Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rike. Opowiadania. Tom III - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rike. Opowiadania. Tom III - ebook

Zenon Rogala, autor krótkich opowiadań i malowanych słowami obrazków, kolejny raz proponuje zbiór utworów zawierających przefiltrowane przez jego poetycką wrażliwość obserwacje, opisy zdarzeń i sytuacji. Niektóre z nich są skrzącym dowcipem literackim komentarzem, inne wydobywają niedostrzeganą na co dzień magię zdarzeń i zjawisk, a kolejne stanowią nostalgiczną, czasem gorzką, refleksję nad sprawami, które niesłusznie obchodzą tak niewielu z nas. Wszystkie łączy świadomość tego, czym literatura jest w swej istocie, nieczęsta umiejętność dostrzeżenia w rzeczywistości elementów zasługujących na ich artystyczne przetworzenie, a także zaskoczenia czytelnika celną, choć nieoczywistą, puentą.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-943-1
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O sobie. Ponownie. Magia trójki

Jest w tym jakaś magia. I choćbyś nie wiem jak się wykręcał i choćbyś nie wiem jak się zżymał na takie postawienie sprawy, to przecież w skrytości ducha sam przyznasz, że jest w tym magia. Jest i koniec. Człowiek, choć nie zawsze w nią wierzy i często nawet pokpiwa sobie z obrzędów magicznych, takich wprost z zamierzchłych wieków, zawsze magii ulegał, bo była mu potrzebna dla wykazania swego poddaństwa wobec czegoś niedookreślonego, czegoś, co decyduje za nas. Tego czegoś, czego należy się bać, bo nie mamy na to żadnego wpływu. To ślepy los, trafione w sedno przeznaczenie.

Wyraża się ta magia w szczególnym traktowaniu liczb. Podobno powstała specjalna gałąź wiedzy na temat tej magicznej rzeczywistości. Podobno mają numerologię wprowadzić do szkół jako przedmiot obowiązkowy i nawet niektórzy życzyliby sobie, żeby można było maturę zdawać z cyfrowej magii.

Na czele tego wielkiego i tłumnego pochodu kroczy trójka, cyfra najbardziej zakorzeniona, zwłaszcza w regionach chrześcijańskich. Chyba za sprawą Trójcy Świętej, która otwiera poczesne grono „trójkowej kompanii”. Trzy razy tak. Do trzech razy sztuka. Boh trojku lubit. Bóg w trzech osobach. Do trzech razy sztuka. Trzy po trzy. Raz, dwa, trzy, wychodź ty. Trzy stuknięcia trumną w próg domu jako pożegnanie z miejscem doczesnego bytowania umarłego. I choćbyś nie wiem jak bardzo nie chciał, zawsze, nawet bezwiednie, policzysz do trzech – bo najwyżej tyle czasu możesz dać komuś do namysłu, ile zajmie ci wyliczenie do trzech – a on w tym czasie ma podjąć decyzję. Począwszy od najmniejszych podwórek i wiejskich stadionów, a skończywszy na największych arenach sportowych, najzacniejszych miejsc dla zwycięzców jest zawsze tylko trzy. Na nie skierowane są wszystkie telewizyjne kamery i wszystkie mikrofony rozgłośni radiowych komercyjnego świata. To ten stojący najwyżej na „pudle” odbierze najwyższe uznanie i najwyższe wynagrodzenie.

A teraz oddaję do rąk wspaniałych Czytelników trzecią część opowiadań z cyklu „ene, due, rike, fake”.Kołysanka

Moje wejście do klasy nie zrobiło na uczniach wielkiego wrażenia. Mówiąc ściśle, żadnego. Hałas w klasie był tak wielki, że gdybym podjął próbę zmierzenia się z tą gromadką w pojedynku na gardła, już na początku byłbym na przegranej pozycji.

Chłopcy, a raczej młodzieńcy w wieku wczesnej dorosłości, stali niedbale między ławkami, niektórzy dopiero co powstali, ale już zamierzali siadać z powrotem. Jeszcze inni za miejsce do siedzenia uznali właśnie powierzchnię roboczą ławki, a nogi trzymali na siedziskach krzeseł. W ogóle sprawiali wrażenie, że znajdują się w stanie poszukiwania swojego miejsca, bo przemieszczali się w obrębie ustawionych stołów i krzeseł. Dostrzegłem też kilka dziewcząt, ale czy to profil klasy o specjalności „mechanik samochodowy”, czy genetyczne upodobanie do męskich zawodów, wyrzeźbiły na twarzach tych kilku dziewcząt rysy i fizjonomie raczej Toli traktorzystki, aniżeli Zosi Horeszkówny karmiącej drób. Każda z obecnych padła ofiarą środowiska zgodnie z przyjętym w przyrodzie i obowiązującym przysłowiem: „Jeśli wszedłeś między wrony…”

Sądziłem naiwnie, że być może uczniowie będą zainteresowani tym kimś, kto przez jakiś czas zastępował będzie ich nauczycielkę polskiego. Moja poprzedniczka właśnie rozpoczęła urlop macierzyński i dzięki temu ja zająłem jej miejsce, co prawda na krótko, ale zgodnie z zasadą, że przyroda nie znosi próżni.

Jeszcze przed chwilą w pokoju nauczycielskim przy długim, obstawionym krzesłami stole siedziało kilku przedstawicieli grona pedagogicznego.

– A, to pan, panie kolego, będzie zastępował koleżankę Kądzielę. Bardzo współczuję. Ta klasa ma opinię najbardziej rozwydrzonej w całej szkole. Henia opowiadała o lekcjach horroru, jakie odprawiali ci mechanicy. To oni sprawili, że poszła wcześniej rodzić.

– Zwłaszcza że na czele tego stada stoi Cygan, niejaki Jan Baran. Chłopak dowodzi całą tą bandą i każde wejście nauczyciela to wielka porażka. – Życzliwy kolega nauczyciel nerwowo kończył palić papierosa i zanim zgniótł niedopałek, łapczywie wciągał i nerwowo wypuszczał z ust ostatnie kłęby dymu.

– A kolega to przyszedł z której szkoły, bo nie pamiętam z żadnej narady czy szkolenia? – Kolejne pytanie dobiegło z końca stołu, gdzie inny pedagog popijał herbatę.

– Jeszcze nie jestem nauczycielem, w tym roku kończę polonistykę, a zastępstwo załatwił mi mój promotor, znajomy pani dyrektor. Występuję tu raczej w roli zapchajdziury. Ale widzę, że do tej klasowej owczarni potrzebny byłby raczej ktoś po Akademii Rolniczej lub jakiś morowy baca spod samiuśkich Tater! – Chciałem się wykazać jako znawca folkloru.

W klasie były trzy rzędy ławek. Podszedłem do stolika dla nauczyciela. Stał przed tym rzędem pod oknem, w czołowym zwarciu z pierwszym uczniowskim stołem. Te dwa czworonogie meble zetknięte były czołami, podobnie do baranów w pojedynku na hali. Na razie spokojnie odpoczywały przed czekającymi naciskami stołu uczniowskiego. Ściany klasy pokrywały tablice i plansze z kolorowymi przekrojami poprzecznymi i podłużnymi przeróżnych urządzeń i silników samochodowych. W większości kompletnie dla mnie nieczytelnymi. Budowa gaźnika czy przekrój podłużny silnika dwusuwowego. Najbardziej podobała mi się nazwa cewka zapłonowa. Na osobnym parapecie wzdłuż rzędu ławek pod ścianą ustawione były eksponaty przedstawiające jakieś techniczne detale.

Opuściłem swoje bezpieczne miejsce za stołem, na którego blacie położyłem dziennik klasowy, i wyszedłem na środek, czyli dokładnie tuż przed pierwszą ławkę środkowego rzędu. Stałem. Gwar wyraźnie opadał. Po chwili wstali również wszyscy.

Zaległa prawie cisza.

Po wyjściu z ławek stojący w przejściach między ławkami uczniowie uświadomili mi, że miałem przed sobą niemałą gromadkę przyszłych mechaników samochodowych. Zaskoczeni nową sytuacją, najpierw powoli, może zaciekawieni, co będzie się działo, przyłączali się do grupy milczących statystów w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.

– Mam nadzieję, że wytrzymamy ze sobą do powrotu pani Kądzieli. – Ciągle stałem. Uczniowie też, bo sytuacja zrobiła się taka, że wszyscy stali, więc można było pomyśleć, że widocznie stać należy. Ten moment koncentracji wykorzystałem do przekazania ważnych informacji. – Będę miał z wami lekcje z „polaka”. Mam nadzieję, że ten czas wspominać będziemy wzajemnie z sympatią. – Wciąż stałem i oni też stali. Było coraz ciszej, więc mówiłem spokojnie dalej: – W pokoju nauczycielskim przestrzegano mnie przed wami, że stado baranów i takie tam… Dlatego na samym wstępie chciałbym, żebyśmy sobie coś obiecali i na coś się umówili. Umów trzeba dotrzymywać. A ja proponuję wam wprowadzenie pewnych zasad. – Stałem dalej na środku klasy, oni też stali na swoich miejscach. – Po pierwsze, kto nie chce chodzić na moje lekcje, może nie chodzić. Nikogo nie mam zamiaru zmuszać, a tym bardziej namawiać do poszerzania swojej wiedzy. Nikomu na siłę nie będę wbijał do głowy daty urodzenia Elizy Orzeszkowej czy namawiał do rozczulania się nad dolą chłopa pańszczyźnianego przed powstaniem kościuszkowskim. – Stałem i oni też. – Po drugie, jeśli już znajdziesz się gdzieś poza szkołą w czasie, gdy wszyscy pozostali będą w klasie na lekcji, musisz tylko mnie powiadomić, czegoś w tym czasie się dowiedział, czegoś się sam nauczył. Bo jeśli nie interesuje cię literatura, a przecież może cię nie interesować, to ucz się czegoś innego, ale ja muszę wiedzieć, czego się nauczyłeś w tym czasie, kiedy reszta twoich kolegów, a także koleżanek, siedziała w klasie. – Teraz już postanowiłem mówić tak, by każdy z nich poczuł, że mówię tylko do niego. – Jeśli nie powiesz mi, czego się nauczyłeś, to masz gwarantowaną dwóję z „polaka” na koniec roku, bo niestety jakaś sprawiedliwość na świecie istnieć musi.

W czasie mojej przemowy do nieco osłupiałych uczniów zobaczyłem w rzędzie pod oknem, w ostatniej ławce chłopaka. Czarne włosy opadały na jego śniadą twarz. Stał pod ścianą i patrzył przez okno na świat przez lewe ramię. To był Baran. Baran Jan. Dowódca stada. Sprawiał wrażenie zniecierpliwionego. Sytuacja wymykała mu się spod kontroli. Nie był tu obecny, był na podwórku szkolnym, a może gdzieś dalej. Wiedziałem, że czeka mnie pojedynek z tym przywódcą klasowego stada. Tylko pokonanie Barana dawało mi szanse na przejęcie dowodzenia.

– Teraz się zapoznamy. – Otworzyłem dziennik klasowy. Na wewnętrznym skrzydełku okładki pionowa lista uczniów, a na pierwszym miejscu kto?

– Baran Jan. My już się znamy – powiedziałem z nadzieją, że taki zwrot będzie mu pochlebiał. – Posłuchaj, co ci mam do powiedzenia. – Cygan, czyli Jan Baran wstał i patrzył w blat swojej ostatniej ławki. – Cieszę się, że jest między nami przedstawiciel dzielnego narodu romskiego. Już sam fakt, że jesteś tu, gwarantuje ci ode mnie pozytywną ocenę z „polaka”. A teraz będę miał do ciebie szczególnie osobistą prośbę. Przenieś się tu, do pierwszej ławki, będziemy mogli bezpośrednio wymieniać poglądy na różne sprawy.

Baran, jak w wierszu Tuwima, całkiem się rozindyczył. Patrząc mi prosto w oczy, zebrał powoli swoje rzeczy i, zdziwiony, powoli, żeby pokazać, że robi mi łaskę, usiadł na zwolnionym dla niego przez koleżankę miejscu w pierwszej ławce tuż przede mną.

– Ale tylko na pana lekcji – zastrzegł głośno, żeby wszyscy słyszeli.

– Po wojnie wielu ludzi przemieszczało się z miejsca na miejsce. Szukali swego lokum na dalsze życie, próbowali poukładać je sobie na nowej ziemi po wojennym piekle. Wśród tych wędrowców byli także Cyganie. Moja rodzina mieszkała na Ziemiach Odzyskanych. Kiedyś mama dała nocleg Cygance z dzieckiem. Z rana, kiedy się obudziłem, na prymitywnym posłaniu w przedpokoju zastałem kolorową kobietę z dzieckiem – mówiłem, a cała klasa słuchała w skupieniu. – Mieszkała z nami kilka dni. Swemu synkowi śpiewała na noc cygańską piosenkę, którą zapamiętałem. Może mógłbyś zapytać swoich rodziców, co znaczą słowa tej piosenki, którą zapamiętałem przez tyle lat? A może to ty byłeś tym dzieciakiem? Bo całkiem możliwe, że to twoja mama była wtedy w gościnnym domu mojej matki. Jutro na lekcji powiesz nam wszystkim, co znaczą te słowa.

Naprędce skreśliłem dwa pierwsze wersy, ze słuchu, tak jak je z dzieciństwa zapamiętałem:

Sima raj tajwu drong.

Trade made lunge drong.

Baran bez słowa schował kartkę.

– „Polaka” mamy w dopiero w środę. Wtedy przyniosę tłumaczenie.Bikini

Kiedy otworzyłem oczy, jej twarz była tuż nad moją. Wyraźnie wpatrywała się we mnie, kiedy jeszcze spałem. Widać, że coś zainteresowało ją w mojej twarzy, bo jeszcze przed chwilą była nad nią pochylona jak dociekliwy naukowiec. Ale teraz ona, wyraźnie zaskoczona, poczuła się jakby przyłapana na gorącym uczynku, więc szybko się cofnęła i nawet przybrała inny, niż miała przed chwilą, wyraz twarzy. Z wyraźnie skupionej na jakimś detalu mojego oblicza, teraz, jakby speszona moim nagłym obudzeniem, przybrała wyraz obojętny. Ten moment zmiany ze skupionego i poważnego na pozornie obojętny, a nawet filuterny, żeby nie powiedzieć zalotny, wyraźnie wskazywał, że chce ukryć przede mną prawdziwy powód tej, jeszcze przed chwilą prowadzonej, wnikliwej obserwacji. Ta gwałtowna zmiana mocno mnie zaniepokoiła, bowiem czułem, że miała pokryć i odwrócić moją uwagę od właściwego powodu jej naukowej penetracji.

Oczy. Choć ich kolor może być – i przeważnie jest – różny, to sam fakt posiadania oczu jest wspólny dla każdego z nas. Przez jednych uważane za okna pozwalające zajrzeć do wnętrza człowieka, natomiast przez innych traktowane jak lustra, w których odbijają się nasze emocje. Więc dla podkreślenia tej szczególnej roli oczy są wyposażone w środki ochrony. Na straży źrenic, bez względu na ich kolor i intensywność zabarwienia naszych oczu, stoi cały system obronny. Począwszy od powiek, tych najbardziej pewnych kurtyn, poprzez cały system obronny, najeżony ostrymi kolcami rzęs, aż po brwi – te męskie, gęste, krzaczaste zasieki, lub damskie, subtelne, modelowane zgodnie z obowiązującymi trendami.

Już nie spałem. Zwykle, nim wrócę do świata żywych, potrzebuję więcej czasu, żeby pozbyć się tego porannego mazgajstwa. Żeby, zanim wstanę, jeszcze w pozycji leżącej porządnie rozczochrać włosy, wytarmosić otwarte przed chwilą oczy, przeciągnąć się wzdłuż całego ciała, może wydłużyć sylwetkę choćby o kilka milimetrów. Z nadzieją, że to poranne napięcie mięśni spowoduje uczyni je bardziej sprężystymi w ciągu dnia.

Ale dzisiaj było całkiem inaczej, dzisiaj nad swoją twarzą zobaczyłem istne cudo – młodzieńczą twarz. Byłem pewien, że zawitała do mnie tuż po wyjściu z pracowni wielkich malarzy. Może to ona była modelką Leonarda, Michała Anioła, Rubensa, Cézanne’a czy Modiglianiego.

I dopiero kiedy się upewniła, że jej twarz jest już uwieczniona na tych dziełach i znajdzie się w dorobku światowej kultury, postanowiła złożyć wizytę u mnie. Jej twarz była syntezą wszystkich modelek tych mistrzów. W niej odnajdywałem poszczególne nastroje, jakie uwiecznili na portretach światowej sławy malarze i rzeźbiarze.

Patrzyłem na nią z zachwytem. To uczucie przytłaczało mnie do tego stopnia, że podobnie jak urzeczone dziecko patrzy na jakąś sztuczkę magiczną i nie może oderwać wzroku od rąk prestidigitatora, tak ja, wpatrzony w jej twarz, zapomniałem o całym świecie, bo świat stał się jej twarzą.

Gładkość jej skóry, oprawa oczu i kojąca harmonia między wszystkim detalami twarzy… Pomyślałem, że jeszcze trochę i patrząc w jej oblicze, zrozumiem istotę piękna, harmonię, i zawładnie mną słodkie poczucie bezpieczeństwa. Słowem – szczęście.

Ona też, pochylona nade mną, jaśniała wstającym dniem i wpatrując się we mnie, stwarzała jakiś magiczny obrządek. Czułem, że wraca mi sprężystość mięśni i umysłowa sprawność. Wiedziałem, że z nią i pod jej przemożnym wpływem, jestem w stanie podjąć się wykonania jeszcze wielu wspaniałych zadań. Była zachęcająca, pociągająca i wyraźnie prowokowała mnie do takich właśnie myśli.

Teraz zobaczyłem także, że ma spadające na ramiona piękne, gęste, krwistoczerwone włosy, a poniżej… tak, to były jej piękne, wydatne, dziewczęce piersi, ledwo, ledwo zasłonięte kolorowymi listkami trójkątnych, jedwabnych skrawków, które zamiast skrywać, prowokowały do wyobrażenia sobie całego kształtu tego, co znajdowało się pod tą zwodniczą osłoną. Ledwo dostrzegalne sutki jej sprężystych piersi zaznaczały miejsce swego pobytu nachalnymi wypukłościami. W miarę jej coraz bardziej przyśpieszonego oddechu jakby powiększały się, zuchwale i bezwstydnie.

Milczeliśmy. Każde słowo w tej sytuacji byłoby kamieniem rzuconym w szybę, piorunem z jasnego nieba, pęknięciem cienkiego lodu pod ciężarem dziecka, zgrzytem żelaza po szkle.

Wyobraźnia moja miała teraz pole do popisu. Już widziałem, już czułem, już dotykałem, już smakowałem, już wąchałem i chłonąłem wszystkimi zmysłami całą jej istotę, całą jej figurę, całą jej młodość i całą jej, we mnie wpatrzoną, twarz.

Spoglądaliśmy na siebie już stanowczo za długo. Teraz należało coś dodać lub coś ująć z tego naszego kontaktu. Ona ciągle wabiła mnie nieziemskim wyrazem swojej twarzy, przepełnionymi dojrzałością piersiami. I teraz, kiedy spojrzałem niżej, zobaczyłem piękną, zgrabną figurę anioła i demona seksu zarazem. Ciekawe, jak wytrzymywała za zewnątrz, będąc ubrana tylko w dwa płatki połączone cieniutkimi tasiemkami u góry i widocznym jednym, niewielkim trójkątem między cudownie gładkimi, alabastrowymi udami. Tak ubrana na pewno chętnie weszłaby pod moją kołdrę.

Coś powiedziała. Jednak coś powiedziała. Najwyraźniej do mnie. Coś powiedziała. Nie. Niemożliwe, żeby to zrobiła.

– Przyszłam do ciebie.

Czym zasłużyłem sobie na takie wyróżnienie? Dlaczego na stare lata przychodzi do mnie taka piękna, młoda, powabna i erotycznie rozbudzona dziewczyna. Przecież to ona pozowała największym malarzom i rzeźbiarzom świata, ona mogła wybierać spośród największych panów tego świata, więc jak to możliwe, że teraz przyszła do mnie?

Ale takim faktom jak ten nie zaprzeczysz. To przecież dzieje się w tej chwili. Choćbyś nie wiem jak się zarzekał, choćbyś nie wiem jak nie chciał. Przecież jest obok mnie, widzę ją wyraźnie jak swoją dłoń, przecież za chwilę pochyli swoją uroczą twarzyczkę nad moją własną, co prawda starą, ale jakże tym faktem ożywioną.

Wyraźnie słyszałem, jak powiedziała:

– Przyszłam do ciebie.

To daje mi gwarancję, że właśnie ja zostałem przez nią wybrany i to ja będę za chwilę przeżywał rozkosz spełnienia.

Wyraźnie słyszałem, jak powiedziała:

– Przyszłam do ciebie.

Wiem, że zaraz bez mojego przyzwolenia wejdzie do mego łóżka, że stanie się to, co jest istotą i sensem bycia na tej ziemi.

– Powiedz więc, czy to możliwe, że przyszłaś do mnie? Czym zasłużyłem sobie na takie wyróżnienie, czym różnię się od innych, którzy być może bardziej są godni twego piękna i twojej adoracji?

Myśli jak błyskawice rozświetlały moją wyobraźnię. Wyobraźnia, pobudzona tą niesamowitą sytuacją, jak rozszalałe morze uderzała w moje czoło i studziła je grzywami spienionych fal.

Powtórz to najpiękniejsze zdanie mojego życia, powiedz jeszcze raz i mów wiele, wiele razy. Powtórz…

– Przyszłam do ciebie.

Wpatrywałem się w jej piękne, pełne życia i zachęty do istnienia oczy. Te okna na świat i zwierciadła wnętrza. Specjalnie chronione przed niebezpieczeństwami z zewnątrz. Wpatrywałem się także w jej nabrzmiałe od pożądania wargi. Były wilgotne i bezczelnie zuchwałe, były zapowiedzią czekającej mnie rozkoszy.

To one wypowiedziały te cudowne słowa, pierwsze dzisiejszego poranka słowa:

– PRZYSZŁAM PO CIEBIE…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: