Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jutro właśnie nadeszło - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jutro właśnie nadeszło - ebook

Słabości, grzechy główne, związki międzyludzkie, relacje rodzinne, zależności i uwikłania, opowiedziane przez pryzmat dzieciństwa, dojrzewania i dorosłości czterdziestolatki.

Natalia, która nie wierzy w niebo, ale bywa w piekle, właśnie skremowała matkę. Pozostali jej: babka zagorzała katoliczka, nastoletnia zbuntowana córka, żonaty kochanek, dwie przyjaciółki oraz były mąż ze swoją nową żoną i dziećmi. Natalia próbuje – nieskutecznie – rozliczyć się z własnym życiem.

Wyrachowana i dwulicowa, niewierząca w nic i nikogo, nawet w samą siebie, mówi to, co sami często myślimy o ludziach i otaczającej nas rzeczywistości, ale nie mamy odwagi powiedzieć tego głośno, nazywa uczucia po imieniu i łamie wszelkie tabu, bezwzględnie obnażając naturę ludzką.

Marta Kijańska - poetka i felietonistka; mówi o sobie „literatka”. Urodziła się w Warszawie w 1978 roku, studiowała w Warszawie i Krakowie. Mieszka w stolicy, chociaż wolałaby gdzieś w górach. Jest współautorką książek "Ziele szalonych", "Opowieści znad stołu i z kniei" i autorką opracowań o przyrodzie do książki "Dzikie serca". W 2013 roku ukazała się jej debiutancka powieść "(nie)winna". Ma na swoim koncie cztery tomiki poezji: "Ziarnko Goryczy", "Okruchy tęsknoty", "Okno życia", "Nigdy zawsze". Zrealizowała kilka filmów o ochronie środowiska i ekologii, była felietonistką miesięcznika literackiego „Bluszcz” i portalu NaTemat.pl. Oprócz pisania jej największą pasją jest: bieganie, czytanie i gotowanie.

Ta powieść z niebywałą szczerością, a zarazem autoironią, opisuje relacje, w jakie się wikłamy; mniej lub bardziej toksyczne (o ile w ogóle istnieją jakieś inne). Opowiedziana językiem pełnym emocji, rozpiętym między tragizmem a groteską, a przy tym bardzo współczesnym.

Michał Rusinek

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8031-339-2
Rozmiar pliku: 856 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2

Tak, wpakowała się w związek z żonatym mężczyzną. I nic się na to nie poradzi.

Tata Janki.

O tacie Janki, Michale, Natalia nie potrafi na razie myśleć inaczej niż poprzez dotyk i smak, i to jest właśnie największe nieszczęście, ponieważ Michał zawładnął ciałem Natalii i nie sposób się od tego uwolnić.

– Żebym nie wiem jak chciała zakończyć ten związek, nie mogę. Po prostu nie mogę – jęczy Maryśce. – Spotykamy się, patrzy na mnie znad tych okularów, dotyka jednym palcem i jest koniec, rozumiesz, zupełny koniec.

– Nie rozumiem – odpowiada Maryśka, która idzie przez życie twardym, prawniczym krokiem w czółenkach na niezbyt wysokim obcasie. – Nie rozumiem, Nata. Jesteś w takim wieku i w takiej sytuacji, że możesz stworzyć normalny związek.

– Normalny!

– Normalny – potakuje Maryśka. – Tymczasem ty jak zwykle pakujesz się w jakieś bajoro. Z tatą Janki! – prycha. – Z tatą Janki, który nosi obrączkę na serdecznym palcu.

– Nie nosi – mówi Natalia obrażonym tonem.

– Nie żartuj! Jakie to ma znaczenie?! – oburza się Maryśka i Natalia wie, bardzo dobrze, że oczywiście Maryśka ma rację, bo jakie to ma znaczenie?

Jakie to ma znaczenie, skoro mogą spotykać się wyłącznie potajemnie u niej w domu albo częściej – w hotelu? Muszą kryć się nie tylko przed mamą Janki, ale również przed Janką, Anastazją i przed dziesiątkami innych osób.

Natalia musi jednak przyznać przed samą sobą, że jest to nawet podniecające. Rozkosz na granicy ryzyka ma najsłodszy smak. Potajemny związek. Wszystko zresztą, co wiąże się z tatą Janki, jest potajemne, a to właśnie atmosfera tajemniczości dodaje życiu pikanterii.

Natalia zeskakuje ze schodów i zaczyna chodzić w tę i z powrotem po nieskoszonym trawniku. Od domu do płotu. I znów. Jakby z tego chodzenia w tę i we w tę miało coś więcej wyniknąć niż to, że jeszcze bardziej się spoci. Trzeba skosić ten zaniedbany trawnik.

Od ostatniego schodka do płotu jest osiemdziesiąt dziewięć kroków. A może by tak policzyć stópki? Te zeschnięte tulipany koniecznie trzeba ściąć.

Jutro się tym zajmę, myśli Natalia, doprowadzę ten ogród do takiego stanu, w jakim był, zanim ojciec. Zanim wszystko się stało. Zanim, zanim, zanim!

Jest jej dobrze i źle jednocześnie. Ale tak już jest ten świat wymyślony, że w każdym bólu kryje się odrobina radości i na odwrót.

Natalia usiłuje pozbyć się niemożliwego do zdefiniowania uczucia i przywołać jakiekolwiek miłe chwile. Nie pamięta, kiedy ostatnio była szczęśliwa. Może spróbuje sobie to wyobrazić.

Pamięć karmi się przecież wyobraźnią, jest na jej garnuszku. Szczęśliwi ci, którzy mają wybujałą wyobraźnię, mogą pamiętać więcej. Ale czy lepiej i prawdziwiej? Może nie ma co za bardzo ufać wyobraźni, bo ona jednak nie potrafi oddzielić tego, co rzeczywiste, od tego, co zmyślone. Czy naprawdę tamtego dnia wypiły z Maryśką cztery butelki wina? Czy raczej wypiły jedną, a trzy Natalia dodała w opowieści, żeby było ciekawiej i bardziej kolorowo? Teraz już sama nie wie, jak było. Pamięć nieabsolutna, niedoskonała, ułomna. Choćby się bardzo chciało pamiętać daną chwilę, potem okazuje się, że to wcale nie tak, nie wtedy, nie w tym miejscu i nie z tą osobą.

Nie wiadomo, co sprawia, że jedne rzeczy zaznaczają się w pamięci tak wyraźnie, a inne, chociaż teoretycznie powinny bardziej, nie zachowują się prawie wcale. To zupełnie jak z kalkomanią. Zawsze w magiczny sposób te najładniejsze fragmenty nie zostawały na skórze, tylko się zdzierały. Szybko wycierała się główka kwiatka i zostawała sama łodyżka, obowiązkowo z kolcem, jeśli to była róża. Cała sztuka kalkomanii nie polegała wcale na dobrym nasączeniu wodą ani na odpowiednim przyciskaniu gąbką. Sekret tkwił w pielęgnowaniu. Trzeba było po prostu się nie myć. Jeśli robiło się kalkomanię na ręku, nie wolno było wkładać niczego z długim rękawem, jeśli na nodze – należało chodzić w szortach. Pielęgnowanie kalkomanii niczym pielęgnowanie pamięci. Niepielęgnowana zanika, wyciera się.

Zostaje jedynie łodyżka z kolcem.

Dlaczego na przykład śmierć ojca nie wyryła w Natalii takiej bruzdy, jaką zostawiła po sobie śmierć dziadka? Od tygodnia jej myśli krążą wokół tego tematu, więc nie potrafi się skupić na niczym innym. Tym bardziej że jutro są jej czterdzieste urodziny. Zatem coraz bliżej.

Tydzień temu matka. Wcześniej ojciec i dziadek. Czemu śmierć dziadka pamięta dokładniej? Bo przecież nie dlatego, że tak jej wygodniej – pamiętać tylko o jednej śmierci i sprytnie pominąć we wspomnieniach tę drugą.

Może dlatego, że z dziadkiem umierali przez długie miesiące? Był czas, kiedy nie żyło się już niczym innym, tylko tym umieraniem. A ojciec zrobił to tak nagle i niespodziewanie, że w ogóle nikt nie zauważył.

Nie zdążyła się nawet zastanowić, co się wydarzyło, a już stała przed kolumbarium na Powązkach – ona po tej stronie, on po tamtej. I nie wiadomo, kto po lepszej, bo to z nią zostały matka, cały ten burdel i wiecznie nieskoszony trawnik.

Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością, czytała Natalia, ponieważ było to w tej książce, którą ojciec kazał znać na wyrywki. Sranie w banie, jak mawia Piotr. Śmierć tych, którzy są nam bliscy, wcale nas nie umniejsza, tylko odmienia. A czasami uwalnia. Wróć, zazwyczaj uwalnia. I tak naprawdę płaczemy zawsze nad sobą, a nie nad tymi, którzy odeszli. Im raczej jest już wszystko jedno, ich energię przejął kosmos, dla nich moglibyśmy nawet chichotać. Ale lubimy użalać się nad sobą, więc w takich chwilach to właśnie nad sobą się użalamy.

Natalia jest przekonana, że nie ma żadnego życia po życiu. Nikt nie patrzy z góry i nie kieruje nami z zaświatów. Przecież gdyby było inaczej, ojciec dałby jej po swojej śmierci jakieś wskazówki: jak postępować z matką, gdzie jest mieszanka paliwowa do kosiarki i co zrobić z tą całą pieprzoną kolekcją znaczków, osiemnaście zakurzonych klaserów. Natalia jest pewna – to po prostu niemożliwe, żeby ojciec milczał, gdyby mógł nie milczeć.

Całe to gadanie babci o życiu pozagrobowym i wiecznym!

– Religia sprzedaje ci towar, którego nikt nigdy nie widział – mówi do babci Natalia, kiedy siedzą, by było bardziej dramatycznie, obok kościoła. – Widziałaś kiedyś zbawienie?

– Natalko, atomów też nie widzę, a są.

– Dobra, ale atomów nikt ci nie sprzedaje. A Kościół sprzedaje zbawienie. Coś, czego nie widać. Coś, co jest tak skomplikowane, że w ogóle niemożliwe do ogarnięcia. Dlatego łatwo jest w to uwierzyć. Uwierzyć zawsze jest prosto, bo niczego prócz wiary wiara nie wymaga. To głupie.

– Na tym polega wiara, Natko. Gdyby były na to jakieś dowody, mielibyśmy do czynienia nie z wiarą, lecz z nauką.

– Nie handluje się czymś, w co się jedynie wierzy.

– Jesteś naiwna.

Może to ludzki strach przed śmiercią, nieistnieniem? – zastanawia się Natalia. Trudno jest pojąć, że nagle pstryk i przestaje się po prostu istnieć. Więc ludzie chcą wierzyć, że jest coś poza tym.

A to jest tak naprawdę proste do zrozumienia. To tak jak we śnie. Wtedy też nie istniejesz.

Jakie znowu oczekiwanie wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie? Czy babcia oczekuje? W jakim przyszłym świecie? Czy ci wszyscy, którzy klepią to przed ołtarzem co niedzielę, nie mają w ogóle wyobraźni? Czy są aż takimi ignorantami? Nic nie wiedzą o ewolucji, o pochodzeniu gatunków? Babcia nie wie? Jak można wierzyć, że ktoś klasnął w dłonie i stworzył świat?

Natalii bardzo trudno zrozumieć, że wierzy w to ponad dziewięćdziesiąt dwa procent Polaków i ponad miliard ludzi na świecie. A może tylko udaje, że wierzy? Może jedynie tak deklarują? Tylko po co? I czy przypadkiem nie jest gdzieś napisane, żeby nie mówić fałszywego świadectwa? Będzie musiała w końcu wybić babci z głowy całą tę kościelną ściemę.

A nawet jeśli. Nawet jeśli istnieje jakiś inny świat, to który jest ten właściwy? Może tamten? Co w gruncie rzeczy istnieje? Jest to, co jest – jakie to piękne w swojej prostocie! Ale czy wystarczające? Natalia mocno drapie się w rękę, jakby chciała bardziej poczuć swoje istnienie. Jakby chciała poczuć swoje istnienie w ogóle. To jednak niczego nie zmienia i nie pozwala odpowiedzieć na pytanie, czy to, co ją otacza, to jest ta właściwa rzeczywistość. Ale przecież faktem jest, że została tu. A ojciec umarł i jeśli jest gdziekolwiek, to nie w tym samym piekle co ona teraz.

Śmierć ojca była dla Natalii trochę jak jej własna śmierć.

Ale nie dlatego, że tak bardzo go żałowała, lecz dlatego, że żałowała samej siebie. Nieszczęsnej Natalki pozostawionej na pastwę.

Nieodwracalność – niczego już nie naprawią: ani ona, ani on, niczego nie odwołają. Natalia odczuwa tylko przewrotną przyjemność, ponieważ wie, że już nigdy, przenigdy go nie rozczaruje.

A to, co niewypowiedziane, niezrobione i nieprzytulone, musi dalej nieść dzielnie w sobie. I właściwie wcale nie jest jej z tym dobrze. To, co rozkazane, zakazane i przemilczane, zostanie już tylko w niej.

Najgorsze są te niezakończone i niedopowiedziane sprawy – niewyjaśnione, przemilczane, zamiecione pod dywan. Słowa, których nie można odwołać, gesty, których nie można powtórzyć.

Rzeczywiście lepiej było nie dyskutować o pewnych rzeczach? Bo coś, o czym się nie mówi, nie istnieje? Bo tylko słowo sprawia, że rzeczy zaczynają istnieć naprawdę? Ale jak nie istnieje, skoro istnieje! W Natalii istnieje. Gromadzi się, pęcznieje – smutki, żale, pretensje. Kumulują się i zatruwają. Sączy się w Natalię wolniutko, ale nieprzerwanie, lepka i szarobura trująca gorycz. Z zewnątrz wszystko wygląda w porządku, tu się uśmiecha, tu się przytuli, tam powie coś miłego i tak niby słodko, ale od środka coś szarpie, gryzie. I już z ojcem sobie niczego nie wyjaśni. Wcale jej nie pociesza to, że inni też tak mają i prawdopodobnie jest tak zazwyczaj. Natalia raczej ma w dupie to, jak się czują inni. Interesuje ją przede wszystkim to, jak sama się czuje, a czuje się właśnie źle. Wielka niedola małej Natalki.

Ale zanim ojciec umarł śmiercią kopacza ogródka, zanim to się stało, najpierw było wtedy. W języku polskim istnieje ogromna potrzeba czasu zaprzeszłego, z którym pamięć Natalii nie bardzo może sobie poradzić. Taki angielski, na przykład, ma szesnaście czasów gramatycznych. I mogłoby się nawet udać uporządkować wszystkie wydarzenia chronologicznie. A w polskim, chociaż jest taki skomplikowany pod względem gramatycznym, nie ma czasu odnoszącego się do zdarzenia, które zaszło przed innym. Czas zaprzeszły. Kiedyś był, teraz nie ma. Bo ojciec, owszem, umarł, ale najpierw rozbił się był na motocyklu i stało się było wszystko, co się stało. Wtedy więc na pewno było zanim. Może Natalia jednak wejdzie do domu, żeby łatwiej poszło wspominanie wśród tych wszystkich przedmiotów należących do rodziców. I włączy jakąś muzykę, żeby było bardziej rzewnie.

Natalia zagląda do swojego byłego pokoju, w którym jej córka leży z wielkimi słuchawkami na uszach na jej byłym panieńskim łóżku, całym w bieli. Szczyt niewinności. Szczyt hipokryzji.

– Nastko... – Natalia stoi chwilę w drzwiach i przygląda się Anastazji.

Nastko, Nastko. Jest na nią zła i właściwie nie za bardzo wie, jak zacząć tę rozmowę i czy w ogóle zaczynać. A może udać, że poprzedniej wymiany zdań nie było? Mają teraz ważniejsze sprawy. Tata Janki może poczekać. Dwanaście nieodebranych połączeń od niego także.

– Nastko... – szepcze ponownie i myśli, że ma ładne i głuche dziecko w jaskraworóżowych skarpetkach. – Halo! – krzyczy w końcu, żeby przebić się przez hałas, który wypełnia uszy Anastazji.

Anastazja odchyla słuchawki od uszu. Hałas wydostaje się na zewnątrz.

– Rozumiem, że jutro też nie idę do szkoły? – mówi z przekąsem.

– Dlaczego miałabyś nie iść?! Naturalnie, że idziesz.

– Stąd? – Oczy Anastazji robią się większe.

– A co to za różnica skąd?

– I będę musiała iść w tych ohydnych, przepoconych ciuchach? – Anastazja z obrzydzeniem podnosi rąbek koszulki, którą ma na sobie. – Ale siara.

Znalazła się higienistka, myśli Natalia.

– Mówiłam, żebyś wzięła na zmianę.

– Nie mówiłaś.

– No to myślałam.

– Fajnie. Dzięki, mamo.

Anastazja wypowiada te słowa tonem obrażonej królewny i odwraca się do Natalii tyłem. Łoskot ze słuchawek ucicha, wlewając się znowu do jej uszu. To jej w końcu rozwali mózg, myśli Natalia. Trudno. Jutro się tym wszystkim zajmę. Jutro zaprowadzę tu wreszcie porządek. Ogarnę tę śmierć, ogarnę ten dom, nakażę Anastazji zmyć ten idiotyczny róż z włosów. Co to za moda w ogóle?! Chciała dopasować kolor włosów do skarpetek?! W końcu jestem matką. Kto mi zabroni zabraniać? I rozkazywać. Powiem jej też, że nie powinna tak głośno słuchać muzyki, bo bębenki sobie zepsuje czy cokolwiek innego, co jeszcze sprawnie działa w jej uszach. Pójdę do sąsiada, któremu matka rozwaliła mur. Może nawet z tego wszystkiego przestanę pić? Takie ładne postanowienie na czterdzieste urodziny. Zacznę wszystko od nowa. Tak.

W tym momencie staje jej przed oczami dzień trzydziestych trzecich urodzin, ostatnich, które były dla niej w jakiś sposób znaczące. Wszystko się zmieni, naturalnie. Już jutro.

------------------------------------------------------------------------

2 John Donne, Devotions upon Emergent Occasions, cyt. za motto do: Ernest Hemingway, Komu bije dzwon, przeł. Bronisław Zieliński, MUZA, Warszawa 2001.3

Mieszkanie Natalii. Czwarte piętro w sześciopiętrowym bloku na warszawskim Żoliborzu, okna wychodzą na park i staw albo kanał. Natalia nigdy tego nie zgłębiła, chociaż biega po tym parku co drugi dzień. Mieszkanie jest duże, jasne i ładne, panują w nim Ikea oraz perfekcyjny porządek. Dużo kwiatów – Natalia sama je sobie kupuje, bo kto ma jej kupować? Mąż od dawna jest były, a mężczyźni, z którymi się spotyka, nie dają kwiatów, ponieważ generalnie tylko biorą.

Sześcioletnia Anastazja śpi w swoim pokoju, którego ściany są w różowe słoniki. Po wakacjach pójdzie do pierwszej klasy podstawówki, ponieważ Piotr się uparł, żeby zaczęła szkołę jako sześciolatka. Niedługo pięciolatki będą posyłać do szkół i zupełnie nie będzie czasu na dzieciństwo, myśli Natalia i nie za bardzo właściwie rozumie, dlaczego zgodziła się, żeby to Piotr decydował o edukacji ich córki. Dla świętego spokoju. Natalia ma poczucie, że skraca jej dzieciństwo i przedwcześnie wypuszcza z gniazda, niczym kiedyś z ojcem jaskółki z okrągłego okienka na strychu.

To jeden z pierwszych dni od dwóch lat, kiedy Anastazja śpi wreszcie we własnym domu. Tak, właściwie większość poprzednich nocy, odkąd skończyła cztery lata, spędziła u dziadków, bo jej matka, czyli Natalia, postanowiła jednak przeżyć szumną, dumną i szaloną młodość i być przez chwilę niefrasobliwą kobietą bez zobowiązań. Postanowiła cieszyć się beztroską. Mieć to wszystko, co miały koleżanki bez dzieci, mężów, bez gotowania obiadów, smażenia naleśników i placków z jabłkami, prania pieluch i małych skarpetek, które nigdy nie łączą się potem w pary, bez płacenia rachunków, kredytów, własnych mieszkań i firm, bez kłopotów. Największym kłopotem było dziecko, Natalia myślała o nim jak o tatuażu na czole: musisz być stuprocentowo przekonany, że chcesz tego naprawdę. Natalia, wyrodna matka, rozdarta i zawieszona gdzieś pomiędzy chceniem a niechceniem.

Te beztroskie czasy w zawieszeniu Natalia będzie mimo wszystko wspominała z rozrzewnieniem. Zresztą: czy mimo wszystko?! Gdy o tym myśli, chciałaby tupnąć nogą.

Teraz nadszedł jednak czas, żeby się opanować. Anastazja idzie do szkoły, a ona wreszcie będzie odpowiedzialna. Wiek chrystusowy do czegoś zobowiązuje, to takie bardzo symboliczne. A może by tak przebić sobie bok i sprawdzić, czy wypłynie z niego krew i woda?

Natalia siedzi z Maryśką – najlepszą przyjaciółką od czasów przedszkola – przy niskim drewnianym stoliku w dużym pokoju.

– Nie masz, Natalio, nawet normalnego stołu i wszystkie posiłki musimy jeść zgięci wpół. Nie będziemy już do ciebie przyjeżdżać na obiady, jeśli się to nie zmieni.

– Dobrze, tato.

Maryśce zgięcie wpół nie przeszkadza, więc w tle George Michael robi „jea, jea”. Obie kochają go od czasów przedszkola albo prawie od tego momentu. Piją czerwone wino – to jest bowiem krew moja – i jedzą pizzę zamówioną przez telefon, którą przyniósł bardzo brzydki, pryszczaty chłopak. Ale nie szkodzi, ponieważ pizza jest pyszna i zawiera cztery rodzaje sera oraz sos śmietanowy i do tego jeszcze pieczarki. Tysiąc kalorii w jednym kawałku. Najlepsze przyjęcie urodzinowe, jakie Natalia mogła sobie wymarzyć.

– Wypijmy – mówi, sięgając po kieliszek.

– Za coś?

– Za to, że wszystko zmieniam. Od jutra. – Natalia podnosi kieliszek. – Słowo.

Maryśka patrzy na przyjaciółkę z lekkim niedowierzaniem.

– Wypić mogę – mówi, stukając kieliszkiem o kieliszek – ale nic z tego nie będzie – dodaje posępnie.

– Jak nic nie będzie?! No co ty! – obrusza się Natalia.

– Widziałaś na mieście te genialne plakaty z cytatem z Mrożka? – pyta Maryśka, wkładając sobie do ust kolejny kawałek pizzy. – Jutro to dziś, tyle że jutro?

– Świetne, nie widziałam. Ale że co?

– Właśnie. – Maryśka mlaska. – Twój problem polega na tym, że myślisz, że jutro to jakieś inne będzie. Wystarczy coś przesunąć czy przełożyć. I da się zrobić. Wychować. Napisać. Wytworzyć – wylicza.

– W sumie masz rację – odpowiada Natalia i polewa swój kawałek pizzy oliwą. Ty przemądrzała, moralizatorska cielęcino, dodaje w myślach.

– Uważaj, bo będziesz tłusta – mówi Maryśka, przyglądając się polewaniu. – Wiesz, jak to jest po trzydziestce. Nie można już zjeść bezkarnie kubełka lodów. Te czasy dawno minęły...

– Sama uważaj – odgryza się Natalia.

Maryśka zawsze była od niej chudsza i nawet teraz jest, mimo że Natalia wyszczuplała, ale jeszcze nie dość.

– No i dobrze – dodaje, a oliwa skapuje jej po brodzie na, oczywiście, szarą bluzę od dresu.

– Ale wiesz... – kontynuuje Maryśka z ustami pełnymi pizzy – wracając do twoich obiecanek. Niektórzy mają tę przewagę, że są przez życie krótko trzymani, i lenią się, lenią, a potem zbliża się termin i po prostu muszą, choćby mieli zdechnąć. Więc robią. Nas, niestety, życie za mordę nie trzyma – mówiąc to, Maryśka podnosi do ust kieliszek. – Zasadniczo więc nasza sytuacja jest gorsza niż na przykład na jakimś zadupiu.

– A z zadupia przecież się wyprowadziłam – podkreśla Natalia.

Wyprowadziła się z Pipidówy już dawno temu.

– Właśnie, bo wtedy musiałabyś dążyć do światła. A tak nie musisz.

– Żadna z nas nie musi. – Natalia z nabożną czcią unosi kieliszek, po czym dodaje: – Bo na to zapracowałyśmy.

– Zgoda. – Maryśka kiwa głową. – Ale chodzi o to, że ty odkładasz, przekładasz i każdy dzień jest tym ostatnim. Znów od jutra zaczynasz nowe życie. Ile razy to słyszałam, Nata!

– Weź, zejdź ze mnie, dzisiaj mam urodziny. Od jutra, please. Naprawdę we mnie nie wierzysz? – Patrzy na przyjaciółkę, uśmiechając się filuternie.

– Natalia, tak szczerze, to ja się trochę o ciebie martwię. Nie można bez przerwy imprezować i olewać córki, którą się jednak ma. Nadszedł ten czas...

– Pierdolisz jak ksiądz – przerywa jej Natalia, próbując odkorkować drugą butelkę wina.

– Ksiądz też człowiek, popierdolić musi.

Wybuchają śmiechem, ale Natalia wie, że Maryśka ma rację. Za długie już te wakacje. Urodziny to całkiem dobry moment na postanowienia.

– Ale jutro naprawdę od nowa, obiecuję. Wszystko to takie symboliczne.

– To teraz słucham. Jakie to będą zmiany? – Maryśka rozpiera się wygodnie na kanapie.

– Od jutra będę absolutnie poświęcać się Anastazji. Będę matką Polką, wspaniałą, przysięgam. Zapiszę ją na balet. I na angielski. I na chiński – wylicza Natalia. – Co myślisz o chińskim? Może to język przyszłości? Czy raczej japoński? Będę poświęcać jej bardzo dużo uwagi, czytać z nią książki i bawić się w dom i te różne pierdoły. Zgoda. Codziennie będę robić jej pyszne i wartościowe śniadania, obiady i kolacje, żadnych żelków, batoników i wafelków. Od jutra sama zacznę prowadzić zdrowy i sportowy tryb życia. Stanę się gigantem sportu. Nawet na tenis się zapiszę. Razem z Anastazją. Od jutra będę więcej czytać, i to wyłącznie wartościowe książki. Tak jak zawsze chciał ojciec. Jutro napiszę zaległy artykuł o spalarni śmieci i zacznę analizę nowej oczyszczalni w Markach, bo wiesz, dostałam ten projekt – przerywa wyliczankę i patrzy z dumą na przyjaciółkę.

– Gratuluję! – Maryśka unosi kieliszek. – Ochrona środowiska naszą przyszłością!

– Właśnie, właśnie. Aha, i złożę w końcu ofertę tej firmie... nieważne. Jutro przestanę się wreszcie głodzić, zacznę racjonalnie jeść... nieee, no kto to wytrzyma, Maryśka?!

– Wytrzymasz. Od jutra też nie pijemy – dodaje przyjaciółka i patrzy wyzywająco. – Jutro, kochana, powiemy alkoholowi wyraźnie, zdecydowanie, definitywnie...

– Raaaczej nie! – kończy za nią Natalia.

– Dobra, dobra! – Maryśka parska śmiechem. – Jutro naprawdę powiemy alkoholowi „nie”.

– Ale po co? – Natalia próbuje się buntować.

– Aha, i jutro zaczynamy dobrze się ubierać – Maryśka ignoruje pytanie. – Tak jak przystało trzydziestotrzylatkom. Żadna chuda suka Adriana nam nie podskoczy. Nawet kiedy będziemy szły do warzywniaka po kartofle.

– Nie kupuję kartofli... – mruczy Natalia, ale określenie Maryśki dotyczące żony jej byłego męża bardzo przypada jej do gustu. – Ona nie jest chuda – dodaje – ona jest karłowata!

– No to po brokuły, po brokuły! – Maryśka chichocze. – Kiedy będziesz szła po brokuły!

– Jutro też zabiorę się do kończenia podręcznika dla studentów – ciągnie Natalia.

– A zaczęłaś go w ogóle?

– Nie, ale jutro zacznę kończyć. Nie, jutro go skończę po prostu.

– Całkiem nowe życie od jutra zaczniemy – potakuje Maryśka. – Całkowicie. Jutro to wszystko pięknie zrobimy. Wypijmy za to, Natko, moja trzydziestotrzyletnia przyjaciółko.

– Powinnam dostać order... – Natalia stuka kieliszkiem o kieliszek i burczy pod nosem: – ...za to odkładanie i wieczne zaczynanie. Krzyż Zasługi albo kokardkę chociaż. Jutro, jutro, jutro.

Jutro, myśli Natalia dzisiaj, dzień po skremowaniu nie najświętszej Hanny, swojej matki z krwi i światłości, schodząc do piwnicy po kolejną butelkę.

Jutro, myśli, wracając z butelką na górę.

Jutro. Otwiera wino i włącza płytę. Pamiętasz, była jesień, śpiewa Sława Przybylska.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.Dziękuję Rodzicom.

Za to, że są przede wszystkim moimi przyjaciółmi. Za to, że bez nich nic.

Mężowi za nieustające wsparcie i doping. Oraz za to, że jest tak niezmiernie wyrozumiały i cierpliwie znosi moje fochy i potrzebę samotności, gdy piszę.

Pani Bogumile Genczelewskiej za to, że we mnie uwierzyła i dała mi szansę.

Ogromne podziękowania dla dobrego ducha tej książki, mojej wspaniałej Wydawczyni, Joanny Laprus-Mikulskiej.

Bardzo dziękuję Annie Jaroszuk za świetną współpracę, Ance Marszalik-Kraszewskiej za bezcenne rady i pierwszą recenzję, mojej ukochanej Jedynce za to, że jest, a także Michałowi Rusinkowi za wszystko, po prostu.

Marta
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: