Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Goci. Rzeczywistość i legenda - ebook

Data wydania:
20 maja 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Goci. Rzeczywistość i legenda - ebook

Goci nawet na tle innych germańskich plemion byli ludem niezwykłym. Na przełomie starożytności i średniowiecza przemierzyli całą Europę: od swych pierwotnych siedzib w Skandynawii poprzez ziemie polskie i stepy Ukrainy, Bałkany, zahaczając o Azję Mniejszą dotarli do Galii i ostatecznie osiedli w Italii i Hiszpanii. Po latach wędrówek i ciągłych wojen stworzyli silne państwa, które razem z Frankami Chlodwiga decydowały o hegemonii w Europie. Upadli i wyginęli pod naciskiem Bizancjum oraz nowo powstałej siły islamu. Jeszcze w XVI wieku ich obecność odnotowywano na Krymie.
Jerzy Strzelczyk, wybitny mediewista, stworzył niepowtarzalną wizję historii Gotów, przedstawiając w sposób barwny i plastyczny jak z plemienia barbarzyńców stali się wspólnotą ratującą pozostałości cywilizacji rzymskiej. W legendzie termin „gocki” kojarzy się z mroczną i chaotyczną wizją świata - w rzeczywistości to dzięki Gotom, ich wysokiej kulturze artystycznej i intelektualnej oraz wybitnym postaciom z ich kręgu, takim jak Boecjusz, Kasjodor czy Izydor z Sewilli, ówczesny świat nie pogrążył się w stanie całkowitej zapaści.

Spis treści

WSTĘP

 

Część I

«PRAHISTORIA» GOTÓW

 

Rozdział pierwszy

OD BAŁTYKU NAD MORZE CZARNE

1. Najdawniejsze wiadomości źródeł antycznych o Gotach

2. Saga rodu Amalów

3. Archeologia o Gotach na ziemiach polskich

4. Oium? Goci a kultura czerniachowska

5. Brakujące ogniwo? Grupa wołyńska i kultura wielbarska na Mazowszu i Podlasiu

6. «Państwo» ostrogockie nad Morzem Czarnym

7. Upadek państwa ostrogockiego nad Morzem Czarnym

8. Kontakty językowe słowiańsko-gockie

 

Rozdział drugi

GOCI PRZECIW PAŃSTWU RZYMSKIEMU

1. Początki wojen gockich

2. «Jak popioły z Etny» — bitwa pod Adrianopolem

3. Wulfila i zagadnienie chrystianizacji Wizygotów

4. Społeczeństwo wizygockie w Dacji

Część II

«ROMANIA GOTHICA»

 

Rozdział trzeci

PAŃSTWO OSTROGOTÓW W ITALII

1. Odoaker i Teodoryk

2. Ustrój państwa

3. «Pax gothica». Państwo ostrogockie hegemonem w Europie Zachodniej

4. Upadek państwa ostrogockiego w Italii

 

Rozdział czwarty

KULTURA OSTROGOCKIEJ ITALII

1. Dwór Teodoryka

2. «Ostatni Rzymianin»

3. «Bądź najmądrzejszym naśladowcą starożytnych» (Kasjodor)

4. Teodoryk a tradycja i kultura gocka

5. Wiliaryk księgarz

 

Rozdział piąty

WIZYGOCI: OD ADRIANOPOLA DO TULUZY

1. Trzydzieści lat wojen i wędrówek

2. Oboczne nurty dziejów gockich

3. Tuluzańskie państwo Wizygotów

 

Rozdział szósty

TOLEDAŃSKIE PAŃSTWO WIZYGOTÓW

1. Od Tuluzy do Toledo

2. Jedynowładztwo Leowigilda

3. Rebelia Hermenegilda

4. Pierwsza próba unifikacji religijnej

5. Trzeci synod toledański

 

Rozdział siódmy

ZJEDNOCZENIE, ŚWIETNOŚĆ, IZOLACJA, UPADEK

1. Zakończenie procesu unifikacji Hiszpanii i okres rebelii

2. Ostatnia konsolidacja państwa (Chindaswint, Recceswint, Wamba)

3. Walki frakcji i ostatnie lata państwa wizygockiego

 

Rozdział ósmy

SPOŁECZEŃSTWO I PAŃSTWO WIZYGOCKIE W HISZPANII

1. Podstawowe problemy

2. Czy został zakończony proces kształtowania się jednolitego społeczeństwa hiszpańskiego?

3. Rządzący i rządzeni

4. Wymiana, handel, miasta

 

Rozdział dziewiąty

KULTURA WIZYGOCKIEJ HISZPANII

1. Warunki, szkolnictwo

2. Tytan z Sewilli (Izydor)

3. Uczeni biskupi

4. Nurt klasztorny

 

Rozdział dziesiąty

OD WROGOŚCI DO APOTEOZY (EWOLUCJA STOSUNKU ŚWIATA ANTYCZNEGO DO GOTÓW)

 

Część III

EPILOG DZIEJÓW GOTÓW

 

Rozdział jedenasty

GOCI NA KRYMIE

 

Rozdział dwunasty

GOCI W TRADYCJI I LEGENDZIE

1. Losy Gotów w Italii i Hiszpanii po upadku własnych państw

2. Idea gocka w średniowiecznej Hiszpanii. Humanizm a Goci

3. Idee gockie i pangotycyzm w Szwecji

4. Szkoci, Szwajcarzy, Austriacy — potomkami Gotów?

5. Gotycyzm u Słowian południowych

6. Zainteresowanie Gotami w dawnej Polsce

7. Nowe wcielenia idei

8. W krzywym zwierciadle epiki

 

ANEKS

1. Opis męki świętego Saby Gota

2. Wiadomości o Wulfili

3. Do cesarza Anastazjusza król Teodoryk

4. Do Senatu miasta Rzymu król Atalaryk

5. Sydoniusz pozdrawia swego Agrykolę

6. Izydor z Sewilli

7. Epitafium na grobie króla Chindaswinta

8. W imię pana. Król Flawiusz Gloriosus Wamba. Czego należy przestrzegać, jeśliby w Hiszpanii zaistniało skandaliczne wydarzenie?

9. Król Egika. O zbiegłych niewolnikach i przyjmowaniu zbiegów

10. W imię pana. Król Flawiusz Egika. Do najczcigodniejszych ojców uczestniczących w tym świętym synodzie

 

BIBLIOGRAFIA

 

PRZYPISY

 

SPIS ILUSTRACJI

INDEKS

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-286-6
Rozmiar pliku: 5,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

W paśmie wojen (historia nazwie je wojną stuletnią) pomiędzy Francją a Anglią nastąpiło niedawno przesilenie: Joanna d’Arc, „Dziewica Orleańska”, porwała zatrwożone społeczeństwo francuskie do wojny z najeźdźcami i okupantami angielskimi. W Europie Środkowej husyci czescy — zwolennicy straconego w roku 1415 reformatora Jana Husa — przeszli do zbrojnej ofensywy; ich wojska pustoszyły Węgry, Śląsk, Brandenburgię i inne kraje niemieckie. Na wschodzie rozpadała się Złota Orda, a równolegle do jej upadku rosło znaczenie Wielkiego Księstwa Moskwy i jej władcy — oślepionego, lecz pewnie sprawującego władzę Wasyla II. Umarł wielki książę litewski Witold, a Litwa ponownie została bliżej zespolona z Polską. Tu i tam w Europie toczyły się wojny, ale najgroźniejsza sytuacja wytworzyła się na Bałkanach, gdzie Turcy osmańscy w momencie, gdy na tronie sułtańskim zasiadł Murad II (1421), wznowili energiczną akcję zdobywczą, zahamowaną na początku tego stulecia przez Mongołów. Już za niewiele lat Bałkany staną się tureckie i padnie „Nowy Rzym” — Cesarstwo Bizantyjskie, a Konstantynopol stanie się Stambułem. Kościół powszechny, ograniczony od wieków praktycznie do Kościołów zachodnich, „łacińskich” (ostatnia próba przywrócenia jedności z Kościołem wschodnim — tzw. unia florencka w roku 1439 — wobec postępów oręża tureckiego pozostanie na papierze), uwikłany jest w konflikty polityczne i światopoglądowe. Idea supremacji soboru powszechnego w Kościele, przez kilkadziesiąt lat jak gdyby bliska realizacji, zaczyna tracić zwolenników. Stopniowo — właśnie w czasie, o którym mówimy — ponownie do głosu dochodzą kurialiści, władzę papieską stawiający ponad soborem.

Ojcowie soborowi, zgromadzeni od roku 1431 w szwajcarskiej Bazylei na słynnym, a niefortunnym (jak się później okazało) soborze powszechnym, nie tylko jednak z rzeczywistymi problemami wielkiej polityki mieli do czynienia. W roku 1434, w którym Kuźma Medyceusz objął rządy we Florencji, umarł nasz Władysław Jagiełło, rozbici zostali pod Lipianami czescy taboryci (radykalni zwolennicy Husa), a Portugalczycy opłynęli przylądek Bojador (najdalej na zachód wysunięty przylądek Afryki) — sobór bazylejski miał do rozstrzygnięcia nie byle jaki problem.

Przedstawiciel Eryka, króla Północy (w tym czasie Dania, Szwecja i Norwegia zespolone były unią), zaproszony uprzednio przez sobór do wzięcia udziału w obradach, wystąpił 12 listopada przed czcigodnym zgromadzeniem z uroczystą mową. Przedstawicielem tym był biskup szwedzkiego miasta Växiö (później wyniesiony do prymasowskiej godności arcybiskupa Uppsali) Mikołaj Ragvaldi, a powodem wystąpienia — protest przeciwko wyznaczeniu posłowi potężnego władcy skandynawskiego nie dość, jego zdaniem, honorowego miejsca wśród innych delegatów. Śmieszące nas nieco być może problemy protokolarne zajmowały w ogóle sporo uwagi soborowi: o wyższą rangę dla swego kraju, udokumentowaną bardziej honorowym miejscem na sali obrad, walczyli m.in. posłowie burgundzcy, hiszpańscy, francuscy i angielscy. Nawet otrzymanie miejsca w pierwszym rzędzie niezupełnie usatysfakcjonowało biskupa szwedzkiego, ponieważ miejsce to znajdowało się nie po prawej, lecz po lewej stronie sali.

Rzecz jasna, sam przez się ten epizod nie stanowiłby jeszcze powodu szczególnego naszego zainteresowania. Opisujemy go tu tylko ze względu na argumentację, jaką posłużyły się strony sporu o pierwszeństwo miejsca. Argumentacja była czysto historycznej natury (i któż jeszcze mógłby wątpić o doniosłości społecznej funkcji nauki historycznej?).

Zdumionym ojcom soborowym, spośród których niejeden prawdopodobnie mgliste jedynie posiadał wyobrażenie o tak zapadłej prowincji chrześcijańskiej Europy, jaką była Szwecja, wyłożył biskup Ragvaldi czarno na białym, że właśnie Szwecja była i jest „pępkiem świata”. To właśnie z kraju Gotów, który obecnie powszechnie nazywa się Szwecją, wyszły niezliczone ludy; wśród nich jednymi z pierwszych byli Ostrogoci i Wizygoci. Ci zaś dokonali czynów niezwykłych: podbili Egipt i Azję, pojęli za żony bitne Amazonki, walczyli pod Troją (gdzie zginął nawet jeden z królów gockich). Jedna z władczyń gockich, imieniem Tamyris, walczyła z królem perskim Dariuszem i pozbawiła go życia. Nic nie wskórał przeciw Gotom także inny król perski Kserkses, mimo że prowadził ze sobą nieprzeliczone zastępy zbrojnych. W czasach późniejszych Goci z powodzeniem walczyli z państwem rzymskim i zadawali klęski tak wybitnym cesarzom, jak Decjusz, Gallus, Volusianus, Walens, Gracjan i Teodozjusz. Współzawodniczyli o potęgę z samym Aleksandrem Wielkim, w różnych czasach podbili różne prowincje: znaczną część Germanii czy Sarmacji, Dację, Mezję, Trację, Achaję, Tesalię, Pannonię, Ligurię, Emilię, Tuscję, Galię, Hiszpanię i Italię. Sam Rzym — stolica świata — padł łupem Gotów: było to w roku 1164 od założenia miasta. Wszystkie słynne ludy przeszłości: Goci, Wandalowie, Longobardowie, Burgundowie, afrykańscy Wizygoci, Duńczycy i Sasi — pochodzą więc od Szwedów. Ich władcy — poprzednicy Eryka Pomorskiego — jako pierwsi nawrócili się i swoje ludy na wiarę chrześcijańską. Wniosek z tych wywodów mógł być tylko jeden: państwo szwedzkie jest starsze, potężniejsze i szlachetniejsze niż wszystkie inne; potężne w przeszłości, jest nadal potężne… no i oczywiście posłowi króla szwedzkiego należy się pierwsze miejsce na sali obrad.

Obszerne przemówienie Mikołaja Ragvaldi skrzętnie zanotowali kronikarze soboru. Trzeba stwierdzić, że swego bezpośredniego celu uczony biskup nie osiągnął. Z kontrprzemówieniem wystąpił duchowny hiszpański Alfons z Kartageny. Prawdą jest, dowodził Hiszpan, że Goci niegdyś przybyli do Hiszpanii z kraju, gdzie obecnie panuje król Danii, i że królowie hiszpańscy wywodzą się od władców gockich, tylko że z tego tytułu obecnym władcom skandynawskim ani ich poddanym nie przysługują żadne honory i korzyści. Któż bowiem pozostał na lodowatej północy po odejściu dzielnych wojowników gockich na południe? Pozostali tchórze i niedołędzy. Sława oręża i podbojów gockich przeszła wraz z Gotami na południe; obecni Skandynawowie nie mają żadnej, historycznej ani moralnej, podstawy do identyfikowania się z Gotami, podobnie jak sława należy się Aleksandrowi Macedońskiemu i jego następcom, a nie tym Macedończykom, którzy małodusznie pozostali w domach, nie biorąc udziału w wyprawach swego króla.

Dwa więc już narody przyznawały się pod koniec średniowiecza do pochodzenia od Gotów. Zobaczymy, że będzie ich znacznie więcej. Postaramy się pod koniec tej książki prześledzić dzieje owej zadziwiającej gotomanii, pojawiającej się w różnych miejscach naszego kontynentu. Stwierdzimy, że wyraźne przejawy tego zjawiska wystąpią również w różnych miejscach Słowiańszczyzny, w tym także w średniowiecznej Polsce. Zobaczymy, do jakich przedziwnych konstrukcji myślowych będą się uciekali poszczególni gotomani i że idea gotycyzmu była na ogół ściśle związana z politycznymi, czy szerzej: społecznymi potrzebami epoki.

W książce jednak, którą przedkładamy czytelnikowi, legendy o Gotach i idea gotycyzmu znajdą miejsce podrzędne. Jej przedmiotem są bowiem rzeczywiste dzieje plemienia czy plemion gockich. Do zajęcia się tymi dziejami skłania autora kilka przyczyn. Po pierwsze, dzieje te, jak się niebawem przekonamy, są bardzo barwne i ciekawe, miejscami niepozbawione dramatyzmu i patosu. Rozgrywały się na wielkich przestrzeniach Europy: od Skandynawii, przez ziemie polskie, Ukrainę, Krym, Półwysep Bałkański, Pannonię, Italię, Galię, aż do Hiszpanii. W czasie trwających kilka wieków wędrówek, wojen i — o tym się często zapomina — pokojowych kontaktów, stykali się Goci z różnymi warunkami klimatycznymi, geograficznymi, przyrodniczymi, z różnymi ludami i kulturami. Wiele od innych ludów przejmowali, zmieniała się ich kultura materialna, organizacja społeczna i wyobrażenia duchowe. Jest to zjawisko obserwowane w różnych epokach, w najróżniejszych miejscach kuli ziemskiej — zjawisko adaptowania się do zmieniających się warunków, do odmiennego otoczenia naturalnego i kulturalnego.

Przyszło Gotom wędrować i wpisywać się w dzieje powszechne w wiekach, gdy wypełniały się losy świata starożytnego, które od czasów podbicia przez Rzym całego basenu Morza Śródziemnego toczyły się w ramach Imperium Rzymskiego. Goci, podobnie jak inne ludy germańskie (Wandalowie, Burgundowie, Frankowie) i niegermańskie (np. Berberowie w Afryce Północnej), w niemałym stopniu przyczynili się do przyspieszenia agonii państwa rzymskiego w V wieku. Ale, wbrew opinii części ludzi im współczesnych (mało krytycznie powtarzanej niejednokrotnie w czasach późniejszych), dzieło plemion „barbarzyńskich” w tym momencie nie było wyłącznie dziełem destrukcji i niszczenia. Nie Germanie byli główną przyczyną upadku Rzymu. Dopóki Rzym był silny, jak w I i II wieku, a nawet przejściowo w wieku IV, barbarzyńcy, choć dokuczliwi, nie byli śmiertelnym zagrożeniem dla niego; to raczej Rzymianie potrafili raz po raz udowadniać, że oni są zagrożeniem dla barbarzyńców. Przyczyny upadku państwa rzymskiego leżały znacznie głębiej niż w koniunkturalnych najazdach barbarzyńców; kryzys państwowości rzymskiej (którego tu dokładniej omawiać nie możemy) był jedynie przejawem upadku podstawowych struktur społeczeństwa niewolniczego.

Na gruzach państwa rzymskiego (najpierw w Galii, później w Italii i Hiszpanii) Goci założyli organizacje państwowe i kierowali nimi. Państwa te stanowią z historycznego punktu widzenia ogromnie interesujące próby rozwiązania problemów wynikających z faktu podboju miejscowych, wysoko rozwiniętych społeczności przez zdobywców, którzy mimo daleko idącego zrozumienia dla osiągnięć myśli i czynu rzymskiego ciągle pozostawali na niższym stopniu rozwoju społecznego i kulturalnego od ludności podbitej, stanowiąc w dodatku jedynie drobny ułamek ludności rządzonego przez siebie państwa. Problemy te różnie próbowano rozwiązać i z różnym rezultatem. Ostatecznie państwa gockie w Europie Zachodniej upadły (ostrogockie w Italii wcześniej, wizygockie w Hiszpanii dopiero na początku VIII wieku), ale dokonało się to w każdym przypadku wskutek interwencji zewnętrznej (bizantyjskiej lub muzułmańskiej). Stanowią one jednak obiekt tak ciekawy poznawczo, że zdecydowałem się poświęcić tym sprawom znaczną część tej książki.

Wspomnieliśmy o zdolnościach adaptacyjnych Gotów, o wchłanianiu przez nich najróżniejszych wpływów obcych, o stopniowym zbliżaniu się do granic świata kultury antycznej. Jak głęboko sięgały te wszystkie zmiany? Dość prymitywni wojownicy z Północy, gdy znaleźli się na lasostepie i stepie ukraińskim, w otoczeniu koczowniczych ludów sarmackich, upodabniali się do nich i przystosowywali do warunków życia, jakże niepodobnych do warunków w Skandynawii. Ale przecież nie stali się Sarmatami i nie przemienili się z rolników w pasterzy. Nie utracili poczucia odrębności własnej tak samo, jak nie utracili jej później na obszarach Cesarstwa Rzymskiego, gdy stanęli w obliczu społeczeństwa pod każdym względem znacznie bardziej rozwiniętego od Sarmatów. Uczeni podkreślają, że jedynie w państwie wizygockim w Hiszpanii, i to dopiero pod koniec jego istnienia — w drugiej połowie VII wieku (a i ten pogląd znajduje przeciwników, którym bynajmniej nie brak argumentów), doszło do pełnej symbiozy rzymsko-germańskiej i do pozornego rozpłynięcia się przybyszów w masie ludności prowincjonalno-rzymskiej, a do tego momentu uporczywie trzymali się oni własnej gockiej tradycji i własnego języka.

Właśnie ciągłość tradycji oraz czystość języka gockiego, który — jak dowodzą językoznawcy — ulegał nieznacznym tylko przemianom, przynajmniej od czasów „skodyfikowania” go w przekładzie Pisma Świętego na język gocki (dokonanego w IV wieku przez biskupa Wulfilę), do końca istnienia odrębności gockiej na Zachodzie, stanowią najłatwiej uchwytne przejawy owej wybujałej dążności Gotów do zachowania identyczności grupowej. I ten właśnie motyw ciągłości zdumiewa może bardziej niż opisana wyżej zdolność akomodacyjna plemienia. Goci w Skandynawii, rządzeni przez nieznanych nam poprzedników „króla” Beriga, z pewnością znacznie się różnili od Gotów/Gytonów, siedzących w pierwszych wiekach n.e. nad dolną Wisłą, a jeszcze bardziej od „zsarmatyzowanych” Gotów nad Morzem Czarnym, nie mówiąc już o Gotach italskich i hiszpańskich, ale to wcale nie znaczy, by nie można było mówić i pisać o dziejach gockich jako o pewnej całości. Wiemy, że do Gotów przyłączały się niekiedy (a kiedy indziej były siłą przyłączane) rozmaite inne gromady i grupy etniczne, przede wszystkim germańskie, ale nie tylko. Działała na pewno magia sukcesów oręża i atrakcyjność imienia gockiego. Jeden z uczonych niemieckich (R. Wenskus) wprowadził nawet pojęcie „identyfikacji pseudologiczej” na określenie zjawiska dobrowolnego podporządkowywania się jednych plemion innym — uważanym za bardziej szczęśliwe i sławne.

Wydaje się właściwe, by już we wstępie, nawet ryzykując konieczność odwoływania się do wydarzeń jeszcze bliżej nam nieznanych, wyjaśnić czytelnikowi pewne problemy związane z nomenklaturą plemienną Gotów.

Sami się zawsze nazywali tak właśnie po prostu: Goci. Łacińsko- i greckojęzyczne źródła antyczne używają w stosunku do nich, we wczesnym, nadbałtyckim okresie ich dziejów, formy dłuższej: Gutones (Pliniusz Starszy); Gotones (Tacyt), Γóυωνεσ (Ptolemeusz). W drugiej połowie III wieku, gdy po dłuższym okresie milczenia Goci pojawią się ponownie, tym razem w rejonie Morza Czarnego, w źródłach panować będzie krótsza, „mocna” w sensie gramatycznym forma nazwy: Guthi, Gothi itp. (Na marginesie dodamy, że Ptolemeusz — około połowy II wieku — oprócz Gytonów nad dolną Wisłą znał także jakichś Gutów — Γoʋται w Skandynawii; nie łączył zresztą obu tych plemion ze sobą w jakikolwiek sposób). Językoznawcy na ogół są zgodni, że wszystkie wymienione formy nazw sprowadzają się do nazwy gockiej *Gutans oznaczającej zapewne Gota, podczas gdy kraj zamieszkany przez Gotów oraz lud gocki w rodzimym języku nosiły nazwę GutÞiuda. W obu tych terminach występuje rdzeń językowy *gautaz, którego semantyczne znaczenie jest niezbyt jasne. Często tłumaczy się, że wyraz ten znaczy tyle co „wylewający”, a to z kolei dopuszcza różne możliwości interpretacji. Czy chodzi o reminiscencję pewnych zjawisk hydrologicznych, charakterystycznych dla skandynawskich siedzib Gotów, czy o magiczne samookreślenie w sensie „płodni”, „zapładniający”, czy wreszcie o mitologiczny sens „synów boga wojny”, rozsyłającego swych ludzi po świecie — pierwotny, właściwy sens imienia Gotów pozostaje dla nas nieuchwytny.

Pod koniec III wieku (dokładnie: w roku 291) pojawia się w źródłach, dla określenia części ludów gockich, nazwa Terwingowie. Wiek później, to znaczy pod koniec IV stulecia, gdy „wybiła godzina” gockiej historii, pojawiły się dalsze jeszcze nazwy. Nazwa Terwingów używana jest często zamiennie z nazwą Wezjów (Vesi), a druga para nazw to nazwy Greutungowie-Ostrogoci. Krótko po roku 400 para nazw: Terwingowie-Greutungowie znika ze źródeł w sensie nazw będących w obiegu; będą one odtąd występować wyłącznie w epice germańskiej jako czcigodne relikty minionej epoki. Pozostaną nazwy: Wezjowie i Ostrogoci.

Analiza znaczeniowa tych wszystkich nazw prowadzi do wniosku, że nazwy Terwingowie i Greutungowie były nazwami „obcymi”, nadawanymi Gotom przez sąsiadów. Etymologia obu tych nazw nie jest wprawdzie bezspornie wyjaśniona w nauce, wydaje się wszakże, że najbardziej prawdopodobna jest teza tłumacząca nazwę Terwingowie jako „mieszkańcy lasów” (analogicznie jak później słowiańscy Drzewianie i Drewlanie), a Greutungowie jako „mieszkańcy stepu”. Mamy więc do czynienia z typowym zjawiskiem nomenklatury „sąsiedzkiej”, uciekającej się do charakterystycznych rysów środowiska geograficznego zajmowanego przez dwa odłamy Gotów — lesistej Dacji i Siedmiogrodu z jednej i stepów nadczarnomorskich z drugiej strony. Natomiast nazwy Wezjowie i Ostrogoci byłyby nazwami rodzimymi, własnymi, o charakterze — powiedzielibyśmy — uroczystym. Wezjowie to „dobrzy, szlachetni”, a Ostrogoci to „Goci wschodzącego słońca” lub „Goci opromienieni wschodzącym słońcem” (H. Wolfram). Ponieważ nazwa Ostrogoci zawiera moment geograficzny, później, być może — jak dowodzi ostatnio H. Wolfram — dopiero na dworze Teodoryka Wielkiego w Rawennie, nazwę Wezjów przekształcono przez analogię do nazwy Ostrogotów na Wesegotów, Wizygotów, nadając w ten sztuczny sposób nazwie tego odłamu plemienia odpowiadający ówczesnej sytuacji sens polityczny — Goci Zachodni (po niemiecku Westgoten).

Nawet jednak „uroczyste” nazwy Wezjów-Wizygotów i Ostrogotów używane były raczej tylko w sytuacjach wymagających rozróżnienia pomiędzy odłamami plemienia gockiego. Zarówno Ostrogoci w Italii, jak Wizygoci w Galii i Hiszpanii, sami siebie z reguły nazywali po prostu Gotami. Kasjodor wszakże, nazywając „swoich” italskich Gotów Gotami, Gotów hiszpańskich nazywał Wizygotami. Zdaje się, że Frankowie z kolei nazywali „swoich” galijskich Gotów właśnie Gotami, podczas gdy bardziej z ich punktu widzenia oddaleni Ostrogoci nazywani byli przez Franków Valagothi (jak gdyby „włoscy” Goci).

To byłby główny problem terminologii plemiennej Gotów. Oprócz omówionych tu nazw występują w źródłach, niekiedy znacznie późniejszych, różne inne nazwy, tworzone na różnych zasadach, oznaczające taki czy inny odłam Gotów lub całe to plemię. Czy będą to nazwy „uczone”, przeniesione na Gotów z historii starożytnej, czy epickie nazwy Gotów nadmorskich lub nadbrzeżnych (Meringowie, Seygothi), czy Goci „gniazdowi” (Hraedgothen) — będą to oboczne nurty nomenklatury „gockiej”. Wystarczy, jeżeli sprawom tym poświęcimy nieco uwagi w odpowiednich miejscach tej książki.

Obecnie musimy zatrzymać się na nierównie ważniejszym zagadnieniu. Niezależnie bowiem od zagadnień nomenklatury plemiennej, sam zakres znaczeniowy pojęcia „Goci” lub „gocki” nie był w przeszłości stały.

Prokop z Cezarei — jeden z tych autorów, których nieraz będziemy powoływali i cytowali w tej pracy (zwłaszcza w rozdziale omawiającym dzieje i upadek państwa Ostrogotów w Italii) — opisując wojny prowadzone za panowania cesarza Justyniana Wielkiego z barbarzyńcami, napisał (Bell. Vandal. II, 1 i n.):

„Było wiele ludów gockich, tak w przeszłości, jak i obecnie, lecz największymi i najważniejszymi z nich są Goci, Wandalowie, Wizygoci i Gepidzi. Dawno temu nazywano ich jednakże Sauromatami i Melanchlajnami, a byli również tacy, którzy ludy te nazywali Getami. Wszystkie wymienione ludy różnią się pomiędzy sobą, jak powiedziano, nazwami, lecz niczym ponadto. Otóż wszystkie one charakteryzują się jasnym ciałem i włosami, składają się z ludzi wysokich i przystojnych, przestrzegają tych samych praw i wyznają wspólną religię. Są mianowicie wszystkie ariańskiej wiary, posiadają jeden język zwany gockim i wszystkie pochodzą, jak mi się wydaje, z jednego plemienia; dopiero później zróżnicowali się poprzez imiona przywódców poszczególnych grup”.

A przystępując do relacji o wojnach rzymsko-ostrogockich w Italii, wspomniał Prokop (Bell. Goth. I, 3) „Skirów, Alanów i niektóre inne ludy gockie”. Również germańscy Rugiowie mieli należeć do „Gotów” (VII, 2, 1): „Ci Rugiowie obecnie są istotnie ludem gockim, lecz w dawnych czasach przywykli żyć jako naród samodzielny”.

I jeszcze jeden passus (III, 3, 1): „Wandalowie, żyjący nad Meotydą , odkąd zostali dotknięci głodem, udali się do kraju Germanów, obecnie nazywanych Frankami, nad rzekę Ren, połączywszy się z Alanami, ludem gockim”.

Nie interesuje nas w tej chwili nierzadkie w historiografii późnoantycznej nawiązanie Gotów do (irańskich) Sauromatów, (dackich) Getów czy wręcz do legendarnych (wywodzących się w prostej linii od dzieła Herodota z Halikarnasu, liczącego sobie w czasach Prokopa już tysiąc lat) Melanchlajnów („Ludzi w czarnych płaszczach”). Są to bardziej lub mniej zręczne, pozbawione jednak wszelkiej realnej podstawy, próbki uczoności gabinetowej. (Roli, którą w tradycji gockiej odgrywały wątki getyjskie, czyli dackie, przyjrzymy się później nieco dokładniej). Poza tym jednak przytoczone ustępy z dzieła dobrze na ogół poinformowanego dworzanina cesarskiego, jakim był Prokop z Cezarei, zasługują na baczną uwagę. Wynika z nich, iż terminy „Got”, „gocki” rozumiane były dwojako. Po raz pierwszy, wymieniając „Gotów” obok Wandalów, Wizygotów i Gepidów, miał kronikarz na myśli bez wątpienia dobrze sobie z terenu Italii znanych Ostrogotów. Poza tym jednak Prokop wszystkie wymienione plemiona oraz jeszcze dwa inne obdarza również określeniem „gockich”. Gdyby ograniczył to drugie, szersze pojmowanie terminu do Ostrogotów, Wizygotów i Gepidów, pozostałby w zgodzie z autotradycją gocką, znaną nam z niemal współczesnego Prokopowi dzieła Jordanesa, traktującą te trzy plemiona jako pewną jedność. Prokop jednak twierdzi, że także Wandalowie i Skirowie — oba plemiona „wschodniogermańskie” — a nawet sarmaccy Alanowie uważali się bądź byli uważani za Gotów w szerszym tego słowa znaczeniu. Wiadomo, jak wrogie na ogół stosunki łączyły (i to od samych początków ich historycznego bytu) Gotów i Wandalów, ale podobnie przedstawiała się sprawa z Gepidami, których bliskie pokrewieństwo z Gotami nigdy nie budziło wątpliwości. Wreszcie inny pisarz bizantyjski, kontynuujący dzieło Prokopa — Agatiasz, określi również Burgundów terminem „lud gocki” (I, 3).

Pogląd Prokopa i Agatiasza na zakres nazwy Gotów nie był w VI wieku odosobniony i nowy, znajduje bowiem o trzysta lat wcześniejsze i zupełnie od literackiej tradycji grecko-rzymskiej niezależne potwierdzenie. Po zwycięstwie nad wojskami rzymskimi i śmierci cesarza Waleriana na polu bitwy w roku 260 zwycięski władca perski Szapur I polecił sporządzić obszerną inskrypcję upamiętniającą to wydarzenie. Inskrypcja ta, nazywana w nauce Res gestae divi Saporis, wymienia długi szereg ludów rzymskich zwyciężonych rzekomo przez Szapura. Wśród nich osobno występują „Goci” (ethne Gouththōn), osobno zaś „Germanowie” (ethne Germanōn).

Widzimy, że dla współczesnych obserwatorów właściwy charakter etniczny Gotów wielce się zatarł. Odnosi się wrażenie, że pojęciem tym — largo sensu — oznaczano ogół plemion „wschodniogermańskich”, przeciwstawiając je pozostałym plemionom (zachodnio)germańskim — tym znad Renu.

Chwiejność terminologiczna, nieostrość pojęć etnicznych, nieuchwytność w materiale archeologicznym (będąca konsekwencją wspomnianych wyżej zdolności adaptacyjnych, a zarazem asymilacyjnych, którymi niewątpliwie odznaczali się Goci), to wszystko utrudnia, rzecz jasna, życie uczonym badającym dzieje tego plemienia, stanowi jednak o dużej atrakcyjności tych badań. Badanie dziejów gockich niejako z natury rzeczy zmusza do studiowania dziejów dużych obszarów Europy, do poznawania różnych krajów i ludów, do obserwowania przenikania się zjawisk i procesów, przełamywania się starego z nowym. Krótko mówiąc, są one barwne, wielowarstwowe; badającemu nie grozi niebezpieczeństwo zbytniego zawężenia horyzontu badawczego — sama materia do tego nie dopuści!

A oto drugi powód, dla którego dzieje Gotów są interesujące. Otóż bez przesady można powiedzieć, że Goci są jedynym plemieniem swych czasów (powiedzmy w przybliżeniu: pierwszej połowy I tysiąclecia n.e.), którego dzieje dadzą się jako tako, raz lepiej, raz gorzej, ale zasadniczo w sposób ciągły śledzić źródłowo. Po prostu zasób źródeł pozwalających badać dzieje tego plemienia jest bez porównania większy niż w przypadku innych ludów germańskich, a tym bardziej niegermańskich. Jakie to źródła? To przede wszystkim informacje zawarte w pismach autorów antycznych — greckich i rzymskich. Większe niż w przypadku wielu innych plemion barbarzyńskich zainteresowanie tych źródeł sprawami gockimi jest w jakiejś mierze odzwierciedleniem obiektywnie dużej roli, którą Goci odgrywali w czasie sąsiedztwa, a później na samym terytorium państwa rzymskiego. Nie tłumaczyłoby to wszakże zaobserwowanej dysproporcji zainteresowań autorów antycznych. Jeżeli o Gotach wiemy znacznie więcej niż — powiedzmy — o Wandalach, Burgundach, Herulach czy Gepidach, to jest to w gruncie rzeczy w dużym stopniu kwestią przypadku, konkretnie zaś — zachowania się do naszych czasów rodzimej gockiej tradycji plemiennej, podań o początkowych dziejach plemienia i jego władcach, przekazywanych ustnie z pokolenia na pokolenie, a wreszcie w VI wieku utrwalonych na piśmie. Tym, który położył główne zasługi dla przekazania potomnym „prawdy” (w toku lektury odpowiednich rozdziałów tej książki stwierdzimy, że cudzysłów w tym przypadku jest bardzo na miejscu) o Gotach i ich dziejach, był wybitny mąż stanu i pisarz żyjący w Italii — Kasjodor. Postaci tej będziemy mieli okazję przyjrzeć się dokładniej w rozdziale Kultura ostrogockiej Italii. Wprawdzie jego Historia gocka nie zachowała się, ale zachował się wyciąg z niej sporządzony i uzupełniony dokładnie w połowie VI wieku przez mało znanego (a właściwie nieznanego w ogóle, bo wszystko, co o nim się mówi, to przypuszczenia) i zresztą absolutnie niedorastającego do wymiarów Kasjodora, pisarza Jordanesa. O pochodzeniu i czynach Gotów (De origine actibusque Getarum), czyli krótko Getica Jordanesa, mimo wszelkich zarzutów krytyki (w dużej części zupełnie zresztą uzasadnionych), była, jest i pozostanie głównym źródłem do dziejów Gotów, a do wielu zagadnień, zwłaszcza dotyczących wczesnych etapów tych dziejów, wręcz źródłem jedynym.

A zatem Goci mieli szczęście znaleźć pisarzy, którzy zdążyli zapisać ustną tradycję plemienną, i w tym jeszcze, że jedno z takich dzieł zachowało się dla potomności. Tylko Longobardowie mogą poszczycić się obok Gotów przetrwaniem własnej tradycji, zanotowanej przez „swojego” kronikarza Pawła Diakona. Tradycja longobardzka jednak jest młodsza od gockiej (przynajmniej w postaci, w której my ją znamy) o całe dwa stulecia, a i sami Longobardowie wystąpili na prawdziwie „historycznej” scenie znacznie później od Gotów — w momencie gdy ostrogockie państwo w Italii już zdążyło runąć pod ciosami wojsk bizantyjskich.

Inna sprawa — jak oceniać informacje zachowane w dziele o pół tysiąca lat młodszym od niektórych z opisywanych wydarzeń. Wyobraźmy sobie, że nie ma książek, nie ma druku, mało kto umie czytać i pisać, bez przerwy są wojny oraz przemieszczenia ludności („wędrówki ludów”) i w tych warunkach ktoś usiłuje „prostego człowieka” wypytywać o szczegóły, powiedzmy… przygotowań wojsk polskich do bitwy pod Grunwaldem albo o wojny husyckie. Dalej: Getica Jordanesa, to znaczy materiał w niej zawarty, jest w rzeczywistości dziełem nie samego Jordanesa, lecz także innych autorów, a nawet wiemy i domyślamy się (zresztą sam Jordanes nie czyni z tego tajemnicy) ogromnej roli Kasjodora w ostatecznym kształcie dzieła. W dodatku każdy z nich — Kasjodor i Jordanes — pisząc w czasach wprawdzie nie tak bardzo od siebie odległych, gdyby je mierzyć latami, ale bardzo odległych, jeżeli uwzględnić zmieniającą się sytuację polityczną (Jordanes pisał już po załamaniu się planów „pogodzenia się” Ostrogotów z Bizancjum), reprezentował odmienny do pewnego stopnia punkt widzenia na dzieje gockie. Widzimy, że trudności nie brakuje, a niezbyt obszerny (liczy 316 krótkich rozdziałków i wszystkiego 50 stron druku niewielkiego formatu) traktat Jordanesa kosztował już zapewne wiele sił i zdrowia uczonych nim się zajmujących (z prac poświęconych Jordanesowi i Getice złożyłaby się już niemała biblioteczka).

Goci uprzywilejowani są jeszcze z innego powodu. Otóż wśród nich (to znaczy wśród jednego z odłamów gockich) żył i działał w wieku IV Wulfila. Wśród Wizygotów na Bałkanach stosunkowo wcześnie, bo w tym samym mniej więcej czasie, zaczęło krzewić się chrześcijaństwo, zaczęło też dochodzić do konfliktów pomiędzy nową wiarą a starogermańskim pogaństwem, zaczęły się pierwsze ofiary, poczęły powstawać utwory hagiograficzne o życiu pierwszych gockich męczenników. Utwory zaś hagiograficzne (żywoty świętych, pasje, czyli opisy ich męczeństwa), choć są na ogół kiepskim źródłem do zagadnienia, któremu zostały poświęcone (to znaczy: kolejom życia swych bohaterów), posiadają tę ważną dla historyka cechę, że przynoszą, jak gdyby mimochodem i w sposób najczęściej bodaj przez hagiografa niezamierzony, ciekawe informacje o środowisku, w którym wypadło żyć świętemu, różne realia niedostrzeżone przez autorów innych, skądinąd może nawet ważniejszych dzieł dziejopisarskich.

Czym bowiem interesowali się Grecy i Rzymianie — pisarze antyczni, gdy pisali o Gotach i innych barbarzyńcach? Oczywiście, dzieje te interesowały ich nie dla nich samych, lecz jedynie o tyle, o ile splatały się i zazębiały z dziejami państwa rzymskiego. Odnotowywali więc dość pilnie napady gockie na terytorium Cesarstwa, imiona wodzów barbarzyńskich, zniszczenia, jakie te napady niosły, najskwapliwiej zaś imiona wodzów i imperatorów rzymskich gromiących najeźdźców, a niekiedy im ulegających; podawali — ze zwykłą w takich razach emfazą — liczby poległych i uprowadzonych w niewolę. Dzięki tym relacjom, uzupełnionym informacjami zawartymi w inskrypcjach rzymskich (zwłaszcza w prowincjach bezpośrednio dotkniętych wojnami) czy na rzymskich monetach (np. napis DACIA CAPTA — upamiętniający zdobycie Dacji przez Trajana), znana jest nam więc — aczkolwiek nie bez poważnych luk — „zewnętrzna” historia Gotów. Ale jak żyli Goci? Jakie były ich zajęcia i co stanowiło podstawę ich bytu? Jaki stopień rozwoju społecznego osiągnęli w momencie, gdy pojawili się u granic państwa rzymskiego? Jak byli zorganizowani? W co wierzyli i jak myśleli? Takich pytań autorzy antyczni sobie nie stawiali, uważając widocznie, że sprawy te nikogo w Rzymie nie obchodzą. Prawda, byli tacy pisarze, jak Cezar i Tacyt, którzy głębiej i dokładniej niż im współcześni przypatrywali się Germanom, ale gdy ci — najwięksi — żyli i pisali, Goci byli zbyt nieznaczni i mieszkali tak daleko od świata rzymskiego, że nie zdołali przyciągnąć ich uwagi, a gdy później znaleźli się całkiem blisko, zabrakło — z jednym wyjątkiem Ammiana Marcellina — umysłów o horyzontach Cezara i Tacyta.

Gdy w rozdziale o Wizygotach w Dacji przyglądać się będziemy życiu i działaniu zwykłej gockiej gminy wiejskiej poprzez perypetie jednego z pierwszych wyznawców chrześcijaństwa wśród Gotów — świętego Saby — wtedy ocenimy, jak cenne źródło do „wewnętrznych” dziejów gockich stanowi Żywot tego świętego. Więcej: zobaczymy, jak wiele zależy w poznaniu historycznym od perspektywy badawczej, w ogromnym stopniu określanej z góry przez źródła. Oto Goci, których autorzy starożytni przedstawiają najczęściej jako dzikich wojowników i rozbójników, żyjących z grabieży i łupów, wrogów wszystkiego co rzymskie i chrześcijańskie, jawią się w Żywocie św. Saby — mowa nie o arystokracji gockiej, surowo ocenianej przez hagiografa, lecz o prostym ludzie — jako spokojni, bezbronni wieśniacy, tolerancyjni wobec chrześcijan, próbujący ich ratować z opresji, pozbawieni nie tylko większych majątków, lecz także jakiegokolwiek wpływu na losy plemienia. Dzięki hagiografowi możemy nieco „wyprostować” jednostronną perspektywę na dzieje gockie, oferowaną przez autorów antycznych. Nie dlatego, żeby tamci chcieli „zafałszować” dzieje Gotów; ich tylko coś innego w tych dziejach interesowało.

Ich zapewne, ale nie nowoczesnego historyka. Ten jeszcze uwzględni kolejny moment dla siebie korzystny. Wśród Wizygotów i dla Wizygotów powstał Wulfiliański przekład świętych ksiąg chrześcijaństwa. Szczęśliwie, choć nie kompletnie, do naszych czasów zachowany przekład ten jest kapitalnym, choć pośrednim źródłem do „wewnętrznych” dziejów Gotów w czasach Wulfili. Jak bowiem miał gocki biskup przetłumaczyć na język swoich ziomków nie zawsze łatwy do przetłumaczenia tekst Pisma Świętego? Wzorów żadnych nie było — przekład Wulfili przez kilka jeszcze stuleci pozostawał jedynym germańskim przekładem Biblii. Rzecz jasna, dla oddania sensu biblijnych wyrazów określających najrozmaitsze hebrajskie, greckie i rzymskie instytucje, urzędy, pojęcia, musiał Wulfila używać gockich odpowiedników, i to tak, by Goci rozumieli, w czym rzecz. Śledząc technikę pracy translatorskiej Wulfili, dobór słów i określeń, konsekwencję czy jej brak w przekładzie, można dojść do ciekawych wniosków dotyczących różnych aspektów materialnej, społecznej i duchowej kultury Wizygotów w IV wieku. Język był bowiem i jest zwierciadłem życia i duszy społeczeństwa, które nim włada.

Za austriackim uczonym Herwigiem Wolframem zilustrujemy powyższe słowa jednym tylko, wybranym z wielu, przykładem. W Ewangelii według św. Łukasza (3, 1), gdy mowa jest o wystąpieniu Jana Chrzciciela, czas tego wydarzenia opisany jest tak: „Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei…” Słowa biblijne zacytowałem w przekładzie polskim z tzw. Biblii Tysiąclecia (Poznań 1965, s. 1286). W oryginale greckim panowanie zarówno cesarza Tyberiusza, jak i rządy Piłata w Judei określone zostały tym samym słowem, tyle że w różnych formach gramatycznych; hegemonia, hegemoneuein. Wulfila, o którym skądinąd wiadomo, że przykładał wielką wagę do możliwie jak najwierniejszego oddawania tekstu greckiego pierwowzoru, zachował w swoim przekładzie różnicę form gramatycznych, uznał jednak za stosowne zróżnicować same określenia władzy: Tyberiusz jako cesarz wykonuje „iudanassus”, natomiast podległy mu urzędnik Piłat jest „raginonds” (doradcą). Widocznie oddanie jednakowym wyrazem zakresu tak różnych władz raziło poczucie językowe Wulfili, a użycie przez niego formy „doradca”, stanowiącej przecież odejście od tekstu biblijnego, zdaje się rzucać pewne światło na ustrój polityczny Gotów czasów Wulfili.

Żeby zakończyć rozważania o źródłach do dziejów gockich, parę słów poświęcimy jeszcze wydobywanym z ziemi źródłom archeologicznym. Wiemy, jak ogromny rozwój przeżywa archeologia w ostatnich paru dziesięcioleciach i jakie nieprzeczuwane nawet perspektywy otworzyła ona przed badaczami starszych, zwłaszcza przedpiśmiennych okresów w dziejach ludzkości. Nie możemy i nie chcemy zrezygnować z wykorzystywania tych danych, ale z tego, co powiedziano wyżej, wynika już poniekąd, jak trudno wydzielić z materiału odkrywanego przez archeologów te elementy, które bezspornie można by przypisać Gotom. Losem bowiem tego plemienia było, iż nigdy właściwie nie zamieszkiwało jakiegoś terytorium samo, lecz zawsze przemieszane z innymi ludami. Rozdzielenie zaś tego, co gockie od tego, co niegockie, to sprawa zazwyczaj wręcz beznadziejna, a przynajmniej sporna w nauce. Dotyczy to zarówno obszarów polskiego Pomorza, Mazowsza i Podlasia, jak Ukrainy, Dacji i Pannonii, jak wreszcie Italii i Hiszpanii. Ponieważ jednak zasadniczy ciąg dziejów gockich (pomijając najwcześniejsze okresy) jest jako tako znany ze źródeł pisanych, pokusa uzupełnienia danych tych źródeł narastającym zasobem informacji archeologicznych (a pamiętajmy, że tylko ta kategoria źródeł powiększa się stale i pozwala żywić nadzieję na wydatne powiększenie się także w przyszłości) jest w przypadku Gotów szczególnie silna. Wbrew przeto rozlegającym się od czasu do czasu głosom sceptyków, kwestionujących totalnie przydatność archeologii w badaniach wykraczających poza kulturę ściśle materialną dawnych społeczeństw, pamiętając o dotkliwych nieraz naukach z przeszłości (gdy dane archeologiczne niemiłosiernie naciągano dla „udowodnienia” z góry powziętych tez), nie zrezygnujemy z wykorzystywania materiału archeologicznego do rekonstrukcji dziejów gockich. Będziemy tylko świadomi istniejących ograniczeń, a także w miarę możności nie zapomnimy o kontroli wyników osiągniętych w drodze analizy źródeł archeologicznych przy użyciu innych rodzajów źródeł i innych dyscyplin naukowych.

Po tych dość długich wywodach, dotyczących w gruncie rzeczy możliwości poznawczych danego problemu (określonych stanem będących do dyspozycji historyka źródeł), wywodach, które — mam nadzieję — ukazały niecodzienną dla historyka szansę, jaką daje studium dziejów gockich dla poznania tamtej epoki, parę jeszcze słów dla polskiego czytelnika. Wokół problematyki pobytu Gotów (i innych plemion germańskich) na ziemiach polskich w pierwszych wiekach naszej ery, a jeszcze bardziej wokół roli, jaką w dziejach naszych ziem plemiona germańskie odegrały, nagromadziło się wiele nieporozumień i uprzedzeń. Wynikają one po części z obiektywnych trudności badawczych, po części jednak stąd, że problem gocki był obiektem przejrzystych manipulacji politycznych w służbie imperializmu i faszyzmu niemieckiego. Poprzez wykazywanie rzekomo wczesnej (zdaniem niektórych uczonych niemieckich sięgającej nawet epoki brązu) obecności rozmaitych plemion germańskich w Europie Środkowej i Wschodniej, germańskiej „ciągłości” na tych terenach, poprzez negowanie tam aż do wieków VI-VII obecności ludności słowiańskiej (dla której na różnych mapach historycznych po prostu brakowało miejsca gdziekolwiek), poprzez przypisywanie Germanom roli pionierów na ziemiach później słowiańskich i bałtyjskich, uzasadniano przecież ni mniej, ni więcej, tylko „historyczne prawa” Niemców do tych ziem. Zapominano w ferworze, że rozmaite plemiona „wschodniogermańskie”, jak Goci, Wandalowie, Gepidzi, Herulowie, z historią niemiecką nie miały w gruncie rzeczy nic wspólnego, jako że w swych wędrówkach w ogóle nie otarły się o terytorium zajmowane później przez Niemców.

Trudno się dziwić, że po stronie polskiej i w ogóle słowiańskiej nastąpiła reakcja. Skrajne poglądy całkowicie wyeliminowały Gotów z ziem polskich, każąc im przesuwać się nad Morze Czarne ze Skandynawii przez Inflanty i dorzecze Wołgi bądź wzdłuż Łaby i Dunaju. Podczas gdy jedni archeolodzy byli głęboko przekonani, że dysponują namacalnymi dowodami archeologicznymi na poparcie relacji Jordanesa o wędrówce Gotów przez ziemie polskie, inni zakwestionowali niemal wszystkie te dowody, twierdząc, że nie ma żadnych podstaw, by takie czy inne zabytki przypisywać właśnie Gotom. Teoriom migracjonistycznym, przypisującym zachodzące na ziemiach polskich w pradziejach przemiany przede wszystkim kolejnym falom ludów napływających, które z sobą przynosiły zdobycze kulturowe, przeciwstawiono koncepcje endogennego rozwoju społeczności. Teoriom allochtonistycznym, według których Słowianie na ziemiach polskich pojawili się nie wcześniej niż w okresie „wielkiej wędrówki ludów”, u progu średniowiecza, przeciwstawiono teorie autochtonistyczne, dostrzegające prasłowiański charakter wyodrębnionych przez archeologów na ziemiach polskich kultur archeologicznych aż w głąb epoki brązu (do tzw. kultury łużyckiej). I dziś, po wielu dziesięcioleciach poważnej naukowej dyskusji na temat początków Słowian, nie doszło do zbliżenia poglądów. Nadal uczeni zajmują z gruntu odmienne stanowiska w tak zasadniczych kwestiach, jak miejsce i czas ukształtowania się Prasłowiańszczyzny (czyli tzw. praojczyzny Słowian), chronologii i kierunków wczesnych migracji Słowian, stopnia ich rozwoju kulturowego itd. (nie mówiąc już o dawniejszych etapach dziejów, gdy nie było jeszcze wyodrębnionej Słowiańszczyzny). Nadal sporny jest wspomniany także problem obecności i roli plemion germańskich na ziemiach polskich w kilku pierwszych stuleciach naszej ery. Otóż, nie wdając się na tym miejscu w zupełnie beznadziejną w ramach krótkiego wstępu dyskusję tych wszystkich ogólnych, a tak ważnych zagadnień, trzeba stwierdzić, że w wiekach tych istotnie niektóre plemiona germańskie, a wśród nich Goci, czasowo mieszkały na naszych ziemiach. Świadectwa pisarzy antycznych są w tym względzie niepodważalne, a mimo wszelkich wahań i zrozumiałej ostrożności dysponujemy także silnymi argumentami zaczerpniętymi z arsenału archeologii i językoznawstwa. Zasięg i charakter osadnictwa germańskiego na ziemiach polskich, chronologia migracji, a zwłaszcza stosunek przybyszów do ludności miejscowej — jak sądzimy: słowiańskiej — pozostają nadal w dużym stopniu otwartą kartą.

Od jednego, jak się wydaje, odeszła nowsza nauka, a przynajmniej usilnie stara się odejść: od modernizowania, od spoglądania na dawne czasy przez wąski pryzmat doświadczeń późniejszych. W czasach późniejszych stosunki między Słowianami a Germanami układały się na ogół (o odmiennych sytuacjach często zapominano) nieprzyjaźnie, na płaszczyźnie wojennej. Wobec tego zakładano, że w czasach „prehistorycznych” musiało być podobnie. Kreślono więc mapy „podbojów” germańskich na ziemiach polskich czy na Ukrainie, rozprawiano o wytępieniu lub wzięciu w niewolę ludności miejscowej. Powstawały na papierze ogromne imperia Gotów czy Wandalów, a braki źródłowe w kwestii zasięgu tych rzekomych władztw skrzętnie uzupełniano na podstawie „niewzruszonych” źródeł archeologicznych. Przeciwnicy z drugiej strony naukowej barykady, stwierdzając np. brak w materiale archeologicznym takich znalezisk, które na pewno i tylko Gotom można byłoby przypisać (bo, dajmy na to, takie same występują i wcześniej, i na takich terenach, gdzie na pewno Gotów nie było), konkludowali, że widocznie Goci na ziemiach polskich nie przebywali, że nie ma problemu gockiego, jedynie złudzenie, mrzonka. Tymczasem potrafimy przytoczyć niejeden przykład migracji ludów dobrze poświadczony przez źródła pisane, których historyczność nigdy nie budziła wątpliwości, zupełnie za to nieuchwytny metodami archeologicznymi, podobnie jak znamy takie wędrówki, dobrze czytelne właśnie w materiale archeologicznym, o których nic nie wiedzą źródła pisane. Nie każda wędrówka i nie każdy pobyt musi w taki sam sposób uwiecznić się w materiale archeologicznym! A poza tym? No właśnie: trudno przekopać całą Polskę. Archeologia pozostanie zawsze nauką pozwalającą poznawać badaną rzeczywistość w sposób punktowy, przy czym poznane punkty aż nazbyt często dobierano przypadkowo.

Wydaje się, że w odniesieniu do czasów tak odległych, o jakich piszemy w pierwszych rozdziałach tej książki, w daleko większym stopniu, niż to się zwykle praktykowało, musimy liczyć się ze zjawiskiem kohabitacji różnych językowo i etnicznie grup ludzkich. Ziemi przydatnej gospodarczo było wówczas na ogół w nadmiarze i sąsiadujące plemiona (choć musiały z przyczyn technologicznych gospodarować na stosunkowo dużych, jak na nasze wyobrażenia, obszarach) niekoniecznie musiały sobie wzajemnie wadzić. A już o tworzeniu rozległych „państw” w owym czasie nie mogło chyba w ogóle być mowy, bo i po cóż? Jaką korzyść mogliby odnieść z tego ci, którzy przewodzili plemionom, w sytuacji prymitywnej gospodarki ekstensywnej, gospodarki, która niemal zupełnie nie pozwalała na wytworzenie stałych nadwyżek produkcyjnych? Jakich środków i sił wymagałoby zarządzanie obszernymi terytoriami? Na to wszystko było jeszcze po prostu za wcześnie i to zarówno z punktu widzenia „podbijanych”, jak i „podbijających”. Napady i doraźne rabunki, handel wymienny (a niekiedy granica między handlem a rabunkiem bynajmniej nie była zupełnie wyraźna) — to właściwe owym czasom formy „negatywnych” kontaktów międzyplemiennych.

Nie było więc na ziemiach polskich jakiegoś imperium gockiego. Nie mieli racji ci uczeni (był wśród nich nasz znakomity antropolog Jan Czekanowski), którzy wzorcom gockim w zakresie organizacji społecznej przypisywali (jak później Normanom) decydującą rolę w konsolidacji i organizacji późniejszego państwa piastowskiego. Byli jednak Goci (były także inne plemiona germańskie, może mniej liczne od Gotów), przebywali przez pewien czas na naszych ziemiach i przesuwali się przez nie w swej wiekowej wędrówce na południe, ku wyśnionym i opiewanym przez skaldów słonecznym ziemiom; wnieśli swój wkład (choć ciągle trudno było go jednoznacznie określić) w rozwój naszych ziem, współżyli z Prasłowianami, a ślady materialne ich pobytu widoczne są do dziś gołym okiem. Znacznie więcej tych śladów odnajdzie wprawne oko uczonego. Wolni tak od gotomanii, jak od gotofobii, potraktujemy „epizod” gocki na naszych ziemiach jako fragment naszego dziedzictwa, a zarazem jako ważny (choć przesłonięty dziejową mgłą) etap dziejów samych Gotów.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Eryk (ok. 1382–1459), król trzech państw skandynawskich, był synem księcia słupskiego Warcisława VII. Dodać można, że właśnie w tym samym roku 1434, w którym poseł królewski trudził się w Bazylei, w Szwecji rozpoczęło się powstanie antyduńskie, które doprowadziło do upadku Eryka.

Gwiazdka przed nazwą oznacza tu i w innych miejscach tej książki, zgodnie z praktyką stosowaną przez językoznawców, że nazwa lub wyraz nie występuje co prawda bezpośrednio w dostępnym nam materiale źródłowym, lecz że została zrekonstruowana zgodnie z naukowymi zasadami.

Czyli Czyny boskiego Szapura. Nazwa nawiązuje do tzw. Res gestae divi Augustis — inskrypcji upamiętniającej czyny i zwycięstwo Oktawiana Augusta, zwanej także — od miejscowości jej odkrycia Monumentum Ancyranum.Polecamy również:

Thomas R. Martin

STAROŻYTNY RZYM

OD ROMULUSA DO JUSTYNIANA

Niezwykła i dramatyczna historia o tym, jak mała, słaba osada stała się potęgą rządzącą światem śródziemnomorskim.

Autor w barwny i bardzo przystępny sposób opisuje okres od założenia Rzymu w VIII wieku przed naszą erą, po kres rządów Justyniana w VI wieku naszej ery. Oferuje czytelnikowi odmienny punkt widzenia na Rzymian i cywilizację, którą stworzyli. Skupia się na kluczowych dla Rzymian wartościach społecznych i moralnych i przez nie, jak przez soczewkę, przybliża nam starożytną wizję świata. W książce historia polityczna i militarna przeplata się z opowieściami o życiu codziennym, religii i kulturze starożytnych Rzymian.

Starożytny Rzym. Od Romulusa do Justyniana to jedyna na polskim rynku książka oferująca tak kompleksowe spojrzenie na cywilizację, która wpłynęła na bieg dziejów.

W dalszej części znajdziecie Państwo

fragment publikacji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: