Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kalejdoskop wspomnień - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kalejdoskop wspomnień - ebook

Po latach nieobecności Aniela wraca ze złamanym sercem do kraju. Nieoczekiwanie w wypadku samochodowym ginie jej matka. Z początku Aniela zamyka się w sobie i żyje w świecie wspomnień, ale stopniowo odnajduje w sobie siłę i odwagę, aby pójść za głosem serca, w czym pomaga jej  pierwsza miłość i wierni przyjaciele. Odkrywa, że ma decydujący wpływ na swoją przyszłość. Przekonuje się także, że ucieczka od problemów nie jest receptą na życie.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0334-6
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

W hali przylotów było pełno ludzi. Rodziny, przyjaciele, krewni i znajomi przyszli, aby powitać swoich bliskich po krótkiej lub dłuższej nieobecności. Pracownicy korporacji i taksówkarze z tabliczkami w rękach wyglądali nieznanych twarzy. Panowała atmosfera wyczekiwania, zniecierpliwienia. Ludzie witali się w różnych językach, wśród łez, przytulań, okrzyków i śmiechów, całowali i obejmowali lub wymieniali formalne ukłony i uściski dłoni. Turkotały wyładowane bagażami wózki, ich kółka dudniły miarowo o wyłożoną płytkami podłogę, tworząc podkład muzyczny do zamętu ludzkich głosów i gestów.

Nagle zatrzymał się czas, ucichł dźwięk, ustało nawet bicie mojego serca. Wciąż trzymałam przy uchu telefon, choć połączenie już się zakończyło. Palce same zacisnęły się na komórce, łokieć usztywnił, a ja trwałam jak zanurzona w bezczasie.

Hala przylotów w jednej chwili stała się dla mnie boleśnie pusta i głucha. Z trudem chwytałam gęste powietrze, ale ono nie docierało do płuc – czułam się tak, jakby potężna obca dłoń zacisnęła się na moich żebrach, krusząc je i łamiąc. Krople potu spłynęły mi po karku i sunęły dalej po plecach niczym lodowate palce.

Łzy napłynęły mi do oczu, zamazując obraz, który i tak już utracił kolory. Od tej rozmowy telefonicznej świat wokół mnie stał się czarno-biały. Po jasnych plamach światła przesuwały się ciemne bezkształtne cienie. Nie było już na tym świecie ani jednego człowieka, z którym łączyłyby mnie więzy krwi. Zostałam sama, zdana wyłącznie na siebie, pozbawiona jakiejkolwiek ochrony przed tym, co niesie rzeczywistość…

Stałam jak sparaliżowana, wpatrując się bezsilnie w pustkę przed sobą. Tkwiłam wyprostowana z walizką przy boku, na pozór niewzruszona niczym głaz. W mojej duszy jednak szalał huragan. Oto po latach wróciłam do domu, by dowiedzieć się, że on już nie istnieje. Nie pozostało nic, nawet nadzieja zniknęła, bo już nie miał kto podtrzymać jej przy życiu.

Było mi duszno. Klimatyzacja utrzymywała względnie chłodną temperaturę powietrza, mimo to zalała mnie fala gorąca. Nagle zrobiło mi się słabo. Osunęłam się na walizkę. Zgarbiłam się, jakby wielki ciężar łamał mój odrętwiały kręgosłup, zmuszając go do pokłonienia się rzeczywistości.

Z pochyloną głową wpatrywałam się martwym wzrokiem w łzy kapiące regularnie na kolana. To nie może być prawda. Panuje tu taki hałas, że musiałam się przesłyszeć. Przecież…

Drżącą ręką odgarnęłam kosmyki, które wysunęły mi się z francuskiego warkocza. Spuchnięta od łez znów spróbowałam odetchnąć głębiej.

Niespodziewanie poczułam na ramieniu dotyk i usłyszałam przytłumiony męski głos.

– Przepraszam, czy pani dobrze się czuje?

Z trudem uniosłam głowę i zwróciłam ku nieznajomemu nieprzytomne spojrzenie.

– Może podprowadzę panią do taksówki?

Nie odpowiedziałam, nie mogłam wydać z siebie innego dźwięku niż chrapliwy oddech, ale chyba samo moje spojrzenie było wystarczającą reakcją na te słowa, bo mężczyzna pomógł mi wstać i asekurował mnie do wyjścia.

Gdybym szła sama, zapewne zataczałabym się jak pijana. Kolana miałam zesztywniałe, kręciło mi się w głowie. Wdzięczna za pomoc pozwoliłam się prowadzić do automatycznie rozsuwanych szklanych drzwi. Na zewnątrz przywitała nas fala gorąca; po chłodzie klimatyzowanej hali przylotów sierpniowy upał był trudny do zniesienia. Popołudniowe słońce parzyło i jeszcze bardziej utrudniało oddychanie.

Nieznajomy skierował się do pierwszej z taksówek ustawionych jedna za drugą przy wąskim chodniku. Taksówkarz wyskoczył z samochodu zadowolony, że ma klientów, i złapał moją walizkę, by włożyć ją do bagażnika. Z trudem zajęłam miejsce na rozgrzanym skórzanym siedzeniu. Chciałam podziękować nieznajomemu, który okazał mi tyle wsparcia i zrozumienia, ale gardło miałam zaciśnięte niczym węzeł. Nie mogąc wykrztusić ani słowa, spojrzałam tylko na niego z wdzięcznością. Chwilę później taksówkarz usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. Nie pamiętam nawet, jak wyglądał ów nieznajomy. Świat wokół mnie był rozmazany, przypominał czarno-białe zdjęcie, na którym woda zostawiła szare plamy.

Taksówkarz zwracał się do mnie trzy razy, zanim wreszcie zrozumiałam jego słowa. Dokąd jadę? – zastanowiłam się. Gdzie teraz mam się podziać? Wyjrzałam przez okno. W głowie miałam tylko jeden adres. Tylko jedno miejsce, do którego mogłam się udać.

Samochód przyspieszył, zabierając mnie w podróż po znajomych, aczkolwiek odmienionych okolicach. Zostawiliśmy za sobą Mokotów, przemknęliśmy przez Ochotę i Wolę, aż wreszcie dotarliśmy na Żoliborz. Nawet z oczami pełnymi łez rozpoznawałam budynki i ulice. Minęło pięć lat od czasu, kiedy widziałam je po raz ostatni, ale ich obraz tkwił głęboko w moim sercu. Z każdym miejscem wiązały się inne sprawy, inne słodko-gorzkie wspomnienia. Pośród odcieni szarości przed moimi oczami ukazały się chwile z przeszłości, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Wraz z barwnymi obrazami pojawiło się echo dawnych uczuć – radości, szczęścia, niepewności, bólu, smutku, rozpaczy, tęsknoty i miłości, których rozmiar wgniótł mnie teraz głębiej w fotel. Zapomniałam… a może tylko wmawiałam sobie, że zapomniałam, wymyślając coraz to nowsze sposoby na odwrócenie uwagi od tego, co było.

Potrzebowałam dłuższej chwili, aby zrozumieć, że dotarliśmy już na miejsce. Taksówkarz czekał cierpliwie, aż mu zapłacę, więc sięgnęłam nieporadnie do torebki po portfel. W zamęcie niespodziewanych nowin zapomniałam wymienić walutę, więc z przepraszającym spojrzeniem wręczyłam mu banknoty euro, dodając spory napiwek. Mężczyzna schował pieniądze, a potem wysiadł z samochodu. Wytężając siły, zmusiłam się, aby podążyć jego śladem. Zesztywniałe kości stawiały opór, ale wkrótce stałam już na skąpanym w słońcu chodniku i odbierałam bagaż od kierowcy. Oparłam dłoń na rączce walizki i traktując ją trochę jak laskę, ruszyłam przed siebie.

Za niskim żywopłotem i niewielkim trawnikiem stał jednopiętrowy dom bliźniak. To tu… Tutaj właśnie wszystko się zaczęło i skończyło. Od tego miejsca uciekałam i za nim tęskniłam najmocniej. Śniłam, marzyłam o nim i unikałam go na wszelkie sposoby. Drżącą dłonią sięgnęłam do dzwonka do drzwi, wcześniej trzykrotnie spytawszy samą siebie, czy jestem na to gotowa. Odpowiedź za każdym razem była jednakowa – nie jestem. Zacisnęłam powieki i przygotowując się na jeszcze większy ból, nacisnęłam guzik.

Usłyszałam jego ciche brzmienie wewnątrz domu. W mgnieniu oka mój oddech się uspokoił, serce również spowolniło swój rytm. Poczułam, jak napiera na mnie nowa fala gorąca, niezwiązana tym razem z duszną pogodą i nagrzanym chodnikiem, którego płyty nawet przez japonki parzyły moje stopy.

Dobiegł mnie przytłumiony odgłos kroków. Oddech momentalnie przyspieszył, a serce oszalało, pompując więcej krwi, niż potrzebowałabym na przebiegnięcie maratonu. Przymknęłam oczy, próbując się opanować: to nie miejsce ani czas na panikę. Ale gdy tylko otworzyły się drzwi, zapomniałam o logice. Zapomniałam także o oddychaniu, o skwarze, o trudach podróży, strasznych wieściach, o rozpaczy, lęku i wszystkich obawach, które ustawione jedna na drugiej tworzyły gruby mur oddzielający mnie od drzwi tego domu.

– Aniele…

Jedno banalne słowo wypowiedziane niskim, boleśnie znajomym głosem sprawiło, że przeszłość gwałtownie ożyła. Przed oczami przeleciało mi wszystko, od czego tak uciekałam. I zrobiłam coś, czego – nie wątpiłam w to nawet przez chwilę – będę wkrótce żałować. Poddałam się i wbrew rozsądkowi osunęłam się w jego ramiona.

Były takie same jak w mojej pamięci. Wciąż przynosiły spokój, oparcie, rozkoszne poczucie bezpieczeństwa. Niczym magiczna tarcza broniły mnie przed wszystkimi zagrożeniami z zewnątrz. Jego zapach wypełnił moje nozdrza. Znałam go, tak samo jak znałam tego mężczyznę. Po pięciu, dziesięciu czy pięćdziesięciu latach rozpoznałabym go nawet z zamkniętymi oczami. Mógł się postarzeć, zgarbić, wyłysieć i pomarszczyć, ale dla mnie zawsze był najpiękniejszy, najwspanialszy, najlepszy.

Pozwoliłam się wprowadzić, a raczej wnieść do przedpokoju. On wciągnął jeszcze moją walizkę i drzwi się zamknęły, odcinając nas od upału.

– Aniele, co się stało?

Nie miałam siły na wyjaśnienia. Poczułam, jak raptownie ulatuje ze mnie resztka energii, zawisłam więc na nim, pozwalając jego ramionom zacisnąć się na mnie jeszcze mocniej.

– Kto przyszedł, Adrianie? – z dala doleciał nas głos cioci.

Nie odpowiedział. Wsunął dłoń w moje włosy, niszcząc zapewne pozostałości warkocza, który zaplotłam dziś rano. Nie wiem, jak długo trwaliśmy w tym uścisku. Gdyby zależało to ode mnie, nie skończyłby się nigdy. Na szczęście rozsądek nigdy nie opuszczał mojej ciotki, która zaniepokojona przedłużającą się ciszą wkroczyła do przedpokoju.

– Nela? – zapytała zaskoczona. – Czy to ty? Co tu robisz? Ela mówiła, że pojedziecie z lotniska prosto do domu, do Kielc.

Na wzmiankę o mamie serce przeszył mi bolesny skurcz. Adrian odsunął mnie od siebie. Musiał użyć do tego sporo siły, bo moje zaciśnięte kurczowo ramiona niełatwo było rozprostować.

– Neluś, dziecko! – zawołała ciocia, już poważnie zaniepokojona. – Co się stało? Dlaczego płaczesz?

Pokręciłam głową, niezdolna wypowiedzieć choćby jednego słowa.

– Wejdź do środka, usiądź. – Ciocia szybko otrząsnęła się ze zdumienia, przejmując kontrolę nad sytuacją.

Adrian wprowadził mnie do salonu, ale gdy usiłował posadzić na kanapie, nie chciałam go puścić, więc w końcu był zmuszony usiąść obok. Ciocia przybiegła, niosąc z kuchni szklankę wody.

– Masz, napij się – poleciła, ale dłuższą chwilę zajęło, zanim moje odrętwiałe palce zdołały zacisnąć się na szkle.

Uniosłam szklankę niezgrabnie do ust, przy pierwszym łyku uderzyłam zębami o brzeg. Dźwięk był nieprzyjemny dla ucha, ale smak chłodnej wody na wyschniętych wargach wyjątkowo przyjemny. Przełknęłam ją głośno i szybko opróżniłam całą szklankę.

– Powiedz teraz, co się stało – zwróciła się do mnie ciocia. – Gdzie jest Ela? Dlaczego przyjechałaś sama?

Podciągnęłam kolana pod brodę i przygarbiłam się.Pragnęłam skurczyć się i zmaleć, by w końcu zniknąć zupełnie w tym świecie bez mamy.

– Mów natychmiast! – zawołała ciocia.

Wzięłam głębszy oddech.

– Ma… – Głos załamał mi się już po pierwszej sylabie. Przyłożyłam dłoń do szyi, jakby dotyk mógł choć trochę rozluźnić zaciśnięte gardło. – Mama… – spróbowałam ponownie – …nie… – Ciocia i Adrian wpatrywali się we mnie zaniepokojeni, uparcie szukając sensu w pojedynczych sylabach. – Nie żyje… – tylko tyle zdołałam z siebie wydusić, ale tym razem sensu było aż nadto.

Ciocia z głośnym świstem wciągnęła powietrze. Adrian drgnął poruszony, a potem zaczął gładzić mnie po włosach, jakby tym ruchem uspokajał sam siebie.

– Jak to nie żyje? – Ciocia siliła się na spokój. – Przecież to niemożliwe. Dlaczego…

– Mamo – przerwał jej Adrian – pozwól jej mówić.

Podziękowałam mu spojrzeniem, a następnie zmusiłam się do zebrania wszystkich sił i znowu się odezwałam:

– Odebrałam telefon… – Oddychałam z trudem. – Był wypadek… – Ciężar winy utknął w krtani, napierał na struny głosowe, zmieniając mój głos w chrapliwy szept. – Mama nie… – Pokręciłam głową, a kosmyki, które chwilę temu Adrian wsuwał mi za ucho, ponownie przesłoniły mi twarz. – Nie miała szans. Zginęła na miejscu – ostatnie słowa wypowiedziałam drżącymi wargami, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że znowu płaczę.

Ciocia zbladła, zastygła, ale wiedziałam, że w środku aż kipi. Znałam to uczucie, sama go doświadczyłam w hali przylotów. Spojrzałam na Adriana. Wyglądał, jakby nagle obudził się z długiego snu i nie do końca rozumiał, co się wokół niego dzieje.

– Niemożliwe – stwierdziła ciocia, podrywając się z kanapy. Szybkim krokiem przemierzyła salon i chwyciła za telefon. – Niemożliwe – powtórzyła tym razem ciszej, bardziej do siebie, z pamięci wybierając numer.

Czekając na połączenie, spoglądała na nas z wyrazem niedowierzania na twarzy. Nie dziwiło mnie to, sama z początku też nie uwierzyłam. Rozmowa z policjantem nie była długa. Dowiedziałam się tylko, że wypadek zdarzył się na drodze E77 prowadzącej z Kielc do Warszawy i że wzięło w nim udział pięć samochodów i cysterna. Rannych było wielu, dwie osoby zginęły na miejscu. Jedną z nich była moja mama…

– Radek? Tu Basia – moje rozmyślania przerwał energiczny głos ciotki. – Elżbieta nie odbiera, a jest u mnie Aniela. Mówi, że zdarzył się wy… – przerwała nagle i jeszcze bardziej zbladła. Zasłuchana w głos rozmówcy skierowała na nas szklane spojrzenie.

Wiedziałam, co ono oznacza. Adrian nagle wyprostował się i poderwał z kanapy, a że wciąż nie wypuszczałam go z objęć, zmusił mnie, abym wstała wraz z nim.

– Jedźmy tam – rzekł naglącym tonem, przyciągając mnie mocniej do siebie, bo na miękkich nogach nie mogłam utrzymać równowagi. – Mamo!

Ciocia tylko machnęła ręką i odwróciła się do nas plecami, w dalszym ciągu skoncentrowana na rozmowie telefonicznej.

Wreszcie zakończyła ją i odłożyła słuchawkę. Spojrzała na nas niewidzącym wzrokiem, uniosła ręce, a potem bezradnie je opuściła. Twarz miała bladą, skóra wokół jej oczu i ust była nienaturalnie napięta – takiej jej jeszcze nigdy nie widziałam.

– Mamo – zwrócił się do niej Adrian, ale już łagodniej.

Ciocia przysiadła na stojącym obok krześle, jakby nagle uszły z niej wszystkie siły.

– Mamo… – powtórzył Adrian; tym razem brzmiało to jak prośba.

– Tak, tak – powiedziała ciocia, podnosząc się z trudem. Przetarła szybkim ruchem oczy, jakby nie chciała, abyśmy zauważyli, jak bardzo poruszyła ją rozmowa, którą przed chwilą prowadziła a potem podeszła do nas i opanowanym tonem oznajmiła: – Aniela miała rację. – Z każdym słowem jej głos brzmiał pewniej, ale w linii ust wciąż czaiło się napięcie. – Na trasie do Warszawy zdarzył się wypadek. Niestety… – zawahała się, spoglądając na mnie z bólem w oczach. – Ela zmarła, zanim zjawiła się pomoc.

Osunęłam się na dywan. Adrian podniósł mnie i posadził na kanapie. Sam usiadł tuż obok.

– Mamo, zaparz jej melisę – poprosił.

Gdy kroki cioci ucichły, poczułam dotyk jego palców na twarzy. Próbował zetrzeć łzy, które płynęły nieprzerwanie. Głaskał mnie po policzkach i włosach, a jego bliskość działała na mnie uspokajająco. Czułam, że mam w nim oparcie i cokolwiek by się zdarzyło, zawsze mogę na niego liczyć. Uczucie to było tak słodkie, że aż bolesne. Przywoływało wspomnienia, które tak długo starałam się wymazać z pamięci. Byłam załamana, wymęczona psychicznie, a jakby tego było jeszcze mało, zaczęła mi dokuczać czkawka. Adrian obserwował, jak bezskutecznie walczę, aby ją opanować, aż w końcu zlitował się i poradził:

– Nabierz powietrza i wstrzymaj oddech na dwadzieścia sekund.

Zrobiłam, jak powiedział – nabrałam powietrza w płuca, a potem odliczając w myślach sekundy, wpatrywałam się w jego twarz. Siedzieliśmy tak blisko siebie, że mogłam dostrzec wszystkie drobne zmiany, jakie pojawiły się na niej przez ostatnie pięć lat. Zauważyłam kurze łapki i zmarszczki na czole, cienie pod oczami i na zapadłych policzkach pokrytych świeżym zarostem. Na pewno za dużo pracuje i za mało śpi. Najwyraźniej zapominał o regularnych posiłkach. Miałam nieprzepartą chęć, aby opuszkami palców dotknąć jego brwi, nosa, brody, rozprostować zmarszczki i przywrócić mu dawny, młodzieńczy wygląd.

Kto wie, może i on porównywał mnie z Anielą ze swoich wspomnień. Od naszego ostatniego spotkania minęło zaledwie pięć lat, dla mnie jednak to była cała wieczność. Szaloną, roztrzepaną dziewczynę z burzą rozwianych włosów i ubrudzonymi farbą mankietami zastąpiła sztywna, pełna rezerwy kobieta zgarbiona pod ciężarem zdarzeń i zderzeń, przeżyć, które rozerwały na strzępy jej młodość.

– Już – szepnął niespodziewanie, a ja z zaskoczenia wzięłam nowy oddech.

Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że on pewnie w myślach odliczał owe dwadzieścia sekund. Czkawka minęła, a z nią dreszcze, które jeszcze przed chwilą wstrząsały moim ciałem.

– Lepiej? – zapytał, a ja kiwnęłam powoli głową.

Uśmiechnął się do mnie, ale w jego ciepłych czekoladowych oczach czaiło się zmartwienie. Znów pogłaskał mnie po włosach, zbierając jasne kosmyki z twarzy i wsuwając mi je za ucho. Przymknęłam na moment powieki, wbrew sobie wspominając, jak milion razy wykonywał ten prosty gest, w którym było tyle samo troski, co poufałości.

– Mamo, jak tam herbata? – zwrócił się nieco głośniej do cioci, wciąż zajętej w kuchni.

– Już niosę!

Rzeczywiście, po kilku sekundach pojawiła się w drzwiach z dużą filiżanką z ciemnego szkła, moją ulubioną, z której zawsze piłam podczas pobytów w tym domu. Wzruszyła mnie jej pamięć do szczegółów.

– Dolałam trochę zimnej wody, żeby nie była taka gorąca – powiedziała ciocia, przysiadając obok nas na kanapie.

Podziękowałam jej uśmiechem, wciąż bojąc się użyć głosu, i przyłożyłam filiżankę do ust. Poczułam charakterystyczny smak melisy. U cioci tak często piłam ziołowe herbaty, że się do nich przyzwyczaiłam i wolałam je niż czarne i czerwone, które na co dzień parzyła moja mama.

Mama… Skurcz w sercu natychmiast powrócił. Co ja bez niej zrobię? Jak będę żyć?

* * *

koniec darmowego framentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: