Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cierpkie winogrona - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Maj 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Cierpkie winogrona - ebook

Po odczytaniu testamentu męża obrazek idyllicznego związku Pauliny rozpada się na drobne kawałki. Kobieta postanawia wyruszyć do Grecji, by znaleźć spadkobiercę należnego jej majątku i zdemaskować oszustwa męża. Czy uda się jej odkryć tajemnice podwójnego życia Janka? Kim są ludzie ze starych fotografii? A może nic nie jest takie, jak się nam wydaje?
Autorka przeplata malownicze opisy greckich krajobrazów i zwyczajów z barwną historią miłosną. Nieszczęśliwy romans z przystojnym Grekiem utwierdzi Paulinę w przekonaniu, że winogrona nie zawsze mają słodki smak.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65684-39-4
Rozmiar pliku: 966 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Świa­tło sło­necz­ne po­ły­ski­wa­ło we­so­ło na bla­cie biur­ka. Z tru­dem prze­bi­ja­ło się przez za­ku­rzo­ne szy­by. Wnę­trze ga­bi­ne­tu ro­bi­ło wra­że­nie wy­twor­ne­go, jed­nak okna w tym po­miesz­cze­niu były brud­ne. Pau­li­na za­uwa­ży­ła to na­tych­miast, gdy we­szła do kan­ce­la­rii ad­wo­kac­kiej przy Flo­riań­skiej czte­ry. Na wi­dok dwóch ko­biet ze skó­rza­ne­go fo­te­la po­de­rwał się ko­ści­sty dry­blas.

– Pro­szę, pro­szę wejść i się roz­go­ścić. Za­pra­szam. – Wska­zał na krze­sła usta­wio­ne po dru­giej stro­nie biur­ka i zer­k­nął osten­ta­cyj­nie na ze­ga­rek. – Nie spo­dzie­wam się ni­ko­go wię­cej, ale jesz­cze po­cze­kaj­my.

Po­mi­mo że za­po­wia­da­ło się przed­sta­wie­nie z nie­zbyt licz­ną pu­blicz­no­ścią, miejsc sie­dzą­cych przy­go­to­wa­no cał­kiem spo­ro. Pau­li­na przy­cup­nę­ła na naj­bliż­szym krze­śle. Czu­ła się fa­tal­nie. Była zde­ner­wo­wa­na i spię­ta. Po­my­śla­ła, że mimo wszyst­ko po­win­na się cie­szyć. Za chwi­lę za­mknie naj­trud­niej­szy etap ży­cia. Póź­niej po­win­no być już tyl­ko le­piej.

Tym­cza­sem Zo­fia za­trzy­ma­ła się przy drzwiach i z nie­po­ko­jem ob­ser­wo­wa­ła sy­no­wą. Cho­ciaż rano Pau­li­na za­pew­nia­ła, że ich spo­tka­nie z praw­ni­kiem Jan­ka to tyl­ko for­mal­ność, mat­ka tra­gicz­nie zmar­łe­go mia­ła złe prze­czu­cia. W nocy drę­czy­ły ją kosz­ma­ry.

Zza okna roz­legł się głos trąb­ki. Stra­żak na wie­ży ma­riac­kiej za­czął wy­gry­wać pierw­sze dźwię­ki hej­na­łu. Po dru­gim po­wtó­rze­niu od stro­ny biur­ka roz­le­gło się wy­ra­zi­ste chrząk­nię­cie, a po­tem uprzej­my bez­oso­bo­wy głos za­rzą­dził:

– Za­czy­na­my, więc mistrz ce­re­mo­nii za­wa­hał się – pro­po­nu­ję, by i pani za­ję­ła miej­sce – zwró­cił się nad wy­raz ser­decz­nie do Zo­fii i na­wet oso­bi­ście pod­su­nął jej krze­sło.

Uśmiech­nę­ła się do nie­go i usia­dła bez sło­wa.

Pau­li­na drgnę­ła. Coś w za­cho­wa­niu męż­czy­zny wzbu­dzi­ło jej czuj­ność. O co tu cho­dzi? Za­sta­no­wi­ła ją tro­skli­wość urzęd­ni­ka.

Za­raz po­tem roz­po­czę­ło się mo­no­ton­ne od­czy­ty­wa­nie do­ku­men­tu peł­ne­go praw­ni­czych for­mu­łek i do bólu zo­biek­ty­wi­zo­wa­nych in­for­ma­cji. Trwa­ło to dość dłu­go, bo męż­czy­zna od cza­su do cza­su za­ci­nał się w przy­pły­wie emo­cji. W pew­nym mo­men­cie roz­piął gu­zik przy koł­nie­rzy­ku ko­szu­li. Co chwi­lę prze­ry­wał i chust­ką do nosa prze­cie­rał spo­co­ne czo­ło.

Nie­mra­wo mu idzie jak na pra­cow­ni­ka tak re­no­mo­wa­nej kan­ce­la­rii, skwi­to­wa­ła w my­ślach Pau­li­na i uśmiech­nę­ła się bla­do. Jej mina do­wo­dzi­ła, że wy­stą­pie­nie jest że­nu­ją­ce. Prze­bły­ski do­bre­go hu­mo­ru, o któ­re przy­pra­wi­ło ze­stre­so­wa­ną ko­bie­tę nie­po­rad­ne za­cho­wa­nie praw­ni­ka, jed­nak szyb­ko się skoń­czy­ły. Gdy ów do­tarł do koń­ca te­sta­men­tu i roz­po­czął wresz­cie wy­czy­ty­wa­nie istot­nych da­nych, na twa­rzach oby­dwu ko­biet za­go­ści­ło naj­pierw zdu­mie­nie, po­tem obu­rze­nie, aż w koń­cu Pau­li­na po­czu­ła, że bra­ku­je jej po­wie­trza. Za­krę­ci­ło się jej w gło­wie. Wy­raź­nie usły­sza­ła imię Krzysz­tof, na­zwi­sko Va­ni­ze­los i po­wo­li, tra­cąc świa­do­mość, osu­nę­ła się z krze­sła na pod­ło­gę.

Kra­ków na po­cząt­ku se­zo­nu tu­ry­stycz­ne­go do­słow­nie pę­kał w szwach. W do­dat­ku z nie­ba lał się żar. Nie­ocze­ki­wa­ny fi­nał spo­tka­nia w kan­ce­la­rii praw­ni­czej był szo­kiem. Ko­bie­ty w mil­cze­niu ru­szy­ły w kie­run­ku Bra­my Flo­riań­skiej. Gdy ją mi­nę­ły, przed Bar­ba­ka­nem skrę­ci­ły w lewo. Na Plan­tach, po przej­ściu kil­ku me­trów w stro­nę par­kin­gu, gdzie zo­sta­wi­ły sa­mo­chód, Pau­li­na z roz­ma­chem rzu­ci­ła to­reb­kę na naj­bliż­szą ław­kę. Usia­dła i trzę­są­cy­mi się rę­ko­ma za­czę­ła szu­kać w niej pa­pie­ro­sów.

Zo­fia chwi­lę sta­ła przed nią, a po­tem usia­dła obok.

– Kłó­ci­li­ście się? Były ja­kieś pro­ble­my, o któ­rych nie wiem? – wy­szep­ta­ła.

Na ta­kie stwier­dze­nie sy­no­wa za­re­ago­wa­ła roz­pacz­li­wym wy­bu­chem:

– Miesz­ka­łaś z nami! Spa­łaś w są­sied­niej sy­pial­ni! Co mi chcesz wmó­wić?!

Zo­fia od razu się zre­flek­to­wa­ła. To był głu­pi za­rzut. Byli nie­na­gan­nym mał­żeń­stwem.

– Wy­bacz, dziec­ko, ale ja też je­stem w szo­ku. Ni­cze­go ci nie za­mie­rzam wma­wiać i przy­się­gam, nie mia­łam po­ję­cia, że mój je­dy­ny syn zro­bi coś ta­kie­go. Boże, jak on mógł?! – Na­gle za­czę­ła pła­kać.

– Daj spo­kój, mamo. To tyl­ko ner­wy. O nic cię nie oskar­żam. No, pro­szę cię, prze­stań. – Mło­da ko­bie­ta z tru­dem ha­mo­wa­ła roz­draż­nie­nie.

Mam ją jesz­cze po­cie­szać? Albo prze­ko­ny­wać, że na­praw­dę by­li­śmy ko­cha­ją­cą się parą i że nie mie­li­śmy przed sobą ta­jem­nic? Kto mi w to uwie­rzy? Pau­li­na za­sta­na­wia­ła się, przy­gry­za­jąc war­gę do bólu. Za­wsze gdy spo­ty­ka­ło ją coś złe­go, była prze­ko­na­na, że na to za­słu­ży­ła. Te­raz też szu­ka­ła w so­bie winy. Przez gło­wę prze­bie­ga­ły jej ty­sią­ce po­plą­ta­nych my­śli. Wy­cho­wy­wa­na po śmier­ci mat­ki przez ma­co­chę, la­ta­mi wal­czy­ła z kom­plek­sa­mi i wid­mem ży­cio­wej po­raż­ki kon­se­kwent­nie wiesz­czo­nej przez wy­bran­kę ojca. Róża była bez­li­to­sna w osą­dach je­dy­nacz­ki, w ka­rach zaś szczo­dra i okrut­na. Pau­li­nę przez całe do­ro­słe ży­cie prze­śla­do­wa­ło wspo­mnie­nie twa­rzy tej ko­bie­ty, wiecz­nie wy­krzy­wio­nej zło­ścią.

A jed­nak jej prze­po­wied­nie oka­za­ły się pro­ro­cze, roz­my­śla­ła. Je­stem na dnie. Z ba­jecz­ne­go ma­jąt­ku zo­stał mi bia­ły mer­ce­des i czte­ry ty­sią­ce pen­sji z fun­du­szu po­wier­ni­cze­go na utrzy­ma­nie sie­bie i Ani. Całe szczę­ście, że przed laty za­ło­ży­li­śmy to kon­to. A to do­pie­ro! Czte­ry ty­sią­ce kosz­to­wa­ła moja wie­czo­ro­wa na­rzut­ka z szyn­szy­li. O Jezu! Przy­po­mnia­ła so­bie na­gle. Prze­cież ona na­wet nie ma rę­ka­wów! Na tę myśl, na oczach osłu­pia­łej Zo­fii, Pau­li­na za­czę­ła się hi­ste­rycz­nie śmiać.

Te­ścio­wa prze­ciw­nie, opa­no­wa­ła się już. Uję­ła dło­nie sy­no­wej i uści­snę­ła je po­cie­sza­ją­co.

– Uspo­kój się, dziec­ko. Ja­koś so­bie po­ra­dzi­my.

Pau­li­na ner­wo­wo pa­li­ła pa­pie­ro­sa i pa­trzy­ła po­nad ko­ro­ny drzew.

– Cie­ka­we jak? Te­sta­ment po­zba­wia mnie i Anię pra­wa do dzie­dzi­cze­nia.

– Ależ, Pau­lin­ko… – Zo­fia usi­ło­wa­ła jej prze­rwać.

Sy­no­wa nie słu­cha­ła.

– Po upra­wo­moc­nie­niu się te­sta­men­tu Jan­ka mamy opu­ścić wil­lę na Woli Ju­stow­skiej. Nie zo­sta­wił nam pra­wie nic. Odzie­dzi­czy­łam luk­su­so­wy sa­mo­chód i oso­bi­ste rze­czy, fu­tra i bi­żu­te­rię. Za­wsze to coś, za­nim mi przyj­dzie ki­jem grze­bać w śmiet­ni­ku – snu­ła fi­lo­zo­ficz­ne roz­wa­ża­nia.

– Za­bra­niam ci tak mó­wić. Sły­szysz?

– Sły­szę. A two­im zda­niem gdzie się te­raz z Anią po­dzie­je­my?

Na tę bo­lącz­kę Zo­fia, o dzi­wo, na­tych­miast zna­la­zła re­cep­tę. Od­par­ła:

– Za­miesz­ka­cie ze mną, w moim no­wym domu. Za­po­mnia­łaś, że się od was wy­pro­wa­dzam?

– Osza­la­łaś! – Pau­li­na prze­sta­ła się bez­myśl­nie roz­glą­dać i wresz­cie przy­tom­nie po­pa­trzy­ła na roz­mów­czy­nię.

– Ale dla­cze­go?

– Prze­cież mam tu­taj przy­ja­ciół. Ania ma ko­le­gów, szko­łę… – Wy­da­wa­ło się, że pię­trze­niu prze­szkód dla pro­po­no­wa­ne­go przez te­ścio­wą roz­wią­za­nia nie ma koń­ca.

– Przy­ja­ciół moż­na mieć wszę­dzie. – Zo­fia lek­ce­wa­żą­co mach­nę­ła ręką. – A moja wnucz­ka znaj­dzie so­bie no­wych ko­le­gów. Do­brze mó­wię?

– Tak, tak – wy­szep­ta­ła ugo­do­wo Pau­li­na. – Ale czy je­steś pew­na, że domu pod Za­mo­ściem nie było na spad­ko­wej li­ście?

– Nie było. Prze­cież Ja­nek wy­bu­do­wał go dla mnie. Jest na moje na­zwi­sko. Ostat­nio się na­wet za­sta­na­wia­łam, po co mnie sa­mej na sta­rość taka wiel­ka po­se­sja.

Pau­li­na drgnę­ła.

– A wiesz, że on ja­kiś czas temu roz­ma­wiał ze mną na ten te­mat? Chwa­lił się, że przez tę bu­do­wę speł­nił two­je ma­rze­nia o po­wro­cie w ro­dzin­ne stro­ny. Prze­ko­ny­wał, że nie­ru­cho­mość na wscho­dzie Pol­ski to do­bra in­we­sty­cja, któ­ra w do­dat­ku zo­sta­nie w ro­dzi­nie – do­da­ła. – Jak są­dzisz, co te­raz my­ślę?

Zo­fia po­ki­wa­ła gło­wą i zro­bi­ła zroz­pa­czo­ną minę.

– Chy­ba wiem.

– Wła­śnie. – Głos mło­dej wdo­wy za­drżał lek­ko. – Wy­glą­da, jak­by to wszyst­ko za­pla­no­wał.

Mat­ka męż­czy­zny po­wstrzy­ma­ła się od ko­men­ta­rza.

– Czy mój uko­cha­ny mąż po­grą­żył mnie z pre­me­dy­ta­cją? Ja chy­ba zwa­riu­ję – roz­pa­cza­ła sy­no­wa.

– Na mi­łość bo­ską! Prze­stań kon­fa­bu­lo­wać! Je­steś w szo­ku. – Zo­fia usi­ło­wa­ła prze­rwać te dy­wa­ga­cje. – Daj so­bie czas na wy­ci­sze­nie i prze­my­śle­nie spra­wy.

– Na prze­my­śle­nie? Prze­cież by­łaś tam! Sły­sza­łaś to samo co ja! Gdy upra­wo­moc­ni się te­sta­ment, wszyst­kie ak­ty­wa fir­my i cały ma­ją­tek z woli mo­je­go męża mają być prze­ka­za­ne no­we­mu wła­ści­cie­lo­wi. Tą oso­bą z pew­no­ścią nie je­stem ja! – Pau­li­na zła­pa­ła się za gło­wę. W jej oczach za­bły­sły łzy. – Mój Boże, ale dla­cze­go? Dla­cze­go w naj­trud­niej­szej chwi­li ży­cia po­zba­wił mnie i swo­je dziec­ko wspól­ne­go ma­jąt­ku? Przy­się­gał mi mi­łość i opie­kę, a gdzie te­raz jest? No gdzie?! – wy­krzy­cza­ła z sie­bie roz­pacz.

Zo­fia pa­trzy­ła na nią, nie wie­dząc, co od­po­wie­dzieć.

– Boże, co ja wy­ga­du­ję? Prze­pra­szam cię – zmi­ty­go­wa­ła się Pau­li­na. – Chy­ba mi z tej zgry­zo­ty ro­zum od­bie­ra.

Za­miast pro­wa­dzić dal­szą dys­ku­sję, ko­bie­ty pa­dły so­bie w ra­mio­na. Spod ich nóg po­de­rwa­ła się do góry chma­ra go­łę­bi. Prze­chod­nie zer­ka­li za­cie­ka­wie­ni na tę nie­ty­po­wą sce­nę. Z Ryn­ku zno­wu sły­chać było hej­nał.

Ży­cie Pau­li­ny le­gło w gru­zach, a świat ra­do­śnie i obo­jęt­nie krę­cił się da­lej. Ko­lej­na re­flek­sja, któ­ra po­ja­wi­ła się w jej gło­wie, nie była od­kryw­cza, ale krót­ko i tre­ści­wie od­da­wa­ła me­ri­tum spra­wy. Po­wie­dzia­ła:

– Trze­ba spoj­rzeć praw­dzie w oczy. Ja i Ania po­pa­dły­śmy w nę­dzę. – Sie­dzia­ła i ga­pi­ła się na drep­czą­ce im przed no­ga­mi pta­ki. Z gło­wą sku­lo­ną w ra­mio­nach, przy­gar­bio­na wy­glą­da­ła jak skrzyw­dzo­ne dziec­ko. Po chwi­li wy­mru­cza­ła pod no­sem: – Za­nim wy­ru­szył w tę fa­tal­ną po­dróż, ko­cha­li­śmy się w na­szej sy­pial­ni. Wszyst­ko było jak zwy­kle. Nic nie za­po­wia­da­ło w na­szym ży­ciu zmian. Ni­cze­go nie dał po so­bie po­znać. To jest świń­stwo.

Zo­fia z tro­ską ob­ser­wo­wa­ła po­bla­dłą twarz sy­no­wej. Chcia­ła ją ja­koś po­cie­szyć, ale zu­peł­nie nie wie­dzia­ła jak.

– Przy­naj­mniej nic nie wska­zu­je na to, że cho­dzi­ło o inną ko­bie­tę. – Wy­bra­ła naj­gor­szy z moż­li­wych ar­gu­men­tów.

Na ta­kie po­sta­wie­nie spra­wy Pau­li­na po­de­rwa­ła się z ław­ki jak opa­rzo­na. Sta­now­czym ge­stem prze­rwa­ła po­cie­szy­ciel­ski wy­wód. Nie mo­gła i nie chcia­ła wła­śnie z Zo­fią roz­ma­wiać o swo­jej mi­ło­ści, o bólu i roz­cza­ro­wa­niu, któ­re czu­ła. Nie z nią.

– A naj­gor­sze, że nikt nie wie, o co w tym wszyst­kim cho­dzi.

Po ko­lej­nym nie­for­tun­nym wtrą­ce­niu te­ścio­wej oczy mło­dej ko­bie­ty za­iskrzy­ły ze zło­ści.

– No! Po­wie­dzia­ła­bym, że wręcz prze­ciw­nie! – skwi­to­wa­ła krót­ko. – Ktoś z całą pew­no­ścią wie! – Za­brzmia­ło jak zwia­stun nad­cho­dzą­cych kło­po­tów.

– A ja­kie to ma te­raz zna­cze­nie, dziec­ko? Im szyb­ciej po­ukła­dasz so­bie ży­cie od nowa, tym le­piej. – Zo­fię nie na żar­ty za­nie­po­ko­iło za­cho­wa­nie sy­no­wej.

Pau­li­na pa­trzy­ła na mat­kę męża bez sło­wa.

– Po­mo­gę wam, przy­się­gam! – za­pew­nia­ła Zo­fia. Obiet­ni­ca jed­nak nie wy­wo­ła­ła po­zy­tyw­nej re­ak­cji. W po­wie­trzu na chwi­lę za­wi­sła mar­twa ci­sza. – Bój się Boga, cór­ciu, co ty chcesz zro­bić?

– Jesz­cze nie wiem.

– Znasz ostat­nią wolę Jan­ka. Za­mie­rzasz mimo wszyst­ko wal­czyć o ten ma­ją­tek?

– Może – bąk­nę­ła Pau­li­na bez prze­ko­na­nia.

– Ja­kie może? Kie­dy cię po­znał, był bo­ga­ty. Wszyst­ko na­le­ża­ło do nie­go. Re­al­nie oceń swo­je szan­se. Przede wszyst­kim za­sta­nów się, co chcesz osią­gnąć.

– Może na po­czą­tek od­naj­dę go?

– Kogo?

– Szczę­śli­we­go ad­re­sa­ta tego pięk­ne­go daru.

– I co? Tak się wzru­szy na twój wi­dok, że ci wszyst­ko zwró­ci? – po­wąt­pie­wa­ła Zo­fia.

– Nie są­dzę. – Sy­no­wa za­śmia­ła się gorz­ko.

– W ta­kim ra­zie do cze­go zmie­rzasz? – uty­ski­wa­ła te­ścio­wa.

Pau­li­na roz­ża­li­ła się:

– A gdy­by twój mąż zro­bił coś ta­kie­go, czy nie chcia­ła­byś wie­dzieć dla­cze­go?! Żeby za­cząć ży­cie od nowa, mu­szę się roz­li­czyć z prze­szło­ścią. Na­praw­dę tego nie ro­zu­miesz? Mu­szę to wszyst­ko, co się sta­ło, ja­koś wy­tłu­ma­czyć mo­je­mu dziec­ku. Do­ro­bek ca­łe­go ży­cia Jan­ka ma tra­fić w obce ręce? A ja? A my? Na­wet nie wiem, kto to jest ten cho­ler­ny Va­ni­ze­los! – wrza­snę­ła roz­pacz­li­wie. Krzyk ko­bie­ty w wi­docz­nej ża­ło­bie spo­wo­do­wał za­in­te­re­so­wa­nie prze­chod­niów, ale Pau­li­ny to nie obe­szło. Wbi­ła w Zo­fię prze­ni­kli­we spoj­rze­nie. – Ja­nek roz­ma­wiał z tobą o róż­nych spra­wach. By­li­ście bli­sko. Wy­mie­nił kie­dy­kol­wiek ta­kie na­zwi­sko? – spy­ta­ła.

– Nie. – Zo­fia na­tych­miast za­prze­czy­ła. – Przy­się­gam! – do­da­ła z na­ci­skiem.

Po burz­li­wej wy­mia­nie zdań ko­bie­ty na chwi­lę za­mil­kły. Pau­li­na od­wró­ci­ła gło­wę w kie­run­ku Bra­my Flo­riań­skiej. Przed Bar­ba­ka­nem mło­dy męż­czy­zna przy­tu­lił ko­bie­tę. W pu­blicz­nym miej­scu ca­ło­wa­li się bez­wstyd­nie i na­mięt­nie. Lu­dzie mi­ja­li ich w po­śpie­chu, za­ter­ko­tał dzwo­nek prze­jeż­dża­ją­ce­go tram­wa­ju. Wiel­kie mia­sto tęt­ni­ło ży­ciem, ale to wła­śnie szczę­ście tych dwoj­ga, ich spon­ta­nicz­na czu­łość były czymś wy­jąt­ko­wym. Pau­li­na po­czu­ła pod po­wie­ka­mi pie­cze­nie. Do oczu mimo woli na­pły­wa­ły jej łzy. Była zroz­pa­czo­na, ale po­sta­no­wi­ła za wszel­ką cenę opa­no­wać emo­cje. Zo­fia nie za­słu­ży­ła ani na jej złość, ani tym bar­dziej na po­dej­rze­nia. Za­ska­ku­ją­co spo­koj­nie i zwięź­le wy­łusz­czy­ła te­ścio­wej swój punkt wi­dze­nia.

– Wszyst­ko wska­zu­je na to, że Ja­nek pro­wa­dził po­dwój­ne ży­cie. Na po­czą­tek chcę po­znać praw­dę. To też jest ja­kiś cel – do­da­ła.

W ta­kim ra­zie cze­ka­ją nas jesz­cze więk­sze kło­po­ty, po­my­śla­ła Zo­fia, a na głos po­wie­dzia­ła:

– Aż się boję za­py­tać, co za­mie­rzasz.

– Od­naj­dę spad­ko­bier­cę na­sze­go ma­jąt­ku, Krzysz­to­fa Va­ni­ze­lo­sa – oświad­czy­ła Pau­li­na i zno­wu po­wstrzy­ma­ła ge­stem ręki ko­men­tarz Zo­fii. – Po­tem będę się za­sta­na­wiać, co z tym da­lej zro­bić. Po­tem! – uprze­dzi­ła wąt­pli­wo­ści te­ścio­wej. – Ten czło­wiek po­sia­da wie­dzę, któ­rej po­trze­bu­ję. Od cze­goś mu­szę za­cząć, więc naj­pierw spró­bu­ję go od­na­leźć i wy­ja­śnić przy­czy­ny szo­ku­ją­cych de­cy­zji Jan­ka. Je­śli tego nie zro­bię, zwa­riu­ję.

Zo­fia przy­po­mnia­ła so­bie za­pew­nie­nie przed­sta­wi­cie­la kan­ce­la­rii ad­wo­kac­kiej, że wszyst­kie dane oprócz imie­nia i na­zwi­ska oso­by upraw­nio­nej do prze­ję­cia ma­jąt­ku są utaj­nio­ne. Do­stęp do nich ma wy­łącz­nie kan­ce­la­ria i od­no­śny sąd, któ­ry po­sta­no­wie­nia od­czy­ta­ne­go do­ku­men­tu wpro­wa­dzi w ży­cie. To te sło­wa uświa­do­mi­ły jej, że ro­dzi­nie od­cię­to moż­li­wość wpły­wa­nia na treść przed­sta­wio­ne­go do­ku­men­tu. Te­raz z cięż­kim ser­cem mu­sia­ła to uzmy­sło­wić sy­no­wej. Po­wo­li za­czę­ła wy­ja­śniać:

– Dane tego czło­wie­ka nie są jaw­ne, a my nie mamy pie­nię­dzy. Masz po­ję­cie, ile kosz­tu­je wy­na­ję­cie de­tek­ty­wa?

Pau­li­na wzru­szy­ła ra­mio­na­mi.

– Od­szu­kam go sama.

– A bar­dzo cie­ka­we, gdzie go bę­dziesz szu­kać – prze­ga­dy­wa­ła się z nią Zo­fia.

– Tam, gdzie mój mąż pro­wa­dził in­te­re­sy. Gdzie może miesz­kać ktoś, kto ma na na­zwi­sko Va­ni­ze­los? Otóż w Gre­cji! W przy­pad­ku grec­kich kon­tak­tów Jan­ka, któ­re znam, ob­szar po­szu­ki­wań nie jest wiel­ki. – Pau­li­na w mil­cze­niu roz­wa­ża­ła coś przez chwi­lę. – Je­śli wy­bio­rę się do Gre­cji i ze­chcę spę­dzić kil­ka ty­go­dni na Kor­fu, to ni­ko­go ten fakt nie zdzi­wi. Są wa­ka­cje i wciąż mam tam kil­ka spraw do za­ła­twie­nia po śmier­ci Jan­ka. A o de­tek­ty­wie za­po­mnij. Ba­rie­ra ję­zy­ko­wa to jesz­cze więk­szy pro­blem niż pie­nią­dze. Kto zna współ­cze­sną gre­kę tak do­brze jak ja? Mu­szę so­bie po­ra­dzić sama.

– I za­raz po ta­kim trau­ma­tycz­nym zda­rze­niu chcesz na ław­ce w par­ku pod­jąć de­cy­zję o po­dró­ży, któ­ra może za­wa­żyć na two­im dal­szym ży­ciu? W pół go­dzi­ny po spo­tka­niu z ad­wo­ka­tem? Ty chy­ba osza­la­łaś!

– Nie. Ni­g­dy nie my­śla­łam bar­dziej trzeź­wo. Mu­szę zdą­żyć, za­nim ma­chi­na praw­ni­cza roz­krę­ci się na do­bre.

– Wi­dzę, że już pod­ję­łaś de­cy­zję – po­wie­dzia­ła Zo­fia z go­ry­czą. – A co z dziec­kiem?

Po tym py­ta­niu wdo­wa jak­by oprzy­tom­nia­ła. Pa­trzy­ła na te­ścio­wą bła­gal­nie. Zno­wu była sobą, zna­ną wszyst­kim Pau­li­ną – spo­koj­ną, od­da­ną mę­żo­wi i pod­le­głą wszyst­kim. W domu na­wet pies nie był jej po­słusz­ny. Te­raz, po wy­bu­chu gnie­wu, znów jak daw­niej uśmie­cha­ła się prze­pra­sza­ją­co i pro­szą­co.

– Mu­szę tam po­je­chać. Po­móż mi, Zo­siu, i zaj­mij się małą. Pro­szę cię!

– To zna­czy, że Ania zo­sta­nie ze mną na Roz­to­czu. – Po zmia­nie za­cho­wa­nia sy­no­wej w gło­sie star­szej ko­bie­ty sły­chać było wy­raź­ną ulgę. – Cho­ciaż tyle. Wi­dać, że masz jesz­cze reszt­ki zdro­we­go roz­sąd­ku. Po­wiesz jej praw­dę?

– Tak, ale kie­dy ją po­znam. Na ra­zie oszczę­dzi­my Ani przy­kro­ści.

– Więc?

– Za­czy­na­ją się wa­ka­cje. Sko­ro mamy ra­zem za­miesz­kać pod Za­mo­ściem, za­bie­rzesz Ankę na Roz­to­cze już te­raz. Tyl­ko w tej chwi­li ani sło­wa o prze­pro­wadz­ce na sta­łe i o pro­ble­mach fi­nan­so­wych. Pro­szę cię!

– Ja­sne. A ty?

– Przez ja­kiś czas zo­sta­nę w mie­ście. Ro­zej­rzę się po Kra­ko­wie, wy­py­tam zna­jo­mych Jan­ka. Może się do­wiem cze­goś o in­te­re­sach, któ­re pro­wa­dził na Kor­fu. Po­tem na krót­ko wpad­nę do was, a w po­ło­wie lip­ca wy­ru­szę do Gre­cji, żeby, po­wiedz­my, do­pro­wa­dzić do koń­ca spra­wy biz­ne­so­we Jan­ka. Taka wer­sja mo­je­go wy­jaz­du śla­da­mi ojca nie zdzi­wi ma­łej i czę­ścio­wo bę­dzie zgod­na z praw­dą. – Pau­li­na moc­no uści­snę­ła dłoń te­ścio­wej. – Nie martw się. Dam so­bie radę.

Zo­fia przy­tak­nę­ła. O ile jesz­cze nie­daw­no mia­ła wąt­pli­wo­ści co do tego, czy mło­da ko­bie­ta spro­sta ja­kim­kol­wiek prze­ciw­no­ściom losu bez wspar­cia ro­dzi­ny, te­raz było ina­czej. Wła­śnie we­ry­fi­ko­wa­ła swo­je po­błaż­li­we wy­obra­że­nia o sy­no­wej. Co nas nie za­bi­je, to nas wzmoc­ni. Kto to po­wie­dział? Za­sta­na­wia­ła się, ob­ser­wu­jąc ją ukrad­kiem.

W sa­mo­cho­dzie oświad­czy­ła:

– Zo­sta­ły­śmy same. To ja­sne, że mu­si­my się wspie­rać.

Pau­li­na się ucie­szy­ła. Spór z mat­ką Jan­ka to była gra o wy­so­ką staw­kę. Bez wspar­cia te­ścio­wej nie było szans na re­ali­za­cję żad­nych pla­nów.

– To zna­czy, że mi po­mo­żesz. Że jak zwy­kle mogę na cie­bie li­czyć. – Po­sła­ła Zo­fii cie­płe spoj­rze­nie zza kie­row­ni­cy.

Nie­świa­do­mie po raz pierw­szy w ży­ciu za­im­po­no­wa­ła te­ścio­wej de­ter­mi­na­cją i po­zor­nym opa­no­wa­niem. Praw­da o jej emo­cjach była jed­nak inna. Czu­ła się jak szczur za­pę­dzo­ny w róg klat­ki – do­tąd zło­tej. Była prze­ra­żo­na i to­czy­ła w my­ślach dia­log: od­naj­dę Krzysz­to­fa Va­ni­ze­lo­sa? Może na­wet mi się to uda. A co bę­dzie da­lej?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: