Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Janssen i historia Reformacji - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 lipca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Janssen i historia Reformacji - ebook

Fragment: „Gęste ciemności zaległy niemiecką ziemię; wiedza, literatura, sztuka drzemały, przytłoczone ciężarem scholastyki, lub wyrodziły się w śmieszne subtelności. Poczucie religijne skarłowaciało, jeśli nie znikło zupełnie. Duchowieństwo świeckie i zakonne, począwszy od papieża, aż do ostatniego kleryka, głęboko było pogrążone w występkach, oddane całą duszą zabiegom o rzeczy doczesne a przede wszystkim o pieniądze. Tak – nawet odpustem i świętościami posługiwał się kler, aby zaspokoić swą chciwość. Socjalne stosunki w Niemczech straszne były i upokarzające zarazem. Czarna noc niewoli ducha, naukowej stagnacji, upadku religii i wszelkiego rodzaju nędzy, panoszyła się wkoło na schyłku średnich wieków. Jęk bólu i tęsknoty za wyzwoleniem brzmiał od Morza Północnego aż po brzegi Adriatyku!... Któż będzie tym upragnionym wybawcą? Oto on powstał w osobie Marcina Lutra, który nauką swą świat wyswobodził, narodom dał pokój i szczęście, Niemcy uwolnił spod jarzma chciwego Rzymu i podniósł do dzisiejszej wielkości ̋. Tak mniej więcej wygląda krajobraz Niemiec w świetle zachodzącego słońca średnich wieków, skreślony malowniczym piórem protestanckich dziejopisarzów. A biada, stokroć biada temu, kto by o wiarogodności tego obrazu śmiał powątpiewać; bo wyłącznie nieomylna historiozofia niemiecka rzuci na jego głowę nieodwołalną klątwę potępienia! I rzecz dziwna, nieledwie rzekłbym cudowna: groźny ten anatemat przez wieki trzymał wszystkich jakby na uwięzi pod wpływem czarodziejskiego zaklęcia. Reformacja uchodziła za dzieło Boga, którego wybranym, opatrznościowym narzędziem był Luter. Kościół Chrystusowy spaczył się i zeszpetniał: konieczną więc było rzeczą, szerząc już i w katolickich kołach niechęć i wstręt ku własnemu Kościołowi. Nadeszła wreszcie chwila, gdzie bojaźń klątwy straciła swą władzę, aby Luter odświeżył go i sprostował. Dogmat to był historyczny, który nie tylko protestanccy pisarze i kaznodzieje głosili, ale i wielu katolików czerpało z tych baśni, jakby ze źródeł najwiarogodniejszych”. Zachęcamy do lektury!

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8064-166-2
Rozmiar pliku: 855 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ PIERWSZA

˝Gęste ciemności zaległy niemiecką ziemię; wiedza, literatura, sztuka drzemały, przytłoczone ciężarem scholastyki, lub wyrodziły się w śmieszne subtelności. Poczucie religijne skarłowaciało, jeśli nie znikło zupełnie. Duchowieństwo świeckie i zakonne, począwszy od papieża, aż do ostatniego kleryka, głęboko było pogrążone w występkach, oddane całą duszą zabiegom o rzeczy doczesne a przede wszystkim o pieniądze. Tak – nawet odpustem i świętościami posługiwał się kler, aby zaspokoić swą chciwość. Socjalne stosunki w Niemczech straszne były i upokarzające zarazem. Czarna noc niewoli ducha, naukowej stagnacji, upadku religii i wszelkiego rodzaju nędzy, panoszyła się wkoło na schyłku średnich wieków. Jęk bólu i tęsknoty za wyzwoleniem brzmiał od Morza Północnego aż po brzegi Adriatyku!... Któż będzie tym upragnionym wybawcą? Oto on powstał w osobie Marcina Lutra, który nauką swą świat wyswobodził, narodom dał pokój i szczęście, Niemcy uwolnił spod jarzma chciwego Rzymu i podniósł do dzisiejszej wielkości˝.

Tak mniej więcej wygląda krajobraz Niemiec w świetle zachodzącego słońca średnich wieków, skreślony malowniczym piórem protestanckich dziejopisarzów. A biada, stokroć biada temu, kto by o wiarogodności tego obrazu śmiał powątpiewać; bo wyłącznie nieomylna historiozofia niemiecka rzuci na jego głowę nieodwołalną klątwę potępienia! I rzecz dziwna, nieledwie rzekłbym cudowna: groźny ten anatemat przez trzy wieki trzymał wszystkich jakby na uwięzi pod wpływem czarodziejskiego zaklęcia. Reformacja uchodziła za dzieło Boga, którego wybranym, opatrznościowym narzędziem był Luter. Kościół Chrystusowy spaczył się i zeszpetniał: konieczną więc było rzeczą, aby Luter odświeżył go i sprostował. Dogmat to był historyczny, który nie tylko protestanccy pisarze i kaznodzieje głosili, ale i wielu katolików czerpało z tych baśni, jakby ze źródeł najwiarogodniejszych, szerząc już i w katolickich kołach niechęć i wstręt ku własnemu Kościołowi. Nadeszła wreszcie chwila, gdzie bojaźń klątwy straciła swą władzę. Dzieła Möhlera i Döllingera wydały o reformacji sąd wprost przeciwny dziełom protestanckim. W końcu uderzył w nie grom najpotężniejszy, zjawiło się historyczne dzieło, źródłowo a sumiennie opracowane, które spokojną krytyką i przedmiotowym zestawieniem faktów, wywracało po kolei wszystkie kłamstwa nieomylnych doktrynerów. Były to ˝Dzieje narodu niemieckiego (Die Geschichte des deutschen Volkes) od końca wieków średnich˝, napisane przez Dr. Janssena. Jak nowy a rozległy widok roztacza się tu przed okiem czytającego! ˝Gore! gore!˝ zawołali na to protestanccy historycy; ˝po przeczytaniu tego dzieła runie cała nasza budowa, ogień przepali ją i zniszczy aż do fundamentów. Pomocy! Tak – rządowej nawet wzywamy pomocy: boć przecież sami nie możemy zamknąć ust Janssenowi˝.

Koryfeusze dziejopisarstwa epoki reformacyjnej, dobyli najostrzejszych piór, by zwalczyć strasznego przeciwnika. Kaverau, Ebrard, Köstlin ważyli każde słowo Janssena na szali najsurowszej krytyki. Ale niestety! wszystkie jego źródła, przeważnie protestanckie nawet, były nieposzlakowanej czystości – i dlatego pp. pastorom nie pozostało nic innego, jak krytykować, a raczej lżyć jezuickie tendencje, jezuicką logikę, jezuicką obłudę itp. Ale wkrótce ukazał się tom II, i oto aureola, okalająca dotychczas czoło nieśmiertelnego reformatora, rozsypała się w proch, a Luter, ów pogromca papizmu, stanął teraz w całej brzydocie swych sprzeczności i błędów z własnych jego pism wykazanych. Krytyka jeszcze zacieklej zaczęła szarpać autora, lecz dzieło jego szło wciąż naprzód a naprzód, i dziś stanęło już przy 4 (włącznie) tomie ˝Dziejów˝. W dalszym toku nieco bliżej w tym dziele rozpatrywać się będziem, nie tak ze stanowiska krytycznego, jak raczej badając jego osnowę i prawdziwość i architektoniczny ustrój całokształtu. Bo wszystkie cztery tomy razem wzięte, stanowią jakoby jeden obraz mozaikowy religijnych, socjalnych i naukowych stosunków w Niemczech. I ta właśnie przyczyna usprawiedliwia dotychczasowe milczenie pisma naszego o tym dziele.

Aby choć w części wykazać konieczność reformacji, a raczej, aby ją naukowo usprawiedliwić, potrzeba było wieki średnie a przede wszystkim ostatni ich okres przedstawić w jak najgorszym świetle. Tak zwani reformatorowie wystąpić mieli na kartach dziejowych, jako narzędzia Boże, których posłannictwem była naprawa Kościoła. Potrzeba więc było nimbem chwały otoczyć ich skronie, a stan Kościoła najczarniejszymi skreślić kolorami. Wspomnieliśmy już, że w istocie tak też się stało, a pierwszy lepszy podręcznik protestanckiej historii kościelnej naocznie przekona nas o tym. Czy też to wszystko jest prawdą? Takie pytanie nieraz zadawali sobie katolicy, a nawet i sumienniejsi protestanci. Czy to wszystko jest prawdą? takie też pytanie postawił sobie Dr. Janssen. Odpowiedź na nie stała się dlań zadaniem życia całego. Przez lat 20 badał on wszystkie źródła i to nie tylko archiwa państwowe we Frankfurcie, ale i wszystkie urzędowe, protestanckie pisma. Dopiero po tyloletniej pracy przyszło na świat dzieło, które, jak to przyznają sami protestanci, usunęło piedestał spod nóg reformatorskiej legendy i doszło do tego rezultatu, że reformacja w naukowym i religijnym kierunku, przynajmniej tak, jak ją przedstawia protestancka legenda o opatrznościowym posłannictwie Lutra, najzupełniej była zbyteczną: bo już przedtem zaprowadził ją był, sam Kościół katolicki. To udowadnia czcigodny autor jasno i treściwie. Idźmy w ślad jego dowodów.

Okres zdrowego rozwoju i nowego życia w Niemczech, rozpoczynający się od połowy XV w., stoi w ścisłym związku z działalnością niemieckiego kardynała Mikołaja Cues, zwanego także Cusanus, jak również z wynalezieniem sztuki drukarskiej. Kardynał stoi na schyłku średniowiecza jak olbrzym duchowy jak prawdziwy reformator Kościoła i szkoły na ojczystej niwie. Już w r. 1451 rozpoczął on z rozkazu papieża swą czynność reformacyjną, tylko nie od zachwiania papieskiej powagi, ale przeciwnie od jej umocnienia. Opat Tritemius porównuje go do ˝Anioła pokoju i światłości, który w cieniach nocy i zamętu przywrócił jedność Kościoła, powagę najwyższej jego głowy umocnił i zasiał ziarno nowego życia˝. Nie naruszał on w niczym kościelnego organizmu a tym mniej wiary, bo trzymał się tej zasady, że ˝nie człowiek oczyszczać ma i odnawiać świętość, ale przeciwnie świętość człowieka odnawiać powinna˝. Dlatego więc zaczął reformować najprzód samego siebie. ˝Niezmordowany w pracy, pełen prostoty i skromności, miłosierny ojciec ubogich, przebiegał on Niemcy, pouczając i każąc, podnosząc i pocieszając. Wówczas to dźwignął on karność kościelną, podniósł kształcenie duchowieństwa i katechetyczne nauki ludowe, rozwinął czujność nad kaznodziejskim urzędem i wystąpił z nieprzebłaganą surowością przeciw nadużyciom˝. Tak skreślił Janssen na podstawie współczesnych świadectw postać rzeczywistego reformatora kościelnego w Niemczech. Nadto kardynał, jak świadczy Tritemius, posiadał całą wiedzę swego wieku, i dlatego to zwrócił on się najprzód do teologii, którą na nowo odbudowywać zaczął na podstawie mistrzów prawdziwej scholastyki; mistykę oczyścił z panteistycznych pojęć, którymi, niestety, przesiąkła była na wskroś, i zażądał wreszcie umiejętniejszego traktowania dogmatyki. W naukach przyrodniczych on pierwszy na 100 lat przed Kopernikiem, tyle miał odwagi, że sklepieniu niebieskiemu pozorny tylko przypisywał obrót. Jego to wpływ natchnął Jerzego Feurbacha i Jana Müllera do głębszych badań przyrody, szczególnie w dziedzinie astronomii. On wreszcie pierwszym był w Niemczech odnowicielem gruntownych studiów klasycznej starożytności, studiów łączących w sobie dowcip z prostotą i swobodę z umiarkowaniem. W tym celu popierał wszystkimi siłami szkoły i stowarzyszenia naukowe a w szczególności związek ˝Braci wspólnego życia˝, których zadaniem było udoskonalać i rozpowszechniać znajomość oczyszczonych klasyków. Wiekopomnemu dziełu katolickiego reformatora był szczególniejszą pomocą wynalazek sztuki drukarskiej. Wielu protestantów utrzymuje, że Kościół katolicki był, i jeszcze teraz jest nieprzyjacielem tego wynalazku. Jedno to tylko z całego katalogu kłamstw historycznych, którym Janssen tak jasną i dobitną daje odprawę.

Kościół w tej pięknej zdobyczy ludzkiego ducha bynajmniej nie upatrywał zyskownego interesu, ale tylko nowy środek do rozwinięcia działalności misyjnej w duchu chrześcijańskim. Tak ją pojmował znakomity pedagog Jakub Wimpheling (1450-1528), profesor literatury i dziekan katedralny w Heidelbergu. ˝Jak niegdyś wysłańcy Zbawiciela w świat wyruszali, tak i dziś z niemieckiej ziemi uczniowie sztuki świętej rozchodzą się po wszech krajach, a ich księgi drukowane, będą jakoby nowymi heroldami Ewangelii, kaznodziejami prawdy i umiejętności˝. Kościół był właśnie jednym z pierwszych opiekunów i protektorów tej sztuki. Za rozpowszechnianie książek nadane były odpusty, a duchowieństwo świeckie i zakonne najczynniej popierało ich wydawnictwa. Tak np. trudno było w Niemczech w znaczniejszym jakimś mieście znaleźć drukarnię, w której by duchowni nie mieli żadnego udziału. W Rzymie, bezpośrednio po wynalezieniu sztuki drukarskiej, zakładano drukarnię jedną po drugiej. W r. 1445 znajdujemy ich tam dwadzieścia; a największa ich część zawdzięcza swój byt fundacjom kleru. Pośrednictwo i wpływ duchowieństwa był też najgłówniejszym środkiem ułatwiającym, a raczej umożebniającym wszechstronne i równoczesne prowadzenie handlu książkowego. To miało miejsce przede wszystkim w Niemczech. Na pierwszym planie stała tu Biblia. Po r. 1500 wydano Wulgatę blisko 100 razy; a przed zawichrzeniem Lutrowym Kościoła wyszło spod prasy przynajmniej 15 zupełnych wydań Biblii w narzeczu hochdeutsch i 5 w narzeczu niederdeutsch; prócz tego 25 osobnych wydań Ewangelii i Listów powszechnych. Śmiesznym więc jest twierdzenie, że ˝dopiero Luter Biblię spod ławy wyciągnął˝. Obok Pisma św. wyszło staraniem kleru dokładne wydanie Ojców Kościoła, dawnych scholastyków i współczesnych teologów, a wydawnictwo to liczy się po dziś dzień do najwspanialszych i najcenniejszych zabytków. Ilość dzieł wydanych po r. 1500 a dotychczas jeszcze istniejących, można bez żadnej przesady podnieść do poważnej liczby 30.000! Bazylea miała 16, Augsburg 20, Kolonia 21 drukarń. U norymberskiego drukarza Koburgerta pracowało 100 czeladników, wprawiając w ruch 24 prasy drukarskie, a to jeszcze tak dalece było niedostateczne, że nieraz musiał dawać dzieła do druku poza swą pracownię. Że zaś w istocie czytywano wówczas książki, tego dowodzi piękna książeczka pt. ˝Przewodnik dusz˝ (Der Seelenführer) w której czytamy te słowa: ˝W dzisiejszych czasach każdy chciałby i czytać i pisać˝. Możnaż wobec takich faktów powtarzać zużyte już formułki o ciemnocie i zacofaniu wieków średnich?!

Szlachetny zapał do wszelkiej wiedzy rozbudził się wszędzie, nie wyjmując żadnej klasy społeczeństwa. Spostrzegamy to i w niższych nawet szkołach i w religijnym pouczaniu ludu. Po miastach i po wsiach ulepszają się dawne szkoły, a powstają nowe. Kościół nie pozostał tutaj bezczynnym. Rodziców upominał i nakłaniał, by wysyłali swe dziatki do wiejskich szkółek; ustanowił nagrody za pilność w nauce i uczęszczaniu; postarał się o wystarczającą płacę dla nauczycieli, a z drugiej strony przypominał tym ostatnim całą doniosłość zadania, całą szczytność ich posłannictwa. I zaprawdę zrozumiał lud te ojcowskie upomnienia Kościoła. Szanowny autor na poparcie tego przytacza jeden z wielu podobnych przykładów.

W miejscowości Weeze pod miastem Goch, dostawał nauczyciel od gminy: 4 złr., 3 ćwiertnie żyta, 2 pszenicy, 2 owsa i 60 wiązek słomy. Nadto miał wolne pomieszkanie, sad i ogród warzywny a przy tym rozległe łąki. Każde też dziecię winno było płacić mu w zimie 5 a w lecie 3 sztybery (28 takich sztyberów = 1 złr.) szkolnego. Wreszcie za służbę w kościele otrzymywał on 2-3 złr. Tymczasem obaj burmistrze w Goch mieli tylko 5, katedralny zaś budowniczy we Frankfurcie 10 złr. rocznej pensji. Więc stosunkowo wiejski nauczyciel miał się lepiej od miejskich burmistrzów itd. Podobne stosunki istniały prawie w całych Niemczech.

Co zaś do religijnego wychowania, to z woli i z rozporządzenia Kościoła w domu rodzicielskim zaczynać się miało, w szkołach rozwijać, a uzupełniać przez kazania, nauki katechetyczne i czytanie religijnych książek. Zasady te nie pozostały tylko teorią w Kościele katolickim, lecz przeszły w wykonanie praktyczne. Dość przypomnieć jakim był wykład religii w szkołach katedralnych, w Trivium i Quadrivium. Nie gorzej też, lubo w skromniejszych rozmiarach, wywiązywały się ze swego zadania szkółki elementarne po parafiach. Jak wielką zaś była cześć słowa Bożego – tego dowodzą statuty w tym czasie odbytego diecezjalnego synodu, liczne zakłady fundacyjne dla kaznodziejów, i nadzwyczajny pokup zbiorów kazań drukowanych. Tak np. do r. 1500 kazania dominikanina Herolta rozszerzyły się w 40.000 egzemplarzy. Świadczą też o tej czci słowa Bożego liczni pisarze ówcześni, świadczą i książki do nabożeństwa z owych czasów, pełne gorącej zachęty do słuchania słów Bożych, np. Das Weihegärtlein itp. W Lubece domagano się nawet, aby niesłuchający w niedzielę kazania, karany był klątwą kościelną. Pisma katechetyczne odznaczają się znakomitymi naukami, szczególnie w tych punktach i kwestiach, które spowodowały podjęcie reformy w katolickim Kościele. Lecz nie ma tu ani cienia nawet przesadnej czci świętych lub błędnej nauki o odpuście. Wszystkie książki przez Kościół używane, zawierają czysty, nieskażony depozyt apostolskiej wiary. spomiędzy wielu przykładów przynajmniej jeden tutaj przytoczymy.

W Bazylei wyszedł drukowany ˝Wstęp do św. Kanonu˝, w którym taki znajduje się ustęp: ˝Wnijdź do skrytości serca twego, znajdź w nim Jezusa i zamknij się w świętych Jego ranach. Dalekim niech będzie od ciebie zaufanie w twych własnych zasługach, bo całe zbawienie twoje zawisło na krzyżu z Jezusem, w którym wszystką nadzieję pokładać winieneś˝.

Gdzież więc ów tryumf Lutra, przywłaszczającego sobie monopol ufności w Zbawicielu świata? Nie mniej błędnym jest zdanie, że dopiero Luter otworzył ludziom karty Pisma św. i czytać w nich nauczył. Janssen przytacza wiele ekshortacyj w języku staroniemieckim napisanych, a zachęcających do czytania Pisma św. Czytanie to podówczas nie miało niebezpieczeństwa, bo przed Lutrem jeszcze nie było tylu błędnych przekładów i podmiotowych objaśnień, w których podsuwano osobiste swoje pojęcia i zasady. I z tej właśnie przyczyny musiał Kościół zakazać czytanie Pisma św. w ogólności. Pozwalał jednak i dziś pozwala ludziom świeckim czytać Biblię w języku ojczystym, ale tylko taką, która i odpowiednimi notami jest zaopatrzona i uzyskała aprobatę kościelną. Więc pod tym względem Luter nic nie wniósł nowego, lecz owszem popsuł zwyczaj już istniejący, w którego obronie sam później przeciwko własnym przyjaciołom wystąpił, kiedy ci opierając się na zasadach jego subiektywizmu, poczęli tłumaczyć Pismo św. samowolnie i niezgodnie z jego duchem.

Przejdźmy teraz do ówczesnych szkół średnich. Gerhard Groot założył w Deventer wzmiankowane już Bractwo życia wspólnego (Fratres de communi vita). Stowarzyszenie to wywierało potężny wpływ na szkoły średnie. Pod koniec XV wieku szkoły te sięgały od Renu aż w głąb Szwabii, od Skaldy aż do Wisły. Oczywiście rdzenną częścią zadania tych szkół było chrześcijańskie wychowanie, tj. religijne kształcenie serca i rozumu, i gdyby system ten był przetrwał aż do naszych czasów, nie zaznalibyśmy w szkołach tej strasznej nędzy moralnej, na jaką nieraz patrzymy. Lecz nie tu kończyła się czynność szkół średnich. Nauki nie były bynajmniej zaniedbane, lecz owszem bujnie się rozwijały pod wpływem czujności i prawdziwie wzorowej metody. Zobaczmy tylko, jakich uczniów wydała ta szkoła. Kardynał Cusanus, Rudolf Agricola, Ludwik Dringenberg itp. są to imiona czcicielom klasyków, a nawet i zwolennikom humanizmu z pewnością nieobce. Oni byli ojcami prawdziwego humanizmu – nie owego humanizmu młodo-niemieckiego, który po r. 1510 otwarcie przeciw Kościołowi wystąpił. Starsi, czyli pierwotni humaniści poświęcali się wprawdzie studiom języka łacińskiego, ale przy tym nie zapominali mowy rodzinnej i ojczystej literatury, która u ich młodszych następców istotnie poszła w pogardę. Pierwsi także walczyli przeciw chorobliwym objawom scholastyki, ale nigdy przeciw scholastycznej teologii, a tym mniej przeciw wierze i organizacji Kościoła. Przy tym byli to mężowie nieposzlakowanego charakteru i nieskażonych obyczajów, różni zupełnie i pod tym względem od młodszych humanistów takich jak U. Hutten et consortes. Świetnie kwitły nauki szczególnie nad Renem i w Westfalii. Autor ukazuje nam ten ruch i to życie, jakim wrzały ówczesne zakłady naukowe.

Podobnie i wychowania dziewcząt nie zostawiono odłogiem. Miasto Ksanten miało wyższe szkoły żeńskie, a Wormskie klasztory przepełnione były uczonymi mistrzyniami. Rozumie się samo przez się, że szkoły te w owych czasach niepodobne były w niczym do szkół dzisiejszych, bo... jeszcze nieznaną była emancypacja kobiet, ani jej szalone wybryki. Starzy pedagogowie trzymali się tej zdrowej zasady, że władze i zdolności dziecka nie tylko rozwijać należy, ale też uszlachetniać i udoskonalać. Oni wszczepiali w młodociane serca ochotę i zamiłowanie do nauk i nie przeciążali mnóstwem niepotrzebnych, a często wprost szkodliwych przedmiotów, które w życiu praktycznym i na stanowiskach socjalnych żadnego zastosowania nie mają. Taktyka tych mistrzów zasadzała się na zaprawianiu młodzieży do właściwych czynności i nauk przydatnych w całym późniejszym życiu. Studium starożytnych klasyków służyło za ˝gimnastykę samodzielnego sądu˝. Taki system doprowadzał w końcu do tego, że uczniowie opuszczali szkoły z jakimś pojęciem i zrozumieniem całości i szli z zapałem na studia specjalne do uniwersytetów.

Jedna tylko Brandenburgia pozostała w tyle. W ogóle zaś o całym szkolnictwie niemieckim wyraził się sam Erazm Rotterdamczyk: tot fere sunt academiae, quot oppida. Czyż więc potrzeba więcej jeszcze dowodów na odparcie zarzutu, że przed reformacją głęboka noc ciemnoty średniowiecznej pokrywała Niemcy?

Jeśli już w szkołach średnich nauki tak bujnym tryskały życiem, cóż powiedzieć o uniwersytetach! W okresie od roku 1460 – 1510 wzniesiono 9 nowych uniwersytetów (W Greifswalden 1456, w Bazylei 1461. W tymże roku i we Fryburgu. W Ingolstadzie i Trewirze r. 1462. W Tybindze i Moguncji r. 1477. W Wittenberdze 1502 r. We Frankfurcie nad Odrą 1506 r. Nadto dawniej już założone: w Pradze, Kolonii, Wiedniu, Heidelbergu, Erfurcie, Lipsku), a że do nich licznie uczęszczano, o tym przekonują nas liczne przykłady. Tak np. Kraków miał 15 000, Wiedeń 7 000 słuchaczów itd. Dyplomy fundacyjne wszystkich uniwersytetów, oprócz Wittenberskiego, nadawał papież, i wtedy dopiero przysługiwały im wielkie prawa i przywileje. ˝Papieże byli pierwszymi i największymi patronami uniwersytetów˝. Takie świadectwo dają sami przeciwnicy i nieprzyjaciele nasi. Papieże nadawali wszechnicom, tym ˝wiernym córom Kościoła˝ bogate posiadłości, zachęcając do podobnej hojności duchowieństwo, szlachtę i książąt. Zawdzięczały one także szczodrobliwości papieskiej wolną jurysdykcję sądową, ˝swobody i przywileje, w które żadnemu królowi ani kanclerzowi nie wolno było wkraczać˝ (r. 1445. Mowa wstępna Rektora Magn. Lipsk). Miały one pewien międzynarodowy charakter, od Ojca wszech-chrześcijaństwa im nadany, i jako taki powszechnym cieszący się uznaniem. Jako niezależne ˝zamki wolności˝ wyszły one z rąk Kościoła i nikt im tej niezawisłości nie zaprzeczał. Dopiero rządowa organizacja kościoła na zasadach protestantyzmu oparta i heglowska omnipotencja państwa (Staatsomnipotenz) zepchnęła je do rzędu instytucyj państwowych tak, że dziś nawet pedela samodzielnie przyjąć im nie wolno; a cóż mówić o wyborze profesorów! Ab initio non fuit sic. Jaki to ruch, jakie życie niegdyś tam wrzało! Najwybitniejsze stanowisko zajmowała Kolonia. W teologii system scholastyczny panował, ale i klasycyzm nie był na ostatnim planie. Z uniwersyteckich matrykuł przekonać się można, że wszyscy znakomitsi humaniści kształcili się w Kolonii. Od r. 1484 Wilhelm Raymund Mithridates wykładał tu języki: grecki, hebrajski, arabski i chaldejski. Katedrę języka łacińskiego zajmował Andrzej Cantor (1487). Erazm Rotterdamczyk utrzymywał wielkie stronnictwo literackie (1496), a franciszkanin Diderich Coelde, znakomity kaznodzieja ludowy i autor niemieckiego katechizmu, powszechnej zażywał wziętości. Do znakomitości należał też Bartłomiej z Kolonii i dziełem: Litterae obscurorum virorum osławiony Ortuin Gratius. Sam nawet Melanchton wyznał otwarcie, że studia w Kolonii pod kierownictwem znakomitych mężów, w pełnym były rozkwicie. Jedna jeszcze postać zasługuje na osobne wyszczególnienie: Werner Rovelnik, przeor Kartuzów, który piastując katedrę teologii, egzegezy i prawa politycznego, wielu nawet profesorów do grona swych słuchaczów zaliczał.

Siedliskiem ruchu na polu naukowym niemniej ożywionego, był także Heidelberg. Przede wszystkim kwitły tu studia historyczne, które Rudolf Agricola swą Historią Powszechną użyźnił i uświetnił. Głównym motorem ruchu naukowego jak świadczą zgodne zdania współczesnych pisarzy, był biskup Wormski Jan de Dalberg, który pełniąc urząd kuratora akademii, podniósł ją do szczytu świetności. Drugą gwiazdą był Jan Reuchlin, mąż europejskiej sławy, którego wiedzą karmią się po dziś dzień nasi filologowie. Gorący współudział znalazła ta wszechnica w ˝nadreńskim towarzystwie literackim˝ a szczególnie u opata Tritemiusa, łączącego w sobie głęboką wiedzę z niemniej głęboką pobożnością.

Na Uniwersytecie Fryburskim należał do pierwszorzędnych gwiazd naukowych Ulryk Zasius, zwany reformatorem jurysprudencji. Wimpheling jako pedagog, Reuchlin jako hebreolog a Zasius jako jurysta – to trzy reformatorskie meteory wieków średnich, w zakresie tych umiejętności specjalnych. Wszyscy trzej lubo humaniści pozostali wiernymi synami Kościoła. Zbyt daleko odwiodłoby nas od zamierzonego celu, gdybyśmy chcieli podawać szczegółowe sprawozdania o naukowej działalności wszystkich uniwersytetów. Wskazujemy więc tylko odnośne miejsce u Janssena: tom I, str. 30-129, gdzie znajduje się dokładny, ciepły i przedmiotowy rysopis najcelniejszych sił każdej wszechnicy z osobna. Do jakich więc wniosków upoważniają nas te wszystkie dowody?... Czyż możemy jeszcze wierzyć protestantom, że w końcu średniowiecza literacko-naukowe zaćmienie ogarnęło niemieckie krainy i dopiero zjawić się musiał Luter, aby je rozproszyć? Czyż jeszcze można naiwnie dawać temu wiarę, kiedy już Cusanus przeprowadził naprawę Kościoła, a od lat 50 dawniejsi humaniści reformowali wszystkie niedostatki w naukach? Fałsz więc to oczywisty. W Berlinie tylko i w Marchii Brandenburskiej panowały ciemności, a wyjaśnienie tego faktu podaje nam uczony Elektor Brandenburski Joachim: ˝Nie ma zakątka na niemieckiej ziemi, w którym by można znaleźć tyle niezgód, okrucieństw i morderstw, co w naszej Marchii˝. Dopiero w r. 1539 powstała w Berlinie pierwsza drukarnia a w 1659 pierwszy pojawił się księgarz.

Jak w naukowym zakresie tak i w dziedzinie sztuki jarzyło się od

dziennego światła. Tu występuje wspaniała postać Cesarza Maksymiliana jako głównego na tym polu kierownika i organizatora. Nie tylko był on zapalonym miłośnikiem, ale też i hojnym protektorem nauk i sztuki, nie szczędząc niczego, gdy chodziło o ich podniesienie. Teologów, historyków, poetów gorąco popierał i opiekował się nimi, ale artyści i humaniści szczególniejszej doznawali od niego łaski i pomocy. Najlepszy dowód jego artystycznego smaku i znawstwa sztuki daje nam wspaniały grobowiec w Innsbrucku, którego plan był własnym jego dziełem. Żaden kraj nie posiada podobnego mauzoleum ani co do pomysłu, ani co do wykonania. Za przykładem cesarza szedł cały naród, i właśnie wówczas w dzieła sztuki wszczepiał rdzeń ducha i treść życia swego. Dzieła takie – to najlepszy termometr moralnej wielkości narodu, to najwznioślejsze świadectwo jego wiary i patriotyzmu. One dowodzą też jasno, że Kościół jak na polu naukowym, tak i tutaj był jeszcze panem serc i umysłów; i nie powstrzymując bynajmniej ich polotu, podawał im właśnie w tajemnicach wiary, przedmiot, siły i środki do wykonania najwspanialszych i najidealniejszych utworów malarstwa i architektury. Stąd pochodzi, że właśnie w tej wzgardzonej epoce tak żywo się uwydatnia najszlachetniejsze poświęcenie się dla wyższych, nadprzyrodzonych celów, które dawnym kapłanom sztuki świeciły przewodnią gwiazdą ideału. Kościół oddawał sztukę na służbę Bożą, upatrując w niej uzupełnienie ustnego i pisemnego wykształcenia narodu – a prawdziwie wielcy mistrzowie zrozumieli to święte posłannictwo sztuki, i ujmując myśl swą w kształty cielesne, chwałę Bożą i pożytek ludzi mieli zawsze na myśli. Świętością i majestatem przedmiotu chcieli obudzić i rozkrzewić poczucie i miłość dóbr wyższych, idealnych... i dlatego unikali powszedniego poziomu. Takich obrazów skandalicznych, jakie odsłonił przed nami niedawny proces Graevego w Berlinie lub najświeższy w Wiedniu, okazując straszny upadek uroczej niebios mieszkanki – takich potwornych płodów wyobraźni, ciemnota wieków średnich oczywiście nigdy nie wydała! A jednak i dziś jeszcze ze zdumieniem przypatrujemy się średniowiecznym arcydziełom w Dreźnie lub Monachium. Twórcy tych arcydzieł poświęcali się sztuce nie by zadowolić własne żądze lub schlebiać namiętnościom drugich, lecz by wolę Bożą jak najdoskonalej spełnić. Wszystkie gałęzie sztuki wiązały się razem w jedną, harmonijną całość. Architektura, rzeźba, muzyka, malarstwo, z jednego wyrastały korzenia i z jednej zasadniczej snuły się myśli. Budowniczy, rzeźbiarz, muzyk i malarz nie pracowali odrębnie, niezawiśle od siebie, ale przeciwnie, wspólnymi siłami w jednym dążyli kierunku, owiani tym samym tchnieniem religijno-narodowego uczucia. Ta jedność sztuki tworzyła arcydzieła, a wnikając we wszystkie warstwy narodu, budziła wszędzie żywe zajęcie, jakiego próżno by szukać w czasach późniejszych. Niemiecka sztuka zawdzięcza całą swą siłę temu właśnie religijno-narodowemu charakterowi; a w miarę jak ten charakter się zacierał i ona też ze swych wyżyn spadała. Jak potężnie tętni życie religijne na obydwóch wielkich zjazdach niemieckich kamieniarzy w Regensburgu (1459) i Spirze (1464), gdzie na mocy wspólnych statutów, poddali się oni pod zarząd i kierownictwo czterech miast głównych: Strasburga, Kolonii, Wiednia i Berna. Jak piękne postawili tam zasady życia: ˝Bóg, sztuka, sprawiedliwość, cnota niech będą naszym godłem – a z daleka chrońmy się pijaństwa i próżnych przysiąg, przekleństw i złych obyczajów˝. I dlatego nie dziw, że Włosi naonczas Strasburskich sprowadzali mistrzów do pomocy przy budowie Mediolańskiego tumu (1490). Florencja, Orvieto, Asyż były pod kierownictwem mistrzów niemieckich, a Włoch Paweł Jovius domagał się, aby ziomkowie jego do Niemiec na naukę budownictwa jeździli. Według jednozgodnych świadectw, niemieckimi wzorami posługiwały się do budowy katedralnych kościołów: Salisbury, Ely, Lincoln, Winchester, Gloucester, Exeter i inne – w Anglii, a Barcelona, Leon, Oviedo, Sewilla – w Hiszpanii i Portugalii. W Burgos wzniósł mistrz koloński najwyższą fasadę tamtejszej katedry. Aż do Polski i Węgier sięgał duch sztuki niemieckiej, czego najlepszym dowodem sama stolica Jagiellonów.

W tymże okresie (1450-1515) i w północnych Niemczech wznosiły się wspaniałe kościoły i tumy. W Berlinie, Brandenburgu, Wrocławiu i Gdańsku, słynne świątynie: Najświętszej Maryi Panny, św. Jana itp. Elbląg, Havelberg, Saksonia i Turyngia, Budziszyn, Brunszwik, Chemnitz, Koburg, Duderstadt, Eisleben, Fryburg, Hildesheim, Lipsk, Magdeburg itd., posiadają w kościelnych budowach najwspanialsze pomniki architektury. Niepodobna tu wymieniać wszystkich znaczniejszych budowli, które podówczas w Niemczech powstały. Samych tylko większych a świeżo wystawionych kościołów liczono więcej niż 200, a między tymi znajdowały się też budowy pierwszorzędne jak np. w Ulmie, Pradze, Kolonii itd. Na budowę takich dzieł sztuki składał się cały naród: rycerz dawał na ofiarę swój pancerz, dziewica swe klejnoty, mieszczanin lub kupiec znosili pieniądze. Jakiś parobek złożył 6 drobnych denarów, jakaś staruszka 14 itp. Częstokroć ofiary takie nadchodziły w postaci kur, cieląt, nierogacizny, co wszystko karmili piekarze aż do zupełnego ich utuczenia. Znoszono też narzędzia, domowe sprzęty, ubrania – słowem wszystko, co tylko spieniężyć się dało. Z takich składek powstał tum frankfurcki. W podobny też sposób wzniesiono i Ulmską katedrę, której budowa pochłonęła 9 beczek złota; a olbrzymią tę sumę złożyli sami tylko obywatele, ˝bez obcej pomocy˝.

Tym to sercom pełnym żywej wiary, temu zgodnemu współdziałaniu całego ogółu, tej powszechnej ofiarności ze strony najbogatszych i

najuboższych, mieszczan i wieśniaków, duchowieństwa i szlachty,

stowarzyszeń, cechów i bractw, zawdzięczały domy Boże nie tylko swe istnienie, ale i całą ozdobność wewnętrzną, całe bogactwo najznakomitszych dzieł sztuki.

Czyż więc te wszystkie pomniki artyzmu, te skarby średniowiecznych arcydzieł nowym mają być znakiem zacofania i ciemnoty, skreślonej w reformatorskich legendach z tak niezachwianą pewnością siebie? Czy też może istotna wartość reformacji ma polegać na druzgotaniu lub obracaniu w perzynę owych drogich zabytków wiarą i sztuką wzniesionych, w czym przecież spokojni i rozsądni protestanci nawet, upatrywali barbarzyństwo i zupełną sztuki niemieckiej zagładę. Norymberski radca, w r. 1552 kazał 900 funtów najpiękniejszych, srebrnych kosztowności skruszyć i przetopić. Cudzoziemcy, dzieła Albrechta Dürera wywozili furami. W Ulmie obliczono tylko na wagę, wartość złupionych skarbów kościelnych, na 300.000 zł ówczesnej monety. W St. Gallen 40 wozów naładowanych dziełami sztuki, od razu wrzucono na stos! W Zurychu przez 13 dni trwało pustoszenie najcenniejszych pamiątek!... Tym sposobem zaginęły tysiące dzieł niemieckiej sztuki ze szkół: Kolońskiej, Brygskiej, van Eycka, Memlinga, Ruisdae'a, Holbeina, Dürera.

Obok sztuk plastycznych, nie zapominano też o starannej uprawie muzyki i śpiewu. Potrzeba ich wypływała z ducha Kościoła, czyli jak powiedział Reichensperger, były one, koniecznym ˝uzupełnieniem średniowiecznego stylu kościołów˝ a jako styl ten nastrajał duszę do głębszej rozwagi i wznioślejszych uczuć, tak i średniowieczne pienia płynęły majestatycznie wzdłuż naw gotyckich, a wzbijając się pod strzeliste sklepienia, i ducha ludzkiego wraz z sobą w górę unosiły.

Przedstawicielami poniekąd wszystkich następnych szkół muzycznych byli: Jakub Obrecht i Jan Orkenheim. Łatwo się domyślić, że i w śpiewie i w muzyce przeważała melodia gregoriańska. Do pierwszych, w tym względzie, znakomitości należał Henryk Fink (1492) królewski kapelmistrz w Krakowie, i Mahn, cieszący się sławą przesłańca Palestriny.

Poważnie rozlegał się śpiew śród kolumn wyniosłych tumów, ale za to tym weselej, tym lotniej brzmiał poza ich ścianami: na zamkach rycerzy, na kiermaszach i na wszystkich uroczystościach ludowych. Skoczno, komicznie lub szorstko dźwięczała muzyka i płynęły pieśni w przedstawieniach dramatycznych – a szczególnie w grze zapustnej. Z wyrazem ironii i satyry w ˝Okręcie głupców˝ (Narrenschiff) dobrze znanego Sebastiana Brandta i w ˝Zwierciadle rządów dla dworów książęcych˝ (Spiegel des Regiment für Fürsten-Höfe), gdzie obłuda i pochlebstwo stoją pod pręgierzem pogardy. Podniosłą i pełną szlachetnej godności, była muzyka w tak zwanych przedstawieniach religijnych. Treścią ich bywały tajemnice wiary, np.: Narodzenie Chrystusa Pana, gdzie wszystko około żłóbka się skupia, śmierć Jego itp. Osoby alegoryczne rozpoczynały grę. Najznaczniejsza sztuka nosiła tytuł: ˝O powstaniu i upadku Antychrysta˝.

Przedstawienia takie dawano najprzód w kościołach, później na cmentarzach a w końcu na rynkach. Dla studentów przedstawiano komedie poetów łacińskich w tymże języku lub też studenci sami je odgrywali. Wydawnictwem podobnych dzieł zajmowali się zwykle duchowni. (Wyśmienity artykuł o średniowiecznych teatrach, zob. w ˝Historisch-politische Blätter˝, t. VI, 9-37).

Nie mniej pisano też prozą. Ale najbujniej i najdoskonalej rozwinął się w tym czasie rodzaj prozy opowiadającej, historycznej i powieściowej. Koloński Seelentrost zamieszczał nowele i bajki, tchnące naiwną prostotą i szczególnym wdziękiem. Tymiż zaletami odznaczały się bajki i podania (Sagen) Hermana Cornera, dominikanina z Lubeki. A owe kroniki, w każdym naówczas spisywane mieście, z jakąż dzisiaj czytamy rozkoszą. Np. kronikę Austriacką proboszcza Jakuba Unresta, Norymberską i inne. Za przedmiot do opowiadań ludowych brano zwykle wypadki z życia wielkich bohaterów jak: księcia Ernesta, Wilhelma austriackiego, Fryderyka Rudobrodego, Tristana i Izoldę albo Meluzynę, wzór najwierniejszej macierzyńskiej miłości itp. Kiedy więc w żyłach niemieckiego narodu życie naukowe i religijne najsilniejszym uderzało tętnem, wtedy na widnokręgu politycznym smutny przedstawiał się widok. Niezmordowany kardynał Cusanus skierował całą swą uwagę na przebieg i stan życia publicznego. Przejęty zapałem dla idei państwa rzymskiego w niemieckim narodzie, pracował bez wytchnienia, przedstawiając na sejmach projekty reform. Wprawdzie zarządzono tu niektóre ulepszenia i była nadzieja, że nieszczęście, którego groźne zbliżanie się, dla niezgód niemieckich książąt, przepowiadał już Machiavelli, da się jeszcze odwrócić. Cesarska egzekutywa straciła swoją moc przez to, że naruszanie krajowego pokoju (Landfriede) i pogwałcanie praw wszelkich uchodziło bezkarnie. Przede wszystkim zażądał kardynał przywrócenia niemieckiego prawa; lecz tego nigdy uzyskać nie zdołał: bo nowe prawo rzymskie nabyło wzięcia u książąt, i już nawet na zewnątrz objawiać się zaczynało w wielu cezaro-papistycznych zachciankach.

Na początku XVI w. kolosalne bogactwo kraju znacznie się zmniejszyło pod wpływem rzymskiej idei koncentrowania majątków w jednym ręku. Podniosły się skargi na ubytek pieniędzy, na drożyznę żywności i szkodliwe jej podrabianie – słowem na uciemiężanie klasy roboczej przez właścicieli. Jeden tylko Kościół działał wytrwale a łagodząco na stosunki socjalne. Stanęło mnóstwo dobroczynnych instytucyj, szpitali, domów przytułku, gospód i ochronek. Na pokrycie kosztów starczały dobrowolne datki i fundacje kościelne i szkolne, tak że ani rząd, ani obywatele łożyć na to nie potrzebowali. Kościelne zakony i stowarzyszenia bez żadnych ostentacyj rozwinęły olbrzymią działalność w niesieniu pomocy ubogim i pielęgnowaniu chorych. Wspierać i osładzać los ubogich było zadaniem wielu klasztorów. Toteż wieki średnie nie znały piekących kwestyj socjalnych. Kościół występował z całą energią i stanowczością przeciw lichwie i wszelkim nadużyciom, jak tego dowodzą liczne sobory prowincjonalne i synody między r. 1451 a 1515 odbyte. A jednak w początkach XVI w. i duchowieństwo, szczególnie w wyższych swych członkach, prądem czasu porwane innymi poszło drogami... Chętnie to przyznajemy: bo nie urząd i godność, ale człowiek wikła się w błędach. Zresztą reformatorski duch niestrudzonego kardynała nie mógł przecież wszystkim zapobiec nadużyciom. Ale pomimo zwykłych objawów ludzkiej słabości, historyczny obraz dogorywającego średniowiecza był i zawsze pozostanie w zupełnej sprzeczności z karykaturą protestanckich baśni. Słusznie też i sprawiedliwie wołają oburzeni krytycy: ˝Jeśli to prawda co mówi Janssen o drugiej połowie XV stulecia, to reformacja nie ma żadnej logicznej podstawy!˝. Że zaś faktów przez Janssena przytoczonych nikt jeszcze odeprzeć nie umiał – z przyjemnością więc trzymamy się wniosku: Ergo Janssen zburzył podstawę reformacji.CZĘŚĆ DRUGA

W tomie następnym, autor wprost już udowadnia, że tak zwany prąd reformacyjny nie wytrysnął bynajmniej z głębszych i silniejszych nurtów religijnego życia, ale właśnie z płytkich, powierzchownych, bezreligijnych wyobrażeń i tendencyj, czyli mówiąc jaśniej – z łona młodszego, niemieckiego humanizmu, grawitującego całą swą istotą ku dawnemu pogaństwu. Z najściślejszą sumiennością i darem spostrzegawczym wprowadza nas autor do wnętrza szkoły młodo-niemieckich humanistów. Na ich czele, o całą głowę wyższy od wszystkich, stoi Erazm Rotterdamczyk, ˝Wolter XVI stulecia˝, geniusz niezwykłego polotu, w znawstwie klasycznej starożytności prawdziwie niedościgły, przez wielu uczonych prawie zabobonnie ubóstwiany, mówca znakomity, cięty satyryk, literat wyższego zakroju i wszechstronny bibliofil. Lecz wcześnie już wziął on rozbrat z moralnością i wiarą, teologię jakąś mętną sobie przyswoił, filozofia też płytką była u niego i chwiejną a chwiejniejszym jeszcze cały jego charakter. Studia klasyczne, zamiast służyć tylko jako środek do wykształcenia umysłu, stały się dlań celem, piękna szata klasycznej formy – istotą, duch starożytny tj. pogański – ideałem. Koniecznym więc następstwem rzeczy, musiał on rzucić rękawicę chrześcijańskiej wiedzy, a raczej chrześcijańskiemu humanizmowi uprawianemu przez Agrykolę i innych, który to humanizm ze strony Kościoła najtroskliwszej doznawał opieki i poparcia. Rotterdamczyk wstąpił w szranki bojowe bez dzielności wytrawnego rycerza, tylko z jakąś lekką, dowcipną, satyryczną szermierką. Cały jego arsenał był to lekki, powierzchowny dowcip, gra myśli, blichtr wiedzy, słowem cały ten zasób polemicznych pocisków wygląda raczej na bazar szarmanterii umysłowej niż na dobór zaczepnej broni. Pozornie, nie wyrzeka się on wiary, owszem próżnością i samolubstwem wiedziony, pochlebia kościelnej zwierzchności, lecz za chwilę gotów jest zasadniczą, powszechną naukę tegoż Kościoła, pod pozorem zwalczania scholastycznych błędów, podać w pogardę u ludu. Niemały też zastęp uczonego świata odwiódł on od prawdziwie chrześcijańskiej umiejętności, odsłaniając przed nimi swe pogańskie poglądy na życie, i swą sekularyzowaną moralność. Tym samym rozdzielił już wiedzę na dwa obozy i swe jałowe racjonalistyczne idee ˝nowej oświaty, chrześcijańskiej filozofii, prawdziwej, teologicznej wiedzy˝, postawił jako program przyszłości. Młodzież zwabiona świetnością dykcji, różową barwą obrazów i polotem myśli...CZĘŚĆ TRZECIA

Widzieliśmy poprzednio, że ˝czysta ewangelia˝, czyli ˝ewangeliczna wolność˝, którą Luter w ojczyźnie swej zaprowadził, wywołała, jeśli nie wprost to przynajmniej pośrednio, chłopską rewolucję, cechując ją, obok objawów zwierzęcego okrucieństwa, piętnem najskrajniejszego fanatyzmu. Lecz prędko a krwawo stłumiony został bunt chłopów. Wtedy dopiero, jako dalsze następstwo tejże, ˝czystej ewangelii˝, podniósł się sztandar nowej rewolucji: ˝rewolucji książąt˝, jak słusznie ją nazwać się godzi....CZĘŚĆ CZWARTA

Krytycy Janssena, jak Kawerau, Köstlin itp. zaliczają do najcenniejszych ˝błogosławieństw˝ czystej ewangelii i całego prądu reformacyjnego, zdobytą wolność ducha i wolność sumienia. Przypatrzmy się bliżej tym sławionym płodom, szczególniej w okresie między Augsburskim pokojem religijnym (1555) a ogłoszeniem formuły jedności w r. 1580. Poprzednio już widzieliśmy nieustanne kłótnie i spory, otaczające zebrania książąt i teologów aureolą ˝błogosławieństwa˝. Teologowie ci, o ile sami rościli sobie prawo do nieograniczonej wolności, o tyle domagali się od drugich bezwzględnego zaparcia się i posłuszeństwa...CZĘŚĆ PIĄTA

Czym był straszny on dramat – wojna trzydziestoletnia, co pustosząc Niemcy, wstrząsnęła ich politycznymi podwalinami, czy był wynikiem ślepego przypadku, czy nagłym wybuchem religijnych albo politycznych namiętności; czy dziełem papistów i jezuitów, jak teraz jeszcze idąc w ślad za większą częścią protestantów, prostodusznie wielu wierzy; czy tylko logiczną konsekwencją przyczyn dawniejszych, powoli działających – pytanie dla niejednego jeszcze dziejów badacza ciemne i zawiłe, w prawdziwie mistrzowski sposób rozwiązuje nasz znakomity historyk Janssen, w piątym tomie swojego dzieła. Każdy bezstronny czytelnik, przejrzawszy go, musi koniecznie przyjść do wniosku, że ta katastrofa przygotowywała się od dawna i że trzeba było tylko iskierki, by w nagromadzonym palnym materiale wywołać wybuch. Lecz cóż było powodem tej tragedii narodów?...CZĘŚĆ SZÓSTA

Tymczasem układał się Chrystian Anhaltski, zawzięty kalwinista, który teraz coraz to więcej stawał się rzeczywistym kierownikiem armii, z buntownikami w Czechach, na Śląsku, starał się nawet usidlić cesarza Rudolfa, przedstawiając w najgroźniejszych barwach niebezpieczeństwo, nadciągające ze strony Macieja, Papieża i jezuitów, co mu się też w części udało.

Sporu julichsko-kliwskiego użył on na to, by najprzód skalwinizować całe księstwo, następnie by państwu jak największych przysporzyć kłopotów. Kiedy Austria zbroić się poczęła, zawezwała Unia opieki i wmieszania się w sprawę Henryka IV, następnie Anglii i Stanów generalnych...CZĘŚĆ SIÓDMA

Na niemniejszą uwagę jak poprzednie zasługuje dzieło ˝Ul˝ Fischarta, od protestantów nazwane, ˝ze wszechmiar prawdziwą, chrześcijańską, a przy tym wesołą książką dla ludu˝, które atoli przepełnione jest najszkaradniejszymi grubiaństwami i kłamstwami. ˝Ul˝ Kościoła katolickiego nie jest właściwie dziełem Fischarta, lecz Filipa Marnika, niderlandzkiego kalwina – a zostało tylko przez Fischarta na język niemiecki przełożone i wieloma dodatkami opatrzone. W prawdziwie szatański sposób wyraża się tu bohater rewolucyjny, Marnik, o Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza, przedrwiwa najświętsze ceremonie Mszy św. bezbożnie i po prostacku. Lecz nie tylko obrzędy i świętości Kościoła, ale i wieczerza Pańska jest dla niego prawdziwym...
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: