Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Galapagos. Historia naturalna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Galapagos. Historia naturalna - ebook

Oszałamiająca przyroda i historia Wysp Zaczarowanych.

Archipelag Galapagos przez wieki był znany żeglarzom i piratom jako Las Encantadas – Wyspy Zaczarowane, na których można spotkać cudowne stworzenia i zobaczyć oszałamiającą wulkaniczną scenerię. Henry Nicholls z dowcipem i swadą opowiada historię słynnych wysp, pokazując, jak z zapomnianego przez wszystkich zakątka stały się jednym z najważniejszych punktów na turystycznej i naukowej mapie świata.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-4404-3
Rozmiar pliku: 6,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Historya naturalna wysp tych jest w wysokim stopniu interesującą i godną uwagi.

Karol Darwin, Podróż naturalisty. Dziennik spostrzeżeń dotyczących historyi naturalnej i geologii okolic zwiedzonych podczas podróży naokoło świata na okręcie J.K.M. „Beagle”, 1845¹

Karol Darwin przeprowadził największą ze wszystkich rewolucji w dziejach ludzkiej myśli, większą niż Einstein, Freud czy nawet Newton, jednocześnie ustalając fakt ewolucji organizmów i odkrywając rządzący nią mechanizm.

Julian Huxley, Charles Darwin. Galápagos and After, 1966²

Jedno jedyne słowo adekwatnie opisuje sposób, w jaki Darwin zmienił bezwartościowe w bezcenne: czary.

Kurt Vonnegut, Galapagos, 1985³

Żaden podobnych rozmiarów skrawek Ziemi nie spowodował tak fundamentalnych zmian w sposobie postrzegania przez Człowieka siebie samego oraz swego otoczenia jak wyspy Galapagos.

Robert Bowman, Contributions to Science from the Galápagos, 1984⁴Prolog

Rankiem 7 grudnia 1941 roku Japończycy zbombardowali bazę marynarki Stanów Zjednoczonych w Pearl Harbor na Hawajach, co wywołało reakcję w postaci zaangażowania całej amerykańskiej potęgi w II wojnę światową. Skutkiem ubocznym stało się otwarcie odizolowanych wysp Galapagos na resztę świata.

Archipelag Galapagos znajduje się we wschodniej części Oceanu Spokojnego – siedzi okrakiem na równiku około dziewięciuset kilometrów na zachód od wybrzeży Ameryki Południowej. Z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych było to idealne miejsce na założenie bazy wojskowej pozwalającej bronić Kanału Panamskiego – szlaku o żywotnym znaczeniu strategicznym – przed niemieckim bądź japońskim atakiem. Władze Ekwadoru, aczkolwiek niechętnie, zgodziły się przyznać Amerykanom dostęp do wysp Galapagos „w celu założenia wszelkich koniecznych instalacji wojskowych”⁵.

Na archipelag składa się trzynaście większych wysp, od okrągłej Genovesy (o średnicy niespełna pięciu kilometrów) po przypominającą kształtem konika morskiego Isabelę (od głowy do ogona długą na ponad sto trzydzieści kilometrów). Pozostałe mniejsze wyspy, wysepki i pojedyncze skały należące do archipelagu – jest ich ponad setka – były zupełnie nieprzydatne dla budowy bazy wojskowej. Biuro Wywiadu amerykańskiego Departamentu Marynarki Wojennej prędko sporządziło raport na temat Galapagos: zinwentaryzowano zasoby słodkiej wody (źródła, jeziora, strumienie, studnie, kałuże), ścieżki i drogi, podano szczegóły dotyczące osiedli ludzkich i ich mieszkańców, wskazano miejsca nadające się na ewentualne kotwicowiska dla okrętów, wodnosamolotów i okrętów podwodnych, a także najodpowiedniejsze tereny pod założenie lotniska. Ów tajny raport wskazywał dwa ewentualne miejsca pod lądowisko na Baltrze, jednej z mniejszych wysepek usytuowanych pośrodku archipelagu, przy czym dodano, że „obydwa wymagałyby znacznych prac terenowych”⁶.

Do kwietnia 1942 roku skruszoną skałę wulkaniczną wyrównano i zalano gorącym asfaltem. Pierwszy pas startowy był gotowy na przyjęcie pierwszego samolotu. Miesiąc później na miejsce przybyły wojska amerykańskie i pas pozostawał w użytku aż do czasu, gdy po zakończeniu wojny Ekwadorczykom udało się wyprosić Amerykanów ze swojego terytorium.

Cały ten epizod jest ważnym momentem w osobliwych dziejach wysp, przetarto bowiem szlak – i to całkiem dosłownie – do pojawienia się na Galapagos komercyjnych połączeń lotniczych (chociaż przybysze lądujący dzisiaj na Baltrze korzystają z drugiego, mniej wyboistego pasa, zbudowanego po przeciwnej stronie wyspy).

Nim jednak Stany Zjednoczone opuściły tę placówkę, prezydent Franklin Delano Roosevelt przedstawił swoją wizję dotyczącą przyszłości archipelagu. Z notatki skierowanej do sekretarza stanu Cordella Hulla w lutym 1944 roku jasno wynika, że wyspy Galapagos miały dla prezydenta znaczenie. „Na archipelagu tym występują najdawniejsze formy życia zwierzęcego i dlatego powinno się go po wieczne czasy zachować jako coś na kształt międzynarodowego parku narodowego” – napisał⁷. „Interesuję się tą sprawą od sześciu czy siedmiu lat i będę gotów umrzeć w spokoju, jeżeli Departament Stanu zdoła coś w tej sprawie zdziałać!” – ponaglał jakiś czas potem⁸.

Franklin D. Roosevelt. Amerykański prezydent sprawia wrażenie zachwyconego swoją zdobyczą u brzegów Santiago w lipcu 1938 roku.
US Naval Historical Center

Pechowo dla Roosevelta, który umarł rok później, na krótko przed zakończeniem działań wojennych, nie dane mu było doczekać dnia, gdy to pragnienie się spełniło. Z czasem jednak władze Ekwadoru dojrzały do pomysłu objęcia wysp ochroną i dzisiaj archipelag Galapagos jest ważny dla wszystkich. Dla swoich mieszkańców – roślin, zwierząt i ludzi, których życie od niego zależy. Dla Ekwadoru – którego przemysł turystyczny na nim się opiera. Dla setek tysięcy nie-Ekwadorczyków, którzy mieli szczęście go odwiedzić. Jest wreszcie ważny dla reszty świata jako system modelowy (przez wzgląd na to, czego jeszcze możemy się na jego przykładzie nauczyć).

Tę ostatnią myśl pozwolę sobie rozwinąć.

Krajobraz wysp jest zarazem nieprzyjazny i piękny; tamtejsza dzika przyroda – niezbyt obfita, lecz robi wielkie wrażenie. Naukowcy zidentyfikowali ponad cztery tysiące gatunków autochtonicznych dla archipelagu, z czego około 40 procent jest endemicznych, czyli można je spotkać tutaj i tylko tutaj. Ale nie tylko te 40 procent, czyli 1,6 tysiąca gatunków, zawdzięcza wyspom Galapagos istnienie. Obecnie ową konstelację porozrzucanych wysepek zamieszkuje około trzydziestu tysięcy ludzi, których życie – bezpośrednio lub pośrednio – zależy od integralności ekosystemu i zasilanej przez niego, opartej na turystyce gospodarki.

Ekwador przejawia głęboką troskę o ten „nieziemski” skrawek swego terytorium, który uzyskał w 1832 roku. Jak na swą niewielką powierzchnię (zajmuje niespełna 2 procent obszaru Ameryki Południowej), Ekwador może się poszczycić imponującą gamą siedlisk, co czyni go jednym z najbardziej różnorodnych biologicznie krajów na świecie (uważa się na przykład, że żyją tu przedstawiciele bez mała połowy wszystkich gatunków ptaków na kontynencie południowoamerykańskim). Jeżeli jednak chodzi o międzynarodową turystykę, wszystkie inne ekwadorskie atrakcje nie mogą się równać z magnetyzmem Galapagos. Dla wielu podróżnych archipelag to jedyny powód, by w ogóle odwiedzić Ekwador.

Kto miał szczęście wybrać się na Galapagos, zapewne zachowa tę wyprawę jako jedno z najważniejszych wspomnień w życiu. Zwierzęta nie okazują uprzedzeń ani strachu, akceptują ludzi takich, jacy są – widzą w nas po prostu jeszcze jeden gatunek usiłujący przetrwać w tym niegościnnym otoczeniu. Doświadczenie harmonii z naturą jest tak poruszające, że może zmienić bieg ludzkiego życia, wpłynąć na to, jak postrzegamy nasze miejsce na Ziemi i jak postępujemy względem innych jej mieszkańców (tych należących i tych nienależących do rodzaju ludzkiego). Odkąd przed niespełna pięćdziesięciu laty zaczęto odwiedzać archipelag w celach turystycznych, „Zaczarowane Wyspy” ujrzało ponad 1,5 miliona osób⁹. W 2003 roku stałem się jedną z nich, a wyprawa natchnęła mnie do napisania mojej pierwszej książki, w której opowieść o najsłynniejszym mieszkańcu Galapagos (żółwiu słoniowym o imieniu Samotny George) wykorzystałem jako pretekst do analizy wyzwań stojących przed obrońcami przyrody – na archipelagu i nie tylko. Później jeszcze tam wracałem, niemniej jednak kontakt z wyspami utrzymuję głównie na odległość: w dalszym ciągu piszę o Galapagos, zostałem ambasadorem fundacji Galapagos Conservation Trust oraz redaktorem naczelnym wydawanego przez nią pisma „Galapagos Matters”. Praktycznie nie ma dnia, bym nie myślał o tych wspaniałych wyspach.

Jeżeli nawet nie mieliście okazji ich odwiedzić, los wysp Galapagos i tak nie powinien wam być obojętny. Istnieją po temu rozliczne powody. Archipelag wyróżnia się na tle innych miejsc, w których działalność człowieka wywarła niszczycielski wpływ na ekologię. Spośród wspomnianych czterech tysięcy rodzimych gatunków zaledwie siedemnaście uznano za wymarłe¹⁰. Czyni to Galapagos najbardziej dziewiczym archipelagiem w strefie międzyzwrotnikowej. Leży tak bardzo na uboczu i jest tak bliski stanowi naturalnemu, że gdy brodząc w wodzie, dochodzi się do brzegu którejś z jego wysp, można odnieść wrażenie, że jest się pierwszym człowiekiem, który to czyni. W coraz bardziej niespokojnym świecie miejsca takie jak Galapagos, gdzie można liczyć na podobne przeżycia, przyjdzie nam jeszcze bardziej cenić. Sęk w tym, że niewiele ich już zostało.

Jest też inny, bardziej dalekowzroczny powód, dla którego powinniśmy cenić Galapagos, choćby na odległość. Stosunkowo prosta i praktycznie nietknięta przyroda archipelagu czyni go doskonałym miejscem do poznawania zależności między różnymi gatunkami, niezaburzonych ingerencją człowieka. W szczególności oddalenie Galapagos od kontynentu południowoamerykańskiego przy jednoczesnej bliskości wysp względem siebie stwarza idealne warunki do wykrywania pochodzenia nowych gatunków. Galapagos pozostaje jednym z najlepszych miejsc do badania procesu ewolucji w terenie i tego, jak dobór naturalny może doprowadzić do pojawienia się biologicznej nowinki.

Kolejnym powodem, by obdarzyć wyspy Galapagos szczególną atencją, jest ich wkład w rozwój przemyśleń Karola Darwina na temat ewolucji. Dzięki przyrodnikom zainspirowanym Darwinem, za sprawą szeregu związanych z nim rocznic, a także przez naszą słabość do prostych historii archipelag Galapagos splótł się w świadomości z zagadnieniem Darwinowskiej teorii ewolucji. Poznawanie Galapagos przy tej okazji jest też świetnym sposobem na poznanie prawdopodobnie najsilniej inspirującej koncepcji w dziejach człowieczej myśli. Zięby Darwina śmigają po szkolnych klasach od dziesięcioleci niczym ptasi głosiciele potęgi ewolucji drogą doboru naturalnego.

Wyspy Galapagos stały się modelem badawczym dla Darwina, obecnie zaś są modelem dla każdego, kogo obchodzi nasza przyszłość. Pomimo ich stosunkowo nienaruszonej kondycji trzeba mieć świadomość, że człowiek wywarł na archipelag głęboki wpływ, zjadając setki tysięcy tamtejszych żółwi, karczując wyżynne zarośla, aby zrobić miejsce pod gospodarstwa rolne, i wprowadzając obce gatunki, co miało druzgocące konsekwencje dla gatunków rodzimych. Z drugiej strony w ostatnim stuleciu zrobiono też wiele dobrego, przede wszystkim należy tu wspomnieć o ustanowieniu w 1959 roku parku narodowego, który zajmuje 97 procent powierzchni lądowej archipelagu, o utworzeniu Rezerwatu Morskiego Galapagos w 1998 roku oraz o działaniach ekorestytucyjnych, które zaliczają się do najambitniejszych na świecie.

W ostatnich latach coraz więcej mówi się o Galapagos w kontekście inspirującej, sprzyjającej przemianom roli, jaką archipelag miałby odgrywać jako doskonałe poletko doświadczalne dla procesów tak zwanego zrównoważonego rozwoju. Do tej pory dysponujemy zaledwie garstką przykładów sugerujących, że rodzaj ludzki zdolny był się rozwijać, nie powodując przy tym zniszczeń – i są to przykłady sytuacji o stosunkowo małej skali. Galapagos to decydujący sprawdzian dla naprawdę ważnej idei. Czy nawet w przypadku archipelagu legitymującego się stemplem Światowego Dziedzictwa UNESCO, korzystającego z dobrodziejstw marki, jaką stało się nazwisko Darwina, mogącego liczyć na solidne wsparcie międzynarodowe i stale zasilanego strumieniem dolarów z turystyki, rodzaj ludzki naprawdę nie potrafi zaspokoić pragnień obecnego pokolenia, nie szkodząc przy tym potrzebom przyszłego? Wyspy Galapagos są tak istotne, ponieważ to, co się dzieje na tym archipelagu, daje autentyczny, niemożliwy do podrobienia wgląd w przyszłość, jaka czeka nasze dzieci, nasze wnuki i nasz gatunek.

* * *

Moją opowieść o Galapagos uporządkowałem według historii naturalnej, z której archipelag słynie. Zaczynamy więc od wulkanów, bez nich bowiem wyspy w ogóle by nie powstały. Ponury, nakrapiany zastygłą lawą krajobraz przedstawia się bez wątpienia imponująco. Biskup Panamy, który w 1535 roku jako jeden z pierwszych ludzi postawił stopę na Galapagos, odniósł wrażenie, jak gdyby to Bóg zesłał na okolicę deszcz głazów. Wszelka gleba, jaką można tam napotkać, „jest jak żużel, nic niewarta, nie zdoła bowiem wyrosnąć na niej choćby licha trawka, a jedynie trochę ostów” – pisał¹¹. Równo trzysta lat później Darwin zastał okolicę równie nieprzyjazną. Niezrażony, zaczął odłupywać odsłonięte warstwy lawy, zbierając próbki skały wulkanicznej. W swych przemyśleniach wyprzedzał w czasie pojęcia wędrówki kontynentów, płyt tektonicznych i głęboko położonych, niezwykle rozgrzanych plam gorąca, które wspólnie odpowiadają za zaistnienie tego osobliwego tworu znanego jako Galapagos.

Następnie przyglądamy się królestwu morskiemu, buzującemu w bogatych w substancje odżywcze wodach wokół archipelagu. Amerykański przyrodnik i odkrywca William Beebe był pierwszym człowiekiem, który niemal sto lat temu zanurkował w wodach Galapagos, i to właśnie przez hartowane szkło wizjerów jego pękatego hełmu po raz pierwszy ujrzeliśmy fascynujący świat skryty pod tamtejszymi falami. To również w pobliżu Galapagos naukowcy po raz pierwszy sfotografowali rozpadliny w dnie oceanu i znaleźli oznaki – niezwykłe oznaki – życia toczącego się parę kilometrów pod powierzchnią wody. Wszystkie te bogactwa mieszczą się w Rezerwacie Morskim Galapagos. Spotkamy tam, rzecz jasna, ryby, w tym spektakularne, rozległe ławice rekinów młotów. Ale Galapagos to także dom dla żółwi morskich, lwów morskich, kotików, delfinów i wielorybów.

Zdolność latania umożliwiła ptactwu morskiemu szybką kolonizację archipelagu. Odsłonięte skały posłużyły za miejsce gniazdowania, ocean zaś za spiżarnię. Mamy zatem komicznie wyglądające głuptaki, niezdarne pelikany, wspaniałe fregaty, ogromne albatrosy, lśniące petrele, a także kormorany, które zostały nielotami. Dowiemy się, dlaczego łapy głuptaka niebieskonogiego są tak kolorowe, dlaczego samiec fregaty nadyma szyję niczym balon i dlaczegóż, u licha, kormorany postanowiły zrezygnować z tak cudownej umiejętności jak latanie.

Tymczasem korzenie zapuszczała roślinność – najpierw porosty, potem wytrwałe zioła, następnie większe rośliny i drzewa; gatunki, które w połączeniu ze zróżnicowaniem opadów deszczu na różnych wysokościach wyznaczają trzy główne habitaty na Galapagos. Są więc namorzyny, które dominują w strefie brzegowej, gdzie ich guzowate korzenie wyciągają wilgoć ze słonego oceanu, a intensywnie zielone liście wznoszą magiczną granicę między morzem a ziemią. Jest spieczony, krzewiasty ląd, który zdaniem Karola Darwina porastały „nędznie wyglądające zioła”¹², ale spotkamy też wspaniałe, przypominające strażników opuncje. Wyżej, na wilgotnych, przesłoniętych chmurami zboczach, rośnie bujny i parny las deszczowy ze stanowiskami rodzimych drzew Scalesia, które mają za sobą doprawdy zdumiewającą podróż ewolucyjną.

W pewnym momencie na Galapagos zaczęły osiedlać się bezkręgowce – chrząszcze, ryjkowce i ślimaki, które rozpierzchły się po poszczególnych wyspach, dając początek bezlikowi różnych gatunków. Żyją tam też motyle i ćmy, mrówki i pszczoły, pająki i kleszcze, wszystkie one nie tak rzucające się w oczy jak słynniejsze żółwie słoniowe, niemniej jednak będące istotnym elementem opowieści o Galapagos.

Zięby Darwina, choć nie wyglądają szczególnie spektakularnie, słusznie cieszą się największą sławą pośród ptaków lądowych na archipelagu. Badania prowadzone przez ostatnich trzydzieści lat uczyniły z tych gatunków jeden z najprzedniejszych przykładów ewolucji drogą doboru naturalnego. Ostatnio nieco zasłużonej uwagi skupiły na sobie przedrzeźniacze galapagoskie w związku z rolą, jaką odegrały w uświadomieniu Darwinowi, że gatunki mogą się pod wpływem czasu zmieniać – czyli ewoluować. Poza tymi emblematycznymi dla archipelagu gatunkami na Galapagos zadomowiło się wiele innych ptaków lądowych, w tym flamingi i chruściele, gołębie i myszołowy, kukułki i lasówki.

Czytelnik, którego najbardziej interesują gady, powinien od razu przeskoczyć do poświęconego im rozdziału. Legwany morskie, które oblegają każdy kawałek linii brzegowej na Galapagos, wywierają mocne wrażenie, zwłaszcza na gościu niespodziewającym się takiego ich nagromadzenia. Darwin był zafascynowany tymi „chochlikami ciemności”, ich umiejętnością pływania, nurkowania i żywienia się algami na zanurzonych pod wodą skałach. Niedawne badania dowiodły, że zwierzęta te są jeszcze bardziej imponujące, niż sądziliśmy – poszczególne osobniki potrafią bowiem zmieniać swój rozmiar: kurczą szkielet, gdy pożywienia jest niewiele, i ponownie się rozrastają w czasach dobrobytu. Na wyspach żyją też legwany lądowe, jaszczurki, gekony i węże, lecz najsłynniejszymi stworzeniami na Galapagos są gargantuicznych rozmiarów żółwie – gady, którym te wyspy zawdzięczają swoje zbiorowe miano. Badania genetyczne pozwoliły zmapować pochodzenie poszczególnych żółwich rodów; wiadomo, że cztery z nich wymarły. Ostatnimi czasy dzięki studiom nad ich zachowaniem poznajemy wzór, według którego dokonują one migracji, a także znaczącą rolę, jaką odgrywają w rozprowadzaniu nasion i wspomaganiu ich kiełkowania.

Kiedy już należycie wyjaśnimy cudowność i znaczenie tych wszystkich skał, roślin i stworzeń, przyjdzie czas, by przyjrzeć się późniejszym przybyszom: Homo sapiens i innym gatunkom napływowym. Przez stulecia, jakie upłynęły od chwili, gdy przed niemal pięciuset laty człowiek po raz pierwszy postawił na tych wyspach stopę, zjawiali się tu piraci, następnie wielorybnicy, potem zaś naukowcy i osadnicy. Wizyta Karola Darwina w 1835 roku okazała się punktem zwrotnym dla sposobu postrzegania tych wysp przez rodzaj ludzki. Pod wpływem hołdów oddawanych Darwinowi w 1959 roku z okazji sto pięćdziesiątej rocznicy jego urodzin i setnej rocznicy ukazania się O powstawaniu gatunków władze Ekwadoru postanowiły ogłosić Galapagos pierwszym w kraju parkiem narodowym. Krok ten, który dał początek wyprawom turystycznym na wyspy, pociągnął za sobą bez wątpienia mnóstwo wyzwań, wśród nich należy wymienić pojawienie się stałej populacji liczącej ponad trzydzieści tysięcy mieszkańców, a także turystów, których liczba zbliża się do dwustu tysięcy rocznie, napływ obcych gatunków, które grożą spruciem ekologicznej tkaniny archipelagu, jak również wszechobecne dziś miazmaty nieskuteczności i korupcji.

* * *

Karol Darwin będzie nam towarzyszył przez cały czas. Ci, którzy nie są przekonani do jego poglądów dotyczących powstawania gatunków, nie mają czym się kłopotać. Powodem, dla którego poświęcimy Darwinowi szczególną uwagę, jest potężny wpływ jego przemyśleń na sposób postrzegania przez ludzi całego świata przyrody, a w szczególności wysp Galapagos. Nim w 1835 roku HMS „Beagle” wpłynął na wody archipelagu, większość przybyszów uważała te wyspy za rodzaj zapomnianego przez Boga piekła na ziemi. Od tamtej pory odczucia się zmieniały, a obecnie archipelag jest powszechnie uważany za najbliższy oryginałowi obraz raju. Czynnikiem sprawczym tej przemiany z piekła w raj, absolutnie fundamentalnej dla współczesnej tożsamości wysp, jest Darwin. Jeżeli zignorujemy znaczenie Galapagos dla Darwina, nie zrozumiemy, dlaczego są one tak istotne.

Na kolejnych stronach postaram się przedstawić, o co w tym wszystkim chodzi: zapierające dech w piersiach krajobrazy, niedocenioną florę, oszałamiającą, niekiedy dziwaczną faunę i – co najważniejsze – pochodzenie nowych gatunków. Naszkicuję potężne wyzwania stojące przed wyspami i oddam się rozważaniom nad czekającą je przyszłością. Nie będę opisywał wszystkiego, co warto na Galapagos zobaczyć. Mogłoby się to wydać nużące. Z kolei wybierając co smakowitsze kąski, mam nadzieję, że uda mi się utkać zajmującą i pouczającą opowieść, która zawrze w sobie ducha tego nadzwyczajnego miejsca.

Karol Darwin jako młody odkrywca. Ten portret pędzla angielskiego artysty Thomasa Herberta Maguire’a powstał dekadę po powrocie Darwina z Galapagos.
US National Library of Medicine1. Skały

Dla amerykańskich sił stacjonujących na wyspie Baltra podczas II wojny światowej archipelag Galapagos był raczej zupełnym przeciwieństwem raju. Wysepkę przezywano The Rock – „Skała” – cierpko nawiązując do okrytego ponurą sławą więzienia Alcatraz w Zatoce San Francisco. Kiedy pierwsza dama Eleanor Roosevelt wspominała swoją wizytę na Galapagos w 1944 roku, mającą na celu podniesienie morale żołnierzy, napomknęła o katorżniczej pracy, jakiej wymagało utworzenie bazy wojskowej w tak niesprzyjających warunkach. „Zupełnie jak gdyby Ziemia wypluła z siebie skały wszelkiego kształtu i rozmiaru. Jak to ujął pewien człowiek, »podnosisz jedną skałę, a pod nią czają się już dwie następne«” – pisała. Dla żołnierzy „musi to być jedno z najbardziej zniechęcających miejsc na Ziemi”. Zarazem jednak pani Roosevelt dostrzegała, że ten sam krajobraz mógłby wzbudzić zaciekawienie osób o zainteresowaniach naukowych. „Jestem pewna, że geologowi zapewniłby on ileś lat absorbującej pracy”¹³.

Najsłynniejszy gość na Galapagos, Karol Darwin, spędził na wyspach zaledwie pięć tygodni, chociaż chętnie zostałby na dłużej. W 1835 roku był daleko bardziej zainteresowany skałami aniżeli żywymi istotami i głęboko wierzył w siłę stwórczą Boga. „Geologia to kapitalna nauka na początek, wymaga bowiem wyłącznie nieco czytania, myślenia i uderzania młotkiem” – pisał ze swej ciasnej kajuty na pokładzie „Beagle’a”, gdy okręt stał na redzie portu w peruwiańskiej Limie¹⁴. Z czekającego go jeszcze fragmentu podróży – przez Ocean Spokojny, a następnie z powrotem do Anglii – to właśnie perspektywa przebadania skał na Galapagos ekscytowała go najbardziej. „Z radością i zaciekawieniem na to wyczekuję będę miał bowiem okazję porządnie się przyjrzeć aktywnemu wulkanowi. Choć Lawy widzieliśmy już mnóstwo, to jeszcze nigdy nie było mi dane ujrzeć Krateru”¹⁵.

Cały ten tłumiony entuzjazm wybuchł z pełną mocą po południu 16 września 1835 roku, kiedy to „Beagle” rzucił kotwicę nieopodal północno-wschodniego czubka wyspy San Cristóbal na wschodzie archipelagu, a Darwinowi trafiła się okazja, by zejść na brzeg. Choć bez wątpienia ekscytowała go możliwość wyciągnięcia młotka i przystąpienia do opukiwania skał, ogólny pejzaż wyspy zdał mu się złowrogi. „Rozpadnięte pole czarnej lawy bazaltowej, rozrzuconej w rozmaicie porozdzierane kłęby i przebitej licznemi szczelinami, pokryte jest wszędzie skarłowaciałemi, spalonemi od słońca krzewinami, które wskazywały niewiele śladów życia” – pisał w Dzienniku spostrzeżeń¹⁶. W cudownym fragmencie porównuje następnie widok „dziwnego krajobrazu cyklopowego” do swojej rodzinnej Anglii, pogrążonej w boleściach rewolucji przemysłowej. „W skutek prawidłowych swych kształtów liczne kratery nadawały krajobrazowi jakiś sztuczny wygląd, który żywo przypominał mi okolice Staffordshire, gdzie wielkie zakłady żelazne są najliczniejsze”¹⁷.

Po prawej cztery widoki na Galapagos. Philip Gidley King (midszypmen na HMS „Beagle”, z którym Karol Darwin dzielił ciasną kajutę) sporządził podczas podróży wiele przypominających fotografie szkiców. Rysunki te, dołączone jako ryciny do książki Roberta FitzRoya, ukazują Floreanę (Charles Island), podejście do San Cristóbal (Chatham Island), zbliżenie Freshwater Bay na San Cristóbal oraz Isabelę (Albemarle Island).
Reprodukcja za: Robert FitzRoy, Narrative of the Surveying Voyages of His Majesty’s Ships Adventure and Beagle, Henry Colburn, London 1839

Amerykański pisarz Herman Melville, który przepłynął przez Galapagos na pokładzie statku wielorybniczego „Acushnet” na początku lat czterdziestych XIX wieku (w ramach podróży, z której miał zaczerpnąć inspirację do swojej najsłynniejszej powieści, Moby Dicka), wykorzystał i upiększył relację Darwina. W Encantadas, or Enchanted Isles – cyklu dziesięciu szkiców literackich poświęconych wyspom, który opublikował w 1854 roku – pisał: „W wielu miejscach wybrzeże jest usiane skałami czy, precyzyjniej rzecz ujmując – żużlem; skotłowane masy czarnawej lub zielonkawej substancji przypominającej żużel z pieca do wytopu żelaza, tu i ówdzie tworzące ciemne rozpadliny i jaskinie, do których niezmordowane morze wściekle wtłacza pianę, spowijając je w tumanie szarej, drobnej mgiełki, pośród niej zaś żeglują rozwrzeszczane grupki ptaków nie z tej ziemi, dodatkowo nasilając ten piekielny rwetes”¹⁸.

Pierwsze wrażenia

Co ciekawe, pierwsi ludzie, którzy w ogóle postawili nogę na skałach Galapagos, odnieśli podobne wrażenie. 23 lutego 1535 roku z Panamy wypłynął galeon, który obrał kurs na południe¹⁹. Zadanie powierzone jego załodze w imieniu Jego Cesarskiej Mości Uświęconego Króla Katolickiego Karola I Hiszpańskiego zakładało przewiezienie największej hiszpańskiej szychy w Ameryce Południowej, to jest biskupa Panamy Tomasa de Berlangi, do Peru, aby mógł się zorientować w sytuacji zaistniałej w rezultacie poczynań Francisca Pizarra na kontynencie oraz wskutek stracenia kilka lat wcześniej inkaskiego władcy Atahualpy. Podróż miała trwać najwyżej parę tygodni, lecz po dopłynięciu do równika galeon doświadczył „sześciodniowej flauty”. Wyciągnięty na Ocean Spokojny przez prądy Panamski i Humboldta, które schodzą się na równiku, znalazł się wraz z pasażerem de Berlangą na obszarze kartograficznej pustki.

Po kilku dniach dryfowania w bezradności, gdy zapasy słodkiej wody niebezpiecznie się skurczyły („wody pozostawało zaledwie na dwa dni”), wyglądało na to, że Bóg opuścił biskupa i jego ludzi. Jednakże 10 marca w polu widzenia pokazała się wyspa – najpewniej Española na południowym wschodzie archipelagu Galapagos²⁰. Spuszczono łódź, po czym grupka ludzi wybrała się na ląd w poszukiwaniu wody, a także trawy dla przewożonych na pokładzie koni. Wrócili rozczarowani.

Kolejna, większa i bardziej górzysta wyspa – prawdopodobnie Floreana – przedstawiała się bardziej obiecująco, „uznając zatem, że z racji jej rozmiaru i potwornego kształtu pewnikiem skrywa rzeki i owoce”, de Berlanga obrał na nią kurs. Kiedy wreszcie rzucono kotwicę, wszyscy – również biskup – ostatkiem sił zeszli na ląd, by szukać wody pitnej. Niektórzy mężczyźni wzięli się do kopania studni, lecz „woda, która wybiła, była bardziej słona niż ta w morzu”. Inni, którzy ruszyli w głąb wyspy w poszukiwaniu źródła lub strumienia, „przez dwa dni nie znaleźli nawet jednej kropli wody”. Zniechęconych odkrywców tak bardzo dręczyło pragnienie, że zdecydowali się rozszarpać kaktusy, których mnogość napotykali na niższych zboczach większości wulkanów Galapagos. „Choć nie były nader smaczne, poczęliśmy z nich wyjadać i wyciskać wszelką wodę, a wyciśnięty płyn przypominał ługową breję, tymczasem pito ją tak, jak gdyby była to woda różana”.

Biskup, jako dobry katolik, nalegał na odprawienie mszy dla uczczenia Niedzieli Palmowej. Jego zdaniem to właśnie ów akt wiary – oraz modły, które zapewne ofiarował swemu bóstwu – sprawiły, że niebawem grupka jego ludzi natrafiła na wodę pitną. „Bóg łaskawie zezwolił, by w wąwozie pośród skał znaleźli około beczki wody, a gdy ją stamtąd zaczerpnęli, zaraz też napłynęło więcej”.

Choć wyspa ta uratowała biskupowi życie, de Berlanga nie wystawił jej jakoś szczególnie korzystnej recenzji: „Nie sądzę, by na całej wyspie było miejsce, by zasiać buszel kukurydzy, w większości bowiem pokrywają ją ogromne głazy, i to tak gęsto, iż mogłoby się zdawać, że niegdyś Bóg spuścił na nią kamienny deszcz”. Jeśli znajdzie się skrawek ziemi, to jest ona „niczym żużel, nieprzydatna” – pisał, wyprzedzając porównanie do uprzemysławiającego się serca Wielkiej Brytanii, które równo trzysta lat później poczyni Karol Darwin.

Piekielny trzask

Krajobraz Galapagos zawdzięcza swój spektakularny wygląd wulkanicznemu pochodzeniu archipelagu. Nadzieję Darwina na ujrzenie na Galapagos aktywnego wulkanu rozbudziły zapewne ekscytujące relacje o tym, jak najmłodszej z wysp – Fernandinie – dekadę wcześniej odstrzeliło szczyt.

Amerykański odkrywca Benjamin Morrell nie mógł znaleźć się w lepszym miejscu, aby zaobserwować to dramatyczne wydarzenie, gdy 10 lutego 1825 roku wpłynął na pokładzie swego statku „Tartar” na wody Banks Bay u brzegów Isabeli²¹. Szczęśliwym trafem miał lekkie pióro. Kilka dni później, w środku nocy, „gdy wszędzie wokoło panował martwy spokój, naszych uszu dobiegł znienacka odgłos, z którym mogłoby się równać tylko jednoczesne dziesięć tysięcy grzmotów rozrywających się na niebie. W tej samej chwili cały horyzont rozświetlił się potworną łuną, zdolną zatrwożyć nawet najmężniejsze serce!” – pisał. Niespełna dwadzieścia kilometrów dalej Fernandina znienacka „wyłoniła się gwałtownie i z ogromnym impetem”.

Ten „piekielny trzask” sprawił, że niebawem wszyscy wylegli na pokład, gdzie „stanęli, wpatrując się, bladzi jak duchy, oniemiali, zdjęci zdumieniem i przerażeniem. Niebiosa zdawały się jednym rozbłyskiem ognia, w który wmieszały się miliony spadających gwiazd i meteorów, podczas gdy płomienie wystrzeliwały w górę ze szczytu na wysokość co najmniej sześciuset metrów”.

Około godziny czwartej nad ranem „wrząca zawartość ogromnego kotła napęczniała po brzegi i przelała się przez krawędź krateru w kaskadach płynnego ognia. Rzeka roztopionej lawy pędziła teraz w dół zbocza góry, zmierzając serpentynami ku morzu”. Morrell ocenił, że „oślepiający strumień” miał jakieś ćwierć mili szerokości i „przedstawiał się niby olbrzymi potok stopionego żelaza płynący z pieca hutniczego”. „Płonąca rzeka” w kilku miejscach przełamała brzegi, kierując swe ogniste odnogi wszędzie wokoło, „a każda z nich runęła w dół, jak gdyby pragnąc ostudzić swój temperament w głębokich grotach pobliskiego oceanu”. Kiedy zaś lawa spotkała się z wodą, powstała „doprawdy koszmarna” wrzawa. „Demon ognia zdawał się pędzić w ramiona Neptuna . Ocean zawrzał, zagrzmiał i zawył, jak gdyby w zatoce Tartaru rozgorzała wojna domowa”.

Morrell zachował wystarczającą przytomność umysłu, by zebrać nieco danych i podczas tych dramatycznych wydarzeń odnotować temperaturę morza i powietrza. Jego pierwotny pomiar, wykonany na godzinę po pierwszej eksplozji i zanim lawa zaczęła przelewać się przez krawędź wulkanu, przyniósł wynik raczej typowy dla tej pory roku: temperatura wody wynosiła 16 stopni Celsjusza, temperatura nocnego powietrza – przyjemne 21 stopni. Około sześciu godzin później, gdy erupcja „jeszcze trwała z niesłabnącą furią”, temperatura wody zdążyła podskoczyć do nieprawdopodobnych 37 stopni, w powietrzu zaś panowało nieznośne 45 stopni. Było to jednoznacznie niepokojące, gdyż Morrell i jego ludzie znaleźli się w pułapce: „Brak choćby najlżejszego podmuchu zdolnego napełnić żagiel uniemożliwiał nam ucieczkę”. Kiedy atmosfera osiągnęła niemożliwe do wytrzymania 50 stopni, żywica, która spajała elementy statku, zaczęła się topić, z takielunku jęła kapać smoła, a Morrell i jego ludzie mieli trudności z zaczerpnięciem tchu. Rozebranie się i wskoczenie do wody nie przyniosłoby im ulgi – jako że jej temperatura przekraczała 40 stopni, byłoby to jak zanurzenie się we wrzącej kąpieli.

Na szczęście „lekki zefirek od kontynentu, ledwie wyczuwalny na policzku” zaczął przybierać na sile, aż w końcu Morrell podniósł kotwicę. Wiatr zrodził jednak nowy problem, rozprzestrzeniając „masę płomieni” na północ od Fernandiny, a tym samym uniemożliwiając bezpieczne wyjście na otwarty Ocean Spokojny na zachodzie. Jedyną szansą było skierowanie się na południe, by znaleźć się po nawietrznej stronie wulkanu, to zaś oznaczało przepłynięcie w odległości kilku kilometrów od stopionej linii brzegowej Fernandiny.

W najwęższym punkcie Morrell spostrzegł, że woda jest minimalnie gorętsza od powietrza, „niemal wrząca”: miała przeszło 60 stopni Celsjusza. „Zacząłem się obawiać, że stracę część ludzi, gdyż wpływ gorąca był tak wielki, że niektórzy nie potrafili ustać o własnych siłach”. Temperatura spadła, gdy znaleźli się na południe od Fernandiny, niemniej płynęli dalej, aż znaleźli się w bezpiecznych okolicach Floreany. Stamtąd, z odległości około osiemdziesięciu kilometrów, krater na Fernandinie wciąż wyglądał „jak kolosalna latarnia morska, wyrzucająca mściwe płomienie wysoko w ponurą atmosferę, czemu towarzyszył gruchoczący hałas odległego grzmotu”.

Chociaż Herman Melville nie był świadkiem niczego podobnego do erupcji, którą zaobserwowali Morrell i jego ludzie, to Fernandina z pewnością pobudzała jego wyobraźnię. „W tym mroku u góry kryje się straszliwe licho” – napisał w czwartym ze swoich dziesięciu szkiców. „Tam też trudzą się demony ognia, które co pewien czas rozświetlają noce przedziwną, widmową iluminacją, widoczną na wiele mil dookoła”²².

Jeśli wziąć pod uwagę zapał, jaki budziła w Darwinie myśl o ujrzeniu na Galapagos aktywnego wulkanu, można domniemywać, że zapewne odpływał stamtąd cokolwiek rozczarowany. Udało mu się dostrzec jedynie fumarolę na sąsiedniej Isabeli: „widzimy obecnie jeszcze mały promień dymu, wznoszący się do góry ze szczytu jednego z wielkich kraterów”²³. Niespecjalnie wstrząsające. Nie powstrzymało go to jednak przed poczynieniem pierwszych poważnych obserwacji dotyczących geologii tych wysp. Wszystko, co widział, wyraźnie sugerowało, że krajobraz nie jest tu tak statyczny, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Uskoki

W Ameryce Południowej Darwin wpadł na myśl, że całe grupy skał musiały zostać niegdyś wypchnięte w górę. Przy pierwszym postoju na Galapagos na wyspie San Cristóbal natrafił na odsłonięty kraniec klifu zawierający piaskowiec i skamieniałe szczątki skałoczepów, omułków i innych mięczaków. Znajdowały się kilka stóp nad poziomem osiąganym przez ocean podczas przypływu, co było – jego zdaniem – „dowodem na wyniesienie w niewielkim stopniu ostatnimi czasy”²⁴. Oczywiście możliwe jest też, że to poziom morza opadł, pozostawiając u góry wysuszone okazy morskie, Darwin uznał jednak taką ewentualność za mniej prawdopodobną.

Najbardziej spektakularny przykład wyniesienia można napotkać w zatoce Urbina na zachodnim wybrzeżu Isabeli. W 1954 roku pewien rybak dostrzegł wzdłuż linii brzegowej biały pas, którego wcześniej tam nie było, a po bliższym przyjrzeniu się odkrył straszliwy pejzaż usiany rozkładającymi się stworzeniami, gdzie panował niemożliwy do wytrzymania smród. Uważa się, że w wyniku pojedynczego zdarzenia wulkanicznego dno oceanu podniosło się – niemal natychmiast – mniej więcej o pięć metrów, odsłaniając jakieś sześć kilometrów rafy, a przy okazji wyrzucając z wody rozmaite morskie stworzenia. Kolejne dowody na takie wyniesienie można znaleźć na pobliskim Punta Espinoza na Fernandinie (występie z zastygłej lawy, powstałym najpewniej podczas obserwowanej przez Morrella erupcji w 1825 roku), gdzie nabrzeże, do którego dobijają turyści, w wyniku zdarzenia wulkanicznego z lat siedemdziesiątych XX wieku wynurza się teraz w porze odpływu w całości z wody.

Takie przemieszczenia pokaźnych fragmentów skalnych są możliwe za sprawą słabszych miejsc, zwanych też uskokami, w skorupie ziemskiej. Niewiarygodnie płaska powierzchnia Baltry – jeden z powodów, dla których wyspa okazała się tak dogodnym miejscem do budowy pasa startowego – sugeruje właśnie, że wynurzyła się ona spod powierzchni morza. Z kolei na wysepkach North Seymour i Las Plazas, osadzonych w warstwach odsłoniętej lawy, można znaleźć skamieliny organizmów występujących w płytkich wodach morskich – stąd wniosek, że i te wysepki powstały na skutek wypiętrzenia.

Jeżeli możliwe są wypiętrzenia, rozsądek podpowiada, że fragmenty skorupy mogą się również zapadać. To już trudniej udowodnić, lecz Puerto Ayora, największe miasto archipelagu, bez wątpienia wygląda, jak gdyby zagnieździło się w jamie powstałej właśnie w wyniku takiego zapadnięcia. Na południowym skraju miejscowości ścieżka prowadząca ku zatoce Tortuga wspina się zakosami na niemal gołą, mniej więcej dwudziestometrowej wysokości skarpę, która biegnie z północnego zachodu na południowy wschód. Ze szczytu da się dostrzec równoległą linię uskoku po przeciwnej stronie miasta. Teren pomiędzy nimi sprawia wrażenie, jakby się osunął, tworząc idealne, naturalne zagłębienie, w którym mieszczą się wszystkie zabudowania.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: