilowany Samson.

◦ Jeżeli chodzi o mordercze intrygi, był też pomysł związany z zamiłowaniem Castro do nurkowania z akwalungiem. Amerykański prawnik, który negocjował z kubańskim dyktatorem uwolnienie jeńców z Zatoki Świń, miał mu ofiarować kombinezon płetwonurka. Wydział Służb Technicznych zaangażował się do tego stopnia, że nawet nabył odpowiedni kombinezon i umieścił w respiratorze bakterie gruźlicy. Niezwykle skrupulatni pracownicy wydziału przenieśli również na sam strój zarodniki grzybów, które powodowały rzadką chorobę skórną, maduromikozę. Niestety dyplomata przejął inicjatywę i ofiarował Castro niespreparowany skafander, tym samym niwecząc cały plan. Gdyby się udał, raczej nie można by go było zakwalifikować jako „tajną operację”.

◦ Inną koncepcją w stylu Iana Fleminga było umieszczenie na dnie morza, w miejscu, w którym często nurkował Castro, wybuchowej muszli. Ostatecznie zaniechano realizacji pomysłu, uznając go za niepraktyczny.

◦ Agent CIA Felix Rodriguez – zaufany człowiek George’a Busha – pisze w swojej autobiografii, że trzykrotnie próbował przedostać się na Kubę, aby zabić Castro. Misje te były jego własną inicjatywą i nie wiedział wówczas, że patronuje mu po cichu CIA. W 1987 roku zapytany przez komisję do sprawy Iran-Contras, czy kiedykolwiek uczestniczył w podejmowanej przez CIA próbie zatrucia ulubionych cygar Castro, Rodriguez odparł z oburzeniem: „Nie, proszę pana. Ale w 1961 roku zgłosiłem się na ochotnika, żeby zabić tego sukinsyna z karabinu teleskopowego”.

◦ Być może najbardziej wizjonerska koncepcja zrodziła się w płodnym umyśle generała Edwarda Landale’a, który nadzorował tajną wojnę z Castro, prowadzoną przez administrację Kennedy’ego. Generał miał nadzieję wywołać kontrrewolucję, rozpowszechniając wśród pobożnych kubańskich katolików wiadomość, że wkrótce nastąpi powtórne przyjście Chrystusa, a Castro jest Antrychrystem. O wyznaczonej godzinie Chrystus we własnej osobie wynurzy się u wybrzeży Kuby na pokładzie amerykańskiego okrętu podwodnego, pod niebem rozjarzonym płonącymi pociskami. Liczono na to, że uniesieni religijnym zapałem Kubańczycy powstaną i spontanicznie obalą swojego satanicznego przywódcę.

Czytając o tych fantastycznych pomysłach, czuje się pokusę, aby wyciągnąć wniosek, że CIA nie byłaby w stanie trafić nawet w wielką stodołę z karabinu z celownikiem snajperskim. Jak często się zdarza, gdy dochodzi do prania brudów CIA, elementy farsowe łagodzą społeczne oburzenie.

Jednakże likwidacyjne programy Agencji wcale nie były traktowane tak beztrosko. Richard Bissel, zastępca dyrektora CIA, opracował własną strategię. Poprosił swojego doradcę naukowego Sydneya Gottlieba, aby stworzył oryginalne techniki zabójstwa. Owocem trudów Gottlieba był przenośny zestaw dla zabójcy, zawierający śmiercionośną substancję biologiczną, igły do zastrzyków i gumowe rękawice.

Gottlieb osobiście dostarczył pakiet do Afryki, gdzie rezydent CIA otrzymał rozkaz zamordowania dyktatora Konga Patrice’a Lumumby. Najwyraźniej próby otrucia Lumumby się nie powiodły. W 1975 roku Senacka Komisja do spraw Wywiadu wykryła, że CIA sponsorowała inny zamach na Lumumbę, wykorzystując w tym celu najemnych zabójców z Europy. Cały plan się rozsypał, kiedy okazało się, że „cyngiel” nie reaguje na żadne polecenia niczym „pocisk niekierowany”, jak określił to rezydent Agencji w Kongo. Jak głosi oficjalna historia, ziomkowie Lumumby wyręczyli CIA w brudnej robocie. Przejęli inicjatywę i zamordowali swojego przywódcę w styczniu 1961 roku.

Pozostają jednak pewne wątpliwości odnośnie rzekomego trzymania się CIA na dystans. Weteran Agencji John Stockwell pisze w swojej książce In Search of Enemies (W poszukiwaniu wrogów), że pewien funkcjonariusz CIA chwalił mu się, że jeździł po okolicy z ciałem Lumumby w bagażniku samochodu.

Kilka miesięcy po zgonie Lumumby, który nastąpił w bardzo odpowiednim momencie, został zamordowany władający autokratycznie Republiką Dominikańską Rafael Trujillo. CIA wprawdzie hojnie dostarczała broń dysydentom, którzy wyraźnie oświadczali, że mają zamiar pozbyć się dyktatora, ale Agencja zaklinała się, że to miejscowi chłopcy śmiertelnie podziurawili swojego przywódcę. Oczywiście, bardzo prawdopodobne, że zrobili to za pomocą broni, w którą zaopatrzyła ich CIA.

W książce o zabójstwie JFK, The Man Who Know Too Much (Człowiek, który wiedział za dużo), Dick Russel przedstawia inną możliwość. Wytropił on i przeprowadził wywiad z pułkownikiem wojsk lądowych w stanie spoczynku, Billem Bishopem, ponieważ usłyszał, że mówiono o nim jak o „swego rodzaju kontraktowym zabójcy działającym dla CIA”. Gdy Russel się z nim spotkał, Bishop oświadczył pogodnie: „To ja załatwiłem Trujillo… Jestem dumny z tej misji, ponieważ wielu moich współpracowników twierdziło, że nie da się tego zrobić”.

O ile w przypadku dokonanych w bardzo stosownej chwili zabójstw można znaleźć ślady maczania w tym palców przez CIA, to jeżeli mamy wierzyć takim luminarzom Agencji, jak jej były dyrektor Richard Helms, intrygi organizowane z jej inicjatywy nigdy się nie udawały. Na przykład w lutym 1960 roku Helms zatwierdził plan „obezwładnienia” szefa irackiej junty Abdula Karima Kassema za pomocą zatrutej chusteczki do nosa. Aczkolwiek cudowne dzieci w wydziale służb technicznych wykonały toksyczną smarkatkę i dostarczyły ją do Kassema, generałowi najwyraźniej nigdy nie ciekło z nosa.

Uwzględniając fakt, że chusteczka jest dość niepewnym narzędziem zbrodni, dość łatwo zrozumieć, dlaczego CIA zwróciła się z prośbą o pomoc do mafii, bądź co bądź zawodowców w likwidacyjnym fachu. W przypadku Castro było to trafne posunięcie, ponieważ mafia też z całego serca pragnęła zabić Kubańczyka. Jej szef Meyer Lansky zdążył już nawet wyznaczyć milion dolarów nagrody za głowę Castro. Mówiąc oględnie, dojście Fidela do władzy na Kubie po rewolucji 1959 roku niezbyt się spodobało gangsterom. Kubański przywódca skonfiskował ich lukratywne kasyna w Hawanie, które przynosiły jeszcze większe dochody niż należące do syndykatu salony gry w Las Vegas.

Oczywiście, rekrutowanie gangsterów nie było niczym nowym. W czasie II wojny światowej Biuro Wywiadu Marynarki Wojennej wykorzystywało mafiosów do strzeżenia nowojorskich nabrzeży przed sabotażystami i do pomocy w czasie alianckiego desantu na Sycylii (za swój trud szef syndykatu Lucky Luciano uzyskał wcześniejsze zwolnienie z więzienia, a amerykańska i sycylijska mafia otrzymały pozwolenie na dłuższe życie). Napuszczenie chłopaków z mafii na Castro musiało się wydawać wyjątkowo dobrym pomysłem. Natomiast dla szefów cosa nostry możliwość posiadania długu wdzięczności u potężnej agencji rządowej miała oczywisty i nieodparty urok.

Tak więc z błogosławieństwem dyrektora Agencji Allana Dallesa oraz pomocą pośrednika – wolnego strzelca i specjalisty od „brudnej roboty” Roberta Maheu – CIA złożyła mafii propozycję nie do odrzucenia: 150 000 dolarów dla każdego „wystarczająco twardego”, by załatwić Castro, i co ważniejsze, usankcjonowanie roboty przez rząd. Wynajęty od Howarda Hughesa Maheu zrealizował szereg „delikatnych” projektów CIA. Zaliczał się do nich lipny film pornograficzny, w którym występował sobowtór prezydenta Indonezji Sukarno i Richard Nixon – była to pierwsza salwa w wojnie propagandowej wydanej greckiemu magnatowi żeglugowemu Arystotelesowi Onassisowi (według Maheu pochłonięty intrygą, bezwzględny Nixon warknął: „Jeżeli to wypali, trzeba będzie zabić sukinsyna, tylko nie róbcie tego na amerykańskiej ziemi”).

Jesienią 1960 roku, dwa miesiące przed marginalnym zwycięstwem wyborczym Johna F. Kennedy’ego, Maheu przedstawił swojego kumpla, mafijnego dona z Las Vegas, Johna Rosellego, Jimowi O’Connellemu z CIA. Roselli przedstawił w Miami obu agentów chicagowskiemu „ojcu chrzestnemu” Samowi „Momo” Giancanie oraz potężnemu szefowi mafii z Florydy, Santosowi Trafficante. Zarówno Giancana, jak i Trafficante widzieli, jak ich interesy na Kubie trafia szlag, gdy Castro zlikwidował hazard i handel narkotykami. Trafficante był szczególnie wkurzony, ponieważ zanim Castro zamknął mu sklepik po rewolucji 1959 roku, to on kontrolował mafijną działalność na Kubie. Aby się nie zdekonspirować, gangsterzy przyjęli odpowiednio niewinne pseudonimy – Roselli został „Johnem Rawlstonem”, a Giancana był przedstawiony jako „Sam Gold”. Niebezpieczny Trafficante w jakimś stopniu zachował przynależność etniczną i został „Joem Pecorą”.

Pracowity Wydział Służb Technicznych zabrał się do produkcji partii pigułek z botuliną, trucizną, którą można było rozpuścić w zupie, kawie lub koktajlach. Po kilku udoskonaleniach i pomyślnych próbach na małpach, w lutym 1961 roku CIA przekazało pigułki Rosellemu. Zgodnie z planem jeden z ludzi Trafficante miał poczęstować Castro śmiercionośną pigułką. Pierwsza próba spaliła na panewce, kiedy truciciel, człowiek z bliskiego otoczenia Castro, stracił pracę. Podjęta w kwietniu druga próba również się nie udała, rzekomo dlatego, że Castro nagle przestał odwiedzać swoją ulubioną restaurację.

Po katastrofie w Zatoce Świń w 1961 roku mafijny spisek został odłożony do szuflady prawie na rok. Kiedy go odkurzono, Mahen i Momo zostali uznani za osoby niebezpieczne, więc odsunięto ich od sprawy (przechwałki Momo o zamiarze likwidacji Castro dotarły do wielkich uszu J. Edgara Hoovera, narażając na szwank możliwości dementowania udziału CIA.) Helms wyznaczył nowego koordynatora projektu z ramienia CIA – ostro popijającego i nieprzebierającego w słowach Williama Harveya. Ten z kolei nadał oficjalny status „biuru zabójstw” Agencji występującemu pod kryptonimem ZR/RIFLE, a na kubańskim froncie stanął na czele Zespołu Operacyjnego W, realizującego działania Agencji wymierzone przeciwko Castro. Do drugiej fazy działań przydzielono w ciągu następnych 11 miesięcy więcej pigułek z trucizną, karabinów i materiałów wybuchowych – ale wszystkie plany również wzięły w łeb, a Castro wciąż był cały i zdrowy. W lutym 1963 roku Harvey odsunął agenta Rosellego od pełnienia obowiązków. Ani Harvey, ani Helms nie poinformowali dyrektora CIA McCone’a o drugiej fazie działań mafii.

O czym więc wiedzieli bracia Kennedy i kiedy się tego dowiedzieli? Sprawa ta stała się delikatnym, ale istotnym wątkiem w zeznaniach składanych przez etatowych pracowników Agencji przed Senacką Komisją Churcha. Aczkolwiek funkcjonariusze CIA starali się wykazać, że tylko wypełniali polecenia Kennedy’ego, komisja nigdy nie wypracowała jednoznacznych wniosków. W biografii Richarda Helmsa The Man Who Kept the Secrets Thomas Powers nazwał te mętne wody „największą tajemnicą ze wszystkich”. Nigdy nie ustalono, kto wydał rozkazy.

Wiemy, że intrygi mafii rozpoczęły się przed wybraniem JFK na prezydenta, jeszcze za administracji Eisenhowera. Prokurator generalny Robert Kennedy został poinformowany o operacji ponad rok po pierwszym nawiązaniu kontaktów pomiędzy CIA a mafią. Lawrence Houston, ówczesny prawnik CIA stwierdził, że młodszy Kennedy był „wściekły jak diabli”, ponieważ narażono na szwank jego śledztwo przeciwko Giancanie i innym gangsterom. Houston zeznał, że RFK oświadczył: „Wierzę, że jeżeli kiedykolwiek będziecie znowu próbowali robić interesy ze zorganizowaną przestępczością – gangsterami – powiadomicie o tym prokuratora generalnego”. Jednak w tym właśnie momencie Harvey, Helms i Roselli rozumieli się doskonale i działali ręka w rękę.

Ale istnieją również powody, by sądzić, że na początku swojej prezydentury Kennedy wiedział o operacji mafii. Według Judith Campbell Exner, która była swego czasu kochanką JFK, a także laleczką Giancany, prezydent naradzał się z nim w tym okresie. Kontakty te, stwierdziła Campbell, „miały związek z wyeliminowaniem Castro”.

Istnieją jednak dowody, że bracia Kennedy, aczkolwiek wspierali wczesne koncepcje zamachu, później zaczęli traktować plany zabójstwa z pewnym pesymizmem. Robert Kennedy podobno powiedział swoim dwóm pomocnikom, że kiedy dowiedział się o pierwszej akcji mafii, „natychmiast ją zakończył”. Mylił się. Pod koniec 1961 roku prezydent najwyraźniej zastanawiał się nad kwestią morderstw politycznych, zapytał bowiem dziennikarza Tada Szulca: „Co by pan pomyślał, gdybym rozkazał zamordować Castro?”. Gdy Szulc dał wyraz swojemu oburzeniu, Kennedy przyznał mu rację i oświadczył, że jego doradcy naciskają go, aby polecił zabić Castro. Według senatora George’a Smathersa, zaciekłego przeciwnika Castro, JFK był „przerażony” wizją zamordowania Castro i „skarżył się, że CIA stała się niemal autonomiczna”.

Najwyraźniej bracia Kennedy nie zostali poinformowani o podjętej przez CIA jesienią 1963 roku innej serii prób załatwienia Castro. Następca Harveya, Desmond FitzGerald (autor takich pomysłów jak zatruty kombinezon płetwonurka i wybuchowa muszla), zaczął przygotowywać agenta, którego miejsce pracy dawało mu idealną sposobność sprzątnięcia Castro.

Rolando Cubela, major armii kubańskiej, był wprawdzie blisko związany z Castro, ale również czuł się zawiedziony i niezadowolony z coraz silniejszych sowieckich wpływów na Kubie. W niezwykle zuchwały sposób FitzGerald, udając bez wiedzy Roberta Kennedy’ego jego osobistego przedstawiciela, spotkał się (za zgodą Helmsa) w Paryżu z Cubelą (Cubela później powiedział dziennikarzowi Anthony’emu Summersowi, że FitzGerald twierdził również, iż jest amerykańskim senatorem). Bez żadnych upoważnień obiecał Cubeli, że rząd Stanów Zjednoczonych całkowicie poprze zamach na Castro. Później FitzGerald przekazał Cubeli „pióro”, za pomocą którego mógłby wstrzyknąć uprzykrzonemu autokracie truciznę (Blackleaf 40).

Jednak w czasie gdy CIA omawiała z Cubelą sprawę likwidacji dyrektora, Kennedy złagodził swoją dotychczasową agresywną politykę kubańską. Co prawda Robert Kennedy wciąż aprobował nękające niewielkie ataki na Kubę, ale administracja zmieniała kurs. Na początku 1963 roku, kiedy trwały amerykańsko-sowieckie negocjacje w sprawie zakazu prób nuklearnych, zaczęto udaremniać „nieautoryzowane” wypady przeciwko Kubie (i zakotwiczonym tam sowieckim statkom), organizowane przez emigrantów. Wśród zatrzymanych i postawionych przed sądem antycastrowskich Kubańczyków byli również agenci kontaktowi CIA.

Anthony Summers informuje również w swojej książce Conspiracy, poświęconej zabójstwu JFK, że w ostatnich miesiącach życia Kennedy wysyłał do Castro dyskretne sygnały dyplomatyczne. Za pośrednictwem amerykańskiego doradcy w Narodach Zjednoczonych rozpoczął próby nawiązania tajnych rokowań – dokładnie w tym samym okresie FitzGerald zapewniał Cubelę, że bracia Kennedy poprą antycastrowski przewrót. Chociaż tajna dyplomacja nie osiągnęła zbyt wiele (dwa miesiące później Kennedy został zamordowany), były specjalny doradca prezydenta Arthur Schlesinger, uznał tę zbieżność w czasie za nader dziwną.

Powiedział Summersowi: „Cała sprawa Cubeli skłania do postawienia jeszcze bardziej zasadniczych pytań. CIA reaktywowała plany zabójstwa dokładnie w tym samym momencie, kiedy prezydent Kennedy rozważał możliwość normalizacji stosunków z Kubą. Zdumiewające działanie. Jeżeli nie była to niekompetencja – czego w przypadku CIA nie można wykluczyć – stanowiło to świadomą próbę podważenia polityki państwa”.

Główne źródła

Hinckle Warren i Turner Wiliam Deadly Secrets, Nowy Jork, Thunder Mouth Press, 1992.

Hougan Jim Spooks: The Haunting of America – The Private Use of Secret Agents, Nowy Jork, William Morrow and Company, 1978.

Powers Thomas The Man Who Kept the Secrets: Richard Helms and the CIA, Nowy Jork, Pocket Books, 1979.

Rodriguez Felix L. i Weisman John Shadow Warrior, Nowy Jork, Simon & Schuster, 1989.

Russel Dick The Man Who Knew Too Much, Nowy Jork, Carroll and Graft, 1992.

Senate Select Committee on Government Operations with Respect to Intelligence Activities Alleged Assasination Plots Involving Foreign Leaders, Waszyngton, U.S. Government Printing Office, 1975.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: