A w konopiach strach - ebook
A w konopiach strach - ebook
W świecie współczesnej medycyny napędzanej różnicami stanowisk autorytetów naukowych niewiele jest tematów budzących tyle kontrowersji, co w przypadku medycznych zastosowań marihuany. Konopie były podstawą leczniczego arsenału dla uzdrowicieli w starożytnych Chinach, Indiach czy Grecji. Dziś w wielu krajach są nielegalne, więc naukowcy, który chcą badać ich medyczny potencjał, mają pod górkę. Medyczna marihuana w Polsce wprawdzie zdała już egzamin, ale wciąż trudno mówić o przełomie. Brakuje przepisów pozwalających na jej używanie, a za jej niewłaściwe zastosowanie lekarz zgodnie z prawem może zostać skazany nawet na 15 lat więzienia. Efektem ciągłych dylematów pomiędzy uzależniającą szkodliwością a leczniczą użytecznością kanabinoidów jest zepchnięcie terapeutycznego stosowania marihuany na ziemię niczyją. Problem w tym, że zrozpaczeni pacjenci często widzą w niej jedyny ratunek. W kolejnej książce z serii „Bez tajemnic” wybitny neurolog profesor Vetulani opowiada o badaniach nad medycznym zastosowaniem marihuany, o jej wpływie na mózg, serce, układ oddechowy, pokarmowy, nerwowy, o naszych fobiach związanych z marihuaną, jak również o zalegalizowanych w Polsce substancjach uzależniających i zmieniających świadomość. Książka będzie dzielić się na trzy części: I. O marihuanie i jej właściwościach. II. O fobii na punkcie marihuany. III. Rozmowy z ekspertami.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-18599-2 |
Rozmiar pliku: | 875 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Długo nie dawał się pan przekonać, żebyśmy stworzyli rozdział o stymulantach, czyli narkotykach typu amfetamina, kokaina, ecstasy. Dlaczego?
Z dbałości o wizerunek marihuany.
?
Wokół marihuany narosła niepotrzebna histeria, którą zestawienie tego narkotyku z silniejszymi środkami uzależniającymi może dodatkowo podsycać. Wrzucanie do jednego worka konopi i rzeczywiście dość niebezpiecznej ecstasy jest krzywdzące dla cannabis. Zastrzegam więc, że stymulanty to zupełnie inny temat niż marihuana.
Mimo wszystko porozmawiajmy, ponieważ stymulanty to bardzo popularne substancje. Czym one są?
Określenie „stymulanty” jest dość ogólne i oznacza po prostu substancje, które działają pobudzająco na ośrodkowy i obwodowy układ nerwowy w mózgu, głównie na receptory noradrenalinowe i dopaminowe (noradrenalina i dopamina razem noszą nazwę katecholamin). Istnieją również stymulanty działające na mózg w zupełnie inny sposób, ogólnie więc pod tą nazwą kryje się sporo substancji o odmiennych mechanizmach działania. Łączy je jedno: jesteśmy po nich pobudzeni. Można powiedzieć, że w małych dawkach stymulantem jest także alkohol. Zresztą to typowe dla stymulantów, że ich działanie zależy od dawki. Dwóch naukowców, Yerkes i Dodson, sformułowało prawo, według którego dla każdej czynności istnieje pewne optimum pobudzenia. To prawo możemy odnieść do stymulantów, zwracając uwagę, że w zależności od dawki lek może działać różnie. Podobnie jest z kawą – wypije jej pani za mało, nie podziała. Jeśli będzie jej za dużo, też nie osiągnie pani oczekiwanego efektu, bo zacznie pani kołatać serce, ręce będą się trząść się, a myśli – gonić. Na ogół ludzie, szczególnie młodzi, widząc, że pewna dawka substancji nie działa na nich tak, jak tego oczekują, po prostu ją zwiększają. Tymczasem powinni zacząć od drugiej strony – zmniejszenia dawki.
Wytłumaczmy to sobie na przykładzie amfetaminy. Podawana w niewielkich czy średnich dawkach – bez względu na to, czy w celach klinicznych, czy rekreacyjnych – łagodzi niepokój, powoduje poczucie dobrostanu lub nawet euforii, zmniejsza nadaktywność psychoruchową. Do tego amfetamina w niedużych dawkach, przynajmniej zazwyczaj, nie powoduje żadnych poważnych skutków ubocznych.
Problem zaczyna się, jeśli się z nią przesadzi?
Otóż to. W większych dawkach (szczególnie przy długotrwałym zażywaniu) amfetamina zacznie wykazywać wręcz odwrotne działanie – będzie powodowała nadpobudliwość, uczucie niepokoju, dystymię (czyli depresję nerwicową), a potencjalnie nawet niewydolność serca. Jeśli ktoś chce się przekonać, jak wygląda nadmierne i chroniczne nadużywanie amfetaminy, polecam obejrzeć film Wilk z Wall Street. Nieźle to w nim przedstawiono.
Amfetamina stanowi zresztą bardzo dobry przykład, jeśli mówimy o tego typu substancjach. Jest bowiem modelowym stymulantem: podnosi czujność, powoduje bezsenność, zwiększa wytrzymałość i wydajność, podwyższa tętno i ciśnienie krwi, poprawia percepcję zmysłową, zmniejsza zapotrzebowanie na sen i jedzenie. Człowiek po amfetaminie może nie spać i nie jeść przez dwa, trzy dni. Wykorzystuje się ją zresztą i w Europie, i w Stanach Zjednoczonych jako lek odchudzający, ponieważ – jak wiadomo – największym wrogiem odchudzania jest głód.
Czy amfetamina i inne podobne narkotyki mogą mieć jeszcze jakieś zastosowanie medyczne?
Znanych jest całkiem sporo takich zastosowań. Za pomocą podobnych stymulantów można np. leczyć ospałość i zmęczenie, szczególnie w okresach wzmożonej pracy lub nadmiaru innych zadań, które trzeba wykonać. To bardzo skuteczny sposób, by zapobiegać zasypianiu i leczyć narkolepsję. Wreszcie stymulanty, jako że gdy są przyjmowane w niewielkich dawkach, poprawiają koncentrację, a zmniejszają niepokój i nadpobudliwość, bywają używane w leczeniu takich zaburzeń jak ADHD czy choroba afektywna dwubiegunowa – szczególnie jeśli te dolegliwości mają nietypowy przebieg i nie reagują na inne formy leczenia. Największym marzeniem amerykańskich studentów jest więc posiadanie młodszego rodzeństwa chorego na ADHD. Takiej siostrze czy bratu można bezkarnie podkradać tabletki z długo uwalniającą się amfetaminą. A nauka po amfetaminie, wiem to z autopsji, jest znacznie łatwiejsza. Kto wie, czy zdałbym matematykę na studiach, gdyby nie ten stymulant.
Odważne wyznanie.
Dlaczego? W latach 50. amfetaminę sprzedawano w aptekach. Owszem, na receptę, ale jej zdobycie wcale nie było trudne. Obecnie lek z substancją podobną do amfetaminy jest sprzedawany wyłącznie na tzw. różowe recepty, a w Polsce zaledwie garstka lekarzy ma uprawnienia do ich wypisywania. Za moich czasów w trakcie sesji szło się do pierwszego lepszego lekarza i prosiło o receptę na psychedrynę albo benzedrynę (obydwa te leki to amfetamina). Mówiliśmy prosto z mostu, że zamierzamy siąść wreszcie do nauki.
I jak się siadało?
Z energią! Pamiętam, jak na drugim roku chemii zabieraliśmy się do nauki matematyki z kolegą z roku, dzisiejszym kanadyjskim profesorem chemii, Leszkiem Russerem. Na noc zawsze łykaliśmy tabletkę psychedryny, a do tego kwas glutaminowy, który wówczas był uważany za równie znakomity stymulant. I siedzieliśmy nad podręcznikami i zeszytami, aż pojawiały się na nich czerwone plamy.
Krew z nosa?
Amfetamina znacząco zwiększa ciśnienie krwi, co objawia się właśnie krwotokami z nosa. Wraz z pierwszymi plamami krwi uznawaliśmy na ogół, że przesadziliśmy, i kładliśmy się, a potem próbowaliśmy zasnąć. Oczywiście nam to nie wychodziło, bo po amfetaminie w ogóle nie chce się spać. Leżeliśmy więc i się męczyliśmy. Następnego dnia znów powtarzaliśmy nasz rytuał – i tak w kółko. Co ciekawe, do dziś znakomicie pamiętam, czego się wtedy uczyłem – mogę wyrecytować granice ciągu nawet obudzony o piątej nad ranem.
Nie uzależnił się pan?
Dużo wówczas tego braliśmy, ale nikt się nie uzależnił. Wierzę, że uzależnienia od stymulantów pojawiają się wtedy, gdy bierzemy je z nudów, dla rozrywki, a nie po to, żeby w jakiś sposób sobie pomóc. Amerykańscy żołnierze podczas wojny w Wietnamie brali mnóstwo stymulantów – każdy z nich nosił w kieszeniach 50 mg benzedryny, którą mógł zażyć, kiedy pojawiło się zmęczenie. Ich przełożeni to akceptowali, podczas gdy picie alkoholu było zabronione. I słusznie, bo po alkoholu strzela się mniej celnie, a stymulanty, jeśli na celność wpływają, to tylko na plus. Zmierzam do tego, że zdecydowana większość żołnierzy, która później wróciła z wojny do domu, w ojczyźnie nie była uzależniona od narkotyków. Przeprowadzono dokładne badania, więc wiemy to na pewno.
A pamięta pan pierwszy raz, gdy wziął pan amfetaminę?
O tak. Po ukończeniu biologii (chemia była moim drugim kierunkiem) zacząłem pracę w Zakładzie Farmakologii Polskiej Akademii Nauk. Kierownikiem katedry był wówczas profesor Janusz Supniewski, który zlecił opiekę nade mną doktorowi Tadeuszowi Chruścielowi, późniejszemu ekspertowi Światowej Organizacji Zdrowia ds. przeciwdziałania narkomanii (o ironio). Chruściel przyjechał właśnie ze stażu w Genewie. Mógł być 1955 albo 1956 r., ciemny, ponury styczniowy dzień, a my mieliśmy wykonać jakieś trudne doświadczenie wiwisekcyjne na kocie. Nie chciało się nam strasznie – byliśmy ospali, zmęczeni, zmarznięci i poirytowani. Wtedy Chruściel powiedział, że przywiózł ze Szwajcarii jakieś tabletki, które „ponoć na to pomagają”. Wzięliśmy po jednej. Po kwadransie nic się nie działo, więc stwierdziliśmy, że weźmiemy jeszcze po jednej. I nagle wstąpiły w nas nadprzyrodzone siły! Prawie tańczyliśmy, śmialiśmy się, gadaliśmy, a zamiast jednego trudnego doświadczenia wykonaliśmy dwa. Skończyliśmy pracę po godzinie osiemnastej, było już ciemno. Pamiętam jak dziś, że wracałem Plantami, pogwizdując – a ja przecież nigdy nie gwiżdżę. Słyszała pani kiedyś, żebym gwizdał?
Faktycznie, nie.
A wtedy gwizdałem jak oszalały. Szedłem zahipnotyzowany i zdawało mi się, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nie chciało mi się wracać do domu (przecież trzeba było coś zrobić z tak cudownym dniem), poszedłem więc na Krupniczą, do znajomych. Przegadałem z nimi wiele godzin i wyszedłem, rześki, dopiero około trzeciej czy czwartej w nocy.
Dziś w Polsce wszystkie silne stymulanty można dostać tylko na różową receptę?
Tak. W pewnym momencie mówiło się, że na zwykłą receptę ma być sprzedawany modafinil, używany w leczeniu senności i narkolepsji spowodowanej zaburzeniami oddychania sennego (choć badania potwierdziły też skuteczność modafinilu między innymi w leczeniu ADHD i depresji), ale ostatecznie do tego nie doszło.
Jak działa ten lek?
Jest tzw. inhibitorem zwrotnego wychwytu dopaminy i noradrenaliny, czyli zwiększa ilość tych neuroprzekaźników w szczelinach synaptycznych, a więc w sąsiedztwie receptora. I w Stanach Zjednoczonych, i w Anglii modafinil powszechnie stosują studenci, doktoranci i pracownicy naukowi wyższego szczebla, ponieważ znakomicie zwiększa wydajność mózgu. Inna sprawa, że niektórzy uważają jego zażywanie za nieetyczne, szczególnie przy egzaminach konkursowych. Takie turbodoładowanie mózgu wśród naukowców jest porównywane do dopingu używanego przez sportowców.
Zgadza się pan z tymi wątpliwościami?
W pewnym sensie tak, ale z drugiej strony – kawa też jest stymulantem, a jakoś nikt się nikogo nie czepia za popijanie cappuccino. Tymczasem zawarta w kawie kofeina (zresztą nie tylko w kawie – występuje również w herbacie, kakao, guaranie, o wszelkich red bullach i tigerach nie wspominając) jest stosunkowo silnym środkiem psychoaktywnym, alkaloidem. Szacuje się, że na świecie spożywa się 120 mln ton czystej kofeiny rocznie! Statystycznie zatem każdy człowiek na świecie wypija codziennie filiżankę kawy.