Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Daleko od Bagdadu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Daleko od Bagdadu - ebook

Dwudziestego pierwszego czerwca 921 roku Ahmad ibn Fadlan, emisariusz kalifa, wyrusza z Bagdadu, by wypełnić ryzykowną misję w Bułgarii Wołżańsko-Kamskiej, na terenach dzisiejszej Rosji. Zostawia za sobą swoich mistrzów i towarzyszy z Domu Mądrości, który wzniesiono w Złotym Wieku Islamu. Niebezpieczeństwa, na jakie natrafia w drodze, sprawiają, że Ahmad zmienia cel swojej wyprawy i kieruje się ku ziemiom północnym, odkrywając zaskakujący, nowy świat.  Podczas podróży przeżywa zakazaną miłość z Zobaidą, piękną niewolnicą swojego wuja, co zmusza go do ponownego przemyślenia całego swojego życia.

Powieść Alberto S. Santosa powstała na podstawie arabskiego rękopisu spisanego przez samego Ahmada ibn Fadlana, ambasadora abbasydzkiego kalifa al-Muqtadira, który stał na czele misji dyplomatycznej do ziem bułgarskich. Zrelacjonował on swoją podróż do wschodniej i północnej części Europy w dzienniku, którego zachowała się jedynie niekompletna wersja.

Alberto S. Santos jest adwokatem, ukończył studia na Portugalskim Uniwersytecie Katolickim. Wydana w 2016 roku „Tajemnica Composteli” jest jego trzecią powieścią, wcześniejsze to: „A Escrava de Córdova” (Niewolnica z Cordoby) i „A Profecia de Istambul” (Proroctwo ze Stambułu).

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8031-743-7
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jest czas, by wyruszyć w drogę, nawet jeśli nie ma dokąd iść.

Tennessee Williams

Istnieje pięć stopni do zdobycia mądrości: milczenie, słuchanie, pamiętanie, opuszczenie domu i nauka.

Przysłowie arabskie

Rozum potrzebny temu, kto robi podróż daleką,
Łatwe jest wszystko w domu

Temu tylko wiadomo, kto wędrował wiele,
Kto zjeździł szmat świata,
Jakiego drugi człowiek ma ducha –
Jeśli sam obdarzon jest rozumem.

Niemądry mąż mniema, że wszystko wie,
Gdy bezpiecznie w własnym kącie siedzi,
A jednak nie wie, co ma odpowiedzieć,
Gdy go wypytują.

Pożyteczniejszego brzemienia człowiek nie dźwiga w podróży
Niż niezmierna mądrość;
Lepsza od pieniędzy w obcym kraju, –
Ona skarbem ubogiego.

Edda poetycka,
przeł. Apolonia Załuska-Stromberg, Ossolineum 1986Niniejsza powieść powstała na podstawie arabskiego rękopisu spisanego przez samego Ahmada ibn Fadlana, ambasadora abbasydzkiego kalifa al-Muqtadira, który stał na czele misji dyplomatycznej do ziem bułgarskich. Swoją podróż do wschodniej i północnej Europy zrelacjonował on w dzienniku, który zachował się jedynie w niekompletnej wersji.

Alberto S. Santos wykorzystał pewne opisane w owym tekście fakty jako punkt wyjścia do stworzenia tej wspaniałej i dynamicznej fikcyjnej opowieści, zatytułowanej Daleko od Bagdadu.Rozdział 1 Layla

Ahmad przeniósł wzrok ze stryja na złoty naszyjnik z bursztynowym sercem, który trzymał w dłoni. Pewnego dnia znalazł go w swojej komnacie. Nigdy wcześniej go nie widział, lecz mógł się domyślać, kto go tam podrzucił.

– Jeszcze nie jesteś gotowy? Czy ty wiesz, która godzina?!

Młodzieniec westchnął i wyjrzał przez okno. Pierwsze promienie słońca gładziły dachy miasta. Z wysokiego minaretu dobiegał przenikliwy głos muezina zwołującego wiernych na fadżr, pierwszą poranną modlitwę.

– Dzień dobry, stryju Nadirze, najbardziej spieszący się mieszkańcu Bagdadu!

– Kto ci to dał? – wycedził mężczyzna, wskazując na delikatny przedmiot. – Twoja narzeczona?

Ahmad podniósł wzrok i uśmiechnął się tajemniczo. Pomyślał o Layli, córce ważnego dostojnika dworu i wybranej przez stryja kandydatce na jego żonę. Kilka razy widział ją na dziedzińcu meczetu pod koniec piątkowych modlitw. Była piękna, a przynajmniej tak mówiono. Sugerowały to jej ciemne, podkreślone kajalem oczy spoglądające zza chusty. Ahmad nie mógł stwierdzić nic więcej w kwestii jej urody czy charakteru. Nie była specjalnie wysoka ani bardzo niska, chuda ani szczególnie otyła. I stryj Nadir, szanowany ambasador kalifa al-Muqtadira, nie wątpił, iż to właśnie ona stanowiła idealną kandydatkę na żonę. Ahmad od dziecka znał zasady: najpierw ślub, później miłość, następnie dzieci. Tak postępowali jego rodzice, jego dziadkowie oraz wszyscy przodkowie.

– Stryj wie, że nigdy nie spotkałem się z moją narzeczoną na osobności. Widziałem ją tylko z daleka.

– Może dziś się to uda. Rusz się, bo przyjęcie wcześnie się zaczyna!

Ahmad zerwał się na równe nogi.

– Czyli nie powiesz mi, kto ci to dał?

– Powiem stryjowi, gdy tylko sam będę wiedział – odrzekł, po czym w mgnieniu oka zniknął, kierując się w stronę pałacowego hammamu i rozmyślając o dziewczynie, która, jak przypuszczał, była właścicielką naszyjnika.

*

Ahmad ibn Fadlan był sierotą, bez ojca, bez matki. Odkąd pamiętał, obowiązki jego rodziców pełnił stryj Nadir, który najbardziej w świecie pragnął zapewnić mu świetlaną przyszłość wielkiego kadiego Bagdadu. To jednak nie napawało entuzjazmem jego bratanka, którego bardziej fascynowała wiedza, jaką zdobywał w Domu Mądrości. Relacje stryja z podróży, podobnie jak rozmowy prowadzone z obcokrajowcami podczas wydawanych w jego pałacu przyjęć wzbudzały w chłopaku wielkie emocje. Gdy Nadir wyruszał w dalekie i długie misje dyplomatyczne, przekazywał swoje obowiązki Bergowi, najstarszemu eunuchowi, któremu ufał w każdej sprawie. Był on starym Słowianinem, który dzień po dniu troszczył się o to, by w rodzinie panowała harmonia.

*

O wyznaczonej porze mężczyźni wraz ze świtą opuścili rezydencję. Pod palmą naprzeciwko pałacu żebrak prosił o jałmużnę. Nadir rzucił mu dwie monety, jako że w żadnym razie nie chciał, by ten dzień sprowadził na niego nieszczęście. Minęli Dom Mądrości, gdzie na Ahmada skinęło kilku przyjaciół. Należeli do grupy Młodych Mudżtahidów, która powstała i rozwijała się pod protekcją mistrza al-Balkhiego, perskiego mędrca i zaciekłego obrońcy starożytnej wiedzy, dziedzictwa pozostawionego ludzkości przez Greków, Chińczyków, Hindusów, Persów i Chaldejczyków. Hussein, przyjaciel Ahmada, wybiegł mu na spotkanie.

– Żenisz się jako pierwszy z nas. Mam nadzieję, że ci się poszczęści, jeśli chodzi o narzeczoną.

Młodzieniec wzruszył ramionami i uśmiechnął się z rezygnacją.

– Tak sądzi mój stryj. Jestem już dorosły. Ale nie myślcie, że się ode mnie uwolnicie! Niedługo do was wrócę. Niech tylko mistrz wróci z Balch i raz-dwa się spotkamy.

– Ahmadzie, pozwól na chwilę! – rzekł Hussein, po czym wziąwszy go na stronę i osłoniwszy mu ucho, wyszeptał: – Uważaj na Muhassina. Chodzi i rozpowiada różne rzeczy...

– A cóż ten kretyn wygaduje?!

Hussein był najlepszym przyjacielem Ahmada. Dorastali razem, drzwi w drzwi. Był dla niego bratem, którego nigdy nie miał. Bawił się z nim, stawał w szranki w pierwszych dziecięcych grach, nauczył się z nim pierwszych liter w mieszczącej się przy meczecie medresie. To Hussein zachęcił go do zapisania się do Domu Mądrości i to przy jego wsparciu zaczął namawiać mistrza al-Balkhiego, by podjął się nauczania zamkniętej grupy Młodych Mudżtahidów. Najlepszy przyjaciel Ahmada wyrósł na obiecującego, wybitnego matematyka, lecz dla nich największą wartość stanowiło wzajemne głębokie zrozumienie. Powierzali sobie najskrytsze tajemnice i bez wątpienia jeden za drugiego oddałby życie.

– Nie wiem, czy wiesz, ale Furat zamierzał wydać twoją narzeczoną za Muhassina, swojego syna.

– Wezyr Furat?! – parsknął Ahmad.

– Z czego się śmiejesz? Według kalifa to najpotężniejszy człowiek w Bagdadzie.

Ahmad przyciągnął go do siebie i wyznał:

– Może i najpotężniejszy, ale nie jest tak bystry jak mój stryj.

– Ej, uważaj! Muhassin pragnie zemsty. Wiesz przecież, że jest szalony, a teraz został prawą ręką ulemów, którzy nas nienawidzą. Tych, co to chcą zniszczyć wszystkich popierających naukę i wiedzę, a nie naśladownictwo. Chyba zdajesz sobie sprawę, że jest ich coraz więcej.

– Nie wygłupiaj się, wiedza jest niezniszczalna. To największy dar, jaki ofiarował nam wszechwiedzący Allah. Pamiętaj, że naszą opoką jest idżtihad!

Hussain przytaknął skinieniem głowy. Mistrz nauczał, że idżtihad traktuje pierwotne rozumowanie jako klucz do zrozumienia szariatu. Uznawano go więc za najważniejszą zasadę islamu, sugerując muzułmanom, że powinni stale dostosowywać się do zmian. Jednak wiatr historii zaczynał coraz mocniej dąć w przeciwnym kierunku. Muhassin, syn potężnego wezyra, obsesyjnie dążący do władzy, został twarzą nurtu zwanego taqlidem – naśladownictwem – który uznawał, że odkryto i poznano już wszystko. Według obrońców taqlidu, wrogich idżtihadowi, ludzkości nie była potrzebna głębsza wiedza, ponieważ Allah za pośrednictwem Koranu i słów Proroka przekazał ludziom wszystko, czego im było trzeba.

– Tylko ci mówię, bądź ostrożny!

Nadir się niecierpliwił.

– Ahmadzie, spójrz, która godzina!

– Dobrze, stryju! – odrzekł, a zwróciwszy się do przyjaciela, uściskał go. – Muszę iść – uciął.

– Co masz na szyi? – zapytał Hussein, zwróciwszy uwagę na niewielkie, twarde zgrubienie na piersi przyjaciela.

Wyciągnął rękę i odsłonił naszyjnik z bursztynowym sercem.

– Znalazłem go w mojej komnacie.

– Zobaida?!

– Być może...

– W życiu nie widziałem tak pięknej kobiety. Nadal ją kochasz?

– Przestań!

*

Hussain patrzył, jak przyjaciel się oddala. Kierując się do Domu Mądrości, gdzie miał dołączyć do kolegów, rozmyślał o sekretach Ahmada. Wiedział, że serce przyjaciela zajmowała najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Wiele razy w sekrecie wyznawał mu miłość do Zobaidy. Hussein wiedział, że zaskoczyła ich namiętność, z której skwapliwie korzystali, ciesząc się swoim szczęściem. Jednak Zobaida była niewolnicą, niewolnicą starego Nadira al-Haramiego, i umierała ze strachu, że jej pan się dowie, co wyprawia za jego plecami.

*

Ahmad ze stryjem ruszyli w dalszą drogę. Zaniepokoiła go rozmowa z przyjacielem. Muhassin. Zobaida. Sprzeczne uczucia. Jednak jego los został przypieczętowany. Musiał się do tego dostosować. Odetchnął głęboko i szedł dalej.

*

Layla mieszkała w pałacu. Jej rodzina dysponowała zastępem dworzan, którzy jej służyli, oraz przeznaczonymi do konkretnych zadań niewolnikami i eunuchami. Jednym z nich był Grek, który otwierając im drzwi, ukłonił się w pas ze słowami „salam alejkum” na ustach.

*

Na wpół obecny Ahmad w milczeniu uczestniczył w rytuałach, podobnie jak jego narzeczona. Żadne z nich samodzielnie nie podejmowało decyzji. Inni podjęli je za nich. Przybył już astrolog i wyglądało na to, że się spieszy. Być może oczekiwali go też inni klienci, niecierpliwi w swym pragnieniu, by dowiedzieć się, czy dany układ gwiazd im sprzyja. Horoskop prędko wykazał wzór, jakiego wszyscy sobie życzyli. Według kosmosu wszystko wyglądało idealnie. Narzeczeni nie mogliby sobie wybrać lepszego momentu na ślub. Położenie gwiazd było tak perfekcyjne, że nikt nie mógł podważyć ich planu. Ani nienawiść Muhassina, ani miłość Zobaidy. Machnięto wobec tego ręką na wieść o komecie, która ponoć przecięła niebo, zaburzając harmonię planet i gwiazd.

Po obiecujących przepowiedniach jedzono słodkości i pito herbatę, jednocześnie omawiając hojny mahr, jaki Nadir miał przekazać ojcu panny młodej. Layla nie pojawiła się. Jak to było w zwyczaju, Ahmad miał ją zobaczyć przed ślubem jeszcze raz czy dwa, spowitą chustą na dziedzińcu meczetu.

I tak oto wracali do pałacu: Nadir ukontentowany, Ahmad zaś czekając z niecierpliwością, aż wróci do swoich przyjaciół.

Jakiś czas później miasto obiegła wieść, że mistrz al-Balkhi powrócił z podróży do swojego rodzinnego miasta. Zajęcia w Domu Mądrości miały odbywać się ponownie. Niebawem wezwano Nadira, by przewodniczył misji dyplomatycznej do ziem Oguzów, a ślub nie mógł się przecież odbyć bez niego. Dlatego Ahmad nie wrócił do rezydencji swojej narzeczonej. Prawdę mówiąc, przez wiele tygodni nawet o niej nie myślał. O ślubie przypominała mu tylko niewolnica stryja, snując się melancholijnie po pałacu.

– Zobaido, już w ogóle się nie widujemy! – naciskał, gdy wreszcie złapał ją na osobności.

Dziewczyna spojrzała głęboko w jego ciemne oczy.

– Bardzo cię lubię, Czarnooki. – Tak nazywała go ona i przyjaciele. – Jednak to, co przeżyliśmy razem, już się skończyło! To nie ma sensu! Jestem niewolnicą twojego stryja, a ty wolnym, przystojnym młodzieńcem. Masz bogatą narzeczoną, na jaką zasługujesz. Nie chcę dalej ciągnąć tego szaleństwa!

– Czy aby nie mówiłaś mi, że mnie kochasz?!

– Ahmadzie, proszę...

Mężczyzna zdjął z szyi naszyjnik i pokazał go dziewczynie.

– Czy wiesz, co to jest?

– Oczywiście, że wiem! To jedyna cenna rzecz, jaką przywiozłam ze sobą z ojczystej ziemi. Teraz jest twój. To symbol uczucia, które nas połączyło. Mam nadzieję, że będzie ci o mnie przypominał...

Po tych słowach nie udało jej się już powstrzymać fali rozpaczy. Zalewając się łzami, uciekła do swojej alkowy, gdzie, przykryta kocami, szlochała bez wytchnienia. Już wcześniej postanowiła zrobić wszystko, by rana w jej sercu się zabliźniła, i przyjąć życie takim, jakie jest. Jednak zawsze, gdy nawiedzały ją natrętne wspomnienia utraconego dzieciństwa, blizna w jej sercu otwierała się na nowo, domagając się uleczenia. Gdy wtulała twarz w swoje łoże, nawiedzały ją obrazy z przeszłości. Okrutne porwanie gdzieś w obcym jej miejscu. Śmierć ojca, krzyki matki i ukochanego brata, których nigdy więcej nie zobaczyła. Ta scena rozgrywała się w jej głowie w nieskończoność w nocnych koszmarach, to dzięki nim jednak utracona rodzina nadal żyła w jej sercu. Gdy pytano ją, skąd pochodzi, odpowiadała wymownym milczeniem. Ciszą wyrażała swój własny bunt oraz szacunek dla ukochanych bliskich. Pełne przemocy wspomnienie było jej jedynym dziedzictwem, jedynym osobistym dobrem, jedyną więzią, jaką podtrzymywała z odległą i coraz bardziej mglistą tożsamością. Choćby nie wiadomo jak bardzo się starała, nie mogła sobie przypomnieć twarzy rodziny ani sprawców tego haniebnego czynu, a nawet miejsca, w którym się on wydarzył. Cierpiała z tego powodu. I wciąż nie wiedziała, jak uleczyć zranioną duszę.

– Pewnego dnia będę musiała się tego wszystkiego dowiedzieć, by ostatecznie zaznać ukojenia – zapewniała samą siebie, teraz już spokojniejsza, ocierając łzy wierzchem dłoni.

Trudno jej było zaadaptować się w nowej rzeczywistości, ale nie było innego wyjścia: śmierć lub akceptacja. A Zobaida nie chciała umierać. Kurczowo trzymała się zbudowanych na domniemaniach wspomnień niczym ostatniej deski ratunku i uczyła się żyć oraz poznawać świat. Wyrosła na smukłą piękność o długich, spływających po plecach blond włosach oraz lśniących błękitnych oczach. Nauczyła się śpiewać, czytać i studiować księgi swojego pierwszego pana, starego księgarza z Bagdadu. Aż pewnego dnia, gdy mieszkała już w pałacu Nadira, Ahmad przyłapał ją na czytaniu tomów, które przynosił z Domu Mądrości. To pomiędzy licznymi lekturami rozkwitła i rozwijała się ich miłość, a świat lśnił dla niej tajemniczym czarem aż do chwili, gdy uświadomiła sobie, że to uczucie nie ma przyszłości.

*

Czas mijał, aż wreszcie Nadir powrócił z wyprawy. Pewnego słonecznego dnia przed zachodem słońca Ahmad wraz z rodziną i przyjaciółmi uroczyście skierował swe kroki do domu narzeczonej, by świętować zawarcie małżeństwa. Oczekiwał na sędziego, który miał spisać stosowny dokument, gdy tylko, zgodnie z tradycją, narzeczona wyrazi swoją zgodę na zamążpójście. Nie czuł radości ani rozczarowania, jedynie rezygnację. Musiał wypełnić swoje przeznaczenie. Layla samotnie oczekiwała w sąsiedniej sali, stojąc przed lustrem i trzymając nad głową otwarty Koran.

Stryj Nadir wyprawił wielkie wesele dla niemal pięciuset gości. Było kosztowne, lecz w tym przypadku nie szczędził grosza. Nie miał własnych dzieci, a Ahmad był dla niego jak syn. Przybyło jeszcze więcej osób. Nic dziwnego, przecież cała dzielnica uważała się za zaproszoną – zamykanie bram w tak radosnym dniu było wbrew honorowi i etykiecie. Eunuchowie pilnowali jednak, by do posiadłości nie dostali się tufajli, czyli włóczędzy, pieczeniarze i nieudacznicy, którzy żyli wyłącznie z tego, co udało im się zdobyć. Znając zasady świętowania uroczystych dni takich jak ślub, tufajli utrzymywali sieć zorientowanych w mieście informatorów i mieli doświadczenie we wchodzeniu niepostrzeżenie do domów bogaczy. Tego dnia banda intruzów zakradła się w okolice pałacu, zaś jeden z nich dyskretnie umieścił okrągły kamyk w ościeżnicy. Podczas gdy zdesperowany służący próbował dojść, z jakiego powodu drzwi się nie domykają, tufajli prędko wkradli się do budynku, gdzie ubrani w pożyczone galowe szaty wymieszali się z gośćmi i jęli prowadzić z nimi zwyczajowe pogawędki.

*

Gdy tylko przybył sędzia w towarzystwie dwóch oficjalnych świadków, zrazu zasiadł za stołem, po czym chwycił kałamarz i dokumenty. Zaczynała się podniosła chwila. Dwóch świadków ruszyło do komnaty, w której przebywała Layla, by zgodnie ze zwyczajem po trzykroć, bez pośpiechu, zadać jej pytanie, czy przyjmuje mahr oraz wszelkie przyszłe dary, a także czy pragnie wyjść za Ahmada z własnej, nieprzymuszonej woli. Wrócili uśmiechnięci i ogłosili sędziemu rezultat rozmowy. Następnie, po uzyskaniu zgody narzeczonego, podpisaniu dokumentu oraz odczytaniu odpowiednich wersetów Koranu, Ahmad oficjalnie został mężem Layli.

Na dobrą wróżbę rzucano w górę złote i srebrne monety, po czym do sali wkroczyły grające na lirach tancerki, przed nimi zaś hojnie opłacona śpiewaczka, by opiewać wdzięk i urodę panny młodej. Piękna Layla powinna niebawem wyłonić się z wrót pałacowego haremu, przyozdobiona diademem dekorowanym kwiatami pomarańczy i jaśminu oraz okryta welonem z białego muślinu.

Jednak Layla się nie pojawiła.

Wtem w pałacu rozległy się krzyki paniki, wszyscy rzucili się ku wrotom. Kobiety i eunuchowie biegiem ruszyli do pałacowego haremu, po czym wrócili, przynosząc druzgocące wieści. Jedni obwiniali astrologa, inni tufajli, którzy teraz dziwnym trafem zniknęli bez śladu. Przyjęcie zamieniło się w piekło.Rozdział 2 Bramy idżtihadu

Ahmad chodził z opuszczoną głową ulicami miasta. Wrócił z Samary, dokąd zabrał go stryj na kilka tygodni, by doszedł do siebie po tym, co się wydarzyło. Nie kochał Layli, zabrakło czasu, by zdążył ją pokochać, lecz jej tragiczna śmierć oraz tajemnica, z jaką się wiązała, poruszyły go do głębi. Prześladowała go myśl, że mogło dojść do morderstwa. Medycy stwierdzili śmierć nagłą, spowodowaną nadmiarem emocji związanych ze ślubem. Swatki przypisywały nieszczęście gwiazdom: „Nie spytali porządnych astrologów”, szeptały między sobą. Jednak w sercu Ahmada zaczęło snuć swoją podstępną sieć czarne niczym pająk podejrzenie. Nie miał dowodów, lecz prawdopodobna kolej rzeczy, jaką przeczuwał, płonęła w jego umyśle. Teraz jednak musiał wrócić do zwykłego życia. Mistrz zwołał bowiem pilne zebranie Młodych Mudżtahidów.

Wszedł do kwadratowej sali w suterenie. Drżące światło poustawianych w narożnikach lampionów rzucało na białą ścianę falujące cienie dziewięciu mężczyzn. Rozrzedzone dymem, skąpe w tlen powietrze sprawiło, że młodzieniec zakasłał. Wziął głęboki oddech i zmrużył oczy, by przyzwyczaić wzrok do mroku. Mistrz, mężczyzna w średnim wieku o okrągłej i zdradzającej napięcie twarzy, skinął na Ahmada, wstał i poprosił, by ten usiadł obok niego. Młodzieniec przywykł już do głębokiej, podobnej wijącym się rzekom z jego map zmarszczki przecinającej czoło nauczyciela, która pojawiała się zawsze, gdy tylko jakieś zmartwienie trawiło jego duszę.

– Dziękuję, mój mistrzu – odparł, siadając po turecku i wodząc wzrokiem po pozostałych. – Dobry wieczór, przyjaciele!

Rozległ się szmer odpowiedzi na jego pozdrowienie. Znał ich od wielu lat, byli jego towarzyszami z zajęć w Domu Mądrości, gdzie od wczesnej młodości słuchali swojego mistrza, al-Balkhiego. Poważny wyraz twarzy zebranych pozwalał domyślać się, jakież to obawy sprowadziły ich na spotkanie.

– Dziękuję ci za przybycie, drogi Ahmadzie. Czekaliśmy na ciebie – ciągnął mistrz poważnym głosem, napełniając jego filiżankę schłodzonym naparem z mięty.

Ahmad rozejrzał się prędko wokół siebie. Brakowało tylko jednej osoby, Husseina, jego najlepszego przyjaciela.

*

Smakowała mu mięta. Ukoiła go i odświeżyła usta wysuszone palącym skwarem, który zostawił na ulicy. – Czemu zawdzięczamy tę poważną atmosferę?

– Świat się zmienia. Jesteśmy bardzo poruszeni! – mistrz mówił spokojnie, siedząc w swojej anielskiej pozie, jednak jego oczy błyskały w rytm niespokojnego serca. – Gdy byłeś poza miastem, w Bagdadzie wydarzyły się różne nieszczęścia – ciągnął, zawieszając wzrok w nieokreślonej próżni.

Ahmad zadrżał. Jego śniada twarz pobladła. W głębi serca przeczuwał, co się zdarzyło, gdy tylko spojrzał na miejsce, które pozostawało puste.

– Hussein?! Gdzie on jest?! Co się z nim stało?!

Mistrz zamilkł na chwilę i pogrążył się w myślach. Zmarszczył brwi i powoli przesunął dłońmi po swoich siwych, wypielęgnowanych włosach, jakby oczekując wewnętrznego objawienia. Wszyscy pamiętali, że zawsze powtarzał, iż cisza spożytkowana na myślenie i słuchanie stanowi źródło mądrości. I że rozwaga nigdy nikomu nie zaszkodziła. Jednak młodzieniec potrafił odczytywać jego milczenie.

– Zamordowali go! Niech Allah ma go w swej opiece! – wybuchł Ahmad, przeczuwając złe wieści.

Zerwał się na równe nogi i otworzył szeroko oczy. Jego twarz płonęła.

Mężczyzna oddychał głęboko, oszołomiony nieszczęściem. Jego podejrzenia się potwierdziły, stanowiąc równie dotkliwy cios jak niepokojąca śmierć Layli. Nie udało mu się powstrzymać emocji i wierzchem dłoni ocierał łzy. Ibrahim, inny serdeczny kolega Ahmada, zaczął go pocieszać:

– No już, uspokój się. Już nie możemy go uratować.

– To oni to zrobili?! – dopytywał chłopak, wracając na miejsce.

Mistrz pokiwał głową i podzielił się swoimi obawami. Wyjaśnił, że Hussein przystał na publiczną debatę z najbardziej radykalnymi ulemami na temat niezbędności idżtihadu.

– Zamykają się bramy idżtihadu. Jeśli będziemy siedzieć cicho, zatrzasną się dla islamu na dobre – ogłosił zdecydowanie. – Ulemowie to szaleńcy. Ścięli Husseinowi głowę, a przy ciele zostawili list.

– Mój mistrzu, co w nim napisali? – zapytał, wzburzony na samą myśl o torturach, jakie zgotowali jego przyjacielowi radykałowie.

Al-Balkhi wyjął zwój cienkiego papieru pochodzącego z jednej ze znakomitych samarkandzkich papierni i, przygnębiony, podał go Amhadowi. Ten natychmiast go przeczytał, po czym, pobladłszy, odwrócił wzrok. Odczuwał strach, a zarazem dumę. Zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, w jakim się znalazł, lecz jednocześnie widział w sobie bohatera Historii. Powtórzył w myślach dopiero co przeczytane słowa: „On jest pierwszy, lecz nie ostatni. Znamy was wszystkich. Jeśli nadal będziecie dążyć do swoich celów, właśnie taki was czeka koniec”.

Ta wiadomość stanowiła dla Ahmada potężny cios. Ci, o których mowa, byli przeciwnikami idżtihadu, prymatu rozumu i wiedzy, które Młodzi Mudżtahidzi utożsamiali z podstawami rozwoju ludzkości. Wraz z założeniem miasta Bagdad oraz ufundowaniem Domu Mądrości przez pierwszych kalifów abbasydzkich rozpoczął się rozkwit nauki. Zaczytywano się przekładami dawnych mistrzów oraz czerpano z nauk mędrców z ziem sąsiadujących z kalifatem, między innymi Hindusów czy Chińczyków. Prawo islamskie zezwalało wówczas na odkrywanie i interpretowanie świata w sposób niezależny od tego, co głosił święty Koran, tradycja, sam Prorok oraz opracowany przez jurystów konsensus. Przez długi czas naukowcy mogli sięgać po własne przemyślenia oraz logiczne rozumowanie, co działało na korzyść cywilizacji. Wyglądało na to, że to wszystko zaraz legnie w gruzach.

– Ulemowie coraz głośniej nawołują przeciwko idżtihadowi. Proklamowali przeciw niemu dżihad. Za wszelką cenę pragną ustanowić taqlid, filozofię opierającą się na naśladownictwie, która głosi powrót do czasów Proroka i ówczesnej formy islamu, która uniemożliwia rozwój nauki.

Ahmad wiedział, z czym to się wiąże. Poczuł ucisk w gardle.

– Jeśli uniemożliwią prowadzenie badań naukowych, a rozum przestanie być siłą napędową postępu i nowoczesności, to nawet jeśli zostaną zachowane założenia boskich objawień, jakich dostąpił Mahomet, czeka nas ogromny regres – skonstatował, rozemocjonowany, zrozumiawszy, że oto zamykają się wielkie bramy, które dotychczas karmiły jego młodzieńcze marzenia, jego bezkresne pragnienie wiedzy. – A kalif, co on na to?

– Bardzo dobrze wiesz, jaki jest al-Muqtadir. To posłuszny pionek, którzy trzyma się maminej spódnicy, zmanipulowany przez te swoje czarownice, damy dworu, nie mówiąc już o wpływowych wezyrach. Przejmuje się głównie utrzymaniem swojego haremu.

Ahmad spuścił ciążącą mu niczym ołów głowę ku podłodze, która osuwała mu się spod stóp. Jego myśli wyruszyły, zawrotnie pędząc niczym na latającym dywanie, ku chwilom szczęśliwego dzieciństwa, niespokojnego chłopięctwa, gdy dorastał, oślepiony wiedzą wynoszoną z Domu Mądrości. Nie da się tego przywrócić tak samo jak jego nieszczęśliwego małżeństwa. Ahmad zacisnął wargi, próbując opanować ból. Westchnął i powrócił do chwili obecnej. Od niej nie mógł się uwolnić, była jego nowym więzieniem.

– Hej, Ahmadzie, głowa do góry! Zebraliśmy się, by wspólnie podjąć pewne decyzje – wyszeptał mistrz.

– I do czego doszliście? Wygląda na to, że nas zdemaskowali albo ktoś nas wydał. Zamordowali Husseina i nie chcą na tym poprzestać... I nikt nie wybije mi z głowy tego, że śmierć Layli była morderstwem...

– Uspokój się, może tylko tak straszą... – szukał pociechy Ibrahim. – Gdyby było inaczej, zwróciliby się do nas w liście po imieniu. Zaś co do śmierci Layli, z tego co mi wiadomo, nie ma dowodów.

– Ibrahimie, Ahmad ma słuszność – zaoponował mistrz. – Z pewnością sporo o nas wiedzą i nie możemy ryzykować, by nas wymordowali, jednego po drugim, nim ktokolwiek zdąży nas docenić.

– Co w takim razie proponujesz? – rozległ się niespokojny głos.

Al-Balkhi był człowiekiem rozważnym. Uwielbiał swoje mapy, na których kreślił zarysy świata, i zawsze powtarzał, że nim zaznaczy się jakąś granicę, ukuje termin czy opisze ocean, należy osobiście to miejsce zobaczyć lub oprzeć się na relacji kogoś, kogo darzy się wyjątkowym zaufaniem.

Jednak myśli mistrza zaprzątały wówczas inne troski. Ponieważ z entuzjazmem interesował się coraz lepszym poznaniem nowych, niezbadanych dotąd obszarów umysłu i ciała, a także zaburzeń harmonii pomiędzy nimi, stanowiących podłoże chorób fizycznych i psychicznych, lepiej niż jakikolwiek inny uczony zdawał sobie sprawę z tego, że obsesja jest potworną chorobą, zdolną zamienić ludzi w stworzenia pozbawione rozumu. Tymczasem rozum to dar boży, który należało za wszelką cenę zachować.

– Myślę, że rozwaga zaleca pragmatyzm. Najlepiej będzie, jeśli zawiesimy spotkania do czasu, aż pojmiemy, kim są nasi wrogowie i co zamierzają. Nie warto niepotrzebnie ryzykować.

Ahmad przytaknął, lecz w głębi jego serca skrystalizowało się przekonanie, którym podzielił się cicho z opustoszałym miejscem w sali:

– Husseinie, nie wiem jeszcze w jaki sposób, ale pewnego dnia cię pomszczę.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: